- 1 -
Nikt właściwie dobrze nie znał jego imienia. W klasie nazywano go "Cygan". Był chłopcem średniego wzrostu, miał czarne oczy i czarne kręcone włosy. Uczył się dobrze, ale nie miał przyjaciół. "Przecież to Cygan" - mówiono między sobą - "na takiego - to trzeba uważać".
W parafii zbliżała się wielka uroczystość - przyjazd księdza biskupa. Tak dostojnego gościa należało odpowiednio powitać. Ksiądz proboszcz, który przygotowywał całą uroczystość powitania, powiedział, że w delegacji dzieci pójdzie ten, który będzie miał najlepsze oceny z trzech kolejnych sprawdzianów z religii. Konkurs przyniósł zaskakujące zwycięstwo. Wyobraźcie sobie, wygrał "Cygan"! Kiedy ksiądz ogłosił wynik, cała klasa krzyknęła: Przecież to >Cygan<! A ksiądz powiedział wówczas: "Widzę, że mój wybór jest dobry i całej klasie, oprócz "Cygana", polecił w domu przeczytać fragment z Ewangelii św. Mateusza o kobiecie kananejskiej, która przychodzi do Chrystusa z prośbą o pomoc.
Ks. Molenda B., Bóg bogaty w miłosierdzie, BK 1 /1987/, s.11
- 2 -
W 1937 roku wydarzyła się we Włoszech tragiczna katastrofa kolejowa. Jednym z pasażerów pociągu uczestniczącego w katastrofie był Antonio Tamburro, który w tym wypadku stracił wzrok. Lekarze orzekli, że jego ślepota po tym wypadku jest całkowicie nieuleczalna. Chyba, że zdarzy się cud. Pięćdziesięcioletni Antonio ojciec ośmiorga dzieci, nie załamał się i postanowił, że będzie prosił Pana Boga o cud uzdrowienia. Przez 3 lata codziennie uczestniczył we Mszy Św. i przyjmował Komunię św. Jednego dnia, po przyjęciu Komunii świętej poczuł w swoim sercu wielką wewnętrzną radość. Kiedy powstał z klęczek, ku swojemu zdumieniu i rozradowaniu stwierdził, że zaczął widzieć. Ze łzami w oczach udał się przed wielki ołtarz, aby uklęknąć przed tabernakulum i podziękować Bogu za cud odzyskania wzroku. Historia modlącego się z wiarą i wytrwałością Antoniego Tamburro wprowadza nas w ducha dzisiejszej Ewangelii, w której Chrystus przypomina nam obowiązek wytrwałej i pełnej wiary modlitwy.
KS. MARIAN BENDYK ŻYĆ EWANGELIĄ - A -
- 3 -
Widziałem, jak kiedyś chłopcy wybiegali z kościoła i zderzyli się w bramie. A później zaczęli się strasznie bić, przeklinać. Poganie, którzy nie znają Boga, lepiej by się zachowali... A oni, zaraz po Mszy świętej, jakby zapomnieli, że przecież Pan Jezus mówił przed chwilą do nich; jakby zapomnieli...
W kościele też różnie bywa z zachowaniem niektórych dzieci. Kiedyś widziałem, jak obcokrajowcy - poganie, zwiedzali piękny kościół farny w Poznaniu. Z dużym skupieniem, wiedząc, że inni się modlą, przechodzili od ołtarza do ołtarza. Nikt głośno nie rozmawiał, wiedzieli, że to jest dom modlitwy i chociaż sami nie byli chrześcijanami, to jednak potrafili uszanować świętość domu Bożego. A jak nieraz jest z dziećmi naszej parafii w kościele, to już nic muszę wam mówić. Może więc i na to zwrócilibyśmy naszą uwagę, bo to jest początek tego, by zostać prawdziwym misjonarzem. Najpierw sam muszę żyć wiarą, którą mam przekazać innym!
Ks. Bogdan Molenda - ŻYĆ WIARĄ, BY JĄ PRZEKAZAĆ INNYM BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2 (137) 1996
- 4 -
Kilka lat temu, w jednym z codziennych pism w niedzielnym wydaniu podawane są pytania, na które czytelnicy mają odpowiedzieć, aby lepiej mogli poznać swój charakter. Ta stała pozycja nosi tytuł: „Raz w niedzielę psychozabawa”.
W jednym z numerów rzucono czytelnikowi pytanie: „Sprawdź, jakim jesteś sąsiadem!”. Redaktor od psychozabawy pytał: „Czy korzystasz częściej niż raz w miesiącu z telefonu sąsiadów? Czy pożyczasz od nich drobne rzeczy? Czy interesujesz się ich rodziną?” itd. Należało odpowiedzieć na te pytania. Postawić sobie stopień, dodać wyniki, a potem odczytać ocenę redaktora. Za dobrego sąsiada uznano tego, kto nie korzysta z telefonu, kto nic nie pożycza, kto nie zna swych najbliższych zza ściany.
Ks. Płatek K., Zbawimy się we wspólnocie, BK 1(95) /1975/, s. 6