Księża z Wyborczej”
Jestem prostym człowiekiem. Nie mogę zrozumieć wielu rzeczy. Jedną z nich jest obecność katolickich kapłanów na łamach „Gazety Wyborczej”.
Czasem czytałem te ich wywody. Panowie w koloratkach, którzy ślubowali wierność Kościołowi, prześcigali się w składaniu publicznych donosów - na swój Kościół właśnie. Często ubolewali, że nasza wspólnota niedzisiejsza jest, strasznie zacofana. Że ona taka polska (rozumiecie, dzisiaj to obelga), a nie europejska, czy światowa. Że przeżera ją rak nacjonalizmu (bowiem „Gazeta Wyborcza” uznaje polski nacjonalizm za niewybaczalną zbrodnię).
Dalej, biadolili gazetowi denuncjatorzy, polski Kościół jest bardzo represyjny. Bo stale czepia się biednych ludzi, o jakichś tzw. grzechach im przypomina, i jeszcze piekłem ich straszy. Czym bardzo stresuje grzeszników, w poczucie winy ich wpędza - zamiast tak serdecznie, tak optymistycznie mówić rzeczy proste, łatwe i przyjemne.
Słowem - polski Kościół nie spełnia wysokich norm moralnych, jakie reprezentuje choćby środowisko „Gazety Wyborczej”. A przecie mógłby być inny. Taki po amerykańsku „hepi” i „kul” - zawsze wyrozumiały, klepiący poufale po plecach, udzielający hurtowych, bezbolesnych rozgrzeszeń. Gdyby tylko zechciał posłuchać światłych rad publicznych donosicieli…
Gwiazdorzy i nierządnice
Niedawno pewien znany zakonnik rzucił oskarżenie, właśnie na gazeto-wyborczych łamach, że połowa polskich księży to antysemici. Nie mam pojęcia, jak on to policzył. Wiem, że w dzisiejszym świecie taki donos może okazać się bardzo groźny.
Mam w pamięci, jak przed laty „Gazeta Wyborcza” opluła powstańców warszawskich (że pono „wytłukli mnóstwo niedobitków z getta”). Pamiętam, jak czujnie tropiła wypowiedzi i gromiła „niesłuszne” wypowiedzi Papieża i przedstawicieli Episkopatu.
Jednak, najwyraźniej, to wcale nie przeszkadza kapłanom parającym się gazetowym donosicielstwem. W razie potrzeby, potrafią zasłonić się samym Chrystusem, przypomnieć, że i On jadał z grzesznikami, czym gorszyli się faryzeusze.
Tylko, że Mistrz z Nazaretu poszedł do grzeszników, aby ich nawracać. A tutaj jakoś nie dostrzegam chęci ewangelizowania gazetowych „celników” i „nierządnic”. Bardziej przypochlebianie się im, a przy tym radość z kopania swoich. Niekiedy jeszcze upojenie własnym medialnym gwiazdorstwem.
„Zabijcie to dziecko!”
Wciąż mam przed oczami sprawę dziecka „Agaty” - czternastolatki z Lublina, nakłonionej do aborcji. I nie mogę zapomnieć, jaką rolę odegrała w tej sprawie „Gazeta Wyborcza”.
Nie, nie będę wyliczał nazwisk wielkich redaktorów, cytował ich myśli, powtarzał ich argumentów - dlaczego dziecko „Agaty” miało zostać zabite. I tak, bez tego, świat pełen jest plugawych słów, napisanych przez podłych ludzi.
Gorliwość, z jaką gazetowo-wyborcze kręgi szczuły do mordu, zaszokowała świat dziennikarski, który przecież widział już niejedno.
„Szybciej, zabijcie to dziecko, póki czas. Zabijcie je, drodzy redaktorzy z `Gazety Wyborczej', zostało wszak tylko kilka, kilkanaście dni. Zabijcie je, na co czekacie?” - skomentowała zacietrzewienie proaborcyjnych fanatyków „Rzeczpospolita”.
Zabili. Po medialnej nagonce, przy wydatnej pomocy pani minister zdrowia z PO, „Agatę” oddano w ręce „lekarzy”. A ci ludzie (co ślubowali służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu) „wyskrobali”, pocięli na kawałki 12-tygodniowego małego człowieka - z bijącym już sercem, z funkcjonującą wątrobą, trzustką i przysadką mózgową, z ukształtowanymi rączkami i nóżkami. Małego człowieka posiadającego już zdolność odczuwania bólu. Żywą istotę, która dzisiaj bawiłaby się w gronie innych berbeci, przeżywała swe radości i smutki.
Co stało się ze szczątkami ofiary? Co zrobiono z ciałem dziewczynki, a może chłopca? Czy spalono je w szpitalnej kotłowni? A może wyrzucono na śmietnik? Do ścieków? Nie wiem.
Ofiara bez grobu. Zbrodnia bez kary.
Nam pozostało poczucie potwornej niemocy i moralny kac. Żyjemy w (podobno) katolickim kraju. Są nas, chrześcijan miliony. Miliony polskich katolików patrzyło bezsilnie na tę egzekucję. Dziecko - żywy człowiek! - było mordowane, a my na to patrzyliśmy. Poprzestaliśmy na słowach ubolewania - tylko na słowach; na wyrazach oburzenia, na pustym gadulstwie.
Czy Bóg wybaczy nam tę śmierć?
Kwestia smaku
Kiedy więc widzę wytwór kolejnego sługi Bożego, wylewającego swe żale na gazeto-wyborczej niwie, nurtuje mnie myśl: jakim sposobem wielebny autor wypchnął ze swej pamięci obraz dziecka „Agaty”? Jak wytłumaczył sobie, jakich argumentów użył wobec własnego sumienia, skoro stwierdził, że katolickiemu księdzu godzi się publikować na TAKICH łamach? Czyżby uznał, że nic strasznego się nie stało?
Choć złotouści denuncjatorzy w jednym mają rację - w polskim Kościele nie dzieje się najlepiej. Ich gazetowe wyczyny są tego wyraźnym dowodem.
„Wzrastanie” luty 2011
Andrzej Solak