Nadzieja na wszystko
Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? Tak pisał do Rzymian i pisze do nas apostoł Paweł. Słowa głębokiej wiary i mocnej nadziei. Nie tej nadziei, którą mienią „matką głupich”, ani tej, która pociesza, że „jakoś to będzie”. Takie nastawienie nie zasługuje na miano nadziei, a już na pewno nie jest to nadzieja, którą można by w Bogu lokować. „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” - Taka jest nadzieja człowieka wierzącego. Jakkolwiek by Boga nazywał i do jakiejkolwiek wspólnoty wierzących należał. Taka jest nadzieja ludzi przekonanych, że nie jesteśmy przypadkowymi liśćmi na wietrze, ani topniejącymi w powietrzu płatkami śniegu. Każdego i każdej z nas Bóg chciał, każdego i każdą zna po imieniu - to nie moje słowa, to słowa Biblii (por. Wj 33,17; J 10,3; Ap 2,17). Zatem - Bóg jest z nami.
Apostoł Paweł wskazuje najgłębszy motyw naszej wiary i nadziei. Powiada, że skoro Bóg wydał za nas swojego Syna, to jakże miałby nam nie darować wszystkiego. W tym momencie trzeba popatrzyć na krzyż... I uświadomić sobie, że Ukrzyżowany to nie tylko człowiek, choćby najzacniejszy. To Boży Syn. Nie pojmujemy, dlaczego potrzeba było aż krzyża. Ale skoro tak już się stało, to znaczy, że Bóg chce dać człowiekowi absolutnie wszystko. Właśnie takiego słowa użył apostoł: darować wszystko. Nie bierzmy tego w naszym przyziemnym rozumieniu, nie rozmieniajmy Bożego daru na drobne. Chodzi o coś więcej niż suma wszystkich naszych spraw i potrzeb. Bóg jest z nami w drobiazgach naszej codzienności. Ale tym bardziej będzie z nami w chwilach ważnych, wielkich i radosnych, ale - ufamy - także w trudnych i bolesnych.
Popatrzmy na Abrahama w dramatycznej sytuacji przedstawionej w pierwszym czytaniu. Idzie ze swoim trzynastoletnim synem Izaakiem. Synem obiecanym przez Boga. Idzie, by na wskazanym przez Boga wzgórzu złożyć dziecko w całopalnej ofierze. A to znaczy - zabić. Straszne. W tamtej epoce składanie ludzi, zwłaszcza dzieci, w ofierze było praktykowane. Mimo to - zabić własne dziecko... Nie, to niesamowite. I jak Bóg czegoś takiego może żądać! A jeśli nawet może żądać - co dla człowieka tamtych czasów było zrozumiałe, to jak Bóg może przeczyć własnym obietnicom? Bo Izaak, ten kilkunastoletni chłopak, miał stać się praojcem licznego narodu. Apostoł Paweł o zaistniałej sytuacji pisze w liście do Rzymian tak: „On to - Abraham - wbrew nadziei uwierzył nadziei” (4,18). Jakby było za mało mieć nadzieję, trzeba jej jeszcze uwierzyć. Zauważmy jeszcze jeden rys tego dramatu: samotność Abrahama. Samotnie jest powiernikiem Bożych obietnic i planów. Samotnie zmaga się z kolejnymi wyrastającymi przed nim trudnościami. I wreszcie samotnie idzie z Izaakiem na wyznaczone miejsce. Czy to nie obraz naszego życia? Wiemy, że Bóg jest blisko, rozmawiamy z Nim - jak Abraham - na modlitwie. A zarazem bywamy nieraz przeraźliwie samotni. Samotni wobec wyrastających przed nami zadań, przeszkód, pokus, kłopotów... Takie chwile samotności potrafią zwalić z nóg, potrafią zabić. A Jezus na krzyżu? Jezus umierający na krzyżu nie mówił „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam” On wołał inaczej: „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił!” Gdzie i jak w takiej godzinie szukać nadziei? Jak uwierzyć nadziei, jeśli wszystko właściwie się skończyło? W naszym życiu też bywają takie godziny, dni, nawet lata. Powiedziałem, że takie chwile potrafią zabić. Ale to nie trudności zabijają. Największym wrogiem jest wtedy własna słabość, zwątpienie, gniew, bunt, bezmyślność...
Sytuacja Abrahama wyjaśniła się. To była „tylko” próba. Dramatyczna, ale też nic więcej. Zaś Jezus na krzyżu umarł. I do chwili Jego śmierci nie wyjaśniło się nic. Zmartwychwstanie objawiło się dopiero po trzech dniach. A jak jest i jak będzie w moim życiu? W twoim? Nie wiem. I wcale nie chcę wiedzieć już dzisiaj. Na pewno będzie inaczej, niż czasem się wydaje mnie lub tobie. Życie pisze scenariusze bardzo różnorodne, a Bóg potrafi je wszystkie wbudować w plan naszego życia. W każdej sytuacji jednego potrzeba - uwierzyć nadziei, nawet wbrew nadziei. Jak Abraham... Przecież gdy szedł z Izaakiem na górę ofiarowania, w jego sercu, w jego myślach, w jego duszy musiała być zupełna pustka, przepaść bez dna. Szedł, rozmawiał z synem, odwracał jego uwagę od tego, co miało się dokonać. Ilu ja spotkałem w życiu ludzi, którzy potrafili zachować się podobnie. Śmiertelnie chorzy - a służyli bliskim, nie dając niczego po sobie poznać. Ze zrujnowanym życiem - a byli oparciem dla znajomych i przyjaciół, którzy się niczego nie domyślali. Inni bez środków do życia - a spod ziemi potrafili coś zdobyć, by wspomóc bardziej potrzebujących. Jeszcze inni sami ścigani przez okupanta (albo i przez ubeka) - a organizowali kryjówki i fałszywe dokumenty dla zagrożonych. Ty pewnie też znasz takich ludzi. Może zresztą mówię o kimś z was. Bo ludzie silni nadzieją nie spadają z nieba, oni są z tej ziemi, tacy jak my. Jezus zaprowadził na górę Tabor trzech swoich uczniów - tych najwierniejszych, którzy byli trzonem całej dwunastki. Zaprowadził ich na górę zawsze pełną światła, odsłaniającą wspaniały widok na całą okoliczną krainę, aby ukazać im część swego majestatu i swej chwały. Część - bo pełnia chwały Jezusa i majestatu Boga to niebo. Tu, na ziemi dostępna może być tylko cząstka. Ile po tym widzeniu zostało w owej trójce siły, wiary, nadziei? Wiemy, że to przeżycie nie uczyniło ich bohaterami. W dniu próby, w Wielkoczwartkowy wieczór pouciekali z innymi, a Piotr na dodatek jeszcze się wypierał Jezusa. Tak, pouciekali. Ale niezbyt daleko. Wkrótce zebrali się razem i czekali. Nie rozumieli, na co czekają. Mieli jednak nadzieję, że to wszystko ma jakieś znaczenie, a rozwiązanie przyjdzie. Nie rozumieli, co znaczy „powstać z martwych” - zresztą, my też nie rozumiemy. Mamy jednak nadzieję, że w właśnie w zmartwychwstaniu zyskamy od Boga wszystko.-------------------2-----------------------------Jeśli ktoś był w górach to wie, że jest to wyjątkowe miejsce: być może te piękne widoki, świat widziany jakby z lotu ptaka sprawia, że w górach czujemy się jakby bliżej nieba, bliżej Boga.
Właśnie w takim klimacie, na górze ma miejsce wydarzenie, które nazywano Przemienieniem Pańskim - opisane w dzisiejszej Ewangelii. Relacje biblistów podają, że Jezus Chrystus ukazując swoje Bóstwo - potwierdzone głosem Boga Ojca: To jest mój Syn umiłowany Jego słuchajcie” - przygotowuje Apostołów na wielkie dni Triduum Paschalnego, czyli na trudne doświadczenie męki i ukrzyżowania ich mistrza. Chrystus wybrał trzech: Piotra, Jakuba i Jana. Tych trzech apostołów chciał szczególnie umocnić, ponieważ oni stali się filarami Kościoła, i umacniali - budowali innych w wierze. Tak więc Piotr, Jakub i Jan przekonują się doświadczalnie, że ich nauczyciel nie jest tylko wybitnym, wyjątkowym, wspaniałym człowiekiem - Mistrzem, ale że On jest prawdziwym Bogiem. To umocnienie jest bardzo ważne, bo tylko silna wiara, pełne zaufanie Chrystusowi pomoże im przetrwać wszystkie próby, załamania, prześladowania, wszelkie trudności, po to aby Chrystusowy Kościół trwał, aż do skończenia świata. I trwa już ponad 2000 lat… pomimo wielu trudnych doświadczeń znanych nam z historii i czasów współczesnych… Kościół trwa i daje możliwość zbawienia współczesnym…
W dzisiejszą II niedzielę Wielkiego Postu Kościół chce także i nas jakby wyprowadzić na Górę Przemienienia, abyśmy inaczej spojrzeli na świat, na problemy, na drugiego człowieka, spojrzeli jakby z góry, z punktu widzenia Boga w świetle blasku Chrystusa jaśniejącego. Bóg pragnie, abyśmy dostrzegli Jego obecność w tym wszystkim co się wokół nas dzieje. Pragnie abyśmy usłyszeli i zapamiętali na zawsze że Chrystus to umiłowany Syn Boży, którego winniśmy słuchać… „T o jest mój Syn umiłowany Jego Słuchajcie”
A co On mówi? Od początku nauczania Jezus prosi: „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Czyli przemieniajcie swoje życie, zmieniajcie, dostosujcie swoje życie do Ewangelii, a nie jak niektórzy to robią - starają się dostosować Ewangelię do swojego życia - wybierając z niej to co przyjemne, wygodne nie wymagające… Prawdziwa przemiana, nawrócenie polega na codziennym wpatrywanie się w Boga - Jezusa Chrystusa i uznanie Go za Pana i według Jego nauczania Jego przykazania realizowanie życia. Dlaczego? Bo nie ma innej drogi do Nieba.--- „Ja jestem drogą, prawdą i życiem „ - mówi Chrystus - nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.
Umiłowani, rozważając Tajemnicę Przemienienia Pańskiego, prośmy Boga, o przemianę naszego życia. Prośmy o wiarę w Niego, o zaufanie, przekonanie, że On wie najlepiej co dla nas dobre, i prośmy o nadzieję którą wyrażaliśmy powtarzając refren psalmu responsoryjnego: w krainie życia ujrzę dobroć Boga. Prośmy o nadzieję, że osiągniemy Niebo. Czy jest to możliwe? Czy jest możliwe abyśmy nawrócili się, przemienili swoje życie i doszli do nieba? JEST to możliwe. Taką możliwość daje nam Chrystus, który przez Kościół zaprasza nas na Górę Przemienienia, którą jest niedzielna Eucharystia.
W Eucharystii, w tej Mszy Świętej Jezus staje się obecny, wszyscy jesteśmy świadkami wielkiej tajemnicy przemiany chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. Jeśli kto spożywa moje ciało i pije moją krew ma życie wieczne!
Tak więc podobnie jak apostołowie jesteśmy uczestnikami przemienienia pańskiego. Uczestnicząc zaś tym Przenajświętszym sakramencie w konsekwencji wzmacniamy naszą wiarę, nadzieję i miłość, przemieniamy swoje życie, nawracamy się…
Bracia i Siostry! Niedzielna Msza Święta to nasza Góra Przemienienia. Tu widzimy Ciało Chrystusa, możemy je dotknąć i przyjąć do swego serca. Korzystajmy z tej ogromnej szansy, możliwości, a wtedy z pełnym zaufaniem i pokojem w sercu powtórzymy za autorem 116 psalmu: w krainie życia ujrzę dobroć Boga. Amen.