CUD PROSTODUSZNOŚCI
Za szybko tracimy dzieciństwo, a z nim prostotę i wiarę w cudowność. Szkoda…
*
To było dawno, jeszcze przed mediami, gdy wieści przynosili wędrowcy i konni pocztylioni, nie tak często zresztą. Czasem pojawiali się też Cyganie, ale od tych trzymano się z daleka, bo miano ich za złodziei i porywaczy dzieci. I zdarzali się też wędrowni kuglarze. Dwoje takich już odwiedziło kiedyś tę wieś z teatrzykiem niby to dla dzieci. Teraz przybył z nim tylko on i tak jak przedtem miało odbyć się przedstawienie pod wielkim wiązem nieopodal kościoła. Teatrzyk i baśń bywały raczej proste, ale z dziećmi przyszli tam prawie wszyscy mieszkańcy z sołtysem, proboszczem, urzędnikiem, lekarzem i strażnikiem. Mówiono o tym staruszku kuglarzu, że jest urzekaczem serc, więc każdy chciał się poddać słodkiemu czarowi baśni. Na kurtynie namalowany był śmieszny osioł w okularach, siedzący z książką w fotelu, przy którym przycupnął zasłuchany chłopiec. Nad nimi uśmiechała się do wszystkich maska z przymrużonymi oczami. Zza niej dobiegł ciepły głos proszący, by potraktować postacie z baśni, jak żywe, czujące istoty. Podniesiona kurtyna odsłoniła ogród i ogrodnika, aż do pogardy dumnego ze swej pięknej żony, dorodnego synka i wielkich owoców. Nikogo tam nie wpuszczał. Któregoś dnia ujrzał starego żebraka (za którego przebrał się święty Deotym), który zgłodniały sięgnął po wystającą poza płot brzoskwinię. Ogrodnik rzucił się na niego z kijem i przepędził, ku niezadowoleniu zerkającego z nieba Pana Boga. Żebrak odszedł, pozostawiając na drodze upuszczony owoc, który chwyciła zła wróżka i podrzuciła bawiącemu się beztrosko w ogrodzie synkowi ogrodnika. Owoc zdał się dziecku piękniejszy i słodszy od wszystkich, ale skąd mogło wiedzieć, że został zatruty i że odbierze on mu pamięc i dobre uczucia. Takim porwali go Cyganie, a on stał się w ich obozie najgorszym dzieckiem, którego bali się nawet dorośli. Nie pamiętał on też o rodzicach, którzy osiwieli, a ogrodnik ze łzami stracił powoli swoją pychę. Jednak nie stracili nadziei, że synek wróci, dlatego furtka od ogrodu była wciąż otwarta. I znów trafił tam żebrak, przyjęty tym razem gościnnie, oddał ogrodnikowi nadgryzioną brzoskwinię i kazał ją położyć przy łóżku, bo ktoś przyjdzie i zje ją całą. Nocą zakradli się tam Cyganie z najgorszym wśród niech łobuzem. Ten zdumiony otwartą furtką i drzwiami od domu, wszedł z dziwnym drżeniem do środka i ujrzał śpiącego przy zapalonej świecy człowieka, a przy nim na talerzyku soczysty owoc. Nie mógł się oprzeć i sięgnął poń… Słodycz rozeszła się mu po całym ciele i duszy, usuwając z niej coś mrocznego. Zaczął krzyczeć z przejęcia, bo rozpoznał swój dom i rodziców, którzy się go doczekali. A zza chmur uśmiechnął się Pan Bóg i… kutyna opadła. Mimo naiwności opowieści, wszyscy patrzyli i słuchali z dziecięcym przejęciem, to też siedzieli jeszcze urzeczeni i wzruszeni mądrością i dobrocią jej zakończenia. Dzieci wyglądały, jakby złowił je w sieć baśni ów staruszek czarodziej. Jego też głos obwieścił zza kurtyny, że to przedstawienie jest już ostatnim w jego życiu i zaraz z miseczką pójdzie między widzów jego pies, jedyna bliska istota, jaka mu została na świecie. Bo jego żona i dzieci pomarli, a wnuczka ukradli mu parę lat temu Cyganie. Stąd też i ta baśń w teatrzyku, za którą prosi o grosik. U wielu wywołało to łzy, zwłaszcza, gdy staruszek pokazał się - siwowłosy z jasnymi i dobrodusznymi oczami, bez żadnej kuglarskiej pozy. I wtedy ktoś zapłakał najgłośniej - pomiędzy gałęziami wiązu. Staruszek spojrzał w górę i zamarł rozpoznając w ryczącym łobuziaku włóczędze… swojego wnuczka. Czy mógł wiedzieć, że dobry Bóg złowi go w jego własną spełnioną baśń?
*
Baśń, przypowieść bywa też obietnicą Boga, a ta spełnia się, gdy napotka serce na tyle prostoduszne, by mogła tam dojrzeć i zaowocować…