Temat: Koniec wieku - krok w przód, czy w tył?
Początek formularza
Dół formularza
Refleksje związane z mijającym wiekiem i jednoczesne przypuszczenia oraz wizje następnego stulecia towarzyszyły ludzkości od setek lat. Te zagadnienia pragnęła podjąć dwójka wybitnych polskich pisarzy. Wisława Szymborska w „Schyłku wieku” podsumowuje minione dni, niestety w pesymistycznym nastawieniu do tego co było. Wierszem diametralnie innym, a równocześnie jakże podobnym jest „Koniec wieku XIX” Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Jako przedstawiciel swojego pokolenia rozważa wartość wszystkich wartości zarówno pozytywnych, ratujących od nieuchronnej przegranej, jak i również tych kryjących się w ciemnej stronie ludzkiej natury. Zanegowane zostały idee, wiara, bunt czyli wszystkie postawy będące przez tysiące lat podporą ewolucji i rozwoju człowieka. Czymże więc jest człowiek bez idei, a raczej czy jest człowiek bez idei? Racjonalnie rozumując może są jednostki bez idei, jednak społeczeństwo jako ich zgromadzenie nie może być jej pozbawione, ponieważ jest to tłum, którym rządzi chaos, będący najlepszą kolebką wszelakich zmian. Bez niej nie posuniemy się do przodu, wiedząc że człowiek nigdy nie stoi w miejscu, najwyżej się cofa. A czy tego chcemy? Z pewnością nie. Sprawa zachwiania wiary, od wieków ujawniała się w agnostycyzmie, ateizmie, w momentach gdy nie potrzebowaliśmy Boga. Zdarzało się to wtedy gdy mieliśmy długotrwałą przerwę w kontaktach z Kościołem lub gdy byliśmy nim przepełnieni. Ludzie, którym się wydawało, że wszystko pojęli swoim małym rozumem przestali widzieć zbawienie i dalsze życie w tym co rozumieją. Z punktu widzenia racjonalisty w nierealne rzeczy wierzymy wówczas gdy ich nie rozumiemy lub jesteśmy dziećmi. Podsumowując minione lata odchodzimy od idyllicznych wizji lat dzieciństwa i młodości, iż świat można zmienić ekscentrycznie, dynamicznie i na drodze rewolucji. Zdajemy sobie wtedy sprawę, że najlepszym środkiem na zmiany jest czas. Obserwując ludzi pojawia się wielki zawód i melancholia. Dlaczego oni są ciągle tacy sami. Czy te lata katorgi, bólu, niczego ich nie nauczyły. Nasuwa się tylko jedna odpowiedź. Umiejętnością wyniesioną z lekcji zwanej życiem jest pokora.
Na przełomie wieków rozmyślamy o naszych następcach na tym świecie. Wizja przyszłości nie kreuje się zbyt klarownie. Strach przed nieznanym, życie z dnia na dzień, z horacjańską ideą na ustach „Carpen diem”, pragnąc wykorzystać to co zostało, czego nie próbowaliśmy. Brak opanowania i racjonalistycznej oceny sytuacji jest przyczyną powstawania fobii i przesądów. Przyszłość określamy jako wielką nieznaną zapisaną gdzieś tam wysoko wśród gwiazd, między miliardami wybuchów, gdzie powstają nasze losy. Jest jednak w tej zagadce pewien optymizm, niewiadoma warunkująca byt, na którą nie mamy wpływu.
Odpowiadając na pytanie „Czym jest przełom wieków” - zagładą, czy zbawieniem wybieram to drugie. Człowiek jest na tyle inteligentną istotą, aby w pewnym stopniu zrozumieć popełnione błędy i starać się ich unikać w przyszłości. Te zawierzenie rodzajowi ludzkiemu połączone z kropelką niewiadomego bytu pozwala mi dedukować, iż przyszłość nie będzie ani lepsza, ani gorsza od tego co było, będzie po prostu inna.