Kobiety i mężczyźni inaczej rozumieją miłość
Simone de Beauvoir twierdziła, że kobiety i mężczyźni zupełnie co innego rozumieją pod pojęciem miłości i stąd się bierze większość problemów między nimi. Pewne fakty sugerują, że różnica ta objawia się już na wstępie, a więc w fazie rodzenia się namiętności czy samego pożądania erotycznego.
Znane raporty Kinseya, które w swoim czasie zrewolucjonizowały poglądy na ludzki seksualizm (Kinsey i in., 1948, 1953) zaowocowały m.in. następującymi wnioskami:
1. mężczyźni łatwiej niż kobiety wpadają w podniecenie na sam widok ciała płci przeciwnej,
2. mężczyźni łatwiej ulegają podnieceniu czytając o seksie,
3. głównym czynnikiem wywołującym podniecenie u kobiet jest bliski kontakt fizyczny i dotyk w ogólności.
Kinseya i współpracowników uderzyło szczególnie to, że wiele kobiet zupełnie nie rozumie, co takiego podniecającego mężczyźni widzą w obrazie ciała na kawałku papieru czy celuloidu, podobnie jak mężczyzn zdumiewa fakt, że jest to niezrozumiałe dla kobiet.
Bardziej współczesne badania zdają się wskazywać na zanikanie tej różnicy (Cook i McHenry, 1979). Interpretowane jest to jako objaw zanikania podwójnego standardu moralności (bardziej rygorystycznego dla kobiet, a przyzwalającego dla mężczyzn) i tradycyjnego stereotypu erotyki męskiej i kobiecej. W stereotypie tym kobiety windowano na piedestał jako anioły powołane do okiełznywania zwierzęcia w mężczyźnie i w związku z tym czyniono z nich istoty „czyste", mniej skłonne i zdolne do seksualnych uniesień. Uniesienia te były natomiast oczekiwane i poniekąd dopuszczalne u mężczyzn, w których zawsze drzemie bestia tylko czekająca, by jej pofolgować. Tego rodzaju stereotyp kulturowy (służący, jak się twierdzi, głównie obronie interesów mężczyzn, a represjonujący seks u kobiet i stanowiący wyraz ekonomicznego uzależnienia tych ostatnich) istotnie może wyjaśniać omawiane tu różnice między kobietami i mężczyznami.
Fragment książki "Psychologia miłości". Autor: Bogdan Wojciszke. Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne. Gdańsk 2005.
Kto jest bardziej romantyczny?
Być może mniejsza skłonność kobiet do wpadania w podniecenie na sam widok mężczyzny (a także ich większa selektywność przy wyborze partnera, o czym mowa dalej) wyjaśnia dość nieoczekiwany i raczej sprzeczny z potoczną intuicją fakt, że mężczyźni są bardziej romantycznymi kochankami niż kobiety.
Stereotyp kobiety jako uduchowionego anioła skłonnego do romantycznych uniesień i przyziemnego mężczyzny zajętego pracą i zarobkowaniem nie znajduje potwierdzenia w badaniach empirycznych. Amerykański socjolog C. Hobart (1958) pytał około tysiąca kobiet i mężczyzn o to, jak dalece wyznają romantyczną wizję miłości (a więc zgadzają się z twierdzeniami podobnymi do tych z tabeli 2). Stwierdził, że mężczyźni generalnie częściej się pod nią podpisują niż kobiety. W czterdzieści lat później podobne wyniki uzyskały także Sprecher i Metts (1989). W innych badaniach spytano kilkuset młodych ludzi, jak szybko uświadomili sobie, że kochają swojego aktualnego partnera (partnerkę): 20% mężczyzn zakochało się w czasie trzech pierwszych spotkań, a po dwunastu spotkaniach tylko 30% spośród nich nie było jeszcze pewnych, że kocha. Kobiety okazały się mniej kochliwe: tylko 15% zakochało się podczas trzech pierwszych randek, a po dwunastu aż 43% nie miało jeszcze pewności, że kocha (Kanin i in., 1970).
Mężczyźni odkochują się z trudem
Co więcej, mężczyźni odkochują się z większym trudem niż kobiety - te ostatnie częściej przejmują inicjatywę podczas zrywania związku (przedmałżeńskiego) i są tu bardziej stanowcze. Mężczyźni dłużej trzymają się straconej sprawy i bardziej cierpią z powodu jej zakończenia, są bardziej przygnębieni, samotni, nieszczęśliwi i pochłonięci beznadziejnymi rozmyślaniami typu: „Gdybym tylko zrobił (powiedział) wtedy to, co należało" (Hill i in., 1976). Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że w tak różnych krajach jak Polska i Stany Zjednoczone liczba mężczyzn popełniających samobójstwo z powodu zawodu miłosnego jest kilkakrotnie (czterokrotnie w Polsce i trzykrotnie w Stanach) wyższa niż liczba kobiet posuwających się do tego kroku.
Kobiety uczuciowe, mężczyźni kochliwi
A jednak w nieco innym sensie to właśnie mężczyźni zdają się być mniej romantyczni. Kanin i współpracownicy pytali ludzi o sposób, w jaki przeżywali swoją miłość, a w szczególności, z jakim natężeniem przeżywali takie objawy namiętności, jak:
- czułam się, jakbym chciała podskakiwać, biegać i krzyczeć;
- czułam się, jakbym płynęła na obłoku;
- miałam trudności ze skupieniem uwagi;
- czułam się beztroska i upojona;
- miałam generalne poczucie szczęścia;
- byłam nerwowa przed spotkaniami;
- przeżywałam różne sensacje fizyczne: zimne ręce, mdłości, dreszcze na plecach;
- cierpiałam na bezsenność;
Nie bez przyczyny przytoczyłem je w żeńskiej wersji: z wyjątkiem zdenerwowania kobiety relacjonowały silniejsze przeżywanie namiętności niż mężczyźni. Czy oznacza to, że kobiety są bardziej romantyczne? I tak, i nie. Tak, bo silniej swą miłość przeżywają i generalnie bardziej czują się od swoich stałych partnerów uzależnione (co wydaje się skutkiem zarówno kulturowo zdefiniowanej roli kobiecej, jak i na ogół większej zależności ekonomicznej kobiet od mężczyzn niż odwrotnie). Nie, ponieważ kobiety mają ogólną tendencję do silniejszego niż mężczyźni przeżywania wszelkich uczuć, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych (Fujita i in., 1991). Słusznie więc będzie powiedzieć, że kobiety są bardziej uczuciowe, choć mężczyźni - bardziej kochliwi.
Choć szybsze zakochiwanie się mężczyzn niż kobiet jest zgodne z myśleniem w kategoriach socjobiologicznych, wolniejsze odkochiwanie się mężczyzn jest z nim oczywiście sprzeczne. Strategia sukcesu reprodukcyjnego a la plejstocen nakazywałaby bowiem mężczyznom możliwie szybkie odkochiwanie się i zakochiwanie się w kolejnej wybrance celem dalszej propagacji własnych genów. Nie musi to świadczyć o nietrafności wyjaśnień socjobiologicznych, aczkolwiek wyraźnie świadczy o ich niewystarczalności. Same prawidłowości biologiczne nie wystarczają do pełnego wyjaśnienia różnic między kobietami i mężczyznami pod względem sposobu przeżywania miłości.
Fragment książki "Psychologia miłości". Autor: Bogdan Wojciszke. Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne. Gdańsk 2005.
Perspektywa kobiety
Gdy dziewczęta i kobiety, natrafiając na zewnętrzne ograniczenia, uczą się, kim nie są i kim być nie mogą, dowiadują się również tego, kim są. W znacznej mierze decydują o tym inni - w społeczeństwie edypalnym głównie mężczyźni.
Ograniczenia kobiety są oczywiste: jej granice nie tylko zostają ustalone z zewnątrz jako negatyw granic mężczyzny, ale jeszcze na dodatek zmieniają się każdorazowo wraz z wkroczeniem w jej życie nowego mężczyzny. Zjawisko to obejmuje także przelotny kontakt z obcymi mężczyznami w sferze publicznej,
którzy mogą uznać ją za pociągającą, nieistotną, niewidzialną lub stwierdzić, że „sama się o to prosi", skoro jest dla nich atrakcyjna lub nieatrakcyjna.
Zakazy
Wczesna edukacja małej dziewczynki pełna jest zakazów i ograniczeń, których nie ma w wychowaniu małego chłopca. Erikson (1950) uznaje „podstawową ufność" za pierwszy stopień rozwoju w kształtowaniu się rdzenia tożsamości u dziecka. Ale -jak słusznie zauważa Bart (1985) - pierwszym stopniem rozwoju dziewczynki powinna być nieufność. Popularne powiedzenie „chłopcy zawsze będą chłopcami" oznacza, że zawsze będą nieposłuszni i zawsze będą badać i zajmować coraz większy teren wokół siebie, bo na tym polega ich męskość. Nie istnieje analogiczne powiedzenie o dziewczynkach, bo im nie daje się podobnych przyzwoleń.
Zmiana nazwiska wiąże kobietę
Dzięki bezpośrednim stwierdzeniom i przykładom dziewczynka wcześnie dowiaduje się o zagrożeniach, na jakie jest narażona. Nieufność, lęk i ograniczenie stają się więc integralną częścią jej kształtującej się tożsamości. Musi się ona nauczyć, że niektórzy mężczyźni będą ją ranić, inni będą się nią opiekować, a jeszcze inni połączą obie te czynności. Tylko wtedy, gdy kobietę eskortuje mężczyzna, inni będą uważali, że jest ona poza ich zasięgiem, bo istnieje wokół niej nieprzekraczalna granica. Tylko mężczyźni mogą wytyczyć dla niej linię dzielącą atrakcyjność od „proszenia się o to" (Grady, 1984), o ile taka linia w ogóle istnieje. Ponadto jedynie ojciec lub mąż może jej dać nazwisko.
Obecnie wiele zamężnych kobiet nie przybiera nazwiska męża, ale wówczas zachowują nazwisko ojca. Tylko poprzez relację z mężczyzną kobieta może mieć względnie bezpieczne granice: może się stać widzialna przez to, że jest z nim „związana".
Granice kobiety zależą od sytuacji
Nic więc dziwnego, że kobiety uczą się utrzymywania przy życiu dzięki związkom, a nie dzięki sobie. Nic dziwnego, że tworzą przenikalne, dostosowujące się, zmienne granice. Nic dziwnego, że często czują, iż są niewidzialne zarówno w związkach, jak i poza nimi. Kobieta może być widzialna wyłącznie „w relacji do", a ponieważ jest to stan kulturowo aprobowany, podnosi on jej poczucie własnej wartości. Paradoksalnie jednak ma to jednocześnie skutek odwrotny: jej poczucie własnej wartości obniża się z powodu narzuconych jej ograniczeń. Ponieważ te ograniczenia są zawsze określane przez innych, granice kobiety muszą być reaktywne, giętkie i zależne od sytuacji, muszą być z nieustanną czujnością dostosowane do innych, a nie do własnego Ja". Ostatecznie kobieta najczęściej osiąga jedynie złudzenie bezpieczeństwa, co potwierdzają statystyki ukazujące przemoc wobec kobiet w rodzinie jako zjawisko epidemiologiczne w naszym społeczeństwie.
Fragmenty z książki "Nowa psychologia kobiety". Autor: Ellyn Kaschak. Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.
Perspektywa mężczyzny
Psycholodzy zazwyczaj uważają, że mężczyźni prezentują odrębny i bardziej autonomiczny typ Ja" niż kobiety. Opinia ta należy jednak do dziedziny kulturowej mitologii.
Z pewnością można postrzegać mężczyznę jako odrębnego i niezależnego, jeśli zignoruje się wszystkie kobiety, których wsparcie pozwala mu utrzymać tę iluzję. Co ważniejsze, z psychologicznego punktu widzenia trzeba by pominąć fakt, że rodzaj męski zawłaszcza kobiety, dzieci, a nawet fizyczną przestrzeń i przedmioty. Mężczyźni nie mają po prostu mniej przepuszczalnych granic niż kobiety - przede wszystkim ich granice są szersze i bardziej pojemne, one ogarniają i pochłaniają. Otwarcie na relacje mężczyzn jest nie tyle mniejsze, ile odmienne niż u kobiet.
We wczesnym dzieciństwie zachęca się ich do fizycznego badania otoczenia. W życiu dorosłym zapełniają ulice i świat pracy. Chłopcom i mężczyznom zawsze wolno przekraczać fizyczne granice swego ciała. Fizyczną i psychiczną przestrzeń eksplorują zazwyczaj bardziej ekspansywnie i śmielej niż kobiety. Na przykład już jako dzieci dalej odchodzą od domu i mają większe poczucie bezpieczeństwa. Potrzebują większej niż dziewczynki przestrzeni dla swoich zabaw, a w późniejszym wieku częściej i bardziej swobodnie dotykają innych osób oraz przerywają mówiącym kobietom. Uogólniając: mężczyźni potrzebują więcej przestrzeni. Z punktu widzenia mężczyzny cała przestrzeń - publiczna i prywatna - łącznie ze znajdującymi się w niej kobietami, należy do niego i jest jego własnością. To przekonanie/poczucie/doświadczenie wywodzi się z naszych tradycji społecznych i prawnych, według których kobietę uważano jedynie za przedłużenie jej ojca lub męża. Pojęcie rodziny początkowo obejmowało cały stan posiadania obywatela rodzaju męskiego łącznie z jego żoną, dziećmi i niewolnikami. W Stanach Zjednoczonych kobieta zamężna ma zwykle prawo do posiadania własnego majątku i rozporządzania nim, ale w niektórych stanach jest wymagane jeszcze pozwolenie męża.
W miejscach publicznych mężczyźni często podchodzą do kobiet, nawet będących w parach lub grupkach, uważając, że kobieta jest samotna, jeśli nie towarzyszy jej mężczyzna. Kobiety mają mniejszą przestrzeń osobistą niż mężczyźni (Lott i Sommer, 1967). Na przykład obserwacje grupy dzieci wywodzących się z klasy średniej pozwoliły ustalić, że chłopcy więcej czasu niż dziewczynki spędzają, bawiąc się poza domem oraz że do swoich zabaw potrzebują około półtora rażą więcej przestrzeni niż one (Harper i Snaders, 1975). Z wyjątkiem sytuacji laboratoryjnych, kobiety - niezależnie od tego, czy są same, czy w grupie - także zajmują dla siebie mniej przestrzeni niż mężczyźni (Edney i Jordan-Edney, 1974). Również w obrębie grup złożonych z samych mężczyzn osobnik dominujący lub agresywny zajmuje więcej przestrzeni niż pozostali jej członkowie (Sommer, 1969; Kinzel, 1970).
W wyniku tradycji i przyzwyczajenia kobiety nie tylko mają mniej fizycznej/psychicznej przestrzeni, ale także nie pozwala się im robić tyle hałasu, co mężczyznom. Dotyczy to zarówno mowy, jak i funkcji cielesnych, takich jak na przykład jedzenie. Mężczyzna może mlaskać lub zaspokajać swoje inne potrzeby fizyczne otwarcie i głośno, nie naruszając przy tym ogólnego poczucia przyzwoitości czy przypisywanej mu męskości.
Fragmenty z książki "Nowa psychologia kobiety". Autor: Ellyn Kaschak. Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.
Księgarnia
Rozróżnia się trzy zasadnicze składniki miłości:
INTYMNOŚĆ, NAMIĘTNOŚĆ, ZAANGAŻOWANIE.
B.Wojciszke "Psychologia miłości"
INTYMNOŚĆ
to są te pozytywne uczucia i towarzyszące im działania, które wywołują przywiązanie, bliskość i wzajemną zależnośćpartnerów od siebie. Na tak pojmowaną intymność składają się:
- pragnienie dbania o dobro partnera
- przeżywanie szczęścia w obecności partnera i z jego powodu
- szacunek dla partnera
- przekonanie, że można nań liczyć w potrzebie
- wzajemne zrozumienie
- wzajemne dzielenie się przezyciami i dobrami, zarówno duchowymi jak i
materialnymi
- dawanie i otrzymywanie uczuciowego wsparcia
- wymiana intymnych informacji
- uważanie partnera za ważny element własnego życia.
Dynamika (przemiany) intymności na przestrzeni całego związku jest łagodna: siła uczuć i działań składających się na intymność rośnie powoli i jeszcze wolniej opada.
NAMIĘTNOŚĆ
Namiętność jest konstelacją silnych emocji zarówno pozytywnych (zachwyt,
tkliwość, pożądanie, radość), jak i negatywnych (ból, niepokój, zazdrość, tęsknota), często z mocno uwydatnionym pobudzeniem fizjologicznym. Emocjom tym towarzyszy bardzo silna motywacja do maksymalnego połączenia się z partnerem.
Namiętność intensywnie rośnie, szybko osiągając swoje szczytowe natężenie, i niemal równie szybko gaśnie. Wewnętrzna logika namiętności polega na tym że m,oże ona jedynie rosnąć, samo tylko trwanie natomiast jest zapowiedzią jej smierci.
ZAANGAŻOWANIE
Są to decyzje, myśli, uczucia i działania ukierunkowane na przekształcenie relacji miłosnej w trwały związek oraz utrzymanie tego
związku pomimo występowania różnych przeszkód.
W udanym związku zaangażowanie jest zwykle jego najbardziej stabilnym składnikiem.
W miarę trwania związku miłosnego nie tylko mogą pojawić się ważne
zmiany w jego tresci i intensywności, ale zmiany takie są wręcz nieuchronne jako następstwo zróżnicowanej dynamiki trzech podstawowych
składników miłości.
ZMIANY POSTACI, W JAKIEJ MIŁOŚĆ TYCH SAMYCH PARTNERÓW ISTNIEJE I SIĘ PRZEJAWIA, ZASADNICZO WYNIKAJĄ NIE Z NACISKÓW I OKOLICZNOŚCI ZEWNĘTRZNYCH, LECZ Z SAMEJ ISTOTY MIŁOŚCI.
Można wyróżnic szereg typowych faz związku miłosnego. O charakterze każdej fazy decyduje to, jakie składniki miłości są w danym momencie obecne w związku.
1 - ZAKOCHANIE (tylko namiętność)
2 - ROMANTYCZNE POCZĄTKI (namiętność i intymność)
3 - ZWIĄZEK KOMPLETNY (namiętność, intymność i zaangażowanie)
4 - ZWIĄZEK PRZYJACIELSKI (intymność i zangażowanie, ale już bez
namiętności)
5 - ZWIĄZEK PUSTY ( zangażowanie, ale już bez intymności)
6 - ROZPAD ZWIĄZKU (wycofanie zaangażowania)
Im wczesniejsza faza tym krócej trwa. Prawie wszystkie udane związki wychodza poza faze 1., 2. i 3. Im faza poźniejsza tym dłużej trwa (z wyjątkiem samego rozpadu, który może być bardzo szybki). Prawidłowość
ta oznacza, że najmniej zadowalająca faza miłości (związek pusty)
często trwa dłużej niżwszystkie poprzednie (i bardzije zadowalające) fazy łącznie. Ponieważ trzy pierwsze fazy związku napędzane są namiętnością i jej zmianami ( a namiętność słabo poddaje ię świadomej kontroli), zakochanie, romantyczne początki i związek kompletny prawie
nieuchronnie skazane są na przeminięcie. Inaczej mają się sprawy z
trzema pozostałymi fazami, napędzanymi głównie dynamiką zaangażowania (które niemalże całkowicie pozostaje pod kontrolą zainteresowanych) i intymności (która w dużym stopniu poddaje się kontroli, chopć wymaga
to i chęci i umiejętności).
B.Wojciszke "Psychologia miłości"
Agnieszka Niesłuchowska
Jak prawdziwie kochać ludzi?
Miłość jest sztuką i jak przekonuje nas E. Fromm w książce pt. „O sztuce miłości” - można się jej nauczyć. Rzeczywiście jest to niesamowite uczucie, łączące nie tylko kobietę i mężczyznę, ale matkę i dziecko, rodzeństwo. Jest też miłość do samego siebie i miłość do Boga. Jak widać jest wiele różnych typów miłości i są one zależne od przedmiotu naszej miłości. Ale tak naprawdę wydaje mi się, że jest coś wspólnego w tych typach. Bo przecież chodzi tu o to samo uczucie - miłość. A ono swoją niepowtarzalnością zachęca nas do ciągłego poszukiwania jej i dbania o nią, gdy już ją odnajdziemy.
Miłość jest rzeczą ważną, ale nie prostą. O tym uczuciu można się wiele nauczyć, ale nie każdy jest o tym przekonany. Niektórzy uważają, że kochać kogoś to nic trudnego. Rzeczywiście, uczucie przychodzi samo do nas, ale, aby mogło się rozwijać, trzeba poświęcić jej wiele swojej uwagi. Jeśli ktoś tak nie uważa, to z kilku powodów, o których pisze Fromm. Pierwszy jest taki, że większość ludzi przede wszystkim chce być kochanym, mniej natomiast chce kochać kogoś i mniej chce umieć kochać. Ważne jest, aby podobać się innym, zwracać na siebie uwagę innych, a wszystko to w tym celu, by zdobyć czyjeś uczucie. Mniej jesteśmy zaangażowani w to, żeby pokochać kogoś. Czujemy się wartościowsi, jeśli to ktoś wykona pierwszy krok, aby nas zauważyć, a nie my. Jesteśmy wtedy odbiorcą spojrzeń, zalotów i tak nam się to podoba, że zostajemy w tej roli na zawsze. Podczas gdy druga osoba czeka na naszą inicjatywę. Jest to z pewnością przejaw egoizmu, a przecież w związku opartym na obustronnej relacji tak samo dajemy jak i bierzemy. I jest to niemalże oczywiste, podstawowa zasada, ale dlaczego często tak nie jest? Każdy z nas powinien sobie odpowiedzieć, jak jest w moim związku? Czy tyle samo możemy komuś dać od siebie, ile weźmiemy od niego czułości, opieki, zainteresowania itp.? Bądźmy nie tylko szczęśliwi ale uszczęśliwiajmy bliskich nam ludzi.
Drugi powód, który sprawia, że uważamy miłość za proste uczucie to przekonanie, że problem miłości to problem obiektu a nie problemzdolności. Znalezienie właściwego obiektu miłości nie jest prostym zadaniem. Czasami nie zdajemy sobie z tego sprawy, że szukamy osoby takiej, aby posiadała ona cechy, wygląd i rzeczy, które zaimponują naszemu otoczeniu i poprawią nasz wizerunek. Każda epoka posiada ideał, który jest pożądany z punktu widzenia walorów społecznych. Czy nie jest teraz tak, że sukces materialny jest „wartością”? I jak Fromm pisze: „Tak, więc dwie osoby zakochują się w sobie, kiedy czują, że znalazły najlepszy osiągalny na rynku obiekt.” Pamiętajmy, że to my wybieramy, z kim dzielić swoje życie, otoczenie nie powinno dyktować nam żadnych warunków. A jeśli tak robi? Należy pamiętać, że to my decydujemy o tym, jak ma wyglądać nasze życie. To my najlepiej wiemy, co zrobić, aby być szczęśliwym, tego nikt za nas nie wybierze, bo kto nas tak dobrze zna jak my samych siebie?
Trzecie przekonanie, które wprowadza nas w błąd, że nie możemy się w sprawie miłości niczego nauczyć to: mylenie początkowego uczucia zakochania ze stałym stanem zakochania. Po okresie zafascynowania sobą dołącza się do tego proza codzienności. Zaczynamy się coraz lepiej znać, rozmawialiśmy ze sobą już na wiele tematów i jeśli zaczynają się one kończyć, to czy jest to prawdziwe „pozostanie w miłości”? Czy może sygnał szaleńczej, ale nietrwałej miłości? Gdy między dwojgiem zakochanych cisza zapada i nie jest ona czymś uciążliwym, to znaleźliśmy to, czego szukaliśmy. Zdolność do bycia z kimś, a jednocześnie pozostanie z własnymi myślami, jest według mnie prawdziwą sztuką. Nie wiem czy argumenty Fromma Was przekonują, że miłość nie jest prostym uczuciem? Ja zgadzam się z nim, bo zbudować związek oparty na obustronnym szczęściu nie przychodzi łatwo, ale gdy trafiliśmy na swoją połowę, to przychodzi nam intuicyjnie. Podświadomie wyczuwa się potrzeby drugiej osoby i reaguje się na nie, robiąc to z radością, a nie z obowiązkiem. Fromm podsumowuje swoje rozważania na ten temat w następujący sposób: należy uświadomić sobie, że „miłość jest sztuką, tak samo jak sztuką jest życie; jeśli chcemy nauczyć się kochać, musimy postępować w sposób identyczny jak wówczas, gdy chcemy nauczyć się jakiejkolwiek innej sztuki, powiedzmy muzyki, malarstwa.”
Ja wygląda dojrzała miłość? „Dojrzała miłość jest zjednoczeniem, w którym zachowana zostaje integralność człowieka, jego indywidualność.” Często mówimy, że jesteśmy połączeniem dwóch brakujących połówek i stanowimy całość. Jest to ważne, ale w tej całości najważniejsze jest to, że złączeni ze sobą tworzymy dwie odrębne jednostki, charaktery i osobowości. Nie powinniśmy o tym zapominać, bo wchłonięcie i uwięzienie drugiej bliskiej nam osoby spowoduje jej problemy ze sobą. Wzajemny szacunek dla swoich odrębności tworzy jeszcze bliższą relacje. Akceptując siebie nawzajem nie próbujemy zmieniać drugiej osoby na jej wyidealizowany wizerunek przez nas. Słabości, wady i zalety są w równym stopniu częścią tej osoby i tworzą z niej tą jedyną niepowtarzalną osobowość, która nas ujęła.
„Miłość to działanie, a nie bierne doznawanie. Czynny charakter miłości można najogólniej określić zdaniem, że kochać to przede wszystkim dawać, a nie brać.” Już o tym wcześniej wspominałam, ponieważ jest to podstawą naszego dojrzałego związku. Co można dać od siebie innym? Chyba nie muszę wspominać, że nie jest tu najważniejsze dawanie rzeczy materialnych. Owszem zawsze jest nam miło, kiedy ktoś o nas pamięta i dba o te nasze potrzeby. Jest to też miłe, zwłaszcza, jeśli podarunek jest tym, na co czekaliśmy. Odrębnym tematem jest to, ze należy partnera informować o swoich marzeniach, a nie czekać aż on/ona się domyśli. Czasami ludzie czekają na coś całe życie, wierząc w to, że druga osoba odgadnie jej/jego myśli. Czy warto? Uważam, że nie, po to jest komunikacja, aby powiedzieć sobie, czego od siebie oczekujemy. W końcu ludzie nie są jasnowidzami. Jeśli partner/-ka uważnie nas słucha na pewno spełni to, co chcemy. Ale o tym tak odbiegając od tematu. Co możemy dać od siebie innym? Swoją radość, swoje zainteresowanie, zrozumienie, swoją wiedzę, humor i swój smutek. Troskę, poczucie odpowiedzialności, poszanowanie i poznanie. Czy można dodać coś więcej? Taki jest cały sens dawania!
„Miłość jest czynnym zainteresowaniem się życiem i rozwojem tego, co kochamy.” Każdy lubi, jeśli ktoś się nim interesuje i jest to pewne. Ale czy my potrafimy interesować się innymi? Uważne słuchanie jest trudna sztuką. Zazwyczaj, gdy ktoś coś do nas mówi, my w tym momencie już zastanawiamy się, co chcemy powiedzieć i niecierpliwie czekamy na swoją kolej. To nie jest na pewno przejaw zainteresowania, ale egocentryzm, czyli skupienie się na sobie, swoich problemach. Jesteśmy również odpowiedzialni za druga osobę, za to, co się z nią dzieje. To, co robimy dla niej i mówimy do niej, spotyka się z jej reakcją i odpowiedzią. Dlatego należy pamiętać zawsze o tym, z jaką reakcją mogą się spotkać nasze słowa. Poznanie innych, jest wtedy, gdy mogę wykroczyć poza zainteresowanie samym sobą i zaczynam widzieć drugą osobę na tle jej spraw. Chcieć poznać kogoś czyni z nas również godnym zainteresowania.
Miłość jest doznaniem osobistym i indywidualnym. Każdy przeżywa ją inaczej a jednak podobnie. Czy istnieje coś takiego jak praktyka sztuki miłości? Fromm proponuje nam coś takiego, ale nie pisze o prostej recepcie na to, jak nauczyć się kochać? Bo tak naprawdę nie jest to łatwe i wielu przyzna mi rację. Podstawa do tego, aby móc kochać innych jest to, aby kochać siebie. Najpierw nauczmy się być sami ze sobą szczęśliwi, wtedy odnalezienie drugiej połowy przyjdzie samo. A jak przyjdzie, to nie będziemy uzależniać swojego szczęścia od kogoś, będziemy tworzyć je razem. Również ważny jest rozwój naszej osobowości. Fromm mówiąc o praktyce miłości stwierdza, że uprawianie tej sztuki wymaga dyscypliny, koncentracji i pełnego zaangażowania. Czy odnosi się to do sztuki miłości? Zdecydujcie sami! I odnajdźcie swoją własną sztukę miłości! Wielu mówi, że warto i ja też!