Różnego rodzaju lewicowcy - postępowcy przekonują nas, że winniśmy odrzucić używki, kompleksowo odtruć nasze organizmy a ogólniej wziąć się za siebie i za innych. Oczywiście każdy człowiek posiada jakiś tam rozum i sam decyduje o tym czy pije lub pali czy też wybiera leśne przebieżki powiększające objętość płuc lub - w skrajnych wypadkach - kończące się rozległym zawałem serca. Jego sprawa - i tyle. Natomiast wszelka propaganda ,,zdrowotna'' to jeden z elementów politycznej poprawności; to kształtowanie nietolerancyjnego społeczeństwa spychającego na margines palaczy (żeby było jasne - nie zwłok, a cienkiej bibułki opasującej różne gatunki tytoniu),notorycznych pochłaniaczy cholesterolu i kogo tam jeszcze.
window.google_render_ad();
Żresz, pijesz, palisz - nie pasujesz do nas młodych, uśmiechniętych postmasonów, wyznawcow New Age, wielbicieli jogi tantrycznej i filozofii zen. Jestes nikim, robalem, glistą, gnojem, no chyba ze skończysz z nałogami (małe ustępstwo czynimy dla młodych biznesmenów działających na kulturalnym ,,haju'').Dopiero wtedy zaistnieje możliwość - bardzo zresztą teoretyczna (w praktyce jako ludzki wrak nadajesz się tylko do łopaty) - zainstalowania ci ,,czipa'' do główki byś gadał oraz zachowywał się jak ładniutka, demoliberalna ,,Barbie'' lub jej męski odpowiednik, członek ,,Rotary Club'', Ken. To truizm, ale postępowość serwowana nam przez obecnych władców świata polega na tworzeniu systemu zakazów i nakazów, które zamieniają nas w stado baranów reagujących do tego na wzór ,,sobak Pawlowa''.
Wierny jak pies - głupi jak to niewielkie, wełniste bydlę - oto wyobrażenie społeczeństwa panów z pod znaku ,,New World Order''. Miało być jednak o zdrowiu... Szukając antenatów szanownych współczesnych uzdrawiaczy społecznych, tych wszystkich profesorów dumnych z faktu, że już na budowie Nowej Huty rzucili palenie (byli palacze ,,szlugów'' to wyjątkowo wredne typy - jak przystało na neofitów), sięgnąłem po wydaną niedawno książkę autorstwa profesora Uniwersytetu Pensylwania, Roberta N. Proctora zatytułowaną "Hitlerowska wojna przeciwko rakowi".
Poważny uczony - bynajmniej nie zwolennik socjalizmu ze swastykową twarzą - doszedł do wniosku, że hitlerowskie Niemcy wyraźnie przodowały w ,,reformach zdrowotnych''. Przede wszystkim to właśnie niemieccy uczeni korzystający z otwartości władz III Rzeszy jako pierwsi stwierdzili, że palenie papierosów wywołuje raka płuc (tak naprawdę do dnia dzisiejszego nie stwierdzono tego w 100%) i w konsekwencji wszczęli najagresywniejszą w historii najnowszej kampanię antynikotynową. To pod ich wpływem wielkoniemiecki rząd wprowadził ograniczenia dotyczące m.in. stosowania pestycydów, nawozów sztucznych i barwników spożywczych. Hitlerowcy promowali także tzw. zdrową zywność -tak, tak, zwariowani wegetarianie, hare krisznowcy i miłośnicy zwierzątek - a to: chlebek pełnoziarnisty lub pieczywo z białkiem mlecznym, fasolkę sojową, konserwy rybne ,,nowego typu'' itd. Nie zaniedbywano również profilaktyki propagując siłami jednostek medycznych SS masowe badania rentgenowskie. Nie muszę dodawać, że książka jest fascynująca.
Wynika z niej jasno, iż sponsorowani przez obiektywnie postępową III Rzeszę naukowcy byli właściwymi twórcami systemu nachalnej propagandy zdrowia - ważnego składnika totalitarnej, polityczno-poprawnej ideologii. Dlatego apeluję do zjadaczy kotletów z otrębów, wielbicieli margaryny, zdrowego razowca oraz zwolenników palenia papierosów na stosach: postawcie w Dzień Zaduszny świeczkę na symbolicznym grobie staruszki Wielkoniemieckiej Rzeszy. Niech się babcia cieszy w zaświatach.
Dariusz Ratajczak
Autor: Dariusz Ratajczak o 10:42 0 komentarze