8660


Ostatnia Wielkanoc

Tyle lat w zamknięciu... później moment ulgi... teraz ponownie to nieznośne uczucie zniewolenia. Był wolny przez tak krótką chwilę... zaledwie ułamek sekundy, jeśli porównać to z czasem spędzonym w więzieniu… 

A obecnie było to już tylko złudzenie, które znikło zaraz po przebudzeniu z pięknego snu.
 

Znowu został zmuszony do zamknięcia w czterech ścianach. Uwięziony w klatce ponurych pomieszczeń znienawidzonego domu - potraktowany jak dzikie zwierzę.
 

Mógłby uciec, ale jaki byłby w tym sens? Musiał żyć dla Harry'ego. Nie mógł dać się złapać. Wiedział, że tym razem kara za niewinność będzie surowsza - pocałunek dementora. Utrata duszy, odebranie świadomości i szansy na zasmakowanie normalnego życia. Początek wegetacji trwającej aż łaskawa śmierć przyjdzie zebrać swoje żniwo. Lepsza od tego jest nawet śmierć. W ten sposób jednak pozbawiłby chrześniaka tej namiastki rodziny, którą próbował mu stworzyć.
 
A za wszelką cenę chciał ją zastąpić. Wszystko przez tą przeklętą przepowiednię. Gdyby nie ona Lily i James nadal by żyli, byliby szczęśliwi. On może by kogoś poznał, ustatkował się.
 
Jednak los nie był łaskawy. Zdrajca Pettigrew wszystko zniszczył.
 
Nie było już wspólnych niedzielnych obiadów, nie było bitew na śnieżki w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia ani objadania się czekoladowymi jajkami wielkanocnymi. Wszystko przez tę przeklętą przepowiednię i szczura. Kawał życia brutalnie wyrwany w tę październikową noc. Pozostała mu tylko świadomość, że już nigdy nie spotka swoich przyjaciół. To oni byli jego dawno już utraconą wolnością - dzięki nim czuł, że żyje.
 
A teraz nie mógł nic zrobić, by ich odzyskać.
 

Syriusz siedział w starym pokoju swojej matki razem z Hardodziobem. Hipogryf był jego towarzyszem. W końcu razem ukrywali się przed światem - dwóch zbiegów pozbawionych wszystkiego, co kochali i cenili w swoim życiu. Mężczyzna i zwierzę. Syriusz spędzał całe dnie w tym pomieszczeniu. Stanowiło to dla niego ucieczkę od rzeczywistości. Ucieczkę od wspomnień, które zatruwały mu umysł. Dwanaście lat w Azkabanie, rok ukrywania się przed pościgiem, teraz miesiące w domu, do którego miał nigdy nie wrócić. Pół życia spędził inaczej, niż zamierzał. Nie - całe jego dotychczasowe życie różniło się od tego, co planował będąc dzieckiem. A teraz dodatkowo nieustannie dręczyło go przeczucie, że stanie się coś złego. Nie wiedział jeszcze co, ale miało być straszne. Wiedział, że nadejdzie niedługo. I bał się. O Harry'ego, o Remusa, o siebie. Niepewność stale mu towarzyszyła. Wolał załatwić wszystkie swoje sprawy. Zabezpieczyć przyszłość. Bo nie wiedział, co może ona przynieść.
 

Wiedział, że to ten dom wywoływał w nim niepokój. Stworek, obraz jego zwariowanej matki, te wszystkie przedmioty, których nie zdążył się jeszcze pozbyć. Podejrzewał, że skrzat może coś knuć; nie wiedział co się z nim działo w trakcie poprzednich świąt. Już od samego początku nienawidził tej
 pamiątki po swojej koszmarnej rodzince. Ale nie mógł nic z nim zrobić - Dumbledore mu zabronił, a Syriusz nie miał zamiaru się z nim spierać. Robił to, co dyrektor mu kazał. Siedział w tym domu, gdy inni narażali swoje życia. I czuł, że dłużej tego nie zniesie. 

Wielkanoc nadeszła szybciej niż myślał. Dopiero co widział się z Harrym na Boże Narodzenie, a teraz znowu mógłby go spotkać. Żałował, że się to nie stanie, ale nie mógł narażać swojego chrześniaka. I tak był stale w niebezpieczeństwie - nie było potrzeby jeszcze tego pogarszać. Były święta - Syriusz powinien być szczęśliwy, zajadać się czekoladowymi jajkami, odrywać bazie od gałązek wierzby tak jak wiele lat temu. Powinien biegać po podwórku w swojej animagicznej formie, straszyć gołębie siedzące na drzewach, wdychać zapach trawy. Ale na pewno nie siedzieć w pokoju z hipogryfem. Choć sam tego chciał.
 

Mimo wszystko wyszedł. Poczuł głód, musiał coś zjeść. Nie mógł dłużej się tak zachowywać. Żył i powinien się z tego cieszyć. Inni nie mieli tyle szczęścia. Wspomnienia i mroczne myśli będą mu towarzyszyć w piekle, a teraz musiał myśleć o Harrym.
 
W kuchni zobaczył resztki niedojedzonego śniadania. Nadgryziony tost, pusty słoik po dżemie pomarańczowym, skorupka po jajku na miękko, stojąca w starym obtłuczonym kieliszku. Niedopita mocna herbata z fusami na dnie kubka. Bez mleka, z łyżeczką cukru - Remus właśnie taką lubił najbardziej. Od kilku dni Lupin przebywał w Grimmauld Place. Dyrektor go przysłał, żeby dotrzymywał towarzystwa Blackowi, ale prawda była taka, że Syriusz starał się unikać przyjaciela. Nie potrafił mu spojrzeć w oczy. Dziwne, bo nigdy nie miał z tym problemów - nawet po zrobieniu jakiegoś głupstwa. A teraz, zupełnie bez powodu, nie mógł spojrzeć w te smutne, wyrażające bezgraniczną tęsknotę oczy. Tak jakby się bał, co w nich ujrzy. Syriusz nie wiedział, za czym tak bardzo tęsknił wilkołak, ale mimo wszystko mu współczuł. Widział te spojrzenia rzucane ukradkiem na Nimfadorę. Ale zupełnie nie rozumiał, co one oznaczały. Remus wyraźnie się postarzał przez ten rok. Siwe włosy przeplatały się z brązowymi. A może to brązowe przeplatały się z siwymi? A zresztą wszyscy się zestarzeli. Ciekawe jak wyglądałoby życie, gdyby Voldemort nie powrócił? Gdyby nie zapragnął zdobyć władzy wtedy, podczas pierwszej wojny. Czy byliby teraz tacy smutni, czy może raczej szczęśliwi? Syriusz tego nie wiedział.
 
Ale zdawał sobie sprawę, że jeśli wygrają, to on i tak nigdy nie zazna szczęścia.
 
To była jego kara.
 
I miał zamiar ją wytrzymać z godnością.
 

Ponownie spojrzał na stół. Już nie czuł głodu. Zapragnął znaleźć Remusa - pobyć z nim, porozmawiać o dawnych, dobrych czasach. Wspomnień w końcu nikt im nie zabierze. W te święta mogą porozmawiać jak dawniej, choć nic już nie będzie takie, jak kiedyś.
 

Za kilka miesięcy wpadnie za zasłonę i przeminie jak jego przyjaciele i znienawidzona rodzina. 
Ale o tym nie mógł wiedzieć.

Wyruszył w podróż do biblioteki, by spędzić swoje ostatnie Święta Wielkanocne w towarzystwie przyjaciela.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
8660
8660
8660
8660
8660
1 psychologia CUNid 8660 pptx
ADM660,8660

więcej podobnych podstron