116


Stanisław Rembek (1901-1985) był historykiem, nauczycielem, brał udział m.in. w wojnie polsko-bolszewickiej (1919-1920); przeżycia z tamtych lat staną się tematem niniejszej książki. W polu (1937) to opis walk, szturmów, odwrotów, studium psychiki żołnierza i dowódcy; wojna jest przedstawiona jako koszmarne pandemonium, ostateczny sprawdzian społeczeństwa. Rzecz dzieje się w czasie wojny polsko-bolszewickiej, na terenie Białorusi, kiedy Polacy ponosili jeszcze klęski. Są to dzieje jednej kompanii wybitej co do nogi z irracjonalnych przyczyn - ktoś zginął podczas patrolu, jego przyjaciel życzy wszystkim, ze sobą włącznie, śmierci i śmierć przychodzi. Niektóre fragmenty tej relacji wojennej są naprawdę okrutne.

Przed wojną Rembek napisał jeszcze Nagan (1928) - akcja dzieje się w 1919 r. na froncie nad Berezyną, jest to splot intryg osobistych i miłosnych, w których fatalną rolę odgrywa pistolet typu nagan; jest też fatalizm, mistycyzm, opis walk, okrucieństwa. Po wojnie w 1947 r. ukazała się powieść Wyrok na Franciszka Kłosa (być może najlepsza książka o czasach okupacji) - przedstawia ludzką degradację bohatera, kończącą się podpisaniem volkslisty i śmiercią; jest to „fizjologia” zdrady. Drugą książką powojenną jest Ballada o wzgardliwym wisielcu oraz Dwie gawędy styczniowe (1956) - trzy mikropowieści z okresu powstania styczniowego, któremu Rembek pragnie nadać wyższy moralny i ponadnarodowy sens.

W polu - powieść Stanisława Rembeka wydana w 1937 roku nakładem Instytutu Wydawniczego "Biblioteka Polska", wznowiona w 1958 roku w paryskiej Bibliotece "Kultury".

Utwór przedstawia losy polskiego oddziału piechoty, wchodzącego w skład dywizji gen. Żeligowskiego na froncie północnym, podczas ofensywy wojsk Tuchaczewskiego w lecie 1920 r., w trakcie wojny polsko-bolszewickiej.

Powieść opisuje krwawe zmagania 7 kompanii strzelców z przewagą liczebną Rosjan i ich uzbrojenia, z nieustannymi odwrotami, kontratakami, nocnymi marszami i umacnianiem się na nowych pozycjach, z wycieńczającym upałem, morderczym zmęczeniem i głodem, z wszechogarniającym poczuciem zagrożenia i beznadziei, aż do okrutnej, nagłej śmierci.

Rzeczywistość frontowa pokazana jest niezwykle trzeźwo i brutalnie. Rembek, uczestnik tych walk, maluje obraz wojny realistycznie, bez patosu i koloryzowania. Naturalistyczne opisy pobojowisk zasłanych trupami ludzi i koni, czy walki na bagnety obnażają grozę i okrucieństwo wojny. Autor opisuje niesłychane męstwo i brawurę żołnierzy, które równocześnie przeplatają się z tchórzostwem.

Taki sposób przedstawienia wojny nie ma wielu odpowiedników w literaturze polskiej. Brak złudzeń i realizm powieści można przyrównać do prozy, walczącego w tej wojnie po drugiej stronie okopów, Izaaka Babla.

Streszczenie:

Po śmierci kaprala Górnego - Wszystkie nieszczęścia siódmej kompanii zaczęły się, gdy zginął kapral Górny. Mimo że nie był ogólnie znany, niczym szczególnym się nie wyróżniał, miał niewielki wpływ na losy kompanii. Był niezmiernie łagodny, pięknie grał na skrzypcach sentymentalne melodie cygańskie, piosenki włoskie. Górny zupełnie przypadkowo został wysłany na patrol przez podpor. Paprosińskiego. Tam został zastrzelony przez bolszewików. Wydawało się, że jego śmierć zostanie przyjęta jak wszystkie inne, ale na front przybył sierżant Dereń (znudziło mu się leżeć w szpitalu, więc stamtąd uciekł, odtąd cały czas będzie miał ataki febry) - nielubiany przez żołnierzy ze względu na swoją tępotę i surowość. Śmierć Górnego zrobiła na nim niespodziewanie silne wrażenie, okazało się, że się przyjaźnili. Postawa Derenia bardzo zaciekawiła Paprosińskiego, który uważał się za znawcę ludzkich charakterów. Dotychczas w Dereniu widział tylko przeciętnego, ograniczonego służbistę, nie podejrzewał go o żywsze uczucia, emocje. Zaczął rozmawiać o nim z plutonowym Żyszkiewiczem, którego uważał za najinteligentniejszego - oczywiście po sobie - człowieka w oddziale i dlatego pozwalał mu na pewne ze sobą spoufalenie. Ten również nie miał zbyt dobrego zdania o Dereniu. W nocy Dereń wybrał się potajemnie na linię bojową, by zobaczyć ciało przyjaciela - czy aby nie zostawiono go tam rannego (okropne opisy ciał zabitych w walce). To zdarzenie wywołało gniew dowódcy kompanii Ludomskiego. Od tego czasu dowódca czuł, że Dereń go nienawidzi (w jakiś dziwny sposób zrzucając na niego winę za śmierć Górnego). Plutonowy zresztą także działał Ludomskiemu na nerwy. Dereń bowiem każdy problem, niedopatrzenie w oddziale zrzucał na karb nieobecności Górnego (on z pewnością by poradził, pomógł...); przestawał być zdyscyplinowanym żołnierzem. Z czasem cała kompania zaczęła dzielić życie na dwie epoki: przed śmiercią Górnego i po niej, przy czym pierwszy okres przypominał niemalże złoty wiek. Ludomski czuł, że w kompanii zaczęło się coś psuć, na gorsze zmieniły się także jego relacje z podwładnymi (niektórzy uciekali z oddziału, przenosząc się pod inne dowództwo). W dużej mierze była temu winna postawa sierżanta Derenia (wcześniej rdzeń oddziału, teraz zgangrenowany element), ale też niezadowolenie żołnierzy z przedłużającej się - prowadzonej z różnym rezultatem - walki na froncie (wiele przypadkowych śmierci) i decyzje Ludomskiego lekceważącego opinię ogółu. Ludomski starał się więc pozbyć Derenia z oddziału (albo wysyłając go do innej kompanii, albo do szpitala) - bez skutku. Podpor. Paprosiński, przyjaciel Ludomskiego, chciał go natomiast przekonać, że Dereń to „ciekawy człowiek” (był to wyraz skłonności do psychologizowania). Paprosiński miał zresztą kompleks niższości - miał słabe wykształcenie, pochodził z niskiej sfery; uważano go jednak za dość zdolnego, choć wiele osiągnął dzięki znajomości z pewnym majorem, którego znał jeszcze z młodości; przeżywał różne walki wewn., mimo propozycji objęcia dowództwa innego oddziału trzymał się Ludomskiego, bo to nie zmuszało go do samodzielnego działania na większą skalę; w duchu cieszył się swoją opinią wielkości, która nie chce się ujawniać.

W wielkiej bitwie - Opis bitwy z bolszewikami o Śmigalszczyznę. Atak i kontratak, zwycięstwa i odwroty, dużo realistycznych opisów śmierci (człowiek z odłupaną szczęką, z kula w mózgu), bolszewików wydzielających „wraży smród”, ohydnych, brudnych. Przed walką Paprosiński znów rozmyślał - starał się myśleć o czymś innym, nie o strachu, nie o czekającej go walce, ale dochodzi do wniosku, że to możliwe. Początkowo ogarnęła go fala nienawiści wobec dowódcy Ludomskiego - w myśli oskarżał go o czerpanie przyjemności z rządzenia masą ludzką, masą istnień, obwiniał go za cierpienia. Wkrótce jednak minęło mu to uczucie - okazało się, że Ludomski zachowywał się podobnie jak on sam, np. przyznawał, że woli niebezpieczeństwo od bezczynnego oczekiwania. Jeszcze jedno zdarzenie - w blasku rac, chwilę przed bitwą Paprosiński dostrzegł twarz uśmiechniętego (!) Derenia. Poczuł podziw i bezradność wobec tajemnicy charakteru tego człowieka.

Porażka - Od razu wiadomo, o czym będzie rozdział. Wojska polskie przegrywają. Paprosiński ucieka; oddział, w którym walczył, jest w nieładzie. Wstyd mu. Filozofuje - załamały się jego wyobrażenia o bohaterstwie, jak tu przyjąć postawę heroiczną, skoro zanim zdąży to zrobić, zabiją go. Rozmyśla o życiu; kiedyś przeczytał zdanie: „Nie ma życia - jest tylko przygotowanie do życia”. Jest przerażony, że można skończyć życie, właściwie nawet go nie rozpocząwszy. Iluż ludzi ginie teraz w takim stanie świadomości. Zauważa człowieka, który biegnie do ambulansu, podtrzymując własne wnętrzności, naruszone przez kulę karabinową... Klęska wojsk jest już nieodwołalna.

Po klęsce - Podpor. Paprosiński wraz z mnóstwem żołnierzy i cywilami ucieka przez bolszewikami w nieustającym ogniu huraganowym (naokoło wybuchają granaty, ciągły ostrzał). Rozważa wówczas wiele spraw. Wydaje mu się, że jest w piekle, że tak musiała wyglądać ucieczka z Sodomy. Marzy, że ocaleje i na balach, w towarzystwie będzie opowiadał o wojennych wydarzeniach - oczywiście z wyniosłością człowieka, który przeżył cos niewypowiedzianego. W pewnej chwili dochodzi do wniosku, że świat może być pełen odwiecznych kłamstw, np. wojna i romantyzm niebezpieczeństwa, odwagi są tylko mitem; to raczej komedia, gdzie robi się wiele huku, by przerazić cywilów i rekrutów. Tak może wyglądać jego postawa, gdy będzie opowiadał o wojnie (może też maskować krwawe opowieści lekceważącym humorem) - te myśli to jednak swego rodzaju impresje: przychodzą i znikają, najpierw wywołują zaciekawienie, potem wstyd. Wciąż prowadzi pewien dialog z Bogiem - przechodząc od zaufania do sceptycyzmu i cynizmu, gorliwie się modląc i zaraz potem bluźniąc. Uważa, iż Bóg, skoro stworzył człowieka, aby ten Mu służył i Go kochał, nie będzie zbyt pochopnie uśmiercał takich, jak właśnie Paprosiński, którzy nie zdążyli jeszcze przemyśleć swojego stosunku do świata i jego Stwórcy. Paprosiński odnajduje w końcu swoją kompanię. Wyruszają na wyznaczone przez dowództwo miejsce, gdyż niedługo ma się zacząć… kontratak. Początkowo Paprosiński uważa tę decyzję za typowy objaw polskiego szaleństwa, głupiej brawury, bezmyślności; gdy jednak wojska polskie zaczynają odnosić sukcesy stopniowo zmienia nastawienie (czuje radosny szacunek dla własnego narodu).

W odwrocie - Dywizja początkowo zwycięża bolszewików, kontratakując, ale Rosjanie postanawiają okrążyć polskie wojska. Rozpoczyna się odwrót. Wszyscy żołnierze z oddziału Ludomskiego i Paprosińskiego są zmęczeni, nie mają sił na pochód. Paprosiński przeżywa natomiast odnowienie duchowe, „pojednanie z Bogiem” - i to korzystając z chwili bezpieczeństwa i spokoju. Co więcej - obserwując w nocy, jak żołnierze walczą o utrzymanie pozycji, przypomina mu się wyśmiewany niegdyś przekład Hamleta: „Niech ryczy z bólu ranny łoś; zwierz zdrów przebiega knieje. Ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś; to są zwyczajne dzieje”. Wkrótce okazuje się, iż wycofująca się dywizja jest okrążona nie tylko przez bolszewików, ale i przez oddziały kozackie atakujące tyły. Pierwsza walka z baterią kozacką kończy się jednak zwycięstwem polskiej dywizji.

Na ubezpieczeniu - To oczywiście kolejny rozdział o heroicznej walce kompanii Ludomskiego. Wciąż walczą z kozakami, zajmują jakąś wioskę, tracą ją, giną kolejni żołnierze kompanii. Wśród pozostałych narasta gniew, irytacja, złość. Paprosiński podczas kłótni z Ludomskim o sens jakiejś akcji oskarża go, że wszystkich chce zmarnować tak, jak zmarnował kaprala Górnego (od razu się tego wstydzi, bo - gdybym Wam jeszcze tego nie ujawnił - to on przecież wysłał w ową feralną noc kaprala Górnego na patrol; Ludomskiego wówczas nie było w oddziale). W oddziale dochodzi tez do buntu, gdy Ludomski podważa decyzje Paprosińskiego, wściekły obraża walecznych żołnierzy. Rozgniewani podwładni chcą strzelić do Ludomskiego, jednak Paprosiński zasłania go własną piersią. Sytuację przerywa niespodziewany atak kozaków - mnóstwo ludzi zostaje zabitych, Paprosiński ranny (właściwie cieszy się z tego, ogarnia go całkowity spokój, zgoda na los, chce wyzwolić się z wojennej rzeczywistości, niestraszna mu nawet śmierć). Przeprasza Ludomskiego za oskarżenie go o śmierć kaprala Górnego (Ludomski nie może znieść, że nawet na niego tak „powariował” na punkcie Górnego, nie może zrozumieć, skąd taka atencja dla tego właśnie żołnierza). Rozdział kończy się przykrą sceną - Paprosiński umiera, kompania (niegdyś sławna, licząca stu kilkudziesięciu ludzi) jest zdziesiątkowana (ocalał jednak sierżant Dereń), obdarta, brudna, „obraz nędzy i rozpaczy”, staje się przedmiotem drwin swych rodaków - Poznaniaków z innego oddziału. Ludomski myśli, iż Dereń musi teraz triumfować.

Zemsta sierżanta Derenia - W ostatnim rozdziale naturalnie też są walki, strzelania, ataki, okrutne sceny, W każdym razie z kompanii Ludomskiego pozostaje dwóch ludzi: dowódca i… któżby inny - sierżant Dereń. Ludomski ginie w walce; gdy konając, charczy z rozciętym gardłem, Dereniowi przypomina zabitego kaprala Górnego. Wówczas Dereń pochyla się nad nim i szepcze pełnym nienawiści głosem: „Warto było tak zmarnować kaprala Górnego?”. Odchodzi, ma wizje, gorączkowe zwidy - najpierw wydaje mu się, że słyszy wyraźny głos Ludomskiego, potem zdaje mu się, iż widzi Chrystusa (a to tylko jakiś samobójca wiszący na drzewie…), następnie przed oczyma przesuwają mu się niemal wszyscy polegli z kompanii, wreszcie widzi polankę, na której - niby na scenie - występują tancerki, aktorzy, baletnice. Otrząsa się z tych mar - jest pewien jednego - że kompania, która doprowadziła do śmierci Górnego, przestała istnieć. Napełnia go to wielką radością, odczuwa też znużenie (jakby dokonał wreszcie ważnego dzieła, które stanowiło główny cel jego życia).

No, proszę, oto, jak z książki o okrucieństwach wojny polsko-bolszewickiej uczynić niemal dramat o złu, z egzystencjalnymi ambicjami…

W POLU”

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
116 2id 12988
116,sztuka uwodzenia kobiet,p
114 116
116
116 8, układy cyfrowe
116
116, 117
116
116 USTAWA PRZYGOTOWANIE I REALIZACJA INWEST DROG
Dz U 02 12 116 tekst pierwotn
116 - Kod ramki, RAMKI NA CHOMIKA, Miłego dnia
szczegółowe zasady kontroli sufo [Dz.U.98.116.752], Licencja Pracownika Ochrony-Różne dokumenty
49 (116)
2 (116)
koniniana 2012 nr 8 116 sierpien
116 125
116 tRAKTOR, kwitki, kwitki - poziome
15 (116)

więcej podobnych podstron