Nadszedł wreszcie czas, kiedy wybitne pióro i tęgi pomyślunek, które szczęśliwie są moim udziałem, zmierzyły się z gigantem zwanym Prawem. Niczym Herakles wystawiony na swe liczne próby, tak teraz ja zmierzę się śmiało z dziesięciogłowym potworem… Czas to na bój śmiertelny, bez pardonu ni zmiłowania…
Dziesięciogłowy smok
Zgodnie z naturalną strategią zwalczania tego typu hydropodobnych maszkar należałoby po kolei rozprawić się z każdym łbem po kolei, aż do absolutnej kapitulacji, mojej lub jego. Wykorzystując jednak wspomniany pomyślunek uznałem, że lepiej od razu wrazić pióro ostrzejsze od miecza, w okryte zakurzoną łuską frazesów, cielsko bestii i przebić jej stwardniałe serce.
Prawo Harcerskie to jeden z elementów słynnej metody harcerskiej. Wiele razy spotkałem się z bardzo pochwalnymi opiniami na jej temat. Osobiście również nie mam jej prawie nic do zarzucenia. Drużynowi stosujący ją w swojej działalności kształtują wspaniałych, wartościowych ludzi, potrafiących radzić sobie w życiu. Niestety w tym systemie trybików pojawiły się zgrzyty. Metoda jest, drużynowi są, wystarczy podłączyć prąd i można mielić i wypuszczać na rynek doskonałej jakości dzieci. Tutaj jednak jest problem. Brakuje dzieci.
Dlaczego brakuje nam tego, zdaje się, niewyczerpywanego półproduktu? Powodów jest zapewne co nie miara. W związku jednak z ogólnym tematem, skupię się na jednym z nich. Przynajmniej według mnie.
Prawo Harcerskie. Wspaniały wzór norm i zachowań, jakimi kierować się powinni wszyscy harcerze. Czytelny i przejrzysty schemat dobrego postępowania. Przynajmniej kiedyś. Osobiście mam do całego zagadnienia nieco odmienny stosunek. Miałem szczęście, czy też nieszczęście, wstąpić w zielone szeregi organizacji dopiero niedawno. Jakieś niecałe cztery lata temu. Jako już prawie ukształtowany i cieszący się, przynajmniej w swoim mniemaniu, sporą mądrością (nie mylcie z inteligencją!) człowiek, miałem okazję obejrzeć i ocenić Prawo od zewnątrz.
Mówi się o nim jako o drogowskazie wyznaczającym drogę rozwoju i postępowania w życiu. Widząc zachowanie znajomych harcerzy, a także moje własne, coraz częściej widzę Prawo jako sygnalizację świetlną na pustym skrzyżowaniu. Jeśli nic nie jedzie, nikogo nie ma, to po co stać na czerwonym? Mam wrażenie, że coraz większa cześć środowiska harcerskiego właśnie tak postępuje.
Owszem, jest to zbiór wspaniałych cnót, które powinny być tarczą i mieczem, w jakie uzbrajamy harcerzy w boju życia, ale w moim mniemaniu jest on nieco zardzewiały. Nie chodzi mi jednak o to, że trzeba je zaraz zmieniać, chodzi raczej o modernizację.
Być może zmiana jego formy w tekst ciągły, podobny do Kodeksu Wędrowniczego mogła by pomóc. Być może zawarcie tych samych treści w innej formie mogłoby pomóc. Kilka zdań określających sposób postępowania harcerzy mógłby bardziej wpłynąć na nasze działania, niż 10 punktów Prawa, które mamy znać na pamięć i rozumieć. Tekst ciągły faktycznie trudniej zapamiętać, lecz łatwiej zrozumieć jego przesłanie, a to chyba o nie chodzi przede wszystkim.
Owszem, Prawo to element metody, według której mamy wychowywać dzieci. Dzieci są jego odbiorcami, więc punkty wydają się łatwiej przyswajalne. Co jednak z tego, skoro ich treść wymaga tłumaczenia „z polskiego na polski”. Ile jest w kraju dzieci, które bez przygotowania rozumieją słowa „Harcerz postępuje po rycersku”, albo „Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy”. Dla nas są to słowa dość zrozumiałe, dla nich to jednak okrutnie nudne i patetyczne archaizmy.
Jako uczący się dziennikarz i PR-owiec jestem nauczany przede wszystkim jednego. Target jest najważniejszy! Nasze idee, cele i działania mogą być szlachetne, wspaniałe i godne naśladowania. Co jednak z tego, skoro ich przekaz nie jest skierowany do odpowiedniego audytorium. Nie chodzi jedynie o Prawo, lecz znaczną część naszych działań, na nim chcę się jednak w tym materiale skupić.
Marshal McLuhan stwierdził, że forma jest przekazem. Jaki jest wiec przekaz Prawa? Mniej więcej taki, jak lekcji historii na zakurzonych mapach i bez wskaźnika. Tej samej historii można jednak uczyć również w Muzeum Powstania Warszawskiego. Mam nadzieję, że dostrzegacie różnicę.
Być może narażam się teraz na potężna krytykę i wieczne potępienie, takie są jednak moje wnioski dotyczące Prawa Harcerskiego. Bardzo możliwe, że jestem w błędzie. Brakuje mi lat doświadczenia instruktorskiego. Takie są jednak moje przemyślenia na ten temat. Prawo jest wspaniałą ideą godną kontynuacji, potrzebującą jednak odkurzenia (dla czytelników z Politechniki: wersji 2.0).
Mówi się cały czas o kryzysie jaki przeżywa organizacja. Przyczyną nie jest tylko zmiana społeczeństwa, ani wiele innych propozycji spędzania wolnego czasu przez młodzież, ale również nasza bezczynność. Kto stoi w miejscu, cofa się. A my cofamy się coraz szybciej. Zmiany nie powinny ograniczać się tylko do promocji, mało skutecznych reklam. Ważna jest też zmiana tego, co organizacja sobą prezentuje. Zmiana, która jest pewna. Jej kierunek zależy jednak od nas. Jeśli nic nie zrobimy, dalej będziemy „tymi debilami w krótkich spodenkach latającymi po lesie” z tym, że coraz mniej licznymi. Jeśli jednak się postaramy, możemy okazać się organizacją o wieloletniej tradycji, kształtującą młodych ludzi w duchu najwyższych wartości, przy użyciu nowoczesnych, atrakcyjnych form.
Nie wierzycie? Kilka lat temu w Łodzi pojawili się inwestorzy. Mieli plan zagospodarowania popadających w ruinę budynków fabrycznych przy ulicy Ogrodowej. Badania wykazały, że mieszkańcy miasta są przeciwni i to w dużej większości. Do pracy przystąpili PR-owcy. Jak duży obecnie jest procent mieszkańców Łodzi niekorzystnie nastawionych i nieodwiedzających Manufaktury?
Wierzę, że te słowa nie urażą nikogo, w końcu nie taki miałem zamiar. Zamiast tego wywołają jednak dyskusję i zmuszą do refleksji.
Krzysztof Madej