Nie każdy śpiewać może...
Za miastem był las, za lasem pole, za polem łąka, a za łąką staw. Nie jakiś duży, pełen ryb, tylko taki maleńki stawik, prawie bajorko. Dokoła niego rosła wysoka trawa, można nawet było znaleźć kilka pałek trzciny. Nad stawem często przelatywały ważki, komary wprost uwielbiały to miejsca. Ale głównymi lokatorami stawu były żaby. Ile ich tam mieszkało, tego nikt naprawdę nie wie. Opowiem wam o jednej z nich. Klara - bo tak miała na imię - marzyła o śpiewaniu. Pragnęła zostać sławną piosenkarką i kiedy tylko mogła ćwiczyła swój głos. Dlatego niemal o każdej porze dnia, a czasem nawet i nocy rozlegało się tam głośne „Rebek, rebek, rebek, rebek!” Klary. Pozostałym żabom takie „śpiewy” nie przeszkadzały, ale inni mieszkańcy stawu i okolic nieraz denerwowali się i mówili do Klary:
Dałabyś sobie spokój z tym rechotaniem! Żaby nie śpiewają! Chyba nie sądzisz, że te twoje skrzeki można nazwać śpiewem...
Ale Klara nie zwracała uwagi na te nieraz bardzo dokuczliwe uwagi i nadal ćwiczyła.
Jeśli będę trenowała, na pewno mi się uda. - powtarzała sobie.
Pewnego wieczoru, a było to po deszczu i w powietrzu czuć było wilgoć i chłód, Klara tak długo ćwiczyła, że aż zachrypła. Rano obudziła się i nie mogła słowa z siebie wykrztusić. Zupełnie straciła głos. Możecie sobie wyobrazić, jaki to cios dla kogoś, kto marzy o karierze piosenkarki. Mama Klary kazała jej leżeć i wygrzewać się w łóżku, a sama przygotowała napar z żabiego ziela. Wszystkie żaby piły ten napar na wszystkie dolegliwości, ale tak naprawdę nie wiadomo, czy i w jaki sposób pomagał. Klara jednak gotowa była wypić najbardziej gorzkie i wstrętne lekarstwo, byleby tylko odzyskać swój głos i móc dalej ćwiczyć.
Po tygodniu zabiegów i leczenia nasza bohaterka wyszła rankiem na brzeg stawu i z tęsknotą patrzyła na wschodzące słońce i ptaki, które kręcąc powietrzne piruety wyśpiewywały hymny pochwalne na jego cześć.
Gdybym mogła śpiewać choć w połowie tak pięknie jak one... - rozmarzyła się Klara i otworzyła pyszczek w nadziei, że wreszcie wyda z siebie swoje nieszczęsne „Rebek, rebek” i nagle....
Nad stawem popłynęła piosenka tak cudna, że aż ptaki przerwały swoje trele, wiatr umilkł, a łodyżki traw zatrzymały się w bezruchu, aby nie uronić ani jednego cudownego dźwięku. Wszyscy rozglądali się dookoła, żeby dojrzeć, kto tak pięknie śpiewa, ale nie dostrzegli nikogo oprócz małej, zielonej żabki z rozdziawionym pyszczkiem. Kiedy go zamknęła, śpiew umilkł i dopiero wszyscy, nawet sama Klara zrozumieli, że to właśnie jej sprawka. Siedziała oszołomiona, a wokół rozbrzmiewały jeszcze w powietrzu akordy cudnej pieśni.
Czy, czy to ja...? - wydukała wreszcie patrząc na zwierzęta, które otoczyły ją ze wszystkich stron.
Nie, to niemożliwe! - pokręcił główką skowronek - Nigdy w życiu nie słyszałem, żeby żaba śpiewała, nie mówiąc już o tak cudownym głosie.
Ale to musiała być ona! - upierał się konik polny - Sam widziałem i słyszałem!
Niech spróbuje jeszcze raz! - bzyczały muszki - Będziemy mieć pewność!
Klarze nie trzeba było dwa razy powtarzać. Otworzyła szeroko pyszczek i wszyscy usłyszeli jeszcze piękniejszą i jeszcze bardziej wzruszającą pieśń od poprzedniej. To było coś niesamowitego, coś jak balsam dla duszy. Teraz już każdy miał pewność, że głos płynie z gardziołka Klary.
Od tej pory nad stawem pojawiało się coraz więcej gości. Każdy chciał usłyszeć piękne pieśni i zobaczyć niesamowitą piosenkarkę. A Klara czuła, że wreszcie spełniło się jej największe marzenie. Nie szczędziła więc czasu ani sił i śpiewała, śpiewała, śpiewała...
Pewnego popołudnia nad staw przyleciał nieoczekiwany gość.
Jestem kowalik. - przedstawił się Klarze, nisko się przy tym kłaniając - Reprezentuję agencję artystyczną „ Magiczny głosik”, która organizuje koncert na leśnej polanie. Czy zechciałaby szanowana pani wziąć udział w naszym widowisku?
Czy Klara chciałaby?! Omal nie rzuciła się kowalikowi na szyję. Ale jak na wielką piosenkarkę przystało, skinęła tylko głową i oświadczyła, że niezmiernie miło będzie jej zaśpiewać dla tak znakomitej publiczności.
W dniu koncertu na leśnej polanie zebrała się ogromna widownia. O cudownym głosie Klary szumiały już wszystkie drzewa i trawy w okolicy, każdy chciał zobaczyć i usłyszeć śpiewającą żabę, w końcu to nie to samo co słowik czy skowronek.
Klara długo walczyła z tremą , zanim wyszła na scenę specjalnie w tym celu przygotowaną ze starych pni drzew. Ale kiedy stanęła przed mikrofonem i popatrzyła na setki utkwionych w nią oczu, poczuła, że niczego się nie boi i nabrała dużo powietrza. Otworzyła pyszczek, a wtedy... zamiast cudownych, niebiańskich treli dało się słyszeć „ Rebek, rebek, rebek, rebek!”
Na chwilę zapadła straszliwa cisza, ale zaraz rozległy się zniecierpliwione okrzyki:
To kpina, co to za artystka!
To nie śpiew, to rechot!
Zabrać ją ze sceny!
Toż to przecież zwyczajna ropucha!
Klara w obawie przed gniewem tak licznej publiczności czym prędzej dała drapaka i za chwile była już nad swoim stawem. Dopiero tutaj odetchnęła z ulgą. Spróbowała jeszcze raz zaśpiewać, ale oprócz żałosnego „Rebek, rebek!” nic więcej nie udało jej się z siebie wykrzesać.
Trudno! - westchnęła - Szkoda, że to wszystko trwało tak krótko. Ale najważniejsze, że miałam swoje „pięć minut”!
Bogatsza w wiedzę, że jednak nie każdy śpiewać może, wskoczyła do wody, rozchlapując ją na wszystkie strony. W końcu tam, na dnie stawu było jej miejsce.
Elżbieta Janikowska