Polska Rzeczpospolita Radarowa
Wpisał: niezalezna 08.08.2012.
Spośród różnych skutecznych metod drenażu polskiej kieszeni na lidera wyrasta jedna z plag Tuska, która zapewne pozostanie jak pamiątka po jego rządach, chyba że zmiecie i ją jakaś ludowa rewolucja - plaga fotoradarów.
Wśród niewielu zalet tego przedsięwzięcia można wymienić stosunkowo proste (coraz bardziej udoskonalane) pozyskiwanie środków i wysoki stopień zwrotu zainwestowanych pieniędzy. Zastanawiam się, czy z równą gorliwością by je wznoszono, gdyby pieniądze z mandatów szły do centrali na fundusz pomocy ofiar wypadków drogowych?
Skądinąd, szybkość nie jest jedyną ich przyczyną - tylko najłatwiejszą do ograniczenia. Ludzie giną przecież również z powodu złego stanu nawierzchni, braku poboczy, jednopoziomowych skrzyżowań, chodzenia po jezdni nierzadko w stanie upojenia, wszechobecnego uprawiania cyclingu, inwentarza domowego - dodajmy tu jeszcze brak wyobraźni kierowców i niską kulturę jazdy, co w połączeni z poziomem ratownictwa i małą wiedzą o pierwszej pomocy złoży się na obraz całości.
W dodatku „bezpieczna szybkość” to pojęcie wysoce nieprecyzyjne - są kierowcy gnający 150 km/h przez centrum miasta, przy których czuję się bezpieczny jak dziecię w łonie matki, i tacy, dla których trzydziestka w terenie niezabudowanym stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo...
Ubocznym skutkiem powszechnej radaryzacji jest fakt, że kierowca zajęty wypatrywaniem elektronicznego szpiega nie ma szans skutecznego kontrolowania innych rzeczy dziejących się na drodze. W dodatku po minięciu kamery instynktownie przyspiesza, aby nadgonić stracony czas, i nieszczęście gotowe.
A to przecież tylko jeden z elementów życia w naszych czasach, które charakteryzuje paranoiczna wręcz wiara, że spowalniacze ruchu, ochrona danych osobowych, wszechstronna elektronika, całodobowy nadzór itd., itp. zapewnią życie w klimacie spokoju i bezpieczeństwa, które dawniej gwarantowały: kultura, dobre stosunki sąsiedzkie, wiara w Boga, szacunek dla praw i przepisów oraz odpowiednie wychowanie...
Tyle że dbanie o to wszystko jest o wiele trudniejsze niż zainstalowanie kamery, którą, skądinąd, można strącić jednym kamieniem.