Autor: Dorota Dziedziewicz, Aleksandra gajda
Zrymował: Witold Szwajkowski
Dama i baranek
Każdy, kto baranki ładne
bardzo lubi, wie, że stadne
to zwierzęta są na ogół.
A że mają dużo wrogów,
więc bezpieczniej im jest w stadach.
Baran, gdy się pasie, zjada
świeżą trawkę z łąk bagnistych,
co jest faktem oczywistym,
lecz też kwiatki skubie sobie.
Gdy się naje, mały bobek
w gęstej trawie gdzieś zostawi,
kiedy swój posiłek strawi.
Ale my, historię mamy
o baranku pewnej Damy -
pani bardzo luksusowej.
Ten baranek Damie owej,
towarzystwa dotrzymywał,
adorował ją, podziwiał,
odkąd na hiszpańskiej plaży
kiedyś Damę zauważył,
która co dzień tam siedziała
i się nią luksusowała.
Gdy baranek wpadł w szampański
humor kiedyś, to hiszpańskich
jabłek cztery kilo pożarł.
Sok przez zęby mu do morza
tryskał za horyzont prawie.
Źle się poczuł, więc w tej sprawie
pewien lekarz mu doradzał,
by z ilością nie przesadził,
więc trzy kilogramy teraz
co dzień jabłek tych pożera.
Raz na piasku siedział z damą,
nic nie robił i tak samo
Dama raczej nie robiła
nic, lecz też się tym męczyła.
Nagle usłyszeli chlupot
zimnej wody, butów tupot,
zaraz potem z morza toni
jakiś pirat się wyłonił.
- Aaaaa, krzyknęła głośno Dama,
aż się przestraszyła sama.
- Beee, wygłosił też baranek
swoje credo dobrze znane.
- Ceee, zaś padło z ust pirata,
bo alfabet znał trzy lata,
a więc co po „be” jest, wiedział.
Skłonił się i tak powiedział:
- Witam, witam, piękna Damo!
Przywitanie takie samo
barankowi przekazuję,
gdyż sympatię do was czuję.
Dama - Hę? - odpowiedziała.
Szczerze mówiąc - oniemiała,
bo żadnego już pirata
nie widziała cztery lata.
Widząc jej zakłopotanie,
pirat swoje przywitanie
jeszcze raz powtórzył grzecznie.
Cóż miał zrobić? Ostatecznie,
zawsze, gdy chciał poznać damę,
musiał gesty takie same
wobec damy tej wykonać,
by do siebie ją przekonać.
Zdjął więc grzecznie hełm rogaty.
Dama się poznała na tym,
więc się trochę ośmieliła,
kilka kroków w przód zrobiła,
ale spotkał ją pech wielki,
bo na jakieś szkło z butelki
bosą stopą nastąpiła.
Piętę sobie rozkrwawiła
i wydała krzyk donośny,
przeraźliwy, bardzo głośny.
Pirat ranę jej raz, dwa, trzy,
swoją chustą w mig opatrzył,
potem przyjrzał się butelce
i się uradował wielce,
bo w butelce mapa była.
Dama też zauważyła
błysk radości w jego oku,
gdy się przyglądała z boku
jak tę mapę sam rozwijał.
Patrzył na nią, a czas mijał,
bo odczytać jej nie umiał.
Gdy przekręcił ją, zrozumiał,
że na mapie pokazano
miejsce, w którym zakopano
wielki skarb, o którym marzył…
I to właśnie na tej plaży!
- Mapa skarbu! Pirat wrzasnął.
- To wynika z mapy jasno!
Jak to dobrze się zdarzyło,
że z pokładu statku zmyło
mnie dokładnie przy tej plaży.
Jakiś cud tu się wydarzył,
że w tym miejscu was poznałem.
Zaraz skarby też wspaniałe
dzięki mapie wydobędę
i bogaty bardzo będę.
- Nie tak zaraz - rzekł baranek.
Skarby przecież zakopane
są na plaży, według mapy,
a wiec wszystkich w swoje łapy
nie dostaniesz i skarbami
musisz się podzielić z nami.
Tylko my tę plażę znamy,
więc do skarbów prawo mamy.
Dama rację mu przyznała,
bo na skarby też chęć miała,
więc się wszyscy naradzili,
podział skarbów uzgodnili,
by nikogo nie oszukać
i zaczęli skarbu szukać.
Szybko się zorientowali,
że skarb leżał tam, gdzie stali.
Tak pokazywała mapa!
Wstąpił w nich ogromny zapał.
Dół kopali więc na zmianę:
pirat z damą, a baranek,
obok dołu jabłka wcinał,
że aż mu leciała ślina.
Po godzinie, mokrzy cali,
wielką skrzynię wykopali.
Była z drewna bukowego,
dość twardego, a do tego
miała z wielką kłódką zamek,
dosyć mocną, lecz baranek
zdołał szybko kłódkę spożyć.
Mogli skrzynię więc otworzyć.
Jak myślicie moi mili,
co w tej skrzyni zobaczyli?