Legendy ludowe o Matce Bożej
Dlaczego osika trzęsie liśćmi, nawet wtedy gdy nie ma wiatru?
Dlaczego osika trzęsie liśćmi, nawet wtedy gdy nie ma wiatru?
Działo się to dawno temu, w czasach gdy światem, a przynajmniej jego dużą częścią rządził Rzym. Wtedy to w państwie, o którym już wiele różnych i dziwnych historii opowiadano, przyszedł na świat mały chłopiec. Wszyscy na pewno znają życie Jezusa z Nazaretu. Jednak nie wszyscy wiedzą, co się wydarzyło od momentu, gdy anioł objawił Józefowi we śnie, iż Herod chce zabić jego syna Jezusa i polecił mu, aby zaraz uciekli do Egiptu. Można się domyśleć, że Józef natychmiast obudził Maryję, objuczył osła, zabrał potrzebne do podróży rzeczy i jeszcze tej samej nocy wyruszyli w drogę.
Pan Jezus wtedy spał, dlatego nie wiemy z ewangelii co się wydarzyło w drodze.
Maryja i Józef nie opowiadali o tym, ale wszystko zachowywali w swym sercu. Podobno, gdy byli w Egipcie zamieszkali u pewnej kobiety z "północy" (na pewno to była Polka), a Maryja nieraz z nią plotkowała - jak to kobiety -i stąd znamy tę historię.
Herod kazał zamordować wszystkie dzieci w okolicy, bo chciał być pewny, że wtedy zabije także Jezusa, prze- powiadanego króla Izraela. Biedne małe dzieci. Dopiero co przyszły na świat, a już oddały życie za Jezusa.
Tymczasem Herod dowiedział się, że jego plan się nie powiódł i dlatego kazał szukać Jezusa. Była noc. Na dworze nie było zimno, gdyż wiosna w Palestynie zagościła już na dobre. (W tym czasie w Polsce jest jeszcze zima). Na dworze pachniały konwalie i bez.
Józef i Maryja z Jezusem cicho wyszli z chatki i nie oglądając się za siebie ruszyli w drogę, choć trudno im było opuścić dom rodzinny. Nad ranem byli już w górach. Teraz mogli trochę odpocząć, gdyż znaleźli schronienie wśród skał. Józef zaraz poszukał gałęzi na ognisko i suchej trawy do jego rozpalenia. Wziął dwa kamienie, uderzył o siebie i rozpalił ogień. Ogrzali się i zjedli coś gorącego. (W tamtych czasach nie było jeszcze zapałek dlatego ogień krzesano dwoma kamieniami uderzając jeden o drugi). Nie mogli zatrzymać się dłużej, gdyż z daleka słychać już było tętent kopyt końskich. To żołnierze Heroda wyruszyli w pościg za niewinnym dzieckiem.
Ruszyli dalej. W niedługim czasie znaleźli się na skraju lasu. Poczuli się trochę bezpieczniej, choć widok jaki mieli teraz przed sobą nie robił wcale dobrego wrażenia. Las był straszny. Ogromne dęby, potężne jesiony oraz wiele innych drzew i krzewów jakie tam rosły zebrane razem odstraszały swoim widokiem.
Tymczasem pościg zbliżał się coraz bardziej i bardziej. Słychać już głosy wykrzykujących żołnierzy i rżenie koni. Maryja wstrzymała na chwilę oddech i zabrała swoje ukochane dziecko z koszyka, który znajdował się na grzbiecie osła i poniosła je na rękach. W takiej chwili każda matka chce mieć swój skarb blisko siebie. Bardzo cicho posuwali się naprzód, tak cicho, że słyszeli bicie własnego serca, które uderzało coraz szybciej. Las stawał się coraz bardziej groźny i ponury. Zrobiło się jakby ciemniej, ale to tylko wrażenie spowodowane strachem. - Co robić ? Szeptem spytała Maryja Józefa. Może lepiej ukryć się gdzieś w gęstwinie drzew, przynajmniej będzie jakaś szansa ?
Józef jednak nic nie odpowiedział. Patrzą, a tu osika. Gałęzie gęsto wyrastają z pnia, a liści tak dużo, że niektóre z nich od ich ciężaru uginają się aż do ziemi.
Maryja spytała osikę.
- Kochana osiko. Czy możemy się ukryć w twoich gałęziach, aby nas żołnierze Heroda nie znaleźli i nie zabili?
Osika z gniewem krzyknęła machając przy tym gałązkami.
- Nie chcę! Nie mogę! Boję się! Przecież mnie wytną jeśli was tu znajdą idźcie sobie! Jestem taka piękna i chcę jeszcze rosnąć! Boję się! Idźcie sobie!
Więc poszli dalej, bo co mieli zrobić.
A żołnierze zbliżali się nieubłaganie. Chyba jeszcze nie zauważyli nikogo, bo dokładnie przeszukują cały teren. A może już natrafili na jakiś ślad?
Józef i Maryja stanęli teraz obok leszczyny. Popatrzyli na nią spokojnie i z nadzieją, że tym razem nie zostaną odrzuceni. Maryja delikatnie pogłaskała leszczynę, uśmiechnęła się i cicho spytała.
- Leszczyno kochana. Czy dasz nam schronienie przed okrutnym i złym Herodem ? Leszczyna lekko zakołysała swoimi smukłymi gałązkami i z radością odpowiedziała.
- Czy to możliwe ? Czy to naprawdę przyszedł do mnie Jezus?
Co za szczęście i co za radość. Naprawdę mogę wziąć w swe ramiona tak wielkiego Pana? Chodźcie prędko, skryjcie się w moich gałęziach. Nie pozwolę aby ktokolwiek Was skrzywdził.
Leszczyna okryła Ich swoimi ramionami tak gęsto i tak szczelnie, że żołnierze przeszli obok i nic nie zauważyli. A ona śmiała się z nich kołysząc gałęziami, przy tym lekko uderzając w plecy jakiegoś niezdarę, a ten potykał się ze zdziwieniem. Gdy żołnierze uznali, że pościg nie odniósł powodzenia udali się w powrotną drogę. Kiedy przechodzili obok osiki dziwili się dlaczego liście jej trzęsą się, choć nie było najmniejszego wiatru.
I tak jest do dziś. Liście osiki, za karę, że nie przyjęła Jezusa, trzęsą się nawet, gdy nie ma wiatru.
Józef, Maryja i Jezus podziękowali leszczynie za okazaną pomoc i poszli w dalszą drogę do Egiptu cali i zdrowi.
Ale czy to koniec ich przygód? O tym dowiemy się w następnym numerze gazetki.
Spotkanie z dobrym łotrem
W poprzednim opowiadaniu, rozstaliśmy się ze Świętą Rodziną w momencie, gdy żołnierze Heroda zawiedzeni niepowodzeniem pościgu, zawrócili w powrotną drogę, a szczęśliwa i uratowana przez leszczynę Rodzina ruszyła w dalszą drogę. Powrót do domu był niemożliwy, gdyż Herod z pewnością przez wiele lat szukał Jezusa.
Idąc przez las, dzielili się przeżytymi wrażeniami. Jezus na chwilę się obudził, ślicznie uśmiechając się do swojej Mamy. Tak szli przez jakiś czas. Las był nadal gęsty, ale nie tak straszny jak przed chwilą. Ptaki zaczęły coraz głośniej śpiewać. Słychać słowika, wyśpiewującego swoje trele - morele, w innym miejscu świergocze stado wróbli, a gdzieś w oddali słychać głośne stukanie dzięcioła. Wszystko było teraz takie piękne i spokojne. Jednak po długim marszu, zmęczenie dało się we znaki. Za najbliższym pagórkiem postanowili wreszcie się zatrzymać i odpocząć. Podobnie, jak na postoju w górach, wszystkim zajął się Józef. Przygotował miejsce na odpoczynek i ognisko. Maryja nakarmiła najpierw Jezusa nucąc przy tym ulubioną melodię, tę, którą nauczyła się jeszcze w dzieciństwie, od swojej babci. W tym samym momencie, coś trzasnęło w krzakach. Zamarli w bezruchu i wstrzymali oddech. Przez chwilę, nastała cisza.
- Pewnie jakiś zając, albo jeż? Powiedział Józef i dalej podgrzewał wodę. Maryja przycisnęła Jezusa jeszcze mocniej do siebie i śpiewała dalej. Gdy już odpoczęli i chcieli ruszyć w drogę, zaproponowała, aby zostać na tym miejscu, gdyż robi się już ciemno i nie wiadomo czy znajdą lepsze miejsce na nocleg.
W tym momencie gałęzie znów zaszeleściły, coś trzasnęło i nagle przed nimi stanął potężny mężczyzna. Wyglądał strasznie. Miał długą brodę, potargane włosy, ubrany był w kurtkę z baraniej skóry i podarte spodnie. Nogi miał bose, a w ręce trzymał potężną, ważącą chyba ze 4 kilogramy, kolczastą buławę. Maryja ucichła. Józef stanął pomiędzy nimi. Tak przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy - rozbójnik z buławą, a Józef z garnuszkiem w ręku; drżący powiedział:
- Może się pan napije gorącej herbaty?
Zaczerwienił się, gdyż te słowa, wydały mu się głupie w takim momencie. Lecz rozbójnik opuścił buławę i powiedział:
- Chodźcie ze mną! Potem obrócił się i ruszył przodem. Józef wygasił ognisko i poszli za nim.
Szli tak przez chwilę, nie wiedząc co się wydarzy dalej. Jednak nikt, nie odezwał się ani słowem. Gdy się ocknęli, ujrzeli przed sobą starą, ale ładną chatę, na małej polance, otoczoną jabłoniami i gruszami, a od strony, gdzie znajdowała się altanka, porośniętą winoroślą. Gdy weszli do środka, rozbójnika już tam nie było. Przed sobą mieli ubogą kobietę, która była również przestraszona jak oni. Maryja pochwaliła Pana Boga. Żona rozbójnika zmieszała się, bo nie wiedziała co odpowiedzieć. Była to mądra kobieta, więc powtórzyła te same słowa co Maryja. Zaraz też, podeszła do niej i z wielką trwogą powiedziała:
- Szybko stąd uciekajcie! Czyż nie wiecie, że mój mąż jest rozbójnikiem? Na pewno was zabije i ograbi! Wielu już spotkał taki los. Proszę was, uciekajcie! - Nie obawiaj się, dobra kobieto. Gdyby chciał nas zabić, już dawno by to zrobił, a ograbić nie ma nas z czego - Odpowiedziała spokojnie Maryja. Kobieta jeszcze raz nalegała, a potem ustąpiła.
Poprosiła aby usiedli. Na piecu miała właśnie gorącą zupę, której ugotowała akurat więcej niż zwykle, więc podała głodnym gościom. W tym momencie wszedł rozbójnik. Umył się i uczesał, na siebie założył czystą koszulę, a na nogi drewniane kapcie. Zasiedli do posiłku. Maryja z Józefem w ciszy przez chwilę się pomodlili i wszyscy zaczęli jeść, i wspólnie rozmawiać. Teraz wyszło, dlaczego zostali oszczędzeni przez rozbójnika. Opowiedział jak czekał na czatach, by napaść na podróżnych.
Miał już wyskoczyć by zaatakować, gdy usłyszał głos, śpiewającej Maryi. Wycofał się. Przypomniał sobie melodię z dziecinnych lat, rodzinne podwórko, ojca i matkę, których dawno temu opuścił, a których już nigdy nie zobaczy. On przecież też ma małego synka. który leży chory, pokryty trądem. Zrobiło mu się ich żal i odstąpił od złego zamiaru. Potem Maryja opowiadała o Bogu, którego spotkała w Świątyni, o tym jak zbierała kwiaty, aby Mu je ofiarować. Także o tym, jak muszą uciekać przed okrutnym tyranem. Gdy się posilili, żona rozbójnika zagrzała wody, nalała do wanny i kazała wykąpać Jezusa. Maryja chętnie się zgodziła. Zaproponowała, że razem z Jezusem wykąpie jej syna. Jednak rozbójnica odmówiła. Zaczęła płakać i pokazała swego malutkiego syna, który leżał w kołysce w drugim pokoju. Ręce i nogi miął pokryte trądem i na twarzy już pojawiały się ślady zarazy. Chłopiec leżał bez ruchu, tylko cicho kwilił, a oczka miał mokre od łez. Kobieta powiedziała drżącym głosem: - Sama, choć jestem jego matką, boję się go dotknąć, a ty chcesz go wykąpać razem z Jezusem? Przecież Go zarazi! Nie możesz tego zrobić! - Maryja spokojnie odpowiedziała.
- Nie martw się. Naprawdę nic nie grozi mojemu synowi. Pozwól, proszę, wykąpać twego syna. - I ustąpiła. Po chwili chłopcy znaleźli się już w wannie. Co mieli za radość. Chlapali wodę, tak że, wokół wanny zrobiła się niemała kałuża. Matki siedziały przez chwilę obok i patrzyły na chłopców, którzy nieźle się bawili.- Rozkoszne maluchy - powiedziała Maryja. Rozbójnica była jednak smutna, bo widziała swego syna bardziej radosnego, jednak ciężko chorego. Maryja zabrała się do kąpieli maluchów. Gdy skończyła, owinęła chłopców w ręczniki i oddała syna, matce. Ta przytuliła go do siebie i chciała położyć z powrotem do kołyski, gdy nagle zaczęła rozwijać ręcznik - patrzy ze zdziwieniem i nie wierzy własnym oczom - jej ukochany syn jest zupełnie zdrowy. Na jego ciele nie ma śladu trądu. Skóra chłopca jest teraz gładka i rumiana, a na twarzy pojawił się śliczny uśmiech, jakiego nie widziała od dawna. Ona sama, w tym momencie się zmieniła. Dech jej zaparło i nie wiedziała co robić: Czy ma skakać, czy może krzyczeć z radości. Popatrzyła na Maryję i rzuciła się jej na szyję. Maryja powiedziała: - To nie moja zasługa, to On - I pokazała na Jezusa. Rozbójnik cały czas stal obok, bez ruchu, jak zamurowany i nic nie mówił.
Na drugi dzień, przed wyjściem w drogę, dzieci bawiły się razem. Gdy Maryja zabierała Jezusa, chłopcy spojrzeli na siebie, wyciągali do siebie ręce, chcieli płakać, ale Jezus powiedział swym dziecinnym głosem: Nie martw się, jeszcze się spotkamy. I wyruszyli w dalszą drogę. Dotarli szczęśliwie do Egiptu, gdzie mieszkali przez kilka lat, aż dowiedzieli się, że Herod nie żyje. Potem powrócili do kraju i żyli w Nazarecie. Rozbójnik, poruszony tym wydarzeniem, nawrócił się i odtąd pomagał wszystkim podróżującym przejść przez las. Chłopiec wyrósł na silnego mężczyznę i szybko zapomniał o Jezusie, i o tym co go spotkało. Znudziło mu się życie w lesie, daleko od ludzi i zapragnął czegoś innego.
Pewnego razu, gdy ojciec był na polowaniu, ukradł pieniądze i uciekł w świat. Szybko roztrwonił wszystko na hulankach i zabawie. Musiał teraz żebrać ale i to mu się nie podobało. Zaczął kraść, by przeżyć. Wstąpił do bandy rzezimieszków i w końcu złapany, trafił do więzienia. Było to w tym samym czasie gdy pojmano i ukrzyżowano Jezusa. Gdy uciekł z domu, ojciec pogrążył się w smutku, zachorował i szybko umarł. Matka została sama, bez środków do życia, więc poszła do miasta. Chodziła od domu, do domu, robiła wszystko, by otrzymać choć kawałek suchego chleba. Cieszyła się z każdej kruszynki, a była szczęśliwa gdy czasem miała dach nad głową. Długo szukała syna, aż wreszcie znalazła go niosącego krzyż na Golgotę. Niestety nie udało się jej dostać do niego, bo żołnierze ją odtrącili. Upadła przed drugim skazańcem. Gdy wstała, popatrzyła mu w twarz i poznała te same oczy, które dawno temu przywróciły jej radość życia. Szybko zdjęła chustkę i otarła spoconą, i zakrwawioną twarz Jezusa. Znów ją odepchnięto i znalazła się w tłumie.
Gdy ich ukrzyżowano, zrobiło mu się żal Jezusa, który cierpiał przecież niewinnie. - "My słuszną ponosimy karę za swoje czyny, ale Jezus nic złego nie uczynił" - To powiedział do kompana, który wisiał obok i urągał Jezusowi. W tym momencie zobaczył , że Jezus umiera, więc powiedział -"Jezu, wspomnij na mnie, gdy będziesz w raju". Jezus spojrzał na niego i ostatkiem sił szepnął: - "Zaprawdę, powiadam ci: dziś ze mną będziesz w raju".
Teraz poznał ten sam wzrok, który utkwił mu gdzieś w pamięci. Przypomniał sobie Jego słowa z dzieciństwa, "że się jeszcze spotka ją". Przypomniał sobie spotkanie z Jezusem, gdy był w mieście na targu. Jak słuchał za miastem i nad jeziorem Jego nauki. Wtedy Go nie poznał. Wspomniał o ojcu, którego opuścił, i matkę. Żałował za wszystko zło, które uczynił w życiu, i był szczęśliwy, że może cierpieć i umierać razem, ze swoim najlepszym przyjacielem.
Boża Rodzicielka
Gdy Bóg przechadzał się po raju by przyjrzeć się całemu stworzeniu zobaczył mężczyznę, który siedział pod drzewem jabłoni. Wszelkie stworzenie było doskonałe i było poddane człowiekowi. Drzewa skłaniały swe gałęzie, aby Adam mógł zrywać owoce i je zjadać. Wiedziały o swym przeznaczeniu i najładniejsze i najsmaczniejsze owoce garnęły mu się same do rak. Gdy świeciło słonce, pochylały się i zasłaniały go swymi liśćmi, robiąc cień.
Wtedy Bóg przyprowadził przed niego wszystkie zwierzęta lądowe, ptaki powietrzne i ryby morskie. Mężczyzna dał im nazwę: istota żywa. I zobaczył Bóg, że mężczyzna nadal jest sam i nie jest w pełni szczęśliwy. Postanowił zatem uczynić kogoś odpowiedniego dla niego, z kim mógłby dzielić los na ziemi. Zerwał Bóg najpiękniejsze kwiaty ziemi, nazbierał płatów róż i konwalii.
Pozbierał z kwiatów najdelikatniejszy pyłek i puch, i uczynił z nich niewiastę. Potem postawił tę najpiękniejszą i najdelikatniejszą ze wszystkich stworzeń przed Adamem. Lecz on na ten widok aż zadrżał i zatrwożył się. Powiedział: - Boże. Ona nie może być ze mną. Popatrz na mój wygląd, na moje ręce i na skórę całą pokrytą zarostem i grubą jak u krokodyla. Co ja mam z tą piękną i delikatną osobą robić. Czyż mógłbym być z nią szczęśliwy? Boje się jej dotknąć. Czy nie mogłaby być bardziej podoba do mnie? "Wtedy to Bóg sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym to Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: Ta dopiero jest kością z mojej kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się nazywała niewiasta" (Rdz 2, 21 - 23).Bóg uradował się z tego, iż mężczyzna i niewiasta, byli szczęśliwi ze sobą. Przechadzali się po ogrodzie wśród kwitnących drzew i kwiatów. Zwierzęta służyły im i ustępowały drogi. Nie było żadnego stworzenia, które nie byłoby im podległe. I byli bardzo szczęśliwi.
Pewnego razu Bóg spotkał mężczyznę, gdy siedział w cieniu drzew i rozmyślał. Spytał go Bóg.
- Co za myśli chodzą ci po głowie? Mężczyzna odpowiedział.
- Zastanawia mnie, co się stanie z Tą, którą uczyniłeś przed Ewą.
Bóg rzekł ze smutkiem:
- Kiedy przyjdzie czas, by na świat zstąpił mój Syn, poślę Ją na ziemię, aby była matką mego syna. To z Niej wyjdzie władca, który odkupi ludzi z jego grzechu... Ona będzie Jego Matką. Mężczyzna znów się zamyślił.
A Bóg przechadzał się po raju pośród swego stworzenia...