Z Boga dla człowieka
Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy. - Na jakich? Na przykazaniu miłości Boga i przykazaniu miłości bliźniego. Przypomnę końcowy fragment homilii sprzed tygodnia: „Ludziom - co ludzkie oddaję. Ale Bogu - co boskie także. Łącznikiem wiążącym oba obszary, ludzki z boskim, jest dobro. Autentyczne, rzetelne, niekłamane dobro zawsze jest z Boga i zawsze jest dla człowieka” - mówiłem. Wiem, że w tym momencie rodzi się pytanie, co to jest dobro. Bardzo trudno na nie odpowiedzieć. Bo choć każdy wie, czym ono jest, i choć potrafi wskazać na różne przykłady dobra, to jednak gdy zaczynamy się zastanawiać nad postawionym pytaniem, nie znajdujemy prostej odpowiedzi. To tak, jakby dobro było pierwotną tkanką wszystkiego, co istnieje. A równocześnie ma ono tysiące różnych wcieleń, za każdym razem jest jakby czymś innym i nowym, choć przecie wciąż jest dobrem.
Nie będziemy filozofować, nie czas na to. Wskażę tylko na taką niby mimochodem wypowiedzianą uwagę Jezusa, bardzo jednak ważną. Otóż gdy ktoś zwrócił się do niego słowami „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” Jezus zanim odpowiedział, wtrącił: „Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg.” (Mk 10, 17n). W ten sposób wskazał na początek, fundament i miarę dobra, każdego dobra. Dobro jest z Boga. Zaś bezinteresowne obdarowywanie kogoś dobrem - to miłość. I tak wróciliśmy do początku naszego rozważania, do dwóch przykazań miłości. Bo to na nie Jezus wskazał jako na reguły najważniejsze. I chyba nikt nie ma wątpliwości, że tak jest w istocie: miłości człowiek potrzebuje najbardziej, choć przecie miłość - jak dobro - ma tysiące różnych wcieleń w życiu człowieka i świata.
Skąd tyle zła?
Powiedziałem przed chwilą, że dobro jest jakby pierwotną tkanką wszystkiego, co istnieje. Jeśli tak jest - to skąd w świece tyle zła? Człowiek potrafi człowieka krzywdzić w niewyobrażalny sposób. Historia wojen - od starożytności po ostatnie wojny i porachunki w Iraku, Bośni, Kosowie, Czeczenii czy w Gruzji. Ileż zła człowiek człowiekowi potrafi wyrządzić. Zła niepotrzebnego, bezsensownego, zła i krzywdy absurdalnej, bo potęgującej nienawiść i nakręcającej spiralę przemocy.
Zresztą, czy trzeba się odwoływać do wojen? Ile zła wobec pracowników. Ile zła po sąsiedzku. Ile zła i krzywdy w rodzinach. Ile okrucieństwa wobec przypadkowych ofiar. Każdego tygodnia w reporterskich relacjach różnych kanałów telewizyjnych tyle możemy się napatrzyć. A niejeden i niejedna z nas na własnej skórze krzywdy doznaje. Powodów wiele. Bezmyślność, zemsta, chęć zysku, zazdrość, nienawiść, alkohol - i tyle innych powodów. Ale czy to naprawdę są powody? Czy jakakolwiek sytuacja może usprawiedliwić wyrządzanie krzywdy i pomnażanie zła?
Jest jeszcze jeden, szczególnie bolesny obszar zła. To wszystkie krzywdy wyrządzane w imię wiary, w imię Boga. Religijne wojny w Europie należą do przeszłości. Choć nie całkiem. Są regiony, gdzie hasła walki z wierzącymi inaczej wciąż są aktualne. A w szerokim świecie nie brak bardzo okrutnego zła na tym polu. Zresztą - wojny i prześladowania religijne zawsze były niezwykle okrutne, lała się krew, płonęły wsie i miasta, a nieraz i stosy. Jak to możliwe, skoro w centrum każdej religii jest wiara w Boga i uznanie, że z Boga, jak ze źródła płynie wszelkie dobro? A jednak wiara nie była w stanie zapobiec religijnym wojnom. Mało tego - właśnie wiara służyła usprawiedliwianiu najgorszych okrucieństw. Trudno to pojąć, ale tak było i wciąż jest. Dobrze, że nie wśród nas. Ale tego codziennego, a nieraz okrutnego zła nie brakuje. Mimo, że dobro cenimy najbardziej, a przykazanie miłości uznajemy za regułę najważniejszą.
Jedność obu przykazań
Miłość jest bezinteresownym obdarowaniem kogoś dobrem - mówiłem. Spytasz więc, jak więc można kochać Boga? Przecież nie mam Go czym obdarować. - To prawda, żaden dar materialny nie wchodzi w rachubę. Ale dla osoby największym darem jest osoba. Zatem możesz Bogu ofiarować siebie. Możesz - i ja mogę - obdarować Go sobą! To podobnie, jak w małżeństwie - nie majątek jest darem dla wybranej osoby. Mężczyzna obdarowuje kobietę sobą; i wzajemnie: żona obdarowuje męża też sobą. Wiem - te słowa choć brzmią pięknie, mogą niewiele znaczyć. Nawet w małżeństwie tak bywa. Cóż dopiero wobec Boga. Jak mogę siebie dać Bogu? Przecież nawet zakonne śluby wydają się nie sięgać nieba.
Jezus dobrze o tym wiedział. Dlatego zapytany o największe przykazanie, wskazał na miłość Boga. Ale - słuchaliśmy Jego słów - zaraz dopełnił swej odpowiedzi wskazując na miłość do człowieka. Mało tego - całą odpowiedź podsumował słowami: Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy. Co znaczy, że nie można każdego brać z osobna. Tylko razem wzięte, tylko scalone w jedno nadają sens życiu i światu. Obdarować Boga - i ze względu na Boga - obdarować człowieka. Każdego człowieka. Nie tylko tego, który najbliżej. Nie tylko tego, który mnie obdarowuje. Nie tylko tego, którego lubię. Każdego. Co do tego Ewangelia nie zostawia najmniejszej wątpliwości. Przypomnę fragment Kazania na górze: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują... Jeśli miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie?” (Mt 5,44nn). Pamiętamy też przypowieść o dobrym Samarytaninie - pogardzanym wrogu, który dobrem obdarzył.
Nie wolno zapomnieć wskazań Mojżesza z pierwszego czytania. Tam nie o miłości mowa, a o zwyczajnej sprawiedliwości, codziennej uczciwości i ludzkiej normalności: Nie będziesz krzywdził! To fundament dobra, to podstawa miłości. Więcej - to podstawa człowieczeństwa. I chrześcijanin tę podstawę uszanować musi. Ale nie może na tym poprzestać - chrześcijanin na miarę swoich możliwości powinien dobrem obdarzać. I nie dlatego, że kogoś lubi, czy dlatego, że widzi w tym korzyść. Dlatego, że Boga chce w drugim człowieku obdarować. Dobrze, że na świecie jest wielu chrześcijan.