George Friedman:
Nadal mieszkacie w niebezpiecznej dzielnicy
http://www.polskatimes.pl/stronaglowna/184371,george-friedman-nadal-mieszkacie-w-niebezpiecznej-dzielnicy,id,t.html#material_1-3
Polska ma świetną przyszłość i nie powinna jej zaprzepaścić tak jak w latach 30., kiedy polegała tylko na sojuszach - ostrzega w rozmowie z Maciejem Domagałą George Friedman, założyciel ośrodka Stratfor.
Pod koniec dwudziestolecia międzywojennego wydawało się, że Polska ma wielkie perspektywy. Mieliśmy sukcesy techniczne, były wielkie projekty rozbudowy przemysłu i modernizacji armii, udało się zbudować sieć mocnych sojuszy. Wszystko skończyło się w 1939 r. Teraz też wróży Pan Polsce, że stanie się regionalną potęgą. Jakie błędy popełniono i jak ich uniknąć?
Polska jest zawsze w tej samej sytuacji geopolitycznej. Jak mawiamy w Ameryce, mieszka w złej dzielnicy. Jest jak ktoś, kto kupuje dom w niebezpiecznej okolicy i oczekuje, że na pomoc zawsze przyjdzie policja. W 1920 r. państwo polskie udowodniło, że posiada zdolności, aby działać efektywnie. Ale w 1939 r. nie było możliwości zbudowania realistycznego sojuszu z Francją i Anglią, bo Polska nie zdążyła stworzyć potencjału obronnego. Zanim kraje te zmobilizowały swoich rezerwistów, było już za późno. Da Polski ceną rzeczywistej niepodległości jest samodzielne przyjęcie odpowiedzialności za obronę.
W jakim sensie?
Nawet jeśli Polska nie jest w stanie obronić się sama, musi stworzyć warunki, w których może bronić się wystarczająco długo, żeby sojusz mógł zafunkcjonować. Nie ma żadnych uwarunkowań, które skazałyby Polskę na słabość. Ale Polacy nie chcą wydawać środków niezbędnych, by utrzymać niepodległość. I płacą za to ceną niepodległości.
W latach 30. nie żałowaliśmy środków na obronność.
To było za późno. Budowanie obronności to długotrwały, stały wysiłek. Koszt wytworzenia środków defensywnych, które byłyby w stanie powstrzymać inwazję rosyjską i niemiecką, był trywialny w stosunku do strat, które Polska poniosła w wyniku długotrwałej okupacji. W momencie, kiedy pojawiło się zagrożenie, było już za późno.
Nie można odpowiadać na zagrożenie, którego nie ma.
Historia Europy pokazuje, że Polska była zawsze zagrożona z powodu jej położenia geograficznego. Zbudowanie sprawnych sił wojskowych zajmuje całe dekady i trzeba rozpoczynać proces tworzenia takich sił w momencie, kiedy nie widać zagrożenia. To, że na razie sytuacja wygląda na bezpieczną, nie oznacza, że w przyszłości dalej taka będzie.
Takie myślenie jest nieco paranoiczne.
Jedna rzecz, która od stuleci jest stała w pozycji Polski w Europie, to fakt, że w pewnym momencie kraj stanie w obliczu zagrożenia z zachodu lub wschodu. A więc musicie podjąć działania.
To jaka lekcja płynie dla nas teraz?
Problem polega na tym, że Polacy wiecznie szukają tanich sposobów zapewnienia bezpieczeństwa. Polska nie szuka sojuszu, ale pomocy charytatywnej.
Teraz mamy Unię Europejską i zapowiedź nowej strategii obronnej, która pojawiła się po spotkaniu Donalda Tuska z Nicolasem Sarkozym. Czy to nie może stać się solidnym oparciem?
Kłopot w tym, że geopolityka Europy się zmienia w sposób nieprzewidywalny. Może zmienić się szybciej, niż da się zbudować solidną armię. Unia to eksperyment i na razie nie ma jednolitych sił wojskowych. Z tego powodu potęgi europejskie, które się na nią składają, są bardzo słabe militarnie. Kluczowe pytanie to, jakie zmiany będą miały miejsce w Rosji w ciągu następnych 5-20 lat. A Polacy znów rozglądają się, co zrobią inne kraje, tak żeby nie podejmować wyzwania samodzielnie.
Pod koniec dwudziestolecia międzywojennego wydawało się, że Polska ma wielkie perspektywy. Mieliśmy sukcesy techniczne, były wielkie projekty rozbudowy przemysłu i modernizacji armii, udało się zbudować sieć mocnych sojuszy. Wszystko skończyło się w 1939 r. Teraz też wróży Pan Polsce, że stanie się regionalną potęgą. Jakie błędy popełniono i jak ich uniknąć?
Polska jest zawsze w tej samej sytuacji geopolitycznej. Jak mawiamy w Ameryce, mieszka w złej dzielnicy. Jest jak ktoś, kto kupuje dom w niebezpiecznej okolicy i oczekuje, że na pomoc zawsze przyjdzie policja. W 1920 r. państwo polskie udowodniło, że posiada zdolności, aby działać efektywnie. Ale w 1939 r. nie było możliwości zbudowania realistycznego sojuszu z Francją i Anglią, bo Polska nie zdążyła stworzyć potencjału obronnego. Zanim kraje te zmobilizowały swoich rezerwistów, było już za późno. Da Polski ceną rzeczywistej niepodległości jest samodzielne przyjęcie odpowiedzialności za obronę.
W jakim sensie?
Nawet jeśli Polska nie jest w stanie obronić się sama, musi stworzyć warunki, w których może bronić się wystarczająco długo, żeby sojusz mógł zafunkcjonować. Nie ma żadnych uwarunkowań, które skazałyby Polskę na słabość. Ale Polacy nie chcą wydawać środków niezbędnych, by utrzymać niepodległość. I płacą za to ceną niepodległości.
W latach 30. nie żałowaliśmy środków na obronność.
To było za późno. Budowanie obronności to długotrwały, stały wysiłek. Koszt wytworzenia środków defensywnych, które byłyby w stanie powstrzymać inwazję rosyjską i niemiecką, był trywialny w stosunku do strat, które Polska poniosła w wyniku długotrwałej okupacji. W momencie, kiedy pojawiło się Na tej zasadzie opiera się Unia.
Niemcy nie przyjdą na pomoc Polsce, bo nie mają armii. Armia to siła, która może walczyć. Niemiecka armia jest obecnie bardzo mała, słaba i nie wyszkolona tak jak armia amerykańska. Jedyną siłą w Europie, która dysponuje prawdziwym wojskiem, jest Wielka Brytania. Do tego dochodzi wsparcie amerykańskie i Rosja. Polacy robią to samo co w latach 20. - szukają sposobu na bezpieczeństwo jak najmniejszym kosztem. Szukają kogoś, kto ich obroni. A jedną z prawd tego świata jest, że żadne państwo nie jest bezpieczne, jeśli nie może bronić się samo.
Sojusze nic nie znaczą?
Nie o to chodzi. Sojusz to relacja między równorzędnymi partnerami. Pytanie, które zadaje Ameryka, to, co Polska przynosi do stołu negocjacji? Co Polska może dać Stanom Zjednoczonym?
Co teraz czeka Polskę?
Historia pokazuje, że nie tylko zagrożenie wobec waszego kraju istnieje zawsze, ale też, że przychodzi ono jak grom z jasnego nieba, bez szczególnych zapowiedzi. Każdy moment politycznej koniunktury wydaje się Polakom trwać wiecznie. W czasach kryzysu wydaje im się, że ciężarem mogą podzielić się z kimś innym.
Dlaczego więc zakłada pan, że niedługo Polska stanie się regionalną potęgą?
Polska polityka dojdzie w końcu do punktu, w którym moja konkluzja stanie się oczywista. To zrozumienie przyjdzie pod wpływem USA i Europy. Jak powiedział wiceprezydent Joe Biden, musi powstać nowy sojusz - nie tyle z Europą, co krajami, które konfrontują się z potencjałem rosyjskim.
Jak miałby wyglądać taki sojusz?
Jedynym sposobem, by obronić się przed Rosją, jest stworzenie rzeczywistości, która jest wystarczająco zwarta i silna, by odstraszać ambicje polityków moskiewskich czy też jakichkolwiek innych. Polska musi stworzyć silny związek z innymi dawnymi krajami satelickimi w oparciu o USA.
Dlaczego nie z Brukselą?
Stany Zjednoczone są zainteresowane obroną, a reszta Europy nie.
Czyli Polska na razie nie ma możliwości zbudowania trwałego sojuszu?
Sojusz ze stanami Zjednoczonymi musi polegać na dzieleniu się ciężarem. Polska jest 18. największą gospodarką na świecie. To dość bogaty kraj, który ma możliwości inwestycji. Obecnie Polska stoi w obliczu historycznej decyzji. Po raz kolejny odzyskała niepodległość, ale czy jest gotowa za to zapłacić, czy woli oddać swój los w obce ręce - np. Stanów Zjednoczonych? Polska definicja sojuszu nie zakłada podejmowania proporcjonalnych wysiłków do osiągnięcia zamierzonych celów; do tej pory Polska starała się utrzymywać bardzo niski wkład w sojusz z USA.
A wojna w Afganistanie i Iraku? Sześć lat temu, Polska była gotowa poświęcić dobre stosunki z resztą Europy i znaleźć się w wąskiej grupie krajów, które zaakceptowały politykę USA. Teraz okazuje się, że niewiele za to dostaliśmy.
Bezpieczeństwo i niepodległość Polski leżą w interesie USA, ale nie oznacza to, że USA dbają wiecznie o polskie interesy. Polacy czują się lekceważeni? Dla mnie płynie z tego oczywista nauka, że Polska powinna sama zadbać o swoje bezpieczeństwo, tworząc wyszkolone i duże siły wojskowe.
Dlaczego koniecznie duże?
Przykładem jest Izrael, który ma wyjątkową relację ze Stanami Zjednoczonymi i ścisły sojusz. Wyrósł na regionalną potęgę. Ale Izrael nigdy nie ustawił się w pozycji, w której przetrwanie państwa zależałoby wyłącznie od USA czy innego obcego państwa. Tak samo powinno być z Polską.
USA wspiera Izrael finansowo, a my musimy targować się o każdą baterię rakiet Patriot.
Izrael zainwestował o wiele większe środki w swoją obronność niż USA. Stany Zjednoczone pomogły zbudować ramy porozumienia, ale Izrael przeznacza na armię gigantyczny procent swojego PKB.
Mamy być europejskim Izraelem?
Jeśli Polska wejdzie w dojrzały sojusz z USA, będzie potęgą regionalną. Stany Zjednoczone potrzebują bezpiecznej Polski i są gotowe w nią zainwestować. Ale jaki jest sens w finansowaniu obronności kraju, który koniec końców nie chce sam przeznaczać na to środków? Dlatego powiem bardzo wyraźnie: Polska jeszcze nie odzyskała niepodległości. Żaden kraj, który nie potrafi zapewnić sobie samodzielnie bezpieczeństwa, nie jest niepodległy.
Co z miękką siłą, czyli możliwością wywierania wpływu bez użycia argumentu militarnego?
Jak zadziałała miękka siła w latach 30. i 40.? Hitler i Stalin wyśmialiby tę koncepcję. W świecie pełnym zagrożeń miękka siła działa o niebo lepiej, kiedy kryje się za nią siła twarda.
Teraz na horyzoncie nie widać Hitlera ani Stalina.
Kiedy ich zobaczymy, będzie za późno.
Czy rozbudowa potęgi militarnej nie prowadzi do wyścigu zbrojeń?
Na Wschodzie już mamy do czynienia z rozbudową militarną. Europa nie daje oparcia, bo poszczególne kraje działają we własnym interesie. Np. Niemcy nie odczuwają problemu rosyjskiego, potrzebują tylko zasobów gazowych. Robią więc to, co leży w ich własnym interesie, promując ideę Gazociągu Północnego, który ostatnio zaakceptował rząd Szwecji. Rosja rozbudowuje armię, a Niemcy nie. Pozwala im na to szczególna sytuacja geopolityczna: mają na wschodzie bufor w postaci Polski. Niemieckie i polskie odpowiedzi na rosyjską politykę są krańcowo różne. Niemcy nie muszą przejmować się statusem Ukrainy i przetrwaniem państw bałtyckich. Wizje kontynentu są diametralnie rozbieżne i dlatego bardzo trudno mówić o europejskiej polityce zagranicznej.