Kościół oszalał (FiM nr 36)
Mądre Kościoły chrześcijańskie w dojrzałych europejskich demokracjach już dawno temu zrozumiały, że nie ma dla nich nic gorszego niż angażowanie się w politykę.
I to nic tylko dlatego, że wcześniej czy później każda partia traci władzę, przechodzi
do opozycji i wraz z nią przegrywa zaangażowany politycznie Kościół. Przede wszystkim dlatego, że wchodząc na scenę polityczna. Kościół staje się jednym z politycznych graczy
i jako taki podlega wszystkim regułom polityki. A to oznacza m.in., że traci parasol ochronny i podlega tak samo bezpardonowej krytyce i atakom jak każda partia polityczna.
Z kolei krytyka Kościoła przenosi się automatycznie na reprezentowaną przez dany Kościół
religię. I to jest oczywiście dla niego najgorsze.
Ostatnie miesiące pokazują, że polskiemu Kościołowi katolickiemu odebrało rozum. Najpierw bez zastanawiania się nad konsekwencjami otwarcie popart kandydaturę
Jarosława Kaczyńskiego - błąd nr 1. I konsekwencje nie dały na siebie długo czekać.
J. K. wybory przegrał, a Kościół został z ręka w pisowskim nocniku. I pewnie to g...
spowodowało, że ostatecznie utracił resztki rozumu: zamiast natychmiast się pokajać, przytulić do Platformy, przeprosić za „błędy niektórych z naszych braci" ttp.. Kościół poszedł na wojnę z wygranymi oraz - co oczywiste - z ich wyborcami! Był to błąd nr 2.
A potem już jak pijane dziecko we mgle Kościół popełnił błąd nr 3. Chodzi o słynny krzyż. W interesie Kościoła było, aby 3 sierpnia br. znikł on po cichu sprzed Pałacu prezydenckiego. Gdy sfanatyzowana tłuszcza zaczęła wyzywać od ubeków i Żydów
księży, którzy mieli krzyż przenieść do pobliskiego kościoła, w ciągu kwadransa powinien znaleźć się tam prymas na wszelki wypadek prowadzący na sznurku J. Kaczyńskiego
i w ten sposób rozpędzić fanatyków. Zabrakło mądrego, który podjąłby taką decyzję.
Przy okazji Kościół pokazał Polsce, jacy ludzie (tj. sfanatyzowani. prymitywni, łamiący prawo i nieprzyjmujący żadnych argumentów obrońcy krzyża) są mu najbliżsi, a tym samym z jakimi ludźmi się utożsamia. Pokazanie tych swoich „wyborców" to błąd nr 4 Kościoła. Ukoronowaniem był błąd nr 5, czyli dopuszczenie do happeningu, podczas którego cala Polska mogła zobaczyć, że krzyż można bezkarnie znieważać. To był przełom, coś jak strajki sierpniowe dla „komuny". A tymczasem Kościół, już zupełnie oczadziały, w dalszym ciągu twierdzi, że to nie jego sprawa.
Nie ulega wątpliwości, że Kościół katolicki w Polsce, zadufany, przekonany o własnej sile
i wyjątkowej pozycji, przegapił moment, w którym lejce wypadły mu z rąk. Już nie tylko strachliwy zazwyczaj Sojusz Lewicy Demokratycznej zaczyna coś nieśmiało przebąkiwać,
ale nawet Platforma zorientowała się, że nie musi się liczyć z wszechwładnym dotychczas klerem. Bo nagle wszyscy zobaczyli, że to kolos na glinianych nogach. Podobnie jak
PZPR w roku 1989. A to oznacza, że zmiana ustroju nadchodzi wielkimi krokami. I nigdy już Kościół katolicki nie poprowadzi żadnego polityka na sznurku. A gdy będzie trzeba, to wezwie się na przykład do sądu lub urzędu skarbowego dowolnego biskupa, który będzie mówił jak na spowiedzi. Góra 5, 10 lat i będzie u nas jak w Hiszpanii.
Będziemy wreszcie normalnym, wolnym, praworządnym, demokratycznym krajem! Kto się chce założyć?
Włodzimierz Galant