„Wszyscy kochamy nasze mamy”
Myszka Basia mieszkała wraz ze swoimi rodzicami w norce na kukurydzianym polu. Była jeszcze bardzo małą myszką, nosiła czerwoną kokardkę zawiązaną na swym mysim ogonku i taką samą kokardkę wpiętą we włoski na samym czubku głowy. Co dzień rano mamusia odprowadzała ją do mysiego przedszkola, które znajdowało się na skraju lasu. Żeby tam dotrzeć musiały minąć wiele łodyg dorodnej kukurydzy, potem polną dróżkę, po której czasami przejeżdżały traktory albo wozy, które ciągnęły konie, a potem jeszcze troszkę wśród wysokich traw. Basia bardzo lubiła te codzienne spacery z mamą, bo wtedy mogła sobie z nią o wszystkim porozmawiać, opowiedzieć o tym, co jej się śniło albo zapytać dlaczego słońce jest takie żółte, a trawa taka zielona. Najbardziej jednak bała się tej drogi, po której jeździły pojazdy. Nigdy nie wiadomo, co nagle wyskoczy, zahuczy i przemknie gdzieś w nieznanym kierunku. Ale kiedy mamusia mocno ściskała Basię za łapkę, czuła, że choćby nawet na drodze pojawiło się stado groźnych smoków albo innych potworów przy mamie nic jej nie grozi.
Basia bardzo lubiła swoje mysie przedszkole. Panie przedszkolanki były bardzo miłe i wymyślały mnóstwo ciekawych zabaw. Najbardziej Basia lubiła zabawę w mysią królewnę. Oczywiście każda myszka chciała być królewną, ale panie za każdym razem wybierały kogo innego, żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony. Basi udało się zostać mysią królewną już trzy razy i była z tego powodu bardzo dumna.
Pewnego dnia, a było to niedługo przed Dniem Matki, panie przedszkolanki ogłosiły małym myszkom, że od następnego dnia będą zapraszały do przedszkola ich mamusie, żeby opowiedziały dzieciom o swojej pracy, o tym co najbardziej lubią robić i w ogóle, żeby każdy mógł się pochwalić swoją mamusią. Wszystkie małe myszki bardzo się ucieszyły.
- Moja mamusia przyniesie skarby, które przywiozła z dalekich podróży! - krzyczała myszka Funia, której mama była dziennikarką w mysiej gazecie i bardzo dużo podróżowała.
- A moja mamusia przyniesie kostium, w którym ostatnio zagrała rolę złej czarownicy! - krzyczał Kazio, którego mamusia była aktorką w mysim teatrze.
- Ja poproszę, żeby moja mamusia przeczytała bajkę, którą ostatnio napisała! - machała łapkami Jania. Jej mamusia była autorką książek dla małych myszek - To bardzo ciekawa bajka o mysim rycerzu Filipie!
- Moja mama pokaże jak maluje się obrazy! - cieszył się Poluś, którego mama była znaną mysią malarką.
Tylko Basia nie cieszyła się z pomysłu pań przedszkolanek. Jej mamusia nie była ani dziennikarką, ani aktorka, nie pisała bajek ani nie malowała obrazów. Mama Basi pracowała w domu: gotowała, prała, cerowała skarpetki, robiła na drutach, szykowała zapasy na zimę. Jeśli mama przyjdzie do przedszkola i opowie o swojej pracy, wszystkie myszki będą się śmiały z Basi, że ma taką zwyczajną, “nieciekawą” mamę. Więc kiedy inne myszki trzymały w górze łapki i krzyczały: “Proszę pani, proszę pani, może moja mama jutro przyjdzie do przedszkola!”, Basia usiadła cichutko w kąciku i marzyła o tym, żeby nikt na nią nie zwrócił uwagi. Ale pani Malwina, którą Basia najbardziej lubiła ze wszystkich pań przedszkolanek, uważnie popatrzyła na myszkę i głośno powiedziała:
- Może poprosimy, żeby jutro przyszła do nas mama Basi…
Basia skuliła się, jakby chciała się stać jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości była i cichutko pisnęła:
- Moja mamusia nie może jutro przyjść do przedszkola, bo wyjeżdża do cioci…
Pani Malwina powiedziała więc, że w takim razie zaprasza na jutro mamę Funi, a mamusia Basi przyjdzie innym razem.
Następnego dnia w przedszkolu pojawiła się mama Funi - bardzo wesoła mysia dziennikarka, która przyniosła ze sobą mnóstwo zdjęć ze swoich podróży. Na jednym z nich siedziała pod wielką palmą kokosową, na innym spoglądała z góry na wodospad, jeszcze na innym brnęła w ogromnych zaspach śniegu podczas podróży na Antarktydę. Pokazała małym myszkom kolekcję swoich wspaniałych kamieni z różnych stron świata. Myszki były zachwycone.
Potem do przedszkola przyszła mama Kazia, która odegrała przed dziećmi scenkę ze spektaklu o złej czarownicy i dobrej, szarej myszce, która szukała szczęścia. Nawet sam Kazio przestraszył się, kiedy jego mama przebrana za złą wiedźmę krzyknęła: “Zaraz zaczaruję was w obrzydliwe ropuchy!”. A potem były wielkie brawa.
Do przedszkola przyszła też mama Jani i czytała myszkom swoją nową bajkę. Wszyscy aż pyszczki pootwierali, taka była ciekawa. Była też mama Polusia, przyniosła ze sobą farby i sztalugę, każda z myszek mogła coś namalować jak prawdziwy malarz.
Któregoś dnia pani Malwina znowu zapytała Basię:
- Czy jutro twoja mama mogłaby nas odwiedzić?
Ale Basia pokręciła główką:
- Moja mama jest chora. Nie może wstawać z łóżka…
- Oj, to bardzo smutne! - zmartwiła się pani - Pozdrów mamusię od nas i życz jej szybkiego powrotu do zdrowia.
Oczywiście domyślacie się, że mama Basi wcale nie była chora, wprost przeciwnie, tryskała zdrowiem, szykując słoiczki i konfiturami na zimę.
Basia właśnie bawiła się małymi figurkami, które zrobił jej tatuś z sosnowych szyszek, kiedy do drzwi norki ktoś delikatnie zastukał. Mama wytarła zabrudzone łapki fartuchem i krzyknęła:
- Już, już, otwieram!
Odsunęła zasuwkę i obie z Basią ujrzały stojącą w progu panią Malwinę. W łapkach trzymała bukiet polnych kwiatów i słoiczek z sokiem. Na widok mamy Basi sprawiającej wrażenie zupełnie zdrowej, pani Malwina otworzyła pyszczek ze zdziwienia:
- Myślałam, że pani jest chora… Przyniosłam syrop malinowy, bo najlepszy środek na przeziębienia…
Ale mama Basi była równie zdziwiona jak pani Malwina:
- Ja miałabym być chora? - wzruszyła ramionami - Kto pani naplótł takich bzdur?
Obie spojrzały w stronę Basi, ale myszka już zniknęła za drzwiami mysiej spiżarni. Ukryła się tam i miała ochotę zniknąć na zawsze, byleby tylko nie patrzeć w oczy mamusi i pani Malwiny.
Tymczasem mama z panią Malwiną bardzo długo rozmawiały, Basia nawet nie słyszała, kiedy pani wyszła.
A nazajutrz… Nazajutrz Basia pomaszerowała do przedszkola razem z mamą. Mamusia zabrała ze sobą wiklinowy koszyczek, w którym schowała coś, czego Basia nie zauważyła. Kiedy wszystkie myszki siedziały już przy swoich stolikach, pani Malwina powiedziała;
Mamy dziś w przedszkolu gościa. Mama Basi przyniosła nam smakowite konfitury i miodek własnej roboty . Chce wam opowiedzieć o swojej pracy - bo mama Basi jest gospodynią domową. To bardzo odpowiedzialna i ciężka praca!
A potem było jak w bajce. Mama tak ciekawie opowiadała o tym, jak szykuje przetwory na zimę, jak gotuje pyszne konfitury, że wszystkie myszki słuchały jej z zapartym tchem. No i najważniejsze było to, że można było tych smakowitości spróbować. Bo mama Basi zabrała ze sobą do przedszkola koszyk pełen słoiczków z pysznymi konfiturami i słodziutkim miodkiem. Palce lizać!
- Ale ty jesteś szczęśliwa! - powiedział Kazio - Masz taką wspaniałą mamę…
- Ja bym chciała, żeby moja mama umiała robić takie pyszności… - westchnęła rozmarzona Jania.
A Basia zarumieniła się po sam czubek swojej czerwonej kokardki i bardzo, bardzo mocno przytuliła się do swojej mamusi.
Elżbieta Janikowska
3