Żydowskie chrześcijaństwo
Dawid Warszawski 05-11-2004, ostatnia aktualizacja 05-11-2004 21:56
Chrześcijanie nie są bałwochwalcami, Żydzi mają przykazanie miłości - Dawid Warszawski o książce kardynała Lustigera
Co można powiedzieć o judaizmie z wewnątrz chrześcijaństwa? Są autorzy piszący o judaizmie jako o rzeczywistości zewnętrznej, analizujący i interpretujący go jako przedmiot badań; ich osobista wiara (chrześcijańska, żydowska lub inna) lub jej brak nie musi wpływać na tok ich rozważań. Hereford Travis na przykład czy współcześnie o. prof. Marcel Dubois, autorzy chrześcijańscy, wielce wzbogacili naszą wiedzę i zrozumienie żydowskiej duchowości i tradycji. Kardynał Paryża Jean-Marie Lustiger, którego "Obietnica" ukazała się właśnie w polskim przekładzie, poszedł inną drogą. Jego eseje są próbą zrozumienia judaizmu jako rzeczywistości wewnętrznej wobec chrześcijaństwa, postrzeganej przez pryzmat chrześcijańskich kategorii i wartości. Trudno mi jest ocenić, jak książkę tę odbiera czytelnik chrześcijański. Powstały w ten sposób obraz jest jednak dla żydowskiego czytelnika niejasny, często niezrozumiały, czasem irytujący - lecz fascynujący zarazem.
Relacja niesymetryczna
To nie powi nno dziwić. Każda religia jest w pełni zrozumiała jedynie widziana przez pryzmat swoich własnych prawd, dlatego też wspomniani Travis czy Dubois mogą jedynie uzupełniać nasze zrozumienie judaizmu, nie zaś, rzecz jasna, budować jego fundamenty. Ale zarazem odczytanie judaizmu jedynie od środka dostępne jest tylko dla osób podzielających wiarę w jego prawdy: konsekwentne stosowanie tej reguły musiałoby prowadzić do powstania archipelagu poznawczych wysp, autystycznie wzajemnie dla siebie zamkniętych. Dlatego też próby zrozumienia jednej wiary przez pryzmat innej są tak cenne: w świecie zagrożonym przez religijną nietolerancję i fanatyzm wyznawcy Jednego Boga muszą umieć przekraczać granice Jego rozumienia wytyczone przez ich własne tradycje. Tyle tylko, że w odniesieniu do judaizmu i chrześcijaństwa ten wzajemny obowiązek ma charakter szczególny: podczas gdy dla Żydów chrześcijaństwo jest rzeczywistością jak najbardziej zewnętrzną, jak islam, dla chrześcijan judaizm pozostaje w centrum ich wiary, będąc zarazem jej źródłem i jej odrzuceniem. Ta fundamentalna sprzeczność sprawia, że chrześcijanie patrzą na judaizm z intensywnością, której Żydzi nie mają powodu odwzajemniać.
Wydawać by się mogło, że Lustiger, żydowski nastolatek, który w okupowanym przez Niemców Paryżu przeszedł na katolicyzm, a po latach został najważniejszą osobą francuskiego Kościoła katolickiego, jest szczególnie predestynowany, by ten niezwykle trudny splot okoliczności zrozumieć i wytłumaczyć. Ale jego żydowskie pochodzenie jest tu i szansą, i obciążeniem zarazem: kardynał zapewne musiał wystrzegać się zarzutu, że religię swoich przodków rozumie aż za dobrze. Na książkę składają się dwa zbiory tekstów: spisane z taśmy rekolekcje związane tematycznie z Dekalogiem i z życiem Jezusa, jakie w 1979 r. prowadził dla francuskich zakonnic, oraz seria wystąpień na tematy chrześcijańsko-żydowskie wygłoszonych przy różnych okazjach dwie dekady później. Nieprzypadkowo zapewne jedyny raz, kiedy autor mówi o Żydach per "my" ("Jesteśmy narodem innym od pogan "), pochodzi z przemówienia na dorocznym zebraniu American Jewish Committee wygłoszonego w Waszyngtonie w 2002 r. Tak się przypadkowo składa, że byłem wówczas na sali. Pamiętam życzliwą wdzięczność publiczności, że czołowy hierarcha Kościoła zadaje sobie trud, by zgłębiać "konieczność spotkania chrześcijan i Żydów", co było jednym z głównych wątków jego wystąpienia - i niemal całkowite niezrozumienie, z jakim spotkały się skomplikowane treści, jakie chciał przekazać. Przepuszczony przez chrześcijańskie kategorie judaizm staje się dla Żydów niemal nierozpoznawalny. Nie inaczej byłoby zapewne, gdyby zabieg taki przeprowadzić w odwrotnym kierunku - ale Żydzi, z przyczyn podanych powyżej, nie mają powodu, by to czynić.
Mają natomiast historycznie uzasadnione powody, by się chrześcijańską refleksją nad Izraelem niepokoić. Lustiger jest tego świadomy, gdy pisze: "Tajemnica Izraela jest bowiem również tajemnicą chrześcijan. Mamy pokusę, aby tę prawdę odrzucić, odrzucamy ją nieustannie, co sprawia, że rozważamy tajemnicę Izraela jako obcą wierze chrześcijańskiej. I dlatego wszelki dyskurs na temat Izraela prowadzony przez chrześcijan Izrael przyjmuje ze śmiertelnym niepokojem".
Bóg nie cudzołoży
Podstawowym powodem tego niepokoju jest, rzecz jasna, fundamentalne przekonanie chrześcijan, że Kościół jest kontynuatorem obietnicy danej przez Boga Izraelowi. Na gruncie judaizmu jest to stwierdzenie pozbawione sensu, podobnie jak długo na gruncie chrześcijaństwa pozbawione sensu było twierdzenie Żydów, że osoba Chrystusa jest dla tej obietnicy bez znaczenia. Nie takie jest jednak chrześcijańskie podejście Lustigera: "Kościół może przyjąć Chrystusa - pisze on - tylko wtedy, gdy uzna Izraela [chodzi o wybraństwo narodu żydowskiego, nie o państwo - dw], ponieważ Chrystus jest Mesjaszem Izraela". Druga część tego zdania jest nie do przyjęcia dla Żydów, całość - nadal, mimo Vaticanum II i nauczania Jana Pawła II - nie do przyjęcia dla wielu chrześcijan. Tych jednak Lustiger nazywa "poganochrześcijanami" i pisze: "Nieuznawanie przez nich Izraela jest dowodem nieuznania przez nich Chrystusa, któremu - jak utrzymują - służą". Ten nurt w chrześcijaństwie Lustiger wywodzi z tradycji pogan, na których się Kościół otworzył, by spełnić swą misję, a która zarazem stanowi dla tej misji śmiertelne zagrożenie. Oni uczynili z Chrystusa "bożka" - pisze kardynał. A przecież - zauważa w kapitalnej refleksji inspirowanej Dekalogiem - "Bóg nie cudzołoży, to znaczy jest absolutnie wierny swemu Przymierzu, nawet jeśli lud, uwiedziony przez bożków, popełnia wiarołomstwo". Stąd wniosek, że "chrześcijański antysemityzm ukazuje się nie jako wyjątkowy wśród innych przypadek rasizmu, lecz tak naprawdę jako grzech - grzech, którego potworność jest znamienna przy głębokiej niewierności Chrystusowej łasce".
Krew jego na nas...
Lustiger potrafi rozmawiać z tekstem i Biblii hebrajskiej, i Ewangelii - jak wówczas, gdy nowatorsko odczytuje słynny passus z Mt 27,25: "Krew jego na nas i na nasze dzieci". "Trzeba wyobraźni bez wiary, aby widzieć w tym zdaniu naganę, potępienie; znaczyłoby to, że nie zrozumieliśmy, czym jest krew Przymierza. Czy krew Przymierza mogłaby potępić, skoro zbawia?". Innymi słowy, Lustiger twierdzi, że ewangelista zapowiada tu nie karę dla Izraela, lecz jego przyszłe chrześcijańskie zbawienie, i to ustami samych Żydów. Żadna z tych perspektyw, rzecz jasna, nie budzi w żydowskim czytelniku entuzjazmu. Ale cieszę się ogromnie, że istnieje możliwość chrześcijańskiej interpretacji chrześcijańskiego tekstu, sprzeczna z tradycyjnym nauczaniem Kościoła o Żydach, lecz zgodna z jego nauczaniem współczesnym. To zdanie z Mateusza ma bardzo obciążoną hipotekę i pojawiają się współcześnie głosy, że winno ono być w jakiś sposób ze współczesnego nauczania usunięte. Nie można jednak cenzurować tekstów uznanych przez ich wyznawców za objawione. Wolno natomiast i należy odkrywać ich głębsze znaczenie. Nie inaczej postąpili autorzy Talmudu, którzy w biblijnej zasadzie "oko za oko, ząb za ząb" wyczytali nie nakaz, lecz zakaz takiego postępowania - bo któż może mieć pewność, że w odwecie wyłupiając oko, nie wyrządzimy szkody większej od tej, za którą miała to być pomsta?
Współczesne otwarcie chrześcijaństwa na nieusuwalność wybraństwa narodu żydowskiego nie zaowocowało niczym porównywalnym po stronie żydowskiej - choć Lustiger wspomina z uznaniem niedawną deklarację Dabru Emet. "Czy możemy mieć nadzieję, że porównywalny i symetryczny ruch pojawi się po stronie żydowskiej?" - pyta Lustiger. Zdaniem piszącego te słowa - nie, właśnie dlatego, że relacja judaizm/chrześcijaństwo nie jest symetryczna. Jedynymi sposobami uznania Żydów przez chrześcijan było oskarżanie ich o bluźnierstwo i o prześladowanie. Jednak bluźnierstwo możliwe jest tylko wówczas, gdy między obiema religiami istnieje coś zasadniczo wspólnego: innowiercy nie bluźnią, oni po prostu wierzą inaczej. Możliwe jest natomiast co innego - odbudowa w Izraelu żydowskiego chrześcijaństwa, które istniało w Ziemi Świętej w pierwszych wiekach, aż zostało, o czym kardynał Paryża kilkakrotnie z bólem wspomina, zniszczone przez Bizancjum. Lustiger pisze o tym z - całkiem niebezzasadną - nadzieją.
Kardynał nietypowy
Kardynał Paryża widzi tu jednak zasadniczą teologiczną przeszkodę po stronie żydowskiej. "Czy wciąż można ich [chrześcijan - dw] uważać za ignorantów oddających cześć bożkom?" - pyta, odwołując się do obrazu chrześcijaństwa zakorzenionego w jednym nurcie żydowskiej tradycji: "Dla Aszkenazyjczyków termin ten [poganie - dw] jest synonimem chrześcijanina". Obraz ten jest jednak dalece niepełny. Kardynał Lustiger zdaje się ignorować, że już w XIII w. rabin Menachem Ben Solomon Meiri z Prowansji orzekł, że chrześcijanie nie są bałwochwalcami i że opinia ta jest dla większości współczesnych autorytetów wiążąca. To nie domniemane przekonanie, że chrześcijanie są bałwochwalcami, uniemożliwia symetryczny gest żydowski, lecz wspomniany wyżej brak symetrii oraz ciężar dwutysiącletnich uprzedzeń. Owszem, po stronie żydowskiej też - ale trudno nie pamiętać o tym, że po stronie katolickiej nie wszyscy, nawet nie wszyscy kardynałowie, mówią tym samym co Lustiger językiem. Przykładów nie trzeba szukać daleko.
Niemniej jednak Lustiger ma absolutnie rację, gdy przypomina, że Żydzi i chrześcijanie mają wspólną misję "polegającą na czuwaniu i świadectwie; misję, jaką mają wypełniać wobec całej ludzkości ( ). W tej dziedzinie wszystko Żydów i chrześcijan łączy, a nic nie dzieli". "Spotkanie chrześcijan i Żydów - kontynuuje - przypomniałoby chrześcijanom, że nie mogą omijać tego, co Bóg przykazuje, zaś Żydom - że przykazanie miłości ożywia wszystkie postawy". Tyle tylko, że Żydzi - wbrew pokutującemu wśród chrześcijan przeświadczeniu - wcale nie potrzebują spotkania z nimi, by o tym pamiętać. Jak powiada w Talmudzie rabi Akiwa: "Miłuj bliźniego swego jak siebie samego - to największe przykazanie Tory". Nawet i kardynał Lustiger używa czasami języka budzącego wątpliwości. Ani dla Żydów chrześcijanie to nie bałwochwalcy, ani nie trzeba uczyć Żydów przykazania miłości. Zaś sformułowanie, że ich konflikt miał w przeszłości charakter "bratobójczy", przy jednostronności tego konfliktu, także budzić musi sprzeciw. Są to jednak uwagi drugorzędne, nieumniejszające wagi zasadniczego przesłania książki.
Eseje Lustigera czyta się trudno i dlatego zapewne książka pozostanie lekturą głównie dla tych, którzy wiedzą, że przeczytać ją warto. A szkoda: żydowskiemu czytelnikowi pokazuje, że chrześcijańska refleksja nad Izraelem daleko już odeszła od tradycji nauczania nienawiści. Chrześcijańskiemu zaś czytelnikowi pokazuje, dlaczego tak się stało i dlaczego tak być musiało, jeśli chrześcijaństwo miało pozostać wierne nauczaniu jego żydowskiego Założyciela.
Kardynał Jean-Marie Lustiger: "Obietnica", Kraków 2004, Wydawnictwo eSPe, s. 240
Kardynał Jean-Marie Lustiger dźwiga krzyż w Wielki Piątek 21 kwietnia 2000 r. w Paryżu
Fot. AP
Dawid Warszawski