Zburzył rozdzielający ich mur
2007-03-30- Moc krzyża, ESPE, Kraków, 2003.
W swym Liście Apostolskim Tertio millennio adveniente, który jak gwiazda prowadzi Kościół katolicki w kierunku wielkiego jubileuszu dwutysiąclecia, Jan Paweł II napisał:
"Jest rzeczą słuszną, aby Kościół w sposób bardziej świadomy wziął na siebie ciężar grzechu swoich synów. [ ] Nie może on przekroczyć progu nowego tysiąclecia, nie przynaglając swoich synów do oczyszczenia się przez pokutę z błędów, niewierności, niekonsekwencji i zaniedbań" (n. 33).
Pośród tych grzechów szczególne znaczenie przyjmuje grzech wobec narodu żydowskiego. Na zakończenie poświęconego tematowi chrześcijan i antysemityzmu Sympozjum, które odbyło się w Watykanie w dniach od 30 października do 1 listopada ubiegłego roku, Papież stwierdził:
W chrześcijańskim świecie zbyt długo krążyły mylne i niesprawiedliwe interpretacje Nowego Testamentu w odniesieniu do narodu żydowskiego i do jego rzekomej winy, rodząc uczucia wrogości wobec tego ludu. Interpretacje te przyczyniły się do uśpienia sumień, tak, że kiedy w Europie wybuchła fala prześladowań na podłożu pogańskiego antysemityzmu duchowy opór wielu chrześcijan nie był taki, jakiego należało się spodziewać ze strony uczniów Chrystusa[1].
Już dawno temu zostały jasno przedstawione teologiczne podstawy pozwalające na to odważne wzięcie odpowiedzialności bez niszczenia naszej wiary w Kościół, który jest "święty, niewinny, niepokalany"[2].
Prośba Kościoła o przebaczenie posiada również znaczenie teologiczne, którego nie należy pomijać. Kiedy Kościół bierze na siebie odpowiedzialność za winy swych członków, dokonuje prawdopodobnie najpiękniejszego aktu, jakiego może on dokonać na ziemi: usprawiedliwia Boga, ogłaszając, że On jest niewinny, anaitios ho Theos! - Bóg nie ponosi winy; to my zgrzeszyliśmy. Kościół razem z prorokiem Baruchem powtarza: "Panu, Bogu naszemu, sprawiedliwość, nam zaś zawstydzenie oblicza" (Ba 1,15).
***
Wielki Piątek przez wiele wieków stanowił pewnego rodzaju kulturowe podłoże, na którym w dziwny sposób wzrastało niezrozumienie i nieprzyjaźń w stosunku do Żydów. Jest zatem rzeczą słuszną, aby właśnie w Wielki Piątek rozpoczęło się dzieło pojednania i "oczyszczenia pamięci".
Św. Paweł zostawił nam następującą interpretację wydarzenia krzyża:
On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur -wrogość [ ] [aby w ten sposób] jednych, jak i drugich znów pojednać z Bogiem, w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości [ ], bo przez Niego jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca (Ef 2,1418).
"Dwie części ludzkości", jak wiadomo, to Żydzi i poganie. Na prorocką wizję Apostoła cień rzuciły jednak fakty. To właśnie podczas wielkopiątkowej homilii wygłoszonej w Azji Mniejszej drugiego wieku chrześcijaństwa (jej fragment czytaliśmy we wczorajszej Godzinie Czytań), Meliton z Sardes po raz pierwszy w stosunku do Żydów rzucił ślepe oskarżenie o Bogobójstwo: "Cóżeś uczynił, Izraelu? Zabiłeś twojego Pana w czasie wielkiego święta Posłuchajcie narody i zobaczcie. Władca jest znieważany, Bóg jest zabijany ręką Izraela"[3].
W kontekście antyżydowskiej polemiki, już od czasów Melitona, zaczyna powstawać specjalny gatunek improperiów, czyli nagany, która później wejdzie także do łacińskiej liturgii adoracji krzyża. Wylicza się, jedno po drugim, dobrodziejstwa ze strony Boga w stosunku do Izraela, a każdemu z nich przeciwstawia się niewdzięczność ludu. "Jam cię wyzwolił z mocy faraona, a tyś przyrządził krzyż na me ramiona Jam ciebie karmił manny rozkoszami Tyś mi odpłacił policzkowaniami".
To prawda, że te i podobne teksty należy odczytywać w kontekście zasad retoryki, odnosząc się zwłaszcza do szeroko wtedy stosowanych diatrybów. Ziarno zostało jednak rzucone i pozostawiło ono swój ślad w liturgii (pomyślmy o słynnym epitecie stosowanym w wielkopiątkowej modlitwie za Żydów, dzisiaj już na szczęście usuniętym), w sztuce a nawet w folklorze, przyczyniając się do rozpowszechnienia się negatywnego stereotypu Żyda.
Bizantyjskie ikony ukrzyżowania prawie zawsze ukazują obok Chrystusowego krzyża dwie kobiece postaci. W niektórych przypadkach obie zwrócone są w kierunku krzyża, częściej jednak jedna z nich spogląda na krzyż, druga natomiast odwraca się doń plecami lub nawet bywa zmuszana przez anioła do oddalenia się od krzyża. Owe dwie kobiety symbolizują Kościół i Synagogę. W taki oto sposób zostało zatarte stwierdzenie św. Pawła, zgodnie z którym Chrystus umarł na krzyżu, aby połączyć obie rzeczywistości, a nie , aby je rozdzielić.
Wszystko to sprawiło -jak powiedział Ojciec Święty -że chrześcijanie stali się mniej czujni, kiedy na początku dwudziestego wieku rozpętało się nazistowskie prześladowanie narodu żydowskiego; ułatwiło, krótko mówiąc, chociaż nie bezpośrednio Shoah -holokaust. Już dużo wcześniej, zanim nastąpił holokaust, taka polemika służyła do usprawiedliwiania niezliczonych aktów przemocy i stała się powodem nie małej ilości cierpień zadanych Żydom ze strony chrześcijańskich narodów, a nawet ze strony instytucji kościelnych.
***
Przejdę jednak do sprawy, którą, jak myślę, trzeba jak najszybciej wyjaśnić. Przy okazji niedawnej debaty spowodowanej opublikowaniem dokumentu Papieskiej Rady do spraw Jedności Chrześcijan We remember, jeden z cieszących się wielkim autorytetem ludzi kultury sformułował radykalny osąd na temat kwestii żydowskiej: "Źródło każdego antysemityzmu -napisał -znajduje się w Nowym Testamencie, zwłaszcza w Listach św. Pawła i w Apokalipsie. Żaden z synów Izraela nie może zapomnieć, że epoka Patriarchów, w której zawsze dostrzegał początek prawa oraz szczyt pełnego ufności kontaktu z Bogiem, została osądzona przez Pawła jako czas panowania grzechu i śmierci. Nie może również tolerować faktu, że Jerozolima, miejsce w najwyższym stopniu święte, została uznana przez autora Apokalipsy za centrum zła fizycznego i metafizycznego, za miejsce, gdzie króluje Smok i Bestia".
Jedynym lekarstwem -kontynuuje ów autor -byłoby "ocenzurowanie św. Pawła, ocenzurowanie Apokalipsy oraz tych fragmentów Ewangelii, w których uczucia antysemickie dochodzą do głosu z największą siłą". Ponieważ jednak nie można wymagać od chrześcijan, aby tego dokonali (i byłoby wielką stratą, gdyby tak zrobili), nie pozostaje nam nic innego, jak kultywować w duchu tolerancji własne tradycje religijne, zmierzając do tych wartości powszechnych, które znajdują się poza wszelką religią i które są wspólne dla wszystkich[4].
Jest to, jak widać, bardzo opanowane i pełne umiaru postawienie sprawy, jednakże wydaje mi się, że można w nim dostrzec jedno podstawowe nieporozumienie. Paweł jako czas panowania grzechu i śmierci uznaje nie tylko epokę Patriarchów, ale całą historię ludzkości poprzedzającą przyjście Chrystusa. "Tak Żydzi, jak i poganie są pod panowaniem grzechu" -stwierdza w liście do Rzymian (3,9). W tej wspólnej dla wszystkich sytuacji grzechu i śmierci, narodowi żydowskiemu przyznaje się nawet wyraźną wyższość. "Na czym więc polega wyższość Żyda? I jaki pożytek z obrzezania? Wielki pod każdym względem. Najpierw ten, że zostały im powierzone słowa Boże" (Rz 3,12).
Jak można oskarżać św. Pawła o to, że nie uznał w osobie Abrahama "szczytu pełnego ufności kontaktu z Bogiem", skoro właśnie dlatego nazywa on Abrahama "ojcem wszystkich wierzących"? (por. Rz 4,16). Nieporozumienie w odniesieniu do św. Pawła pochodzi z faktu, iż za polemikę "z Żydami" wzięto to, co w rzeczywistości było polemiką "z judeochrześcijanami".
Z kolei to, co Paweł i Jan mówią o Żydach jest niczym w porównaniu z tym, co mówią na temat pogan. Poganie zostali określeni jako będący "poza Chrystusem, obcy względem społeczności Izraela i bez udziału w przymierzach obietnicy, nie mający nadziei ani Boga na tym świecie" (Ef 2,12). Sam apokaliptyczny "Babilon", tron Bestii i Smoka, jak wiemy, nie jest utożsamiany przede wszystkim z Jerozolimą, ale z pogańskim Rzymem, miastem "siedmiu gór" (Ap 17,9).
Myślę, że właściwa odpowiedź na postawiony problem znajduje się w cytowanych przed chwilą słowach Papieża: "W chrześcijańskim świecie zbyt długo krążyły mylne i niesprawiedliwe interpretacje Nowego Testamentu w odniesieniu do narodu żydowskiego". Antysemityzm nie rodzi się z wierności wobec chrześcijańskiej Biblii, ale z niewierności wobec niej, dlatego nowa sytuacja, która powstała na skutek dialogu pomiędzy Żydami a chrześcijanami, pomaga w lepszym zrozumieniu naszych świętych Pism. Także ona stanowi znak czasu. Zobaczmy, w jakim sensie.
Przypomnijmy sobie najstarsze sformułowanie misterium paschalnego: kerygmat. Nie wymienia on nigdy Żydów jako przyczyny śmierci Chrystusa, lecz przeciwnie -mówi o "naszych grzechach": "Chrystus umarł za nasze grzechy i został wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia" (por. Rz 4,25; 1 Kor 15,3). Również symbole wiary, które wzmiankują o Poncjuszu Piłacie, nie wspominają nic na temat Żydów mówiąc o ukrzyżowaniu i śmierci Chrystusa.
Z pewnością niektórzy przywódcy żydowscy odegrali aktywną rolę w skazaniu Jezusa na śmierć, o czym przypomniał nam fragment Ewangelii o męce, który dopiero co wysłuchaliśmy. Ich wkład jednak stanowił zaledwie przyczynę materialną. Jeśli bowiem podkreśla się te konkretne okoliczności, przypisując im znaczenie nie tylko historyczne, ale również teologiczne, wtedy traci się z oczu powszechne i kosmiczne znaczenie śmierci Chrystusa. Czyniąc to, banalizuje się także dramatyzm odkupienia, czyniąc zeń efekt przypadkowych okoliczności. "On bowiem -pisze św. Jan -jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata" (1 J 2,2). Jest ofiarą przebłagalną za grzechy całego świata: także tego człowieka, który o tym nie wie lub który w to nie wierzy!
W polemice z Żydami zapomina się często o jeszcze jednej rzeczy: o tym, że działali oni w niewiedzy (chociaż nie oznacza to, że przez to byli bez winy). Stwierdza to Jezus na krzyżu: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 23,34). "Lecz teraz wiem, bracia, że działaliście w nieświadomości, tak samo jak zwierzchnicy wasi" -mówi Piotr w dzień Pięćdziesiątnicy (Dz 4,25; por. 1 Kor 15,3). "Gdyby ją [chwałę] bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały" -dodaje św. Paweł (1 Kor 2,8).
Czy nadal chcemy mówić o Bogobójstwie? Możemy to robić, ponieważ Bogobójstwo zgodnie z Pismem i teologią dogmatyczną rzeczywiście miało miejsce. Jednakże wiedzmy, że popełnili je nie tylko sami Żydzi, ale i my wszyscy go dokonaliśmy
***
Skoro więc "korzenie wrogości wobec Żydów" nie znajdują się w Nowym Testamencie, to gdzie one są? Jak i kiedy powstał rozłam? Myślę, że niezbyt trudno to odkryć. Jezus, Apostołowie, diakon św. Szczepan (por. Dz 7) polemizowali z Żydami, używając niejednokrotnie bardzo twardych słów. W jakim duchu to czynili? Jezus, przepowiadając zniszczenie Jerozolimy, płakał tak jak nad śmiercią swego przyjaciela Łazarza. Szczepan umierał, wołając: "Panie, nie poczytaj im tego grzechu!".
Paweł, główny oskarżony w całej tej sprawie, posuwa się do wypowiedzenia słów, które wywołują dreszcze:
Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, potwierdza mi to moje sumienie w Duchu Świętym, że w sercu swoim odczuwam wielki smutek i nieprzerwany ból. Wolałbym bowiem sam być pod klątwą, [odłączonym] od Chrystusa dla [zbawienia] braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami (Rz 9,13).
Paweł, dla którego Chrystus jest życiem (mihi vivere Christus est), zaakceptowałby nawet oddzielenie od Niego, ekskomunikę, gdyby to posłużyło do przyjęcia Mesjasza przez jego rodaków według ciała!
Ci ludzie przemawiali jako synowie narodu żydowskiego, czując się z nim solidarni i mając świadomość przynależności do tej samej rzeczywistości religijnej i społecznej. Mogli powiedzieć: "Hebrajczykami są? Ja także!". Kiedy się kocha, wolno przemawiać nawet w taki sposób. Czy prorocy, a nawet sam Mojżesz, byli mniej surowi wobec Izraela? Przeciwnie, czasami byli o wiele bardziej surowi! To od nich zostały zapożyczone najsurowsze wyrażenia Nowego Testamentu. Gdzież mają swoje ostateczne źródło improperia, jeśli nie w literackim rodzaju świętego procesu (rîb), który w Starym Testamencie Bóg wytacza przeciwko swojemu ludowi?[5]
Czy Żydzi odczytali nagany Mojżesza i proroków jako zniewagę? Czy oskarżyli ich za to o antysemityzm? Dobrze wiedzą, że kiedy trzeba, Mojżesz gotów jest, by raczej wymazano jego własne imię z księgi życia niż by miał się zbawić sam jeden bez swego ludu. W gruncie rzeczy, sytuacja ta nie różni się niczym od tego, co zdarza się także między nami. Dante Alighieri rzuca pod adresem Włochów inwektywy tak ciężkie, że gdyby obcokrajowiec odważył się wypowiedzieć choćby najmniejszą ich część, my, Włosi, zrobilibyśmy z tego tragedię. Natomiast z jego ust je przyjmujemy; czujemy, że jest jednym z nas, że przemawia z miłością, a nie z pogardą.
Co się stało podczas przejścia od pierwotnego Kościoła judeochrześcijańskiego do Kościoła narodów? Poganie przejęli polemikę z judaizmem prowadzoną przez Jezusa i Apostołów, ale nie przejęli ich miłości do Żydów! Przekazana została polemika, a miłość -nie. Ojcowie Kościoła, mówiąc o wydarzeniu zburzenia Jerozolimy, nie czynili tego z płaczem. Wręcz przeciwnie!
Źródło problemu znajduje się właśnie tutaj: w braku miłości, czyli w niewierności wobec głównego ewangelicznego przykazania. My, chrześcijanie, aż po dzień holokaustu narzekaliśmy bez przerwy na antychrześcijańską nienawiść Żydów, na ich opozycję wobec rozprzestrzeniania się Ewangelii (co, zwłaszcza na początku, było z pewnością prawdą), lecz nie zdawaliśmy sobie sprawy z "belki tkwiącej w naszym oku"!
Nie chodzi o to, aby wytaczać teraz ogólny proces wobec przeszłości. "Aby prawidłowo ocenić przeszłość -pisze Papież w Tertio millennio adveniente -trzeba wziąć pod uwagę kontekst kulturowy danej epoki". W owych czasach uważano, że prawda miała pierwszeństwo przed prawami osoby. Nie chodzi więc o wytaczanie procesu przeciwko przeszłości, ponieważ -kontynuuje Papież -"te okoliczności łagodzące nie zwalniają Kościoła od obowiązku wyrażenia głębokiego ubolewania z powodu słabości licznych swoich synów, którzy zniekształcili jego oblicze i nie pozwolili mu być doskonałym odzwierciedleniem wizerunku jego ukrzyżowanego Pana, niezrównanego świadka cierpliwej miłości i pokornej łagodności"[6]. (Kiedy Kościół mówi o swoich "synach", ma na myśli także swoich "ojców"!).
***
Kiedy mówię o winie wobec braci Żydów, nie myślę jedynie o winie, którą obarcza się innych, o winie pokoleń, które mnie poprzedziły. Myślę także o mojej własnej winie. Zawsze będę pamiętał chwilę, w której zaczęło się moje nawrócenie w tym względzie. Znajdowałem się w samolocie, w drodze powrotnej z mojej pierwszej pielgrzymki do Ziemi Świętej. Czytałem Biblię i mój wzrok padł na zdanie z Listu do Efezjan: "Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała" (Ef 5,29). Zrozumiałem, że odnosiło się ono także do relacji Jezusa do swego narodu. Moje uprzedzenia, jeśli nie wręcz wrogość do Żydów, nabyte przez lata formacji, wydały mi się obrazą samego Jezusa.
On przyjął z nas wszystko, z wyjątkiem grzechu. Miłość do własnej ojczyzny i solidarność z własnym ludem nie jest grzechem, ale -wartością. Zatem na mocy Wcielenia, Jezus -nazwijmy Go wreszcie Jego żydowskim imieniem Yeshua -miłuje lud Izraela, darzy go miłością tak silną i czystą, jakiej nie spotykamy u żadnego innego patrioty na świecie. Grzech przeciw Żydom jest również grzechem przeciwko człowieczeństwu Chrystusa.
Wtedy zrozumiałem, że powinienem zmienić swój stosunek do Izraela, "Izraela Bożego" -jak go nazywa Apostoł -który nie zawsze i nie we wszystkim pokrywa się z Izraelem politycznym, chociaż nie można go całkowicie od tamtego oddzielać. Zrozumiałem, że ta miłość nie stanowi zagrożenia dla żadnego innego narodu, nie tworzy sojuszów ani bloków przeciwko nikomu, ponieważ Jezus nauczył nas, że nasze chrześcijańskie serce powinno otworzyć się na uniwersalność i dopomóc w tym otwarciu się również samemu Izraelowi. "Bo czyż Bóg jest Bogiem jedynie Żydów? Czy nie także i wszystkich innych?" (por. Rz 3,29).
Doświadczenie to sprawiło, że szczególnie droga stała mi się postać Edyty Stein, współczesnej Rebeki, która w sobie nosiła dwa walczące ze sobą ludy: Kościół i Synagogę; w sobie samej te ludy pojednała, przelewając krew za jeden i drugi. Edyta Stein jest wzorem nowej chrześcijańskiej miłości do Izraela, która to miłość w Jezusie znajduje nie przeszkodę, ale swój najszlachetniejszy bodziec. "Ksiądz nie uwierzy -pisała do swego przyjaciela kapłana -co dla mnie znaczy być córką narodu wybranego, przynależeć do Chrystusa nie tylko duchowo, ale także przez związek krwi". Myśl, że w jej własnych żyłach płynęła ta sama krew co w Chrystusie, napełniała ją wzruszeniem i dumą.
Słynne stały się jej słowa, które napisała, słysząc pierwsze wieści o nazistowskim prześladowaniu Żydów: "Tam, pod krzyżem, zrozumiałam przeznaczenie ludu Bożego. Pomyślałam: ci, którzy wiedzą, że to jest krzyż Chrystusa, mają obowiązek wziąć go na swoje ramiona w imieniu wszystkich innych". Kiedy wyprowadzana przez dwóch żandarmów opuszczała klauzurę razem ze swoją siostrą Różą , ktoś usłyszał jak szeptała do ucha siostry: "Chodź, idziemy, aby umrzeć za nasz naród".
My jednak posiadamy wzór o wiele większy od Edyty Stein -Maryję, Matkę Jezusa; Ją także nazwijmy jej własnym żydowskim imieniem Miriam. Maryja jest "figurą Kościoła" także poprzez tę głęboką jedność i miłości, które ją wiążą z ludem Starego Testamentu. Jest wzorem Kościoła nie obarczonego żadną winą wobec Izraela, nie dotkniętego jakąkolwiek niechęcią. Uczucia Maryi do Jej narodu zostały wyrażone w Magnificat:
Ujął się za swoim sługą, Izraelem,
pomny na swe miłosierdzie,
jak obiecał naszym ojcom,
Abrahamowi i jego potomstwu na wieki[7].
"Izrael, Abraham, nasi ojcowie": to samo wzruszenie na myśl o przynależności do ludu przymierza; "Jego potomstwu na wieki": ta sama pewność, jaką widzimy u św. Pawła, odnośnie nieodwołalnego charakteru obietnic uczynionych Izraelowi.
***
Na koniec powróćmy do cytowanego fragmentu Listu do Efezjan. Mur wrogości zburzony na krzyżu wzniósł się na powrót i pogrubiał w ciągu wieków. Musimy go na nowo zburzyć poprzez pokutę i prośbę o przebaczenie zwróconą do Boga i do braci Żydów. Trzeba, aby gesty i słowa pojednania płynące ze szczytów Kościoła, nie pozostały w dokumentach, ale by dotarły do serc wszystkich ochrzczonych -tylko dlatego ośmieliłem się dzisiaj o tym mówić. Kiedyś, przy okazji wielkich misji, urządzano stosy, w których palono "marności tego świata". Dzisiaj zapalmy stos, by zniszczyć wrogość. "Zniszczmy nieprzyjaźń w nas samych". W nas, a nie w innych!
Kiedyż wreszcie zrealizuje się pragnienie Jezusa, aby dzieci swego ludu zgromadzić tak jak ptak gromadzi pisklęta pod swe skrzydła? My, chrześcijanie, możemy przyspieszyć bądź opóźnić dzień, w którym na ulicach Jerozolimy na nowo zacznie się wołać tak jak woła się w Niedzielę Palmową: "Błogosławiony ten, który przychodzi w imię Pańskie" (por. Łk 13,3435; 19,38). Możemy przyspieszyć bądź opóźnić dzień, w którym Jezus z Nazaretu będzie mógł zostać uznany przez własny naród, jeżeli nie jako oczekiwany Mesjasz i Syn Boży, to przynajmniej jako jeden z jego największych proroków.
Tego roku, jak rzadko, Pascha żydowska przypada tego samego dnia co nasza. Tego dnia wspólnie obchodzimy wspomnienie zbawczego wydarzenia. Pascha jest widzialnym i instytucjonalnym znakiem ciągłości pomiędzy Izraelem a Kościołem.
Istnieje pewien tekst, który Żydzi recytowali (i recytują do dzisiaj) podczas paschalnego Sederu. Meliton z Sardes przyswoił go sobie i wprowadził do liturgii chrześcijańskiej, właśnie do tego fragmentu homilii, który czytaliśmy wczoraj (jest to znak, że pomimo całej słownej polemiki, istniała jeszcze w tamtych czasach szeroka znajomość i przenikanie pomiędzy obiema wspólnotami). Dzisiejszego dnia wyrecytujmy ów tekst wspólnie, my i oni, w duchu wspólnego uwielbienia i dziękczynienia Bogu:
On jest tym, który nas wywiódł:
z niewoli ku wolności,
ze smutku do radości,
z żałoby do święta,
z ciemności do światła,
ze służby do odkupienia[8].
Dodajmy jeszcze: przeprowadził nas od wrogości do przyjaźni -zburzył rozdzielający nas mur. Pojednani możemy przygotować się do przekroczenia progu nowego tysiąclecia
[1] Jan Paweł II, Przemówienie do uczestników Sympozjum, 31 październik 1997.
[2] Por. Lumen gentium, n. 8: Kościół "sancta simul et semper purificanda - święty i zarazem ciągle potrzebujący oczyszczenia".
[3] Meliton z Sardes, Homilia paschalna 73-96 (SCh 123, s. 102-116).
[4] P. Citati, Le radici dellodio contro gli ebrei, w ŤRepubblicať, 18 marzec 1998.
[5] Por. Pwt 32; Mi 6,3-4; Ps 77 i 105.
[6] Tertio millennio adveniente, 35.
[8] Pesachim, X, 5; por. Meliton z Sardes, Homilia paschalna, 68 (SCh 123, s. 96-98).
Przełożył: br. Marek Przeczewski, ofmcap.
1