ADORACJA
WIELKI CZWARTEK
Eucharystia , czyli Msza św. , Komunia św. , kapłaństwo .Takie treści zawiera dzisiejszy dzień. W Wieczerniku byli wierni Apostołowie i zdrajca Judasz . Zajmowali miejsce przy stole , blisko Mistrza . A jednak jedni pozostali uczniami , inni przeżyli dramat wydania i beznadziejnego poczucia winy . To przy tym stole-ołtarzu widzisz wielkich i świętych , ale są tam i grzesznicy . Pan daje każdemu szansę spotkania i nawrócenia .Daje szansę podejścia i nakarmienia się chlebem , który jest życiem wiecznym . Dzieje się to za sprawą tych , którzy zostali wybrani i powołani . W Wielki Czwartek przeżywamy także dzień kapłański . Mimo tylu różnych i sprzecznych opinii warto może okazać im choć trochę życzliwości .
Idę ulicą . Pod ścianą siedzi mężczyzna z małym , kilkumiesięcznym dzieckiem na rękach . Przed nim kartka z tekstem : „Proszę o jedzenie.” Kilkaset metrów dalej młoda kobieta z kilkuletnim chłopcem .Przed nią kartka z tekstem tej samej treści . W moim plecaku po śniadaniu pozostały jedynie papier i okruchy …
Chleba głodnym daj Panie!
***
Leży chleb na śmietniku .Wyrzucony , stary , nikomu nie potrzebny .
***
Spragnieni i głodni biegniemy do Chrystusa - chleba Życia.
Rozdawany przez kapłanów tłumom i małym grupkom wciąż na nowo ożywia i uświęca ludzkie życie.
***
Chleb , kromka na śmietniku.
Chleb , człowiek bezdomny , uzależniony , samotny , opuszczony , chory na AIDS .Kto podniesie kromkę chleba i ucałuje - uratuje godność człowieka ...
***
widziałam chleb
w rękach kapłana
wici , aż im ludzie zaczęli bić brawo”.
Pod koniec dyskusji odezwała się milcząca dotąd młoda pani :
-„Dziś nie byłam w kościele . Słoneczny dzień spędziłam z przyjaciółmi w lesie i nad wodą . Jak nic nie stanie na przeszkodzie , to wybiorę się za tydzień . Tylko gdy słucham państwa , to zastanawiam się do którego kościoła , mamy ich kilka obok siebie ... bo jak słyszę , można bardzo różnie trafić ...”
Czyżby Msza Święta stała się tylko ceremonią , obrzędem , pobożnym wspomnieniem minionego zdarzenia ? Czy „po tamtej Wieczerzy” pozostał tylko stół , opłatek i trochę wina ? Jak brzmią w Twoich uszach słowa :
„To jest Ciało moje za was wydane . Czyńcie to na moją pamiątkę ... Ten kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej .Czyńcie to , ile razy pić będziecie , na moją pamiątkę”. Tak powiedział Jezus tej nocy , kiedy został wydany . Gdy umierał ofiarowywał ludzkości życie na wieki , a żołnierze zapatrzeni w kawałek płótna grali w kości ...
Gdy przychodzisz do kościoła i trwa Eucharystia - Jezus znów wyrywa cię z sideł grzechu .Przypomina Twoje chrześcijańskie imię - „wezwany na ucztę”. Czy zadawala Cię taka gra w kości ? Podnieś oczy , zapatrzone dotychczas w symboliczną „tunikę”.
Ten Jedyny , który się liczy - Bóg , już swoje uczynił - na krzyżu .Teraz kolej na Ciebie .
Jezus przyszedł do nas jeden z pośród nas . Narodził się z niewiasty , żył i umarł tak , jak każdy człowiek , chociaż był Bogiem .W czasie swego ziemskiego życia był nauczycielem , który na swoich lekcjach przekazywał wiedzę o Bogu i o Jego miłości .
Na początku swej działalności wybrał dwunastu uczniów .
„Potem wyszedł na górę i przywołał do siebie tych , których sam chciał , a oni przyszli do Niego . I ustanowił Dwunastu , aby Mu towarzyszyli , by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki”.
To nie byli sławni i wielcy ludzie , ale zwykli , tacy jak ty i ja . Większość z nich była rybakami .
Szymon , Andrzej , Jakub i Jan - byli rybakami , którzy od kilku lat pracowali razem . Pewnego dnia , kiedy naprawiali sieci przyszedł do nich Jezus i powołał ich do innego zadania .Mateusz- nie był rybakiem , pobierał cło w imieniu Imperium Rzymskiego . Jezus wypowiedział tylko: „Choć za mną”. Mateusz nie zastanawiał się , tylko wstał i poszedł .Pozostali postąpili podobnie , zostawili swoją dotychczasową pracę i poszli za Jezusem .
To oni chodzili za Jezusem , widzieli , czego dokonywał , słyszeli co mówił i przekazywali innym . Co ten Jezus jeszcze robił ?
Obchodził wszystkie miasteczka i wsie , czyniąc dobrze .Troszczył się o wszystkie potrzeby ludzi . Uzdrawiał chorych , niewidomym przywracał wzrok , głuchym słuch , a chromi chodzili o własnych siłach . Nawet wskrzesił zmarłych .
Jezus chciał by to samo czynili jego uczniowie .Wysłał ich do wszystkich wiosek i miast , by głosili Dobrą Nowinę o zbawieniu .Chrystus przebywając z uczniami przewodził im , ale już wówczas myślał o przyszłości . Wiedział , że każda grupa musi mieć swego przywódcę , lidera . I tu wybór padł na Piotra . Piotr - człowiek słaby i niewierny . Zaprzeczył nawet znajomości z Jezusem . Powinien być odrzucony , Jezus powinien nim wzgardzić . Jednak tak się nie stało , Chrystus nie zmienił zdania i planów co do Piotra . Jezus widzi głębię naszych serc , dlatego wiedział , że Piotr bardzo żałował swego czynu . Piotr otrzymał zadania troski o wspólnotę wierzących w Jezusa . Takie znaczenia ma słowo „Kościół” - zgromadzenie ludzi wierzących .
Jezus był wspaniały , bo był obecny wśród ludzi tamtej epoki . A dziś ? Czy jest On wśród nas ? Tak , Jego obecność jest prawdziwa i realna , choć w inny sposób . Jest to obecność duchowa którą możemy porównać do wiatru . Wiatr jest wszędzie , czujemy jego ciepło lub chłód , ale nie widzimy go .Podobnie jest z Jezusem i Jego obecnością przez Ducha Świętego . Jezus jest obecny w swoim Kościele i pragnie jego wzrostu i rozwoju .
Kiedy tak czytamy historię Jezusa zaskakuje nas swoim myśleniem i postępowaniem . Na podstawie jakich przymiotów wybrał Piotra na drugiego po sobie ? Oparł się na jego wierności ...? Jego wierze ...? Odwadze ....? Szczodrości ...?
Zobacz , że w całej tej historii powołania Piotra ukryte jest głębokie przesłanie . Nasi duszpasterze , liderzy w Kościele są wybrani przez Boga spośród nas , aby nam służyli i prowadzili . Ale nie zapominajmy , że pod ich szatani bije serce , które czasem może się zachwiać i zawieść . Chrystus rozumie i przebacza . Piotr także .
Powiedz , czy chciałbyś się przyłączyć do grupy , która nie rozumie i nie jest w łączności z naszym Panem i św. Piotrem ?Myślę , że nie ! Jednak pamiętaj , byś należąc do Chrystusowej grupy nie chciał zmienić Ewangelii.
Chrześcijanie dużo wymagają od kapłana . I mają rację . Powinni jednak wiedzieć , że nie jest łatwo być księdzem , bo chociaż całkowicie ofiarował się on w szlachetnym porywie młodości , pozostaje człowiekiem , a człowiek co dzień próbuje w nim odebrać to , co dał . Nieustanna walka o to , żeby być do całkowitego rozporządzenia Chrystusa i bliżnich .
Kapłan nie potrzebuje ani komplementów , ani kłopotliwych podarunków ; potrzeba mu tego , żeby powierzeni mu chrześcijanie dowiedli mu przez coraz większą miłość dla swych braci , że nie na próżno poświęcił im swoje życie . Ale ponieważ jest człowiekiem , może czasem czuć potrzebę delikatnego odruchu bezinteresownej przyjażni ... w niedzielny wieczór , gdy jest samotny .
Jezus rzekł do nich : „Pójdzcie za Mną , a sprawię ,że się staniecie rybakami ludzi”.
Nie wyście mnie wybrali , ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to , abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec o cokolwiek Go poprosicie w imię moje .
Jesteście solą ziemi i światłością świata .
Wy jesteście solą ziemi . Lecz jeśli sól utraci swój smak …
Zawsze będę solą ziemi .Czy chcę , czy nie chcę . Świadomie lub nie świadomie .
Sól może truć lub chronić przed zepsuciem , albo darzyć goryczą , lub dodawać smaku ,
Być poszukiwanym elementem , lub tylko tolerowanym!
Być czynnikiem łączącym lub doskwierającym . To zależy od nas samych .
Od umiejętności rozpoznania środowiska . Rozpoznania siebie w środowisku .
I chęci świadomego działania na korzyść środowiska w imię Jezusa .
Sól zwietrzała - czyż to nie przekleństwo swoiste ?Obojętna wobec środowiska .Nijaka .
Ani lecząca , ani chroniąca . Nie szukana , nie wyrzucana . Nie błogosławiona ,ani przeklinana
Jezu , czy można stać się obojętnym ? Nijakim ?
Nie nadawać właściwego smaku życiu społecznemu w Twoje imię ?
Nie leczyć Twoją mocą ? Być niewidocznym , nie odczuwanym ,
Nie poszukiwanym , nie błogosławionym , nawet nie przeklinanym?
Wiem , że sól można oczyszczać i uszlachetniać .
Proszę Cię Panie o oczyszczenie i uszlachetnianie mojej osoby .Broń przed zwietrzeniem .
BŁĄDZĄC PO DROGACH MEGO ŻYCIA.
Błądząc po drogach mego życia szukałem Boga i im usilniej próbowałem Go odnaleźć, tym więcej widziałem wokół siebie zła. Taki już bowiem jest ten nasz zwariowany świat, że zło widać wyraźniej: z jednej strony jest głośne i wybija się z tłumu, razi swoją innością, z drugiej kryje się pod maską tajemniczości. Codzienne wiadomości pełne są informacji o wojnach, zamachach, takim czy innym krzywdzeniu drugiego człowieka. Dlatego tak ważne jest umieć zauważyć innego człowieka. Nie tylko jego wady, ale przede wszystkim jego zalety.
Powiedziano bowiem: „Nim wyjmiesz drzazgę z oka swego brata, wyjmij belkę ze swego oka”.
Pojechałem kiedyś na rekolekcje, by tam, z dala od zgiełku życia znaleźć Boga.
Szukałem Go w kościele, bo jak mi się wydawało, tam można najłatwiej usłyszeć Jego głos. Na próżno. Jakoś nie mogłem Go znaleźć. Długo próbowałem szukać wkoło siebie, zanim znalazłem Go w drugim człowieku.
Tym zwykłym, niepozorny, szarym człowieku, który podobnie jak i ja popełnia błędy. Wiele godzin spędziłem z nimi , ludźmi początkowo tak mi obcymi, na rozmowach. Razem z nimi odnajdowałem odpowiedzi na pytania o sens życia, o to, jaki powinienem być dla innych ludzi. Wtedy stopniowo zaczynałem rozumieć, że człowiekowi należy się nie tylko upomnienie, gdy błądzi, ale i docenienie, gdy na to zasługuje, docenienie tego, że w ogóle idzie swoją, czasem tak trudną drogą, że podnosi się z upadków.
W zabieganiu tego świata często nie widzę dobra w innym człowieku, szukam tylko jego błędów, by na jego tle wypaść jak najkorzystniej. Zło to nie tylko morderstwa, napady i temu podobne nieszczęścia, to także bezwzględność w ocenie innych ludzi. To również nietolerancja wobec inności drugiego człowieka.
Może w globalnej skali jest to niewielkie zło. Ale zło zawsze pozostanie złem i jako takie zasługuje na potępienie.
Nie jestem Alfą i Omegą, jedyna wyrocznią praworządności, moralności. Ocena innych jest najczęściej oceną subiektywną, a więc nie do końca sprawiedliwą.
Panie, daj mi serce czyste, bym rozróżniał Zło od Dobra .
Daj mi roztropność umysłu, bym dostrzegał swoje błędy i umiał zmieniać swoje życie.
Panie, dodaj mi sił, bym mimo otaczającego mnie zła szedł zawsze drogą dobra.
I bym umiał podejść z czystym i otwartym sercem do drugiego człowieka.
PAMIĘTAM TAMTEN DZIEŃ
Pamiętam tamten dzień tak doskonale, jakby to było wczoraj, a przecież to już tyle lat... Bałam się wtedy nawet oddychać, by nie zagłuszyć ciszy, tamtej ciszy... I wiesz, pamiętam jeszcze spojrzenie Twoich oczu: takie wymowne, takie kochane, a jakże obce! Jednak najbardziej z tych wszystkich wspomnień, gdzieś tam, głęboko tkwi jeszcze smutek. Ta rozpacz, ten żal po stracie czegoś, czego nawet nie umiałam wtedy nazwać! Stan, który narastał, narastał, aż osiągnął swój cel...
Zwątpiłam w miłość (to jedno z najgorszych uczuć jakie człowiek może przeżyć). A Bóg? No, przecież w Boga nie mogłam przestać wierzyć!!! Do dzisiaj nie wiem, jak to potrafiłam w sobie pogodzić. Tę „niewiarę” w miłość ludzką i wiarę, wiarę w miłość Boga. Jednak tak właśnie się stało. Ciebie zabrakło, ale Bóg pozostał, był nadal!
„MÓJ BÓG” - tak zwracałam się co noc do Niego, gdy podczas rozmów pytałam: „Boże, dlaczego ludzie nie umieją kochać? Dlaczego nawet w połowie nie nauczyli się od Ciebie tej umiejętności?”
Gdy rozmawiałam z Panem, byłam sobą! Z nadejściem ranka ubierałam się w zbroję zakrywającą moje uczucia. Byłam człowiekiem „bez serca”!
Z czasem nie dość, że sama nie umiałam okazać miłości bliźnim, to jeszcze w dodatku nie dostrzegałam tej okazywanej przez mi przez nich. I wtedy pojawił się obok mnie człowiek. Taki prawdziwy, wierzący w Boga i w ludzi! Przemówił do mnie przez Niego! Oczywiście nie stało się to od razu, ale w końcu dotarło, pomogło... I chociaż wiem, że nigdy już nie będzie tak jak było dawniej - to i tak jest coraz lepiej, potrafię już dostrzec nawet najskromniejszy gest innych, każde okazane mi nawet najmniejsze zainteresowanie. Ja też nauczyłam się okazywać swoje uczucia. Wkładałam w to tyle serca i wiary, na ile mnie teraz stać. Ufałam, że będzie lepiej - BÓG MNIE KOCHA: NAPRAWDĘ MNIE KOCHA!
PRAWDZIWA MIŁOŚĆ NIGDY NIE UMIERA
... Zatem
Prawdziwa miłość nigdy nie umiera bo jest wieczna
I każda jej cząstka jest zakorzeniona
W nieskończonym czasie
A wartości w niej nadaje sens
Tym ogrodom które rodzą się
W naszych sercach
Tym ogrodom które trwają
W świetle gwiazd
Zatem
Prawdziwa miłość nigdy nie umiera bo jest wieczna
I każdy z nas musi podjąć własną decyzję
Czy pozwoli swemu sercu otworzyć się na nią
KOCHAĆ I BYĆ CZŁOWIEKIEM
Jest sztuka jedna, co jak słońce świeci nad wiekiem:
Mieć moc pocieszać - moc zasmucać siebie, a być Człowiekiem.
C. K. Norwid
Jak wielki jest człowiek, kiedy jest Człowiekiem!
Być człowiekiem na co dzień, a nie tylko od święta i wielkich wydarzeń, to bardzo trudne zadanie. Nieraz życia nie starczy, by to potwierdzić.
W życiu najtrudniej być Człowiekiem. W szarej codzienności często o tym zapominamy. Zabiegani, zajęci własnymi interesami, zapominamy, że może ktoś czeka na naszą miłość, może tylko przyjaźń, jakiś mały gest...
A przecież człowiek stworzony jest po to, aby kochać. Życie jego winno być pełne miłości. Miłość Boga, bliźniego, samego siebie...
„Wiele czyni, kto wiele miłuje” - i nie trzeba robić rzeczy wielkich, aby być Człowiekiem. Wystarczy po prostu KOCHAĆ!
Bo czym byłby ten świat bez miłości?
Suchą, spękaną, martwą glebą pozbawioną wszelkiego życia. Miłość pracuje dla tych, którzy nad nią pracują. Każdy z nas ma prawo do miłości. Do tego, aby kochać i być kochanym. I każdy z nas potrzebuje miłości, aby być w pełni Człowiekiem.
Nigdy nie jest za późno, aby się pojednać,
Nigdy nie jest za późno, aby KOCHAĆ
Nigdy nie jest za późno, aby stać się człowiekiem(...)
Można mieć oczy i nie widzieć,
Można mieć uszy i nie słyszeć,
Można mieć serce i nie kochać,
Można nigdy nie być Człowiekiem...
OBRONA SŁUGI
Jezus z Nazaretu już stał przed sądem. Podczas procesu nie miał obrońców. Wypisany tytuł winy: „Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski”. Choć wyrok został wydany i wykonany, oskarżenia przez wieki nie ucichły. Miał być królem, a umarł jak żebrak. Miał rządzić, a ciągle służył. Miał wyzwolić, a skończył jak pokonany. Jego uczniowie najpierw tchórzliwi, potem z odwagą świadczyli, że żyje i jest z nami aż do skończenia świata.
Pierwsze oskarżenie wobec Boga padło w raju. Starodawny wąż podważył prawdę Bożych słów. To nieprawda, co Bóg mówi „nie wolno wam jeść abyście nie pomarli”. Skorzystali pierwsi ludzie, aby na równi być z Bogiem. Skończyło się to dla nich tragicznie. Ale Bóg nie przestał kochać człowieka. Dał swojego Syna. Jezus stał się podobny do ludzi. Ogołocił samego siebie. Przyjął postać sługi. Ludzie Starego Testamentu oczekiwali zbawiciela. Zapowiadali Go prorocy. Wśród nich szczególnie prorok Izajasz zapowiadał Sługę Jahwe. Ten Sługa wielu usprawiedliwi od grzechu. Sam dźwigać będzie ludzkie nieprawości - mówił.
I przyszedł oczekiwany Mesjasz. Nie został jednak przyjęty. Tak nie mógł objawić Mesjasz! Innego się spodziewali. Miał to być potężny władca i pan, na miarę królów Dawida czy Salomona. Ten syn cieśli z Nazaretu, ten wędrowny kaznodzieja, bratający się z celnikami i nierządnicami. On Mesjaszem! Śmiertelnie została ugodzona wyobraźnia Izraela. Taki nie mógł być Mesjasz. Dlatego kapłani, sadyceusze i „trzeźwo myślący” faryzeusze byli surowymi oskarżycielami. Przed Wysoką Radą padały zarzuty wobec Jezusa. Przez 3 lata nauką swoją i czynami nieustannie bezcześcił święte ustawy Prawa. Nie święcił szabatu. Uzdrawiał chorych, bluźniąc, że odpuszczają im się grzechy. Nie przestrzegał mycia rąk. Rozpędził kupców sprzedających w świątyni. W synagogach wygłaszał przemówienia przeciw uczonym w Piśmie. Rozkazywał i mówił we własnym imieniu jak Najwyższy. Niektórzy słyszeli, jak mówił, że zburzy przybytek ręką ludzką uczyniony i w ciągu trzech dni zbuduje inny...
Jezus nie miał obrońców. Na rozprawie nie zjawili się Jego uczniowie. Czy nie powinni stanąć przed Sanhedrynem i zeznać w obronie swojego nauczyciela? Dlaczego tego nie uczynili? Czyżby i w tym historia miała się powtarzać? Czego się bali? A jeden z Jego uczniów, Judasz wydał Go w ręce arcykapłanów.
Dlaczego sam Jezus się nie bronił? Przecież wiedział, co mu grozi.
Nie obronił Go tłum. Tłum jak tłum. Zawsze ma jedną twarz. Niezależnie, czy jest to tłum mały, czy wielki. Nikt nie odróżni twarzy od twarzy. Nie chodzi o twarz. Najważniejsze jest, aby tłum miał jedne usta. Aby krzyczał zgodnymi okrzykami. Aby uniósł się zgodnym gniewem i szalał zgodnym oburzeniem. Oni wszyscy, synowie Izraela, jak jeden mąż krzyczeli jednymi, zgodnymi i szeroko otwartymi ustami: „Ukrzyżuj!” Gdzie byli zwolennicy Jezusa? Przecież miał uczniów. Ludzi, których uleczył. Umarłych, których wskrzesił. Gdzie oni wszyscy się podziali? Dlaczego nikt spośród nich nie przemawiał w Jego obronie?