Co zagraża sztuce? - Henryk Kiereś |
Sztuka wraz z nauką, moralnością i religią współtworzy kulturę, a losy sztuki - podobnie jak jakość i bieg całej kultury - zależą od człowieka, od jego wiedzy o świecie i od woli doskonalenia świata. Doświadczenie pokazuje, że człowiekowi trafia się błąd i fałsz, i że budowana na nich kultura staje się, nieodwołalnie i wbrew intencjom jej twórcy, antykulturą, a sztuka antysztuką. Dlatego stoimy przed powinnością rozumienia sztuki i jej roli w naszym życiu, a także przed powinnością takiego kształtowania sztuki, aby osiągała ona swój cel właściwy, jaki jest dobro człowieka. Kto z tych powinności rezygnuje, ten skazuje samego siebie na fatalizm i pesymizm, bądź na lansowanie współcześnie ironizowanie ze świata i bezmyślną zabawę w tzw. gry kulturowe. (fragment) Od sztuki do antysztuki (…) Krytyka tradycyjnego podejścia do problemu sztuki pozwala antyartystom i antyestetykom ogłosić, że w sztuce wcale nie chodzi o piękno, lecz o kreatywność, która swym zaistnieniem odsłania istotę człowieczeństwa: wolność. Są oni przekonani, że krytyka tradycji demaskuje zakorzeniony w niej totalitaryzm teoretyczny, który wyrasta z filozofii i w powadze „wszechobejmującej teorii” zawsze sankcjonuje jakiś gust estetyczny, nadaje mu rangę uniwersalną. Takie postępowanie - dodają - nie wypływa ze złej woli, lecz z inercji poznawczej owocującej banalnym błędem esencjalizmu; eliminacja tego błędu uzdrowi sytuację w sztuce i w jej teorii. Pozostawmy na razie na boku problem, czy antyartyści i antyestetycy trafnie rozpoznali oblicze sztuki, ale lojalnie odnotujmy, że ich krytyka przyczyniła się do ujawnienia obecności podwójnego redukcjonizmu w teorii sztuki, a mianowicie, po pierwsze, związanie sztuki z pięknem zawęziło jej pojęcie oraz, po drugie, oderwało sztuki piękne od związku z realnym światem i przesunęło je do sfery „bezinteresownej kontemplacji”. Dlatego antyartyści chętnie głoszą, że ich sztuka jest źródłową formą życia, jego osnową, że artystą jest każdy, a określając swą działalność używają takich słów, jak: „akcja”, „warsztaty”, „eksperyment”, czym chcą zapewne zwrócić uwagę na związek tych działań z rzeczywistością. Swym populizmem przeciwstawiają się tradycyjnemu estetyzmowi, głoszącemu hasło „Sztuka dla sztuki!” oraz - na co kładą ogromny nacisk (gdyż w większości wywodzą się z lewicowej myśli społecznej!) - z przekonaniem demaskują komercyjny stosunek tradycji do sztuki. Do jakich konsekwencji prowadzi stanowisko zwolenników „anty”? Zauważmy wpierw, iż jest ono zbieżne z naszymi wcześniejszymi ustaleniami, które rozpoznały przyczynę zagrożenia sztuki w jej ideologicznym zniewalaniu, ale różni się tezą, według której wspomniane zniewalanie sztuki nie było czymś sporadycznym, płynącym z niekorzystnych, lecz wyłącznie zewnętrznych uwarunkowań społeczno-politycznych, ale miało charakter permanentny, a jego źródłem była filozofia, która pogrążyła sztukę w dwóch partykularyzmach: albo wymagała od niej służenia jakiemuś politycznemu celowi, albo marginalizowała jej udział w życiu człowieka, spychając ją do sfery „bezinteresownego piękna”. Ta druga konsekwencja aprioryzmu filozoficznego wobec sztuki pozostaje w zgodzie z naszym podejrzeniem, że zawężenie piękna do „bezinteresowności” prowadzi do bezpodstawnego zawężenia pojęcia sztuki do pojęcia sztuk pięknych! Skoro zatem nasza krytyka tradycji współbrzmi z awangardowym „anty”, czy nie powinniśmy odstąpić od przyjętego na początku naszych rozważań przekonania, że sztuka jest tworzeniem rzeczy pięknych, służących kontemplacji i przyznać rację roszczeniom ideologii „anty”, wraz z uznaniem jej konsekwencji w sztuce i teorii sztuki? Jakie to konsekwencje? Obiecująco brzmią deklaracje w rodzaju: „Sztuka jest formą życia”, a nie bezinteresowną igraszką estetyczną, „Sztuka to manifestacja ludzkiej wolności”, a nie zniewolenie rzekomymi uniwersalnymi regułami, „Sztuka wyzwala ludzką kreatywność”, a więc odsłania moce twórcze człowieka, ale dość niepokojące są inne wypowiedzi, np. „Artystą jest każdy”, „Sztuką jest to, co za sztukę zostanie uznane”, „Rozum w sztuce to nieporozumienie”, a jeszcze większy niepokój budzą dziwaczne „akcje” antyartystów. Jednym słowem, ideologia „anty” prowadzi do relatywizmu i irracjonalizmu, a więc do skrajnej dowolności w sztuce! Czy nie mamy innego wyboru? Czy ideologia „anty” nie jest w sumie większym zagrożeniem dla sztuki niż jej estetyzacja lub absolutyzacja ideologiczna jakiegoś kanonu twórczego? Stoimy przed dylematem wyrażonym w pytaniu alternatywnym: czy sztuka jest racjonalną i celową wytwórczością, której racją jest piękno, czy też raczej jej ostateczny sens zawiera się w „anty”? Za pierwszym przemawia nasze doświadczenie, bo przecież każdy z nas coś wytwarza, a tym samym coś doskonali w sobie i wokół siebie. Przemawia też następujący argument: nawet jeśli błędnie zawężano pojęcie piękna i wnoszono w ten sposób redukcjonizm (normatywizm) do samej sztuki, to z tego przecież nie wynika, że jedyną alternatywą teoretyczną jest „anty”. Inaczej mówiąc, redukcjonizm jest tylko błędem, a woluntaryzm i antykallizm jest po prostu fałszem! Ponadto, przeciwko akceptacji „anty” przemawia obecna w nim wewnętrzna sprzeczność, bowiem jako teoria sztuki jest on dziełem rozumu, rozumu który postuluje eliminację samego siebie z terenu sztuki! (…) fragment książki |