Nasz babski stres
Rozdrażnienie, zdenerwowanie, rozkojarzenie i problemy z koncentracją. Bóle głowy, skurcze brzucha i kołatanie serca. Myślisz sobie skąd ja to znam? To skutki stresu. To on nie pozwala Ci skupić się na uczelni, czy w pracy. To również jego zasługa, że po powrocie do domu wszystko działa ci na nerwy i najchętniej rzuciłabyś czymś, co tylko nawinie się pierwsze pod rękę.
Każda z nas codziennie narażona jest na stres. Mniejszy lub większy, ale zawsze. Czy to na uczelni, czy to w pracy, musimy zmagać się z sytuacjami, których nie da się przewidzieć. I one właśnie są najbardziej stresogenne. Bo, jak wiadomo wszystko, co nowe budzi lęk. Ale to nie wszystko. Coraz częściej klasyfikuje się stres pod kątem płci. I wiele w tym racji. Istnieją przecież sytuacje, które dotyczą wyłącznie kobiet, albo wyłącznie mężczyzn.
Typowe dla kobiet
Mało jeszcze mówi się o takim typowo kobiecym stresie. Wciąż wygląda na to, jakby mężczyźni mieli na niego monopol. To oni przecież umierają częściej na zawał, nas chronią estrogeny. Tylko, że do czasu. Żyjemy w taki samym świecie, co mężczyźni. Tak samo stoimy w korkach, boimy się o siebie, o bliskich, walczymy o pracę i przeżywamy rozczarowania w miłości. Znacznie bardziej przejmujemy się swoim wyglądem zewnętrznym, naszą atrakcyjnością i jej przemijaniem. Wynika to poniekąd z uwarunkowań kulturowych. W końcu to atrakcyjność fizyczna kobiet, a nie mężczyzn, jest większym atrybutem, a niekiedy staje się nawet kartą przetargową. Presja otoczenia sprawia też, że chęć bycia atrakcyjną zaczyna dominować w naszym życiu. A każde kolejne spojrzenie w lustro kończy się wynalezieniem coraz to nowszych defektów. Ile z nas po takiej lustrzanej terapii stwierdza stanowczo po raz kolejny, że to źle, a tamto jeszcze gorzej... No ile? Nawet jeśli dostrzeżemy jakieś pozytywy, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że następnego dnia zwyczajnie nam się odwidzi. Samoocena spada drastycznie w dół.
Kolejny kobiecy problem: kariera czy macierzyństwo? Każda z nas prędzej, czy później stanie przed takim wyborem. I każda z nas ma poczucie, że i jedno i drugie jest bardzo ważne. A obu pogodzić do końca się nie da. Wiemy, że nie ma czasu na to, aby przekładać którekolwiek na później. Ale przekładamy. A potem obudzimy się po kilku latach niczym z letargu i okaże się, że coś nam umknęło. Mamy rodzinę, dziecko, ale zarzucamy sobie, że właściwie nie zrobiłyśmy nic dla samej siebie. Lub całkiem odwrotnie. Wykształcone, kompetentne, na wysokim stanowisku, biegle władające kilkoma językami i ... samotne. Wcale nie jest łatwo pogodzić szczęśliwe macierzyństwo z samorealizacją. Zawsze coś kosztem czegoś.
Przyjaciel, czy wróg?
Stres ma to do siebie, że działa w dwie strony. Bywa motorem napędzającym do działania lub skutecznie utrudnia nam życie. Nie bez powodu porównuje się go do pikantnej przyprawy. Pożyteczny, ale tylko w małej dawce. Nadmiar oznacza tylko jedno - kłopoty. Pod wpływem stresu skacze nam ciśnienie, łomocze serce, cierpimy na bezsenność, mamy kłopoty z trawieniem. Ale to nie koniec. Istnieją jeszcze konsekwencje, za które odpowiada nasza psychika. A jak wszystkie doskonale wiemy, czasem same nie potrafimy wyjaśnić, dlaczego coś robimy. Czujemy, jakby ktoś wkradł się w nasz umysł i sterował nim. I to właśnie przez to, w stresujących sytuacjach, szukamy pocieszenia w nadmiernym jedzeniu, albo wręcz przeciwnie, rezygnujemy z niego całkowicie. Brniemy w przypadkowe związki lub izolujemy się od tego, co dookoła nas. Stajemy się apatyczne i zniechęcone do wszystkiego albo przeciwnie, wpadamy w perfekcjonizm. Bez przerwy sprzątamy, zostajemy pracoholiczkami, lekceważymy własne potrzeby, rezygnujemy z przyjemności, wpadamy w pułapkę wszelkich powinności. A naszą naczelną zasadą staje się „muszę jeszcze zrobić to, a potem tamto”. Najzwyczajniej w świecie przestajemy myśleć o sobie.
O krok od choroby
Choroba pojawia się z reguły wtedy, gdy nie zwracamy uwagi na poprzedzające ją subtelne sygnały. Wysyła je nasze ciało narażone na długotrwały stres. Ono wie, czego nam potrzeba. Mówi „STOP” swoim własnym głosem. Przemawia za pomocą alergii, kłopotów ze snem, bólu głowy i wielu innych. Czasem próbujemy je oszukać. Zamiast wysłuchać, zrozumieć, zadbać o nie, „na odczep” zatykamy mu usta czymś słodkim, co chwilowo poprawia nasze samopoczucie. I niestety z łatwością wpadamy w błędne koło. Pod wpływem długotrwałego stresu zaczynają w nas krążyć większe ilości cukru. Zwiększa to poziom insuliny, która odpowiada za jego rozkład. Z kolei jej nadprodukcja powoduje spadek cukru we krwi poniżej minimum (tzw. hipoglikemia). Zaczynamy czuć zmęczenie i aby się ożywić, sięgamy po coś słodkiego. Koło się zamyka.
Ponoć kobiety są bardziej podatne na stres. Wszystko przez to, że jesteśmy po prostu bardziej wrażliwe. Nie zawsze potrafimy przybrać żelazną, niczym nie wzruszoną pozę i udawać, że wszystko w porządku. Faktem jednak jest, że istnieją pewne czynniki stresogenne właściwe tylko dla naszej płci. I w tym wypadku chyba tylko kobieta zrozumie drugą kobietę...
Katarzyna Stec