Kobieta - ofiara przemocy psychicznej
referat wygłoszony na konferencji poświęconej przemocy domowej
„Krzywda bez dotyku” zorganizowanej przez OPS Dzielnicy Białołęka
M.St. Warszawy w dniu 14 grudnia 2007 roku
Przemoc, której doznaje kobieta od mężczyzny, zarówno fizyczna, jak i psychiczna stanowi patologię, której nie da się zwalczyć jakimkolwiek działaniem prawnym, na przykład poprzez udoskonalanie mechanizmów karania oprawcy. Źródło tej patologii tkwi bowiem w psychice kobiety-ofiary, która - pomimo doznawanych upokorzeń i przeżywanych w związku cierpień nie potrafi od oprawcy odejść. Przyczyną tak nieracjonalnych, destrukcyjnych dla kobiety działań jest jej uzależnienie od mężczyzny, określane w psychologii terminem „love addiction” - nałóg miłości. Mechanizmy powstawania i objawy tego uzależnienia są analogiczne do alkoholizmu, czy narkomanii - w rozwiniętych stadiach tych chorób istnieje przymus powtarzania nałogowych wzorców pomimo ich ewidentnych szkodliwych skutków, następuje utrata samokontroli, a w przypadku odstawienia - zespół abstynencyjny. Nałóg miłości występuje w wielu odmianach - jednym z nich jest „kochanie za bardzo”. Termin ten pochodzi ze znakomitej książki amerykańskiej psycholog Robin Norwood, w której opisuje genezę, objawy, wzorce zachowań i szkodliwe konsekwencje tego rodzaju uzależnienia.
Kobieta-ofiara przemocy ma tylko jedno rozwiązanie, by przestać nią być - rozstać się ze swoim oprawcą.
Wszelkie działania państwa, a także organizacji pozarządowych mające na celu przeciwdziałanie przemocy wobec kobiet powinny być zatem być ukierunkowane na:
* uświadomienie kobiecie istoty problemu, czyli jej uzależnienia,
* bezpłatną pomoc psychologiczną w walce z uzależnieniem, podobną do tej, jakiej udziela się alkoholikom,
* bezpłatne udostępnienie - na czas, dopóki kobieta nie zdobędzie samodzielności - godziwych warunków mieszkalnych,
* pomoc materialną w formie bezzwrotnych dotacji kobietom, które chcą się usamodzielnić, a są całkowicie zależne finansowo od partnera.
Dlaczego przemocy, jakiej doznaje kobieta-ofiara ze strony mężczyzny-oprawcy nie da się przeciwdziałać poprzez udoskonalanie mechanizmów, mających na celu jego ukaranie? Nasuwa mi się tu porównanie do bezskutecznych prób przeciwdziałania alkoholizmowi przez wprowadzenie prohibicji lub zwalczania narkomanii przez zaostrzanie sankcji prawnych za posiadanie narkotyków. Wiadomo, że nie jest to skuteczne.
Tak, jak pierwszym krokiem prowadzącym do podjęcia leczenia u alkoholika jest przyznanie się przed samym sobą do tego, że nim jest, tak kobieta-ofiara przemocy, aby nią być przestała, musi przyznać się przed samą sobą, że nią jest. W przypadku każdego nałogu mechanizm zaprzeczania jest bardzo silny - uzależniony woli żyć w iluzji, że tak naprawdę nic złego się nie dzieje, niż podjąć decyzję o zerwaniu z nałogiem. Kobieta-ofiara nie chce nazwać sprawy po imieniu, bagatelizuje krzywdy, jakie zadaje jej partner lub im zaprzecza. Bardzo często nikomu nie mówi o tym, jakich doznaje upokorzeń, bo się po prostu tego wstydzi. Na zewnątrz udaje, że stanowią z partnerem idealną parę, a w domu przeżywa piekło. Ale kobieta, która „kocha za bardzo” jest w stanie znieść wszystko i cierpieć w milczeniu, byleby tylko związek trwał. Ażeby jakoś przed sobą uzasadnić takie postępowanie, obarcza się winą za czyny oprawcy wobec niej i tłumaczy sobie, że cierpi w imię miłości. Tak naprawdę jest ze swoim partnerem dlatego, że jest od niego uzależniona emocjonalnie, Przyczyną „kochania za bardzo” jest ogromny lęk kobiety przed samotnością i samorealizacją oraz niezaspokojony, olbrzymi głód miłości.
Bardzo często kobieta-ofiara przemocy wykonuje jakikolwiek ruch dopiero wtedy, gdy jej cierpienia stają się nie do zniesienia, gdy doznawana przez nią przemoc zaczyna zagrażać jej zdrowiu fizycznemu czy psychicznemu, a nawet życiu. Kiedy odzywa się w niej instynkt samozachowawczy. Wtedy zaczyna się mozolny proces odkłamywania rzeczywistości - kobieta przyznaje się przed sobą, że jest ofiarą, a jej ukochany, ten, którego darzy tak wielką miłością - bezwzględnym oprawcą.
Aby kobieta-ofiara nie musiała dochodzić do dna, by podjąć działania przynoszące kres jej cierpieniom, nieodzowne jest podjęcie szeroko zakrojonych akcji uświadamiających istnienie problemu „kochania za bardzo”. Dla bardzo wielu kobiet, także w Polsce, impulsem do zmian była lektura książki Robin Norwood. Ale to kropla w morzu, zresztą, jak wiele kobiet czyta książki psychologiczne? Fundacja Kobiece Serca podjęła w ramach prowadzonego przez siebie wortalu internetowego, taką akcję uświadamiającą. Znaleźć tam można między innymi testy do autodiagnozy uzależnienia od miłości, podobne do tych, które opracowane zostały dla podejrzewających u siebie chorobę alkoholową.
Wracam do postawionego wcześniej pytania - dlaczego przemocy, jakiej doznaje kobieta-ofiara ze strony mężczyzny-oprawcy nie da się przeciwdziałać poprzez udoskonalanie mechanizmów, mających na celu jego ukaranie? Dlatego, że jednym z objawów „kochania za bardzo” jest bezustanna walka kobiety, by jej mężczyzna się zmienił. Jeśli kobieta-ofiara zdecyduje się już pokonać barierę milczenia i zaczyna szukać pomocy, to bardzo często robi to z myślą o zmianie zachowań partnera, a nie swoich własnych. Żony alkoholików, które szukają pomocy w poradniach psychologicznych, zazwyczaj zadają pytanie - co mam zrobić, żeby on przestał pić? Kobiety-ofiary przemocy zgłaszając się po pomoc do Niebieskiej Linii, czy Centrum Praw Kobiet tak naprawdę oczekują rady, co zrobić, aby on przestał mnie poniżać, upokarzać, bić? I jeśli zasugeruje się kobiecie, że powinna udać się na policję i zgłosić popełnienie przestępstwa z artykułu 207 kk, to rodzi się w niej złudna nadzieja, że gdy jej oprawca zostanie ukarany, to zmieni swoje zachowanie wobec niej. No, a gdy to się stanie, to nareszcie będzie szczęśliwa!
Pomijam tu aspekty związane z trudnością udowodnienia zaistniałej przemocy, szczególnie psychicznej, długotrwałości i uciążliwości procedury prawnej i wątpliwych wyników podjętych przez kobietę działań. A także negatywnych skutków dla jej psychiki, gdy sprawa zostaje umorzona.
Mówi się, że zdrowa kobieta przez swojego partnera może zostać skrzywdzona tylko raz. Drugiego razu nie ma, bo zdrowa kobieta natychmiast z takim partnerem się rozstaje. Przeciwdziałanie przemocy polega na uzdrawianiu kobiet, na leczeniu ich z uzależnienia od miłości. Tylko wtedy przestają być one ofiarami.
Jedynym sposobem leczenia z jakiegokolwiek uzależnienia jest psychoterapia. I nie - dowolna psychoterapia, tylko terapia uzależnień. Kobiety-ofiary często zwracają się do psychoterapeutów, a nawet psychiatrów z powodu swojej depresji, napadów lęku, a nawet paniki, zbytniej nerwowości i łatwości wpadania w agresję, bezsenności, problemów z jedzeniem, wykazywania skłonności autodestrukcyjnych, myśli samobójczych, nadużywania alkoholu, poczucia izolacji i apatii. A te problemy są wtórne, ich przyczyną jest uzależnienie od mężczyzny, „kochanie za bardzo”. Często lekarze przepisują im środki farmakologiczne - antydepresyjne, uspokajające, nasenne, co prowadzi do kolejnego uzależnienia. Podobnie - na zlikwidowanie objawów - zwykle ukierunkowana jest „zwykła” psychoterapia. Fundacja Kobiece Serca, jako jedyna placówka w Polsce, prowadzi warsztaty i treningi rozwoju osobistego dla kobiet uzależnionych od miłości. Jak na razie w Warszawie, ale mamy zamiar zorganizować podobną pomoc dla kobiet w innych miastach Polski.
Gdy kobieta-ofiara uświadomiła sobie swoje uzależnienie i walcząc z nim dojrzała do decyzji rozstania z mężczyzną-oprawcą, bardzo często na przeszkodzie w jej realizacji stoi całkowite uzależnienie ekonomiczne od swojego partnera. Nawet jeśli już tego chce, nie może opuścić swojego oprawcy, bo nie ma gdzie mieszkać i za co żyć. A jeśli w takim związku są dzieci, musi myśleć także o zaspokojeniu ich potrzeb bytowych. Jeśli decyduje się na rozwód, to do momentu jego uzyskania jest w dalszym ciągu zdana na łaskę oprawcy, z którym żyje pod jednym dachem. Po rozwodzie procedura podziału majątku może być długotrwała, a zasądzone alimenty - nie płacone. Zauważmy, że z powodu fatalnego stanu psychicznego takiej kobiety i - często - konieczności opieki nad dziećmi, bardzo trudno jest jej zdobyć się na usamodzielnienie finansowe i wyprowadzenie się z domu. Konsekwencją decyzji o rozstaniu jest heroiczna walka i kolejne cierpienia. Czy można się dziwić, że udręczone kobiety wolą już godzić się na swój los? Czy można wątpić, że one po prostu nie mają już siły?
Wyobraźmy sobie teraz, co się dzieje, gdy takiej kobiecie zaproponuje się samodzielne mieszkanie na jakiś czas i finansową dotację, żeby mogła „stanąć na nogi”. Pod pewnymi warunkami - podjęcia, czy kontynuowania terapii leczącej jej uzależnienie oraz całkowitej abstynencji, czyli zerwania kontaktów ze swoim oprawcą. Jeśli rzeczywiście kobieta chce ze swoim uzależnieniem walczyć, skorzysta z tej propozycji. Odzyska poczucie bezpieczeństwa, godność, nabierze wiary we własne siły.
Na przeciwdziałanie przemocy w rodzinie, w tym przemocy wobec kobiet, nasze państwo i Unia Europejska przeznacza już dziś sporo pieniędzy. Powinno być ich coraz więcej, skoro szacunki skali przemocy są zatrważające. W ulotce opracowanej przez Centrum Praw Kobiet „Przemoc domowa - powiedz NIE!” znajduje się stwierdzenie „w Polsce przemocy ze strony męża lub partnera doświadcza, na jakimś etapie swojego życia, blisko jedna trzecia kobiet.” Ważne jest jednak nie tylko zwiększanie środków finansowych na walkę z przemocą, ale ich odpowiednia dystrybucja. Moim zdaniem największa ich część powinna trafiać bezpośrednio do kobiet-ofiar przemocy, które chcą przestać tymi ofiarami być. I to zarówno w postaci finansowania pomocy psychoterapeutycznej dla nich oraz godziwych warunków lokalowych do czasu ich usamodzielnienia się, jak i żywej gotówki.
Mężczyźni-oprawcy też płacą podatki. Jeśli zatem pieniądze te trafią do kobiet - ich ofiar, załatwi się dwie sprawy za jednym zamachem. Zrealizuje się program przeciwdziałania przemocy wobec kobiet i sprawiedliwości stanie się zadość. Wyrok, jaki dostanie oprawca z artykułu 207 kk nic tak naprawdę nie zmieni.
Eugenia Herzyk, Fundacja Kobiece Serca