Opowiem wam historię o niezwykłej dziewczynce, która miała równie niezwykłe imię: Martynika. Myślę, że właśnie to imię sprawiało, iż wpadały jej do głowy niezwykłe pomysły. Kiedyś na przykład bawiąc się w chowanego, weszła do olbrzymiej lodówki, którą miała jej babcia. Wyobraźcie sobie tylko, jak wyglądała, gdy ją z stamtąd wyciągnięto. Innym razem, aby zaprzyjaźnić się z psem sąsiada piła z nim wodę z jednej miseczki. Bardzo się wówczas mamusia gniewała. Zdarzyło się też, że weszła na sam czubek rozłożystego drzewa, ale nie potrafiła stamtąd zejść.
- Co my teraz zrobimy? - martwił się tatuś. - Nie mogę po nią tam wejść. Jestem za ciężki! Połamią się gałęzie.
- Ja się boję wysokości - szepnęła zrozpaczona mamusia.
- Musimy poprosić Dominika! - zawołali niemal równocześnie.
Dominik był starszym bratem Martyniki, ale wcale nie był chętny do pomocy.
- A co za to dostanę? - zapytał od niechcenia.
- Nic! - zdenerwował się tatuś. - Twoja siostra siedzi na drzewie, a Ty się pytasz, co za to dostaniesz?
- To po co tam właziła? - zdziwił się Dominik.
- Sam chciałbym wiedzieć - rzekł tatuś.
- Jak nic nie dostanę, to niech siedzi dalej - odparł spokojnie Dominik.
- Na drzewo! - powiedział tatuś do syna tonem nie znoszącym sprzeciwu i Dominik bez pośpiechu ruszył po siostrę. Minęło kilka minut i już byli z powrotem. Mamusia zabrała Martynikę do domu, a Dominik rzucił w jej stronę:
- Mam u Ciebie czekoladę.
Dziewczynka wzruszyła ramionami. Dominik był starszy od Martyniki o całe siedem lat. Lubił siostrę, ale miał własne sprawy i nie za bardzo się nią przejmował. Czasami tatuś z mamusią musieli zrobić zakupy, wiec zostawiali siostrę pod opieką brata. Wychodząc z domu zawsze mówili:
- Będziemy za godzinkę. Martynika jest w swoim pokoju i rysuje. Zajrzyj do niej.
Dominik przytakiwał ochoczo, a potem gdy po powrocie tatuś pytał:
- Czy wszystko w porządku u twojej siostry?
Dominik robił wielkie ze zdziwienia oczy i również pytał:
- To ona była ze mną w domu? - A potem szybko dodawał - No co? Myślałem, że pojechała z wami. Czasami jednak pomagał Martynice. Otóż pewnego razu dziewczynka wpadła na pomysł, że w tym tygodniu zrobi trzy dobre uczynki. W końcu i mamusia, i Pani w szkole zawsze powtarzały, że trzeba czynić dobro, a Martynika i tak nic innego nie miała do roboty. Powiedziała o tym swojej najlepszej koleżance Kasi. Dziewczynki postanowiły, że będą wszystko robić w tajemnicy. Chciały, żeby było ciekawiej, aby była to niespodzianka dla wszystkich. Wtedy właśnie Martynika poprosiła brata o pomoc. Obiecała mu aż trzy czekolady. Miał w zamian przenieść węgiel z jednego miejsca w drugie. Otóż ciocia Kasi mieszkała przy sąsiedniej ulicy w małym domku. Gdy zbliżała się zima, ciocia kupowała węgiel, aby w chłodne dni rozpalać w piecu i ogrzewać mieszkanie. Tak się świetnie składało, że właśnie ten węgiel kupiła.
- Wczoraj przywieźli - mówiła Kaśka. - Ale żebyś widziała, jak go wysypali. Tak byle jak przy samym domu. Dzisiaj ciocia wyjeżdża i nie będzie jej do jutra. Możemy więc uporządkować ten węgiel. Przeniesiemy go z dala od domu i ułożymy w ładną kupkę.
- Same nie damy rady - powiedziała Martynika. - Potrzebujemy wiadro i szpadel. Widziałam kiedyś jak babcia tak robiła.
- Wiem, gdzie ciocia ma te rzeczy - odparła Kaśka.
Dominik nie chciał się zgodzić, ale w końcu machnął ręką i powiedział:
- No dobra.
Przeniósł węgiel wiadrami w miejsce, które pokazała Kasia. Gdy wszystko już było zrobione, dziewczynki nie mogły się doczekać powrotu cioci.
- Pomyśl tylko, jak się ucieszy. Wszystko tak pięknie posprzątane - powiedziała Martynika.
- Ale nie przyznamy się, że to my zrobiłyśmy - dodała Kasia.
- Jasne, że nie. Wtedy nie byłoby niespodzianki.
Nazajutrz po szkole mamusia pozwoliła pójść Martynice pobawić się w domu Kasi. Gdy zajęte były właśnie przebieraniem lalek, do mieszkania weszła ciocia. O dziwo, wcale nie była szczęśliwa.
- Czy wiesz moja kochana Zosiu - zwróciła się do mamy Kasi. - Co mi się dziś przytrafiło?
- Co takiego, moja droga? - zapytała mama Kasi. - Usiądź. Zrobię Ci herbaty bo nienajlepiej wyglądasz.
- Wyobraź sobie wracam dziś do domu, patrzę z dala i nie widzę węgla...tego co kupiłam - opowiadała ciocia. - O mało co nie zemdlałam! Myślę sobie, złodzieje przyszli i ukradli. I co ja teraz biedna pocznę? Czym zimą w piecu będę palić? Idę dalej i co widzę....?
- Co takiego? - mamusia Kasi była bardzo przejęta.
- Jest mój węgiel. W zupełnie innym miejscu, równo na kupkę ułożony. Myślałam moja droga, że zwariowałam, że sama już nie wiem, gdzie kazałam węgiel wysypać....
- Coś takiego! - mamusia Kasi aż złapała się za głowę. - I co dalej?
- Nie wiem - ciocia bezradnie rozłożyła ręce. - Najgorsze jest to, że kazałam węgiel wysypać tuż przy oknie do piwnicy, wtedy otwieram okienko od piwnicy i zgarniam przez nie węgiel do środka, a teraz gdy jest tak daleko od domu, muszę go z powrotem przenieść w to samo miejsce. Nie wiem, czy dam radę. Nie jestem już taka młoda - martwiła się ciocia.
- Wszystko będzie dobrze - pocieszała mama. - Coś na to poradzimy. A swoją droga ciekawe jakim cudem ten węgiel znalazł się w innym miejscu?
Dziewczynki na czas opowieści cioci wstrzymały oddech.
- I co teraz zrobimy? - zapytała szeptem Kasia. - Powiemy im prawdę?
- Coś ty - odparła Martynika - Przecież to miała być tajemnica, niespodzianka.
- Ale narozrabiałyśmy - szepnęła znów Kasia.
- Może poprosimy Dominika, aby z powrotem ten węgiel przeniósł? - zaproponowała Martynika.
- Ale jak? - myślała Kasia. - Ciocia będzie teraz siedzieć w domu i pilnować tego węgla.
- Musimy znaleźć jakiś sposób.
W tym czasie, gdy dziewczynki myślały co zrobić, tatuś Kasi przeniósł węgiel z powrotem i przez okienko piwniczne wrzucił go do środka.
- W takim razie zostały nam jeszcze dwa uczynki - powiedziała nieśmiało Martynika.
- Musimy tylko uważać, żeby znów nie było draki - dodała Kasia. - Zresztą teraz ty coś wymyśl - zwróciła się do koleżanki.
- Mam pomysł! - krzyknęła Martynika. - Słyszałam dziś, jak mama Kamila mówiła, do mojej mamy, że ma straszny problem z Kamilem.
- Jaki? - zainteresowała się Kasia
- Kamil je za dużo słodyczy i jest coraz grubszy. Mama Kamila była z nim u lekarza i lekarz kazał dawać Kamilowi dużo mniej słodyczy, albo nawet wcale.
- To jaki ma problem? - zdziwiła się Kasia.
- Taki, że Kamil nie może wytrzymać bez słodyczy i wcale nie je mniej.
- A co my możemy zrobić? - niezrozumiała Kasia.
- Nie wiesz? Obrzydzimy Kamilowi słodycze - powiedziała tajemniczo Martynika i pociągnęła koleżankę za rękę. W domu, tak żeby Dominik nie widział, wyjęła z szuflady małego gumowego robaczka, takiego mięciutkiego. Wyglądał, jak żywy.
- Wsadzimy go Kamilowi do ciastek z kremem. Pomyśl tylko, Kamil zlizuje zawsze najpierw krem. Będzie więc lizał a tu nagle! Robak!. Tak się wystraszy, że już nigdy nie będzie miał ochoty na ciastko z kremem i mamusia Kamila będzie bardzo szczęśliwa.
- Dobra - powiedziała Kasia. - Bierz robaka i idziemy do Kamila.
Chłopiec nie był specjalnie zdziwiony, ponieważ dziewczynki przychodziły czasami do niego, lub on chodził do nich, gdy nie było co robić na dworze.
Kamil poszedł do mamy i poprosił o ciastka.
- Mamusiu - powiedział słodko. - Przecież mam gości.
- No dobrze - westchnęła mamusia i pozwoliła wziąć Kamilowi trzy ciastka. - Dla każdego z was po jednym - dodała.
Gdy Kamil odwrócił się od stołu, Martynika szybko wepchnęła gumowego robaczka do ciastka. Kamil po chwili wziął je talerza, ale nie zlizywał z wierzchu kremu, jak zwykle, tylko odgryzał duże kęsy. Nim dziewczynki zdołały cokolwiek zrobić, Kamil zbladł i zaczął krzyczeć:
- Mamo! Mamo! Połknąłem coś!
Mamusia przyszła natychmiast.
- Cos było w kremie! O mało co nie stanęło mi w gardle! Połknąłem to! - wrzeszczał chłopiec wniebogłosy.
- Idziemy do lekarza - natychmiast zdecydowała mamusia i po chwili już ich nie było.
Kasia zaczęła płakać.
- A jeśli coś mu się stanie? - szlochała wycierając spływające po policzkach łzy.
- Chyba nie - pocieszała koleżankę równie przerażona Martynika. - To był malutki i bardzo mięciutki robaczek. - Ale wiesz co? Koniec z dobrymi uczynkami! Już nigdy w życiu nie zrobię nic dobrego.
- Ja też nie - odparła Kasia i pociągnęła nosem.
Dziewczynki z niecierpliwością oczekiwały na wieści o Kamilu. Na szczęście okazało się, że Kamil jeszcze tego samego dnia wrócił do domu. Martynika słyszała, jak mamusia chłopca zwierzała się jej mamie:
- Taka jestem szczęśliwa, że wszystko dobrze się skończyło.
Po chwili dodała, ale tak jakoś smutno. Przynajmniej tak się wydawało Martynice.
- A ciastek z kremem, to on na pewno tak szybko do ust nie weźmie.
Martynika bardzo wstydziła się tego co zrobiła. Nie dawało jej to spokoju i wcale się nie cieszyła, że Kamil już wcale nie miał ochoty na ciastka z kremem. Właśnie wtedy wpadła na kolejny pomysł. Postanowiła podzielić się nim z Kasią.
- Do trzech razy sztuka - powiedziała.
- No nie wiem - przyjaciółka wahała się. - Bardzo się boję. A jak mama Kamila będzie zła.
- Musimy zaryzykować. Inaczej nie przestanę o tym myśleć - odpowiedziała Martynika.
W tym momencie trzeba dodać, że dziewczynki wykazały się niesamowitą odwagą i mądrością, której brak nawet starszym dzieciom. Pamiętajcie o tym, bo i wam się może zdarzyć, że tak zupełnie niechcący narozrabiacie.....
- Skończyłam - powiedziała Kasia.
- Ja też - uśmiechnęła się Martynika.
- No to idziemy.
Dziewczynki wzięły do rąk pięknie ozdobione serduszka, które samodzielnie wykonały i już po chwili stały przed drzwiami Kamila.
- Kamil śpi - powiedziała cicho mama chłopca, otwierając drzwi.
- My...właściwie do ...Pani - wydukała Martynika.
- W takim razie wejdźcie - kobieta zaprosiła je do środka.
Usiadły we trzy przy stole. Martynika zupełnie inaczej sobie to wszystko wyobrażała. Teraz jednak sparaliżowana strachem, zaczęła płakać i tłumaczyła mamusi Kamila, że to one zrobiły ten głupi kawał i że tak naprawdę to chciały dobrze.....Potem wyciągnęła wielkie czerwone serduszko, które robiły razem z Kasią i dała mamie chłopca, szczerze przepraszając. Kasia też zaczęła bardzo płakać, chyba płakała dużo głośniej niż Martynika, bo nie miała siły powiedzieć ani słowa. Mama Kamila zresztą też miała jakieś takie błyszczące oczy i wyglądało na to, że sama również się rozpłacze.
- Jednak udało wam się zrobić dobry uczynek - szepnęła wzruszona. - Próbujecie przecież naprawić swój błąd, a to bardzo dobra rzecz.
Wychodząc, dziewczynki zajrzały do pokoju w którym spał Kamil. Przy jego łóżku, na nocnej szafce również położyły wielkie czerwone serce. Teraz trzeba było iść z przeprosinami do ciotki Kasi. Dziewczynki ze skruchą przyznały się do wszystkiego i tak jak za pierwszym razem podarowały wielkie czerwone serduszko.
- Och, wy szelmy - rzekła ciotka. - Ze mną nie pójdzie wam tak łatwo. Samo serce i przeprosiny nie wystarczą. Przez tydzień, każdego dnia będziecie mi robić drobne zakupy. Nie jestem najmłodsza - dodała. - Pomoc mi się przyda. Zaczniecie od zaraz.
- Oczywiście ciociu - odpowiedziały dziewczynki.
Gdy wyszły z torbą i listą zakupów, ciotka zaczęła się głośno śmiać. Śmiała się i śmiała, tak bardzo, że aż wszystko piszczało jej w środku.
Koniec