Józefina Hrynkiewicz
Chora praca
Wysokie bezrobocie i kult szybkiego bogacenia się prowadzi do poważnej deformacji stosunków społecznych wyrażających się najpełniej w stosunkach i warunkach pracy. W konsekwencji prowadzi to nie tylko do obniżenia efektywności ekonomicznej, ale narusza podstawowe normy moralne, zasady ładu społecznego i ekonomicznego, a także podstawowe prawa człowieka.
1. Coraz mniej pracy.
Przemiany w sferze zatrudnienia obserwowane szczególnie w ostatnim półwieczu pokazują, że mamy do czynienia ze stale zmniejszającym się popytem na pracę. Zmiany technik i technologii wytwarzania, tak w rolnictwie, jak i w przemyśle ograniczają stale popyt na pracę, tak niewykwalifikowaną, jak i wiele rodzajów pracy wykwalifikowanej. Nadmiar rąk do pracy w rolnictwie, który tak dotkliwie odczuwany był w wieku XIX i XX (a w Polsce także i obecnie), wcześniej pochłaniał przemysł i budownictwo. Jednak procesy globalizacji gospodarki oraz zmiany technologiczne ograniczyły zapotrzebowanie na pracę najpierw w przemyśle, a potem w budownictwie i transporcie. Z analizy zmian w strukturze zatrudnienia, a nie tylko z prac futurystów i autorów literatury fantastycznej, wiadomo, że popyt gospodarki na pracę we wszystkich jej tradycyjnych działach będzie stale malał. Jest to zjawisko ogólne, które dotyczy też Polski. Oznacza ono, że uporanie się naszego kraju z klęską bezrobocia nie będzie tak proste, jak przedstawia się to w wielu programach politycznych. Rozważane w koncepcjach strategicznych rozwoju Polski zastosowanie tradycyjnych technik uprawy ziemi w rolnictwie (rolnictwo ekologiczne) nie może zwiększyć zapotrzebowania na pracę w tym dziale w stosunku do poziomu obecnego zatrudnienia. Rolnictwo jest w Polsce stale rezerwuarem zbędnych rąk do pracy i przechowalnią niewykwalifikowanych zasobów pracy na które nie ma i nie będzie zapotrzebowania. Przyjęcie koncepcji rozwoju rolnictwa według zasad nazywanych ekologicznymi utrzymać może stosunkowo wysoki poziom zatrudnienia w tym dziale w stosunku do innych krajów. Ale i tak będzie to poziom ponad dwukrotnie niższy, niż ma to miejsce obecnie. Utrzymanie takiego zatrudnienia wymagać jednak będzie znacznych nakładów na szkolenia, organizację produkcji i zbytu tych produktów. Korzystając z naszego zapóźnienia w rozwoju rolnictwa, możemy utrzymać w nim większe, niż w innych krajach zatrudnienie, ale nie będzie to dział gospodarki absorbujący nadmiar zasobów pracy.
Nie ma też w Polsce szans na to, że nadwyżki zasobów pracy przejmie przemysł. Polska nie od ponad 20 lat nie tworzy, a likwiduje miejsca pracy w przemyśle. Głównie w przemysłach tradycyjnych, ale nie tworzy też miejsc pracy w przemysłach nowych. Nowoczesny przemysł wymaga pracy nie robotników, lecz wysoko wykwalifikowanych inżynierów, naukowców umiejących zastosować nowe materiały i technologie, sprawnych organizatorów. Także budownictwo i transport nie potrzebują już wielkiej rzeszy robotników, bo stosowane tam technologie wyeliminowały znaczną ilość prac prostych wymagających niewysokich kwalifikacji.
Jedyną dziedziną, która może w przyszłości absorbować znaczne zasoby pracy są usługi, przede wszystkim usługi niematerialne; kultury, nauki, ochrony zdrowia, wypoczynku, sportu, opieki, wychowania, edukacji, organizacji czasu wolnego, organizacji obywateli do uczestnictwa w życiu społecznym oraz w innych dziedzinach związanych z zaspokojeniem indywidualnych potrzeb ludzkich. Jednak rozwój zatrudnienia w usługach zaspokajających potrzeby jednostkowe i grupowe wymaga spełnienia trzech warunków:
- (1) gospodarstwa domowe muszą mieć nadwyżki w swoich dochodach, aby kupić takie usługi oraz
- (2) muszą być wykształcone potrzeby indywidualne konsumowania usług zaspokajających potrzeby ponad elementarne,
- (3) musi być wykształcona kadra pracowników zdolnych do świadczenia różnorodnych usług społecznych (ten dział zatrudnia kadry o wysokich i najwyższych kwalifikacjach zawodowych).
Dla rozwoju usług potrzebny jest zatem wzrost ogólnej zamożności społeczeństwa, wzrost ogólnego poziomu cywilizacyjnego społeczeństwa oraz wydatny wzrost liczby kształconych na poziomie wyższym w zawodach przygotowujących do zatrudnienia w usługach społecznych. Dopiero po spełnieniu wymienionych warunków poziom zatrudnienia w usługach mógłby wydatnie wzrosnąć i zmniejszyć podaż wolnych zasobów pracy na rynku.
Nie trzeba wyjaśniać, że wzrost zatrudnienia w usługach to nie wynik podjętej decyzji politycznej, lecz jest to długi proces zmian społecznych i rezultat wielu skoordynowanych działań. Wymaga to między innymi większego zaangażowania państwa w finansowanie rozwoju nauki, kultury, edukacji, ochrony zdrowia, wychowania itp. Wymaga skoordynowanych programów polityki społecznej powiązanej z polityką budżetową i podatkową państwa. Tworzenie warunków do rozwoju usług wymaga wydatnego wzrostu nakładów budżetowych na naukę, szkolnictwo wyższe, oświatę, kulturę, wychowanie i zdrowie. Podkreślam nakładów budżetowych państwa realizującego określony kierunek rozwoju społecznego. Powiązania polityki budżetowej z polityką podatkową, która będzie premiowała takie wydatki podatników indywidualnych i instytucji, które sprzyjają realizacji świadomie przyjętych i konsekwentnie realizowanych celów rozwoju społecznego; wszystkie wydatki ponoszone indywidualnie przez podatnika na kształcenie i rozwój własny oraz wydatki pracodawców na kształcenie pracowników, na tworzenie wartości nauki, edukacji i kultury, ochronę zdrowia muszą być premiowane systemem ulg i zwolnień, tak, aby zachęcać do lokowania środków w dziedzinach pożądanych z punktu widzenia celów rozwoju społecznego.
Nie osiąga się celów społecznego rozwoju ograniczając systematycznie wydatki na podstawowe dla społecznego i ekonomicznego rozwoju dziedziny aktywności. A taka polityka budżetowa ma w Polsce miejsce od początku transformacji, przy niezmiennej deklaracji władz o priorytetowym znaczeniu celów społecznego rozwoju. Ograniczanie wydatków na działy decydujące o cywilizacyjnej pozycji państwa i społeczeństwa, na działy decydujące o kształtowaniu kapitału ludzkiego i społecznego skutkuje w sferze wydatków koniecznością powiększania wydatków na szeroko rozumianą pomoc społeczną, na utrzymanie osób bez własnych dochodów i zasobów. Analiza polityki budżetowej pokazuje, że ograniczone wydatki na naukę, kulturę, edukację, zdrowie powodują wzrost wydatków na utrzymanie coraz liczniejszej grupy osób pozostających na marginesie życia społecznego i ekonomicznego. Wyrwanie się z tej samobójczej dla społeczeństwa spirali przyspieszonej marginalizacji społecznej coraz liczniejszych grup wydaje się dziś już niemożliwe, chociaż jest pilne i konieczne. Uprawianie od 14 lat polityki budżetowej skoncentrowanej na realizacji doraźnych celów, na przetrwaniu do następnego roku, na zaspokajaniu najpilniejszych potrzeb stawia nas stale przed dylematem; skierować środki na rozwój nauki, szkolnictwa, na ochronę zdrowia, czy zaspokoić potrzeby bezdomnych i bezrobotnych. Dla polityków wybór jest jasny; nauka jeszcze wytrzyma, a bezdomni nie...
W dyskusji nad przeznaczeniem środków Unii Europejskiej przeznaczonych w procesie integracji na rozwój, na wyrównanie różnic w rozwoju w ogóle nie uwzględniono wydatków na rozwój kapitału ludzkiego, na naukę i edukację. Dla polityków wszystkie cele okazały się ważne, poza celami rozwoju społecznego. Tymczasem Irlandia większość środków unijnych z funduszy spójności i strukturalnych przeznaczyła na podniesienie wartości i jakości czynnika ludzkiego, mówiąc wykorzystała je na kształcenie i rozwój nowoczesnych technologii. W Polsce problem wykorzystania środków unijnych na poprawę jakości kluczowych dla rozwoju społecznego usług w ogóle nie wystąpił. Czy to przypadek? Czy też prawidłowość?
Przyjęty kierunek rozwoju społecznego i zastosowane w nim środki wskazują, że nie można oczekiwać przełomu w sytuacji na rynku pracy w Polsce. Przeciwnie można oczekiwać utrwalenia i pogłębienia obecnego stanu w sferze zatrudnienia ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami.
2. Bezrobocie deformuje stosunki pracy.
Utrzymujący się na wysokim poziomie i rosnący poziom bezrobocia w Polsce odsuwa uwagę i zainteresowanie warunkami i stosunkami pracy, w jakich pozostają zatrudnieni. Według różnych pomiarów stopy bezrobocia bez pracy pozostaje w kwietniu 2003 - 18,8% (dane GUS), lub 20,2% (dane OECD) ludności. Prawie połowa bezrobotnych (45,8%) poszukuje pracy dłużej niż rok. Inny wskaźnik, jakim jest stopa zatrudnienia (odsetek ludności spośród aktywnej zawodowo pokazuje, że w Polsce pracuje tylko 57% ludności czynnej zawodowo (dane za 2002 r.). W krajach o najwyższej stopie zatrudnienia wskaźnik ten waha się od ok. 89% (Szwajcaria), 88,9% (Norwegia) do 76,7% (Portugalia).
Dane spisu powszechnego z 2002 r. pokazały, że szacowne wyżej stopy zatrudnienia w Polsce są zbyt optymistyczne. Spis pokazał, że wskaźnik zatrudnienia wynosił w 2002 r. 43,7%. Najwyższy wskaźnik zatrudnienia jest wśród osób z wyższym wykształceniem (75,8%), najmniej wśród osób z wykształceniem podstawowym (18,1%).
Tak wysokie wartości stopy bezrobocia i stopy zatrudnienia (podstawowych wskaźników dotyczących rynku pracy) koncentrują uwagę polityków, publicystów, a także i naukowców nad poszukiwaniem skutecznych środków zmiany tej nad wyraz trudnej i niekorzystnej społecznie i ekonomicznie sytuacji. Niekorzystnej także i politycznie dlatego, że wśród bezrobotnych przeważają ludzie młodzi; stopa bezrobocia wśród młodych wynosi blisko 44%, a w regionach o najwyższym bezrobociu ogólnym, bezrobocie młodzieży przekracza nawet 60% ogółu młodych chętnych i zdolnych do pracy. W całym okresie transformacji stopa bezrobocia młodzieży w Polsce jest trzykrotnie wyższa, niż stopa bezrobocia ogółem. Brak możliwości zatrudnienia młodzieży zaburza wszystkie podstawowe procesy społeczne związane z wprowadzaniem nowego pokolenia w struktury pracy, struktury społeczne, w procesy tworzenia rodziny i powstawania nowych gospodarstw domowych.
Obserwując debatę publiczną i kierunki realizowanych prac badawczych można odnieść wrażenie, że nie ma istotnego znaczenia to, jak, gdzie, kto, za ile, w jakich i na jakich warunkach pracuje. Ważne jest tylko to, żeby osoby bezrobotne, które znalazły zatrudnienie, w ogóle pracują, a nie rejestrują się w urzędach zatrudnienia, nie pukają do pomocy społecznej i prywatnej dobroczynności, nie demonstrują niezadowolenia na ulicach. Znalezienie zatrudnienia nie rozwiązuje problemów, a często tworzy nowe. Ponieważ warunki pracy, stosunki pracy, wynagrodzenie za pracę stanowią, także w warunkach nierównowagi na rynku pracy, zagadnienie równie ważne, a może ważniejsze, niż w warunkach niezaspokojonego popytu na pracę. Gdy mamy równowagę na rynku pracy to sprawy pracownicze rozwiązywane są skutecznie przez samych pracowników. Jednak gdy nierównowaga pogłębia się mechanizmy samo regulacyjne w stosunkach pracy zawodzą. Pracownik staje wobec pracodawcy bezbronny i musi zaakceptować wszystkie warunki.
3. Gospodarka rynkowa i socjalne wynagrodzenia za pracę.
Wynagrodzenie za pracę w Polsce do 1990 r. miało charakter socjalny, co oznaczało, iż było ono w istocie dodatkiem do świadczeń socjalnych. Zgodnie z obowiązującym poprzednio porządkiem konstytucyjnym państwo zobowiązywało się do dostarczenia każdemu na równych prawach usług ochrony zdrowia, edukacji, opieki, wychowania, kultury, wypoczynku, sportu, mieszkania, a po zakończeniu zatrudnienia świadczeń w formie renty lub emerytury. Wszystkie uprawnienia do usług i świadczeń powiązano z zatrudnieniem, gdyż wszyscy, którzy chcieli się zatrudnić mogli to zrobić. Innym zagadnieniem jest oczywiście to, czy te konstytucyjne uprawnienia były realizowane. To z okresu PRL pochodzą przecież takie wyrażania (używane niekiedy i dziś), jak: „dostałem mieszkanie”, „dostałem wczasy”, „dostałem miejsce dla dziecka w przedszkolu”. Jakimi dodatkowymi usługami, świadczeniami, czy wręcz poniżeniem okupione było to „dostawanie”, to inna sprawa. Każdy natomiast miał złudzenie, że „może dostać, bo ma prawo”. Dla wielu grup tęsknota za utraconymi złudzeniami socjalnymi to uzasadnienie głosowania na partię, która takie złudzenia utrwala w swojej politycznej retoryce (bo przecież nie w działaniu).
Od 1990 r. państwo stopniowo wycofywało się z rozdawania dóbr i usług. Następował konsekwentny proces urynkowienia i komercjalizacji całej niemal sfery społecznej. To rynek, a nie państwo ma organizować usługi społeczne i regulować do nich dostęp. Także znacznemu ograniczeniu systematycznie ulegają świadczenia społeczne; dostępność świadczeń ograniczono w zasadzie do tych grup, które żyją w skrajnym niedostatku.
Zmiany w polityce podziału oraz komercjalizacja i prywatyzacja w sferze społecznej powinny zatem prowadzić do takiego uregulowania dochodów z pracy, aby pracujący za uzyskane zarobki mogli nabyć niezbędne dla ich życia i kontaktów społecznych dobra i usługi na wolnym rynku. Tymczasem płace większości pracujących zachowały swój dawny, socjalny charakter, chociaż cała sfera socjalna do której stanowiły one dodatek, została konsekwentnie zlikwidowana.
Przeciętna wysokość wynagrodzeń w Polsce kształtuje się na poziomie około 500 euro (brutto). Nie ma uzasadnienia twierdzenie, ze koszty pracy w Polsce SA wysokie. Koszty pracy w Polsce są około 7 razy niższe, niż w Niemczech i prawie trzy razy niższe, niż w Grecji. Problem jednak nie polega tylko na tym, że niska jest wartość przeciętnego wynagrodzenia, lecz na tym, że ponad 70% zatrudnionych nie osiąga wynagrodzenia przeciętnej wartości. Mamy też w Polsce do czynienia ze znacznym zróżnicowaniem wysokości wynagrodzeń. Nie dotyczy to wyłącznie sektora prywatnego, lecz zróżnicowanie dochodów dotyczy także sektora publicznego (państwowego). W kształtowaniu wynagrodzeń przyjęto bowiem zasadę, że niektóre, także państwowe sfery zatrudnienia (np. zarządy spółek skarbu państwa, banki, szczególnie centralny) mają prawo do takich wynagrodzeń, których wartość wyznacza rynek. Wyższe znacznie od przeciętnych wartości wynagrodzeń za pracę ma także administracja centralna i samorządowa, aparat skarbowy, kontroli, finansów i inne uważane za ważne działy.
Pozostali pracownicy wynagradzani z budżetu (nauka, szkolnictwo wyższe, oświata, wychowanie, służba zdrowia, ubezpieczenia społeczne, pomoc społeczna i inne) ma wynagrodzenia kształtowane według zasad trudnych do opisania. Nie wyznaczają tych zasad ani kwalifikacje, ani wartość pracy, ani jej społeczne i ekonomiczne znaczenie. Podobnie, jak w „minionym okresie” zaliczono pracowników tych dziedzin do „sfery nieprodukcyjnej” i w związku z tym wynagradza się ich na poziomie najniższym.
W wielu działach gospodarki; budownictwo, transport, przemysł, handel - wynagrodzenia pracowników ma - w założeniu - kształtować rynek. W tym przypadku mechanizm rynkowy okazał się nader ułomny, dlatego płace w wymienionych działach gospodarki są niskie. Szczególnie niskie wynagrodzenia uzyskują pracownicy na stanowiskach wykonawczych.
4. Pracownikom można nie płacić za pracę.
W ostatnich kilku latach mechanizm rynkowy w zatrudnieniu pracowników w Polsce uległ dalszemu „udoskonaleniu”. Wyraża się to w odmowie zapłaty pracownikom za wykonaną już pracę. Tu spotykamy największą różnorodność zachowań pracodawców;
- (1) wypłaca się wynagrodzenia z opóźnieniem, bo taniej, gdy kredytuje się działalność kosztem dochodów pracowników, niż korzystając z wysoko oprocentowanych kredytów bankowych,
- (2) wyplata wynagrodzenia następuje w niepełnej wysokości i w ratach, tak, ze pracownicy nie otrzymują pełnego umówionego wynagrodzenia, a termin zapłaty jest stale przesuwany,
- (3) pracownikom nie wypłaca się wynagrodzenia w ogóle, lecz zwalnia się ich z pracy, a na ich miejsce przyjmuje się nowych itd. Pracownicy w tym przypadku pozywają pracodawcę do sądu pracy, ale nawet, gdy sąd zasądzi wypłatę wynagrodzenia, to okazuje się, że firma zmieniła nazwę, właściciela, a od kogo wyegzekwować zaległe wynagrodzenie.
Okradani z wynagrodzeń za pracę pracownicy niechętnie pozywają niesolidnych pracodawców do sądu, gdyż boją się uciążliwości procedury sądowej, ewentualnych kosztów z tym związanych (pracodawca dysponuje radcą prawnym), a bezrobotny były pracownik nie ma często, ani pieniędzy, ani wiedzy o tym, jak załatwić swoje sprawy w sądzie. Natomiast uzyskanie pomocy prawnej, czy to w inspekcji pracy, czy w związkach zawodowych jest niezwykle trudne, ponieważ spraw interwencyjnych o niewypłacone wynagrodzenie jest bardzo dużo. Oszukany pracownik nie pozywa pracodawcy do sądu też dlatego, bo boi się, że uzyska opinię awanturnika i pieniacza, a takich nie lubią wszyscy pracodawcy. Boi się, że pozywając pracodawcę - złodzieja do sądu, będzie miął trudności z uzyskaniem pracy u innego pracodawcy.
Zasądzonych wyroków często nie można wyegzekwować, bo zarówno inspekcja pracy, jak i komornicy wykazują w tym przypadku nadzwyczajną nieporadność. Trzeba też wziąć pod uwagę, że ofiarą niesolidnych pracodawców padają najczęściej robotnicy pracujący na niskich i najniższych stanowiskach, nie mający ani możliwości, ani umiejętności podejmowania skutecznej egzekucji swoich elementarnych praw pracowniczych. Mam osobiste kilkuletnie doświadczenia w bezskutecznym pomaganiu grupie okradzionych przez pracodawcę pracowników. Mimo zaangażowania wielu zobowiązanych do egzekwowania prawa instytucji (sąd, państwowa inspekcja pracy, rzecznik praw obywatelskich, władze samorządowe i inni) sprawa od 3 lat pozostaje nie załatwiona. Wśród oszukanych bezrobotnych, byłych pracowników rodzi to poczucie rozgoryczenia, bezsiły i upokorzenia. Rodzi się proste pytanie; dlaczego lekceważy się porządek prawny i społeczny, dlaczego prawomocny wyrok sadu wydany w imieniu Rzeczypospolitej jest ignorowany przez zwykłego oszusta, nazywanego przedsiębiorcą i pracodawcą?
Uzasadnieniem pracodawców dla odmowy pracownikom zapłaty za pracę jest brak środków. W jednym z największych przedsiębiorstw budowlanych w Polsce fakt niepłacenia pracownikom za wykonaną pracę wyjaśniano mi następująco; ponieważ nie płacą podwykonawcy, dostawcy, kontrahenci, kooperanci, więc nie płacą swoim pracownikom także i wytwórcy produktu finalnego. Zapłacą pracownikom, gdy ich wierzyciele im zapłacą. Zjawisko odmowy zapłaty nie dotyczy oczywiście wszystkich pracowników, nie płaci się przede wszystkim pracownikom wykonawczym, tj. robotnikom, gdyż oni stanowią grupę pracowników, którą najłatwiej wymienić (zwolnić i zastąpić innymi). Robotnicy są też taką grupą, która ma najmniejsze możliwości dochodzenia swoich roszczeń; nie znają przepisów, nie wiedzą do kogo zwrócić się o pomoc itp.
Ponieważ wszystkie instytucje państwowe i społeczne zobowiązane do ochrony prawa pracowników do wynagrodzenia są nieskuteczne w swoich działaniach, to zjawisko odmowy zapłaty, wypłacania po umówionym terminie, niepełnej zapłaty za pracę stale poszerza się. Jest to zjawisko w stosunkach pracy w krajach Unii Europejskiej całkowicie „nowatorskie” i najzupełniej nieznane. Odmowa zapłaty dotyczy tylko niektórych, w większości pracodawców prywatnych. Ale ma to też miejsce w niektórych instytucjach i przedsiębiorstwach państwowych. Są firmy w których przez wiele lat i miesięcy wypłaca się zamiast wynagrodzenia „zaliczkę”. Takie zachowania nie dotyczą wszystkich pracodawców, ale problem polega na tym, że uczciwi pracodawcy nie potępiają takich praktyk. Zjawiskiem charakterystycznym w Polsce jest też i to, że nigdy w tej sprawie nie zabrały głosu związki pracodawców, ani komisja trójstronna, chociaż zjawisko ma charakter powszechny.
5. Dlaczego toleruje się okradanie pracownika?
Dlaczego zjawisko deformacji stosunków pracy polegające na okradaniu pracowników najniższych szczebli jest zjawiskiem powszechnie tolerowanym? Tu, jak się wydaje, dotykamy sedna sprawy. Można tak postępować, bo takie przestępcze działanie jest całkowicie bezkarne i tolerowane. Chociaż ochrona pracy jest domeną działalności państwa, a państwowe inspekcje pracy są najstarszymi instytucjami polityki społecznej państwa w Europie, to w Polsce w okresie transformacji szczególnie, inspekcja pracy stała się instytucją całkowicie niewydolną w swoich funkcjach. Nie znaczy to oczywiście, że inspekcja nie działa, czy nie wykonuje swoich funkcji. Tak nie jest. Systematycznie składa sprawozdania Sejmowi, prowadzi kontrole warunków pracy i przestrzegania prawa pracy, udziela porad pracownikom, inspiruje działania chroniące pracowników. Robi co powinna i może, ale na jednego inspektora ochrony pracy przypada około 1400 - 1500 podmiotów gospodarczych. Jak często zatem państwowa inspektor pracy może skontrolować zakłady? Gdy zwróciłam się do okręgowego inspektora pracy o przeprowadzenie kontroli w zakładzie, który według zatrudnionych tam pracowników łamał wszystkie przepisy dotyczące bezpieczeństwa i prawa pracy, to odpowiedział, że takich zakładów ma setki! Nie może więc skutecznie ich kontrolować i egzekwować wyników przeprowadzonych kontroli.
Innym podmiotem skutecznie ograniczającym nadużycia pracodawców wobec pracowników mogłyby być (i w wielu krajach są) związki zawodowe. W Polsce problem polega na tym, że w większości zakładów pracy nie ma związków zawodowych, a tam, gdzie są nie mają dostatecznej siły i wiedzy o możliwościach i formach pomocy. W powszechnej opinii związki zawodowe w Polsce ”rządzą” i mają za duży wpływ na decyzje dotyczące warunków i stosunków pracy. W rzeczywistości do związków zawodowych należy jedynie 18% ogółu zatrudnionych. Z badań CBOS z 2001 wynika, że 74% respondentów sądzi, iż związki zawodowe nieskutecznie bronią pracowników. W sytuacji, gdy istnieje konflikt miedzy kapitałem a pracą to musi też istnieć równowaga między stronami konfliktu (mówi o tym Jan Paweł II w Solicitudo rei socialis), ale tej równowagi nie ma. Praktyka toczonego w Polsce dialogu społecznego utrwala stan nierównowagi stron.
W sprawie nadużyć i łamania praw pracowniczych przez przedsiębiorców teoretycznie powinna występować także z urzędu prokuratura. Ale nie znam takiego przypadku, aby prokurator wszczynał postępowanie, gdy pracodawca nie płaci pracownikom, lub gdy zmusza pracowników do pracy w warunkach zagrażających bezpieczeństwu (np. kierowców do pracy ponad dopuszczalny ustawowo czas pracy, co skutkuje wypadkami o nieobliczalnych konsekwencjach (np. wypadki drogowe z wielka liczba ofiar śmiertelnych).
Nasze państwo jest więc intencjonalnie bezradne wobec powszechnego naruszania praw pracowniczych.
6. Jaką politykę zatrudnienia prowadzi państwo?
Gdyby definiować politykę państwa w zakresie kreowania zatrudnienia jako systematyczne stosowanie określonych środków prawnych, ekonomicznych, instytucjonalnych i kadrowych dla osiągania wyznaczonego celu, to można z pewnością stwierdzić, że taka polityka w Polsce nie istnieje. Analizując posunięcia kolejnych rządów w odniesieniu do zatrudnienia i kreowanych kierunków jego rozwoju można napotkać wiele sprzeczności i niespójnych działań. Przykład: głosi się hasło rozwoju „gospodarki opartej na wiedzy”, a jednocześnie systematycznie zmniejszane są nakłady na naukę. Skąd zatem ma być czerpana ta wiedza, która stanowić ma podstawę rozwoju gospodarki opartej na wiedzy? Podobnie ograniczanie nakładów na edukację, komercjalizowanie i urynkowienie różnych dziedzin kształcenia, powoduje ograniczanie dostępu do pełnowartościowego wykształcenia młodzieży z rodzin o niskim statusie kulturalnym i materialnym. Czy nowoczesne, demokratyczne społeczeństwo, oparte na gospodarce rynkowej zgłasza zapotrzebowanie na pracowników i obywateli o niskim poziomie wykształcenia i bez kwalifikacji zawodowych? A taki przecież jest skutek ograniczania publicznych nakładów na edukację młodzieży. To prawda, że poziom wykształcenia społeczeństwa rośnie (narodowy spis powszechny z 2002 r. pokazał, że 10,2% dorosłych Polaków ma wykształcenie wyższe). To znaczne osiągnięcie procesu transformacji. Ale przecież nie wolno zapominać, że blisko połowa nie ma wykształcenia średniego. Nie można tracić z pola widzenia tej część obecnych nastolatków, którzy będąc w wieku 15 - 18 lat nie uczą się i nie pracują (a jest ich w każdym roczniku demograficznym od 16% - 18%) oraz tych, którzy opuszczają system szkolny bez średniego wykształcenia (około 30% absolwentów gimnazjów wybiera szkoły zawodowe nie dające wykształcenia średniego, a jedynie przyuczenie do prostego zawodu). Tak więc około 45% - 50% młodzieży z poszczególnych roczników demograficznych wciąż wstępuje w dorosłe życie bez średniego wykształcenia. Jakie ma być ich miejsce na rynku pracy w przyszłości, w jakich zawodach mogą oni znaleźć zatrudnienie? Gdzie z punktu widzenia kształtującej się struktury społecznej ma być ich miejsce? Wśród permanentnie bezrobotnych? Żyjących na marginesie? Utrzymywanych z dobroczynności publicznej lub prywatnej? Pracujących doraźnie „na czarno”, w szarej i czarnej strefie? Pozostających w służbie przemocy i stanowiących klientelę skrajnych ruchów politycznych? Powiększających margines społecznego wykluczenia?
Spis Powszechny z 2002 r. ujawnił nowe zjawisko, które deformuje już nie tylko stosunki pracy, ale życie społeczne i ekonomiczne; w Polsce tylko 32,3% ludności utrzymuje się z dochodów z pracy , a 38,0% jest na utrzymaniu (28,0% ma niezarobkowe źródło utrzymania, 1,6% nie ustalone źródło) praca zanika jako źródło utrzymania i sposób na zmianę położenia ekonomicznego jednostki, rodziny i kraju.
7. Strach jako główny czynnik motywujący do pracy.
Podstawowa obawę, jaką wyrażają zatrudnieni to obawa o utratę pracy? Strach przed zwolnieniem, przed utratą miejsca w społecznym podziale pracy rośnie. Z badań realizowanych przez ośrodki badania opinii publicznej oraz Instytut Studiów Społecznych UW wynika, ze około 40% zatrudnionych obawia się zwolnienia z pracy (por. Polski Generalny Sondaż Społeczny 2002). Strach jako dominujące uczucie w stosunkach pracy nie może kształtować prawidłowych relacji w środowisku pracy. Nie może wpływać pozytywnie, ani na kreatywność, ani na wydajność pracownika, nie zwiększa jego zaangażowania w realizację zadań. Nie motywuje do lepszej pracy, do osiągania wyższych kwalifikacji, do zdobywania nowych umiejętności. Strach może jedynie wpływać na przestrzeganie dyscypliny zewnętrznej, zaś cały wysiłek pracownika może skierować na poszukiwanie możliwości utrzymania stanowiska i zatrudnienia. Nie ma natomiast żadnych przesłanek, aby oczekiwać lepszej i wydajniejsze pracy, która zapewni firmie dobrą pozycję na rynku. Współcześnie pozycja firmy w gospodarce rynkowej zależy od zaangażowania, kreatywnej postawy, samodzielności działania i inicjatywy pracownika. Pracownika, który nie będzie działał w warunkach permanentnego stresu z powodu utraty zatrudnienia.
Pracodawca może zatem wylęknionego pracownika dowolnie wykorzystywać; nie płacić, nie awansować, nie podwyższać wynagrodzenia nawet w związku ze wzrostem kosztów utrzymania, nie motywować do podnoszenia kwalifikacji i zaangażowania w pracę. Pracodawca wie, że pracownik zagrożony utratą pracy będzie powolny jego, także bezprawnym, decyzjom. Wie, że wykorzystywany pracownik będzie pracował w dodatkowym czasie pracy, będzie tolerował łamanie prawa pracy i przekraczanie wszystkich norm związanych z warunkami pracy. W warunkach zagrożenia utratą pracy można zapomnieć o zarządzaniu pracą czy zasobami pracy, co ma tak wielkie znaczenie dla prawidłowego kształtowania stosunków pracy, wydajności i wreszcie dla pozycji firmy na rynku, dla pozyskania i utrzymania dobrych pracowników.
9. Trzeba szybko być bogatym.
Dlaczego pracodawcy prowadzą w istocie samobójczą politykę zatrudniania pracowników? Składa się na to wiele przyczyn. Większość pracodawców przyjęła powszechnie akceptowaną zasadę, że trzeba wzbogacić się szybko, a jeśli trzeba szybko się bogacić, to droga do bogactwa musi być najprostsza... Dlatego trwają nieustające naciski na deregulację rynku pracy, nazywaną elastycznością zatrudnienia. To hasło, które przez wiele miesięcy przekazywane przez związki pracodawców miało zwiększyć możliwość zatrudniania (i zwalnia) pracowników. Elastyczne przepisy dały pracodawcom swobodę w zwalnianiu pracowników, ale też i wolność w redukowaniu wynagrodzeń za pracę, a także ograniczyły prawa pracowników. Nie zwiększyły jednak zatrudnienia (co obiecywano).
Zjawisko zatrudniania „na czarno”, bez umowy, bez ubezpieczenia, bez gwarancji zapewnienia choćby elementarnych warunków pracy, ma w Polsce rozmiary nieznane. W 1998 r. GUS po raz pierwszy starał się oszacować to zjawisko. Okazało się, że nielegalnie pracowało wówczas 1431 tys. osób. Zatem rozmiary i konsekwencje społeczne tego zjawiska są ogromne. Korzyści z pracy „na czarno” ma przedsiębiorca. Koszty pracy ”na czarno” całe społeczeństwo. Przymuszeni beznadziejną sytuacją ludzie godzą się na pracę nielegalną ze wszystkimi jej skutkami (brak ubezpieczenia, ryzyko wypadku, brak zapłaty itp.).
Jak w warunkach łamania podstawowych praw pracowniczych mówić o zachowaniu godności pracy i godności pracownika? Jak mówić o „społecznym ładzie pracy”, „(...) który pozwoli człowiekowi w pracy bardziej stawać się człowiekiem, a nie degradować się przez pracę, tracąc nie tylko siły fizyczne (...), ale nade wszystko właściwą sobie godność i podmiotowość”.
J. Ryfkin, Koniec pracy. Schyłek siły roboczej na świecie i początek ery postrynkowej, Wyd. Dolnośląskie, Wrocław 2001.
H.P. Martin, H. Schumann, Pułapka globalizacji, Wyd. Dolnośląskie, Wrocław 1999,
Udział zatrudnienia w usługach w Polsce w 2000 r. wynosił 50,3% (w rolnictwie 18,7%, w przemyśle 31,3%). Sektorowa struktura zatrudnienia w Polsce różni się od struktury zatrudnienia w krajach UE. Powyżej 70% udziału zatrudnionych w usługach występowało w: Belgii (74,6%), Danii( 73,5%), Francji (72%)Holandii (76,4%), Luksemburgu (76%)Szwecji (73,5%), W. Brytanii (73,2%). Por. The Social Situation in the European Union Eurostat 2002, Satistical Yearbook on Candidate and South-East European Countries.
Wydatki publiczne na edukację mierzone % PKB w latach 1990 - 2000 pozostają stale na niskim poziomie i wynoszą w dziele oświata i wychowanie odpowiedni 4,34% i 4,36%, w dziel szkolnictwo wyższe o,82% PBB w 1990 r. i 0,78% w 2000 r. Na naukę w 1991 r. przeznaczono 0,76% PKB, w 2000 r. 0,42%, w 2003r. 0,34%.
Sukces bez magicznych sztuczek, wywiad z Mary Harnej, wicepremierem Republiki Irlandii, przeprowadziła D. Walewska, „Rzeczypospolita” 158 (6538) s. B2.
Por. obliczenia M. Kabaja, Ekspertyza dla RCSS, Mechanizmy tworzenia i likwidacji miejsc pracy w polskiej gospodarce, Warszawa marzec 2003.
Raport wyników Narodowego Spisu Powszechnego ludności i mieszkań 2002. Warszaw 2003., s. 58
Dane GUS, Koszty pracy w 2000 r. Warszawa 2001.
B. Gąciarz, W. Pańków, Dialog po polsku - fikcja czy szansa, ISP, Warszawa 2001.
Raport wyników Narodowego Spisu Powszechnego ludności i mieszkań 2002. Warszaw 2003., s. 68
Jan Paweł II Laborem exercens, Dokumenty społecznej nauki Kościoła, Rzym, Lublin 1996, t.II, s. 178.
11
12