GODZINA ŚWIĘTA
(6.04.2006)
Cz.I
Ogrodzie oliwny, pamięci lat tysięcy, zapewne nie było ciebie jeszcze, gdy w ciszy wieczności powstawał zdumiewający zamysł Boży: odkupienie człowieka, kiedy Bóg zaryzykował po raz drugi, tym razem bardziej niż przy stworzeniu, bo sam stał się stworzeniem. Jednak drzewa twoje, powyginane doświadczeniem historii, skarłowaciałe ze zdumienia, o liściach z jednej strony srebrnych od łez, a z drugiej zielonych nadzieją, słyszały z pewnością... bicie Serca prawdziwego Człowieka. Opowiedz mi Jego historię. Czy ona jest choć trochę podobna do mojej???
Flet: Fragment „Gorzkich żali”
Jezus (Bardzo wolno i ze smutkiem - ból wzrasta w miarę mówienia):
Zaprawdę, powiadam wam... jednen z was... Mnie wyda... Jeden z Dwunastu, ten który je ze Mną... Wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy... Szymonie... dzisiaj, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz.( Muzyka chwilę głośniej i znów) Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem się pomodlę. Smutna jest Moja dusza... aż do śmierci.
(Cisza)
Jezus(zastanawia się): Cóż łączy Boga i grzech? Czy pomiędzy światłem i ciemnością istnieje nić sympatii? Wszystko będzie trudniejsze niż wydawało się z perspektywy nieba. Teraz, gdy odziany w ciało już tu jestem, a w Mojej piersi bije serce z ciała, jakże inne niż się spodziewałem wydaje się wszystko. Jak bardzo szata ludzkiego ciała zaciemnia to niebieskie światło.
Stawiam teraz swą stopę na gruncie bez dna, w trzęsawisko grzechu, w zło świata.
szatan: Czy wiesz, co wybrałeś? Czy zdajesz sobie sprawę ze skutków Twego posłuszeństwa? Jak zniesiesz kontakt z jednym choćby, jedynym grzechem? Uważaj, zadrżysz do głębi. Będziesz musiał wziąć na siebie ich winy, ich ciężkie winy. Uznać, że stanowisz z nimi jedno. Wyobrazić sobie,że nie są to grzechy obcych Tobie ludzi, ale Twoje własne. Te grzechy będą teraz przynależeć do Ciebie, obojętnie czy je popełniłeś czy nie.
Jezus (smutny) : Szymonie, ty śpisz? Jednej godziny... (urywa głos).
szatan: Czy mam wymienić Ci wszystko co skrywa ludzka dusza? Czy mam Ci to w szczegółach opisać? Nie zlekceważ, ani nie przeocz żadnego z grzechów, każdego z nich musisz doświadczyć z osobna. Czy teraz ogarnia Cię strach?
Jezus: Ojcze (głośno)... (cicho) jeśli to możliwe...
szatan: Tym razem nie jest to możliwe.
Jezus: Ojcze!
szatan: Wołasz w pustkę. Czy jesteś pewien, że On jeszcze istnieje? Czy istnieje Bóg? Gdyby istniał, ujawniłby się, a Ty poczułbyś powiew Jego wieczności. Idziesz teraz chwiejnym krokiem ku ludziom. Oni jednak śpią. Zostaw ich, niech śpią dalej. Niech śpi też ukochany uczeń. Oni nie zrozumieją.
Jezus: (cicho, smutno) Śpicie dalej i odpoczywacie?... . (Przerwa)
(Po chwili głośniej z pasją): Ojcze, uderz we Mnie, jeśli w zamian za to będziesz kochał ludzi. Jeśli mam być okupem to wieczna ciemność nie jest zawyżoną ceną za wieczne światło, za Moje wieczne światło, które ode Mnie odziedziczą
szatan: O, jakim sposobem jedno Serce będzie w stanie zamienić piekło w raj? Czyżby chodziło o siłę Twojej miłości? Czy wystarczy Ci jej aż do końca? A co będzie jeśli jej nie stanie? Nierozumnie jest umierać za przegraną sprawę i mieć nadzieję tam, gdzie od dawna wszystko zostało przesądzone. Czy chcesz zobaczyć jak to będzie wyglądać? (Muzyka)
Jezus: Ludu... Mój. Mój ludu! Czym ich obraziłem, że tak Mnie nienawidzą? Oni chcą zabić Moje Bóstwo we Mnie i mówią, że to w Twoje imię, Ojcze. Chciałem jednak z Tobą pojednać rodzaj ludzki i dlatego stałem się jednym z ludzi. Ulituj się, przebacz im. Oto włożą Mi krzyż na ramiona, abym go niósł pośród zniewag i opluwania... Jakże samotny jest człowiek, jak może być osamotniony!
Czy również Ty Mnie opuszczasz? Ojcze, to Ja, Twój Syn, Twój ukochany Syn, Syn przed wiekami z Ciebie zrodzony!
szatan: Ojciec Ciebie nie zna. Nie słyszy. Zszedłeś tak nisko, jakże mieliby Cię usłyszeć tam,
w niebie? Czy myślisz, że Ojciec obdarzy Cię łaską? Nie. Jedynie za cenę Twojej ofiary daruje On winy światu. Światu. Nie Tobie. Chciałeś sprawić, by grom Boga nie dosięgnął ludzi. W takim razie dosięgnie on Ciebie. To wszystko tak być musi. A ludzie się niczego nie domyślają. przechodzą ponad tym jak nad ponurymi katakumbami. W górze świeci słońce, pawie rozkładają swe pióra w powiewnych strojach zbytkuje młodzież. Gdzieś kiedyś był jakiś krzyż. Ale szczegóły są znane tylko Tobie. Oprócz Ciebie, ceny nie zna nikt.
Jezus: Ojcze, Ty jesteś wszędzie! Nawet tam, gdzie może się wydawać, że Cię nie ma. Jesteś ze Mną gdy się położę w Otchłani.
( z wyrozumiałością) Jaki jest grzech wszystkich ludzi? Ten sam, co ich ojców: grzech bycia ludźmi, ludem z rodu Adama. Ja zmyję ten grzech, jak jest napisane. Zawrzemy nowe, trwałe przymierze. Ty znasz tę tajemnicę. Tylko Ty jeden.
( postaowił) Ojcze!... w Twoje ręce , których nie czuję, które rozwarły się, żebym upadł, lecz które chwycą Mnie na dnie przepaści, w Twoje ręce oddam ducha Mego. Mego Świętego Ducha.
Flet: fragment „Gorzkich żali”
Cz. II
Jezus ( zwycięski, z miłością) : Ja jestem krzewem winnym... wy latoroślami. Zakwitliście ze Mnie; dziwisz się więc gdy kropla krwi Mojego Serca przenika do twoich myśli i wchodzi w brzemię, które niesiesz? Dziwisz się, gdy myśli Mego serca cicho sączą się w twoje serce poddane wpływom tego świata? Dziwisz się, gdy dociera do ciebie nieustannie jakiś szept, jakieś wabienie i kuszenie? Wabienie miłości, która pragnie cierpieć; miłości, która wspólnie z Moją pragnie wybawiać? Dziwi Cię, że przychodzi ci ochota, by zaryzykować życie i siły i narazić je dla braci? I dopełnić we własnym ciele to, czego brak jeszcze w mojemu cierpieniu, czego brakować będzie tak długo, aż nie wycierpię drogi krzyżowej we wszystkich mych członkach. Nikt nie zostaje zbawiony inaczej jak tylko przeze Mnie, ale Ja zbawiam tylko w ścisłym zespoleniu z tobą. Czy pragniesz dokonać ze Mną wielkiej przemiany i zbudować Królestwo Ojca? Czy chcesz żyć Moją postawą, postawą tego, kto nie trzyma się kurczowo swojej boskiej postaci, lecz narusza jej obraz wybierając służbę i poniżenie, będąc posłuszny aż do śmierci? Chcesz?
Człowiek(trochę jak dziecko, z uporem): Nie chcę. Wiem powinienem, ale ja nie chcę. Udaję, że jestem głuchy, zamykam się. Wezwanie skierowane wprost ku mnie, pozostaje bez odpowiedzi. Mam grubą skórę. Cicho, niemal niesłyszalnie, a przecież tak, że niemożliwe jest nie usłyszeć, zbliża się promień światła, propozycja siły, rozkaz, który jest czymś więcej i czymś mniej niż rozkazem; życzenie, prośba, wezwanie, kuszenie, krótkie jak okamgnienie i tak proste do pojęcia, jak spojrzenie dwojga oczu. Spojrzenie jest zupełnie spokojne, nie ma w sobie nic z magicznej siły, z hipnotyzującego przymusu; niosąc w sobie pytanie, pozostawia mi wolność. W jego głębi na zmianę mieszają się zatroskanie i nadzieja.
szatan: Jeśli masz w swym domu ogień, strzeż go starannie w piecu dobrze postawionym, osłaniaj go, bo gdy tylko skrzesze się iskra, a ty nie zuważysz, to razem ze swym dobytkiem padniesz pastwą płomieni. Jeśli masz Pana świata w swym rozsądnym sercu, ogródź Go dobrze, obchodź się z Nim uważnie, żeby nie zaczął czegoś od ciebie wymagać i byś ty nie stracił orientacji, dokąt cię poprowadzi. Nie wypuszczaj kierownicy. Bóg jest niebezpieczny. Bóg jest ogniem trawiącym. Przewidział to dla ciebie. Niech Jego ostrzeżenie dotrze do twych uszu: <Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do Królestwa Bożego. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien>. Uważaj , On używa fortelu; zaczyna od małego płomienia, małej miłości i zanim się obejrzysz, już cię ma, już zostałeś pochwycony. Jeśli dasz się schwytać, przepadłeś, bo Bóg nie zna granic. Bóg nawykł do nieskończoności. Miej się na baczności: człowiek został stworzony według pewnych miar i norm i tylko w tym, co skończone, potrafi znaleźć spokój i szczęście. Bóg jednak nie zna miary. To uwodziciel serc.
Widzisz, jak stoi, na stopniach świątyni, pośrodku kipiącego tłumu? Jak wyciąga ramiona i podnosi głos, który wystarczy usłyszeć, by serce zdrżało w podstawach: „ Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do Mnie i pije!”. Wystrzegaj się tego napoju.
człowiek: Opuszczam wzrok, patrzę w bok. Nie chcę tym oczom wprost powiedzieć „nie”. Daję im czas, żeby się odwróciły, by się wycofały do swej kryjówki wieczności. Chcę rozpłynąć się w mroku, zatrzeć. Nie ma mnie w domu, `pan każe powiedzieć, że w tej chwili nie może rozmawiać'. Daję im czas, by ich ciężka powieka - zasłona wieczności - znowu opadła. W sekundę później, w chwili, gdy pojmuję, że jest za późno, przeszywa mnie trudny do nazwania ból: straconego lekkomyślnie i nieodwołalnie szczęścia wyszydzonej miłości. Słychać szczęk bramy więzienia: zostałem schwytany na nowo. W tym, co jest mi tak drogie i tak znienawidzone: we mnie samym.
Jezus: Nie lękaj się umrzeć. Smierć jest płomieniem wyzwalającej ofiary, a ofiara jest przemienieniem. Jesteś dojrzewającym owocem, lecz tym, kto sprawia tę dojrzałość, kto sam dojrzewa jestem Ja. Ja jestem siłą, pełnią, która wlewa się w twoją pustkę i ją napełnia. Potrzebujesz Mnie, gdyż beze Mnie nic uczynić nie możesz.
szatan: Uważaj! On cię zachęca, żebyś zgubił swją duszę, byś mógł ją odzyskać. Nazywa to miłością. Od ludzi żąda nemożliwego. Nie pojmuje, że są oni stworzeni do szczęścia w określonych ramach: kilka lat życia spędzonych z ukochaną osobą, spacer po polach, czy po prostu talerz pełen truskawek. Obraz, książka, ławeczka w cieniu. Przyjemny ciepły piec. Po co myśleć o śmierci, o niewiadomej?
Jezus: Czymże jeszcze może być śmierć, gdy Ja przez nią przeszedłem? Czy każde umieranie nie będzie odtąd nosiło w sobie sensu i pieczęci Mojej śmierci? Czy śmierć nie znaczy rozwarcia ramion i całkowitej ofiary w objęciach Ojca?
człowiek: Dlaczego? Dlaczego już muszę wybierać? Czy to nie okrutne? Stawiasz mnie w sytuacji bez wyjścia. Z jednej więzienie, z drugiej przepaść. Nie ma drogi łagodniejszej? Bradziej ludzkiej?
Jezus (smutny): A jednak nie chcesz... Odsuwasz to jeszcze. Budzisz we Mnie nadzieję i wycofujesz się, ciągle jeszcze myśląc: to On jest Zbawicielem, nie ja! To prawda, Ja jestem Zbawicielem i będę krwawił i pokutował, dopóki nie pojmiesz. I chociaż opierasz się przed tym, ulegniesz mi w momencie największego oporu. I będziesz płakać za Mną, doświadczając samotności, i przyznasz się do Mnie w swoim sperzeciwie. Czyż nie umieram ze względu na ciebie?
szatan: Zrozum: On pragnie bliskości, chce mieszkać w tobie, chce być przy tobie. Puka do twojej duszy, czyni się małym i niepozornym, żeby móc wejść w twoje sprawy i troski. Pojawia się cicho, by nie przeszkadzać, nie zostać rozpoznanym, by istnieć tuż obok. Szuka ufności, zażyłości. W tym wszystkim bądź jednak twardy.
Jezus: Czy nie stałem się słaby, żeby cię wzmocnić, czy już dawno nie wycierpiałem przeraźliwej samotności, w której się zamykasz? Spójrz: słabość, która sprawia, że i Ja staję się słaby, nie zdoła niczemu przeszkodzić. Pozwól byś był słaby Moją słabością. ( tonem zakochanego) Jak długo jeszcze chcesz, bym musiał cierpieć z powodu twej odmowy? Jak długo jeszcze będziesz oddzielać moją samotność od twojej?
szatan: Nie przejmuj się. Ewentualnie możesz to odłożyć na później. Masz jeszcze dużo czasu.
człowiek: Panie będę Cię kochać... jutro. Jutro się przekonasz, ile jestem w stanie dla Ciebie uczynić. Jutro złożę Ci ofiarę. Jutro odpłacę Ci dwakroć, jeśli tylko podarujesz mi chwilę dzisiejszą. Muszę jeszcze zerwać różę, zanim przekwitnie, Tobie za to dając jej owoce. Podaruj mi wiosnę, a zostawię Ci jesień. Tylko proszę, odwróć dziś ode mnie swój wzrok... Kto potrafiłby się w jednej chwili rozstać ze swoim życiem? Dlaczego więc, Boże, chcesz bym to uczynił przeskakując z Tobą po parę stopni naraz?
Jezus: Właśnie teraz chcę by Mnie kochano. Całym sercem, całą duszą, ze wszystkich sił.
szatan: On chce wszystkiego od razu - to skok w przepaść. Na razie oddaj Mu ćwierć, za kilka lat połowę, w ten sposób z czasem dostanie wszystko.
człowiek: Panie, jeśli na siłę zerwałbym z tym, co głęboko wrosło w moje serce, chyba bym tego nie przeżył. Nie chcę powiedzieć, że powinieneś zrezygnować ze mnie. Pociągaj mnie stale ku sobie, jeśli się da, niezauważalnie, a jeśli już muszę podjąć decyzję, to chcę Ci powiedzieć: możesz zabrać mnie już jutro, jeśli tylko podarujesz mi dzień dzisiejszy. Jestem gotów na wszystko. Ofiaruję się Tobie, pod jednym warunkiem: jutro.
szatan: To wszystko jeszcze nie wystarcza. Jeszcze gdzieś w środku jesteś zbyt sentymentalny. A ty musisz mieć wszystko pod kontrolą. Uważaj żeby nie udało się wejść Bogu w twoje sprawy prywatne.
Jezus: (z dobrocią) Czyń co chcesz. Jesteś uwięziony w miłości. Ciebie, o stworzenie, wyniosłem, obmyłem w swojej Krwi i w Wodzie chrztu. w twoim sercu jest rozdarcie, bo pragnąc - opierasz się, tęskniąc - odmawiasz, a idąc naprzód- cofasz się w tył.
człowiek: To norma, przyzwyczajenie. Jestem tylko człowiekiem.
Jezus: Adamie! Gdzie jesteś?
człowiek (obudził się) : Pytają o mnie! Chcą mnie. A nawet - zdaje się - potrzebują.
szatan: Bądź twardy. Zawsze ci mówię, że nie zbudujesz nic trwałego na tych uczuciach. Takie ulotne nastroje nie pasują do twojego charakteru. ( ze złością) A jeśli już musisz się modlić, to módl się, ale tak bądź pochłonięty swoimi sprawami, że nie będzie możliwości byś usłyszał Jego głos.
Jezus: Czy wiesz co znaczy oddać się, z wolności pozbawić się swej wolności, z miłości przestać być wolnym, przestać być panem samego siebie? ... Tobie od wieków było trudno to uczynić. Dlatego postanowiłem, że to Ja się oddam. Będe tym, który wydał się na łup, deptanym w nieskończoność, unicestwionym
(po chwili) Oto stawiam ci przed oczyma drzewo. Nie możesz przejść obok niego obojętnie. Tym drzewem jest krzyż.
Flet: „Krzyżu Święty”
Cz. III
Człowiek: Podniosłem niewidzące oczy wzwyż i zobaczyłem Go. I zobaczyłem, że nie widzę. I otworzyły mi się oczy. Jasność krzyża sprawiła, żę upadłem na twarz. Bałem się spojrzeć znowu. Gdzie mam się teraz ukryć? (muzyka)
(ze skruchą) Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym. Co mam czynić? Gdzie uciec, żebyś teraz nie musiał na mnie patrzeć? Byłem uwikłany w kłamstwo.
Jezus ( z wyrozumiałością, jak do dziecka) : Każda dusza to podarunek Ojca dla Mnie. Mogę zwrócić się ku każdej. Mogę rozrzutnie siebie roztrwonić, rozścielając się niczym droga pod jej stopami. Pomiędzy każdą duszą a Mną istnieje związek, przymierze świętego małżeństwa, dla każdej jestem całością, Kimś najwyższym, koniecznością, ojcem, matką, przyjacielem i małżonkiem... Każdej duszy służę jako spełnienie, gdy pryskają wszystkie złudzenia.
Człowiek: Znam Twoją tajemnicę: chcesz dzielić mój los. Jestem jednak głęboko pogrążony w samym sobie i nie potrafię rozerwać bram tego więzienia. Myślałeś, że łatwiej nam pójdzie we dwóch. Zanużyłeś się w moją pustkę. A ponieważ samotność moja to opuszczenie, i Ty go doświadczasz. I teraz czekamy, rozdzieleni murem, jeden na drugiego. To moja wina, nie Twoja. Ty zrobiłeś wszystko co możliwe. Cierpiałeś i zapłaciłeś za wszystko z góry, aż do ostatniej kropli krwi. Jest tylko jedna rzecz, której ty nie potrafisz i ja również. Powinienem... ale nie potrafię. Chciałbym chcieć, ale nie chcę. Jak to jest? Nie rozumiem.
Jezus: Gdy człowiek postanowi zrzec się własnych ograniczeń, własnej woli, własnej siły, wznoszenia barier i opierania się, wtedy wzrasta Moje Królestwo. Lecz ponieważ ty czynisz to opornie i zrobisz raczej wszystko inne niż poddasz się działaniu Mojej łaski, dlatego muszę ci towarzyszyć przez cały czas, aż dostrzeżesz prawdę, aż pojmiesz, że nie pojmujesz, aż otworzysz się, aż poczujesz pod nogami grunt tak chwiejny, że nie odwarzysz się puścić Mojej ręki.
człowiek: Dobrze. Widzę, że nie potrafię czynić tego, co bym chciał. Wiem także, co powinienem. Brakuje tylko woli, woli by chcieć. Jest we mnie wola, która chce i jest inna wola (ta sama!) która nie chce. Nie czynię bowiem dobra, którego chce, ale czynię to zło którego nie chcę. Dlatego wołam do Ciebie z głębi uwięzienia mojej woli, która nie chce: Spraw bym chciał!
Jezus: Synu mój, między północą a rannym przymrozkiem, kiedy wleczono Mnie na drugie przesłuchanie, odwiedziłem cię w twoim więzieniu. Samotny, pobity, siedziałem przykuty do drewnianego słupa, myśląc o tobie i o dniu, który miał nadejść. Poznałem twe więzienie. Na samym dnie, w najniższych warstwach twej duszy, w jej ciemnej niemocy i rozterkach wybrałem miejsce mego przebywania... Jeszcze opierasz się w rozpaczy Mojej miłości, lecz powoli siła twych ramion mdleje i z każdą chwilą poddajesz się coraz bardziej jej mocy.
człowiek (trochę zbuntowany) : Ty sam stworzyłeś mnie do istnienia w więzieniu. W nim istnieje moje „ja”. Kocham moje „ja”. Znam tę przestrzeń, jestem z nią obeznany. Gdy „ja” z tęsknoty zdaje się potrząsać kratami więzienia, to taki fakt także stanowi jego życie. Moje „ja”,o Boże, jest największym i jedynym podarunkiem otzrymanych z Twych rąk. I teraz chcesz to znowu zakwestionować, chcesz mi je odebrać??? Boję się.
Jezus: Porzuć już swoje rozmyślania, zostaw umarłym grzebanie umarłych , odwróć wzrok od niewoli swego spętania i zwróć go ku Mojej nędzy; patrz długo i wytrwale. Zobaczysz to , w co nie chciałeś uwierzyć. Twoje więzienie stało się Moim, a Moja wolność twoją. Nie pytaj jak to się stało, ale ciesz się i dziękuj.
(po chwili)
Jesteś doczesny, a więc i twój opór będzie trwł do czasu, o stworzenie. Twarde łuski opadają na ziemię, pancerz pęka, motyl wylatuje na zewnątrz.
człowiek: Zawiodły, Panie, wszystkie drogi, które nie były Tobą. Zbłądzili wszyscy, którzy Cię nie znali. W jaki sposób, Panie, jesteś Drogą? Nie jesteś przecież podobny do żadnych ludzkich dróg. Droga, którą jesteś, a jesteś DROGĄ, usuwa spod nóg wszystkie inne, które uważałem za pewne.
( po chwili, z powątpiewaniem)
Ale śmierć??? Dla mnie jeszcze ciagle jest to wielka czarna otchłań.
Jezus: Dziecko... Śmierć to ramiona Ojca.
człowiek: To kamienny mur.
Jezus: Zrobiłem w nim przejście, które już się nigdy nie zamknie.
człowiek: Awięc ona już nie istnieje?
Jezus: Wszystko, co widzisz dokoła, jest śmiertelne. Twoje jednak serce nie może umrzeć. Jesteś stworzony do życia.
człowiek:...(Jakby ocknięty) Życie, co to jest?
Jezus: Jest nim... Ten, który do ciebie mówi!
(po chwili) Ale teraz pozostaje ci wybór....Jesteś wolny.Anioł pchnął cię na właściwe tory, twe stawy wyzwoliły się z kajdan, brama wolności się otworzyła i obaj, on i ty, unosząc się w powietrzu, mijaliście śpiące straże. Wydawało ci się, że śpisz. Zetrzyj sen z oczu.
Jesteś wolny. Możesz iść , dokąd zechcesz.
Flet: „Króla wznoszą się znamiona”