Dla kogo pies bojowy?
O żadnych psach nie krąży tyle sprzecznych opinii, co o tzw. rasach bojowych. Dla jednych to krwiożercze bestie, zjadające dzieci na surowo, dla innych zaś - spokojne, zrównoważone i przyjacielskie zwierzęta. Co chwilę też jesteśmy bombardowani histerycznymi doniesieniami, że znów gdzieś jakiś „groźny” pies kogoś pogryzł. I nawet jeśli później okaże się, że ofiara sama sprowokowała atak, bawiąc się po pijanemu w pogromcę zwierząt - pies zostaje napiętnowany jako niebezpieczny morderca.
Gdzie więc leży prawda? Chyba należy szukać jej pośrodku... a raczej na końcu smyczy.
Rzeczywiście, spotykamy dwa typy psów bojowych, z których jedne są normalnymi psami a drugie mogą przekształcić się w morderców. Aby się przekonać, do którego typu należy dany osobnik, wystarczy spytać właściciela, dlaczego wybrał właśnie tą rasę. Jeżeli padnie zdecydowana odpowiedź: ,,chciałem mieć psa obronnego, potrzebowałem ostrego psa do stróżowania'' lub - nie daj Boże - ,,a co, z pekińczykiem mam chodzić?'' - lepiej trzymać się od pieska (i jego pana) z daleka, bo nic dobrego nas z ich strony nie spotka. Możemy też usłyszeć: ,,właściwie to ja wcale nie myślałem o takiej rasie, ale kolega/znajomy/kuzyn miał właśnie amstaffa/bulla/mastiffa i on był taki cudowny, wspaniały, wesoły, łagodny, przyjacielski, ..............................................(resztę wypełniają właściciele). I moja sunia/piesek też jest taki. To najlepsze psy pod słońcem i nieprawda, że to agresywna rasa, a w ogóle to co się czepiasz porządnego psa; idź i się przyczep do kundli bo sam cię pogryzę''. Po takiej odpowiedzi możemy spodziewać się, że rzeczywiście, większe niebezpieczeństwo zagraża nam ze strony właściciela niż jego psa (może to lekka przesada, ale kto kilka razy dziennie znosi zaczepki z serii ,,jaką to bestię prowadzi'', w pewnym momencie zaczyna reagować jak nałogowy palacz na 1256 uwagę o szkodliwości nikotyny). Faktem jest, że kto wybiera psa dla niego samego a nie z powodu opinii o rasie, raczej się nie zawiedzie i będzie miał zwierzę spokojne i zrównoważone.
Wydawać się może, że ocena psychiki psa na podstawie mentalności właściciela zatrąca szarlatanerią i kiepską psychoanalizą. Ma ona jednak jak najbardziej racjonalne uzasadnienie. Psy ras bojowych nie są łatwe w utrzymaniu. Potrzebują dużej ilości ruchu, wymagają starannego wyszkolenia oraz ustawicznego treningu i poświęcania im wiele uwagi. Trzymać takiego psa może więc wyłącznie osoba, dla której będzie on nie tylko towarzyszem ale też i czasochłonnym hobby. Dlatego musi to być ktoś energiczny, komu odpowiada temperament i żywiołowość takiej rasy; kto nie będzie wzdrygał się przed kilkukilometrowym spacerem szczególnie w ,,psią'' pogodę, a przede wszystkim nie będzie lamentować, jeśli w ferworze zabawy czworonożny pupil zawadzi 30-kilogramowym cielskiem o stolik, powodując małe trzęsienie ziemi. Można zaryzykować twierdzenie, że energiczny pan + energiczny pies + dużo ruchu = spokój na osiedlu. Właściciel jest zadowolony z psa, pies jest zadowolony z właściciela i obaj są przyjaźnie nastawieni do całego świata, więc nie ma tu miejsca na niepotrzebną agresję.
Inaczej przedstawia się sprawa, gdy ktoś kupuje psa bojowego, kierując się obiegową opinią o rasie. Chce mieć psa, którego wszyscy będą się bali, więc ho, ho... ale go będą szanować i podziwiać za odwagę, że z taką bestią sobie radzi! A gdyby ktoś spróbował nie okazać należnego szacunku, to już piesek go nauczy rozumu, a co! Niech wszyscy widzą, że mają przed sobą prawdziwego twardziela. Tylko co by tu wybrać? Bullterier odpada - taki karaczan, że go w ogóle nie widać; amstaff już trochę lepszy, bo z samej mordy widać, że wredny, ale też mały. Rottweiler byłby niezły, ale za pospolity - ludziom się już opatrzył. No to pittbulla poproszę, tylko jak najostrzejszego! W tym przypadku właściciel oczekuje od psa agresywnych zachowań i świadomie je aprobuje, bo w gruncie rzeczy, to on sam miałby ochotę gryźć i szarpać, ale wie, że jemu nie wolno - więc pies spełnia jego ukryte pragnienia. Ach, co za satysfakcja! Idzie nie lubiany sąsiad... trzeba grzecznie przywitać, chociaż nóż się w kieszeni otwiera. Pies jednak wyczuwa emocje pana i atakuje - smycz wstrzymuje go w połowie drogi. ,,Och, najmocniej przepraszam - kaja się właściciel psa, z satysfakcją obserwując bladego jak ściana sąsiada - zupełnie nie rozumiem, co mu strzeliło do głowy. To takie łagodne stworzenie. Mam nadzieję, że pana nie przestraszył?” Odciąga winowajcę i długo jeszcze słychać jak monologuje: ,,niedobry pies, tak nie wolno, pies ma iść grzecznie” ale zwierzę wyraźnie słyszy w jego głosie pochwalną nutę i wie, że postępuje właściwie. Po wejściu do mieszkania pan natychmiast wyciąga z lodówki solidny kawał mięsa i podaje psu. ,,No, masz, jedz. Ale się trząsł, dziadyga! Dobrze mu tak! Ale mu daliśmy popalić!”- długo nie może nacieszyć się zwycięstwem.
Pies szybko się uczy, że im gwałtowniej atakuje, tym silniejsza jest reakcja ludzi, co sprawia panu wiele radości i procentuje w postaci pieszczot i smakołyków. W krótkim czasie żaden śmiałek nie waży się podejść do posesji, strzeżonej przez tak wychowanego pieska. Na ulicy też wszyscy starannie ustępują z drogi, gdy właściciel prowadzi swego pupila, choć ten jest na smyczy i w grubym kagańcu. No cóż, parę osób już się boleśnie przekonało, że masywny, stalowy kaganiec może być całkiem groźną bronią a hamulec w postaci wleczonego pana bynajmniej nie osłabia impetu psiego ataku. A właścicielowi, te krótkie chwile, gdy dumnie kroczy jako ,,pan chodnika'', wynagradzają zarówno czas, który spędza wleczony na smyczy jak i wydatki na spłatę szkód, spowodowanych przez nieposkromionego czworonoga.
Powyższe przykłady w zasadzie obejmują wszystkie możliwości ,,mania'' psa bojowego, gdyż jako psy użytkowe nie mają znaczenia (z wyłączeniem walk, na szczęście zabronionych). Jako psy stróżujące, żadna z tych ras w naszych warunkach klimatycznych się nie sprawdza (nawet rosły rottweiler miałby kłopot z bieganiem całą noc przy 30 stopniach mrozu, a co dopiero mówić np. o amstaffie w wysokim śniegu) - tę rolę znacznie lepiej spełni owczarek niemiecki, który ma solidne futro i wygląd również wzbudzający respekt. Poza tym - do stróżowania nie jest potrzebna większa pobudliwość, wystarczy naturalny instynkt ochrony własnego terytorium. Agresywny pies może przestraszyć amatora, ale fachowy napastnik łatwo sobie z nim poradzi, prowokując do ataku.
Jako psy obronne również nie maja większego zastosowania, ze względu na wysoki stopień pobudliwości. A polskie prawo bardzo nie lubi, jeżeli ofiara zrobi zbytnią krzywdę napastnikowi, przekraczając granice obrony koniecznej. Więc jeśli pies nie jest ratlerkiem, tylko np. amstaffem i - nie daj Boże - po szkoleniu, to na widok bandziora lepiej od razu zamknąć go gdzieś na cztery spusty, bo jakby tak zaatakował (a jeszcze szarpnął porządnie, zamiast dać klapsa łapą), to właściciel resztę życia spędzi za kratami.
Do niedawna o psach bojowych w Polsce prawie nikt nie słyszał. Hodowane były przez garstkę zapaleńców, którzy wiedzieli, jak z nimi postępować i nie było mowy o wypadkach. Dopiero wraz z rozwinięciem podziemia walk psów i złej sławy, rozpoczęła się moda na te rasy i zwiększanie zagrożenia. (Nie da się ukryć - w niefrasobliwych rękach pobudliwy pies to prawdziwa bomba zegarowa. A jeśli ktoś przypadkowo lub celowo budzi w takim psie wypracowane na przestrzeni pokoleń zachowania agresywne a nie potrafi bądź nie chce ich kontrolować, może doczekać się prawdziwego psychopaty). Ustawa ,,kagańcowa'' nic tu nie zmieniła. Jedynie wprowadzenie wysokich kar i nawiązek dla właścicieli agresywnych psów spowodowałoby, że co niektórzy zaczęliby się zastanawiać, czy przyjemność z posiadania ,,postrachu dzielnicy'' jest warta ponoszonych kosztów; a może jednak labrador lub dalmatyńczyk? Tym sposobem na ulicach zrobiłoby się spokojniej, zaś sympatycy ras ,,wyjątkowych'' mogliby w spokoju hołubić swoje żywe buldożery, budować strony internetowe, pokazujące światu urodę ich byczogłowych pupilków i urządzać konkursy literackie na najbardziej ,,duszoszczypatielnyje'' deklaracje miłosne pod adresem rasy.