Gokuma - Bracia Krwi, różne


Gokuma - Bracia Krwi

Notatka:

Uwaga ogólna: Nie mogę dać tu pełnej listy ostrzeżeń, by nie powiedzieć zbyt wiele (i przed czasem) o treści fanfika. Jeśli więc chodzi o
Rating, to ze względu na temat, fik zbliża się do R. "Wykonanie" jest jednak dosyć łagodne (gdzieś około PG), więc można się nie bać.:*) Będzie trochę angstu, toteż nie doradzam czytania komuś, kto jest w wyjątkowo podłym nastroju, gdyż po tym fiku bynajmniej mu się on nie poprawi.
Tak... Może na początek przydałaby się jeszcze
Uwaga techniczna: trzy gwiazdki (***) oznaczają zmianę czasu akcji (np. flashback); jedna (*) - zmianę perspektywy (tj. punktu widzenia, znanego także jako POV). Kursywą zaznaczone są myśli bohaterów fika; kursywa w środku wypowiedzi oznacza, że część jej jest mówiona, a część - myślana.
Uff... Dosyć już tych wyjaśnień. Zresztą, czytelników yaoi i tak nic nie zdziwi :*) A więc...
READ'N'...
...A nie. Zapomniałam jeszcze o podziękowaniach. Więc:
THX to: Kasiotfur (za motywację do napisania tego fanfika).
Dobrze. Teraz już naprawdę milknę. A więc:

READ'N'JOY!

* * *

    To samo czarne, ponure spojrzenie, te same złe, pełne pogardy oczy. Te same słowa, padające szybko, jak trzask z bicza:
    - Nazwisko, imię!
    - Wesley... Frederick.
    Fred Wesley... Proszę, proszę...- czarne spojrzenie wędruje ponad głowę pytanego, szukając swego audytorium. Daleko stąd, w ciemnej i pustej komnacie, siedzi starzec, wsłuchując się nieruchomo w każdy oddech, w każde wypowiedziane tutaj słowo. Jego czas dobiegł już końca. Tym razem nie pomoże mu żaden wybieg. To, co się stało, stało się nieodwołalnie. - I co teraz, Dumbledore? Co teraz zrobisz? Nawet ty nie potrafisz cofnąć czasu.
    Syci się tym zwycięstwem, jak sięgający po swą ofiarę pająk. Jego głos dźwięczy źle ukrywanym triumfem:
    - Frederick Wesley? Syn Artura Wesleya?
    - Tak, sir.
    - Czy wiesz, Fredericku Wesley, dlaczego się tu znalazłeś?
    Cisza. Oskarżony siedzi w milczeniu, wpatrując się martwo w stojącego przed nim mężczyznę. Jego twarz jest maską kryjącą szarpiący jego myśli niepokój. Boi się, boi się okropnie - choć wciąż jest jeszcze dość silny, by ukryć to przed czyhającym na jego słabość tłumem.
    Zamyka oczy.
   
    Niczego im nie powiem, braciszku.
   
    Koniec przesłuchania.

* * *

    Pamiętam, że, gdy byłem mały, bałem się twego odejścia. Nad wszystkie dziecinne strachy obawiałem się tego, że któregoś dnia ktoś przyjdzie i zabierze mi ciebie. We wszystkich moich koszmarach odchodziłeś, nie słysząc nawet mojego głosu. Budziłem się przerażony i zrywałem się z łóżka, by szukać, by znaleźć ciebie.
   
    I zawsze cię znajdowałem.

* * *

    Wszyscy obecni? Rozpoczynamy przesłuchanie. Powitajmy naszych szacownych gości: Panie Knot, pani Abbott... Pan minister będzie dziś czynił honory domu. Cóż za zaszczyt..!
    Drogie panie, szanowni panowie - spójrzcie teraz łaskawie na to miejsce. Patrzcie, kto na nim usiądzie. Obserwujcie uważnie; zapamiętajcie każdy ruch, każde słowo. Macie przed sobą pionka, nieoczekiwaną premię od losu, którą otrzymał nasz minister. Korneliusz Knot jest wytrawnym graczem. Doskonale wie, jak tę partię rozegrać.

* * *

    Tak bardzo mi cię żal, chłopcze...

* * *

    Patrzą, jak podchodzi, zgarbiony, złamany bólem. Wszędzie nieruchome twarze, wszędzie złowrogie, pełne pogardy szepty. Słowo "ohyda" wymykające się z czyichś ust.
    Siada ciężko w wyznaczonym dla siebie miejscu; spogląda przed siebie, jakby czegoś szukał. Nie znajduje. Iskra nadziei gaśnie w jego oczach, twarz na powrót przybiera ponury, obojętny wyraz. Oskarżyciel stoi już obok, gotów do rozpoczęcia swojej litanii pytań. Gdy unosi dłoń, na sali zapada cisza.
   
    Teraz patrzcie.
   
    - Czy byłby pan łaskaw podać swoje nazwisko i imię?
    - Wesley... Nazywam się Frederick Wesley.
    - Syn Artura Wesleya?
    - Tak.
    - Czy wiesz, Fredzie Wesley, dlaczego się tu znalazłeś?
   
    Cisza.
   
    - Fredzie Wesley...
    - Tak.
    Ożywienie. Przez salę przebiegają szmery. Oskarżyciel ucisza je ruchem dłoni; na sali znów zapada niezmącony spokój:
    - Czy mógłbyś nam coś powiedzieć?
    - Co na przykład?
    - Na przykład... dlaczego tu jesteś?
    - Bo ty tego chciałeś, Knot.
   
    Śmiechy. Cóż za świetna zabawa, prawda?
   
    - ..."Ty?" Co za "ty"? Fredzie Wesley, radzę uważać na swoje słowa...
   
    Powiedział tylko prawdę, Korneliuszu.
   
    - ...Bardzo uważać. Twoja sytuacja jest bardzo poważna. Chyba wiesz, o co zostałeś oskarżony?
    - Tak. Wiem. Nie będę o tym mówić.
   
    Niestety, mój chłopcze...
   
    - Nie masz wyboru, Wesley. Wiesz dobrze, że możemy zmusić cię do zeznań. A może chcesz, żeby mówił twój brat?
   
    ...On ma na ciebie sposób.

* * *

    - Mamo, mamo!
    - Co takiego?
    - Percy się bije...!!!
    - Percy?
    - Nikogo nie biję, te głupie szczeniaki przeszkadzają mi w pracy!
    - Percy!
    - Przepraszam, mamo, ale proszę, zrób z nimi coś ...
    - My...
    - ...nic nie robimy...
    -...Ćwiczymy tylko...
    -...okrzyki na mecz. Tata...
    -...zabiera nas jutro, wiesz?
    - Mamo, oni kłamią w żywe oczy!
    - My...
    - ...nie kłamiemy...
    - ...Wcale a wcale.
    - Tak? A od kiedy na meczach krzyczy się "Percy kocha Catherine!"?
    - Już dobrze, dzieci. Percy, wracaj do nauki. Fred, George, zostańcie tu na chwilę.
    - ...
    - Tak, mamo?
    - Chłopcy... to bardzo niegrzeczne naśmiewać się z brata.
    - Ale my...
    - ...się wcale nie naśmiewamy.
    - Percy nie kłamie, moi drodzy. Chcecie, żebym się na was pogniewała?
    - ...przepraszamy. Ale...
    - ...to takie śmieszne. Wiesz, jak Percy nazywa tą swoją Catherine?...
    - ...Mówi do niej "gwiazdeczko"...
    - ... i "kwiatuszku". A ona nie jest wcale podobna...
    - ...ani do gwiazdki, ani do kwiatuszka.
    - Dosyć! Fred, George - pójdziecie przeprosić brata...
    - Mamo!
    - Powiedziałam. I żadnego meczu quidditcha.
    - Mamo, nie zrobisz tego!
    - Nie zrobię? Poczekajcie tylko, aż wróci ojciec.
    - Nie pójdziemy na mecz przez jakąś głupią dziewczynę?
    - Dosyć! Zapewniam cię, mój drogi, że za kilka lat sam się zakochasz w jakiejś swojej koleżance, a wtedy zobaczymy, czy będzie ci do śmiechu.
    - W dziewczynie? Po co?
    - Tak będzie, zobaczysz.
    - To głupie. Po co mi jakaś dziewczyna?
    - Chłopcy zakochują się w dziewczynach. Tak to już jest.
    - Ale ja nie chcę, żeby on zakochał się w dziewczynie! On kocha mnie!
    - Oj, dzieci, dzieci... Porozmawiamy za kilka lat.
    - On... kocha...mnie!
    - No już dobrze, dobrze. Przestań się mazać. Fred, chłopcy nie powinni płakać.
    - Mamo?
    - Hm?
    - To jest George.

* * *

    Racja, Korneliuszu. Święta racja. Jestem idealistą, tak to czasem bywa. Dawne nawyki trudno jest zwalczyć... Nawet, jeśli dzisiaj nazywacie je zupełnie inaczej... Zaraz, jak to było...? "Ględzenie obłąkanego starca"? Hmm...Kiedyś nazywaliśmy to lojalnością. Ale czasy się zmieniają... No coż, Korneliuszu, brawo.
    Serdeczne gratulacje.
   
    - Panie Wesley!
   
    ...I nie macie już żadnych problemów, naprawdę. To takie proste, Knot, takie wygodne: nikt nie ma innego zdania, nikt nie zadaje kłopotliwych pytań. Wszyscy patrzą w jedną stronę; nie widzą Voldemorta, nie przejmują się Dementorami. Po co? Najważniejszy jest przecież ten proces. Prawda, Korneliuszu? Tak właśnie im powiedziałeś.
    "Ohyda", "obrzydliwość". Twoje słowa, Korneliuszu. Brawo.
    "...Tom Riddle? Kto to właściwie jest, Tom Riddle...?"
   
    - ...Więc, panie Wesley? Zastanowił się pan? Mam nadzieję, że pamięta pan o naszej umowie...
   
    Tak, Korneliuszu. Mam nadzieję, że ty pamiętasz o naszej...
   
    - ...i ma pan na względzie dobro swego brata. George Wesley...
    - Dobrze już! Dobrze...sir. W porządku, będę mówił.
    - W końcu. Wreszcie przemawia przez ciebie rozsądek. Przystępujemy do zadawania pytań.

* * *

    ...Jak długo to jeszcze może trwać? Siedzę tu i patrzę na tego głupca. Który to już raz? Trzeci? Może czwarty? Tak - chyba czwarty. Za pierwszym razem nie odezwałem się ani słowem; ten dureń Knot mógł tylko gryźć palce ze złości. Nie mogą zmusić mnie do mówienia, jeśli sam się na to nie zgodzę. Ale...
   
    - Czy znana jest ci osoba o imieniu George Wesley?
   
    ...znaleźli sposób, żebym to zrobił.

* * *

    - Proszę cię, Molly, nie płacz...
    - Ale...
    - Nie możemy już nic na to poradzić.
    - Ale... Przecież nie mogę ich tak zostawić..! Nie mogę, Minerwo..! Ja...
    - Molly...
    - ...Nie wiem... co mam... robić...!
    - Nikt tego nie wie, Molly. Nawet Albus.

* * *

    Witam! Oto kolejna odsłona naszego przedstawienia. Czy wam się to nie nudzi? Ależ nie, skąd - za dobrze się bawicie. Jesteście cudowni. Doprawdy - Voldemort byłby z was dumny. Który to już raz dzisiaj? Szósty? Co za skrupulatność. Brawo! Nawet Black nie był wzywany tak często. Sądzimy dziś tu naprawdę groźnego przestępcę...
    ...Czy wy go chcecie wykończyć? Pytam tak z ciekawości. Bo wiecie, w razie, gdybyście tego nie zauważyli, powiem wam, że Fred Wesley jest już na skraju załamania. Ile jeszcze wytrzyma? Dobre pytanie. Nie wiem. Ale mogę zgadywać.
    ...A może czy któryś z was..? Czy któryś z was pomyślał o tym choć przez chwilę?
    ...Ktoś? Ktokolwiek?
    ...Tak myślałem.

* * *

    Staram się ciebie zrozumieć, Korneliuszu, ale nie jestem pewien...
    Chcesz, żeby ten chłopiec stracił zmysły? * * *

    Nic. Nic. Nic. Ani słowa. Minęły trzy dni i nikt mi nic nie mówi. Nie wiem, co się dzieje, nie wiem, gdzie jesteś. Niczego!
    Dokądś cię zabrali; nic więcej nie chcą powiedzieć. To chyba coś znaczy. Nie, to nic nie znaczy. Coś ci się stało. Nie... Tak, wiem na pewno..! Chyba wariuję bez ciebie. Tak strasznie się boję. To wszystko to moja wina... Moja, tylko moja... Wszystko przez moją głupotę. Jestem taki...
   
    ...Nie, nie będę płakał..!
   
    Nie wytrzymam już; naprawdę. Starałem się, ale nie mogę... Nie mogę już dłużej.
    George, pomóż mi, błagam..!
   
    ...Chyba zaraz zacznę krzyczeć. Albo płakać, wszystko jedno. Knot będzie miał używanie. Wszystko przeze mnie. Wszystko, Wszystko, Wszystko!
   
    George, pomóż mi, George...!
   
    ...Już dłużej nie wytrzymam..!

* * *

    - ...Opowiedz mi jeszcze raz tę bajkę.
    - Fred, opowiadałem ci ją już dwa razy.
    - Prooo - szę..!
    - Przecież znasz ją już prawie na pamięć.
    - To opowiedz inną.
    - Znam tylko tą jedną.
    - Mmm... To ja opowiem ci swoją, dobrze?
    - O czym?
    - Mmm... To będzie bajka o dwóch braciach, Gredzie i Forge'u.
    - O kim?
    - Cii - sza! Teraz ja mówię. Dawno, dawno temu...

* * *

    ...Pewnie mnie nie słyszysz, mój chłopcze. Twój umysł jest tak niespokojny... jeszcze chwila, a pogrąży się w chaosie. Fred... Knot tylko na to czeka. On chce was zniszczyć, spodlić... Tak - wiem, że to trudne, ale... Spróbuj się uspokoić, wyciszyć. Nie poddawaj się temu, co on mówi.
   
    Tylko to może was uratować.
 
* * *

    Tylko tego mi jeszcze brakowało. Głosy. Zamknij się! Zamknij, do diabła! Co ty sobie myślisz!? Dbasz tylko o swoją skórę; tylko i wyłącznie o swoją. Gdzie byłeś, kiedy zabierali George'a?! A teraz..? Gdzie jesteś teraz, ty... idealisto? Pokażę ci, zobaczysz. Wszystkim wam pokażę.
    - ...George Wesley?
    - ...Czego znowu? Tak?
    - Pytałem, kim dla ciebie jest George Wesley?
    - Nie wie pan? Głupi pajac.To mój brat.
    - Brat?
    - Tak, sir.
    - Syn Artura i Molly Wesley?
    - Co za błyskotliwa inteligencja. Tak, sir, George jest moim bratem bliźniakiem.
    - Ach, tak...? Jesteście więc rodzeństwem?
    Chętnie starłbym ci z twarzy ten kpiący uśmieszek. Dureń. Myślisz, że nikt nie wie, że używasz nas po to, żeby pognębić Dumbledore'a? Przegrasz, idioto, jak zwykle. Stary spryciarz na pewno wymyśli coś, żeby się z tego wywinąć.
    - ... Fredzie Wesley?
    - ...Nie dorastasz mu nawet do pięt. Tak, sir, jesteśmy rodzeństwem. Czy moglibyśmy wreszcie skończyć z tym idiotyzmem?
    - Żądam, młody człowieku, żebyś natychmiast się uspokoił.
    ...Żądasz? Ty?!
    - Chcę tutaj ustalić kilka kwestii...
    Akurat, ty obłudny ścierwojadzie. Chcesz tylko, żebym potwierdził to, co sam sobie wymyśliłeś. Taki jesteś mądry, co?
    - ...A więc ty i George Wesley jesteście rodzeństwem...
    - Zgadza się, sir. Czy ma pan jakieś problemy ze słuchem?
    - Tego typu uwagi w twojej sytuacji są co najmniej nie na miejscu. Fredzie Wesley - chyba zdajesz sobie sprawę, co ci grozi?
    - Tak, zaraz oszaleję. Proszę o wybaczenie, sir.
    - I będziesz odpowiadał na moje pytania?
    - Tak. Przepraszam. Wybacz, George.
    - Więc kim jest dla ciebie naprawdę George Wesley?
   
    "Naprawdę"...?
    ...Kim jest "naprawdę"?
 
* * *

    Cicho. Tak dobrze mi w twoich ramionach. Leżymy wtuleni w siebie, mocno, blisko... Jest mi ciepło, dobrze. Kocham cię. Tak bardzo, bardzo cię kocham...
    - Panie Wesley?
    ...Mój piękny, mój śliczny...Zrobiłbym wszystko, żebyś był szczęśliwy. Tak bardzo się cieszę, że cię mam... Braciszku?
    - Panie Wesley?
    Fred..? Gdzie jesteś, Fred? Braciszku? Braciszku, nie zostawiaj mnie, proszę! Nie zostawiaj..!
    - Panie Wesley? Czy pan mnie słyszy?
    ...Nie, błagam! Nie, proszę, wróć..!
    - Pani Bones, to nie ma sensu. Zaraz znów straci przytomność.
    - Panie Wesley?         - Panie Wesley?         - Panie Wesley? Czy pan mnie słyszy?         - Pani Bones, to nie ma sensu. Zaraz znów straci przytomność. * * *

    - ...Więc powtórzę jeszcze raz: George Wesley. George Wesley był w tym związku tym, który zawsze...
    - Dosyć tego. Przestań!
    - ...ulegał swemu bratu. Mówił pan coś, panie Wesley?
    - Niech cię diabli, Knot! Niech pan przestanie... mówić.
    - Ależ panie Wesley... Czy powiedziałem nieprawdę?
    - "Czy powiedziałem...?" Gnida! Wiem... wiem, co chce pan udowodnić. Chce pan powiedzić, że George... że George i ja tylko... To wcale nie było... Tak..!
    - Ma pan na myśli moje rozpoznanie sytuacji?
    "Rozpoznanie"?! Jak śmiesz, ty obłudny sukinsynu?! Kto ci dał prawo, żeby mówić o nas w ten sposób? Jak śmiesz mówić tak o George'u...?!
    - Mógłbym przestać, panie Wesley. Właściwie nikt z nas nie chce o tym słuchać...
    Dzięki Bogu.
    - ...jeżeli tylko przyzna się pan do winy.
    Co takiego?
    - Panie Wesley..?
    Do jakiej w... ?
    - ...Wesley..?!

* * *

    - ...George? George, słyszysz mnie?! Pani Bones, proszę sprowadzić Madame Pomfrey. Proszę jej powiedzieć, że George Wesley odzyskał przytomność... George, słyszysz mnie?
    - ...Co...? Fred? Gdzie jest Fred? Co się stało...?
    - Jego tu nie ma, George. Spokojnie....
    - Fred! Co mu jest?!
    - Na pewno wszystko z nim w porządku...
    - Kłamiesz! Ja wiem, że coś z nim się stało!...

* * *

    - Dobry wieczór, Korneliuszu.
    - ...Kto..? Ach... witaj, Albusie. Nie wiedziałem, że wpadniesz. Jak przeszedłeś straże?
    - Mam swoje sposoby, Knot.
    - Czego chcesz?
    - Nie tym tonem, Knot... Nie tym tonem.
    - Dumbledore..?
    - Jestem cierpliwym człowiekiem, Korneliuszu. I byłem cierpliwy; nawet bardzo. Pamiętasz, jak się umówiliśmy? Zgodziłem się wykonywać wszystkie twoje rozkazy - nawet te najbardziej idiotyczne. I nie możesz mi chyba zarzucić, że ich nie przestrzegałem...
    - Ależ nie, ja...
    - ...Nie ruszyłem się nawet na krok z Hogwartu. Dlatego i tylko dlatego, że obiecałeś...
    - Al...
    - ...OBIECAŁEŚ MI, ŻE CHŁOPIEC BĘDZIE TRAKTOWANY Z SZACUNKIEM.
    - Ja...
    - Nie dotrzymałeś umowy.
    - Ale...
    - Dosyć, Knot. Koniec zabawy.
    - Alb...
    - Podobno twierdzisz, Korneliuszu, że jestem stary i zmęczony. Może masz rację. Tak - jestem zmęczony, jestem stary... Na karku mam Voldemorta, Dementorów, pół Azkabanu, a ty marnujesz mój czas na jakieś głupie gierki. Myślę, że nadszedł moment, żebyś zaczął się zachowywać jak na ministra magii przystało. A skoro sam tego nie umiesz zrobić...
    - Nie możesz..!
    - Nie? Tylko popatrz, Korneliuszu. Tylko popatrz...

* * *

    Stary cwaniak. Chyba nie doceniłem Dumbledore'a. Knot chodzi jak pies z podwiniętym ogonem. Ciekawe, co się stało? Coś się musiało stać; inaczej nie zmieniliby śledczego.
    - Dzień dobry, panie Wesley.
    - Dzień dobry, sir. ...Kelley Shacklebolt... To chyba brat tego Shacklebolta, który zajmował się polowaniem na Blacka. George mówi, że...
   
    ... George...
   
    - Panie Wesley...?!

* * *

    - Nie podoba mi się to, Albusie. To nie jest normalne. Chłopiec jest strasznie słaby.
    - Cóż w tym dziwnego, Kelley? Kilka dni w takim napięciu wykończyłyby każdego.
    - On zemdlał na sali sądowej. Podczas mojego przesłuchania. Co się stało, Albusie? Uzdrowiciele mówili, że jego stan nie jest taki zły...
    - Fizyczny, Kelley. Fizyczny. Psychicznie on jest zupełnie wyczerpany. Nie ma już sił na nic. Żałuję, że pozwoliłem Knotowi na taką samowolę...
    - Ale nie chcesz mu chyba powiedzieć..?
    - Nie wiem... Nie, chyba nie.
    - On... Bardzo potrzebuje tego drugiego...
    - George'a. Tak, Kelley, najlepiej by było, żeby byli razem.
    - Ale w tej sytuacji...?
    - Wiem - sytuacja nie jest dobra. George wreszcie się obudził, ale jego stan... Nie chcę, żeby obaj cierpieli jeszcze bardziej.
    - Więc co robimy?
    - Nie wiem, mój chłopcze. Naprawdę nie wiem.

* * *

    Szachy. Wspaniała gra. Znakomicie trenuje umysł. Gracie w szachy? Spróbujcie więc pomóc mi rozgryźć tę zagadkę: Jeszcze dwa dni temu wydawało się, że stary Dumbledore trzyma Knota w szachu. Sędzią został Kelley Shacklebolt. Teraz Dumbledore cofnął swojego pionka i pozwolił znowu grać ministerstwu. Oczywiście Knot nie odważy się już wypytywać Freda - za bardzo się boi kompromitacji. Wystawił nowego gracza.
    Maverick Umbridge... Niezbyt obiecujące nazwisko. Choć z drugiej strony, to imię... No cóż, zobaczymy.

* * *

    - ...Ostatnie przesłuchanie skończyło się pytaniem ministra Knota. Pozwolę je sobie zadać jeszcze raz: Panie Wesley, czy przyznaje się pan do winy?
    - Nie ma sprawy, panie Umbridge. I tak wszystko mi jedno. Przyznam się do czego tylko pan chce, ale pod jednym warunkiem...
    - Tak?
    - Czy mógłby mi pan wreszcie powiedzieć, co się dzieje z Georgem? Nic nie chcą mi powiedzieć...Od t y g o d n i a...
    - Minister Knot zakazał ci tego mówić... Dla twojego dobra.
    - Jasne. Powiedzmy jednak, że chcę wiedzieć... Czy mógłby mi pan powiedzieć cokolwiek?
    - Na przykład?
    - Gdzie jest? Jak się czuje?
    - George Wesley pozostaje pod naszą opieką.
    Dlaczego..?
    - On...
    Co ma znaczyć to spojrzenie...?

* * *

    - ...Ta blizna...
    - Co mówiłeś, George?
    - ... Ta blizna...Boli. Dlaczego..?
    - Będzie boleć. Musi się sama zagoić.
    - Pani Pomfrey... Co mi się...?
    - Nie myśl o tym, chłopcze.
    - Ja tylko...
    - Jeszcze nie czas, mój chłopcze. Somnus. Jeszcze nie czas...

* * *

    ...Dlaczego mi nie powiedziałeś, George? Sądziłeś, że niczego nie widzę? Ja... George, wiedziałem, że coś z tobą jest nie tak, wiedziałem... Pewnie jak zwykle nie chciałeś mnie martwić. Braciszku, co ja mam teraz... Bez ciebie naprawdę jestem niczym: niczego nie wiem, niczego nie rozumiem... Nie wiem, jak się zachować. Nie wiem nawet, co zrobić, żeby ci pomóc. Czy George..?
    - Nie jestem zobowiązany do udzielania ci tego typu wyjaśnień. Twoje postępowanie było doprawdy bezrozumne. Czy wiesz, na co naraziłeś swojego brata?
    - Ja... nie wiedziałem... Czy on mówi...? Kochanie, co ja zrobiłem?! Czy znowu wszystko popsułem! To wszystko moja wina...Mój, moja, moja!
    - Nie wiedziałeś...Aż trudno w to uwierzyć. W twoim wieku?
    - Gdybym tylko... cię nie dotknął. Boże, dlaczego pozwoliłem sobie..?! Żeby to się stało. Stało się, przeze mnie! Gdybym tylko... 
    
    Gdzie jesteś, George?

* * *

    Dziwnie. Coś się dzieje, ale... Nie tak. Bardzo trudno mi składać myśli. To wszystko przez te... zaklęcia. Bez przerwy. "Sanos", "sanos"... Mgła, coraz głębsza... Ale i tak, za nią...
    Wiem, że jesteś.

* * *

    - Czy to wszystko... to jakiś chory żart?
    - Zapewniam pana, że nie, panie Wesley. Zapewniam pana, że nie.

* * *

    - Fred?
    - Mmmm?
    - Czasami sobie myślę...
    - Tak?
    - Nic. Po prostu...Kocham cię.
    - To zrozumiałe. W końcu jesteś moim bratem. Bracia powinni...
    - Cicho, Fred... teraz... teraz ja mówię. Mógłbyś mi nie utrudniać? Nie co dzień wyznaje się miłość własnemu bratu.
    - Dozgonną?
    - ...Co?
    - Dozgonną miłość?
    - Nie możesz być chociaż przez chwilę poważny?
    - Jestem bardzo poważny, braciszku. Więc co z tą dozgonną miłością?
    - Dobra, niech będzie. Jaki mamy dzisiaj dzień?
    - Dwudziesty czwarty stycznia.
    - Dobrze więc. Ogłaszam wszem i wobec, że dwudziestego czwartego stycznia, dwanaście minut po północy, ja, George Wesley...
    - Ciszej..!
    - Hm?
    - Percy nas usłyszy.
    - Percy? Nie przejmuj się nim. Moje zaklęcia są dość mocne, żeby zagłuszyć nawet krzyki.
    - Krzyki?
    - Twoje, rzecz jasna.
    - ...Też mi coś!
    - A nie krzyczysz?
    - Nic na to nie poradzę. Ten typ tak ma. Sam też nie jesteś najcichszy, kiedy...
    - ...Mmm. Dobrze. Gdzie ja byłem?
    - Właśnie przyrzekałeś mi dozgonną miłość.
    - Ach tak. Ogłaszam wszem i wobec, że ja, George Wesley, syn Artura Wesleya, przyrzekam mojemu bliźniakowi, Fredowi Wesleyowi, miłość, wierność i bezgraniczne oddanie. Obiecuję, że będę go kochał i szanował i nie opuszczę go aż do śmierci...
    - ...
    - Fred?
    - ... Nieuleczalny romantyk.
    - Fred?
    - ... Idiota.
    - Ty się śmiejesz czy płaczesz?
    - ...
    - ...
    - ... głupi, sentymentalny...
    - ...
    - ...
    - ...Hej, nie płacz! To tylko... tylko obietnica. Kocham cię.
    - Ja też...

* * *

    - "... Ja też cię kocham, George". Coś jeszcze chce pan wiedzieć? Może coś panu opisać? Jakieś pikantne szczegóły dla "Proroka Codziennego"?
    - Ten proces jest niedostępny dla prasy.
    - ...Sesja w Myślodsiewni?! Kilka łyków Veritaserum?! Co jeszcze mogę dla pana zrobić?!
    - Panie Wesley... Proszę się uspokoić. Rozumiem, że jest pan wzburzony całą tą sytuacją, ale...
    - Chcę tylko wiedzieć, co z Georgem, do cholery!
    - ...ale w postępowaniach takich, jak to nie możemy sobie pozwolić na pójście na skróty. Chodzi o to, żeby uświadomił pan sobie pewne rzeczy. Przyjmijmy, że nie wiedział pan, że 'Ustawa o Więzach Krwi' definiuje także...hm... kontakty między rodzeństwem tej samej płci. Czy tak było?
    - Tak.
    - Jak pan myśli, dlaczego wprowadzono to prawo?
    - ...Żeby... nie dopuścić do mieszania się tej samej krwi?
    - Ciekawie pan to ujął... Ale w zasadzie ma pan rację. Jak miesza się krew?
    - "Jak?"
    - Chodzi mi o finalny efekt.
    - ...Poczęcie dziecka?
    - Zgadza się.
    - Ale co to nas dotyczy? Przecież George i ja...
    - ...Jesteście mężczyznami? Czy raczej, powinienem powiedzieć: chłopcami?
    ...Do czego ty...?
    - Zdziwi się pan zatem, panie Wesley, jeśli poinformuję pana, że 'Ustawę o Więzach Krwi' stworzono, po to, by chronić każde żyjące ze sobą rodzeństwo.
    - "Żyjące ze sobą"? "Chronić"?
    - Tak, panie Wesley. Prawa czarodziejów nie są ustawami wyssanymi z palca. Ta, którą pan złamał, miała ochronić pana i pana brata przed strasznym nieszczęściem...
    - ...Nieszczęściem? Czy może mi... pan... wreszcie powiedzieć, co się stało z Georgem?
    - Jeszcze się pan nie domyśla, panie Wesley?
    - Zaraz oszaleję. Proszę wybaczyć... sir... nie jestem w nastroju do zagadek.
    - Dobrze więc, powiem wprost: U pana brata, George'a, powstał węzeł magii
    - ...Co takiego?
    - Decydując się na współżycie z osobą tej samej krwi, powinien pan wiedzieć, że tkwiąca w was magia będzie dążyła do połączenia i zmieszania się z krwią.
    - Ale...
    - Płeć nie stanowi tu najmniejszej przeszkody. Magia ignoruje ograniczenia organizmu.
    - Chce pan powiedzieć, że...
    - Tak. Pana brat był w ciąży.
    - Jak to...? On...?"Dziecko"?
    - Zgadza się.
    - Czy... George o tym wiedział? Niemożliwe. George...
    - Domyślał się, ale podobnie jak pan nie wierzył, że takie coś jest możliwe.
    - Jak więc..?
    - Jedno z badań wykazało u pana brata bardzo wysoki współczynnik magii krwi.
    - Krwi?
    - Tak. Magia stara się pokonać opór organizmu, kieruje więc cały swój potencjał w zaklęcia krwi. To pozwala jej przeskoczyć naturalne bariery ciała.
    - Zaraz. To jakiś obłęd. Chce pan powiedzieć, że mój brat jest w ciąży?
    - Niezupełnie. Powiedziałem, że był.
    - Jak to?
    - Panie Wesley... Nie jestem uprawniony, żeby udzielać panu szczegółowych informacji. Będzie pan musiał na ten temat porozmawiać z uzdrowicielami.
    - Dlaczego pan powiedział, że George był w ciąży? Co się stało?
    - Płód został usunięty.
    - ...
    - Jego dalszy rozwój zagrażałby życiu pana brata.
    - Jak t...? Czy George..?
    - Nie był w stanie podjąć decyzji. W chwili, gdy do nas trafił, był już w tak ciężkim stanie, że nie mogliśmy mu przedstawić jego sytuacji.
    - Ale...
    - Dziecko umarłoby i tak. Mężczyźni nie są zaprojektowani do noszenia potomstwa. Jednak...
    Mój Boże, coś jeszcze?
    - Ciąża była już na tyle zaawansowana, że między dzieckiem a... a pana bratem powstały pewne... więzi. Fizyczne, ale i psychiczne.
    - Jak on się teraz..?
    - Nie jest w najlepszym stanie. Jego organizm jest wyczerpany dźwiganiem płodu, a jednocześnie psychika nie może sobie poradzić z jego utratą. W każdej chwili jedno z nich może się poddać, a wtedy...
    - Czy będę mógł go zobaczyć?
    - ...Po co?
    - Chcę przy nim być... Chociaż... chociaż na chwilę. Proszę... Chciałbym na niego popatrzeć...
    Powiedzieć, jak bardzo mi przykro...
    I jak bardzo go kocham.

* * *

    - Panie Jordan?
    - Dzień dobry, panie redaktorze.
    - Słucham.
    - Chciałem powiedzieć, że nie dostarczę relacji z procesu Freda Wesley'a.
    - Dlaczego?
    - Myślałem... Wie pan, ja i Wesleyowie byliśmy kiedyś przyjaciółmi...
    - Wiem. Rozmawialiśmy o tym przed procesem. Mówił pan...
    - Tak. Myślałem... sądziłem, że będę umiał patrzeć na to bezstronnie. Nasze więzy bardzo się rozluźniły, odkąd Fred i George opuścili Hogwart. Ale teraz...
   
    ...George miał mieć dziecko, wie pan? Wiele razy bawiliśmy się razem; robiliśmy głupie dowcipy, śmialiśmy się... Ale... Oni zawsze byli ze sobą. Nie chcę, żeby pan mnie źle zrozumiał: przyjaźniliśmy się, nawet bardzo, ale... Oni zawsze byli bardziej ze sobą niż dla mnie. Od początku wiedziałem, że jestem dla nich tylko dodatkiem. Że to oni są potrzebni sobie. Że tak naprawdę nie potrzebują nikogo innego.
   
    - ...Mam nadzieję, że pan mnie zrozumie.

* * *

    - George?
    - Kochanie..?
    - Witaj, George.
    - To... sen, tak..?
    - Nie, George, to ja. Jestem przy tobie.
    - Fred? Jak dobrze... Wiesz, Fred, coś mi się stało... Ale nie wiem... Niczego nie pamiętam. Wydaje mi się, że to było coś bardzo złego. Ale...
    - Nie myśl już o tym. Teraz jestem z tobą. Wszystko będzie dobrze.
    - ...
    - ...
    - Dlaczego płaczesz, Fred?
    - Nie... nie płaczę, George. Po prostu... Tak długo cię nie widziałem. Kocham cię.
    Tak bardzo, bardzo cię kocham.

* * *

The End

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

    Komentarz: I co o tym sądzicie? Wiem, że ciężko czyta się historię, w której praktycznie nie ma narracji, ale mam nadzieję, że komuś się spodobało (Jakby powiedział Lee: "Komuś... Komukolwiek..?").
    Tak. To mój pierwszy fik ze świata pani Rowling i mam nadzieję, że choć trochę się udał. Nie miałam pod ręką pierwszego tomu "Pottera", więc jakieś szczegóły dotyczące Freda i George'a mogą się nie zgadzać. Ale nic to.
    Kelley Shacklebolt i Maverick Umbridge to postacie, które nie pojawiły się w żadnym tomie J.K. Rowling i są (mniej lub bardziej) udanym wytworem autorki tego fika. Lee Jordan jest w tej historii stażystą w redakcji "Proroka Codziennego". Po procesie Freda Wesley'a pewnie go wyrzucą z pracy (mnie by na pewno wylali). Pozdrawiam wszystkich, którzy doczytali aż do tego miejsca. Dziękuję bardzo; mam nadzieję, że nie uważacie tego czasu za stracony.

* * *

by Gokuma
październik 2004



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Badania biochemiczne krwi, różne, ►Medycyna-Fizykoterapia,Psychologia(1234) ------------------------
Znak siedmiu 01 Bracia krwi Nora Roberts
1 Bracia krwi
JAK RATOWAĆ W WYPADKU WYLEWU KRWI DO MÓZGU, Różne pliki
Diagnoza rozne podejscia teoretyczne
Grupy krwi VK
na niebie są widoczne różne obiekty astronomiczne
rózne
(34) Preparaty krwi i produkty krwiopochodne
Różne rodzaje grzejników
biochemia krwi 45
Leki zmniejszające stężenie lipidów we krwi
17 G11 H09 Składniki krwi wersja IHiT
Rozne typy zrodel historycznych

więcej podobnych podstron