Wszystko zaczęło się pewnego wieczoru, kiedy to pan Wiesio z kilkudniowej nieobecności swej żony korzystał i z towarzyską wizytą u pana Stefcia przebywał. Obaj panowie trunkami się raczyli i gawędzili sobie wesoło. Pan Stefcio chwalił się mianowicie swoim nowym zakupem - kolorowym pismem o tematyce komputerowej, jakiego jeszcze przedtem nigdy nie nabywał. Oświadczył, że dzięki tej gazecie stał się prawdziwym "lakierem" i chętnie pożyczy je panu Wiesiowi, by on również stał się "lakierem" i mógł drwić z "chamerów" - tych, co to się na rzeczy nie znają.
Wziął więc pan Wiesio wiadome pismo i do domu po ciemnicy ruszył. Traf jednak chciał, iż po drodze niemoc biedaka chwyciła i zmuszony był przycupnąć za krzaczkiem i jelitom swoim ulżyć, zaś jako człek cywilizowany, w miarę jeszcze przytomny i o higienę dbający, pismo pana Stefcia kartek kilku pozbawił i czynności należycie dopełnił dziękując w duchu panu Stefciowi za tak przyjemny w dotyku papier.
Dnia następnego przystąpił pan Wiesio do lektury magazynu, sposobem żadnym nie mógł jednak odnaleźć nic na temat "lakierów". Pamiętając nieco powrót swój do domu rychło sobie wymiarkował, że niechybnie artykuł na ten temat w chwili obecnej za krzaczkiem nadal się znajduje, zaś jemu nie pozostało nic innego, niż nauczenie się z pisma rzeczy równie mądrej jak "lakierstwo" pana Stefcia. Co się stało to się i nie odstanie - stwierdził i zaczął czytać. Zaraz też ciekawy kawałek tekstu sobie wynalazł i po chwili ochoty nieprzepartej nabrał, by umiejętności nabyte w praktyce wykorzystać. Uzbroił się w śrubokręt solidny i półkę wiszącą od ściany pragnął poodkręcać, by działanie jej przyśpieszyć i sposobem tym "overclockingu" dokonać. Półka runęła na podłogę z prędkością normalną i nie zauważył pan Wiesio, coby zrobiła to szybciej. Wydumał naprędce, iż półka nie nadaje się do przyśpieszania. Spojrzał tedy na kawałki kryształów żony, które spadły wraz z półką i pojął, że należy je teraz zdefragmentować, wiedząc jednak po pobieżnej lekturze, iż proces ten jest żmudny i długi, roboty zaniechał i do pisma powrócił. Rychło spostrzegł się, iż wskutek słabego wzroku, niskiej praktyki w czytaniu literek (jakże łatwiej było odczytać ceny w monopolowym), tudzież niezrozumiałego bólu głowy, jedno "o" mu się podwoiło i pomylił podkręcanie z poodkręcaniem. Uzupełniwszy jeszcze wiedzę swą o hercach udał się wreszcie pan Wiesio na "overclocking właściwy".
Sukcesem najpierwszym naszego bohatera było podkręcenie kranu w łazience tak, by kapał z częstotliwością dwóch miast tylko marnej ćwierci herca. Powyżej tej częstotliwości kran stawał się niestabilny i zdarzało się, że wodę ciurkiem toczył; zostawił więc go pan Wiesio na tej prędkości, pomny, iż większe podkręcenie doprowadzić może do uszkodzenia kranu. Dumny ze swego czynu przypomniał sobie odległe czasy dzieciństwa, gdy to umiał rzucać podkręcone piłki. Pamiętał, że leciały one czasem niestabilnie, zbaczając z kursu, czasami nawet dalej i szybciej niż rzucone normalnie. Wtedy pan Wiesio uświadomił sobie, że w podkręcaniu ma już sporą praktykę i rozejrzał się za bardziej skomplikowanym obiektem eksperymentów. Postanowił mianowicie podkręcenia zegarka dokonać, lecz zajrzawszy do wnętrza tego, którego na przegubie dłoni zwykł nosić, zamiar swój zmienił nieco i przyjrzał się zegarowi wahadłowemu, co to w przedpokoju wisiał. Podkręcenie jego okazało się dziecinnie proste - wahadło jedynie skrócić należało, co pan Wiesio zrobił i wnet zegar gonić zaczął i inne zegarki wyprzedzać. Konsekwentny pan Wiesio postanowił przyśpieszyć również ścienny kalendarz i na dobry początek wyrwał jedną kartkę na zapas. Przyrzekł sobie również innej miary czasu nie używać, lecz tylko swojej własnej podkręconej, co to ją zegar wahadłowy odmierzał. Dumał właśnie nad istotą czasu gdy zadzwonił pan Stefcio i zapowiedział, że za minut dziesięć wpadnie. Pan wiesio szybko przeliczył, że podług miary jego minie do tej pory minut prawie dwanaście.
Szybko zdołał pan Wiesio przygotować szkło na gościa przyjęcie, zostało mu przeto minut pięć do zagospodarowania, co według normalnej miary było nieco ponad cztery; wpadł tedy na pomysł, aby radioodbiornik na wyższą częstotliwość podkręcić. Przekręcił pokrętło do oporu w prawo i zmienił zakres fal przycisk odpowiedni wciskając. Odbierał tylko szum i trzaski, jednak w stosunku do ustawień wyjściowych uzyskał ponad dwustukrotny wzrost częstotliwości. Zaraz potem pan Stefcio przybył i zdziwił się niepomiernie, że kolega jego postępów takich dokonał. Przyznał się przy tym, iż sam "overclockingu" nie dokonywał, ponieważ nie czytał jeszcze artykułu, który pana Wiesia tak wyedukował. Siedli przeto panowie i popijając czytali sobie artykuł raz i drugi, aż wszystkiego się dowiedzieli i wątpliwości najmniejszych pozbyli. Pan Stefcio rychło zauważył, iż radio podkręcone jest niefachowo, "po chamersku" - jak się wyraził. Zacytował wnet akapit odpowiedni, z którego jasno wynikało, że prawdziwe podkręcanie nie może obyć się bez grzebania w płycie głównej. Radio natychmiast rozebrano, płytę główną właściwie zidentyfikowano i przyśpieszenia dokonano. Robota była to przednia i trwała, gdyż po złożeniu nie dało się już częstotliwości "po chamersku" zmienić pokrętłem czy przyciskiem jakim. Pan Stefcio obejrzał nadto zagar i kran, płyt głównych nie znajdując robotę tylko pochwalił i zaproponował dalsze podkręcanie innych rzeczy. Po przejrzeniu kątów w poszukiwaniu zdatnych urządzeń wybrano gramofon, na którym zaraz puszczono winylową płytę w prędkości 45 obrotów na minutę. Ponieważ płyta wymagała zaledwie 33, uzyskano znaczny wzrost prędkości spotęgowany jeszcze dokręceniem odpowiedniego pokrętła korygującego. Głębsze wsłuchanie się w muzykę ujawniło, iż mimo wzrostu wysokości dźwięku i tempa jego odtwarzania, nie następuje utrata ważnych danych. Pan Wiesio zwątpienie swe był wyraził, czy do płyty głównej dostać się nie należałoby, lecz pan Stefcio kolegę przekonał, że nie jest to konieczne z racji tego, iż przyśpieszając radio udowodnili sobie, że są prawdziwymi "lakierami", a i konieczna do otwarcia obudowy gramofonu praca śrubokrętem perfekcyjnie im nie wychodziła z uwagi na zmętnienie wzroku i przejściowy brak precyzji ruchowej. Stwierdził jeszcze pan Stefcio, iż o podkręaniu odtwarzaczy płyt nie czytał ani nie słyszał, wyczyn ich ma więc duże szanse na stanie się precedensem w skali światowej. Uradowali się panowie z perspektywy takiej i zapragnęli jeszcze starań dołożyć, by dzieła ich zbyt szybko się nie zużyły, a zdarzyć to się może przy zbyt wielkim "overclockingu". Okno więc ponowie otworzyli i lodu z zamrażarki na podkręcone sprzęty nanieśli, coby przegrzania uniknąć. Zmęczeni dniem produktywnym snem twardym wnet usnęli, woda zaś z lodu tworzyć się zaczęła i będące pod napięciem dzieła bohaterów zdradziecko zalewając popsuła.
Tym sposobem panowie Wiesio i Stefcio nie dostąpili sławy mistrzów podkręcania. Czasy świetności swej niekiedy wspominają zerkając na śpieszący zegar czy kapiący kran. Żal im wtedy tak pięknie zapowiadającej się lecz przedwcześnie przerwanej kariery, jednak po przeprawie z żoną pana Wiesia nie mają ochoty i odwagi zaczynać wszystkiego od początku.