Pogrążeni w szarości rozdz. 2, różne


Pogrążeni w szarości

ROZDZIAŁ II


— I dlatego powinienem ci pomóc? — zapytał Draco, zaciągając się po raz ostatni papierosem. Wydmuchał dym do góry, gdzie zniknął w lekkiej mgiełce, tak często otulającej San Francisco. — Nie chcesz mi nawet powiedzieć, na czym te plany polegają.
Oczy Lucjusza zaiskrzyły, kiedy podążył wzrokiem za niedopałkiem, który syn rzucił na chodnik i zgniótł obcasem buta. Postąpił krok do przodu, uniósł ubraną w czarną rękawiczkę dłoń i przesunął palcem po policzku syna.
— Wszystko we właściwym czasie, chłopcze. Jest coś, co chciałbym, abyś zrobił.
Draco patrzył na niego, czując, jak kurczy mu się żołądek.
— Nie zmieniłem zdania. Nie mam zamiaru...
— Wszystko, o co teraz proszę, to abyś pomógł w schwytaniu Pottera. Wiemy, gdzie jest. Złapiemy go bez problemu, ale jesteś nam potrzebny, żeby go kontrolować i nakłonić do współpracy.
Draco odwrócił się i w zamyśleniu zacisnął usta. Już zbyt długo kroczył po cienkiej linii. Udawało mu się unikać którejkolwiek ze stron dłużej, niż myślał, że to będzie możliwe, wyglądało jednak na to, że zbliżał się koniec tego dobrego. Odwrócił się do ojca, ale nie potrafił czegokolwiek powiedzieć. Jego usta nie chciały współpracować z mózgiem.
Lucjusz zawahał się, po czym pochylił się do przodu i pocałował syna w policzek.
— Skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle — szepnął. Nawet jego oddech był zimny. Gdy ojciec odwrócił się i odszedł, Draco opanował pragnienie, aby zadrżeć.
Oparł się o ścianę pobliskiego budynku i westchnął. „Skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle.” Czy wybrałby inną ze stron, gdyby wiedział, że...
Czyjaś ręka złapała go za nadgarstek i pociągnęła w ciemność. Krzyknął i odepchnął od siebie napastnika...

Draco usiadł na łóżku, z trudem łapiąc oddech.
— Cholera — szepnął, pocierając twarz jedną ręką. Pieprzony sen.
Poczuł palce dotykające przegubu jego dłoni i podskoczył zaskoczony.
— Dobrze się czujesz? — zapytał Harry, mrużąc oczy w przyćmionym świetle.
Malfoy zmusił się, aby się odprężyć.
— Tak. Przepraszam, że cię obudziłem. — Wślizgnął się z powrotem pod kołdrę i zaczerpnął głęboko powietrza.
— Koszmar?
— Tak — odparł Malfoy, obracając się, aby na niego popatrzeć. Oczy Harry'ego były ciemne, a włosy rozrzucone po całej poduszce. Bez okularów wyglądał zupełnie inaczej.
Potter ujął jego dłoń i uścisnął ją.
— Nienawidzę koszmarów. — Przez chwilę wydawało się, że chciał powiedzieć coś więcej, ale nic się nie stało.
Draco spuścił wzrok, skupiając się w zamian na ich splecionych palcach. Harry miał na sobie tylko dwie części biżuterii: sygnet, który należał do Rona Weasleya i bransoletkę, należącą do niego. Jedno i drugie zdobiło prawą rękę Harry'ego. Malfoy wytropił pierścień kciukiem, bawiąc się w myślach pytaniem, czy Potter kiedykolwiek go zdjął. O bransoletkę, oczywiście, pytać nie musiał. Tęsknił za jej ciężarem na własnym nadgarstku, jej uspokajającą gładkością na skórze. Była czymś, co niezmiennie przypominało mu, że matka, gdzieś głęboko w sobie, troszczyła się o niego. Teraz była czymś, co świadczyło o jego trosce o Harry'ego — zdecydowanie zbyt dużej. Kusiło go, aby ponownie spojrzeć na kochanka i sprawdzić, czy jego oczy odzwierciedlają to uczucie. W zamian jednak opuścił powieki.
Harry westchnął.
— Draco... — Z drugiej strony ściany dobiegł ich stłumiony dźwięk. Zaskoczeni, popatrzyli na siebie. Dźwięk powtórzył się, tym razem mocniej. Dało się w nim rozpoznać głos. A raczej dwa głosy, w jednym z nich można było rozróżnić słowa „Och, Boże”. — Och, Boże. — Rumieniec na twarzy Pottera był widoczny nawet w przytłumionym świetle.
Draco podniósł się i przyłożył ucho do ściany.
— Musieli przyjść późno. Pewnie nie wiedzą, że tu jesteśmy.
Dobiegły ich jęki, potem skrzypienie świadczące o ugięciu się materaca, zdyszane oddechy i więcej jęków. Draco uśmiechnął się do Harry'ego.
Potter wyglądał na całkowicie zawstydzonego.
— Nie chcę tego słyszeć — syknął, wsuwając się pod kołdrę i naciągając ją na głowę.
— Och, przestań — drażnił się z nim Draco, wyszarpując mu okrycie z rąk. — Od kiedy jesteś takim świętoszkiem?
— Nie jestem świętoszkiem. Ale nie chcę... To zbyt prywatne... — Harry wywrócił oczami i w geście rezygnacji pozwolił ściągnąć z siebie kołdrę. — Och, trudno mi to wyjaśnić.
— Jesteś świętoszkiem, po prostu się przyznaj.
— Nie jestem. — Tym razem zza ściany dobiegł ich pisk. Draco wyciągnął się obok Harry'ego i zaczął nasłuchiwać. Potter zamknął oczy i westchnął. — Świetnie bym sobie poradził bez wiedzy, że ona robi w łóżku tyle hałasu.
Draco przetoczył się na bok i pochylił, aby móc szepnąć Harry'emu do ucha:
— Albo jak krzyczy, kiedy ktoś pożera ją żywcem?
— Przecież nie wiesz, co robią!
Malfoy nie mógł się opanować i zachichotał tuż przy policzku Harry'ego.
— Tylko ona hałasuje. On nigdy nie bywa taki spokojny, chyba że ma zajęte usta. — Wytropił brzeg ucha kochanka czubkiem języka.
Potter przełknął ślinę.
— Ja... jak przypuszczam, ty dobrze o tym wiesz.
Jęki Hermiony zdawały się osiągać crescendo*, a potem na moment zaległa cisza. Harry wziął drżący oddech, obrócił się i pocałował Draco.
Potter całował cudownie, choć Malfoy nigdy mu tego nie powiedział. Tak naprawdę wcześniej nie spędzał na tej pieszczocie zbyt wiele czasu. Kontakt ust był zawsze szorstką, szybką przygrywką do seksu. Ale z Harrym wszystko wyglądało inaczej.
Harry odsunął się, na tyle, że ich wargi ledwie się dotykały, a oddechy mieszały ze sobą. Jego dłoń pogłaskała bok Draco, ruszając się powoli, lekko, wręcz drażniąco. Malfoy pozostał tak nieruchomy, jak tylko był w stanie wytrzymać. Uwielbiał to napięcie, a Harry stawał się coraz lepszy w graniu na jego ciele.
Dźwięki wezgłowia łóżka, uderzającego rytmicznie o ścianę, przerwały nastrój chwili. Przez kilka sekund patrzyli na siebie, a potem parsknęli śmiechem. Sytuacja nie mieściła się w żadnych stereotypach. Była przezabawna i obaj niemal wpadli w histerię po dwóch minutach słuchania. Starali się zachować ciszę, gapiąc się w sufit i słuchając uderzeń o ścianę, jęków Manny'ego i krzyków Hermiony.
Po pięciu minutach Draco zaczął czuć się trochę nieswojo. Rzucił ukradkowe spojrzenie na Harry'ego, który leżał z zamyślonym wyrazem twarzy.
— Ze mną nigdy nie wytrzymywał tak długo — wymamrotał Draco.
Potter parsknął.
— A kto by wytrzymał?
— Też racja.
— Czy... — Harry przerwał i zagryzł dolną wargę. — Większości mężczyzn zajmuje to więcej czasu?
Draco nie potrafił poznać, czy przez Pottera przemawia niepewność, czy też zwykła ciekawość.
— Nie, jeśli wziąć pod uwagę moje doświadczenie. Ale to w końcu kobieta, prawda?
Twarz Pottera stała się zasępiona.
Uderzenia o ścianę zmieszane z urywanymi dźwiękami, wydobywającymi się z gardeł Hermiony i Manny'ego, przybrały na szybkości i stały się mniej regularne, aż w końcu hałas zupełnie ustał.
Draco uśmiechnął się do Harry'ego, a potem zaczął klaskać. Potter przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, ale w końcu dołączył do niego z krzykiem.
— Bis! — wrzasnął Malfoy ze śmiechem.
W drugim pokoju na moment zaległa cisza, po czym, dla odmiany, zabrzmiało chóralne „Odpieprzcie się!”.
Harry naciągnął na nich obu kołdrę i ułożył się ponownie, otaczając ręką pierś kochanka. Draco uśmiechnął się. Było mu ciepło i wygodnie, więc zamknął oczy z nadzieją, że tym razem nic mu się nie przyśni.

***

24 lutego, 2004: wtorek

Sowa wyglądała raczej nietypowo, choć nikt nie zwrócił na to uwagi. Miała ciemne, szaro-brązowe pióra, które w odpowiednim świetle zdawały się być prawie czarne, jednak jej dużo bardziej niezwykłą cechą był biały znak na piersi, okrągły, jak gdyby ktoś wziął do ręki pędzel i wirującym ruchem musnął jej pióra.
Sfrunęła na dach, wpatrując się w występ budynku, na którym gołębie zostawiły w gnieździe samotne pisklęta. Jedno z nich, unosząc głowę i gruchając, spojrzało na sowę podejrzliwie, moszcząc się w legowisku. Jego towarzysz, również nie spuszczając z intruza wzroku, kroczył nerwowo obok.
Sowa skierowała spojrzenie na ulicę poniżej, gdzie ludzie krzątali się w drodze do pracy. Żaden z nich nie spojrzał do góry. Oczy ptaka podążyły za kilkorgiem z nich: starym mężczyzną, niosącym do domu torbę owoców kupionych u straganiarza, dwójką dzieci w wieku szkolnym, paplających jedno do drugiego i machających swoimi torbami, młodą kobietą, biegnącą do pracy z aktówką w rękach.
Sowa ponownie skupiła uwagę na gołębiach.
Młoda kobieta na ulicy zerknęła na zegarek i zmarszczyła brwi, po czym uchyliła drzwi do Pret a Manger***. Przy ladzie zamówiła dwie kawy latte i ciastko, uśmiechając się, gdy kasjer, mówiący z ciężkim, wschodnim akcentem próbował z nią flirtować. Odgarnęła z twarzy ciemne włosy, zabrała zakupy i mrugnęła do sprzedawcy, otrzymując w zamian uśmiech, ujawniający zdecydowanie zbyt wiele z jego dentystycznej historii.
Ruszyła w stronę drzwi, które otworzył przed nią mężczyzna w średnim wieku, ubrany w gustowny płaszcz. Uśmiechnęła się w podziękowaniu, nieznacznie kiwając głową.
Będąc z powrotem na chodniku, zmieniła kierunek i ledwie uniknęła zderzenia z mężczyzną w eleganckim garniturze, który przeprosił ją i spróbował nawiązać rozmowę, ale grzecznie powtórzyła mu, że wszystko z nią w porządku i nic złego się nie stało. Powiedziała, że musi iść do pracy, wykrzywiając perfekcyjnie czerwone usta w zadowolonym uśmiechu. Kiedy odeszła, mężczyzna z westchnieniem długo jeszcze się jej przyglądał.
Kobieta minęła róg i stanęła przed antykwariatem. Na wystawie okiennej stało pełno zakurzonych przedmiotów, a wywieszka na drzwiach była odwrócona na zewnątrz stroną z napisem „Zamknięte”. Sklep zawsze był zamknięty, choć nikt nie zwracał na to uwagi.
Kobieta rozejrzała się po uliczce, po czym szepnęła coś do łuszczącej się farby na drzwiach. Zatrzymała się na dłużej niż wcześniej, zanim przekroczyła drewnianą barierę i znalazła się w jaskrawo oświetlonym biurowcu.
Przeszła obok portiera, który zaszczycił ją jedynie pobieżnym spojrzeniem i ruszyła w stronę znajdującego się z tyłu rzędu gabinetów. Minęła kolejne drzwi i weszła do dużego pokoju, w którym stało kilka biurek, komputery, elementy różnorodnego wyposażenia i mnóstwo roślin doniczkowych. Przy jednym z biurek siedział mężczyzna, stukając w klawiaturę i wpatrując się uważnie w monitor swojego komputera.
Kobieta przyglądała mu się przez chwilę, kładąc kawę oraz aktówkę na stoliku i zdejmując płaszcz. Zabrała jeden z kubków i podeszła do mężczyzny.
— Dzień dobry — powiedział ten, nie odrywając wzroku od ekranu.
Ustawiła kawę obok klawiatury i przysiadła na krawędzi blatu.
— Latte z dodatkiem syropu z orzechów laskowych. — Skrzyżowała nogi, przez co jej krótka spódnica uniosła się odrobinę do góry. Pozwoliła, aby jej głos obniżył się z oczekiwania. — Taka, jaką pan lubi, panie Padilla.
Manny uniósł wzrok. Wyglądało, jakby jej widok odrobinę go przeraził.
— Dzień dobry — powtórzył i podniósł kubek. — Dziękuję.
Kobieta uśmiechnęła się i pochyliła do przodu, aby zobaczyć monitor.
— Co robisz?
— To trop, który podobno miałaś zbadać — odpowiedział, sącząc kawę.
— Och, chciałam się tym zająć dzisiejszego ranka. — Kobieta zagryzła pełną, czerwoną dolną wargę.
Manny uniósł brew.
— Jestem pewien, że tak. No dobrze, przynoszenie mi kawy przy spóźnianiu się może trochę złagodzić sytuację.
— Mogę zrobić coś jeszcze, żeby odpokutować? — zapytała. Schowała za ucho kosmyk ciemnych włosów i uśmiechnęła się, rozchylając odrobinę usta.
— Nie — odparł Manny, wracając do pracy.
— Jesteś pewien? — Pochyli się do przodu jeszcze bardziej.
Manny odwrócił wzrok i spojrzał, najpierw na jej wyeksponowany rowek między piersiami, a potem na twarz. Moment później zrozumiał, co zrobił i wzdrygnął się.
Kobieta uśmiechnęła się po raz kolejny.
— Powiem twojej dziewczynie, że gapiłeś się na mój dekolt.
— A ja powiem twojemu chłopakowi, że ze mną flirtowałaś — odciął się. — A teraz, proszę, zabierz stąd swoją śliczną pupę i weź się do pracy.
Z chichotem zeskoczyła z biurka i wygładziła spódniczkę. Z tyłu za nią rozległo się przeciągłe gwizdnięcie.
— Hej, skarbie! — Młody mężczyzna opierał się o framugę drzwi. — Gdzie moja kawa?
Rzuciła mu rozdrażnione spojrzenie.
— Sam sobie załatw pieprzoną kawę.
— Och, jaka wściekła — odparł przybysz, uśmiechając się złośliwie. — Czy to te dni w miesiącu?
Kobieta wywróciła oczami i pokazała mu środkowy palec.
— Ludzie, wystarczy — przerwał im Manny. — Pamiętacie o dzisiejszym spotkaniu? Ben, skończyłeś sprawozdanie?
— Prawie — odparł Ben i szybko wycofał się z wejścia.
— Nie pójdziesz na spotkanie tak ubrana — Manny zwrócił się do kobiety.
Oparła się o jego biurko z uśmiechem.
— A co, rozpraszam cię?
— Tak — odpowiedział, ponownie skupiając się na klawiaturze.
— Myślę, że to lubisz. — Zignorował ją, w zamian przewijając arkusz kalkulacyjny. Po chwili oczekiwania kobieta westchnęła dramatycznie. — Och, już dobrze. Finite Incantatem. Postać kobiety zafalowała i na jej miejscu pojawił się Draco Malfoy. — Wiesz, ludzie są strasznie mili dla ładnych dziewcząt.
Manny posłał mu ironiczny uśmieszek.
— Myślałeś o zmianie na trwałe?
— Bardzo zabawne. — Draco usiadł za swoim biurkiem. — Jeśli nie masz nic przeciwko przesłaniu mi tych plików...
— Tych, nad którymi pracuję? — spytał Manny, z fałszywym oburzeniem w głosie.
— Naprawdę to doceniam — odparł Malfoy, nie odwracając spojrzenia od własnego monitora, który właśnie budził się do życia. Poprawił okulary na nosie i udał swój najlepszy brookliński akcent: — Mógłbyś się pośpieszyć? — Komputer zajęczał. — Cholera, więcej aktualizacji dla czarodziejskiego XM****?
— Tak — parsknął Manny. — Mówiłem ci, że lepiej zastosować Linuxa. Mają tam fantastyczne czarodziejskie interfejsy. Ale nie...
— Wiem, wiem, sprzedałem duszę Microsoftowi.
Różdżka Manny'ego uderzyła lekko o jego monitor.
Epistula.
Kilka plików pojawiło się na monitorze Draco. Otworzył jeden z nich tylko po to, aby na ekranie pojawiło się okno informujące, że musi natychmiast zresetować komputer, aby mógł wprowadzić najnowsze aktualizacje systemu. Wyskoczyło też ostrzeżenie, że w innym wypadku istnieje ryzyko niepowodzenia, a nawet uszkodzenia komputera, o czym informowała postać wyglądającego na kompletnie szalonego czarodzieja, marszczącego brwi i potrząsającego w kierunku Draco głową.
— Świetnie — warknął Malfoy i machnął ręką nad monitorem. Napis„Aktualizacja!”, ułożony z wesołych literek, pojawił się na ekranie.
— Dlaczego nie idziesz na kubek przepysznej, firmowej kawy Starbucksa, zamiast czekać tutaj? Najbliższa kawiarnia...
Draco stuknął w monitor różdżką, aby wyciszyć dźwięk, po czym otworzył swoją aktówkę. Miał sporo tropów, którymi mógł pójść, na tyle dużo, że trudno było wybrać, od czego zacząć. Zazwyczaj cieszył się takim wyzwaniem. Lubił pracować pod przykryciem, tworzyć fałszywe tożsamości, zyskiwać zaufanie niczego niepodejrzewających ludzi. Ale wyznaczenie ceny za jego głowę nieco tę przyjemność osłabiło. Zaklęcia były sposobem na poruszanie się incognito po mugolskim świecie, jednak nie przydadzą się za bardzo, kiedy zacznie śledzić śmierciożerców.
A im więcej o tym myślał, tym bardziej stawał się przekonany, że właśnie to musi zrobić. Nie widział innego wyjścia z tego bałaganu.

***

O jedenastej aportowali się do siedziby ministerstwa na Farringdon Road, gdzie pracowali Harry i Hermiona. W pomieszczeniu aportacyjnym przywitała ich Peggy. Była to śliczna, szczupła brunetka — model dla porannej charakteryzacji Malfoya. Ben posłał jej szeroki uśmiech, szczerząc przy tym wszystkie zęby, na co kobieta puściła mu oczko. Manny i Draco założyli się, jak długo tej dwójce zajmie pójście razem do łóżka.
Kiedy zmierzali do pokoju konferencyjnego, Draco poczuł skurcz w żołądku. Nie widział Harry'ego od niedzielnego popołudnia. Nie dogadali się, co robić wieczorem, więc najprostszym wyjściem było pójście własnymi drogami. Poniedziałek okazał się pełen pracy i do późna Potter się nie odezwał. Rzecz jasna, Draco go nie szukał. Czekał, aż Harry zadzwoni albo wyśle mu sowę z planami na kolację. Lub aportuje się do mieszkania, gdy Draco będzie oglądał telewizję. Lub pojawi się tuż przed porą pójścia do łóżka i po prostu wślizgną się do niego razem. Wreszcie, koło północy, poszedł spać sam, nie dostając od Pottera ani słowa wyjaśnień.
Harry był już w pokoju, dyskutując po cichu z dyrektorem Bassem i nawet na nich nie spojrzał, kiedy weszli do środka. Hermiona zerknęła na przygotowane przez siebie notatki i uśmiechnęła się. W niedzielny poranek, po tym, jak przy świadkach wykrzyczała swój orgazm, była śmiertelnie zażenowana. Przez całe śniadanie Draco drażnił ją i nieźle się przy tym bawił: „Ten dżem jest taaaaaki dobry, och... Boże...”. Potter musiał kopnąć go dość mocno, zanim w końcu przestał.
Dla Harry'ego ta kwestia nadal była drażliwa, prawda?
Zajęli swoje miejsca dookoła niewielkiego stołu. Peggy przyniosła dzbanek herbaty i trochę ciastek, po czym usiadła przy końcu stołu z rolką pergaminu i samopiszącym piórem, które zaczęło bazgrać, gdy kobieta coś do niego szepnęła.
— Może ja zacznę — powiedział Harry, wstając, aby rozdać kopie raportu.
Manny prawdopodobnie będzie później narzekał, że Potter mógł im wcześniej wysłać dokumenty mailem i zaoszczędzić czas, ale ministerstwo ciągle nie miało dostępu do internetu, co niezmiernie zaskoczyło nie tylko Manny'ego, ale także Bena. Gdy kilka lat temu Draco wyjechał do Stanów, zdziwiło go, że amerykańscy czarodzieje w takim stopniu korzystają z mugolskiej technologii.
Potter nie spotkał jeszcze jego spojrzenia ani nie przywitał się z nim w żaden sposób. Draco westchnął, poprawiając okulary. Miał je dzisiaj na sobie tylko dlatego, że Harry zdawał się je lubić.
Desperacja do niego nie pasowała. To nie ulegało wątpliwości.
Upuścił na blat swoją kopię sprawozdania. Na wierzchniej stronie przyczepiona była żółta karteczka z magicznego notatnika, na której małymi literami nagryzmolono: „Tęskniłem wczoraj za tobą.” I tylko to wystarczyło, aby supeł w żołądku Malfoya rozluźnił się. Draco uniósł wzrok i zobaczył, że Harry siada z powrotem na swoim krześle.
— Otrzymaliśmy zgłoszenia o działalności śmierciożerców poza hrabstwem Durham — powiedział Potter. — Normalnie nie leżałoby to w obszarze naszego zainteresowania, ale w tym przypadku jest inaczej, ponieważ zdarzenie miało miejsce podczas oficjalnej wizyty niezidentyfikowanych osób na tajnym spotkaniu pracowników ministerstwa.
— I nie masz żadnego pomysłu, kim ci goście byli? — zapytał Manny.
— Mamy kilka tropów — odparł Harry.
— Tropy — powtórzył Draco, wyjmując pióro i ostrożnie dopisując na żółtej karteczce: „Ja też. Obiad?”. — My również nic innego nie mamy. Faktycznie... — Wyjął z teczki wstępną wersję swojego raportu i przekartkował go. Przylepił kartkę z magicznego notatnika na wierzchnią stronę i wręczył listę Harry'emu. — To spis tych, których badamy w tej chwili. Podejrzane podróże to jedna z kluczowych rzeczy, których szukamy. Być może istnieje jakaś zbieżność.
— Niestety, w podróży do Durham nie ma nic podejrzanego — zakpiła Hermiona.
— Północna Karolina? — szepnął Ben. Manny posłał mu długie spojrzenie, po czym potrząsnął głową.
Harry przeanalizował listę Draco, robiąc na niej kilka notatek.
— Możemy udzielić ci o tym kilku poufnych informacji, powyżej poziomu piątego. Poza tym... — Potter zerknął na Bassa, z którym wymienił znaczące spojrzenie. Dyrektor przytaknął i Harry oddał papiery Malfoyowi. — Jeśli wyślesz mi kopię, zobaczę, co da się zrobić.
Draco zerknął na karteczkę z magicznego notatnika: „Mam spotkanie. Kolacja?”. Uniósł wzrok i uśmiechnął się.
— Byłoby świetnie — powiedział.

***

Manny i Hermiona dali wyraźnie do zrozumienia, że nie mają ochoty na towarzystwo przy obiedzie, więc Draco namówił Bena na wspólne wyjście. Rzucił na siebie zaklęcie, dzięki czemu wyglądał dość przeciętnie, ku wielkiemu rozczarowaniu kolegi, który najwidoczniej miał nadzieję zjeść posiłek z kopią Peggy.
— Rozmawiałeś z nią chociaż raz? — zapytał Malfoy, kiedy szli wzdłuż Shaftesbury Avenue.
— Nigdy nie było czasu — odparł Ben, wpychając ręce do kieszeni płaszcza. — Uśmiecha się do mnie, ale zawsze jest zbyt zajęta i nigdy nie mam szansy pogadać z nią bez tych wszystkich ludzi wokół, mogących nas podsłuchać. — Westchnął, wyglądając przy tym dokładnie, jak nieszczęśliwy nastolatek. — Myślisz, że Hermiona dałaby mi jej numer?
— Tutaj nie każdy czarodziej ma telefon — przypomniał mu Draco. — Ale nic ci się nie stanie, jeśli spróbujesz. Mimo wszystko, pracuje dla Hermiony, więc może ma komórkę. — Harry powiedział mu, że zapał Granger we wdrażaniu mugolskiej technologii w ministerstwie jeszcze wzrósł, odkąd spotkała Manny'ego i dowiedziała się więcej o tym, jak funkcjonowało FBI.
Zatrzymali się przed ulubioną indyjską restauracją Harry'ego, o nazwie „Mela”.
— To tutaj — powiedział Draco, studiując wystawione w oknie menu.
— Jak dla mnie brzmi świetnie — odparł Ben, zerkając do środka. — Mmm... mówiłeś, że co Harry robi w czasie obiadu?
— Ma spotkanie — odpowiedział Draco. — A czemu pytasz?
— No... w restauracji jest ktoś, kto wygląda dokładnie jak on... i je obiad z naprawdę ładną dziewczyną.
Draco przez chwilę nie mógł skupić wzroku. Jednak przy niewielkim stoliku w tylnej części sali naprawdę siedział Harry, a kobietą naprzeciw niego była Cho Chang, a przynajmniej na nią wyglądała. Minęło już kilka lat, odkąd widział ją po raz ostatni.
— To jego była żona. — Draco usłyszał własne słowa. — Domyślam się, że właśnie o to spotkanie mu chodziło.
— Była żona? — parsknął Ben. — Dla mnie wygląda na dość przyjazną. Gdybym był tobą, podszedłbym do nich i coś powiedział.
Draco przełknął ślinę i potrząsnął głową.
— Podobno nie powinienem być rozpoznany, pamiętasz?
— Przecież zmieniłeś wygląd.
— Ale ona szkoliła się na aurora. — Draco nie mógł oderwać oczu od stolika. — Nie mogę ryzykować.
Gdy Cho wyciągnęła nad stołem rękę i ujęła dłoń Harry'ego, Draco odwrócił wzrok. Wziął głęboki oddech i ruszył przed siebie. Ben podbiegł, aby za nim nadążyć.
— Hej, w porządku z tobą?
Malfoy wzruszył ramionami.
— Co powiesz na tajską knajpę?
Szli przez prawie dziesięć minut, zanim Draco przypomniał sobie, że mają szukać restauracji.

***

Harry poprosił Draco, aby spotkał się z nim na stacji Paddington o siódmej wieczorem. Malfoy wrócił do wyglądu Peggy, którego używał dzisiejszego ranka i Harry w pierwszej chwili go nie rozpoznał. Draco przez chwilę obserwował go z oddali, zanim podszedł i stanął przed kochankiem. Potter rzucił mu zdziwione spojrzenie, które przekształciło się w pełen zaskoczenia okrzyk, gdy Draco pochyli się do przodu i pocałował go, po czym cofnął się i zamrugał.
Harry wyglądał na kogoś po części wstrząśniętego, a po części rozbawionego, ale wywrócił oczami i zaoferował Draco ramię. Poszli do pobliskiej „Cristini”, przyjemnego, włoskiego bistro ze ścianami pomalowanymi na słoneczny kolor. Zostali usadzeni blisko okna, a kelner nawet wysunął dla Draco krzesło.
— Wiesz, to dość dziwne — zauważył Harry, patrząc w swoje menu. — Nie podejrzewałem cię o skłonności do transwestytyzmu.
Draco już miał na końcu języka odpowiedź, że taki typ z pewnością bardziej trafia w jego gusta, ale się powstrzymał.
— Próbuję zrobić trochę zamieszania. Poza tym, ludzie są zdecydowanie milsi dla ładnych kobiet niż homoseksualnych facetów, nieważne, jacy byliby śliczni. — Wyczuł na sobie wzrok Harry'ego, ale na niego nie spojrzał. — Mogę zmienić kamuflaż, jeśli ci przeszkadza.
— Kelner nie byłby zaskoczony? — Zabrzmiało to na pytanie retoryczne. — Zechcesz wybrać wino?
Draco przeanalizował listę.
— Co powiesz na Chianti?
Złożyli zamówienie, a kelner przyniósł im pieczywo i wodę San Pellegrino. Draco rzucił wokół stolika bezróżdżowe zaklęcie, które utworzyło barierę dźwiękoszczelną.
— Co możesz powiedzieć mi o Niewymownych?
Harry zamrugał ze zdziwienia.
— Niewiele. Nie wiem zbyt dużo. Dlaczego pytasz?
Draco wzruszył ramionami.
— Przyjrzałem się bliżej temu wydarzeniu w pobliżu Durham, o którym dzisiaj wspomniałeś. W tym samym czasie zauważono tam dziwną sowią aktywność. Jedna z sów została postrzelona przez miejscowego mugola i oddana w ręce władz, razem z wiadomością, którą niosła. Wiadomość uległa samozniszczeniu w rękach mugolskiego policjanta, któremu trzeba było zmodyfikować pamięć. Sowę zabrano do ministerialnego gniazda, gdzie zidentyfikowano ją jako oficjalnie martwą od wielu lat.
— Czyli była widmem — powiedział Harry. — Ciekawe. Jest kilka działów, które używają sów-widm i większość ich pracowników pasuje do kategorii Niewymownych.
— Stąd moje zainteresowanie. — Kelner przyniósł im przystawki i nalał wina. Odchodząc, uśmiechnął się słodko do Draco. Malfoy obrócił swoim kieliszkiem, patrząc, jak płyn spływa po jego ściankach. — Chciałeś wiedzieć, jak głęboko sięgają macki śmierciożerców. Jak daleko jesteś skłonny w to wejść?
Harry wpatrywał się w swój własny kieliszek.
— Co najmniej na tyle, żeby odzyskać pamięć. Później, mam nadzieję, reszta sama się wyjaśni.

***

Malfoy czuł zarówno ulgę, jak i napięcie, kiedy Harry poprosił go, żeby został na noc. Nie ociągając się, od razu ruszyli do sypialni. Draco usunął z siebie kamuflaż i Harry pocałował go mocno, zdejmując z nich ubranie i prowadząc w stronę łóżka.
Potter był dużo bardziej agresywny niż zwykle. Draco przyszło do głowy, że dzisiejszego wieczoru kochanek docenił jego wygląd i że to właśnie on był powodem obecnego podekscytowania. Odepchnął jednak od siebie tę myśl i pozwolił Harry'emu przewrócić się na brzuch. Potter pokrył jego plecy pocałunkami, zaś jego ręce zdawały się wyznaczać mapę ciała Draco. Malfoy uśmiechnął się — dłonie Pottera były wyjątkowo sprawne. Poczuł, jak rozsuwają mu pośladki, a koniec różdżki wsuwa się w niego nieznacznie. Ogarnęło go wywołane zaklęciem wrażenie pieczenia.
Westchnął i ułożył się wygodnie na materacu.
Co było powodem jego napięcia? To coś mogło przynajmniej poczekać, aż skończy kilka razy. Harry ugryzł go figlarnie w tyłek, nakłaniając tym do krzyku. Po kilku kolejnych ukąszeniach, Potter przytrzymał go i unieruchomił. Draco zaśmiał się, a potem, gdy język kochanka wkradł się między jego pośladki, jęknął.
Zaskoczenie ogarniało go za każdym razem, kiedy Harry to robił. To było coś, w czym inni kochankowie, włączając w to Manny'ego, byli raczej oszczędni. Potter jednak wydawał się lubić tę szczególną pieszczotę.
Zanim Draco się zorientował, już dociskał biodra do twarzy Harry'ego, błagając o głębszy kontakt. Jego penis, twardy i bolący, znaczył kołdrę niewielkimi, wilgotnymi śladami. Język kochanka wsuwał się i wysuwał, muskając skórę wokół wejścia, a potem ześlizgnął się niżej, aby podrażnić jądra. Draco mógł jedynie mamrotać coś niespójnie, na przemian pragnąc, aby Harry kontynuował to, co właśnie robił albo pospieszył się i wreszcie przeszedł do pieprzenia.
Gdy Harry wreszcie w niego wszedł, doznanie było długie i powolne. Uczucie pieczenia wystarczyło, aby odsunąć orgazm w czasie, a potem sprowadzić go z powrotem na jego krawędź. Potter przesadził z zaklęciem nawilżającym, więc tarcie nie było aż tak duże, jak Malfoy lubił, jednak pozwalało równocześnie, aby Harry brał go wyjątkowo mocno.
W końcu Draco wylądował na czworakach, podtrzymując się zagłowia łóżka, z Harrym ciągle pieprzącym go mocno. Akt był bardziej brutalny niż zwykle, ale Malfoyowi się podobał. Czasem łatwiej było poradzić sobie z czymś, robiąc to bezwzględnie niż czule i powoli.
Harry krzyknął, gdy doszedł, dużo głośniej niż zazwyczaj. Opadł na plecy Draco, spocony i z trudem łapiąc oddech. W końcu udało mu się odsunąć i położyć obok na łóżku.
— Och, Boże, to było... — Zaczerpnął głęboko powietrza. — Przepraszam, daj mi minutę.
Draco głaskał swoją erekcję i rozmyślał, co dalej. Potter zbierze siły i prawdopodobnie zafunduje mu obciąganie. Jednak widok Harry'ego leżącego na plecach z rozwartymi kolanami nasunął mu inny pomysł.
Wsunął się między uda kochanka i pochylił, aby go pocałować.
— Było nieźle, prawda?
Harry kiwnął głową i pozwolił Draco zawładnąć swoimi ustami. Ręka Malfoya wślizgnęła się między ich ciała, a po chwili jeden z palców wytropił jego wejście.
— Jesteś taki dobry w tym, co robisz ustami — szepnął Draco. — Myślisz, że mogę się odwdzięczyć?
Potter wymamrotał słaby protest, ale Draco już zsunął się wzdłużnego ciała i docisnął mu uda do piersi. Od lat potrafił rzucić Elutus bez użycia różdżki, choć nigdy nie zrobił tego dla Harry'ego. Potter sapnął, czując działanie zaklęcia, a potem, gdy język Draco musnął wrażliwą skórę, wydał z siebie coś podobnego do łkania.
Rimming był czymś, czym Draco nigdy wcześniej nie miał możliwości odwdzięczyć się Harry'emu. W ciągu ostatniego tygodnia jakoś nie było ku temu okazji. Dźwięki, jakie wyrywały się z ust Pottera, były pewnym dowodem, iż nikt wcześniej mu tego nie robił. Malfoy nie spieszył się, zakreślając czubkiem języka okrąg, a potem naciskając delikatnie na jego środek.
Gdy jego język włamał się wreszcie do ciała kochanka, Harry zareagował zduszonym jękiem.
— Dlaczego to takie dziwne... że mi się podoba?
— Bo to jest nieprzyzwoite — odparł Draco, ponownie wsuwając język do ciała Harry'ego.
— Och, Boże. — Potter podciągnął kolana jeszcze wyżej, jak gdyby próbował otworzyć się dla kochanka nawet bardziej, podczas gdy język Malfoya wsuwał się w niego i wysuwał.
Penis Draco był tak twardy, że aż bolał. Były Ślizgon niczego nie pragnął teraz tak bardzo, jak wsunąć się w Harry'ego, poczuć jego ciasnotę i gorąco, i patrzeć na jego twarz, kiedy by go pieprzył. Sięgnął po różdżkę i podciągnął się do góry, na pierś kochanka.
— Harry, naprawdę chcę...
— Dobrze — szepnął Potter. Jego oczy były ciemne i nieruchome.
Draco zawahał się. Powinien zapytać Harry'ego, czy jest pewien, ale nie chciał mu dawać szansy na zmianę zdania. Wsunął w kochanka czubek różdżki i wyszeptał zaklęcie nawilżające, a potem powtórzył je na sobie. Jak na pierwszy raz lubrykantu nigdy za wiele. Nakierował główkę penisa na odpowiednie miejsce i spojrzał na Pottera.
Harry był trochę blady, ale wyglądał, jakby starał się odprężyć. Draco uśmiechnął się i pocałował go.
— Gotowy? — Harry kiwnął głową, więc Malfoy zaczął naciskać, spotykając natychmiastowy opór. Wiedział, że to musiało boleć, ale mimo to próbował wejść odrobinę głębiej. Potter zacisnął mocno powieki, na co Draco zatrzymał się, niepewny, co robić. — Jesteś...
— Przestańprzestańprzestań — wyrzucił z siebie Harry jednym ciągiem. — Proszę...! — Draco wycofał się z westchnieniem i usiadł obok kochanka, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. — Przepraszam, ale... naprawdę bolało — powiedział Potter. Jego policzki były blade, a oczy ciągle zamknięte. Draco nie odezwał się. Uznał, że słowa w rodzaju „Nie byłeś dostatecznie zrelaksowany” w niczym by teraz nie pomogły. Pocałował tylko Harry'ego w ramię i czekał. Przez chwilę trwała cisza. — Przepraszam — powtórzył wreszcie Harry, odwracając się w stronę Draco. — Naprawdę chciałem...
— Wiem — odparł Draco. — Spróbujemy innym razem.
Harry uśmiechnął się i spojrzał w dół na wiotczejącą erekcję Malfoya.
— Chcesz, żebym się tym zajął?
— Nie teraz — powiedział Draco. Wsunął się pod kołdrę i kiwnął na Harry'ego, aby do niego dołączył. — Może później.

***

Obudził ich łomoczący dźwięk. Początkowo Draco pomyślał, że to znowu Manny i Hermiona, ale po chwili przypomniał sobie, gdzie jest. Harry usiadł na łóżku, wyglądając na lekko zdezorientowanego.
Zegar wskazywał w pół do jedenastej w nocy i ktoś dobijał się do drzwi.
— Zostań tu — powiedział Potter, wciągając spodnie od piżamy i łapiąc za różdżkę. Wyszedł i zamknął za sobą drzwi sypialni.
— Wcale nie jestem taki bezradny, wiesz? — wymamrotał Draco. Leżał w ciemności i nasłuchiwał.
Chwilę później zobaczył, jak światło w szparze pod drzwiami przesunęło się, a potem usłyszał głosy. Ktokolwiek mówił, robił to cicho. Raczej nie brzmiało to na kłopoty.
Draco ubrał bokserki, podszedł cichutko do drzwi i uchyli je odrobinę. Zobaczył, że Harry i ktoś jeszcze siedzą na kanapie i rozmawiają. Przybyła osoba nagle rzuciła się Potterowi w ramiona i właśnie wtedy Malfoy ją rozpoznał. Cho.
Wyglądała na zdenerwowaną, a Harry najwidoczniej ją pocieszał. Draco nie mógł opanować skurczu zazdrości, który ścisnął jego gardło. Po południu udało mu się przekonać samego siebie, że owe spotkanie w czasie obiadu nie było niczym innym, jak formą pożegnania. Potter wspominał coś wcześniej o dokumentach rozwodowych, więc może umówił się z nią tylko po to, aby je dostarczyć.
Ale to? Piękna kobieta pukająca w nocy do mieszkania swojego byłego i rzucająca mu się w ramiona? Draco parsknął. Uchylił drzwi trochę szerzej i skupił się, aby usłyszeć rozmowę.
— ...zrozumiałam, że Aaron to kompletny gnojek i tyle. Ona była jedną z jego studentek, choć on się tym wcale nie przejmował. — Cho oparła się o kanapę i przetarła oczy.
Harry patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Draco tylko z grubsza wiedział, dlaczego się rozstali, ale był raczej pewien, że miało to związek ze zdradą Cho właśnie z owym Aaronem.
Głupia cipa.
— Tęsknię za tobą, Harry. Byłam taka głupia i wiem, że pewnie mnie teraz nienawidzisz, ale...
— Cho, posłuchaj...
— Myliłam się, Harry. — Z jej ciemnych oczu popłynęły łzy. Desperacko złapała Harry'ego za rękę. — Nie oczekuję, że przyjmiesz mnie z powrotem lub cokolwiek podobnego, chciałam tylko... — Zamilkła, a jej usta wyraźnie zadrżały. Harry westchnął, patrząc na ich połączone dłonie. Wydawało się, że zabrakło mu słów. Cho spuściła wzrok i dotknęła sygnetu Pottera. — Przez jakiś czas myślałam, że to twoja ślubna obrączka. Jak długo go masz?
— Kilka lat — odparł Harry, unosząc spojrzenie. — Niedawno znowu zacząłem go nosić. Należał do Rona. — Głowa Cho uniosła się gwałtownie. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć odpowiednich słów. W końcu wolną dłonią ujęła policzek Harry'ego i wychyliła się, aby go pocałować.
Potter zamarł niczym ktoś, kto właśnie doznał szoku. Draco czekał, aż się odsunie, powie coś, odepchnie ją od siebie, ale Harry niczego takiego nie zrobił. Po prostu siedział i czekał, aż była żona go pocałuje.
Draco wiedział, że to okropny pomysł, ale nie mógł się opanować. Otworzył drzwi szeroko i zakaszlał. Harry podskoczył, jak gdyby właśnie sobie przypomniał, gdzie jest. Cho uniosła wzrok i gwałtownie wciągnęła powietrze.
Całkowicie świadomy, jak dziwacznie wygląda w samych tylko bokserkach i z rozczochranymi włosami, Draco podszedł do nich i usiadł na boku kanapy, tuż za Potterem. Uśmiechnął się lekko do Cho i pochylił, aby położyć rękę na ramieniu Harry'ego.
— Malfoy — warknęła Cho. Oczy miała wielkie jak spodki. — Ja nie... Jesteś...
— W Stanach? Śmierciożercą? Martwy?
— Tutaj! — skończyła wreszcie. Jej usta otwierały się i zamykały, jakby nie potrafiła słowami wyrazić swojego szoku.
Harry oparł się o Draco i westchnął
— On pracuje dla nas i... to znaczy... Draco i ja...
— To jest dokładnie tak, jak wygląda — przyszedł mu z pomocą Malfoy.
Cho, zaszokowana, zapadła się na kanapie.
— To... Och, mój Boże. — W końcu ponownie spojrzała na Harry'ego. — Jak długo?
— Od kilku tygodni — odparł Potter, odwracając wzrok.
Twarz Cho na moment się zachmurzyła, a potem jej oczy spotkały oczy Draco. W spojrzeniu kobiety zabłysła iskra czegoś dziwnie znajomego. W odpowiedzi Malfoy opuścił powieki, a Cho zareagowała zaciśnięciem ust w cienką linię. Wstała i odwróciła wzrok, robiąc to tak, jak gdyby włożyła w to całą siłę woli.
— Przepraszam, że przeszkodziłam. Powinnam wyjść...
Harry również wstał i położył dłoń na jej ramieniu.
— Przykro mi z powodu Aarona. To pretensjonalny dupek, który pieprzy wszystko wokół. Poza tym, my byliśmy tak krótko po ślubie.
Cho z przymusem posłała Harry'emu uśmiech.
— Właściwie, po co się tym przejmowaliśmy?
— Bo myśleliśmy, że w ten sposób postępujemy właściwie — odparł Harry, muskając jej policzek jednym palcem.
Cho wyglądała na kogoś, kto usilnie stara się utrzymać na twarzy wyraz smutnej akceptacji.
— Oczywiście.
— Dobranoc — powiedział Harry.
Kobieta kiwnęła głową i otworzyła drzwi. Zanim je za sobą zamknęła, odwróciła wzrok i rzuciła Malfoyowi pełne wyrzutu spojrzenie.
Harry odwrócił się do Draco i westchnął.
— Boże, to było... interesujące.
Malfoy wyciągnął w jego stronę rękę.
— Wracamy do łóżka?
— Jeszcze nie. — Harry usiał na kanapie i podciągnął kolana do piersi.
Draco splótł dłonie za plecami.
— Harry, przykro mi. — Sam nie miał pojęcia, z jakiego powodu, ale właśnie coś takiego powinno się mówić w podobnych sytuacjach, prawda?
Potter potrząsnął głową.
— Nie mogę w to uwierzyć — przerwał i zacisnął usta. Draco patrzył na niego, niepewny, co zrobić. — Przyszła wypłakać się w moich ramionach, bo kochanek oszukał ją z jakąś małolatą, jak gdybym mógł... Po wszystkim, ona... — Przełknął ślinę i Draco zrozumiał, że Harry ze wszystkich sił stara się nie stracić kontroli nad własnymi emocjami.
Westchnął i usiadł obok niego. Nie miał pojęcia, co teraz zrobić.
Potter gapił się przez chwilę na podłogę.
— Przepraszam — powiedział w końcu.
— Nie jesteś winien, że twoja była żona to egocentryczna suka. Wiesz, gdybyś chciał, mogę ją zabić. — Harry roześmiał się, ale ciągle nie spojrzał Draco w oczy. — Chodź do łóżka — powtórzył Malfoy łagodnym głosem. — Proszę.
Potter wreszcie na niego spojrzał. Jego oczy błyszczały.
— Idź, zaraz do ciebie dołączę. Potrzebuję kilku minut w samotności.
Draco poczuł, jak jego żołądek ponownie zaciska się w supeł.

***

Oczy Lucjusza zwęziły się, kiedy patrzył, jak syn rzuca niedopałek na chodnik i zgniata go obcasem buta. Draco zesztywniał, kiedy ojciec wyciągnął rękę i dotknął jego twarzy.
— Wszystko we właściwym czasie, chłopcze. Jest coś, co chciałbym, abyś zrobił.
Draco poczuł się jakby wmurowany w miejsce, w którym stał. Dlaczego nie potrafił się poruszyć?
— Nie zmieniłem zdania. Nie mam zamiaru...
— Wszystko, o co teraz proszę, to abyś pomógł w schwytaniu Pottera. Wiemy, gdzie jest. Złapiemy go bez problemu, ale jesteś nam potrzebny, żeby go kontrolować i nakłonić do współpracy.
Draco zamknął oczy i spróbował się skoncentrować. Musiał znaleźć jakieś wyjście, ale jego umysł nie chciał współpracować. Zabawne, że nie mógł sobie przypomnieć, co pił dzisiejszego wieczoru. Tak naprawdę nie mógł sobie przypomnieć niczego.
Ojciec pochylił się do przodu i pocałował syna w policzek.
— Skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle — szepnął. W tych słowach było coś, co przerażało Draco.
Lucjusz odwrócił się i odszedł. Draco oparł się o ścianę jednego z budynków. Słowa ojca ciągle dzwoniły mu w uszach: Skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle.
Czyjaś ręka złapała go za nadgarstek i pociągnęła w ciemność. Sięgnął po różdżkę, ale nie był w stanie zawinąć wokół niej palców. Uniósł wzrok, a tym czasie przegub jego dłoni został uwolniony. Obok niego nie było nikogo.

***

Draco obudził się i stwierdził, że ciągle jest sam w łóżku.


***


*stopniowe wzmacnianie siły dźwięku
**OBRAZEK
***sieć handlowa, której nazwa pochodzi od francuskiego „gotowe do zjedzenia” (w odróżnieniu od produktów „na wynos”); nazwę zapożyczono od „prêt à porter” (gotowe do noszenia)
**** dość popularna internetowa amerykańska rozgłośnia radiowa


***


KONIEC ROZDZIAŁU II



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
POGRĄŻENI W SZAROŚCI, różne
Pokój pogrążony był w półmroku, różne
AA Pogrążeni w szarości 1 3(sq ZS)
Diagnoza rozne podejscia teoretyczne
na niebie są widoczne różne obiekty astronomiczne
rózne
Różne rodzaje grzejników
Rozne typy zrodel historycznych
Mechanik rozne techniki
Meighan Socjologia edukacji rozdz 11
201 Czy wiesz jak opracować różne formy pisemnych wypowied…id 26951
9 rozdz
Margul T Sto lat badań nad religiami notatki do 7 rozdz
8 Cwiczenia rozne id 46861 Nieznany
Biologia, Rozdz 8 i 9
Pogranicza psychiatrii rozdz 11 OSTRE REAKCJE NA STRES
I KOMUNIA - RÓŻNE DZIĘKCZYNIENIA RODZICÓW, KATECHEZA, I Komunia - Scenariusze uroczystości

więcej podobnych podstron