AA Pogrążeni w szarości 1 3(sq ZS)


POGRĄŻENI W SZAROŚCI

Opowiadanie jest sequelem do ZAGUBIONEGO SERCA.

PROLOG


— Witaj, Draco.
Draco Malfoy zamarł, słysząc blisko siebie ten wyniosły i zimny głos. Taki, jakim go zapamiętał. Obrócił się i mocniej zacisnął wokół siebie poły zimowego płaszcza. Przywołał na twarz swój najbardziej ironiczny uśmieszek.
— Ojcze. Jak zawsze, miło cię widzieć.
— To już rok, odkąd ostatni raz mieliśmy tę przyjemność. Uciekasz przede mną. — Lucjusz potrząsnął głową, jak gdyby upominał niegrzeczne dziecko. Wyglądał dokładnie tak, jak w jego wspomnieniach.
Draco wyciągnął papierosa ze znajdującej się w kieszeni paczki i zapalił go machnięciem ręki. Spojrzał na twarz ojca, ale nie doczekał się żadnej reakcji na ten pokaz użycia magii bezróżdżkowej. Zaciągnął się głęboko i dmuchnął dymem w stronę Lucjusza.
— Złapanie mnie zajęło ci wieki.
— Jak widzę, ciągle chcesz popełnić samobójstwo. — Lucjusz machnięciem ozdobionej pierścieniami dłoni rozwiał unoszący się wokół niego dym. — Przyszedłem, żeby złożyć ci ofertę. Sugeruję, abyś wysłuchał mnie bardzo uważnie.
— Też się cieszę, że cię widzę, ojcze — wymamrotał Draco. Bardzo chciałby palić teraz skręta, zamiast papierosa. Na taka rozmowę czuł się zdecydowanie zbyt trzeźwy.
Lucjusz zignorował jego komentarz.
— Zwróciło moją uwagę, że jesteś związany z Harrym Potterem, który teraz przebywa w San Francisco.
— Nie masz pojęcia, o czym mówisz.
— Ale wiem, kiedy kłamiesz. Zawsze wiedziałem.
— Dlaczego obchodzi cię, kogo pieprzę? — Draco uniósł papierosa do ust.
— Jeśli chodzi o kogoś takiego, jak Potter, nie mogę udawać ślepego na perwersje mojego syna.
Draco uśmiechnął się złośliwie.
— Nie możesz znieść myśli, że rozkładam nogi przed Chłopcem, Który Przeżył?
Twarz Lucjusza zachmurzyła się, ale już po chwili mężczyzna zmusił się do chłodnego uśmiechu.
— Zapewne rozumiesz, jak ważny jest Potter. Wszystko zależy od tego, czy pozostanie pod wpływem zaklęcia tłumiącego w Ministerstwie Magii. Przebywa już w San Francisco zdecydowanie zbyt długo.
— Wkrótce wyjedzie — odpowiedział Draco. — To nie stanowi problemu. W poniedziałek wróci do ministerstwa i pracy pod czujnym okiem twoich marionetek.
Uśmieszek Lucjusza był istnym studium samokontroli.
— Jestem tu, aby złożyć ci ofertę, Draco. Do tej pory nie zrobiłeś nic, poza zwalczaniem moich prób odbudowy naszych stosunków...
— Ponieważ uparcie nazywałeś mnie przed matką zwyrodnialcem, obciągaczem kutasów, pedałem, dupodajką...
— ...ale jestem skłonny do jeszcze jednego wysiłku — kontynuował Lucjusz napiętym głosem. — Nie możemy dopuścić, aby Potter po raz kolejny wyrwał się spod naszych wpływów. Świat nie jest jeszcze gotowy na poznanie planów Czarnego Pana.
— I dlatego powinienem ci pomóc? Nie chcesz mi nawet powiedzieć, na czym te plany polegają. — Draco rzucił na chodnik niedopałek papierosa i zgniótł go obcasem buta.
Lucjusz postąpił krok do przodu, uniósł ubraną w czarną rękawiczkę dłoń i przesunął palcem po policzku syna.
— Wszystko we właściwym czasie, chłopcze. Jest coś, co chciałbym, abyś zrobił.
Draco nie cofnął się. Skrzyżował spojrzenie z chłodnym wzrokiem ojca.
— Nie zmieniłem zdania. Nie mam zamiaru...
— Wszystko, o co teraz proszę, to abyś pomógł w schwytaniu Pottera — przerwał mu Lucjusz. — Wiemy, gdzie jest. Złapiemy go bez problemu, ale jesteś nam potrzebny, żeby go kontrolować i nakłonić do współpracy.
Draco odwrócił się i w zamyśleniu zacisnął usta. Prawdę mówiąc, grał na zwłokę.
— Mogę cię zapewnić, że on wkrótce wróci do Wielkiej Brytanii — powiedział. — Sam go tam zabiorę, a potem... — Zaczerpnął ostrożnie powietrza. — Potem rozważę ponownie twoją ofertę.
Lucjusz uniósł brew.
— Moją ofertę?
— Nie zmuszaj mnie, abym się powtarzał, ojcze — odparł Draco, usilnie starając się utrzymać spokojny ton głosu. — Wątpię, aby twój ograniczony umysł mógł znieść wizję szczegółów.
— Mimo że doceniam twój entuzjazm — Lucjusz spuścił wzrok — nie będzie on już potrzebny. Plany się zmieniły. Nie potrzebujemy już twoich usług. — Draco zacisnął zęby. To była jego jedyna karta przetargowa. — Jedyne, czego od ciebie chcemy, to żebyś pomógł w pojmaniu Pottera. Zrobimy to dzisiaj w nocy. Kiedy będziemy go mieli, skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle.
Lucjusz pochylił się do przodu i pocałował syna w policzek. Draco poczuł na skórze zimny dotyk warg i opanował pragnienie, aby zadrżeć. Uśmiech ojca był chłodny. Przyglądał się synowi jeszcze przez chwilę, a potem odwrócił się i odszedł.
Draco poczekał, aż mężczyzna zniknie z zasięgu wzroku, po czym, przerażony, oparł czoło o ścianę najbliższego budynku. Musiał dokonać wyboru — takiego, który, jak miał nadzieję, da mu wystarczająco dużo czasu.

Draco usiadł gwałtownie na łóżku. Serce biło mu jak szalone, a buzująca w żyłach adrenalina sprawiła, że momentalnie się przebudził. Przycisnął dłonie do czoła.
Był w Londynie. Tamto już się skończyło. Ojciec nie dopadł Harry'ego. Wszystko było w porządku.
Materac obok niego ugiął się. Poczuł, jak ciepła ręka musnęła jego udo, więc obrócił głowę. Ciemne włosy Harry'ego, zaledwie widocznego spod kołdry, sterczały we wszystkich kierunkach. Draco zsunął nogi z łóżka, wahając się, czy zostawić jego ciepło. W pokoju panował okropny chłód.
— Draco? — usłyszał ciche mruczenie. — Dobrze się czujesz?
— Tak — szepnął. W ciągu ostatniego tygodnia miał koszmary kilka razy i zawsze śniło mu się to samo. Dokładnie identyczna rozmowa pomiędzy nim i ojcem, której rezultatu nie był w stanie zmienić. Podobnie, jak nie mógł pozbyć się wrażenia, że to jeszcze nie koniec.
Wstał i poszedł do kuchni Harry'ego. Szklanka wody, którą wypił, w zasadzie nie pomogła, ale przynajmniej miał pretekst, aby wyjść z łóżka i opóźnić moment powrotu do snu. Już drugi raz spał w mieszkaniu Pottera — być może to był powód jego niepokoju.
Skorzystał jeszcze z toalety i wślizgnął się z powrotem pod kołdrę. Harry obrócił się na drugą stronę, będąc teraz zwróconym do niego plecami i pochrapywał cicho. Draco zapatrzył się w sufit w nadziei, że może jednak nie uda mu się zasnąć.


ROZDZIAŁ I


21 lutego, 2004: sobota

Kiedy Draco się obudził, w powietrzu unosił się silny aromat kawy. Mężczyzna przesunął się pod kołdrą, nie chcąc jeszcze wstawać. Ciepło pościeli dodawało otuchy, a przez zasłony przesączało się delikatne światło. Tę część poranka lubił najbardziej. Wczesny świt, zanim będzie musiał wstać. Dzisiaj jednak była sobota, więc cieszył się, że będzie mógł spać do woli.
— Kawy?
Draco otworzył oczy i zobaczył pochylającego się nad nim Harry'ego — bez koszuli, rozczochranego, z parującym kubkiem w ręce. Przymknął powieki. Potter chyba nie oczekiwał, że wstanie właśnie teraz.
— Mmm... a może potrzebujesz motywacji, aby się obudzić? — Chłodna ręka wsunęła się pod kołdrę i pogłaskała jego udo. Draco pisnął i przekręcił się na drugą stronę. — Widzę, że humor ci z rana dopisuje — zażartował Harry. Draco usłyszał dźwięk odkładanego na pobliski stolik kubka i poczuł, że Potter wślizguje się do łóżka. Musiał zdjąć spodnie od piżamy, bo jego członek napierał na udo Draco. — W porządku, jeśli chcesz, możesz spać. Mnie to nie przeszkadza. — Zimna dłoń odnalazła jego biodro, a potem złapała miękkiego penisa. Draco zastanawiał się, czy nie zaprotestować, ale zrezygnował, gdyż wargi Harry'ego łaskotały jego szyję, a chłodne palce głaskały erekcję.
— Dzień dobry — powiedział, stając się pobudzony wbrew zamiarom powrotu do snu. Przeklęte palce Harry'ego. — Masz zimne ręce. — Potter zanurkował pod kołdrę i sekundę później penis Draco znalazł się w jego ustach. — Och, Boże. — Malfoy wciągnął gwałtownie powietrze i otworzył oczy. Potter nie zrobił tego od owej pamiętnej nocy w San Francisco, jak mu się wydawało, odległej o długie miesiące. W zasadzie Draco zaczął się zastanawiać, czy jeszcze kiedykolwiek to się powtórzy. — Jak miło — szepnął i odsunął kołdrę, aby Harry miał czym oddychać.
— Świetnie — powiedział Potter, uwalniając na moment usta, ale zaraz ponownie wsunął w nie penisa. Zdaniem Draco, stosunek ten był wyjątkowo niedbały, ale fakt, że robił mu to Harry rekompensował wszystko z nawiązką.
— Och... to coś z językiem... Rób tak jeszcze. — Harry zaczął poruszać się powoli, niespiesznie, ssąc penisa Draco w spokojnym tempie. Jego język wirował wokół główki, podczas gdy dłoń złapała podstawę erekcji. Draco zacisnął mocno dłonie nad głową i westchnął. — Fantastycznie.
Harry przez dłuższy czas utrzymywał powolny i stabilny rytm. Draco mógłby leżeć tak godzinami, z delikatnie ssanym penisem, jądrami pieszczonymi przez niewprawne palce i śliną spływającą w dół jego erekcji. W końcu ruchy Harry'ego stały sie trochę nieskoordynowane, pewnie dlatego, że zaczynała boleć go szczęka. Będą musieli popracować nad jego wytrzymałością.
— Chcesz, żebym skończył?
— Tak — chrząknął Harry. Nawet jego głos brzmiał na zmęczony.
— Włóż palce...
Potter rozsunął mu uda i Draco poczuł jeden mokry opuszek sondujący jego wejście. Zadrżał, czując bolesne draśnięcie. Musi uprzedzić Harry'ego, żeby dokładniej obcinał paznokcie. Ale teraz, jeśli będzie ostrożny... — Zegnij palec i potrzyj... — Harry odnalazł odpowiednie miejsce, w efekcie czego Draco gwałtownie zaczerpnął powietrza. — Och, właśnie tak... ssij mocniej... Boże... — Palec Pottera naciskał na jego prostatę, usta pracowały intensywniej i oczy Draco praktycznie obróciły się w głąb czaszki.
Gdy przebiegła przez niego fala orgazmu, jego słowa stały się niezrozumiałe. Harry zesztywniał, gdy Draco doszedł, a potem zamarł w kompletnym bezruchu. Malfoy założył, że kończenie w ustach jest świetnym pomysłem, ale, być może, powinni wcześniej o tym porozmawiać. Niestety, było już za późno.
— Boże, Harry — powiedział, ignorując fakt, że Potter niezgrabnie obejmował wargami jego penisa, najwidoczniej próbując zdecydować, co zrobić z nasieniem. Draco nie otwierał oczu, dopóki nie wydało mu się, że Harry zdołał przełknąć. — Było cudownie.
— Cieszę się — odparł Potter i usiadł obok niego. Draco uniósł powieki. Usta Harry'ego były wilgotne i obrzmiałe, a twarz zaczerwieniona. Jego twarda erekcja muskała mu udo.
Draco uśmiechnął się.
— Mam zwrócić przysługę?
Niewytłumaczalnie, Potter się zarumienił.
— Nie, naprawdę nie musisz.
— Żartujesz? — Draco roześmiał się głośno, ale zaraz zrozumiał, że Harry wcale nie udawał. Objął dłońmi jego twarz i przyciągnął go do pocałunku. — Chcę sprawić, że dojdziesz — szepnął tuż przy jego wargach. — Powiedz, czego sobie życzysz.
Harry jęknął mu prosto w usta i wsunął kolano między uda. Wyciągnął rękę po leżącą na brzegu łóżka różdżkę.
Potter był zaskoczony, kiedy dowiedział się, jak wiele zaklęć może być pomocnych przy seksie analnym: nawilżające, antywirusowe, rozciągające, oczyszczające. Noc wcześniej Draco wsunął czubek swojej różdżki do jego tyłka i wymamrotał zaklęcie, które sprawiło, że oczy Harry'ego rozwarły się wręcz komicznie.
Teraz Potter je powtórzył, dotykając wejścia Draco samym koniuszkiem różdżki.
— Nie tak, musisz ją włożyć do środka — szepnął Malfoy, rozsuwając nogi trochę szerzej. — Inaczej tylko... — Harry wsunął w niego różdżkę na kilka dobrych centymetrów i Draco zaczerpnął gwałtownie powietrza. — Ostrożnie!
— Przepraszam — mruknął Harry. — Jak głęboko?
— Tak jest dobrze. Właściwie to nieco perwersyjne.
Potter zachichotał i szepnął:
Elutus.*
Czując przepływ magii, Draco nie mógł się powstrzymać i zamknął oczy. Zaklęcie to było dla niego jak element gry wstępnej, prezerwatywy i mugolskie nawilżacze nie mogły z tym konkurować.
Harry wsunął różdżkę odrobinę głębiej, po czym wycofał ją powoli. Po chwili ponownie wsunął do środka.
— Chcesz, żebym przestał? — zapytał.
Draco uśmiechnął się.
— Podoba ci się pieprzenie mnie swoją różdżką, prawda?
— Tak — odparł Potter, nie odrywając oczu od miejsca między udami Malfoya.
— Dlaczego?
— Nie wiem. Pewnie dlatego, że ogólnie podoba mi się pomysł pieprzenia ciebie.
— Mnie też podoba się pomysł pieprzenia ciebie — powiedział Draco, unosząc brew.
Policzki Pottera przybrały ujmująco różowy kolor.
— Wiem. — Harry uciekł spojrzeniem.
— To nie musi boleć.
— Jasne, powtarzaj mi to. — Harry wyjął różdżkę z tyłka Draco i skierował ją na swojego penisa. — Madefio** — powiedział i spojrzał na kochanka, na jego pociemniałe i szeroko otwarte oczy. — Wszystko w porządku?
Draco nie kontynuował tematu, uśmiechając się w zamian.
— Jak mnie chcesz?
Harry, ku uldze Malfoya, odwzajemnił uśmiech.
— Może na czworakach?
— A co powiesz na to? — zapytał Draco, odwracając się na brzuch. — W ten sposób będzie dużo ciaśniej.
Poczuł, jak Harry klęka nad nim okrakiem, a mokry czubek jego penisa wciska mu się między pośladki. Zmusił się do odprężenia. Potter wtargnął w niego jednym płynnym ruchem. Był na tyle duży, że przez chwilę bolało, ale doznanie nie było całkiem nieprzyjemne — mocne rozciągnięcie, wypełnienie, nacisk na interesujące miejsca.
— Boże, naprawdę ciasno — jęknął Harry. — Jesteś taki ciepły, cieplejszy niż... — przerwał i zaczął się poruszać.
Draco ucieszył się, że Potter nie skończył zdania. Zamiast tego skupił się na uczuciu, jak Harry przesuwa się tam i z powrotem, na płynnym ruchu penisa wewnątrz siebie, na dźwięku oddechu kochanka nad sobą.
— Dobrze ci? — spytał Potter.
— Mmm... tak — mruknął Draco. — Jest cudownie. — Nie zamierzał dojść drugi raz i miał nadzieję, że Harry tego nie oczekuje.
Na szczęście Potter wydawał się wystarczająco bliski własnego orgazmu, aby interesować się czymkolwiek innym. Draco skupił się na zaciskaniu mięśni zgodnie z rytmem pchnięć partnera, aż ten w końcu, oddychając ciężko, opadł na jego plecy, żeby się uspokoić.
Draco chciał tak przez chwilę pozostać: z penisem Harry'ego w sobie, jego ciężarem wgniatającym go w materac, światłem słońca igrającym na pościeli. Potter jednak pokręcił się trochę, wysunął z niego i wstał z łóżka. Draco westchnął. Jego tyłek był teraz niewygodnie rozluźniony i mokry, do tego był w tym uczuciu osamotniony. Jeśli nauczył się czegoś w ubiegłym tygodniu, to właśnie tego, że Harry nie był typem, który po stosunku lubi się przytulać.
Nie otwierał oczu, łudząc się, iż jeśli pozostanie nieruchomy, Potter wróci. Usłyszał, jak otwierają się drzwi łazienki, a potem szum wody. Zastanowił się, czy powinien poczuć się urażony, że pierwszą rzeczą, jakiej Harry chciał po seksie, było zmycie wszelkich jego śladów. Do tego był teraz zimny — kołdra została zepchnięta na podłogę. Uniósł się, aby jej poszukać i podrapał się po brzuchu.
— Dobrze, że wstałeś — powiedział Harry, stojąc w wejściu do łazienki. — Jeśli chcesz, możesz wziąć prysznic pierwszy.
Draco czuł, jak jego wargi nadymają się.
Nie wstaję.
— Jest dziewiąta trzydzieści.
— No i?
— Mamy być u Hermiony o dziesiątej.
Draco zamknął oczy i opadł z powrotem na materac. Śniadanie. Zupełnie zapomniał.
— Musimy iść?
Nastała chwila ciszy.
— Ona na nas czeka.
— Ona czeka na ciebie. Ja nie zostałem zaproszony.
— Oczywiście, że tak — zapewnił Harry.
— Fakt, że stałem obok, kiedy cię zapraszała, wcale nie znaczy, że zaprosiła także mnie.
— Powiedziała was obu — odciął się Potter. W jego głosie pobrzmiewało zdenerwowanie. Draco otworzył oczy i zobaczył, że Harry stoi oparty o framugę, z rękami skrzyżowanymi na nagiej piersi. — Jak mogłaby zaprosić tylko mnie, widząc, że stoisz tuż przed nią?
— Ponieważ mnie nienawidzi — mruknął Draco, wiedząc, że przegrywa w dyskusji i będąc gotowym, w razie konieczności, uciec się do dziecinnych argumentów.
Harry westchnął.
— Wcale nie, ona tylko... nie miała okazji cię poznać.
— Powinienem iść do domu — odparł Draco. — Manny na pewno się martwi.
— Myślę, że Manny potrafi się domyślić, gdzie jesteś — powiedział Harry. — Wiedział, że wczoraj wieczorem wychodzimy razem. Powiedziałeś mu to przy obiedzie i kazałeś nie czekać. — Wargi Harry'ego wykrzywiły się w uśmiechu.
Draco spojrzał w sufit. Nie miał szans na wygraną. Może jednak, w jakiś sposób, uda mu się obrócić sytuację na swoją korzyść.
— Co dostanę, jeśli z tobą pójdę?
Potter wydał z siebie coś na kształt parsknięcia.
— Moją dozgonną wdzięczność.
Draco przetoczył się na bok i uśmiechnął do Harry'ego w sposób, który, miał nadzieję, wyglądał na ujmujący.
— Nie chcę iść na śniadanie z Granger i jej potomstwem Weasley, ale zrobię to... za pewną cenę. — Skrzywił sugestywnie usta.
Na wargach Pottera pojawił się sarkastyczny uśmiech. Draco zdążył go już polubić.
— Tobie zawsze chodzi o seks.
— Czy ja powiedziałem cokolwiek o seksie? — Draco przybrał niewinny wyraz twarzy.
Harry wywrócił oczami, ale było to tylko pozą, bo usilnie próbował się nie roześmiać.
— Dzisiaj wieczorem i tak planowałem znowu cię pieprzyć. Czego chcesz poza tym?
— Och, jestem pewien, że coś wymyślę.
— Oczywiście, jasne — westchnął Harry. — A teraz weź prysznic, dobrze?

***

O dziesiątej dziesięć wyszli z kominka w mieszkaniu Hermiony Granger. Draco otrzepał się z kurzu, próbując nie marszczyć brwi. Dopiero co wyczyścił ubranie zaklęciem Chłoszczyść, ponieważ miał je na sobie już drugi dzień, a dzięki nieumiejętności zakładania przez Granger uroków odkurzających, musiał zrobić to ponownie.
Harry wydawał się nieporuszony z powodu pokrywającej go cienkiej warstwy popiołu.
— Hermiona?
Draco rozejrzał się wokół i uświadomił sobie, że dom wygląda na pusty. Pełen nadziei zwrócił się do Harry'ego.
— Być może zapomniała. Ciągle możemy pójść do tej miłej, małej kawiarenki...
Głośny, dochodzący z góry huk sprawił, że obaj spojrzeli na sufit. Minutę później Granger-Weasley, jak przypominał mu Harry, zawsze potem dodając: „ale mów do niej Hermiona, dobrze?”, zeszła po schodach, zawinięta w pomiętą szatę i z wyrazem twarzy zbliżonym do przerażenia.
— Hej — powiedziała, zagryzając dolną wargę. — Tak mi przykro, zaspałam. Włączę ekspres.
— Dobrze się czujesz? — zapytał Harry.
— Tak, tak — odparła, nie patrząc na nich i ruszyła w stronę kuchni. — Miałam nastawić budzik, ale wyleciało mi z głowy i... — Szklany pojemnik z kawą wyślizgnął jej się z rąk i rozbił o podłogę. — Do diabła!
— Nic się nie stało, Hermiono — powiedział Harry, podchodząc bliżej i dotykając jej ręki. — Jesteś pewna, że wszystko z tobą w porządku?
— Tak. Ja tylko... Gdzie moja różdżka?
— Nic się nie stało — powtórzył Harry i wyjął z kurtki własną różdżkę. Skierował ją na stos szklanych kawałków. — Reparo. — rzucił. — Gdzie dzieci?
Hermiona podniosła z podłogi naprawiony słoik i wzięła głęboki oddech.
— Molly zabrała je na weekend. — Nabrała łyżką zmielonej kawy i wsypała ją do mugolskiego ekspresu, po czym wlała wody do pojemnika. — Robi tak od czasu do czasu, żeby dać mi chwilę dla siebie. — Zaległa niezręczna cisza, w czasie której Hermiona skończyła nastawiać ekspres i włączyła go. Odwróciła się do nich i chyba dopiero wtedy dostrzegła Draco. — Dzień dobry — powiedziała beznamiętnym głosem.
Draco zmusił się do uśmiechu.
— Jak dotychczas. Nie chcemy robić problemu. W sumie moglibyśmy pójść...
— Nonsens — warknęła, teraz już z miną pełną determinacji. — Po prostu zjemy śniadanie odrobinę później. — Wskazała na kanapę. — Proszę, czujcie się jak u siebie. Ja pójdę się ubrać — dodała i deportowała się z cichym dźwiękiem.
— Wygląda na to, że przyszliśmy w niewłaściwym momencie — rozważał Draco. — A ty się bałeś, że się spóźnimy.
Harry zmarszczył brwi.
— Ona ma zwykle wszystko gotowe, zanim się zjawię. Coś musi być nie w porządku.
Malfoy usiadł na kanapie.
— Słyszałeś, weekend bez dzieci. Pewnie nieczęsto ma okazję się wyspać.
Potter zajął miejsce obok Draco, opierając się o jego ramię.
— Tak sądzę. Ale mówiłem ci, że się ciebie spodziewa. — Szturchnął go łokciem.
— Chyba że dobrze ukryła zaskoczenie.
— Robi nawet dla ciebie kawę. Nie wiedziałem, że w ogóle ma ekspres. Czyż to nie miłe?
Draco spojrzał na niego groźnie.
— To w niczym nie zmienia naszej umowy, wiesz?
— Zobaczymy. Ale i tak masz się zachowywać.
— To akurat nie było częścią umowy.
— Naprawdę? — Uśmiech Harry'ego był wspaniały i Draco poczuł niewielkie ukłucie w żołądku. Potter patrzył na niego niemal zapraszająco, więc pochylił się, aby go pocałować.
— Ups. Nie zwracajcie na mnie uwagi. — Hermiona pojawiła się ponownie, tym razem ubrana w dżinsy i spraną koszulkę FCUK. Gęste włosy miała zarzucone do tyłu.
Harry odsunął się od Draco.
— Możemy pomóc?
— Nie, nie — powiedziała Hermiona. — Zaraz wszystko nastawię i będziemy mogli napić się kawy. — Wskazała różdżką na lodówkę, potem na kilka szafek i wymruczała zaklęcia. Różne przedmioty przeleciały wokół kuchni, tuż nad jej głową, z niebezpieczną prędkością: jajka wybiły się na patelnię i zaczęły się smażyć, dwie kromki chleba pożeglowały do tostera, a kilka następnych ustawiło się w kolejce, czekając cierpliwie na swoją kolej. Puszka pieczonej fasolki otworzyła się i opróżniła swoją zawartość do czekającego garnka, a talerze i sztućce ułożyły się starannie na stole. Hermiona machnęła różdżką w stronę ekspresu i dzbanek posłusznie nalał kawy do trzech kubków, które pojawiły się obok niego. Zabrała je do salonu, a dzbanuszek ze śmietanką i cukierniczka podążyły za nią.
— Zrobione — powiedziała. Wręczyła gościom kubki i usiadła na krześle.
— Nieźle — pochwalił Draco. Nigdy w życiu jeszcze nie widział, aby ktoś skoordynował tak wiele zaklęć kulinarnych. — To było imponujące.
Hermiona zdawała się nie wiedzieć, co zrobić z tym komplementem.
— Powinieneś zobaczyć, jak zmieniam pieluchy. Dobrze się wczoraj bawiliście?
Harry zarumienił się i nagle zaczął wykazywać wielkie zainteresowanie dodawaniem cukru i śmietanki do swojej kawy.
— Tak — odpowiedział Draco, odwracając się, aby spojrzeć na Hermionę. — Mieliśmy cudowną kolację. Najlepsze curry, jakie jadłem od wieków.
Kobieta zaśmiała się.
— Harry zna wszystkie najlepsze indyjskie restauracje. — Zerknęła na przyjaciela, ale odwróciła wzrok, kiedy zrozumiała, że ciągle jeszcze nie pozbył się zakłopotania. Draco rozejrzał się dokoła, aby znaleźć nowy temat do rozmowy, lecz jego umysł okazał się zadziwiająco pusty. — Przyzwyczaiłeś się już do zmiany czasu? — zapytała Hermiona, unosząc kubek do ust.
— Staram się — odparł Draco. Był zaskoczony, widząc ją w niedzielę na Heathrow. Oczywiście, bał się okropnie. Nie wiedział, czy gdy tylko się pojawi nie zostanie ogłuszony, choć Manny zapewniał, że do tego nie dopuści. Hermiona jednak zareagowała na jego pojawienie się spokojnie i nawet odprowadziła go do hotelu.
Harry odchrząknął, przerywając ciszę.
— A ty... jak spędziłaś wieczór?
— Dzień dobry — usłyszeli. Odwrócili się i zobaczyli schodzącego ze schodów Manny'ego.
Draco uśmiechnął się do swojej kawy.
— Masz odpowiedź na swoje pytanie.
Manny rzucił mu oszołomione spojrzenie, kiedy przemierzał pokój, aby stanąć obok czerwieniącej się kobiety.
— Jakie pytanie?
— Kawy? — zapytała Hermiona, wstając i zderzając się w efekcie z Mannym.
— Jasne — odparł mężczyzna i siadł obok Draco na kanapie.
Manny również miał na sobie to samo ubranie, co wczoraj na spotkaniu, a jego włosy były zupełnie rozczochrane. Draco oparł się pragnieniu, aby mu dokuczyć i tylko się uśmiechnął. Manny odwzajemnił uśmiech i uniósł brwi. Była to znana Malfoyowi mina, znacząca: „Co za noc!
— Aż tak dobrze, co? — zapytał.
Harry szturchnął go, ale Draco go zignorował.
Hermiona pojawiła się po chwili, wydając się odrobinę bardziej opanowana. Wręczyła Manny'emu kubek i ponownie usiadła na swoim krześle.
— Jeden z nas powinien prawdopodobnie pojawić się dzisiaj w mieszkaniu i podlać kwiaty — zażartował Draco.
Manny roześmiał się.
— Och, wątpię, aby zwiędły w ciągu jednego dnia.
— Nie wiem, niektóre z nich są raczej kapryśne. — Manny zachichotał, ale Draco był boleśnie świadomy, że są jedynymi osobami, które całą sytuację postrzegają jako zabawną. Harry ponownie wbił spojrzenie w kubek z kawą, a Hermiona studiowała swoje paznokcie. Westchnął tak dramatycznie, jak tylko potrafił. — Dobra, powiem to, skoro nikt inny nie chce. — Gdy wszyscy na niego spojrzeli, kiwnął głową w stronę Harry'ego. — On pieprzył mnie zeszłej nocy i, żeby być szczerym, drugi raz rano. — Odwrócił głowę od Pottera, gapiącego się na niego z otwartymi ustami. — Manny pieprzył wczoraj i pewnie wyprawiali też inne rzeczy, o których nie będziemy dyskutować. Kiedy tu przyszliśmy, prawdopodobnie byli w trakcie. — Hermiona jęknęła cicho i zarumieniła się jeszcze bardziej. Draco zwrócił się teraz do Manny'ego, który zagryzał wargę, próbując się nie roześmiać. — My pieprzyliśmy się regularnie. I nieważne, jaka jest prawda, każdy myśli, że Harry i Hermiona robili to samo w szkole. — Draco ruchem ręki zatrzymał chcącego zaprotestować Pottera. — Sedno w tym, że każdy z nas uprawiał seks z każdym i wszyscy o tym wiemy. Już za późno, żeby się tym przejmować. — Harry wzruszył ramionami, po raz kolejny wbijając wzrok w swoją kawę. Hermiona zachichotała, rzucając ukradkowe spojrzenie Manny'emu. Draco nie mógł się opanować. — Czyli robiliście to, kiedy przyszliśmy?
Łokieć Pottera po raz drugi wbił się w jego bok, ale zignorował to. Hermiona z uśmiechem skinęła głową. Innej odpowiedzi Draco nie potrzebował.

***

— I myślę, że do treningu opierania się zaklęciu tłumiącemu powinniśmy włączyć więcej urzędników — powiedziała Hermiona, splatając dłonie nad pustym talerzem. — Zaklęcie wpływa na wszystkich, więc nie rozumiem, dlaczego pracownicy niżsi rangą mieliby zostać wykluczeni.
— Jednocześnie poradzimy sobie tylko z ograniczoną liczbą ludzi — sprzeciwił się Manny. — Według planu mamy wyszkolić wyższe kadry, które potem zajmą się swoimi podwładnymi.
Hermiona potrząsnęła głową.
— Nie jestem przekonana, czy do tego dojdzie. Połowa z nich nawet nie wierzy, że to prawda.
Draco czuł, jak zaciska mu się szczęka. Jemu, oczywiście, nie wierzyli. Wiedział, że to z powodów osobistych. I jeśli tu zostanie, zawsze tak będzie.
— To nie jest łatwe — powiedział Harry. Malfoy uniósł wzrok, aby spotkać jego oczy, ale Potter unikał jego spojrzenia. — Bass jednak wierzy, a pracownicy są mu lojalni.
— Ale Fallin nie wierzy — rzuciła Hermiona i zmrużyła oczy. — A Bass nie będzie sprzeciwiał się Ministrowi Magii.— Brwi Harry'ego uniosły się, na co przyjaciółka westchnęła. — Nie wściekaj się, uważam, że Bass jest świetnym facetem i wspaniałym szefem, ale za bardzo pozwala Fallinowi wtrącać się w swoją pracę.
— I Bass pozwoli Fallinowi wziąć za to odpowiedzialność, gdy już dowiedziemy, że mamy rację — powiedział Harry. — To ważne, Hermiono. Udowadnia, że śmierciożercy manipulują ministerstwem pod nosem samego ministra. Oczywiście sprzeciwi się, aby te informacje pojawiły się w gazetach.
Draco parsknął i wszyscy spojrzeli na niego.
— Myślisz, że gazety dowiedzą się czegokolwiek, nawet jeśli udowodnimy, że mamy rację? Ciężko mi uwierzyć, że brytyjska czarodziejska prasa zmieniła się aż tak bardzo w ciągu pięciu lat.
Harry westchnął i odsunął się od stołu. Wyglądał na zmęczonego.
— Nie, nie zmieniła się.
— Robisz jakieś postępy w samodzielnym opieraniu się tłumiącemu zaklęciu? — zapytał Manny.
Potter wzruszył ramionami.
— Tak, pomogło mi, że na jakiś czas wyjechałem. Nie wiedziałbym, jakie to skomplikowane, gdybym nie poczuł różnicy.
— Nie jest łatwo je zablokować — powiedział Draco łagodnym głosem. — Może nie aż tak trudno, jak Imperiusa, ale podobnie.
— Ale to jednak coś, czego muszę być stale świadomy. — Harry westchnął. — Stawianie oporu zaklęciu wyczerpuje i przeszkadza w koncentracji.
— Właśnie na tym polega jego działanie. Manny i ja również musimy się bardzo starać, aby mu się oprzeć.
— To nie to samo. Nie spędzacie tyle czasu w ministerstwie.
Draco opanował impuls rozdrażnienia. Był niemal zaskoczony zmiennym nastrojem Pottera w ciągu ostatniego tygodnia. W San Francisco nie wydawał się taki ponury. Był sympatyczny, pewny siebie, silny, a nawet czarująco zaborczy. Lubił to w swoich chłopakach. To on w związku był tym żądnym uwagi i kapryśnym. Dla drugiej osoby o takim charakterze nie było już miejsca.
Teraz naprawdę, naprawdę potrzebował papierosa.
Hermiona odsunęła się od stołu i rzuciła kilka zaklęć. Talerze poszybowały do kuchni, potrącając się, aby znaleźć miejsce w mugolskiej zmywarce. Draco zaczął doceniać te urządzenia, kiedy mieszkał w Stanach, ale jeszcze nigdy nie widział jednego z nich w domu brytyjskiego czarodzieja.
Harry patrzył przed siebie przez długą chwilę, po czym przeprosił, wstał od stołu i zniknął w łazience.
— Co mu tak naprawdę jest? — zapytała Hermiona, gdy przyjaciel znalazł sie poza zasięgiem jej głosu.
Draco wzruszył ramionami. Nie czuł się wygodnie, rozmawiając z kimś o Harrym. Manny na szczęście zrozumiał sygnał i rozproszył kobietę, wyciągając rękę i chowając zabłąkany kosmyk włosów za jej ucho. Hermiona odwróciła się do niego i pocałowali się.
Malfoya ogarnęła emocja, jakiej nie doświadczył już od dłuższego czasu. Manny szepnął kilka słów, których nie dało sie dokładne usłyszeć i Hermiona zachichotała. Draco zacisnął zęby i zamknął oczy.
Nie czuł zazdrości. Oczywiście kiedyś był w Mannym Padilli zupełnie, całkowicie i do szaleństwa zakochany. Uczciwie mówiąc, pewnie już zawsze będzie miał do tego mężczyzny sentyment. Starał się nie pamiętać, jak bolało, kiedy Manny powiedział mu, że to się nie uda i nie, nie odwzajemnia jego uczuć. Wspomnienie chwili, gdy Draco wypowiedział te dwa słowa, wbrew woli przepłynęło przez jego umysł.
Czyjeś dłonie nacisnęły lekko na jego ramiona od tylu. Draco poczuł na policzku wargi Harry'ego. Otworzył oczy i zobaczył, że wszyscy na nich patrzą. Manny pochylił głowę i posłał mu figlarny uśmiech. Draco zmusił się, aby go odwzajemnić i złapał Pottera za rękę.
Harry był kimś, kogo mógłby pokochać. Uważał też — miał nadzieję, wierzył w to — że Harry, wbrew przeszłości, również mógłby go pokochać. W rzeczywistości dla tej nadziei zaryzykował wszystko.
Potter uścisnął jego dłoń.
— Dziękujemy za śniadanie, Hermiono — powiedział.
Malfoy opanował pragnienie, aby wywrócić oczami w niewymownym geście. Potter miał wiele „mężowskich” nawyków i w ciągu ostatniego tygodnia zaczął je na Draco stosować. W pewien sposób było to urocze, ale czasami także irytujące.
— Było miło i, dla odmiany, cicho — odparła Hermiona z uśmiechem. — Prawie sie boję, co będzie, jak te małe diabły wrócą do domu.
— Koniec z seksem na stole w salonie, co? — zażartował Draco. Oczy Manny'ego na moment otwarły się szeroko, po czym mężczyzna zaczerwienił się i uciekł spojrzeniem.
— Taa... Więc... — wymamrotał Harry, puszczając rękę Draco.
O cholera! Wcale nie chciał przywoływać wspomnienia owej nocy, kilka tygodni temu, kiedy udało mu się namówić Manny'ego na jeszcze jeden numerek. Mimo to miło było widzieć, że ciągle jest w stanie zawstydzić byłego kochanka i wywołać w Harrym zazdrość. Uśmiechnął się szeroko.
Hermiona, nieświadoma napięcia, zwichrzyła Manny'emu włosy.
— Z pewnością miałam na myśli coś wygodniejszego. — Ruszyli w stronę kominka, gdzie Hermiona, ku zdziwieniu Draco, pocałowała go w oba policzki. Zignorowała jego minę i podeszła do Harry'ego. — Draco, potrafisz rzucić prawidłowo Depilo, prawda? — zapytała, zmrużonymi oczami przyglądając się twarzy przyjaciela.
— Oczywiście — odparł Malfoy.
— To dobrze — powiedziała i pocałowała Harry'ego delikatnie w usta. — Ktoś musi o niego dbać.
W odpowiedzi Potter zrobił obrażoną minę, ale się nie odezwał.
— Będziesz wieczorem w domu? — spytał Manny.
Draco wzruszył ramionami.
— Harry zarezerwował stolik na kolację. Nie wiem, co będziemy robić później.
Manny, słysząc te słowa, uniósł brew i uśmiechnął się, za co Hermiona szturchnęła go łokciem i wywróciła oczami.

***

Zanim podjął decyzję, Draco przez długą chwilę przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze.
Dissimulo.*** — Obraz w lustrze zamigotał, przekształcił się, pociemniał i już po chwili Malfoy patrzył na siebie zupełnie innymi oczami. Uśmiechnął się. Harry'emu na pewno się spodoba. — Jestem gotowy! — zawołał. Wyszedł z łazienki i roześmiał się na widok miny kochanka.
— No, no — powiedział Harry, wyraźnie starając się nie gapić.
— Wyglądam dobrze?
— Tak — odparł Potter, krzywiąc wargi w uśmiechu.
Draco zawsze rzucał na siebie zaklęcie kamuflujące, kiedy wychodzili w miejsca publiczne i każdego wieczoru wybierał coś innego. Dzisiaj był wyjątkowo przystojnym, czarnoskórym mężczyzną, z krótkimi dredami na całej głowie. Zrobił krok do przodu i uśmiechnął się do Harry'ego uwodzicielsko.
— Chodź tu. — Potter zagryzł wargę i wyciągnął rękę, aby dotknąć jego twarzy, a potem go pocałował. Pieszczota była bardzo przyjemna. Nieustannie przyprawiała Draco o szybsze bicie serca. Gdzie Harry nauczył się tak całować?
— To zawsze jest takie dziwne — szepnął Harry tuż przy wargach Draco. — W dotyku jesteś jak ty, ale nie wyglądasz jak ty. — Potter położył ręce na jego głowie i uniósł spojrzenie. Widział szorstkie sploty, ale pod palcami czuł miękkie włosy Malfoya. Zamrugał z zaskoczenia, na co Draco się roześmiał.
— Nie mów mi, że nie lubisz urozmaiceń.
Potter wzruszył ramionami i pociągnął go w stronę drzwi.
— Chodźmy.
Z Sutherland Avenue skierowali się do stacji metra. Idąc, Draco skorzystał z okazji i zapalił papierosa, ignorując znaczące spojrzenie Pottera. Wiedział, że Harry chce, aby rzucił palenie. I chciał to zrobić, ale jego życie było teraz trochę za bardzo stresujące. I, jak na razie, Harry nie nalegał.
Spacer wzdłuż Warwick Avenue, w zimny, sobotni wieczór, okazał się całkiem przyjemny. Słońce zaszło już kilka godzin temu i ulica była bardzo cicha. Kilkoro ludzi, ubranych ciepło z powodu wilgotnej, zimowej pogody, zmierzało w tym samym kierunku, co oni. Draco zaciągnął się głęboko, przymykając oczy w reakcji na uspokajające działanie nikotyny. Nie był w stanie zrozumieć, w jaki sposób udało mu się uzależnić od tego mugolskiego świństwa. Być może ojciec, mówiąc o jego samobójczych skłonnościach, miał rację.
Skorzystali z linii Bakerloo do stacji Oxford Cirrus, gdzie przesiedli się, aby dotrzeć na Tottenham Court Road. Pracując w Nowym Jorku, Draco spędzał sporo czasu podróżując mugolskimi środkami transportu, ale nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jechał metrem. Wszystko wydawało mu się znajome, ale w sposób, jakby o tym śnił — długie ruchome schody, tłumy, śmieszne reklamy wzdłuż peronów. Doznanie sprawiło, że poczuł się niespokojny.
Kiedy ponownie wyszli na powierzchnię, zaczęło mżyć. Mimo pogody Oxford Street okazała się pełna ludzi i musieli lawirować, aby ominąć szczególnie zatłoczone miejsca. Harry pokierował ich tak, że opuścili ulicę i ruszyli w stronę Soho Square.
— Nie byłem tu od wieków — zauważył Draco, rozglądając się wokół. — Wzdłuż Greek Street było kilka fantastycznych pubów.
— Nadal są — odparł Harry, prowadząc go na sam koniec Greek Street. — I właśnie tutaj jemy kolację.
Draco uniósł wzrok ponad wejście do restauracji, gdzie widniała nazwa „The Gay Hussar”.**** Zerknął na Pottera z uniesioną brwią.
— Jak trafnie.
— Peggy, asystentka Hermiony, musiała pociągnąć za kilka sznurków, żeby dostać rezerwację w tak krótkim czasie.
Draco parsknął.
— Myślę, że także potrzebuję osobistego asystenta.
W środku restauracja okazała się ciepła i kameralna, a każdy stolik był odseparowany od innych. Posadzono ich w pobliżu wąskich schodów i wręczono im menu.
Draco spojrzał na ciągnące się od podłogi do sufitu półki z książkami.
— Jak znalazłeś to miejsce?
— Brat Rona, Charlie, uwielbiał tę restaurację. — Harry uśmiechnął się i rozejrzał po niewielkiej sali. — Powiedział, że serwowane posiłki są tu najbliższe tym z rumuńskich restauracji z domowym jedzeniem.
— Coś do picia? — zapytał kelner. Był to duży, dobrze ubrany mężczyzna, mówiący z akcentem, który podkreślał wschodnioeuropejski charakter restauracji.
— Możesz wybrać wino? — zapytał Harry, nie unosząc wzroku znad swojego menu.
Draco uśmiechnął się. Potter wybrał wino na ich pierwszej oficjalnej randce na początku tygodnia, skutkiem czego dostali butelkę Amarone w parze z owocami morza, co okazało się katastrofalne. Malfoy naprawdę go wtedy wyśmiał, jęcząc w fałszywej ekstazie przy każdym łyku. Odtąd przy kolacji to on dokonywał wyboru. Dzisiaj wskazał na liście Bordeaux z późnego zbioru, na co kelner kiwnął głową i odszedł.
— Zupa wiśniowa? — zastanawiał się Draco, analizując listę dań.
— Jest niezła — odparł Harry. — Smakuje trochę jak jogurt.
Pięć minut później złożyli zamówienia i sączyli wino. Malfoy po cichu rzucił wokół ich stolika zaklęcie izolujące. Mugole ciągle mogli słyszeć głosy, ale ich rozmowa brzmiała dla innych na niewiarygodnie nudną.
— Więc, jak myślisz, jak długo Manny posuwa Granger? — zapytał Draco znad swojego kieliszka. Harry wydał z siebie dźwięk, jak gdyby się dławił i otworzył usta. — Przepraszam, Hermionę.
Usta Pottera zamknęły się, a potem znowu otworzyły, ale nie wydobyło się z nich ani jedno słowo.
— To chyba nie nasza sprawa, co? — powiedział wreszcie.
— Myślę, że od poniedziałku — ciągnął Draco. — Przez cały tydzień był irytująco radosny.
— Być może jest po prostu szczęśliwy — sprzeciwił się Harry. — Być może naprawdę ją lubi.
Draco miał już na końcu języka pytanie, o czym świadczyć może zmienny nastrój Harry'ego, jaki okazywał przez cały tydzień, ale zdołał się powstrzymać.
— Nie wiem. Regularny seks także mógłby uczynić go szczęśliwym.
Harry uśmiechnął się, jak gdyby wbrew własnej woli i zmienił temat.
Kelner ustawił między nimi misę z rybnymi kluseczkami, obdarzając ich przy tym dziwnym wzrokiem. Draco zlustrował pomieszczenie i zauważył ciekawskie spojrzenia więcej niż kilku osób.
— Chyba zaklęcie izolujące nie działa — szepnął, podnosząc widelec. — Ludzie się gapią.
Harry także rozejrzał się dokoła.
— Zauważyłeś, że jesteś tu jedynym czarnoskórym?
— Wiesz, pewnie jesteśmy tutaj także jedynymi homoseksualistami — powiedział Malfoy i nałożył sobie kluskę na talerz. Harry nie odpowiedział, więc Draco uniósł wzrok i zobaczył, jak jego kochanek wpatruje się w swoją porcję z dziwnym wyrazem na twarzy. — Nie rzucamy się w oczy. A może tak? — Draco posłał mu długie spojrzenie i zjadł kluskę.
— Myślę o zaklęciu tłumiącym — odezwał się wreszcie Harry. Przejechał opuszkiem palca po brzegu kieliszka. — Być może pomogłoby, gdybym wiedział więcej o tym, jak ono działa.
Draco zacisnął wargi.
— Harry...
— Wiem — powiedział Potter, nawet nie podnosząc wzroku. — I wiem też, że rozumiesz więcej, niż pozwoliłeś mi wierzyć.
Malfoy westchnął. Prawdę mówiąc, o samym zaklęciu nie wiedział niczego, co mogłoby być przydatne. O tym, o czym wiedział naprawdę, udało mu się dotychczas ujawnić tak mało, jak to możliwe i nie zamierzał tego zmieniać. Wmawiał sobie, że to dla dobra Harry'ego. No dobrze, głównie dla dobra Draco, co oznaczało to samo, przynajmniej według jego rozumowania.
— Wiem tylko tyle, ile już ci powiedziałem — odparł, skupiając się na swoim kieliszku. — Radzisz sobie świetnie, Harry. Lepiej, niż się spodziewałem.
— Jak na kogoś z wielką dziurą w pamięci? — Ton głosu Pottera był nienaturalny. — Nie masz pojęcia, jak to jest.
— Skąd wiesz, że nie? — odciął się Draco i natychmiast pożałował swoich słów. Nie chciał tego powiedzieć lub po prostu się nie zastanowił. Pogrzebał widelcem w swoim jedzeniu, mając nadzieję, że Harry odpuści temat.
Co też się stało, ku uldze Draco.
— Jak długo mieszkałeś w Nowym Jorku?
— Kilka lat — odparł Malfoy. — Wystarczająco, aby dość dobrze poznać miasto.
— Czyli byłeś tam jedenastego września?
Draco popatrzył na Harry'ego.
— Tak, miałem mieszkanie w East Village, więc całkiem blisko. To było straszne, ponieważ ciągle napotykaliśmy... — urwał i wbił wzrok w swój talerz. Prawie powiedział coś, co nie było odpowiednim tematem na rozmowę przy kolacji. — No i... A co najdziwniejsze, czułem przy tym coś w rodzaju déjà vu.
Harry kiwnął głową.
— Podobnie, jak każdy tutaj. To się stało niedługo po ataku śmierciożerców na Pokątną.
Draco zmarszczył brwi.
— Co?
— Nie słyszałeś? — spytał Harry z niedowierzaniem. Napił się wina i potrząsnął głową. — Zginęło ponad pięćdziesiąt osób, a jedna trzecia sklepów została zniszczona.
— Nic o tym nie wiem — odparł Draco, czując dziwne sensacje w żołądku. — Byłeś tam?
Harry otwarł usta, ale zaraz je zamknął.
— Nie — powiedział w końcu. — Dowiedziałem się później, że pomagałem w sprzątaniu i nawet wyciągnąłem kilku ludzi spod gruzów, ale niczego nie pamiętam. Dotąd sądziłem, że tylko zablokowałem wspomnienia, ale... Myślisz, że to wszystko się ze sobą łączy?
— Nie wiem — odpowiedział Malfoy. W ciągu ostatnich dni nie czuł się jak ktoś, kto cokolwiek wie.
Harry przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, zanim ponownie zmienił temat. Draco starał się nie wyglądać na kogoś, komu ulżyło.
Trochę więcej niż godzinę później wyszli z restauracji z przyjemnie pełnymi żołądkami, obaj zdecydowanie bardziej odprężeni. Draco oparł się pragnieniu zapalenia papierosa — nie chciał burzyć delikatnej równowagi, jaką osiągnęli rozmawiając o quidditchu. W zamian skupił się na tym, co zrobić z resztą wieczoru.
— Moglibyśmy pójść do jednego z klubów na Leicester Square. Albo do mnie, jesteśmy już prawie na miejscu. — Uwaga Pottera została przykuta przez mijającą ich parę transwestytów, więc Draco musiał powtórzyć sugestię.
— Nie wiem, czy mam ochotę na kluby. A co z Mannym?
Malfoy wzruszył ramionami.
— Pewnie ciągle jest u Hermiony i wyprawia z nią niegodziwe rzeczy, korzystając z nieobecności dzieci. — Potter, ku lekkiemu rozczarowaniu Draco, nie dał się sprowokować. — Jeśli tam będzie, możemy użyć kominka i udać się do ciebie. Choć on i tak nie miałby nic przeciwko.
Potter uśmiechnął się.
— Co najważniejsze, twoje mieszkanie jest bliżej
Draco ujął Harry'ego za rękę i kiedy ten się nie sprzeciwił, splótł ich palce razem. Ruszyli wzdłuż Greek Street prowadzącej do Shaftesbury Avenue. Chodnik wokół nich pełen był młodych ludzi w różnych stadiach upojenia alkoholowego. Dwie chichoczące dziewczyny, mijając ich, potrąciły Draco, który zdusił w sobie rozdrażnienie.
— Harry? To ty? — odezwała się jedna z owej nieszczęsnej pary, wbijając w Pottera oczy. Jej towarzyszka również się odwróciła, a na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
— Harry Potter! O mój Boże!
Harry puścił rękę Draco.
— Susan, Hanna — powiedział, lekko pobladły. — Nie widziałem was od wieków.
Malfoy zmrużył oczy, patrząc na stojące przed nim kobiety. Jedna miała twarz otoczoną kręconymi, jasnymi włosami, wystającymi spod obcisłej, wełnianej czapki w jaskrawych kolorach. Druga z nich ubrana była w spódnicę zdecydowanie za krótką, jak na panującą teraz pogodę. Obie uśmiechały się promiennie do Harry'ego.
— Wyglądasz świetnie — powiedziała blondynka — Susan? — podchodząc bliżej. Draco nigdy w Hogwarcie nie poświęcał zbyt wielkiej uwagi dziewczętom, a już szczególnie tym, które nie należały do jego domu. Wszystkie Puchonki wyglądały przecież podobnie: pucułowate policzki i pusty wyraz twarzy.
— Jakie masz plany na dzisiejszy wieczór? — zapytała Hanna, patrząc na Draco z zaciekawieniem.
Malfoy wiedział, że nie mogą go rozpoznać, widziały tylko to, na co pozwalało zaklęcie. Opanował szeroki, szyderczy uśmiech. Sytuacja mogła być zabawna.
Potter rzucił w jego kierunku kolejne nerwowe spojrzenie.
— Mmm... nic szczególnego... Wiecie...
Dziewczyny wpatrywały się w niego uparcie i Draco musiał się powstrzymać, żeby nie zrobić jakiegoś złośliwego komentarza. W zamian uśmiechnął się i najlepiej, jak potrafił, zamarkował teksański akcent Manny'ego:
— Hej, jestem Derek Malone. Skoro Potter to zbyt wielka pierdoła, żeby mnie przedstawić, muszę to robić sam.
Obie dziewczyny odwróciły się w jego stronę. Draco wyciągnął rękę, którą po kolei potrząsnęły. Nastał moment przepysznej niezgrabności, podczas którego Malfoy tylko się uśmiechał.
— Ty... jesteś Amerykaninem? — zapytała Hanna.
Ha!
— Tak — odparł Draco, ignorując łokieć Harry'ego, trącający jego bok. — Przyleciałem na urlop i spotkałem Pottera kilka nocy temu. Pokazuje mi ciekawe miejsca, wiecie, kluby, bary, lokale, do których chodzą chłopcy. — Uniósł sugestywnie brew, na co oczy Susan otwarły się szeroko. — Właśnie byliśmy... Auu! — Łokieć Harry'ego wbił mu się w żebra na tyle mocno, żeby zostawić siniaka.
— Właśnie skończyliśmy kolację — powiedział Potter, brzmiąc, jak gdyby dostał skurczu szczęki. Na Draco nawet nie spojrzał.
— Och, my dopiero co wyszłyśmy — powiedziała Hanna, ciągle patrząc to na jednego, to na drugiego. — Powinniśmy gdzieś razem pójść.
— Tak, byłoby świetnie przez chwilę pogadać — dodała Susan. — Dawno się nie widzieliśmy, a Cho mówiła... — Słowa Susan zostały przerwane szturchnięciem, jakie zaserwowała jej koleżanka. Dziewczyna zarumieniła się. — To znaczy...
— Chyba że macie jakieś plany — skończyła Hanna, posyłając towarzyszce miażdżące spojrzenie.
Draco uśmiechnął się złośliwie.
— Mamy plany, Harry?
Wyraz twarzy Pottera był zupełnie obojętny.
— Nie wiem. Mamy?
Draco się skrzywił. Chciał jedynie dokuczyć Potterowi. Tylko trochę, nie miał zamiaru wywoływać kłótni.
— Może innym razem — powiedziała Susan, przerywając pełną napięcia ciszę. — Wyślij mi kiedyś sowę. — Uśmiechnęła się i pochyliła głowę, przez co włosy opadły jej na ramiona, a wiatr, jak na zawołanie, zmierzwił jasne loki.
— To... jasne, pewnie — zająknął się Harry. — Miło było was spotkać. — Draco jeszcze nigdy nie widział go aż tak zakłopotanego.
Hanna i Susan odwróciły się i odeszły. Obejrzały się raz za siebie i zaczęły szeptać jedna do drugiej.
— Nie sądzę, żeby mnie rozpoznały — powiedział Draco. Miał nadzieję, że nie przesadził. Zwracanie na siebie uwagi nie było najlepszym pomysłem, chciał jedynie pożartować.
Poczekał chwilę, aż Harry coś powie, ale ten po prostu ruszył przed siebie.
— Och, do... — Musiał pobiec, aby go dogonić. — Harry! Co, do kurwy nędzy, się z tobą dzieje?
Potter parsknął, patrząc prosto przed siebie. Draco poczuł pokusę, aby stanąć i zostać w tyle, jednak powlókł się za Harrym do mieszkania na Dean Street, które dzielił z Mannym. Dzielnica była tej nocy wyjątkowo ożywiona, ulice pełne ludzi idących do pubów lub wracających z nich, wszyscy uśmiechnięci i rozbawieni. Wszyscy oprócz nich.
Przy drzwiach do budynku Harry przepuścił go, żeby mógł je otworzyć, a potem poszedł za nim po schodach. Nawet gdy stanęli przed wejściem do mieszkania, nie odezwał się ani słowem. Pokoje okazały się ciemne i ciche, ani śladu Manny'ego. Draco zapalił światło i ruszył do kuchni po coś do picia. Czuł, że będzie tego potrzebował.
W przelocie dojrzał swoje odbicie w kuchennym oknie — ciągle był, oczywiście, ucharakteryzowany. Wyszeptał kilka słów, aby zlikwidować działanie zaklęcia i pełen obaw patrzył, jak odzyskuje swoją własną twarz.
Nie znosił jej. Była za wąska, a skóra zbyt blada. Wyglądał delikatnie, dużo bardziej, niż rzeczywiście był. Przez całe życie ludzie powtarzali mu, że jest atrakcyjny, ale nie miał pewności, czy w to wierzył.
Kiedy wrócił z kuchni, z kilkoma piwami w ręce, Potter siedział na kanapie, patrząc na swoje dłonie.
— Przepraszam — powiedział. Harry zawsze przepraszał pierwszy i Draco bardzo to w nim lubił. Wręczył mu butelkę i czekał na wyjaśnienia. W ciągu ostatniego tygodnia nauczył się, że w takich sytuacjach najlepiej milczeć. Potter i tak mu się ze wszystkiego wyspowiada. — Ja tylko... — Harry westchnął i przebiegł palcami przez włosy. — Ciągle się do tego przyzwyczajam. — Odstawił nietknięte piwo na stolik stojący przy kanapie.
— Przyzwyczajasz do czego? — zapytał Draco.
— Wiem, że jestem idiotą, przepraszam. — Ukrył twarz w dłoniach. — Myślałem, że jeśli ludzie zobaczą mnie z mężczyzną, wszystko będzie w porządku, ale... Domyślam się, że to będzie trochę trudniejsze, niż sądziłem.
Więc o to chodziło. Harry puścił jego rękę, gdy tylko dziewczyny ich zobaczyły, a Draco niczego wtedy nie skojarzył. Poczuł, jak zaciska mu się szczęka.
— Ty... Ale z ciebie kretyn. Boże, Harry. — Spuścił wzrok, bojąc się powiedzieć cokolwiek, przestraszony cisnących mu się na usta słów. Kiedy dotarła do niego prawda, poczuł skurcze w żołądku. Wiedział, że to się stanie. Mimo wszystko, Harry nie był gejem. Do cholery, patrzył na Susan Bones, jakby myślał, że jest śliczna i właśnie dlatego puścił jego rękę i rzucał mu pełne wyrzutu spojrzenia, gdy Draco mówił o odwiedzaniu klubów dla chłopców i... — Kurwa! — rzucił i wszedł do sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi.
To się nie wydarzyło. Nie pokonał całej tej drogi i nie zaryzykował dla Harry'ego wszystkiego tylko po to, aby ten zdecydował, że mimo wszystko mężczyźni go nie interesują. Zaszokowany, usiadł na łóżku.
Miał wszystkiego dosyć. Potrzeba nikotyny, która go opanowała, była niemal tak samo przytłaczająca, jak emocje zalegające w jego wnętrzu. I pomyśleć, że właśnie dla Harry'ego nie palił tyle godzin.
Usłyszał delikatne stukanie w drzwi, ale zignorował je. Opadł na łóżko i naciągnął na twarz poduszkę. Jeśli dałby Harry'emu wejść, na pewno powiedziałby coś, czego nie powinien. Właśnie teraz nie mógł pozwolić sobie na wrażliwość. Potter miał nad nim zbyt wiele władzy i Draco nie był gotowy, aby pogodzić się z wiedzą, że Harry może zrezygnować. Lepiej będzie, jeśli to przeczeka.
Jednak musiał wyjść na papierosa. Po jaką cholerę dał się namówić Manny'emu na wynajęcie mieszkania, w którym nie można było palić?
Kolejne uderzenia. Zastanowił się, czy nie kazać Harry'emu się odpieprzyć.
Drzwi się otwarły i moment później materac się ugiął. Draco poczuł, jak Harry bierze go za rękę.
— Zostaw mnie w spokoju — wymamrotał spod poduszki.
Jego dłoń została podniesiona, a potem pocałowana. A raczej ugryziona, żeby być dokładnym. Język wkradł się między jego palce, a po chwili jeden z nich znalazł się w ciepłych ustach. Draco starał się nie jęknąć, w zamian skupiając się na własnym gniewie.
— Przepraszam — powiedział Harry, wypuszczając jego palec. — Pozwól mi jakoś temu zaradzić
Koszula Draco została uniesiona. Skórę najpierw musnął oddech Harry'ego, a potem Draco poczuł delikatne pocałunki. Nie ruszył się, ciągle dociskając do siebie poduszkę. Opanował pragnienie, aby wpleść palce we włosy Pottera.
Harry przytulił twarz do jego brzucha i pozostał tam, wzdychając.
— Jesteś dla mnie ważny. Wiesz o tym, prawda?
Draco uśmiechnął się ironicznie pod poduszką.
— Nie musisz mi tego powtarzać. Nie jestem dziewczyną.
Ręka Harry'ego ułożyła się łagodnie na jego pachwinie i lekko ścisnęła penisa.
— Wiem, że nie jesteś. — Dłoń zaczęła się poruszać.
Malfoy zaczerpnął powietrza i wyciągnął ramiona nad głowę. Dłoń Harry'ego nerwowo szarpnęła za zapięcie jego spodni, a potem wsunęła się pod ich materiał. Te palce zawsze były trochę zimne, ale Draco lubił kontrasty.
Jego penis stał się twardy już po kilku łagodnych ruchach. Harry uwolnił jego erekcję ze spodni i pocałował sam czubek penisa, zanim wsunął go do ust.
Dwa stosunki oralne w ciągu jednego dnia. Malfoy nie mógł nic poradzić na to, że ucieszył się z takiego obrotu sprawy. Język Harry'ego wirował, podczas gdy jego wargi lekko ssały i Draco westchnął z powodu zalewającej go przyjemności. Pogłaskał kochanka po włosach i zepchnął poduszkę z twarzy.
— Powinieneś częściej wyprowadzać mnie z równowagi.
Potter odsunął się, aby zaczerpnąć powietrza.
— Przynajmniej w tym jestem dobry — powiedział z uśmiechem. Wszedł na łóżko i rozciągnął się na Draco. — Wybaczysz mi?
Malfoy zmarszczył brwi. Pieszczoty nie wymażą jego gniewu czy wątpliwości. Ale napierający na niego penis Pottera był twardy, a usta tak blisko. Za żadną cenę nie miał zamiaru odepchnąć kochanka.
Podciągnął się do góry, aby pocałować Harry'ego i po chwili ponownie został przygnieciony do materaca. Potter nerwowo szarpnął za swoje dżinsy, spychając je tak daleko, jak tylko dał radę bez przerywania pocałunku. Draco wydostał się z własnych spodni, obrócił na bok i zarzucił nogę na Harry'ego. Potter zrozumiał aluzję i położył się na plecach, więc Draco mógł otoczyć udami jego biodra i sięgnąć ręką, aby docisnąć ich erekcje do siebie.
Z ocierającymi się o siebie w dłoni Malfoya penisami i rozchylonymi szeroko ustami, jak gdyby w ten sposób chcieli dać ujście frustracji, obaj osiągnęli orgazm bardzo szybko.
Po wszystkim nie rozmawiali ze sobą. Ślizgon wyszeptał zaklęcie, aby wyczyścić ich z nasienia i ułożył się obok kochanka, zamykając oczy. Potter wykonał gest, jakby chciał go przytulić, ale Malfoy nie miał na to nastroju. Harry szybko pogrążył się we śnie i Draco, licząc jego oddechy, także zasnął.


***


*czyścić, umyć
**nawilżyć, namoczyć
***udawanie, ukrywanie
****restauracja nie jest gejowska, słowo „gay” w języku angielskim oznacza zarówno „homoseksualista”, jak i „wesoły, zabawny, kolorowy”
***** OBRAZEK

Pogrążeni w szarości

ROZDZIAŁ II


— I dlatego powinienem ci pomóc? — zapytał Draco, zaciągając się po raz ostatni papierosem. Wydmuchał dym do góry, gdzie zniknął w lekkiej mgiełce, tak często otulającej San Francisco. — Nie chcesz mi nawet powiedzieć, na czym te plany polegają.
Oczy Lucjusza zaiskrzyły, kiedy podążył wzrokiem za niedopałkiem, który syn rzucił na chodnik i zgniótł obcasem buta. Postąpił krok do przodu, uniósł ubraną w czarną rękawiczkę dłoń i przesunął palcem po policzku syna.
— Wszystko we właściwym czasie, chłopcze. Jest coś, co chciałbym, abyś zrobił.
Draco patrzył na niego, czując, jak kurczy mu się żołądek.
— Nie zmieniłem zdania. Nie mam zamiaru...
— Wszystko, o co teraz proszę, to abyś pomógł w schwytaniu Pottera. Wiemy, gdzie jest. Złapiemy go bez problemu, ale jesteś nam potrzebny, żeby go kontrolować i nakłonić do współpracy.
Draco odwrócił się i w zamyśleniu zacisnął usta. Już zbyt długo kroczył po cienkiej linii. Udawało mu się unikać którejkolwiek ze stron dłużej, niż myślał, że to będzie możliwe, wyglądało jednak na to, że zbliżał się koniec tego dobrego. Odwrócił się do ojca, ale nie potrafił czegokolwiek powiedzieć. Jego usta nie chciały współpracować z mózgiem.
Lucjusz zawahał się, po czym pochylił się do przodu i pocałował syna w policzek.
— Skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle — szepnął. Nawet jego oddech był zimny. Gdy ojciec odwrócił się i odszedł, Draco opanował pragnienie, aby zadrżeć.
Oparł się o ścianę pobliskiego budynku i westchnął. „Skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle.” Czy wybrałby inną ze stron, gdyby wiedział, że...
Czyjaś ręka złapała go za nadgarstek i pociągnęła w ciemność. Krzyknął i odepchnął od siebie napastnika...

Draco usiadł na łóżku, z trudem łapiąc oddech.
— Cholera — szepnął, pocierając twarz jedną ręką. Pieprzony sen.
Poczuł palce dotykające przegubu jego dłoni i podskoczył zaskoczony.
— Dobrze się czujesz? — zapytał Harry, mrużąc oczy w przyćmionym świetle.
Malfoy zmusił się, aby się odprężyć.
— Tak. Przepraszam, że cię obudziłem. — Wślizgnął się z powrotem pod kołdrę i zaczerpnął głęboko powietrza.
— Koszmar?
— Tak — odparł Malfoy, obracając się, aby na niego popatrzeć. Oczy Harry'ego były ciemne, a włosy rozrzucone po całej poduszce. Bez okularów wyglądał zupełnie inaczej.
Potter ujął jego dłoń i uścisnął ją.
— Nienawidzę koszmarów. — Przez chwilę wydawało się, że chciał powiedzieć coś więcej, ale nic się nie stało.
Draco spuścił wzrok, skupiając się w zamian na ich splecionych palcach. Harry miał na sobie tylko dwie części biżuterii: sygnet, który należał do Rona Weasleya i bransoletkę, należącą do niego. Jedno i drugie zdobiło prawą rękę Harry'ego. Malfoy wytropił pierścień kciukiem, bawiąc się w myślach pytaniem, czy Potter kiedykolwiek go zdjął. O bransoletkę, oczywiście, pytać nie musiał. Tęsknił za jej ciężarem na własnym nadgarstku, jej uspokajającą gładkością na skórze. Była czymś, co niezmiennie przypominało mu, że matka, gdzieś głęboko w sobie, troszczyła się o niego. Teraz była czymś, co świadczyło o jego trosce o Harry'ego — zdecydowanie zbyt dużej. Kusiło go, aby ponownie spojrzeć na kochanka i sprawdzić, czy jego oczy odzwierciedlają to uczucie. W zamian jednak opuścił powieki.
Harry westchnął.
— Draco... — Z drugiej strony ściany dobiegł ich stłumiony dźwięk. Zaskoczeni, popatrzyli na siebie. Dźwięk powtórzył się, tym razem mocniej. Dało się w nim rozpoznać głos. A raczej dwa głosy, w jednym z nich można było rozróżnić słowa „Och, Boże”. — Och, Boże. — Rumieniec na twarzy Pottera był widoczny nawet w przytłumionym świetle.
Draco podniósł się i przyłożył ucho do ściany.
— Musieli przyjść późno. Pewnie nie wiedzą, że tu jesteśmy.
Dobiegły ich jęki, potem skrzypienie świadczące o ugięciu się materaca, zdyszane oddechy i więcej jęków. Draco uśmiechnął się do Harry'ego.
Potter wyglądał na całkowicie zawstydzonego.
— Nie chcę tego słyszeć — syknął, wsuwając się pod kołdrę i naciągając ją na głowę.
— Och, przestań — drażnił się z nim Draco, wyszarpując mu okrycie z rąk. — Od kiedy jesteś takim świętoszkiem?
— Nie jestem świętoszkiem. Ale nie chcę... To zbyt prywatne... — Harry wywrócił oczami i w geście rezygnacji pozwolił ściągnąć z siebie kołdrę. — Och, trudno mi to wyjaśnić.
— Jesteś świętoszkiem, po prostu się przyznaj.
— Nie jestem. — Tym razem zza ściany dobiegł ich pisk. Draco wyciągnął się obok Harry'ego i zaczął nasłuchiwać. Potter zamknął oczy i westchnął. — Świetnie bym sobie poradził bez wiedzy, że ona robi w łóżku tyle hałasu.
Draco przetoczył się na bok i pochylił, aby móc szepnąć Harry'emu do ucha:
— Albo jak krzyczy, kiedy ktoś pożera ją żywcem?
— Przecież nie wiesz, co robią!
Malfoy nie mógł się opanować i zachichotał tuż przy policzku Harry'ego.
— Tylko ona hałasuje. On nigdy nie bywa taki spokojny, chyba że ma zajęte usta. — Wytropił brzeg ucha kochanka czubkiem języka.
Potter przełknął ślinę.
— Ja... jak przypuszczam, ty dobrze o tym wiesz.
Jęki Hermiony zdawały się osiągać crescendo*, a potem na moment zaległa cisza. Harry wziął drżący oddech, obrócił się i pocałował Draco.
Potter całował cudownie, choć Malfoy nigdy mu tego nie powiedział. Tak naprawdę wcześniej nie spędzał na tej pieszczocie zbyt wiele czasu. Kontakt ust był zawsze szorstką, szybką przygrywką do seksu. Ale z Harrym wszystko wyglądało inaczej.
Harry odsunął się, na tyle, że ich wargi ledwie się dotykały, a oddechy mieszały ze sobą. Jego dłoń pogłaskała bok Draco, ruszając się powoli, lekko, wręcz drażniąco. Malfoy pozostał tak nieruchomy, jak tylko był w stanie wytrzymać. Uwielbiał to napięcie, a Harry stawał się coraz lepszy w graniu na jego ciele.
Dźwięki wezgłowia łóżka, uderzającego rytmicznie o ścianę, przerwały nastrój chwili. Przez kilka sekund patrzyli na siebie, a potem parsknęli śmiechem. Sytuacja nie mieściła się w żadnych stereotypach. Była przezabawna i obaj niemal wpadli w histerię po dwóch minutach słuchania. Starali się zachować ciszę, gapiąc się w sufit i słuchając uderzeń o ścianę, jęków Manny'ego i krzyków Hermiony.
Po pięciu minutach Draco zaczął czuć się trochę nieswojo. Rzucił ukradkowe spojrzenie na Harry'ego, który leżał z zamyślonym wyrazem twarzy.
— Ze mną nigdy nie wytrzymywał tak długo — wymamrotał Draco.
Potter parsknął.
— A kto by wytrzymał?
— Też racja.
— Czy... — Harry przerwał i zagryzł dolną wargę. — Większości mężczyzn zajmuje to więcej czasu?
Draco nie potrafił poznać, czy przez Pottera przemawia niepewność, czy też zwykła ciekawość.
— Nie, jeśli wziąć pod uwagę moje doświadczenie. Ale to w końcu kobieta, prawda?
Twarz Pottera stała się zasępiona.
Uderzenia o ścianę zmieszane z urywanymi dźwiękami, wydobywającymi się z gardeł Hermiony i Manny'ego, przybrały na szybkości i stały się mniej regularne, aż w końcu hałas zupełnie ustał.
Draco uśmiechnął się do Harry'ego, a potem zaczął klaskać. Potter przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, ale w końcu dołączył do niego z krzykiem.
— Bis! — wrzasnął Malfoy ze śmiechem.
W drugim pokoju na moment zaległa cisza, po czym, dla odmiany, zabrzmiało chóralne „Odpieprzcie się!”.
Harry naciągnął na nich obu kołdrę i ułożył się ponownie, otaczając ręką pierś kochanka. Draco uśmiechnął się. Było mu ciepło i wygodnie, więc zamknął oczy z nadzieją, że tym razem nic mu się nie przyśni.

***

24 lutego, 2004: wtorek

Sowa wyglądała raczej nietypowo, choć nikt nie zwrócił na to uwagi. Miała ciemne, szaro-brązowe pióra, które w odpowiednim świetle zdawały się być prawie czarne, jednak jej dużo bardziej niezwykłą cechą był biały znak na piersi, okrągły, jak gdyby ktoś wziął do ręki pędzel i wirującym ruchem musnął jej pióra.
Sfrunęła na dach, wpatrując się w występ budynku, na którym gołębie zostawiły w gnieździe samotne pisklęta. Jedno z nich, unosząc głowę i gruchając, spojrzało na sowę podejrzliwie, moszcząc się w legowisku. Jego towarzysz, również nie spuszczając z intruza wzroku, kroczył nerwowo obok.
Sowa skierowała spojrzenie na ulicę poniżej, gdzie ludzie krzątali się w drodze do pracy. Żaden z nich nie spojrzał do góry. Oczy ptaka podążyły za kilkorgiem z nich: starym mężczyzną, niosącym do domu torbę owoców kupionych u straganiarza, dwójką dzieci w wieku szkolnym, paplających jedno do drugiego i machających swoimi torbami, młodą kobietą, biegnącą do pracy z aktówką w rękach.
Sowa ponownie skupiła uwagę na gołębiach.
Młoda kobieta na ulicy zerknęła na zegarek i zmarszczyła brwi, po czym uchyliła drzwi do Pret a Manger***. Przy ladzie zamówiła dwie kawy latte i ciastko, uśmiechając się, gdy kasjer, mówiący z ciężkim, wschodnim akcentem próbował z nią flirtować. Odgarnęła z twarzy ciemne włosy, zabrała zakupy i mrugnęła do sprzedawcy, otrzymując w zamian uśmiech, ujawniający zdecydowanie zbyt wiele z jego dentystycznej historii.
Ruszyła w stronę drzwi, które otworzył przed nią mężczyzna w średnim wieku, ubrany w gustowny płaszcz. Uśmiechnęła się w podziękowaniu, nieznacznie kiwając głową.
Będąc z powrotem na chodniku, zmieniła kierunek i ledwie uniknęła zderzenia z mężczyzną w eleganckim garniturze, który przeprosił ją i spróbował nawiązać rozmowę, ale grzecznie powtórzyła mu, że wszystko z nią w porządku i nic złego się nie stało. Powiedziała, że musi iść do pracy, wykrzywiając perfekcyjnie czerwone usta w zadowolonym uśmiechu. Kiedy odeszła, mężczyzna z westchnieniem długo jeszcze się jej przyglądał.
Kobieta minęła róg i stanęła przed antykwariatem. Na wystawie okiennej stało pełno zakurzonych przedmiotów, a wywieszka na drzwiach była odwrócona na zewnątrz stroną z napisem „Zamknięte”. Sklep zawsze był zamknięty, choć nikt nie zwracał na to uwagi.
Kobieta rozejrzała się po uliczce, po czym szepnęła coś do łuszczącej się farby na drzwiach. Zatrzymała się na dłużej niż wcześniej, zanim przekroczyła drewnianą barierę i znalazła się w jaskrawo oświetlonym biurowcu.
Przeszła obok portiera, który zaszczycił ją jedynie pobieżnym spojrzeniem i ruszyła w stronę znajdującego się z tyłu rzędu gabinetów. Minęła kolejne drzwi i weszła do dużego pokoju, w którym stało kilka biurek, komputery, elementy różnorodnego wyposażenia i mnóstwo roślin doniczkowych. Przy jednym z biurek siedział mężczyzna, stukając w klawiaturę i wpatrując się uważnie w monitor swojego komputera.
Kobieta przyglądała mu się przez chwilę, kładąc kawę oraz aktówkę na stoliku i zdejmując płaszcz. Zabrała jeden z kubków i podeszła do mężczyzny.
— Dzień dobry — powiedział ten, nie odrywając wzroku od ekranu.
Ustawiła kawę obok klawiatury i przysiadła na krawędzi blatu.
— Latte z dodatkiem syropu z orzechów laskowych. — Skrzyżowała nogi, przez co jej krótka spódnica uniosła się odrobinę do góry. Pozwoliła, aby jej głos obniżył się z oczekiwania. — Taka, jaką pan lubi, panie Padilla.
Manny uniósł wzrok. Wyglądało, jakby jej widok odrobinę go przeraził.
— Dzień dobry — powtórzył i podniósł kubek. — Dziękuję.
Kobieta uśmiechnęła się i pochyliła do przodu, aby zobaczyć monitor.
— Co robisz?
— To trop, który podobno miałaś zbadać — odpowiedział, sącząc kawę.
— Och, chciałam się tym zająć dzisiejszego ranka. — Kobieta zagryzła pełną, czerwoną dolną wargę.
Manny uniósł brew.
— Jestem pewien, że tak. No dobrze, przynoszenie mi kawy przy spóźnianiu się może trochę złagodzić sytuację.
— Mogę zrobić coś jeszcze, żeby odpokutować? — zapytała. Schowała za ucho kosmyk ciemnych włosów i uśmiechnęła się, rozchylając odrobinę usta.
— Nie — odparł Manny, wracając do pracy.
— Jesteś pewien? — Pochyli się do przodu jeszcze bardziej.
Manny odwrócił wzrok i spojrzał, najpierw na jej wyeksponowany rowek między piersiami, a potem na twarz. Moment później zrozumiał, co zrobił i wzdrygnął się.
Kobieta uśmiechnęła się po raz kolejny.
— Powiem twojej dziewczynie, że gapiłeś się na mój dekolt.
— A ja powiem twojemu chłopakowi, że ze mną flirtowałaś — odciął się. — A teraz, proszę, zabierz stąd swoją śliczną pupę i weź się do pracy.
Z chichotem zeskoczyła z biurka i wygładziła spódniczkę. Z tyłu za nią rozległo się przeciągłe gwizdnięcie.
— Hej, skarbie! — Młody mężczyzna opierał się o framugę drzwi. — Gdzie moja kawa?
Rzuciła mu rozdrażnione spojrzenie.
— Sam sobie załatw pieprzoną kawę.
— Och, jaka wściekła — odparł przybysz, uśmiechając się złośliwie. — Czy to te dni w miesiącu?
Kobieta wywróciła oczami i pokazała mu środkowy palec.
— Ludzie, wystarczy — przerwał im Manny. — Pamiętacie o dzisiejszym spotkaniu? Ben, skończyłeś sprawozdanie?
— Prawie — odparł Ben i szybko wycofał się z wejścia.
— Nie pójdziesz na spotkanie tak ubrana — Manny zwrócił się do kobiety.
Oparła się o jego biurko z uśmiechem.
— A co, rozpraszam cię?
— Tak — odpowiedział, ponownie skupiając się na klawiaturze.
— Myślę, że to lubisz. — Zignorował ją, w zamian przewijając arkusz kalkulacyjny. Po chwili oczekiwania kobieta westchnęła dramatycznie. — Och, już dobrze. Finite Incantatem. Postać kobiety zafalowała i na jej miejscu pojawił się Draco Malfoy. — Wiesz, ludzie są strasznie mili dla ładnych dziewcząt.
Manny posłał mu ironiczny uśmieszek.
— Myślałeś o zmianie na trwałe?
— Bardzo zabawne. — Draco usiadł za swoim biurkiem. — Jeśli nie masz nic przeciwko przesłaniu mi tych plików...
— Tych, nad którymi pracuję? — spytał Manny, z fałszywym oburzeniem w głosie.
— Naprawdę to doceniam — odparł Malfoy, nie odwracając spojrzenia od własnego monitora, który właśnie budził się do życia. Poprawił okulary na nosie i udał swój najlepszy brookliński akcent: — Mógłbyś się pośpieszyć? — Komputer zajęczał. — Cholera, więcej aktualizacji dla czarodziejskiego XM****?
— Tak — parsknął Manny. — Mówiłem ci, że lepiej zastosować Linuxa. Mają tam fantastyczne czarodziejskie interfejsy. Ale nie...
— Wiem, wiem, sprzedałem duszę Microsoftowi.
Różdżka Manny'ego uderzyła lekko o jego monitor.
Epistula.
Kilka plików pojawiło się na monitorze Draco. Otworzył jeden z nich tylko po to, aby na ekranie pojawiło się okno informujące, że musi natychmiast zresetować komputer, aby mógł wprowadzić najnowsze aktualizacje systemu. Wyskoczyło też ostrzeżenie, że w innym wypadku istnieje ryzyko niepowodzenia, a nawet uszkodzenia komputera, o czym informowała postać wyglądającego na kompletnie szalonego czarodzieja, marszczącego brwi i potrząsającego w kierunku Draco głową.
— Świetnie — warknął Malfoy i machnął ręką nad monitorem. Napis„Aktualizacja!”, ułożony z wesołych literek, pojawił się na ekranie.
— Dlaczego nie idziesz na kubek przepysznej, firmowej kawy Starbucksa, zamiast czekać tutaj? Najbliższa kawiarnia...
Draco stuknął w monitor różdżką, aby wyciszyć dźwięk, po czym otworzył swoją aktówkę. Miał sporo tropów, którymi mógł pójść, na tyle dużo, że trudno było wybrać, od czego zacząć. Zazwyczaj cieszył się takim wyzwaniem. Lubił pracować pod przykryciem, tworzyć fałszywe tożsamości, zyskiwać zaufanie niczego niepodejrzewających ludzi. Ale wyznaczenie ceny za jego głowę nieco tę przyjemność osłabiło. Zaklęcia były sposobem na poruszanie się incognito po mugolskim świecie, jednak nie przydadzą się za bardzo, kiedy zacznie śledzić śmierciożerców.
A im więcej o tym myślał, tym bardziej stawał się przekonany, że właśnie to musi zrobić. Nie widział innego wyjścia z tego bałaganu.

***

O jedenastej aportowali się do siedziby ministerstwa na Farringdon Road, gdzie pracowali Harry i Hermiona. W pomieszczeniu aportacyjnym przywitała ich Peggy. Była to śliczna, szczupła brunetka — model dla porannej charakteryzacji Malfoya. Ben posłał jej szeroki uśmiech, szczerząc przy tym wszystkie zęby, na co kobieta puściła mu oczko. Manny i Draco założyli się, jak długo tej dwójce zajmie pójście razem do łóżka.
Kiedy zmierzali do pokoju konferencyjnego, Draco poczuł skurcz w żołądku. Nie widział Harry'ego od niedzielnego popołudnia. Nie dogadali się, co robić wieczorem, więc najprostszym wyjściem było pójście własnymi drogami. Poniedziałek okazał się pełen pracy i do późna Potter się nie odezwał. Rzecz jasna, Draco go nie szukał. Czekał, aż Harry zadzwoni albo wyśle mu sowę z planami na kolację. Lub aportuje się do mieszkania, gdy Draco będzie oglądał telewizję. Lub pojawi się tuż przed porą pójścia do łóżka i po prostu wślizgną się do niego razem. Wreszcie, koło północy, poszedł spać sam, nie dostając od Pottera ani słowa wyjaśnień.
Harry był już w pokoju, dyskutując po cichu z dyrektorem Bassem i nawet na nich nie spojrzał, kiedy weszli do środka. Hermiona zerknęła na przygotowane przez siebie notatki i uśmiechnęła się. W niedzielny poranek, po tym, jak przy świadkach wykrzyczała swój orgazm, była śmiertelnie zażenowana. Przez całe śniadanie Draco drażnił ją i nieźle się przy tym bawił: „Ten dżem jest taaaaaki dobry, och... Boże...”. Potter musiał kopnąć go dość mocno, zanim w końcu przestał.
Dla Harry'ego ta kwestia nadal była drażliwa, prawda?
Zajęli swoje miejsca dookoła niewielkiego stołu. Peggy przyniosła dzbanek herbaty i trochę ciastek, po czym usiadła przy końcu stołu z rolką pergaminu i samopiszącym piórem, które zaczęło bazgrać, gdy kobieta coś do niego szepnęła.
— Może ja zacznę — powiedział Harry, wstając, aby rozdać kopie raportu.
Manny prawdopodobnie będzie później narzekał, że Potter mógł im wcześniej wysłać dokumenty mailem i zaoszczędzić czas, ale ministerstwo ciągle nie miało dostępu do internetu, co niezmiernie zaskoczyło nie tylko Manny'ego, ale także Bena. Gdy kilka lat temu Draco wyjechał do Stanów, zdziwiło go, że amerykańscy czarodzieje w takim stopniu korzystają z mugolskiej technologii.
Potter nie spotkał jeszcze jego spojrzenia ani nie przywitał się z nim w żaden sposób. Draco westchnął, poprawiając okulary. Miał je dzisiaj na sobie tylko dlatego, że Harry zdawał się je lubić.
Desperacja do niego nie pasowała. To nie ulegało wątpliwości.
Upuścił na blat swoją kopię sprawozdania. Na wierzchniej stronie przyczepiona była żółta karteczka z magicznego notatnika, na której małymi literami nagryzmolono: „Tęskniłem wczoraj za tobą.” I tylko to wystarczyło, aby supeł w żołądku Malfoya rozluźnił się. Draco uniósł wzrok i zobaczył, że Harry siada z powrotem na swoim krześle.
— Otrzymaliśmy zgłoszenia o działalności śmierciożerców poza hrabstwem Durham — powiedział Potter. — Normalnie nie leżałoby to w obszarze naszego zainteresowania, ale w tym przypadku jest inaczej, ponieważ zdarzenie miało miejsce podczas oficjalnej wizyty niezidentyfikowanych osób na tajnym spotkaniu pracowników ministerstwa.
— I nie masz żadnego pomysłu, kim ci goście byli? — zapytał Manny.
— Mamy kilka tropów — odparł Harry.
— Tropy — powtórzył Draco, wyjmując pióro i ostrożnie dopisując na żółtej karteczce: „Ja też. Obiad?”. — My również nic innego nie mamy. Faktycznie... — Wyjął z teczki wstępną wersję swojego raportu i przekartkował go. Przylepił kartkę z magicznego notatnika na wierzchnią stronę i wręczył listę Harry'emu. — To spis tych, których badamy w tej chwili. Podejrzane podróże to jedna z kluczowych rzeczy, których szukamy. Być może istnieje jakaś zbieżność.
— Niestety, w podróży do Durham nie ma nic podejrzanego — zakpiła Hermiona.
— Północna Karolina? — szepnął Ben. Manny posłał mu długie spojrzenie, po czym potrząsnął głową.
Harry przeanalizował listę Draco, robiąc na niej kilka notatek.
— Możemy udzielić ci o tym kilku poufnych informacji, powyżej poziomu piątego. Poza tym... — Potter zerknął na Bassa, z którym wymienił znaczące spojrzenie. Dyrektor przytaknął i Harry oddał papiery Malfoyowi. — Jeśli wyślesz mi kopię, zobaczę, co da się zrobić.
Draco zerknął na karteczkę z magicznego notatnika: „Mam spotkanie. Kolacja?”. Uniósł wzrok i uśmiechnął się.
— Byłoby świetnie — powiedział.

***

Manny i Hermiona dali wyraźnie do zrozumienia, że nie mają ochoty na towarzystwo przy obiedzie, więc Draco namówił Bena na wspólne wyjście. Rzucił na siebie zaklęcie, dzięki czemu wyglądał dość przeciętnie, ku wielkiemu rozczarowaniu kolegi, który najwidoczniej miał nadzieję zjeść posiłek z kopią Peggy.
— Rozmawiałeś z nią chociaż raz? — zapytał Malfoy, kiedy szli wzdłuż Shaftesbury Avenue.
— Nigdy nie było czasu — odparł Ben, wpychając ręce do kieszeni płaszcza. — Uśmiecha się do mnie, ale zawsze jest zbyt zajęta i nigdy nie mam szansy pogadać z nią bez tych wszystkich ludzi wokół, mogących nas podsłuchać. — Westchnął, wyglądając przy tym dokładnie, jak nieszczęśliwy nastolatek. — Myślisz, że Hermiona dałaby mi jej numer?
— Tutaj nie każdy czarodziej ma telefon — przypomniał mu Draco. — Ale nic ci się nie stanie, jeśli spróbujesz. Mimo wszystko, pracuje dla Hermiony, więc może ma komórkę. — Harry powiedział mu, że zapał Granger we wdrażaniu mugolskiej technologii w ministerstwie jeszcze wzrósł, odkąd spotkała Manny'ego i dowiedziała się więcej o tym, jak funkcjonowało FBI.
Zatrzymali się przed ulubioną indyjską restauracją Harry'ego, o nazwie „Mela”.
— To tutaj — powiedział Draco, studiując wystawione w oknie menu.
— Jak dla mnie brzmi świetnie — odparł Ben, zerkając do środka. — Mmm... mówiłeś, że co Harry robi w czasie obiadu?
— Ma spotkanie — odpowiedział Draco. — A czemu pytasz?
— No... w restauracji jest ktoś, kto wygląda dokładnie jak on... i je obiad z naprawdę ładną dziewczyną.
Draco przez chwilę nie mógł skupić wzroku. Jednak przy niewielkim stoliku w tylnej części sali naprawdę siedział Harry, a kobietą naprzeciw niego była Cho Chang, a przynajmniej na nią wyglądała. Minęło już kilka lat, odkąd widział ją po raz ostatni.
— To jego była żona. — Draco usłyszał własne słowa. — Domyślam się, że właśnie o to spotkanie mu chodziło.
— Była żona? — parsknął Ben. — Dla mnie wygląda na dość przyjazną. Gdybym był tobą, podszedłbym do nich i coś powiedział.
Draco przełknął ślinę i potrząsnął głową.
— Podobno nie powinienem być rozpoznany, pamiętasz?
— Przecież zmieniłeś wygląd.
— Ale ona szkoliła się na aurora. — Draco nie mógł oderwać oczu od stolika. — Nie mogę ryzykować.
Gdy Cho wyciągnęła nad stołem rękę i ujęła dłoń Harry'ego, Draco odwrócił wzrok. Wziął głęboki oddech i ruszył przed siebie. Ben podbiegł, aby za nim nadążyć.
— Hej, w porządku z tobą?
Malfoy wzruszył ramionami.
— Co powiesz na tajską knajpę?
Szli przez prawie dziesięć minut, zanim Draco przypomniał sobie, że mają szukać restauracji.

***

Harry poprosił Draco, aby spotkał się z nim na stacji Paddington o siódmej wieczorem. Malfoy wrócił do wyglądu Peggy, którego używał dzisiejszego ranka i Harry w pierwszej chwili go nie rozpoznał. Draco przez chwilę obserwował go z oddali, zanim podszedł i stanął przed kochankiem. Potter rzucił mu zdziwione spojrzenie, które przekształciło się w pełen zaskoczenia okrzyk, gdy Draco pochyli się do przodu i pocałował go, po czym cofnął się i zamrugał.
Harry wyglądał na kogoś po części wstrząśniętego, a po części rozbawionego, ale wywrócił oczami i zaoferował Draco ramię. Poszli do pobliskiej „Cristini”, przyjemnego, włoskiego bistro ze ścianami pomalowanymi na słoneczny kolor. Zostali usadzeni blisko okna, a kelner nawet wysunął dla Draco krzesło.
— Wiesz, to dość dziwne — zauważył Harry, patrząc w swoje menu. — Nie podejrzewałem cię o skłonności do transwestytyzmu.
Draco już miał na końcu języka odpowiedź, że taki typ z pewnością bardziej trafia w jego gusta, ale się powstrzymał.
— Próbuję zrobić trochę zamieszania. Poza tym, ludzie są zdecydowanie milsi dla ładnych kobiet niż homoseksualnych facetów, nieważne, jacy byliby śliczni. — Wyczuł na sobie wzrok Harry'ego, ale na niego nie spojrzał. — Mogę zmienić kamuflaż, jeśli ci przeszkadza.
— Kelner nie byłby zaskoczony? — Zabrzmiało to na pytanie retoryczne. — Zechcesz wybrać wino?
Draco przeanalizował listę.
— Co powiesz na Chianti?
Złożyli zamówienie, a kelner przyniósł im pieczywo i wodę San Pellegrino. Draco rzucił wokół stolika bezróżdżowe zaklęcie, które utworzyło barierę dźwiękoszczelną.
— Co możesz powiedzieć mi o Niewymownych?
Harry zamrugał ze zdziwienia.
— Niewiele. Nie wiem zbyt dużo. Dlaczego pytasz?
Draco wzruszył ramionami.
— Przyjrzałem się bliżej temu wydarzeniu w pobliżu Durham, o którym dzisiaj wspomniałeś. W tym samym czasie zauważono tam dziwną sowią aktywność. Jedna z sów została postrzelona przez miejscowego mugola i oddana w ręce władz, razem z wiadomością, którą niosła. Wiadomość uległa samozniszczeniu w rękach mugolskiego policjanta, któremu trzeba było zmodyfikować pamięć. Sowę zabrano do ministerialnego gniazda, gdzie zidentyfikowano ją jako oficjalnie martwą od wielu lat.
— Czyli była widmem — powiedział Harry. — Ciekawe. Jest kilka działów, które używają sów-widm i większość ich pracowników pasuje do kategorii Niewymownych.
— Stąd moje zainteresowanie. — Kelner przyniósł im przystawki i nalał wina. Odchodząc, uśmiechnął się słodko do Draco. Malfoy obrócił swoim kieliszkiem, patrząc, jak płyn spływa po jego ściankach. — Chciałeś wiedzieć, jak głęboko sięgają macki śmierciożerców. Jak daleko jesteś skłonny w to wejść?
Harry wpatrywał się w swój własny kieliszek.
— Co najmniej na tyle, żeby odzyskać pamięć. Później, mam nadzieję, reszta sama się wyjaśni.

***

Malfoy czuł zarówno ulgę, jak i napięcie, kiedy Harry poprosił go, żeby został na noc. Nie ociągając się, od razu ruszyli do sypialni. Draco usunął z siebie kamuflaż i Harry pocałował go mocno, zdejmując z nich ubranie i prowadząc w stronę łóżka.
Potter był dużo bardziej agresywny niż zwykle. Draco przyszło do głowy, że dzisiejszego wieczoru kochanek docenił jego wygląd i że to właśnie on był powodem obecnego podekscytowania. Odepchnął jednak od siebie tę myśl i pozwolił Harry'emu przewrócić się na brzuch. Potter pokrył jego plecy pocałunkami, zaś jego ręce zdawały się wyznaczać mapę ciała Draco. Malfoy uśmiechnął się — dłonie Pottera były wyjątkowo sprawne. Poczuł, jak rozsuwają mu pośladki, a koniec różdżki wsuwa się w niego nieznacznie. Ogarnęło go wywołane zaklęciem wrażenie pieczenia.
Westchnął i ułożył się wygodnie na materacu.
Co było powodem jego napięcia? To coś mogło przynajmniej poczekać, aż skończy kilka razy. Harry ugryzł go figlarnie w tyłek, nakłaniając tym do krzyku. Po kilku kolejnych ukąszeniach, Potter przytrzymał go i unieruchomił. Draco zaśmiał się, a potem, gdy język kochanka wkradł się między jego pośladki, jęknął.
Zaskoczenie ogarniało go za każdym razem, kiedy Harry to robił. To było coś, w czym inni kochankowie, włączając w to Manny'ego, byli raczej oszczędni. Potter jednak wydawał się lubić tę szczególną pieszczotę.
Zanim Draco się zorientował, już dociskał biodra do twarzy Harry'ego, błagając o głębszy kontakt. Jego penis, twardy i bolący, znaczył kołdrę niewielkimi, wilgotnymi śladami. Język kochanka wsuwał się i wysuwał, muskając skórę wokół wejścia, a potem ześlizgnął się niżej, aby podrażnić jądra. Draco mógł jedynie mamrotać coś niespójnie, na przemian pragnąc, aby Harry kontynuował to, co właśnie robił albo pospieszył się i wreszcie przeszedł do pieprzenia.
Gdy Harry wreszcie w niego wszedł, doznanie było długie i powolne. Uczucie pieczenia wystarczyło, aby odsunąć orgazm w czasie, a potem sprowadzić go z powrotem na jego krawędź. Potter przesadził z zaklęciem nawilżającym, więc tarcie nie było aż tak duże, jak Malfoy lubił, jednak pozwalało równocześnie, aby Harry brał go wyjątkowo mocno.
W końcu Draco wylądował na czworakach, podtrzymując się zagłowia łóżka, z Harrym ciągle pieprzącym go mocno. Akt był bardziej brutalny niż zwykle, ale Malfoyowi się podobał. Czasem łatwiej było poradzić sobie z czymś, robiąc to bezwzględnie niż czule i powoli.
Harry krzyknął, gdy doszedł, dużo głośniej niż zazwyczaj. Opadł na plecy Draco, spocony i z trudem łapiąc oddech. W końcu udało mu się odsunąć i położyć obok na łóżku.
— Och, Boże, to było... — Zaczerpnął głęboko powietrza. — Przepraszam, daj mi minutę.
Draco głaskał swoją erekcję i rozmyślał, co dalej. Potter zbierze siły i prawdopodobnie zafunduje mu obciąganie. Jednak widok Harry'ego leżącego na plecach z rozwartymi kolanami nasunął mu inny pomysł.
Wsunął się między uda kochanka i pochylił, aby go pocałować.
— Było nieźle, prawda?
Harry kiwnął głową i pozwolił Draco zawładnąć swoimi ustami. Ręka Malfoya wślizgnęła się między ich ciała, a po chwili jeden z palców wytropił jego wejście.
— Jesteś taki dobry w tym, co robisz ustami — szepnął Draco. — Myślisz, że mogę się odwdzięczyć?
Potter wymamrotał słaby protest, ale Draco już zsunął się wzdłużnego ciała i docisnął mu uda do piersi. Od lat potrafił rzucić Elutus bez użycia różdżki, choć nigdy nie zrobił tego dla Harry'ego. Potter sapnął, czując działanie zaklęcia, a potem, gdy język Draco musnął wrażliwą skórę, wydał z siebie coś podobnego do łkania.
Rimming był czymś, czym Draco nigdy wcześniej nie miał możliwości odwdzięczyć się Harry'emu. W ciągu ostatniego tygodnia jakoś nie było ku temu okazji. Dźwięki, jakie wyrywały się z ust Pottera, były pewnym dowodem, iż nikt wcześniej mu tego nie robił. Malfoy nie spieszył się, zakreślając czubkiem języka okrąg, a potem naciskając delikatnie na jego środek.
Gdy jego język włamał się wreszcie do ciała kochanka, Harry zareagował zduszonym jękiem.
— Dlaczego to takie dziwne... że mi się podoba?
— Bo to jest nieprzyzwoite — odparł Draco, ponownie wsuwając język do ciała Harry'ego.
— Och, Boże. — Potter podciągnął kolana jeszcze wyżej, jak gdyby próbował otworzyć się dla kochanka nawet bardziej, podczas gdy język Malfoya wsuwał się w niego i wysuwał.
Penis Draco był tak twardy, że aż bolał. Były Ślizgon niczego nie pragnął teraz tak bardzo, jak wsunąć się w Harry'ego, poczuć jego ciasnotę i gorąco, i patrzeć na jego twarz, kiedy by go pieprzył. Sięgnął po różdżkę i podciągnął się do góry, na pierś kochanka.
— Harry, naprawdę chcę...
— Dobrze — szepnął Potter. Jego oczy były ciemne i nieruchome.
Draco zawahał się. Powinien zapytać Harry'ego, czy jest pewien, ale nie chciał mu dawać szansy na zmianę zdania. Wsunął w kochanka czubek różdżki i wyszeptał zaklęcie nawilżające, a potem powtórzył je na sobie. Jak na pierwszy raz lubrykantu nigdy za wiele. Nakierował główkę penisa na odpowiednie miejsce i spojrzał na Pottera.
Harry był trochę blady, ale wyglądał, jakby starał się odprężyć. Draco uśmiechnął się i pocałował go.
— Gotowy? — Harry kiwnął głową, więc Malfoy zaczął naciskać, spotykając natychmiastowy opór. Wiedział, że to musiało boleć, ale mimo to próbował wejść odrobinę głębiej. Potter zacisnął mocno powieki, na co Draco zatrzymał się, niepewny, co robić. — Jesteś...
— Przestańprzestańprzestań — wyrzucił z siebie Harry jednym ciągiem. — Proszę...! — Draco wycofał się z westchnieniem i usiadł obok kochanka, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. — Przepraszam, ale... naprawdę bolało — powiedział Potter. Jego policzki były blade, a oczy ciągle zamknięte. Draco nie odezwał się. Uznał, że słowa w rodzaju „Nie byłeś dostatecznie zrelaksowany” w niczym by teraz nie pomogły. Pocałował tylko Harry'ego w ramię i czekał. Przez chwilę trwała cisza. — Przepraszam — powtórzył wreszcie Harry, odwracając się w stronę Draco. — Naprawdę chciałem...
— Wiem — odparł Draco. — Spróbujemy innym razem.
Harry uśmiechnął się i spojrzał w dół na wiotczejącą erekcję Malfoya.
— Chcesz, żebym się tym zajął?
— Nie teraz — powiedział Draco. Wsunął się pod kołdrę i kiwnął na Harry'ego, aby do niego dołączył. — Może później.

***

Obudził ich łomoczący dźwięk. Początkowo Draco pomyślał, że to znowu Manny i Hermiona, ale po chwili przypomniał sobie, gdzie jest. Harry usiadł na łóżku, wyglądając na lekko zdezorientowanego.
Zegar wskazywał w pół do jedenastej w nocy i ktoś dobijał się do drzwi.
— Zostań tu — powiedział Potter, wciągając spodnie od piżamy i łapiąc za różdżkę. Wyszedł i zamknął za sobą drzwi sypialni.
— Wcale nie jestem taki bezradny, wiesz? — wymamrotał Draco. Leżał w ciemności i nasłuchiwał.
Chwilę później zobaczył, jak światło w szparze pod drzwiami przesunęło się, a potem usłyszał głosy. Ktokolwiek mówił, robił to cicho. Raczej nie brzmiało to na kłopoty.
Draco ubrał bokserki, podszedł cichutko do drzwi i uchyli je odrobinę. Zobaczył, że Harry i ktoś jeszcze siedzą na kanapie i rozmawiają. Przybyła osoba nagle rzuciła się Potterowi w ramiona i właśnie wtedy Malfoy ją rozpoznał. Cho.
Wyglądała na zdenerwowaną, a Harry najwidoczniej ją pocieszał. Draco nie mógł opanować skurczu zazdrości, który ścisnął jego gardło. Po południu udało mu się przekonać samego siebie, że owe spotkanie w czasie obiadu nie było niczym innym, jak formą pożegnania. Potter wspominał coś wcześniej o dokumentach rozwodowych, więc może umówił się z nią tylko po to, aby je dostarczyć.
Ale to? Piękna kobieta pukająca w nocy do mieszkania swojego byłego i rzucająca mu się w ramiona? Draco parsknął. Uchylił drzwi trochę szerzej i skupił się, aby usłyszeć rozmowę.
— ...zrozumiałam, że Aaron to kompletny gnojek i tyle. Ona była jedną z jego studentek, choć on się tym wcale nie przejmował. — Cho oparła się o kanapę i przetarła oczy.
Harry patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Draco tylko z grubsza wiedział, dlaczego się rozstali, ale był raczej pewien, że miało to związek ze zdradą Cho właśnie z owym Aaronem.
Głupia cipa.
— Tęsknię za tobą, Harry. Byłam taka głupia i wiem, że pewnie mnie teraz nienawidzisz, ale...
— Cho, posłuchaj...
— Myliłam się, Harry. — Z jej ciemnych oczu popłynęły łzy. Desperacko złapała Harry'ego za rękę. — Nie oczekuję, że przyjmiesz mnie z powrotem lub cokolwiek podobnego, chciałam tylko... — Zamilkła, a jej usta wyraźnie zadrżały. Harry westchnął, patrząc na ich połączone dłonie. Wydawało się, że zabrakło mu słów. Cho spuściła wzrok i dotknęła sygnetu Pottera. — Przez jakiś czas myślałam, że to twoja ślubna obrączka. Jak długo go masz?
— Kilka lat — odparł Harry, unosząc spojrzenie. — Niedawno znowu zacząłem go nosić. Należał do Rona. — Głowa Cho uniosła się gwałtownie. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć odpowiednich słów. W końcu wolną dłonią ujęła policzek Harry'ego i wychyliła się, aby go pocałować.
Potter zamarł niczym ktoś, kto właśnie doznał szoku. Draco czekał, aż się odsunie, powie coś, odepchnie ją od siebie, ale Harry niczego takiego nie zrobił. Po prostu siedział i czekał, aż była żona go pocałuje.
Draco wiedział, że to okropny pomysł, ale nie mógł się opanować. Otworzył drzwi szeroko i zakaszlał. Harry podskoczył, jak gdyby właśnie sobie przypomniał, gdzie jest. Cho uniosła wzrok i gwałtownie wciągnęła powietrze.
Całkowicie świadomy, jak dziwacznie wygląda w samych tylko bokserkach i z rozczochranymi włosami, Draco podszedł do nich i usiadł na boku kanapy, tuż za Potterem. Uśmiechnął się lekko do Cho i pochylił, aby położyć rękę na ramieniu Harry'ego.
— Malfoy — warknęła Cho. Oczy miała wielkie jak spodki. — Ja nie... Jesteś...
— W Stanach? Śmierciożercą? Martwy?
— Tutaj! — skończyła wreszcie. Jej usta otwierały się i zamykały, jakby nie potrafiła słowami wyrazić swojego szoku.
Harry oparł się o Draco i westchnął
— On pracuje dla nas i... to znaczy... Draco i ja...
— To jest dokładnie tak, jak wygląda — przyszedł mu z pomocą Malfoy.
Cho, zaszokowana, zapadła się na kanapie.
— To... Och, mój Boże. — W końcu ponownie spojrzała na Harry'ego. — Jak długo?
— Od kilku tygodni — odparł Potter, odwracając wzrok.
Twarz Cho na moment się zachmurzyła, a potem jej oczy spotkały oczy Draco. W spojrzeniu kobiety zabłysła iskra czegoś dziwnie znajomego. W odpowiedzi Malfoy opuścił powieki, a Cho zareagowała zaciśnięciem ust w cienką linię. Wstała i odwróciła wzrok, robiąc to tak, jak gdyby włożyła w to całą siłę woli.
— Przepraszam, że przeszkodziłam. Powinnam wyjść...
Harry również wstał i położył dłoń na jej ramieniu.
— Przykro mi z powodu Aarona. To pretensjonalny dupek, który pieprzy wszystko wokół. Poza tym, my byliśmy tak krótko po ślubie.
Cho z przymusem posłała Harry'emu uśmiech.
— Właściwie, po co się tym przejmowaliśmy?
— Bo myśleliśmy, że w ten sposób postępujemy właściwie — odparł Harry, muskając jej policzek jednym palcem.
Cho wyglądała na kogoś, kto usilnie stara się utrzymać na twarzy wyraz smutnej akceptacji.
— Oczywiście.
— Dobranoc — powiedział Harry.
Kobieta kiwnęła głową i otworzyła drzwi. Zanim je za sobą zamknęła, odwróciła wzrok i rzuciła Malfoyowi pełne wyrzutu spojrzenie.
Harry odwrócił się do Draco i westchnął.
— Boże, to było... interesujące.
Malfoy wyciągnął w jego stronę rękę.
— Wracamy do łóżka?
— Jeszcze nie. — Harry usiał na kanapie i podciągnął kolana do piersi.
Draco splótł dłonie za plecami.
— Harry, przykro mi. — Sam nie miał pojęcia, z jakiego powodu, ale właśnie coś takiego powinno się mówić w podobnych sytuacjach, prawda?
Potter potrząsnął głową.
— Nie mogę w to uwierzyć — przerwał i zacisnął usta. Draco patrzył na niego, niepewny, co zrobić. — Przyszła wypłakać się w moich ramionach, bo kochanek oszukał ją z jakąś małolatą, jak gdybym mógł... Po wszystkim, ona... — Przełknął ślinę i Draco zrozumiał, że Harry ze wszystkich sił stara się nie stracić kontroli nad własnymi emocjami.
Westchnął i usiadł obok niego. Nie miał pojęcia, co teraz zrobić.
Potter gapił się przez chwilę na podłogę.
— Przepraszam — powiedział w końcu.
— Nie jesteś winien, że twoja była żona to egocentryczna suka. Wiesz, gdybyś chciał, mogę ją zabić. — Harry roześmiał się, ale ciągle nie spojrzał Draco w oczy. — Chodź do łóżka — powtórzył Malfoy łagodnym głosem. — Proszę.
Potter wreszcie na niego spojrzał. Jego oczy błyszczały.
— Idź, zaraz do ciebie dołączę. Potrzebuję kilku minut w samotności.
Draco poczuł, jak jego żołądek ponownie zaciska się w supeł.

***

Oczy Lucjusza zwęziły się, kiedy patrzył, jak syn rzuca niedopałek na chodnik i zgniata go obcasem buta. Draco zesztywniał, kiedy ojciec wyciągnął rękę i dotknął jego twarzy.
— Wszystko we właściwym czasie, chłopcze. Jest coś, co chciałbym, abyś zrobił.
Draco poczuł się jakby wmurowany w miejsce, w którym stał. Dlaczego nie potrafił się poruszyć?
— Nie zmieniłem zdania. Nie mam zamiaru...
— Wszystko, o co teraz proszę, to abyś pomógł w schwytaniu Pottera. Wiemy, gdzie jest. Złapiemy go bez problemu, ale jesteś nam potrzebny, żeby go kontrolować i nakłonić do współpracy.
Draco zamknął oczy i spróbował się skoncentrować. Musiał znaleźć jakieś wyjście, ale jego umysł nie chciał współpracować. Zabawne, że nie mógł sobie przypomnieć, co pił dzisiejszego wieczoru. Tak naprawdę nie mógł sobie przypomnieć niczego.
Ojciec pochylił się do przodu i pocałował syna w policzek.
— Skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle — szepnął. W tych słowach było coś, co przerażało Draco.
Lucjusz odwrócił się i odszedł. Draco oparł się o ścianę jednego z budynków. Słowa ojca ciągle dzwoniły mu w uszach: Skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle.
Czyjaś ręka złapała go za nadgarstek i pociągnęła w ciemność. Sięgnął po różdżkę, ale nie był w stanie zawinąć wokół niej palców. Uniósł wzrok, a tym czasie przegub jego dłoni został uwolniony. Obok niego nie było nikogo.

***

Draco obudził się i stwierdził, że ciągle jest sam w łóżku.


***


*stopniowe wzmacnianie siły dźwięku
**OBRAZEK
***sieć handlowa, której nazwa pochodzi od francuskiego „gotowe do zjedzenia” (w odróżnieniu od produktów „na wynos”); nazwę zapożyczono od „prêt à porter” (gotowe do noszenia)
**** dość popularna internetowa amerykańska rozgłośnia radiowa


***

ROZDZIAŁ III

24 lutego, 2004: piątek

— Dobrze się czujesz? — zapytał Manny.

Draco uniósł wzrok znad monitora i potarł oczy.

— Tak. Jestem tylko trochę zmęczony.

— Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że przyniosłem ci mocha* zamiast latte. — Manny wyciągnął w jego stronę papierowy kubek i uśmiechnął się, widząc przerażony wzrok przyjaciela. — Jezu, żartowałem. Nie jestem samobójcą.

— Dzięki. — Draco uszczypnął się w grzbiet nosa.

— Żadnej złośliwej riposty. Coś jest nie w porządku. — Manny machnął ręką i krzesło stojące przy jego biurku posłusznie przesunęło się po podłodze. Usiadł na nim i przez chwilę wpatrywał się w przyjaciela. — Czyżby Harry nie pozwalał ci spać?

— Nie, to nie tak. Nic złego się nie dzieje.

— Zaoferowałem się przynieść ci kawę, bo usypiasz każdego ranka. To do ciebie niepodobne. — Wbrew lekkiemu tonowi głosu, na twarzy Manny'ego widać było prawdziwe zainteresowanie.

— Sam nie wiem. Mam problem ze snem.

— Stres?

— To naprawdę nic wielkiego. Zapomnij o tym.

— Powinieneś spróbować eliksiru nasennego. Moja tia** Emilia ma cudowny przepis, który...

— Myślisz, że nie próbowałem? — jęknął Draco.

Manny zmrużył oczy.

— Znowu rzucasz palenie?

Malfoy wzruszył ramionami. Usprawiedliwienie było tak samo dobre, jak każde inne.

— To już dwa pieprzone dni.

— Naprawdę musisz być zakochany — powiedział Manny, ciągnąc swoje krzesło z powrotem do biurka.

— Albo jestem największym idiotą na tym świecie — wymamrotał Draco.

Po dziesięciu minutach gapienia się na rozszyfrowany raport Hermiony, który przyszedł do niego dzisiaj rano, Malfoy poczuł, jak traci świadomość. Był tak zmęczony, że nie potrafił nic na to poradzić.

— Draco? — zapytał Manny, stając nad nim.

Ślizgon zamrugał. Nie wiedział nawet, kiedy zasnął.

— Chyba powinieneś wziąć wolny dzień — powiedział Manny. Wyglądał na zaniepokojonego.

— Nie mogę — odparł Malfoy. — Jest tyle do zrobienia.

— A ty nie jesteś w stanie niczym się zająć. Musisz się przespać. Idź do domu.

Draco westchnął. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, to kolejny koszmar. Miał dziwne przeczucie, że wszystko to jakoś się łączy: utrata pamięci Harry'ego, śmierciożercy infiltrujący Amerykanów, prawda o fatum Voldemorta. Jednak nie miał pojęcia, na czym ten związek polegał i nienawidził przypominać sobie o tym nocami.

Pochylił się i przycisnął czoło do blatu biurka.

— Boże, nie mogę. Nie dam rady tu pracować. Nie jestem w stanie dłużej udawać.

— O czym ty mówisz? — Manny usiadł na krawędzi biurka Draco.

— Kurwa, wiem, jak to wszystko funkcjonuje. I to nie jest coś, w czym jestem dobry, Manny. Działam w terenie. Wtopić się w tło, pracować pod przykryciem, wykorzystywać ludzi. Tutaj niczego nie osiągnę.

Wstał i odgarnął włosy z twarzy. Zaczynały mu się robić odrosty, co bez przerwy go drażniło, ale nie mógł nic z tym zrobić, bo farba była mugolska.

— Draco, radzisz sobie świetnie. Ty...

— Nie, nieprawda. Muszę się stąd wydostać.

— Wyznaczono cenę za twoją głowę. Twój ojciec to tylko jedna z osób, które chciałyby dostać cię w swoje ręce i pewnie on jest jedynym, który nie zabiłby cię od razu.

— Wiem, że to niebezpieczne, ale przyjechałem tu, żeby pomóc. Tak naprawdę zaryzykowałem swoje życie, aby pomóc.

— Nieprawda. — Manny potrząsnął głową, ale w jego oczach widać było współczucie. — Jesteś tutaj, bo Harry cię o to poprosił. Jesteś tu, ponieważ on tutaj jest.

Malfoy wbił spojrzenie w swoje ręce. Gdyby Harry wiedział... Gdyby znał całą prawdę... Draco wątpił, czy by zrozumiał. I to było sedno całego problemu. Musiał rozwiązać tę tajemnicę, zanim Potter pozna jego sekrety. Bo inaczej nic nie miałoby już znaczenia. To była jego jedyna szansa.

— Idź do domu — powiedział Manny. Draco zmarszczył brwi, na co przyjaciel tylko westchnął. — To może masz ochotę na spacer?

***

— Mama mówi, że w San Antonio strasznie pada — odezwał się Manny, zerkając na szare niebo. — Powiedziałem jej, że tutaj jest tak samo.

— Kiedy z nią rozmawiałeś?

— Przysyła mi maile.

Draco potrząsnął głową.

— To zadziwiające, że twoi rodzice używają Internetu. Nie znam żadnych czarodziejów poniżej czterdziestki, którzy by to robili.

— Wiesz, jak dużo kosztują transatlantyckie gęsi? Poza tym, musiała korzystać z poczty przez lata. Chociaż magiczna uczelnia jest ukryta przed zwyczajniakami, ciągle stanowi cześć uniwersytetu.

— To tam studiowałeś?

— Nie — odparł Manny z uśmiechem. — Miałbym swoją własną matkę jako nauczycielkę zachodnioeuropejskiej teorii magicznej, co skończyłoby się katastrofą. Poszedłem na Uniwersytet Michigan. Jest tam ogromny, magiczny college, jeden z najlepszych w kraju.

— Tutaj niewielu czarodziejów idzie na uniwersytet — powiedział Draco. — A ja chciałem szkolić się na aurora, więc nie było mi to potrzebne.

— W Stanach istnieje coś takiego, jak studia licencjackie — zauważył Manny. — Tak czy inaczej, musiałeś być wściekły na swojego ojca, skoro wybrałeś taką karierę. — Malfoy wzruszył ramionami, ale nic nie odpowiedział. — Zbuntowałem się przeciwko rodzicom, biorąc ślub w młodym wieku i nie kończąc szkoły średniej. Gdybyś był ciekaw, to świetny sposób, aby wkurzyć naukowców.

— Hermiona pokocha twoją rodzinę — powiedział Draco z uśmiechem.

Manny zaczerwienił się i przez chwilę nic nie mówił.

— To się stało tak szybko. Nie... Naprawdę można zakochać się w dwa tygodnie?

— Tak — westchnął Draco. — Myślę, że można.

Szli w ciszy, dopóki nie dotarli do Leicester Square, po którym, nawet w tak posępnym miesiącu, krzątali się turyści. Skierowali się na środek placu i usiedli na ławce. Zaklęcie maskujące Draco zostało zaprojektowane tak, aby wyglądał na jak najmniej interesującą osobę i teraz nikt nie zwracał na niego uwagi. Manny otrzymał kilka zaciekawionych spojrzeń, ale jego towarzysz równie dobrze mógłby być niewidzialny.

— Więc jak ci się układa z Harrym? — Ton Manny'ego był swobodny, ale Draco wiedział, że treść pytania taka nie jest.

— Świetnie.

— Ben mi powiedział, że kiedyś widziałeś go z jego byłą żoną.

Draco westchnął.

— Tak, no cóż... to nic nie znaczy.

Manny otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. Obrócił się w stronę przyjaciela.

— Wiem, że ci na nim zależy i naprawdę wydaje się być miłym facetem, ale nie bierzesz pod uwagę, że to dla niego tylko chwilowa odmiana?

— Oczywiście, że tak. — Draco przyglądał się przez chwilę trzepoczącym na wietrze śmieciom.

— Po prostu nie chcę, aby cię zranił.

— Masz na myśli tak, jak ty mnie zraniłeś? — zapytał Draco, unosząc wzrok, aby spotkać spojrzenie przyjaciela.

Wyraz twarzy Manny'ego nie zmienił się.

— Wiesz, jak bardzo tego żałuję. — Zamilkł na chwilę i odwrócił wzrok. — Czułem wściekłość na nią, na cały świat, na kobiety w ogóle. A ty tam byłeś... chętny i... chciałem zaspokoić ciekawość. Nigdy nie chciałem, żeby to było takie skomplikowane. — Manny zacisnął dłonie razem na kolanach, jak gdyby chciał powstrzymać się od wyciągnięcia ręki do Draco. — Ale jesteś dla mnie ważny. Zawsze będziesz.

— Wiem. I ufam Harry'emu, choć nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Nie mam ku temu żadnego powodu, ale bycie z nim jest... relaksujące. Chociaż on ciągle stara się dojść ze sobą do ładu, jakoś wiem, że się uda, jeśli tylko tego nie spieprzę. — Draco zmarszczył brwi. Ostatnich słów wcale nie chciał wypowiedzieć na głos.

— W takim razie nie spieprz. — Manny uśmiechnął się do niego. — Ale jeśli cię skrzywdzi, będę musiał go zabić.

Malfoy zachichotał.

— Zastanawiam się, czy Harry miał taką samą rozmowę z Hermioną.

— Prawdopodobnie tak. Sądzisz, że tych dwoje kiedykolwiek...

— Nie, jasne, że nie. — Uśmiechnął się i wtedy ciemny kształt za ramieniem Manny'ego odciągnął jego uwagę. Poczuł, jak skręca mu się żołądek.

— Co? — zapytał Manny, obracając się, aby spojrzeć w tym samym kierunku. Draco zamrugał i cień zniknął. — Dobrze się czujesz? — spytał Manny.

Malfoy kiwnął głową.

— Ja... przez chwilę wydawało mi się, że coś widzę.

— Ale co? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.

Draco spróbował nie wzdrygnąć się z powodu zawartej w tych słowach ironii.

— Nieważne. Wracajmy, dobrze?

Manny zerknął na zegarek.

— Właściwie, to mam spotkanie z Hermioną.

— Spotkanie? — powtórzył Draco. — Jasne.

— Tylko o tym potrafisz myśleć? — Manny wywrócił oczami.

— Oczywiście.

Kiedy odchodzili, Malfoy obejrzał się za siebie, ale niczego nie zauważył. Mimo to zadrżał.

***

Gdy wrócili, na biurku Draco siedziała, wyglądającą na rozdrażnioną, sowa. Obok niej leżała koperta. I kilka bobków.

— Och — mruknął Malfoy, rzucając na ptaka krzywe spojrzenie.

— Jest tu już od jakiegoś czasu — powiedział Ben, zerkając do środka przez drzwi. — Nikomu poza tobą nie chciała oddać paczki — dodał i zniknął.

Draco zerknął na kopertę. Widniało na niej: Derek Malone, napisane pismem Harry'ego. Sięgnął po przesyłkę, ale ptak uszczypnął go w rękę.

— Co...? Och, racja. Finite Incantatem. — Gdy czar się rozproszył, sowa mrugnęła i odsunęła się od paczki. Patrzyła na niego groźnie, dopóki nie wyjął z trzymanej w szufladzie torby sowiego przysmaku i nie poczęstował jej. Wtedy rozwinęła skrzydła, jak gdyby przeciągając się, po czym wyleciała na korytarz i zniknęła mu z oczu.

Posprzątał ptasie pozostałości machnięciem ręki i sięgnął po kopertę. Była gruba, ciężka i wyglądała na zużytą. Draco zapytał siebie w myślach, czy Harry celowo sprawił, aby wydawała się mało ważna. Otworzył ją i wysypał jej zawartość na biurko. Było tam kilka plików pergaminu, każdy spięty razem mugolskim spinaczami w różnych kolorach, kilka ciemnych piór, zdjęcie uśmiechniętego mężczyzny, trzymającego w jednej ręce coś, co wyglądało na martwą sowę, a w drugiej śrutówkę. A także parę kamieni.

Draco zmarszczył brwi. Kamienie?

Uniósł pojedynczy kawałek pergaminu. Tak jak inne, był czysty i także miał nałożony, tym razem błękitny, spinacz. Draco zdjął go, a wtedy na stronie pojawiła się mieszanina liter i cyfr.

— Granger — wymamrotał. Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiła, gdy biuro FBI zostało już urządzone, było spotkanie się z każdą osobą indywidualnie i wyjaśnienie, jak pracuje jej własny klucz kryptograficzny, jak kodować i rozszyfrowywać wiadomości, i tym podobne rzeczy.

Oczy Draco zalśniły niedowierzaniem, ale po raz kolejny nie mógł opanować uczucia podziwu. Wyjął z kieszeni różdżkę, stuknął nią w pergamin i wyszeptał zaklęcie. Znaki na kartce poruszyły się i uformowały w zdania:

Draco, musiałem pociągnąć za kilka sznurków, aby dostać dla ciebie tę informację. Jest bardzo poufna, więc muszę się upierać, żebyś nie ujawniał niczego Manny'emu bez naprawdę ważnego powodu. Pióra i kamienie pochodzą z miejsca „magicznych wydarzeń” (jak określają to w sprawozdaniach), do których doszło w ubiegłym tygodniu, w okolicy Durham. Zbadano je gruntownie w naszym własnym laboratorium, ale nikt nie był w stanie niczego stwierdzić, gdyż ich magiczna sygnatura uległa zatarciu.

Draco przerwał czytanie, aby rzucić podejrzliwe spojrzenie na biurko. O ile mógł powiedzieć, kamienie wyglądały na całkiem zwyczajne kawałki skały.

Pióra należały od zabitej sowy. Nie wiem, czy będą pomocne, czy nie, ale zwinąłem je z laboratorium razem z kamieniami. Posłałem też kilka tajnych raportów aurorów i Niewymownych, którzy zostali wysłani, by posprzątać po „wydarzeniu”. Zauważ, że część informacji została z nich wycięta — tylko w takiej formie Bass mógł mi je przekazać, nie łamiąc prawa.

Daj mi znać, czy potrzebujesz czegoś jeszcze.

Harry

Draco rozszyfrował resztę pergaminów i zabrał się do czytania sprawozdań. Po tym, jak śmierciożercy zaatakowali, w iście terrorystycznym stylu, we wsi w pobliżu Durham, aurorzy postępowali według nakazanej im procedury. Dom uległ zniszczeniu, ale rannych zostało stosunkowo niewielu mugoli i były to raczej lekkie obrażenia. Jedna z aurorek skarżyła się zawzięcie, że uniemożliwiono jej przeprowadzenie szczegółowego śledztwa. Draco przeanalizował sprawozdanie do końca i zatrzymał wzrok na nazwisku swojej kuzynki: N. Tonks.

Być może nadszedł czas na rodzinne spotkanie. Nie znał Nimfadory zbyt dobrze, ale ojciec zawsze powtarzał, że więzy krwi są najważniejsze. Z kuwety na akta wyciągnął czysty arkusz pergaminu, po czym przysunął bliżej kałamarz i pióro.

Pani Tonks,

badam wydarzenia, które miały miejsce tydzień temu w Durham i właśnie przeczytałem Pani sprawozdanie. Chciałbym spotkać się osobiście, aby przedyskutować wątpliwości.

Proszę o propozycję dogodnej dla Pani daty i godziny.

Pozdrawiam,

Derek Malone

USA, FBI, oddział w Londynie

Zrolował i związał pergamin, po czym udał się do recepcji. Gdy mijał drzwi, portierka, młoda czarownica o imieniu Grizabella, wbijała wzrok w monitor komputera. Stuknęła w ekran kilka razy, zanim skierowała na niego pełne winy spojrzenie.

Draco oparł się pragnieniu, aby powiedzieć jej coś złośliwego. Dopiero w zeszłym roku skończyła Hogwart i nie widziała komputera do czasu, aż ją zatrudnili. Mimo to szybko odkryła pornograficzne strony i już nie istniała żadna szansa usunięcia jej ze stanowiska. Stała się tak biegła w buszowaniu po sieci w poszukiwaniu informacji, że Manny rozważał wysłanie jej na mugolski kurs komputerowy. Draco sądził, że ta kobieta zwolniłaby się z FBI, gdyby zaproponowano jej posadę projektantki pornograficznych witryn.

— To wiadomość do Nimfadory Tonks, wyślij ją sową — powiedział.

— Oczywiście, proszę pana — odparła, chowając za ucho kosmyk włosów o mysim kolorze. Draco poczuł się rozbawiony, że ktoś, tylko kilka lat młodszy, zwraca się do niego per pan. Kiedyś wspomniała, że pamięta go ze szkoły, ale on nie mógł sobie jej przypomnieć, mimo że przyporządkowano ją do Slytherinu. Oczywiście, ostatnio miał inne sprawy na głowie.

Kobieta wezwała sowę, po czym powierciła się na krześle i wlepiła wzrok w swoje ręce. Draco wiedział, że ją onieśmiela, ale nie miał zamiaru tego zmieniać. Nie było powodu, aby poznać ją bliżej.

Napięcie zostało rozbite przez przybycie sowy. Draco wręczył portierce pergamin i wrócił do swojego pokoju.

Dwadzieścia minut później Grizabella pojawiła się koło jego biurka.

— Odpowiedź od pani Tonks, proszę pana — powiedziała. Wyciągnęła dłoń z przesyłką i gdy tylko Draco zabrał list, odsunęła rękę.

Charakter pisma na kopercie nie wyglądał znajomo, ale, prawdę mówiąc, Draco w ogóle nie znał zbyt dobrze swojej kuzynki. Grizabella, z rękami splecionymi na piersi, przestępowała przy jego biurku z nogi na nogę.

— Dziękuję — powiedział, nie unosząc oczu.

— Proszę pana?

— Tak? — Kątem oka dostrzegł jej powykręcane nerwowo palce.

— Czy mogłabym... jest piątek i nic się nie dzieje...

— Chcesz wolne popołudnie, tak?

— Tak, sir.

Uniósł wzrok i zobaczył, jak dziewczyna się rumieni.

— Ja nie mogę o tym decydować. Powinnaś zapytać pana Padillę, kiedy wróci.

Jej twarz spochmurniała i Draco musiał zwalczyć cisnący się na usta uśmiech. Dobrze wiedziała, że Manny się nie zgodzi.

— Tak, sir — powiedziała i wróciła do recepcji.

Draco otworzył kopertę i wyciągnął kawałek pergaminu.

Spotkaj się ze mną w „Dog and Duck” o wpół do pierwszej.

Nawet się nie podpisała. Malfoy zerknął na zegar ścienny. Zbliżało się południe.

Tonks nie wiedziała, kim był, ale wydawała się bardzo zainteresowana rozmową z nim.

***

Draco nie mógł sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek był w mugolskim pubie w Wielkiej Brytanii. Gdy był młodszy, spędził sporo czasu w homoseksualnych klubach, ale była to tylko mała część jego imprezowego doświadczenia. Musiał poprosić Grizabellę, aby pomogła mu znaleźć lokal. Dziewczyna w ciągu kilku sekund wyszukała w Internecie drogę i Draco był zszokowany, gdy dowiedział się, że pub mieści się dosłownie za rogiem od jego mieszkania.

„Dog and Duck” był mały i zapełniony mugolami, ubranymi w różnej postaci formalne stroje. Przywołał wspomnienia o czystym, wolnym od świrów „Dziurawym Kotle”. Draco zlustrował pomieszczenie w poszukiwaniu znajomej twarzy, ale nikogo takiego nie zobaczył, więc wspiął się, po wąskich schodach, na górny poziom. Minął toalety i nieobsługiwany przez nikogo bar, i zobaczył siedzącą w odległym kącie i czytającą gazetę kobietę z długimi, czarnymi włosami i ciemnymi okularami. Nie mogłaby wyglądać ani trochę bardziej na kogoś, kto stara się pozostać anonimowy. Na szczęście byli tu zupełnie sami. Draco wywrócił oczami i ruszył w stronę stolika.

— Pani Tonks, jak przypuszczam?

Zaczęło się, gdy tylko na niego spojrzała. Co prawda rzucił na siebie zaklęcie kamuflujące, ale oczekiwał, że będzie potrafiła je przejrzeć.

— Och, mój Boże — powiedziała, zdejmują okulary. Miała szeroko otwarte, fiołkowe oczy i choć rysy jej twarzy wydały się Draco znajome, zostały skutecznie zamaskowane. Pozazdrościł jej zdolności kamuflażu bez potrzeby uciekania się do złudnych uroków. — Usiądź — dodała, odsuwając gazetę na bok zamaszystym gestem, tak, że ta spadła na podłogę, rozrzucając strony.

Draco zdjął płaszcz i powiesił go na jednym z wielu znajdujących się tu, źle dobranych, krzeseł. Gdy tylko zajął miejsce, Tonks rzuciła wokół nich zaklęcie ochronne, nie bacząc na fakt, że przebywali tam sami.

— Draco Malfoy — powiedziała z uśmiechem. — Nie mogę uwierzyć. Co prawda słyszałam pogłoski, że wróciłeś, ale...

— Pogłoski, serio? — zapytał Draco. Byli ostrożni, ale wiedzieli, jak szybko plotki rozchodziły się w ministerstwie.

— Proszę — powiedziała Tonks, popychając w jego stronę piwo. — Pozwoliłam sobie zamówić też dla ciebie, choć oczywiście nie wiedziałam, że to ty.

— Dziękuję — odparł Draco, próbując nie marszczyć nosa. Lubił piwo, ale był w tej kwestii nieco wybredny.

— Musisz przekazać Harry'emu moje pozdrowienia — powiedziała, wyginając wargi w przebiegłym uśmiechu. — Nie widziałam go od wieków.

— Przekażę. — Więc o tym także wszyscy już wiedzieli.

— Tak się cieszę, że znowu się z kimś umawia. Nigdy za bardzo nie lubiłam jego żony. — Draco uśmiechnął się. Tonks wydawała się sympatyczną osobą. Koniecznie musi poznać ją lepiej. — Niestety, nie mam teraz zbyt wiele czasu na pogawędki — kontynuowała. — Czekają na mnie na spotkaniu — przerwała i napiła się sporego łyka ze swojej szklanki. — Właściwie dobrze się składa, że to właśnie z tobą będę rozmawiać. Teraz w ministerstwie nie ma wielu ludzi, którym ufam. — Draco spróbował nie pokazać po sobie zaskoczenia. Ufała jemu? Przecież zaledwie go znała. — Zostałam wysłana na miejsce incydentu. Wszystko stało się nagle, o tym, co ma się wydarzyć, nie krążyły nawet pogłoski. Wiesz, w ciągu ostatnich kilku lat panował taki spokój. — Przerwała, aby znowu się napić, jak gdyby chciała dodać tym sobie odwagi. — W małej wsi zniszczono dom, a kilku mugoli było torturowanych, ale nie ponieśli poważnej szkody i wymazaliśmy im pamięć tego samego dnia, po przesłuchaniach. Jednak oni donieśli, że widzieli niezwykle dużą ilość sów na tym terenie, kilka dni przed atakiem. Dziwne, ciemne ptaki, niepochodzące ze zwyczajnych hodowli. Pewien rolnik nawet postrzelił jedną, która upolowała jego kota. Moją pierwszą myślą było, że to cienie, a potem odkryłam, że wszystkie oficjalne raporty z miejsca zdarzenia zostały utajnione.

— Widziałaś którąkolwiek z nich? — Draco napił się piwa.

— Tylko tę martwą. Miała odstrzeloną głowę i była trochę pokaleczona, najwyraźniej pies rolnika ją dopadł. Ale wyglądała jak cień. Wiesz, zaklinają ich pióra na tak ciemny kolor, aby były odporne na zaklęcia oświetlające.

— Twoje sprawozdanie sugerowało, że chciałaś dalej badać tę sprawę — podsunął Draco.

— Tak — odparła, opadając na krześle, jak gdyby samo mówienie o tym działało na nią wyczerpująco. — Śmierciożercy już od lat nie atakowali w sposób przypadkowy. Musieli mieć jakiś cel. I sowy. Dlaczego było ich tak wiele, a szczególnie, dlaczego użyli cieni? Ministerstwo musi być w to wszystko jakoś włączone. Jestem pewna, że wcześniej na miejscu byli Niewymowni, chociaż nikt się do tego nie przyznaje.

— Być może śmierciożercy wiedzieli o Niewymownych i chcieli przeszkodzić im w tym, co tam robili — powiedział Draco. — Ale kto się tam spotkał i dlaczego śmierciożercy o spotkaniu wiedzieli, a twój wydział nie?

— Teoria równie dobra, jak i moja. Każda z, podjętych przeze mnie, prób przeprowadzenia śledztwa została udaremniona. Kazano mi przestać zadawać głupie pytania. Wydarzenia nie były niczym innym, niż przypadkowym atakiem terrorystycznym, a naszą rolą jest złapanie zamieszanych w to śmierciożerców.

— Kogoś schwytano?

— Nie — parsknęła Tonks. — Nie istniało zbyt wiele dowodów, którymi można by się kierować i nikt nie był zainteresowany drążeniem tematu. Całe postępowanie zostało skutecznie przeciągnięte w czasie. — Tonks skończyła piwo i odstawiła pustą szklankę z głuchym odgłosem, akcentując tym swoje słowa.

— Podobno z miejsca ataku zabrano jakieś kamienie — powiedział Draco.

Tonks kiwnęła głową.

— Fragmenty zniszczonego domu. Jednak nasze laboratorium niczego z nimi nie zrobiło. Wątpię, czy chociaż próbowali. Prosiłam kilka razy, ale nie pozwolono mi nawet na nie spojrzeć.

Draco sączył swoje piwo, myśląc, że najlepiej chyba było nie wspominać, że owe kamienie leżały teraz na jego biurku.

— Muszę iść — powiedziała Tonks, ponownie wsuwając na nos ciemne okulary. — Daj znać, jeśli będziesz chciał spotkać się ponownie. Ale muszę być ostrożna.

— Będę w kontakcie — zapewnił ją Malfoy.

Wstając, uderzyła o stół, prawie przewracając szklankę Draco.

— Ups, przepraszam. I powiedz Harry'emu, żeby posłał mi sowę, dobrze? — Po tych słowach przekradła się przez pomieszczenie i zeszła po schodach, wyglądając przy tym, pod każdym względem, jak postać ze starego, mugolskiego kryminału. Draco pomyślał, że to całkiem dobrze, iż większość czarodziejów ich nie ogląda. Jak na kogoś, kto chciał być niezauważony, zachowanie Tonks zwracało uwagę dużo bardziej, niż powinno.

Zanim zdecydował się wyjść, Draco wypił pół piwa. Gdy pokonał wąskie schody, zauważył, że główne pomieszczenie pubu było teraz pełne ludzi, a do tego stawało się lekko zadymione. Wystarczyło to, aby się zatrzymał i wciągnął głęboko powietrze. Papierosy zostawił w domu — w końcu próbował rzucić palenie, jednak zapach był zdecydowanie zbyt pociągający.

***

Kamienie leżały rozrzucone na jego biurku. Skoro już wiedział, jakie są ważne, poczuł wyrzuty sumienia z powodu zostawienia ich na widoku.

Podniósł jeden i obrócił go w dłoni. Widział, w którym miejscu został odłamany. Smuga, którą poprzednio uznał za naturalne zabarwienie, była wyraźnym znakiem działania ognia. Draco zacisnął usta. Istniało wiele zaklęć, mogących roztrzaskać skałę, ale najlepiej, oczywiście, nadawały się do tego te czarnomagiczne. A czarna magia pozostawiała po sobie szczególne ślady. Nie mógł sobie wyobrazić, że nie szukano ich w laboratorium. Położył kamień na blacie i nakierował na niego różdżkę. Skoncentrował się na kilka sekund i szepnął:

— Resero.

Kamień zamigotał. Draco skupił się na patrzeniu, czuciu i słuchaniu.

Podczas treningu na aurora spędził ciężkie chwile, ucząc się rozpoznawać magiczne ślady. Była to zaawansowana i złożona umiejętność, do której, niestety, nie miał talentu. Mimo to przez ostatnie lata znacznie się w niej poprawił i odkrył, że na czarną magię jest wyjątkowo wrażliwy. Biegłość w tej kwestii była przydatna, choć wcale niezaskakująca.

Wpatrywał się w kamień, skupiając wzrok na otaczającej go teraz słabej poświacie. Wyjątkowo trudno było ją dostrzec, niemal jak gdyby... Przestał się zastanawiać i bardziej skoncentrował. Miał jeszcze kilka sekund, zanim zaklęcie przestanie działać, a nie był pewien, czy da radę rzucić je po raz kolejny.

Zacisnął zęby i uniósł kamień. Zawinął wokół niego palce i zamknął oczy. Skoro nie mógł zobaczyć, to może uda mu się poczuć. Krawędzie były szorstkie, a magiczne pozostałości chłodne w dotyku. Rozchodzące się zimno sprawiło, że palce zaswędziały go nieprzyjemnie.

I wtedy to poczuł... coś ciepłego, znajomego. Jego oczy rozwarły się szeroko, a kamień spadł na podłogę.

W czasie, gdy dom uległ zniszczeniu, był tam jego ojciec. Nie miał co do tego wątpliwości. Wyczerpany opadł na krzesło. Cokolwiek wydarzyło się w Durham, Lucjusz miał z tym coś wspólnego. Podobnie jak niezidentyfikowani ludzie w ministerstwie, prawdopodobnie ci sami, którzy krytykowali Tonks za próby prowadzenia śledztwa.

I ktoś niedawno próbował usunąć pozostawione na kamieniach ślady. Był tego pewien.

Niestety nie było żadnej możliwości sprawdzenia, jaka była tutaj rola jego ojca. Magiczne pozostałości mogły oznaczać cokolwiek. W sądzie zostałyby uznane za dowody poszlakowe, gdyż sugerowały jedynie, że dana osoba rzuciła zaklęcie w pobliżu kamieni.

Draco uciekał przed Lucjuszem od roku, nawet w snach i pierwszy przełom w jego śledztwie wiązał się właśnie z nim. Wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Ruszy się i zacznie własne dochodzenie, ale nikomu nie powie, że ojciec jest w to wszystko wplątany. A przynajmniej jeszcze nie teraz.

***

— Nie — powiedział Harry, opierając się ponownie o krzesło. — Absolutnie nie.

Draco zaklął po cichu i odwrócił wzrok.

— Dlaczego każdemu wydaje się, że może mówić mi, co mam robić?

— Ponieważ kilkoro z nas naprawdę może — powiedział Manny. Jego głos był łagodny i spokojny. — Wiem, czemu chcesz to zrobić, ale nie możemy ryzykować. — Manny oczywiście nie wiedział, zapewne sądził, że to z powodu wybuchu Draco dzisiejszego ranka.

— Pracowałem jako tajniak przez pięć lat — odciął się Malfoy. — I to w dość niebezpiecznych warunkach. Regularnie zajmowałem się śmierciożercami i mugolskimi gangsterami!

— Ale to było zanim się dowiedzieli, że naprawdę jesteś podwójnym agentem — powiedział Harry. — Teraz wszystko wygląda inaczej. Chcę, żebyś był bezpieczny. Ktoś inny może poprowadzić to śledztwo.

— Kto? — zapytał Draco, celując w niego spojrzeniem. — Kto inny rozumie sytuację tak dobrze, jak ja?

— Nikt — odparł Potter. — Ale to i tak niczego nie zmienia.

Draco odsunął się od stołu konferencyjnego i wstał, z frustracją przebiegając palcami przez włosy. Kiedy zwołał to zebranie, oczekiwał, że każdy pochwali jego błyskotliwą pracę dochodzeniową i będzie życzył powodzenia w dalszych poczynaniach. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.

— Draco... — zaczął Manny.

— Och, zamknij się, do kurwy nędzy — rzucił Malfoy, odwracając się. — Wyjątkowo nie znoszę, kiedy traktuje się mnie jak dziecko.

— W takim razie przestań zachowywać się, jakbyś nim był — odciął się Manny. Draco rzucił mu pełne złości spojrzenie.

Harry westchnął.

— Manny, mógłbyś dać nam minutę?

— Jasne — odparł Manny, wstając. Zwrócił się w stronę Malfoya, jak gdyby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie zrobił tego. W zamian potrząsnął głową i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

— Wiem, że znasz się na swojej robocie. — Harry oparł się o blat stołu. — Nikt tego nie kwestionuje.

— Och, naprawdę? — zapytał Draco, stając przodem do Pottera.

— Tak, naprawdę. Nie chodzi o to, iż uważamy, że byś sobie nie poradził. Po prostu jesteś dla nas czymś w rodzaju... tajnej broni. Oni nie mają pewności, gdzie jesteś, ale gdyby mieli cię znaleźć...

— Nie znajdą — odparł Draco, krzyżując ręce na piersi. — Wszyscy zdają się lekceważyć fakt, że jestem ekspertem od pracy pod przykryciem.

Harry potarł dłonią czoło, po raz pierwszy ujawniając własną frustrację.

— W takim razie nie idź dlatego, że ja o to proszę. To okropnie ryzykowne i nie sądzę, aby właśnie teraz warto było to ryzyko podejmować. — Spuścił wzrok. — Nie chciałbym cię stracić akurat z takiego powodu.

Draco w zamyśleniu zacisnął zęby. Czy Harry był szczery, czy tylko grał na jego emocjach?

— To nie w porządku — powiedział w końcu.

Potter wzruszył ramionami i ponownie wbił oczy w stół.

— Nic z tego nie jest w porządku, wiesz? Nie jest w porządku, że zapomniałem o ważnej części mojej przeszłości. Nie jest w porządku, że widziałem śmierć bliskich przyjaciół. Nie jest w porządku, że przeznaczenie, które przypuszczalnie miałem wypełnić... — Nie skończył zdania, westchnął i skulił ramiona w geście porażki. — I nie jest w porządku, że dopiero co ponownie cię odnalazłem. Jestem zbyt samolubny, aby pozwolić ci odejść tak szybko.

Draco nie mógł powstrzymać uśmiechu.

— Ponownie?

Harry znowu westchnął.

— Och... wiesz, co mam na myśli, prawda? — Rzucił w stronę Draco pełen nadziei uśmiech.

Wbrew woli Malfoya, jego determinacja osłabła. Przeszedł przez pokój i stanął przed swoim kochankiem.

— Bycie samolubnym nie jest takie złe.

Harry objął go i pocałował w czoło.

— Na to liczyłem. — Draco pozwolił się tulić przez dłuższą chwilę, zaskoczony, jak dobre było to uczucie. Ramiona Harry'ego trzymały go mocno, znajome i dodające otuchy, ciepłe i pewne. Jak mógł żyć bez czegoś takiego aż tak długo? — Proszę, nie jedź do Durham — poprosił Potter cichym głosem. — Wyślę kogoś innego, a ty, jeśli chcesz, możesz udzielić mu instrukcji. — Draco skinął głową tuż przy jego ramieniu. — Dziękuję — dodał Harry szeptem. Draco docisnął twarz do jego szyi, próbując przekonać sam siebie, że podjął właściwą decyzję.

***

— Co ty tam robisz, nakładasz makijaż? — zawołał Draco przez ramię, przyglądając się swemu odbiciu w lustrze wiszącym powyżej biurka Harry'ego.

— Zamknij się! — odpowiedział przebywający w łazience Potter, choć w jego głosie słychać było więcej rozbawienia niż irytacji.

Malfoy machnął różdżką, robiąc kilka poprawek w swoim zaklęciu kamuflującym, po czym z zadowoleniem pokiwał głową. Schował różdżkę.

— O której mówiliśmy, że przyjdziemy?

— Zostało nam piętnaście minut. — Harry zabrzmiał, jak gdyby w ustach miał właśnie szczoteczkę do zębów.

Draco uniósł z jego biurka oprawioną w ramkę fotografię Harry'ego i Rona Weasleya, która zdawała się być zrobiona zaledwie kilka lat temu. Każdy z nich miał rękę drugiego na ramieniu i uśmiechali się tak, jakby świetnie się bawili. Draco nie mógł nie zauważyć, że wzrok Pottera zatrzymywał się na twarzy przyjaciela dużo dłużej, niż Ron patrzył na niego. Po chwili wizerunek Weasleya obrócił się i szepnął coś do wizerunku Harry'ego. Obaj mężczyźni roześmiali się i spojrzeli na coś, co znajdowało się poza ramkami zdjęcia.

Draco wywrócił oczami i odłożył fotografię.

— Dlaczego obciąłeś włosy? — zapytał.

— Proszę? — Wyglądało na to, że Potter skończył szczotkowanie zębów.

— Na zdjęciu masz długie włosy — wyjaśnił Draco, choć teraz podszedł do małej figurki białej sowy, która nastroszyła piórka, gdy przysiadła na jego dłoni.

— Ach, to — odparł Harry. — Nie wiem. Pewnie się nimi zmęczyłem.

— Powinieneś je znowu zapuścić — doradził Malfoy, odkładając sowę i podnosząc niewielkie, emaliowane pudełko. — Dobrze w takich wyglądasz. — Otworzył pudełko, ale okazało się puste. Zamknął pokrywkę i przyglądał jej się ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądała znajomo, jak gdyby już wcześniej widział coś takiego. Odwrócił pudełko i prawie je upuścił, dostrzegając na spodzie napis MDW. Ostrożnie odłożył pudełko na biurko. Stare produkty Weasleyów nie były czymś, co można traktować z beztroską.

— Gotowy? — zapytał Harry, wychodząc wreszcie z łazienki.

Draco obrócił się w jego stronę i zmarszczył nos.

— Jaja sobie robisz? — To był jego ulubiony amerykański zwrot.

Harry zamrugał.

— Co ci się nie podoba?

— Khaki, Harry? Naprawdę. — Draco wziął Pottera za rękę i pociągnął go w stronę szafy. — Idziemy do klubu, nie na turniej golfa.

— Uważam, że wyglądam dobrze — powiedział Harry, ale nie opierał się.

Draco wyciągnął parę czarnych spodni i rzucił je kochankowi.

— Te są w porządku — powiedział i zaczął szukać koszuli. — Nie masz niczego, co wyglądałoby inaczej niż ciuchy na biwak, prawda?

— Wątpię — odparł Potter, brzmiąc na lekko zirytowanego.

Malfoy odwrócił się i zobaczył, że Harry stoi w samej bieliźnie, mając właśnie zamiar zmienić spodnie. Zarys jego odchylonego lekko w lewo penisa był wyraźnie widoczny przez tkaninę slipek.

Sekundę później Draco był już na kolanach i dociskał wargi do ciała pod majtkami.

— Kurwa — jęknął Harry, upuszczając spodnie i obejmując dłońmi głowę kochanka.

Draco czuł, jak członek Pottera twardnieje pod jego ustami. Ten przypływ władzy zawsze go podniecał. Uniósł wzrok i uśmiechnął się.

— Nie mogłem się powstrzymać. — Pociągnął bieliznę w dół, uwalniając penisa Harry'ego.

— Znam cenę... Ochhh... — Oczy Harry'ego zamknęły się, gdy usta Malfoya pochłonęły jego erekcję.

W ciągu dwóch krótkich tygodni Draco nauczył się całkiem sporo o tym, co Potter preferował. Lubił nacisk, ale niezbyt mocny. W odróżnieniu od innych mężczyzn, nie miał nic przeciwko sporadycznym muśnięciom zębami i wydawało się, że szczególną przyjemność sprawia mu to właśnie na początku. Zawsze gwałtownie wciągał powietrze, gdy Draco dociskał język do rozcięcia na główce jego penisa lub przebiegał jego czubkiem pod napletkiem.

Ponieważ jednak teraz nie mieli czasu, Malfoy zdecydował się na rytm, o którym wiedział, że w szybkim tempie doprowadzi Harry'ego do końca. Poruszył językiem energicznie, a potem zawirował nim po miękkiej skórze. Nad sobą usłyszał przeciągły krzyk.

— Jesteś w tym taki dobry — wydyszał Harry. — Och, Boże.

Draco unieruchomił penisa kochanka, przytrzymując go u podstawy jedną dłonią, podczas gdy drugą zajął się jądrami. Potter rozsunął lekko uda, aby dać mu lepszy dostęp. Slipy stanowiły małe ograniczenie, ale Draco nie chciał przerywać po to, aby zepchnąć je niżej. Obracając ręką, ssał mocno.

— Och — wydyszał Potter i zacisnął pięści na jego włosach. Malfoy wiedział już, że to jedyne ostrzeżenie, jakie dostanie. W czasie orgazmu kolana Harry'ego prawie się pod nim ugięły. Jego oczy pozostały zamknięte, a dłonie na głowie Draco szarpnęły niemal boleśnie.

Zawsze lubił smak nasienia. I nie rozumiał, dlaczego inni mężczyźni nie podzielają jego upodobania. Stanowiło dziwną, słono-gorzką mieszankę i u każdego smakowało inaczej. Pozwolić komuś wytrysnąć w ustach było dla niego czymś intymnym, a z drugiej strony stanowiło coś, co dostarczało wrażenia przewagi.

Harry cofnął biodra — jego penis po orgazmie był szczególnie wrażliwy. Draco nadąsał się, ponieważ sam po wszystkim lubił raczej odrobinę ssania. Jednak Potter albo tego nie zauważył, albo zignorował. Opadł na łóżko, na plecy i podłożył ręce pod głowę.

— Co cię do tego skłoniło?

Draco usiadł obok i uśmiechnął się.

— Nie wiem. Jak sądzę, po prostu lubię twój smak.

— Mmm — mruknął Harry, patrząc na niego. Uniósł się i pogrzebał w szufladzie stojącej przy łóżku szafki, wyjmując z niej tubkę nawilżacza.

— Twoja kolej.

Nawilżacz? Draco posłał mu rozczarowane spojrzenie. Czy Potter niczego nie nauczył się w ciągu ostatnich dwóch tygodni?

Harry uśmiechnął się do niego.

— Wiem, wiem, co myślisz. Chodź tu. — Cofnął się szybko na materacu tak, że jego plecy dotknęły wezgłowia i poklepał miejsce pomiędzy swoimi udami.

Gdy Draco do niego podpełzł, Harry kazał mu się odwrócić. Malfoy usiadł między jego nogami i oparł się o klatkę piersiową. Ręce kochanka zawinęły się wokół niego, a sprawne palce rozpięły spodnie.

Penis Draco bolał już od samego patrzenia na orgazm Harry'ego. Teraz, czując pierwszy dotyk, nie mógł powstrzymać jęku. Potter zatrzymał się, aby wycisnąć na dłoń odrobinę kremu, po czym zawinął palce wokół erekcji Draco. Nawilżacz okazał się zimny, więc Malfoy lekko zadrżał, ale, pod wpływem ruchów, krem rozgrzał się szybko.

Draco uśmiechnął się i odprężył w rękach kochanka.

— Jest cudownie — westchnął. — Być może powinniśmy zostać. Mógłbyś robić to ze mną godzinami.

Potter roześmiał się głośno.

— Nie wytrzymałbyś nawet kilku minut.

— Tak? — odciął się Draco. Uwielbiał porządne wyzwania.

Podobnie, jak Harry.

— Nie wytrwasz nawet trzech.

Sam nie wytrzymał dwóch, ale teraz wydawało się to nieistotne.

— Chcesz się założyć? — uśmiechnął się Malfoy.

— Tak — odparł Harry, nie przerywając powolnych ruchów dłonią. — Właściwie, to tak.

— O co się założymy?

— Hmm... — Ręka Pottera zatrzymała się i teraz tylko jego palce igrały ze skórą Draco. — Nie chcę dzisiaj tańczyć. I nie chcę, abyś kupował mi jakieś gejowskie drinki.

Malfoy parsknął.

— Nic gejowskiego dla ciebie, oczywiście.

— Cóż, poza tym, że właśnie teraz ci obciągam. — W głosie Harry'ego zabrzmiała nutka humoru.

— W porządku — zgodził się Malfoy. — Ale jeśli wygram, chcę, abyś dziś wieczorem był gejem.

Dłoń Pottera znieruchomiała.

— Proszę?

— Homoseksualistą, Harry. W ubiorze, zachowaniu, we wszystkim. Chcę, żebyś tańczył. Chcę, żebyś się bawił. A najbardziej chcę, żebyś się zrelaksował.

Ręka Harry'ego wznowiła delikatne ruchy.

— To nie w porządku. Ja nie miałem takich wymagań.

— Idziemy do klubu. Jeśli nie będziesz tańczył, równie dobrze możemy zostać w domu. — Draco pozwolił swojej dłoni przesunąć się po ramieniu Harry'ego, zwalniając przy napiętym bicepsie. — Skoro warunki zakładu ci nie odpowiadają, jedyne, co musisz zrobić, to wygrać, prawda?

Potter przez chwilę zastanawiał się w milczeniu.

— Dobrze, zgadzam się.

Malfoy wyciągnął rękę i już po chwili trzymał w niej różdżkę. Zawirował nią w powietrzu, mówiąc:

— Trifarium klepsydra.

Niewielka, wyczarowana znikąd, błyszcząca klepsydra zawisła nad ich głowami.

— Trzy minuty. Gotowy?

— A ty? — szepnął Harry, muskając ustami ucho Draco.

Malfoy zadrżał. Powinien oskarżyć Harry'ego o oszukiwanie. W zamian machnął różdżką i klepsydra odwróciła się do góry nogami.

Dłoń kochanka zaczęła go głaskać. Draco zrelaksował się i uśmiechnął. To nie będzie takie trudne.

— Wiesz — wymruczał Harry — ile razy robiłem to, myśląc o tobie?

— Obciągałeś facetowi myśląc o mnie? Z tego, co wiem, to raz.

Potter zatrzymał się, aby nałożyć jeszcze odrobinę kremu.

— Nie o tym mówię, idioto. Chodzi mi o masturbację z myślą o tobie. — Przesunął dłonią po skórze Draco, kręcąc nią lekko i ściskając. — Myśląc o tym, jak stoisz w toalecie, w klubie, ze spodniami spuszczonymi do kolan. — Malfoy uśmiechnął się. Dokładnie wiedział, o którym wieczorze mówił Harry. — Marzyłem, że to ja jestem zamiast... że to ja ssę twojego kutasa. Draco poczuł mrowienie w brzuchu. Potter prawie nigdy nie używał słowa „kutas”. To było praktycznie sprzeczne z jego charakterem. — I... zastanawiałem się, czy ty też myślałeś wtedy o mnie.

— Tak — odparł Draco, starając się, aby jego głos brzmiał na zrelaksowany. — Chciałem... żebyś za mną poszedł, żebyś widział.

— Doszedłeś, gdy patrzyłem. — Oddech Harry'ego przy jego uchu był ciepły i wilgotny. Potter przyspieszył ruchy, a drugą dłonią ujął jądra Draco. — Chcę kiedyś zobaczyć, jak to robisz. Chcę widzieć, jak się dotykasz.

— Właściwie... to całkiem niezły pomysł. — Draco przełknął ślinę. Harry miał wyjątkowo uzdolnione dłonie.

Coś mokrego musnęło jego ucho i zakreśliło koło wokół nefrytowego kolczyka, który Potter kupił mu kilka tygodni temu. Palce na erekcji zwiększyły nacisk.

— Nawet w ciągu ostatniego tygodnia onanizowałem się, myśląc o tobie. Rano, pod prysznicem, kiedy nie byliśmy razem.

— Lubisz poranny seks — powiedział Draco, próbując opanować drżenie głosu.

— Myślę, jakim cudownym uczuciem jest pieprzenie ciebie. — Słowa „pieprzyć”, w tym kontekście, Harry także prawie nigdy nie wypowiadał. Dźwięk tych słów w jego ustach podniecił Draco bardziej, niż mógł przypuszczać.

Millicenta Bulstrode, pomyślał, wydobywając z pamięci nieprzyjemny obraz. W minispódniczce.

— A czasami... — Malfoy czuł, jak oddech kochanka przyspiesza — ...wyobrażam sobie, że... ty pieprzysz mnie.

I masturbacja z... ropuchą.

— Myślę o tym, jak pieprzysz mnie najpierw językiem i palcami, a potem... próbuję sobie wyobrazić twojego penisa wewnątrz mnie.

Ropucha. Millicenta. McGonagall.

— Twardy, gorący, posuwający mnie...

Millicenta RAZEM z McGonagall.

Dłoń Harry'ego przesuwała się tak szybko, że Draco nie mógł się skupić. Tarcie było wspaniałe, a gorąco prawie jak...

Ropucha. Ropucha. Ropucha.

— Pieprzysz mnie mocno... a doznanie jest tak cudowne...

Wizja ropuchy przywołała wspomnienia sprzed lat, z siódmego roku w szkole, kiedy to pewnego razu, ucząc się w bibliotece późno wieczorem z Neville'em, Draco wślizgnął się pod stół. Był właśnie w trakcie obciągania, kiedy ta przeklęta ropucha wyskoczyła Longbottomowi z kieszeni, strasząc go prawie na śmierć. Mimo to doprowadził Neville'a do orgazmu. I, prawdę mówiąc, Neville w bardzo kreatywny sposób doprowadził potem do orgazmu jego. Draco zadrżał... Wizja nie pomagała.

Zmrużył oczy i spojrzał na klepsydrę. Zostało niewiele czasu. Da radę.

— Chcę czuć, jak dochodzisz we mnie — powiedział Harry ochrypłym głosem. Docisnął do pleców Draco penisa, ciągle jeszcze twardego po niedawnym orgazmie. Malfoy czuł na policzku jego wilgotne czoło i te słowa...

Zazgrzytał zębami. To, co wyprawiała dłoń Harry'ego, nie przypominało nic, co przeżył wcześniej. W swoim życiu doświadczył mnóstwa szybkich, brutalnych masturbacji, ale nigdy czegoś tak intensywnego. Usilnie starał się myśleć o czymkolwiek innym. Może o pracy. Kilka nieprzyzwoitych scenariuszy natychmiast wypełniło jego umysł, a w każdym z nich Harry obciągał mu w na wpół publicznych pomieszczeniach ministerstwa. Zajęczał mimo woli, czując żar w dole brzucha.

— Właśnie tak — szepnął Potter i zaczął ssać płatek jego ucha. To było coś, co raczej lubił. — No dalej, kochanie.

Kochanie? To jedno słowo wystarczyło, aby sprowadzić Draco z powrotem na krawędź spełnienia. Zmusił wzrok do skupienia się na klepsydrze. Była prawie pusta. „Kochanie”, naprawdę.

Jednak jego ciało aż bolało z pragnienia, a gorący i zręczny język Harry'ego na uchu w niczym nie pomagał. Palce, pieszczące dotąd jądra, przesunęły się odrobinę niżej. Gdy nacisnęły na wrażliwy punkt, Malfoy zobaczył gwiazdy. Przygryzł sobie język.

— Cholera — mruknął Harry.

Draco doszedł, bardzo mocno.

Upłynęła chwila, zanim przypomniał sobie, aby spojrzeć na klepsydrę. Co prawda była już pusta, ale nie miał pojęcia, który z nich wygrał.

Harry otoczył go ramionami i westchnął w jego włosy.

— To jak bardzo homoseksualny muszę być?

Draco uśmiechnął się.

***

Poprzedniego dnia mieszkanie Manny'ego i Draco w końcu zostało podłączone do sieci Fiuu, przez co podróże do miejsc chronionych zaklęciami stały się zdecydowanie łatwiejsze. Całe popołudnie spędzili, nakładając zabezpieczenia i powiększając kominek tak, aby spełniał standardy UKFN***. Cierpliwie znieśli dwie kolejne kontrole. Aż do tego dnia Manny stawał się coraz bardziej poirytowany, skarżąc się, że sprawy postępują tak powoli. Dopiero, kiedy Draco zażartował, że mógłby wezwać kogoś i zaoferować stosunek oralny za przyspieszenie procedur, trochę się zrelaksował. Musiał minąć kolejny tydzień, zanim otrzymali oficjalne zawiadomienie o podłączeniu do sieci i konieczności założenia odpowiednich zabezpieczeń (ze szczególnym uwzględnieniem tych wypunktowanych na dwudziestej drugiej stronie przysłanej broszury).

Koniec końców Draco czuł niemal dumę, przemieszczając się do apartamentu tuż za Harrym. Gdy wychodzili z kominka, powitały ich gwizdy dwójki siedzących na czarnej kanapie ludzi.

— Harry, jestem absolutnie przekonana, że to nie twoja koszula — powiedziała Hermiona, dusząc śmiech.

W normalnych okolicznościach Potter odwdzięczyłby się jakąś ciętą ripostą, ale teraz czuł się za bardzo skrępowany.

— Przegrałem zakład.

— A ja transmutowałem koszulę z jakiegoś nudnego łachmana z jego szafy — dodał Draco.

— Hmm — mruknęła Hermiona i odwróciła się, aby posłać uśmiech Manny'emu. Malfoy musiał przyznać, że w spodniach biodrówkach i niezakrywającym brzucha topie prezentowała się raczej nieźle. Miała śliczną figurę, zwykle skutecznie ukrytą pod szatami. Draco spojrzał na Pottera i zobaczył, jak ten z zaskoczeniem wpatruje się w przyjaciółkę. Szturchnął go i bezgłośnie wymówił słowo „gej”, na co Harry zmarszczył brwi. Draco wysłał go do kuchni po coś do picia, a sam usiadł obok Hermiony. — A tak na marginesie, na kogo się dzisiaj ucharakteryzowałeś? — zapytała, studiując jego zmieniony zaklęciem wygląd.

— Na nikogo — odparł, wzruszając ramionami. — Znowu pozbyłaś się maluchów?

— Tak — odparła, wychylając się z powrotem w stronę Manny'ego. — Dziś wieczorem są z moimi rodzicami. Mama i tata wydają się raczej zadowoleni, że z kimś się spotykam.

— Na pewno — dodał Manny z uśmiechem.

Draco uniósł brew, ale oparł się pragnieniu, by skomentować usłyszane słowa. Harry wrócił z dwiema butelkami piwa i usiadł po jego prawej stronie.

— To cóż to za zakład przegrałeś, że musiałeś włożyć na siebie coś tak obcisłego i różowego? — zapytała Hermiona, opierając się o Draco, aby dotknąć koszuli Pottera. Harry zaczerwienił się i zamiast odpowiedzieć, napił się piwa.

Draco złapał jej rękę i uśmiechnął się.

— Naprawdę chcesz wiedzieć? — Brwi Hermiony uniosły się odrobinę. — Powinnaś przebić sobie pępek — kontynuował Draco, głaszcząc teraz wolną ręką jej odkryty brzuch. — Masz do tego odpowiednią figurę. Naprawdę sama urodziłaś swoje dzieci?

— Och, tak — odparła Hermiona ze śmiechem. — Byłam wielka jak wieloryb, prawda, Harry?

— Racja — odparł Potter, biorąc kolejny, spory łyk piwa. — Naprawdę byłaś.

Draco uniósł brew na ten kompletny brak taktu, ale nie skomentował tego.

— W jaki sposób jednocześnie karmiłaś dwójkę niemowląt?

— Draco! — Harry szturchnął go w plecy.

Malfoy pochylił się w jego stronę, ciągnąc Hermionę za rękę i wpatrując się w jej klatkę piersiową.

— Cóż, ona ma takie śliczne cycuszki. To było pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy, gdy je zobaczyłem — powiedział Malfoy i mrugnął do Hermiony.

Dziewczyna i Manny parsknęli śmiechem, a Harry zakrył dłonią usta Draco.

— Wystarczy. Miej trochę szacunku.

— Mnie to nie przeszkadza — zapewniła Hermiona. Wyglądało na to, że komplement sprawił jej przyjemność.

Manny pochylił się, aby pocałować ją w szyję, jednocześnie puszczając Malfoyowi oczko.

— Wiesz, ona po prostu jest wielbicielką gejów.

Hermiona sapnęła i odepchnęła go od siebie, ale Manny przyciągnął ją do siebie i połaskotał po bokach. Zapiszczała i wykręciła się na jego kolanach, ale tak naprawdę wcale nie wyglądała na kogoś, kto jakoś specjalnie stara się uwolnić.

Harry cofnął rękę.

— Czyż oni nie są słodcy? — odezwał się Draco z uśmiechem.

— To ta sama kanapa, którą miałeś w mieszkaniu w San Francisco? — zapytał Harry i ponownie napił się piwa.

— Tak — odparł Malfoy. — Wiąże się z nią wiele miłych wspomnień — dodał i szturchał Harry'ego w udo dotąd, dopóki ten nie parsknął śmiechem.

— Kilka z nich w szczególności — powiedział, mrugając.

Klub znajdował się kilka minut spacerem od ich mieszkania, na rogu Old Comptom Street. Kiedy dotarli na miejsce, przed wejściem ustawiła się już kolejka.

— Naprawdę? Nie domyśliłbym się — mruknął Manny, mrużąc oczy w stronę świecącej kolorowo nazwy H-O-M-O.

Draco objął Harry'ego w tali. Poczuł, jak ciało kochanka sztywnieje przy dotyku.

— Przeżyjesz, obiecuję — szepnął z ustami tuż przy jego policzku.

— I oczekuję zostać za to godziwie wynagrodzony — mruknął Potter w odpowiedzi.

Jedna z dłoni Draco ześlizgnęła się na krocze Harry'ego.

— Skoro się upierasz.

Harry odepchnął od siebie jego rękę. Gdy Draco uniósł wzrok, zobaczył, że Hermiona przygląda im się z uśmiechem. Posłał jej oczko.

Wewnątrz klubu znaleźli wolny stolik w kącie, o który mogli się oprzeć, obserwując znajdujący się poniżej parkiet. Manny zamówił pierwszą kolejkę.

Malfoy pomyślał, że Harry stara się cieszyć wieczorem. Ani razu nie poskarżył się na obcisłą, różową koszulę i nie sprzeciwił się żadnym, okazywanym przez Draco przejawom sympatii. No, może poza tym ostatnim. Teraz nawet obserwował tańczących ludzi.

Draco wcisnął mu do ręki szklankę.

— Wypij. Pomoże.

Pół godziny i kilka kolejek później Hermiona w końcu przekonała go, aby z nią zatańczył. Draco uznał, że będzie to dobrą rozgrzewką, więc szturchnął go solidnie, gdy Harry zaczął protestować.

— Teraz przyznaj się, jaki to zakład przegrał — zapytał Manny, kiedy obaj obserwowali parkiet.

Malfoy uśmiechnął się do niego.

— Powiem tylko, że wytrzymałem dłużej, niż oczekiwał.

— Bez komentarza — parsknął Manny. Jego wzrok podążał za Hermioną. Gdy tańczyła, jej bluzka unosiła się, uwydatniając krzywiznę talii.

Draco musiał przyznać, że przyjemnie jest widzieć, jak przyjaciel jest aż tak kimś zafascynowany.

— Ma coś przeciwko, że... sypiałeś także z mężczyznami?

— Właściwie, to ją to nawet kręci. Lubi... — Manny przerwał, jak gdyby jego myśli dogoniły wypowiedziane przez alkohol słowa.

— Lubi co? — zapytał Draco, szturchając go dość energicznie. — No gadaj.

Rumieniec na twarzy Manny'ego widoczny był nawet w słabym świetle pomieszczenia.

— Lubi, gdy mówię o tym w trakcie... — Wykonał niesprecyzowany gest.

— Chce znać szczegóły? — Draco uśmiechnął się. — Brzmi, jakby była jedną z tych, co lubią dominować. — Manny patrzył na niego z otwartymi ustami. — Nie mów, że o tym nie myślałeś. Lubiłeś być na dole tak samo, jak każdy inny.

Manny wziął spory łyk piwa.

— Cóż, skoro mówimy o sprawach tak osobistych, jak Harry się do tego odnosi?

— Nie wiem.

Potter i Hermiona wrócili z parkietu uśmiechnięci. Harry zaskoczył Draco pocałunkiem.

— Chcesz ze mną zatańczyć, zanim wrócą mi zdrowe zmysły? — zapytał.

Draco pozwolił pociągnąć się po schodach i przez tłum tańczących ludzi, prosto w objęcia Harry'ego. Elektroniczna muzyka dudniła gdzieś z oddali i Draco zagubił się w dźwięku, świetle i czuciu przytulonego do niego ciała. Dłonie Pottera opadły na jego talię, nie pozwalając mu się oddalić, a wargi delikatnie muskały jego usta, sprawiając, że przez chwilę miał wrażenie, jakby płynął.

Ktoś klepnął go w ramię, więc odwrócił się i dostrzegł uśmiechającego się, ślicznego chłopca.

— Jesteś tym, kim myślę, że jesteś? — zapytał nieznajomy.

Draco spojrzał na Harry'ego, ale ten jedynie wzruszył ramionami. Jego wieczorny kamuflaż był nowy, oparty na wyglądzie kogoś, kogo widział wcześniej. Prawdopodobnie jakiejś gwiazdy, którą zobaczył w telewizji, nie pamiętał. Odwzajemnił uśmiech chłopaka.

— Być może. A co?

— Ja po prostu wiedziałem, że jesteś gejem — wyrzucił z siebie nieznajomy, prawie podskakując z podekscytowania. — Wiedziałem, że sprawa z Britney Spears to tylko pozory.

Harry wydał z siebie zdławiony dźwięk, jak gdyby próbując się nie roześmiać. Chłopiec zmrużył w jego stronę oczy, najwyraźniej starając się ocenić, czy jest kimś, kogo także powinien rozpoznać. Gdyby tylko znał prawdę.

— Zatańcz z nami — powiedział Draco, wciągając chłopca między siebie a Pottera. Obrócił go tak, aby stał twarzą do Harry'ego, a sam przytulił się mocno do jego pleców.

— O mój Boże — rzucił nieznajomy, wyciągając ręce do tyłu i przesuwając je po bokach Draco. — Jakie to podniecające!

Malfoy uniósł wzrok i zobaczył, że Potter wygląda na lekko skrępowanego.

— To tylko dla zabawy — zapewnił. Harry uniósł brew i spojrzał w dół na uwięzionego między nimi, jak w kanapce, chłopaka. Ich towarzysz nie mógł mieć więcej niż osiemnaście lat i był typem, który w Nowym Jorku określali mianem ciasteczka.

Draco zaczepił palce o pasek u spodni Pottera i przyciągnął go tak bardzo, jak to możliwe, tak, że ocierali się teraz o chłopca przy każdym ruchu. Nieznajomy odchylił głowę i oparł ją o ramię Malfoya. Oczy Harry'ego podążyły wzdłuż linii jego szczęki, z czymś więcej niż tylko małą tęsknotą. Draco uśmiechnął się, a Harry odwzajemnił uśmiech. Obaj wiedzieli, że tu nie chodziło o nich. Wszystko było kwestią pokonania zahamowań Pottera i nauczenia się wzajemnego zaufania. Draco raczej nie wątpił, że mogliby zabrać chłopaka ze sobą do domu, gdyby tylko chcieli. Być może kiedyś.

Kiedy piosenka się skończyła, nagrodził nieznajomego pocałunkiem i odesłał, po czym ponownie przyciągnął do siebie Harry'ego. Wspólny taniec był teraz jak nowy rodzaj zażyłości, a energia przepływająca między nimi stała się prawie erotyczna. Wargi Draco musnęły usta Harry'ego dwa razy, zanim się z nimi spotkały. Malfoy prawie zapomniał, gdzie byli, kiedy usłyszał, jak ktoś szepcze mu do ucha:

— Weźcie pokój.

Spojrzał w bok i zobaczył uśmiechniętego Manny'ego.

— Spieprzaj — powiedział, ponownie wpijając się w usta Harry'ego. Potter jęknął tuż przy jego wargach. Draco jeszcze nigdy nie widział, by był tak uległy z pragnienia. Być może pokój to, mimo wszystko, nie do końca zły pomysł.

— Właściwie — odezwała się Hermiona, przysuwając się na tyle blisko, aby mógł usłyszeć jej szept — mógłbyś to rozważyć. Była żona Harry'ego jest tutaj.

Potter uniósł wzrok, patrząc we wskazanym kierunku. Jego oczy zatrzymały się na kimś po drugiej stronie sali. Draco czuł, jak się napina.

Obrócił się, aby również spojrzeć. Na krawędzi parkietu stało kilka chichoczących kobiet. Jedna z nich miała na sobie coś w rodzaju perwersyjnego welonu, udekorowanego plastikowymi penisami w stanie erekcji. W grupce była też, ubrana jak na przyjęcie, Cho Chang.

— Kurwa — wymamrotał Harry.

— Pieprzony wieczór panieński — odezwał się ktoś w pobliżu. — Muszą pluć nam tym w twarz?

— Co ona tu robi? — spytał Harry, wyglądając przy tym, jak gdyby chciał uciec.

— Cóż, najwyraźniej przyszła z kimś, kto wkrótce weźmie ślub — odparła Hermiona, łapiąc Harry'ego za rękę. Widocznie i jej przyszła do głowy myśl o ucieczce. — Wygląda, że to jakaś krewna.

— Po prostu to zignoruj — doradził Draco, starając się ponownie skupić uwagę Harry'ego na sobie. Ale było już za późno. Cho patrzyła na niego z wyrazem zdziwienia na twarzy. Potter spiął się jeszcze bardziej. — Chodź — westchnął Malfoy, ciągnąc go za rękę. — Napijmy się.

Cała czwórka zeszła z parkietu i skierowała się po schodach do swojego stolika. Manny poszedł po kolejną porcję drinków.

— Co ona sobie wyobraża? — parsknęła Hermiona. — Zachowała się, jak prawdziwa suka, a teraz pozuje na ofiarę.

— Co? — spytał Harry.

— Nie pomagasz — mruknął Draco, sącząc drinka.

Hermiona westchnęła.

— Och, to tylko... ona opowiada ludziom, że wasze małżeństwo rozpadło się, ponieważ lubisz mężczyzn i...

— Że ją zaniedbywałem? — prychnął Harry. — Że nie mogłem się przy niej podniecić? To też mówi? — Hermiona wyglądała na kogoś, kto nie wie, co powiedzieć. Spojrzała na Draco, ale Malfoy w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami. To nie miało skończyć się dobrze. — Świetnie — kontynuował Potter, opierając się o ścianę. — I tak mam to gdzieś.

Draco wychylił się w jego stronę i wziął go za rękę. Harry uścisnął jego dłoń raz i puścił ją. Gdy Manny wrócił z napojami, wziął jeden i wypił go w alarmującym tempie. Nie odrywał wzroku od parkietu, gdzie Cho tańczyła z przyjaciółmi, rzucając mu od czasu do czasu pogardliwe spojrzenie.

— To śmieszne — powiedział Draco w końcu. — To klub dla gejów. Nie możemy pozwolić, żeby heteroseksualni opanowali parkiet. — Zerknął na Manny'ego i Hermionę. — Bez urazy.

— To idź tańczyć. — Manny wzruszył ramionami.

Draco pociągnął Harry'ego za rękę, ale ten potrząsnął głową, więc ściągnął brwi we frustracji i poszedł sam. Bardzo szybko został odnaleziony przez chłopca, który wcześniej go rozpoznał, a teraz wydawał się zachwycony szansą spotkania Draco samotnie. W czasie tańca Malfoy nie słuchał jego szczebiotu o muzyce i sławnych ludziach, za to miał oko na Cho i jej towarzyszy.

Chang najwidoczniej go nie widziała i nie poświęcała mu żadnej uwagi. Owinięty wokół niego partner zaczął paplać, jak to podoba mu się jego ostatni album. Draco jedynie uśmiechał się i kiwał głową, czując się zarówno rozbawiony, jak i rozdrażniony. Chłopak przesunął dłonie na jego pośladki i wychylił się, aby szepnąć mu do ucha:

— Naprawdę chciałbym ci obciągnąć.

Malfoy roześmiał się i odepchnął jego dłonie.

— Nie sądzę, aby to się spodobało mojemu chłopakowi.

Chłopak posłał mu uśmiech spod długich rzęs.

— Jemu także obciągnę. Mogę to nawet zrobić wam obu równocześnie.

To były czasy, pomyślał Draco. Tylko raz zdarzyło mu się zachowywać tak bezwstydnie. Albo dwa. Uśmiechnął się jeszcze raz i pocałował chłopca w czoło.

— Zapytam go i dam ci znać, dobrze?

Nieznajomy wydął wargi, ale zrozumiał aluzję i odszedł. Draco rozejrzał się wokół. Cho nie było nigdzie w pobliżu. Uniósł wzrok do góry i zobaczył, że Harry jest nadal bezpiecznie ukryty pomiędzy Mannym i Hermioną na górnym poziomie klubu. Zmarszczył brwi i przesunął się na koniec pomieszczenia. Być może Chang poszła do toalety.

— Hej, czy ty nie jesteś...

— Tak — odparł Draco odwracając się i uśmiechając do mężczyzny, który gapił się na niego jak wniebowzięty. — Ale dzisiaj wieczorem staram się nie zwracać na siebie uwagi, rozumiesz?

— Podpiszesz mi się na klatce? — Mężczyzna podciągnął koszulkę, ujawniając naprawdę oszałamiający tors.

Draco zamrugał.

— Zrobiłbym to, ale... zdaje się, że zapomniałem swojego nazwiska.

Nieznajomy wyjął pisak i zachichotał.

— Och, sądzę, że mogę ci w tym pomóc.

Trzy autografy i jedną nieudaną próbę pocałunku później Draco zdołał uciec do męskiej toalety, gdzie miał zamiar zmienić zaklęcie. Wślizgnął się do kabiny i oparł czoło o drzwi.

— No, no, czyż to nie jest nieuchwytny Draco Malfoy?

Draco obrócił się i stanął twarzą twarz z Cho Chang, której udało się aportować dokładnie do tej samej kabiny, którą zajął.

— Kurwa — zaklął.

— Nie zmieniłeś się ani trochę — powiedziała kobieta, machając różdżką. — Nikt nas teraz nie usłyszy.

— Jak wygodnie — odparł Draco. Jego własna różdżka znajdowała się w bezpiecznej kieszeni spodni i nie miał szans wyciągnąć jej bez wykonywania gwałtownych ruchów.

Cho skierowała swoją różdżkę na jego pierś.

— Sprytny kamuflaż dla kogoś, kto nie chce zwracać na siebie uwagi.

Draco zmusił się do pewnego siebie uśmiechu.

— Być może właśnie tego chcę.

— Dlaczego mnie to nie dziwi?

— Ponieważ jesteś nadmiernie podejrzliwa i niezbyt mądra?

Ostry, drewniany czubek wbił się boleśnie w jego mostek.

— A ty jesteś aroganckim dupkiem. Może Harry nie wie, co kombinujesz, ale ja tak.

Draco uśmiechnął się złośliwie, choć jego żołądek skurczył się nieznacznie.

— Skąd wiesz, co kombinuję?

Cho odwzajemniła się uśmiechem.

— Och, proszę, Malfoy. Byłeś tam.

Tam? Draco nie miał pojęcia, o czym kobieta mówiła, ale nie chciał, aby się zorientowała.

— To było dawno temu. — A przynajmniej miał nadzieję, że było.

— Może — odparła, patrząc na niego uważnie. — Jednak nie zapomniałam. Harry mógł ci wybaczyć, ja nie.

— Oczywiście, że Harry mi wybaczył — powiedział Draco, robiąc, co w jego mocy, aby w jego głosie słychać było zadowolenie. — On jest pod tym względem cudowny. Nie zasługiwałaś na niego.

Cho parsknęła, a jej spojrzenie stało się piorunujące.

— A Hermiona? Także ci wybaczyła?

— A dlaczego nie powinna? — zapytał. Jego wolna ręka znajdowała się teraz tylko kilka centymetrów od różdżki. Gdyby tylko udało mu się utrzymać jej uwagę jeszcze przez chwilę...

— Naprawdę jesteś bez serca — warknęła. — Ona nie wie, prawda? — Pusty wyraz wypłynął na twarz Draco tak szybko, że nie zdołał go opanować. — Nie wie — powtórzyła Cho, marszcząc brwi. — I założę się, że Harry także nie. — Cofnęła się i wyciągnęła rękę, celując końcem różdżki powyżej serca Draco. — Powinnam zabić cię teraz i zaoszczędzić innym problemu.

Wykonywany przez nią krok do tyłu był szansą, na którą Malfoy czekał. Udało mu się zacisnąć palce na własnej różdżce i gdy Cho wypowiadała słowo „problem”, docisnął ją do jej piersi. Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.

— Wydaje mi się, że osiągnęliśmy impas — powiedział Malfoy.

— Draco? Jesteś tam? — W toalecie rozległ się głos Harry'ego.

— Jeśli ty tego nie zrobisz, ja mu powiem — warknęła Cho i deportowała się.

Draco wypuścił powietrze, czując, jak drżą pod nim kolana. Otworzył drzwi kabiny i pozwolił Potterowi wślizgnąć się do środka.

— Dobrze się czujesz? — zapytał Harry i wziął go za rękę. — Trzęsiesz się.

Malfoy zamknął oczy i oparł się o cienką ściankę kabiny. Nie wiedział, o czym mówiła Cho, ale najwyraźniej była to prawda. Co takiego zrobił, że Harry mu tego nie wybaczy? I dlaczego niczego nie pamięta?

— Wiesz, że jesteś dla mnie ważny, prawda? — szepnął.

— Oczywiście — odparł Harry, obejmując go. — Coś nie tak?

Wszystko, pomyślał Draco. Albo takie będzie, kiedy dowiesz się, co zrobiłem. Jednak niczego nie powiedział, w zamian jedynie patrząc na kochanka.

Zielone oczy wbijały się w niego przez dłuższą chwile, zanim Harry pogłaskał jego policzek jednym palcem.

— Chodźmy do domu.

— Jasne — odparł Draco. Jednak musiało minąć jeszcze kilka minut, zanim pozwolił Harry'emu otworzyć drzwi i wyprowadzić się z kabiny.

***

Oczy Lucjusza były chłodne i szare.

— Wszystko, o co teraz proszę, to abyś pomógł w schwytaniu Pottera. Wiemy, gdzie jest. Złapiemy go bez problemu, ale jesteś nam potrzebny, żeby go kontrolować i nakłonić do współpracy.

To sen. Być może, gdyby mógł wymówić to na głos, sprawiłby, że się skończy.

Lucjusz zawahał się, po czym pochylił się do przodu i pocałował syna w policzek.

— Skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle — szepnął, po czym odwrócił się i odszedł.

To sen, powtórzył Draco do siebie. Otworzył usta, aby to powiedzieć, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Ojciec zniknął w półmroku.

Oparł się o ścianę pobliskiego budynku i westchnął z frustracją. Ponownie otworzył usta i ponownie nie mógł wydobyć z siebie głosu.

Czyjaś ręka złapała go za nadgarstek i pociągnęła w ciemność.

Zadrżał. Tej części nie pamiętał. Wpatrzył się w mrok, ale to było tak, jak gdyby patrzył przez ciemną zasłonę. Ręka trzymająca jego nadgarstek zacisnęła się tak, że zabolało. Spróbował się wyrwać, ale jedynie upadł na kolana. Został uwolniony, a tuż przy jego uchu rozległ się głos:

— On ma klucz.

Usiadł na łóżku z sercem bijącym jak oszalałe. Leżący obok Harry poruszył się, ale nie obudził. Draco zawinął ręce wokół kolan i zadrżał.

***

*odmiana kawy latte, która nie posiada pianki, a w zamian dodaje się do niej bitą śmietanę

**ciotka

*** United Kingdom Fiuu Network (według domysłów mojej kochanej bety Wink)



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pogrążeni w szarości rozdz. 2, różne
POGRĄŻENI W SZAROŚCI, różne
Metabolizm AA 2003 2
Korg SQ 10 Service Manual
ZS 03
Spalanie w silnikach ZI, ZS Doładowanie silników
(f) sprawozdanie do cw 3 (2014 2015) aa
ZS SEP powyzej 1kV 090821
ZS 06 zeszyt 6 SEP egzamin kwalifikacyjny D i E div 2
aa therapy ja i mama
19 Dodatki nagroda laskerow i duchowni o AA
mg03 zs
ZS 04 zeszyt 4 SEP egzamin kwalifikacjny D i E
ZS id 593078 Nieznany
Libia pogrążyła się w anarchii, Ideologie totalitarne
STUDENCI, AA, Fudała
do przesłania- cukry, materiały zs studium farm, farmakognozja
Piec form przemocy wedlug materialy-1, AA, Inne

więcej podobnych podstron