9015


LALKA

Lalka jako powierć o „straconych złudzeniach” polskich idealistów

Kontrowersje wokół Wokulskiego

Wśród powieściowych bohaterów

Panorama społeczeństwa polskiego drugiej połowy XIX wieku

Zawartość treściowa poszczególnych rozdziałów

Bolesława Prusa droga do Lalki

W przeciwieństwie do wielu wybitnych pisarzy pozytywizmu życie (3olesława Prusa (prawdziwe nazwisko Aleksander Głowacki) nie jest tak dobrze znane miłośnikom, a nawet badaczom pisarstwa twórcy halki. Wiele w nim luk, niedopowiedzeń i spraw nie wyjaśnionych. Nawet data i miejsce urodzenia Aleksandra Głowackiego, herbu Prus I, były przez jakiś czas przedmiotem sporu. Dopiero ostatnio przyjęło się 20 sierpnia 1847 roku jako datę narodzin pisarza.

Wcześnie osierocony przez rodziców (matkę stracił, gdy miał 3 lata, ojca - w wieku lat 9) trafił najpierw pod opiekę babki Marcjanny Trembińskiej w Puławach, a później do Domiceli z Trembińskich Olszewskiej w Lublinie. W roku 1857 oddano Aleksandra na naukę do Powiatowej Szkoły Realnej przy Gimnazjum Gubernianym w Lublinie. W kilka lat potem, w 1861, roku przeszedł do powiatowej sokoły w Siedlcach. Tutaj trafił pod kuratelę starszego brata Leona, który po ukończeniu studiów filozoficznych na uniwersytecie kijo­wskim podjął pracę nauczycielską. Wiadomo również, iż w r. 1862/63 był uczniem gimnazjum kieleckiego, gdzie jego starszy brat pracował jako nauczyciel. W nieznanych bliżej okolicznościach przerwał naukę i znalazł się wśród uczestników powstania styczniowego. Był ranny, a następnie trafił da więzienia na zamku lubelskim, gdzie - jak sam wspomina - spędził dłuższy czas w towarzystwie osób skazanych już o na rozstrzelanie, już to na powieszenie. Przeżycia powstańcze miały wpływ na jego postawę życiową, poglądy polityczne, a także na zdrowie.

Po zwolnieniu z więzienia w 1866 roku ukończył gimnazjum lubel­skie i podjął studia na Wydziale Matematyczno-Fizycznym Szkoły Głównej w Warszawie. Po dwu latach nauki przerwał studia w Szkole Głównej i zapisał się na naukę w Instytucie Rolniczo-Leśnym w Puławach. Nauki nie ukończył. Mimo to ze studiów wyniósł głęboki kult wiedzy i zainteresowania naukowe, szczególnie w zakresie nauk ścisłych.

Okres po opuszczeniu Puław, bliżej nieznany, był wyjątkowo trudny w życiu przyszłego pisarza. Aby zdobyć środki na utrzymani pracował jako korepetytor, guwerner, a także jako robotnik. Pierwsze próby dziennikarsko-publicystyczne powstały również w wynik odczuwanych trudności finansowych. Jak pisze Janina Kulczycka-Saloni: Wyrobniczo-zarobkowy charakter miały nie tylko jego felietony humorystyczne, ale także poważna publicystyka.1 Działalność literacką rozpoczął od niewybrednej humorystyki publikowanej w pismach „Mucha” i „Kolce”. Następnie poważniejszą działalność dziennikarską kontynuował w „Opiekunie Domowym”, „Kurierze Warszawskim”, „Nowinach” i innych czasopismach. Taka genezę pisarstwa Aleksandra Głowackiego nie miała korzystnego wpływu na atmosferę wokół jego twórczości. Wielu z wpływowych przedstawicieli opinii literackiej kwestionowało jego kompetencje do wypowiadania się na temat doniosłych zagadnień życia społecznego, postrzegając go jako „specjalistę” od spraw mało poważnych.

Do środowiska literackiego „młodych” pozytywistów należał bardziej wiekiem i bliżej nieokreślonymi sympatiami niż pełną akcep­tacją ich programu. Do literatury wchodził niezbyt błyskotliwie poprzez żmudną pracę dziennikarską. Ten okres terminowania w dziennikarstwie miał ogromne znaczenie dla rozwoju jego pisarstwa. Dzięki niemu Prus systematycznie gromadził wiedzę o społeczeńst­wie i jego problemach. Równocześnie nabywał sprawność pisarską, Wyrażało się to przede wszystkim w doskonaleniu techniki konden­sacji wypowiedzi, umiejętności opowiadania o określonym konkrecie, konstruowaniu paradoksu i posługiwaniu się nim w wypowiedzi. Owe miniaturowe dialogi, podpatrywane zdarzenia, obrazki obyczajowe, w których uzewnętrznia się ludzka osobowość, stanowiły o istocie artystycznego kunsztu felietonistyki Bolesława Prusa.

Twórca ten wypracował własną, niepowtarzalną formę Kronik Tygodniowych. Miały one różnorodne, często niejednolite cele: 1) notowanie na żywo, na gorąco tego, co było wydarzeniem dnia, o czym mówiono i o czym należało poinformować szeroką opinię pub­liczną, 2) popularyzowanie imprez, inicjatyw, instytucji, 3) kształtowanie opinii publicznej przez dyskredytowanie występków i apoteozę cnót, 4) dostarczanie rozrywki tym, którzy nie są zdolni przełknąć poważniejszej strawy literackiej, 5) tworzenie własnych teorii, konstrukcji uogólniających i kształtowanie w teru sposób opinii czytelników; 6) polemika z przeciwnikami i dyskutantami prawdziwymi i urojonymi, 7) wprowadzenie porcji erudycji i dokumentów przestawiających za tezami przede wszystkim w postaci statystyk, zesta­wień wykresów.2

Prus posiadał niezwykłą umiejętność zmiany tematu, łączenia różnych wątków, formułowania wniosków, zarówno poważnych jak i zabawnych. W swej felietonistyce najczęściej jest jednocześnie interesujący, zabawny i mądry. Jego dorobek dziennikarski jest ogromny - obejmuje dwadzieścia tomów samych Kronik. Kroniki stanowią istną encyklopedię życia warszawskiego na przestrzeni kilkudziesięciu lat: Wiadomości o sprawach stołecznych przeplatają się tutaj na pozór beztrosko z uwagami o życiu całej Polski, a niekiedy i Europy, opatrzone komentarzami bardzo nieraz głębokimi i zabarwione obficie pierwiastkami komicznymi w najrozmaitszych odmianach. Równocześnie pozwalają one obserwować postawę pub­licysty, której znajomość ułatwia czytelnikowi zrozumienie jego utworów literackich, podobnie jak korespondencja w wypadku innych pisarzy, co jest tym ważniejsze, że Prus listów pisywał bardzo niewiele.3

Na podłożu doświadczeń dziennikarskich zrodziły się pierwsze próby beletrystyczne Prusa. Miały one charakter szkiców do karykatur. Inspiracją do nich była warszawska codzienność. Były to obrazki z życia przedstawiane w zwierciadle literackiej karykatury. Dużo w nich zapożyczeń narracyjnych i fabularnych głównie z Dickensa. Dopiero po kilku latach takich wprawek pisarz znalazł własną drogę. Widać to wyraźnie w nowelach z życia dzieci (Przygoda Stasia, Anielka, Katarynka, Grzechy dzieciństwa). Oryginalność tych utworów polegała przede wszystkim na wnikliwej obserwacji świata dziecka. Dziecko przestaje być obiektem literac­kich zainteresowali - staje się podmiotem wypowiedzi. Oczyma chłopca wiejskiego, urwisa dworskiego, panienki ze dworu itd. Prus spogląda na określone zjawiska społeczne, będące wówczas przedmiotem poważnych dyskusji, takie jak: sprawa szkolnictwa ludowego, sytuacja szlachty „wysadzonej z siodła” po uwłaszczeni chłopów, warunki życia biedoty wiejskiej. Były to problemy doskonale znane czytelnikowi, ale relacja o nich przez pryzma świadomości dziecięcej była rewelacją artystyczną na dużą skalę.

Twórczość beletrystyczna początkowego okresu twórczości Prusa na ogół jest wolna od pozytywistycznych zachwytów nad ideą kapitalistycznego postępu. Pisarz w tym czasie jest bardziej widocznym rzecznikiem innej wiaty, wiary w prostego człowieka, człowieka o dobrym sercu, przeważnie dziecka ludu. Lud jako jedyny reprezentuje znaczny potencjał moralny. U klas wyższych dobrobyt i przywileje zniszczyły odruchy serca.

Z tego okresu należy odnotować, oprócz wymienionych, kilka jeszcze innych utworów nowelistycznych, takich jak: Sieroca dola ­obrazek z życia lumpenproletariatu i deklasującej się szlachty, Powracająca fala - literacki obraz o narodzinach polskiego kapitaliz­mu i dehumanizującym wpływie pieniądza na człowieka. Kolejne lata przynoszą takie znakomite nowele Prusa, jak: Michałko, Nawrócony, Kamizelka, On, Milknące głosy. Są to arcydzieła polskiej nowelisty­ki. Prus demonstrował w nich trudną sztukę selekcji materiału obserwacyjnego, osiągając przy tym obiektywizm relacji i zwięzłość. Utwory wolne są od wszelkiej poetyzacji, retoryki i moralizatorstwa. Nie tracą przy tym ostrości widzenia trudnych polskich spraw.

W tym czasie dojrzewała u Prusa świadomość konieczności wypo­wiadania się w bardziej ambitnej formie literackiej. Za taką uważał powieść. Próbą zmierzenia się z tym gatunkiem była już Anielka. Pierwotnie nosiła ona znamienny tytuł Chybiona powieść. Pracę nad Placówką Prus rozpoczął jeszcze w 1880 r., lecz przerwał ją na kilka lat. Jednak nie zrezygnował z powieści jako swego powołania lite­rackiego. Znamienna jest w tym przypadku odpowiedź, jakiej udzielił redakcji petersburskiego „Kraju” w 1884 r., która zaproponowała mu prowadzenie działu krytyki:

Zamiar wprowadzenia krytyki jest wyborny, ale... ja już tego działu nie chcę uświetniać. Piękna to rzecz krytykować, ale piękniejsza robić samemu. Ja chciałbym zostawić coś o sobie; a że już zaczynam orien­tować się w beletrystyce, więc zamiast krytyki wolę napisać kilka powieści z wielkich pytań naszej epoki. Plan ten, pospołu z robotą parobczą, wypełni mi zapewne resztę życia.4 Plonem pisarskich zamiarów były: Placówka, Lalka, Emancypantki i Faraon.

Placówka dotyczyła bardzo ważnego problemu życia społecznego: kryzysu wsi polskiej. Utwór przynosił bardzo realistyczny obraz walki małorolnego chłopa o wymownym nazwisku Ślimak z doskonale zorganizowaną akcją kolonizacyjną Niemców. Dzieje tego bohatera, uginającego się pod ciosami nieszczęść i zupełnie osamot­nionego w zmaganiach z losem, były wielkim ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwem wynarodowienia i utraty polskiej ziemi.

Powieść o zmaganiach Ślimaka z kolonistami niemieckimi była jednak w pewnym stopniu przedsięwzięciem pisarskim problemowo obcym pisarzowi. Prus to przede wszystkim znakomity obserwator. Najbliższym jego otoczeniem było środowisko wielkomiejskie, a ściślej Warszawa. Tu według wyobrażeń Prusa krzyżowały się interesy wszystkich warstw, tj. ogółu społeczeństwa.

Wiadomo z publicystyki, że poglądy autora Placówki na stan, w jakim znajdowało się społeczeństwo polskie po roku 1883, stawały się coraz bardziej pesymistyczne. Stan ten stale się pogłębiał. W lat­ach 1886-1887 w Kronikach pisał między innymi: Pesymizm ogarnął nas wszystkich, potęguje się z roku na rok i wypija nam mózgi i serca [...]. Zarzucają mi [...], że jestem pesymistą [...]. Przede wszystkim chciałbym spotkać w naszej sferze człowieka, który dziś nie jest pesymistą. Pesymizm - to po prostu katar ducha, choroba wystę­pująca epidemicznie w takich historycznych epokach jak obecna. [...] Ze wszystkich stron mrok nas otacza.5

Obserwacja rzeczywistości doprowadzała go do przeświadczenia, że życie zbiorowe w Polsce zaprzecza podstawowym wartościom, jakie właściwie zorganizowane społeczeństwo powinno posiadać. Wartości te wywodzą się ze Spencerowskiej teorii organizmu, w którym niedomaganie najmniejszego choćby elementu oznacza chorobę całości. Natomiast Prus postrzegał Polskę jako zbiorowość w stanie rozkładu, a nie harmonii. Z goryczą stwierdzał:

Jest to [...] obraz stojącej wody, gdzie drzemią ślimaki i pływają drobne rybki, ale zupełnie brakuje dużych ryb i szerszego ruchu. Z sadzaweczki tej [...] od czasu do czasu wydobywają się na wierzch jakieś bąble, te puste bańki wydobywające się na powierzchnię społeczeństwa może dadzą początek jakimś odświeżającym prądom; dzisiaj są one dowodem, że... dach społeczeństwa jeszcze nie skrzepnął i nie zamarł.6

W innym znowu miejscu konstatował: Jest prawdą niezbitą, a nad wszelki wyraz smutną, że inteligencja nie ma żadnej spójni z chłopem, nie zna go, nie rozumie, nie widzi i nie wpływa na niego. Żydowski szynkarz i lichwiarz, pokątny doradca, nawet złodziej zesłany na pobyt w jakiejś okolicy posiada u chłopów więcej zaufania i powagi aniżeli inteligencja, mianująca się kierownikiem społeczeństwa.

Nie ma większej boleści, większego wstydu, jak stać się obcym wśród swoich i dla swoich. Jest to zaś punkt, do któregośmy już do­szli.7

Z tego niepokoju i rozczarowania stanem społeczeństwa rodziła się Lalka. Utwór powstawał w sposób felietonowy, tj. w odcinkach na łamach czasopisma. Drukowano go niejednokrotnie z dużymi przer­wami w „Kurierze Codziennym” od 29 września do 24 maja 1889 r. Edycja książkowa ukazała się w rok po ukończeniu druku prasowego (1890).

Lalka jako powieść o „straconych złudzeniach” polskich idealistów

Mówiąc o Lalce, nie sposób pominąć autorskich intencji, które określać miały jej tematykę. W utworze tym Prus miał zamiar przedstawić polskich idealistów na tle społecznego rozkładu. Pragnął więc ukazać, do czego zmierza wysiłek wybitnych jednostek w warunkach polskiego społeczeństwa. Osąd tego społeczeństwa był surowy: autor postrzegał je w stanie „rozkładu”. Nie interesował go jedynie aktual­ny obraz polskiej zbiorowości. Miał ambicję stworzenia powieści­-syntezy o głębokiej perspektywie czasowej. Dlatego przedstawiał bankructwo nie jednego pokolenia idealistów, ale trzech: romanty­cznego, pokolenia przełomu epok i pozytywistycznego. Bankructwo to wynika z rozczarowań, a nawet klęski dwóch ideologii - romanty­cznej i pozytywistycznej. Prus nie krytykował tych ideologii, ale społeczeństwo, które nie potrafiło spożytkować żywotnych haseł zarówno w epoce romantycznej, jak i po roku 1863.

W stosunku pisarza do „idealistów” widać bliskość uczuciową, sza­cunek, a jednoczenie krytycyzm:

Nasz idealizm - pisał - ma w powieści trzy typy, cechujące się tym, że każdy z nich goni za wielkimi dziełami, a nie dba o małe, podczas gdy realista Szlangbaum, wykonując małe prace Zdobywa kraj. Rzecki jest idealistą politycznym, Ochocki naukowym, a Wokulski bardzo złożonym jako człowiek epoki przejściowe.

Idealiści w zderzeniu z brutalną rzeczywistością polskiego społe­czeństwa musieli przegrywać. Idealista bowiem nie uznaje praw powolnej ewolucji, nie ceni wartości codziennego życia; chce zdoby­wać tylko to, co wielkie, krańcowe i niezwykłe, pociągają go zjawiska rewolucyjne, pociąga hasło „wszystko albo nic”.

W powieści nośnikiem ideologii romantycznej jest Ignacy Rzecki, stary subiekt w sklepie Wokulskiego. W swoim pamiętniku daje świadectwo wierności idei napoleońskiej, która wiązała się z ideolo­gią walki powstańczej, demokratycznej równości, solidarności ludów uciskanych w walce o niepodległość. Takie utożsamianie romantyz­mu z legendą napoleońską nie było ze strony Prusa zbyt daleko idącym uproszczeniem. Wprawdzie poirytowany „pogrobowiec ro­mantyzmu”, uczestnik kampanii węgierskiej, a jednocześnie recen­zent Lalki, Teodor Tomasz Jeż, zgłaszał poważne zastrzeżenia wobec Rzeckiego:

Co do typów na przykład, gdybym był Zoilem (do czego się nie przyznaję) wystosowałbym do Prusa osobistą za Rzeckiego pretensję. Mam zaszczyt zaliczać się do kolegów tego typu. Być może, żeśmy wytworzyli pokolenie ślamazarników; tego jednak nie rozumiem, jak się mógł spośród nas wziąć bałwochwalca idei napoleońskiej? Nie przyświecała już ona młodości naszej; nie opowiadała się hukiem dział i szczękiem broni ręcznej. Inna nam przyświecała gwiazda.10

Trzeba jednak oddać sprawiedliwość Prusowi: w polskiej tradycji ideowej postać Napoleona była znakiem nadziei niepodle­głościowych, symbolem idei rewolucyjnej i wolności. Mickiewicz, pisząc Pana Tadeusza, współtworzył tę legendę, poniekąd sakralizował napoleonizm jako składową świadomości wyzwoleńczych dążeń Polaków.

W świecie Lalki Rzecki jest już postacią anachroniczną, osa­motnioną. Wszystkie nadzieje i oczekiwania są już dla niego przeszłością. W swoim pamiętniku z przerażeniem konstatuje: Noc zapada, noc, podczas której wszystko jest szare i podejrzane (I, 161).

W innym znowu miejscu nostalgicznie wzdycha: Tak się jakoś zmienia świat na złe, że niedługo nie będę mógł z nikim gadać i w nic wierzyć (II, 343).

Konsekwencją tego osamotnienia są coraz bardziej niepraw­dopodobne, wręcz niedorzeczne pomysły polityczne. Uporczywie trzyma się wiary, że Napoleon II wykona testament Napoleona I i zrobi porządek na świecie. W oczach groszorobów, w świecie domi­nacji pieniądza Rzecki staje się figurą śmieszną. Jego romantyzm walki o wolność, sprawiedliwość i solidarność jest już egzotyką. Dlatego postrzega bezsens swych młodzieńczych usiłowań:

I to ma być wiek, który nastąpił po XVIII, po tym XVIII wieku, co zapisał na swoich sztandarach: wolność, równość, braterstwo?... Za cóż ja się, u diabła, biłem z Austriakami?... Za co ginęli moi kam­raci?... (II, 274).

Poczucie przegranej nie jest jednak przekreśleniem wartości wy­znawanych ideałów. Pisarz bowiem przyznaje Rzeckiemu prawo do moralnego osądu rzeczywistości.

Przejście od ideologii romantycznej po powstaniu styczniowym nie zmieniło sytuacji w kraju. Prus nie dokonuje krytyki programu pozy­tywistycznego, lecz nikłości jego skutków. Rzeczywistość polska jawi mu się jako ciąg niepowodzeń i bezskutecznych usiłowań. Jakże gorzko brzmią refleksje Wokulskiego spacerującego po Powiślu:

To miniatura kraju - myślał, w którym wszystko dąży do upodlenia a wytępienia rasy. Jedni giną z niedostatku, drudzy z rozpusty. Praca odejmuje sobie od ust, ażeby karmić niedołęgów; miłosierdzie hoduje bezczelnych próżniaków, a ubóstwo nie mogące zdobyć się na sprzęty otacza się wyłącznie głodnymi dziećmi, których największą zaletą jest wczesna śmierć.

Tu nie poradzi jednostka z inicjatywą, bo wszystko sprzysięgło się, żeby ją spętać i zużyć w pustej walce - o nic (I, 83).

Znamienne, że nie padają tu słowa oskarżenia pod adresem warunków życia w niewoli czy systemu kapitalistycznego. Winne jest wyłącznie społeczeństwo. Brakuje mu woli mobilizacji wokół idei mrówczej pracy i inicjatywy twórczego działania. Minclowie i Szlangbaumowie do sukcesów ekonomicznych dochodzili ciężką pracą i oszczędnością. Organizatorzy życia gospodarczego nie potrafią korzystać z dobrodziejstw techniki i nauki:

Rozmawiałem - mówi Ochocki - z wielkimi przemysłowcami myśląc, że skłonię ich do popierania nauki, choćby dla praktycznych wynalazków. I wiesz pan, com poznał... Oto oni mają takie wyobrażenie o nauce, jak gęsi o logarytmach. A wiesz pan, jakie wynalazki zainteresowały ich?... Tylko dwa: jeden, który by wpłynął na zwiększenie dywidend, a drugi, który by nauczył ich pisać takie kontrakty obstalunkowe, żeby na nich można było okpić kundmana bądź na cenie, bądź na towarze (II, 315).

Główną odpowiedzialnością za ten stan rzeczy obarcza Prus dzie­dzictwo feudalne. Jego nośnikiem w polskich warunkach jest bur­żuazja niezdolna do twórczego kierowania postępem:

W Anglii!... Tam jeszcze istnieje epoka twórcza w społeczeństwie; tam wszystko doskonali się i wstępuje na wyższe szczeble. Owszem, tam nawet ci wyżsi przyciągają do siebie nowe siły. Lecz u nas wyższa warstwa zakrzepła jak woda na mrozie i nie tylko wytworzyła osobny gatunek, który nie łączy się z resztą, ma do niej wstręt fizyczny, ale jeszcze własną martwotą krępuje wszelki ruch z dołu (I, 91).

Polską arystokrację charakteryzuje pogarda dla wszelkiej pracy i wszelkich obowiązków, grupowe poczucie odrębności i wyższości w stosunku do pozostałej części społeczeństwa. Jest to poczucie pozbawione jakichkolwiek podstaw. Są to bowiem ludzie niezdolni do żadnej społecznie użytecznej pracy i działalności. Moralną zgniliznę tego świata widać wyraźnie na tle stosunku arystokracji do miłości i instytucji małżeństwa. Uczucia w tym świecie podporządkowane są kastowym przesądom i konwenansom. Kobieta jako istota rzekomo będąca wcieleniem ideału jest przedmiotem bezwzględnego handlu w związku małżeńskim. Rodzi to wynaturzenia obyczajowe, maskowane obłudą i manierami. Rozkład moralny prowadzi do stanów wręcz patologicznych.

Najgorsze jest w tym wszystkim to, że wzorce negatywnych zachowań przejmuje zarówno środowisko ziemiańskie, jak i mieszczaństwo. Przecież Wokulski, pragnąc zbliżyć się do tego świa­ta, przejmuje ten zewnętrzny blichtr arystokracji będący przykrywką moralnego rozkładu (bywanie w teatrze, kwestowania, imprezy towarzyskie, wyścigi konne itd.). Epizodyczne sylwetki fabrykanta powozów Deklewskiego, ajenta handlowego Szprota, czy rady Węgrowicza wskazują dobitnie, że środowisko mieszczańskie nie jest wolne od zawiści, groszoróbstwa, a przy tym pozbawione pomysłowości i rozmachu.

„Stracone złudzenia” Prusa-pozytywisty wydają się sięgać jeszcze głębiej: pochwały burżuazyjnej działalności na polu przemysłu i handlu. Pozornie wydaje się, że wszystko to, co czyni Wokulski w zakresie organizacji działalności gospodarczej, budzi aprobatę pi­sarza. Ludzie mają pracę, Wokulski ma środki na działalność filantropijną, dzięki tanim perkalikom z Rosji obniża koszty utrzyma­nia ubogiej ludności. Wszystko to jest prawdą. Prawdą jednak jest i to, że wartość jego poczynań korzystnie prezentuje się na tle pasożytniczej burżuazji. Jest to jednak wyprzedaż ideałów młodości. Jego działalność kupiecka jest przecież działalnością z przymusu. Robi nie to, „na co naprawdę zasługuje”. To przecież pasjonat nauki. Społeczeństwo narzuciło mu inną rolę - rolę kogoś, kto korzysta z wyzysku cudzej pracy. Sam Wokulski w pewnej chwili przyznaje, że jego majątek nie był zapracowany, ale „wyszulerowany”. Nie chodzi tu o charakter transakcji bronią w Bułgarii (wielokrotnie w tekście podkreśla się, że były one „uczciwe”), ale o istotę władania kapitałem. Z punktu widzenia socjalistów kapitał przynosi niezapra­cowane zyski. I jakkolwiek Prus nie podzielał w pełni ich stanowiska, to jednak problem ten będzie go nurtować. Warto tu przypomnieć, co mówi student o twierdzeniu Rzeckiego, że Wokulski dorobił się [...] pracą i oszczędnością owej kamienicy kupionej od Łęckiego:

- Daj pan spokój! - przerwał młody człowiek. - Mój ojciec był zdolnym lekarzem, pracował dniem i nocą, miał niby te dobre zarob­ki i oszczędził... raptem trzysta rubli na rok! A że wasza kamienica kosztuje dziewięćdziesiąt tysięcy rubli, więc na kupienie jej za cenę uczciwej pracy mój ojciec musiałby żyć i zapisywać recepty przez trzysta lat... Nie wierzę ażeby ten nowy właściciel pracował od trzys­tu lat (I, 276).

Podobne uwagi o grabieżczej roli kapitału pojawiają się również w odpowiedzi Ochockiego na pytanie Wokulskiego: kto pracuje na jego dochody po ulokowaniu przez niego majątku w papierach wartoś­ciowych:

- Jeżeli na listy zastawne ziemskie - odpowiada Ochocki - to przecież kupony od nich płacą parobcy; a jeżeli na jakieś akcje, to znowu ich dywidendy pokrywają robotnicy kolejowi, cukrowniani, tkaccy, czy ja zresztą wiem jacy?... (II, 331).

Lalka nie jest jednak totalną krytyką kapitalizmu, pojawiają się w niej jedynie pewne akcenty, protesty przeciwko wyzyskowi. Głównym przedmiotem oskarżenia są bowiem pozostałości feudaliz­mu, z którym polskie społeczeństwo nie umie i nie chce sobie pora­dzić.

Prus jako pozytywista stracił złudzenia również co do pomyślnego rozwiązania kwestii żydowskiej. Z niepokojem odnotował, jak hasła tolerancji i asymilacji ustępują miejsca groźnemu nacjonalizmowi. Dawny powstaniec i sybirak Szlangbaum, pod wpływem agresywnego polskiego antysemityzmu, przeobraża się w aroganckiego i zachłannego geszefciarza. Również i w innym zasymilowanym pol­skim patriocie Szumanie agitacja antysemicka wyzwala potrzebę powrotu do narodowych korzeni i fascynację potęgą pieniądza.

Wraz z przegraną ideałów, utratą złudzeń, społeczeństwo traci najwartościowsze jednostki. W zderzeniu z ówczesną polską rzeczy­wistością idealiści przegrywają.

Kontrowersje wokół Wokulskiego

Osią konstrukcyjną obrazu społeczeństwa w stanie „rozkładu” są losy głównego bohatera, Stanisława Wokulskiego. Prezentując jego dzieje, Prus kładzie szczególny nacisk na podkreślenie rozbieżności między jego potencjalnymi możliwościami a rzeczywistymi oczeki­waniami społeczeństwa. Wokulski został zarysowany jako jednostka wybitna, obdarzona rozumem zdolnym do twórczej, samodzielnej pracy, uczuciowo silna, zdolna do męskich decyzji i konsekwentnych działań. W pojęciu Prusa jest więc osobowością niezwykle cenną społecznie, która mogłaby dać z siebie ludziom bardzo wiele. Chodzi jednak o to, że społeczeństwo polskie ustawicznie spychało go w sytuacje konfliktowe. Na każdym kroku utrudniało mu życie, kpiło wręcz z tych wartości, które Wokulski chciał dać ogółowi. Konstrukcja losów Wokulskiego rodziła się z konfliktu z otoczeniem. Prus podkreśla to wielokrotnie:

Gdy chciał służyć społeczeństwu, choćby ofiarę własnego życia, podsunięto mu fantastyczne marzenia zamiast programu, a potem zapomniano o nim. Gdy szukał pracy, nie dano mu jej, lecz wskazano szeroki gościniec do ożenienia się ze starszą kobietę dla pieniędzy. Gdy nareszcie zakochał się i chciał zostać legalnym ojcem rodziny, kapłanem domowego ogniska, którego świętość wszyscy dookoła zachwalali, postawiono go w położeniu bez wyjścia (II, 33-34).

Znam jego życie i wiem, że ten człowiek prawie dusił się tutaj od dzieciństwa. Miał aspiracje naukowe, lecz nie było czym ich zaspokoić; miał szerokie instynkty społeczne, ale czego dotknął się w tym kierunku, wszystko padało... Nawet ta marna spółczyna, którą założył, zwaliła mu na łeb tylko pretensje i nienawiści... (II, 355).

Kiedy chciał uczyć się, jeszcze jako subiekt Hopfera, wszyscy mu dokuczali. Kiedy wstąpił do uniwersytetu, zażądano od niego poświęceń. Kiedy wrócił do kraju, nawet pracy mu odmówiono. Kiedy zrobił majątek, obrzucono go podejrzeniami, kiedy zakochał się, ubóstwiana kobieta zdradziła go w najnikczemniejszy sposób... (II, 360).

Prus eksponuje szczególnie te momenty powieściowej biografii Wokulskiego, które wyjaśniają i usprawiedliwiają jego życiową prze­graną. Należy wyraźnie podkreślić, że los Wokulskiego od początku ciąży ku klęsce. Należał on do klasy społecznej (szlachty pozbawionej majątku), która nie dała mu podstaw egzystencji. W bardzo młodym wieku musiał pracować w upokarzających warunkach w jadłodajni Hopfera. Tu szydzono z niego, gdy chciał się uczyć. Udzielona przez studentów pomoc okazała się igraszką losu. Oto bowiem kontakt ten zaowocował związkami z ideą romantycznej walki, traktowaną po roku 1863 przez społeczeństwo jako „fantasty­czne marzenie”. Udział w powstaniu zakończył się zesłaniem na Sybir.

Pobyt na Syberii nie okazał się dla Wokulskiego katastrofą. Wręcz jakby odetchnął. Przestał odczuwać ciężar społecznego zniewolenia. Zajął się tym, co naprawdę lubił i do czego był predestynowany ­nauką. Tu doceniono wartość jego twórczego umysłu. Za swe odkrycia zaczął otrzymywać podziękowania i gratulacje od peters­burskich towarzystw naukowych. Nie przestawał jednak tęsknić za krajem. Po zwolnieniu wrócił do Warszawy, wierząc, że będzie przy­datny ojczyźnie. Środowisko nie zapomniało jednak, że niegdyś był subiektem. Stał się obcym zarówno dla byłych powstańców, jak i byłych współtowarzyszy pracy. Z powodu braku grodków na utrzy­manie znalazł się ponownie na skraju nędzy. Małżeństwo z majętną wdową po Janie Minclu było więc doraźnym rozwiązaniem problemów życiowych. Niektórzy interpretatorzy uważają ten krok Wokulskiego jako motywacyjnie niezbyt przekonywający w obrębie literackiej konstrukcji jego osobowości.11 Wydaje się jednak, że fakt ten trafnie uwydatnia złożoność bohatera, urealnia jego rysunek.

Pożycie z Małgorzatą, kobietą dość ograniczoną, a przy tym gwał­towną i zazdrosną, wkrótce stało się dla Wokulskiego ciężarem. Ogarnęło go jakieś ogólne otępienie, zniknął dawny zapał, energia, znikły wszelkie idee i pragnienia. Wszedł w skórę filistra wiodącego nudny, bezbarwny mieszczański żywot.

W tej sytuacji śmierć żony po pięcioletnim pożyciu małżeńskim była ulgą. W spadku po niej otrzymał dość pokaźny majątek szaco­wany na trzydzieści tysięcy rubli. Po śmierci Małgorzaty znowu zwrócił uwagę na książki. Zmienił się gdy ujrzał w teatrze Izabelę.

To był dla niego prawdziwy wstrząs. Dotychczas miłość była mu uczuciem obcym. Za młodu pochłonięty był ideami narodowymi, a później naukowymi. A przecież była w nim romantyczna dusza. Miłość w pojęciu romantycznym, oparta o mistyczne pokrewieństwo dusz, odrzucająca możliwość przypadku i przewagę zmysłów, uważana za najpotężniejszą dźwignię duchowego rozwoju jednostki, musiała się dla niego stać objawieniem i obudzić tęsknotę za jej realizacją.12

Wokulski nie zadowala się rolą cierpiącego romantycznego kochanka. Budzi się w nim uśpiony „lew”. Ma świadomość trudnoś­ci dostępu do partnerki. Przyjmuje więc strategię stwarzającą mu szansę osiągnięcia celu: pragnie zdobyć pieniądze. Żyje bowiem w czasie, w którym pieniądz potrafi znosić różne bariery. Jako człowiek czynu Wokulski rozumie, że nowa sytuacja kapitalizującej się Kongresówki stwarza mu możliwość awansu społecznego, uwarun­kowanego jednak zdobyciem ttaajątku.13 Jakby na przekór dotychcza­sowym niepowodzeniom osiąga sukces. Jest to jednak początek drogi. Jego obiekt miłości, Izabela Łęcka, jest wysoko usytuowany w hie­rarchii społeczeństwa. To arystokratka. Nie dość tego: jest to szczególny rodzaj arystokratki. Dokonany już na wstępie wnikliwy portret Izabeli nie wróży usiłowaniom Wokulskiego nic dobrego. W grę bowiem nie wchodzą wyłącznie bariery wynikające z przesądów i uprzedzeń środowiska wobec niżej urodzonych, ale osobowość Izabeli. Ta kobieta nie jest zdolna do normalnego uczucia. Wokulski, nie świadom tego, podejmuje wysiłek wrastania w arystokrację: stara­nia o dyplom szlachecki i gra w karty z hrabiami, arystokratyczni goś­cie, kupno domu, klaczy wyścigowej, pojedynek z baronem Krzeszowskim, wspieranie drania Maruszewicza, a później sprzedaż sklepu Szlangbaumowi - wszystko to będzie świadectwem stop­niowego kopiowania określonych zachowań arystokracji, a nawet przejmowania jej systemu wartości. Ów świat arystokratyczny, który niejednokrotnie budzi niechęć i lekceważenie ze strony Wokulskiego, jednocześnie ma dla niego swoisty urok. Warto tu przypomnieć, że na święconym u hrabiny zdawało mu się, że między tymi ludźmi życie upływa prościej i weselej aniżeli między nadętym mieszczaństwem, arystokratyzującą szlachtą. (I, 211). Innym razem, mile połechtany komplementami hrabiego-Anglika powiada:

Tak - szepnął - z tymi panami przyjemniej żyć aniżeli z kupcami. Oni są naprawdę ulepieni z innej gliny [...]. I dziwić się, że panna Izabela pogardza takimi jak ja, wychowawszy się wśród takich jak oni. Na zakończenie tych medytacji dodaje jednak: No, ale co oni robią na świecie i dla świata? (I, 211). To końcowe retoryczne pytanie jest znakiem nieustannej walki, jaką z sobą toczy Wokulski. Ukryty jest w nim jakby drugi człowiek pełen wątpliwości, trzeźwo patrzący na to, co się wokół niego dzieje. Nieodparta logika wskazuje mu, że ze światem arystokracji musi stoczyć walkę:

- Jakimi to oni formami obwarowali się, co? - pomyślał... A... gdybym mógł to wszystko zwalić!... I przywidziało mu się w ciągu kilkunastu sekund, że między nim a tym czcigodnym światem form wykwintnych musi się stoczyć walka, w której albo ten świat runie, albo - on zginie (I,113-114).

Uczucie do Izabeli tłumi te rozterki, ale nie daje spokoju. Czasami czuje się on jak w matni, z której pragnie się wyrwać. To rozdarcie wewnętrzne jest charakterystyczną cechą człowieka przełomu epok. Wewnątrz Wokulskiego niemal nieustannie walczyć będzie pozyty­wista z romantykiem, społecznik ze skrajnym indywidualistą, marzy­ciel z człowiekiem rozsądku.

W konsekwencji bolesna dialektyka przeżyć poprzez powracające złudzenia i rozczarowania, zrywy nadziei i załamania wewnętrzne prowadzi Wokulskiego na granice psychopatologii.14

Bohater ponosi klęskę. I nie ma znaczenia, czy popełnił samobójst­wo, czy wylądował w pracowni Geista. W tym świecie dwuznacznych wartości nie było dla niego miejsca. Według Rzeckiego przez całe życie ciągle tylko wydobywał się na wierzch, by w końcu zginąć przywalony resztkami feudalizmu.


Wśród powieściowych bohaterów

Lalka ukazuje niezwykle bogatą reprezentację różnych środowisk Warszawy przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Spotykamy tu przedstawicieli arystokracji, mieszczaństwa i ziemiaństwa. W tle, w epizodach pojawiają się również postacie z kręgu dołów społecznych.

Spośród pierwszoplanowych bohaterów na szczególną uwagę zasługują kreacje osobowe Izabeli Łęckiej, Ignacego Rzeckiego, Tomasza Łęckiego. Ważną funkcję w kreśleniu panoramy społecznej pełnią również: Julian Ochocki, prezesowa Zasławska, Helena Stawska, Kazimierz Starski i Książę.

Izabela Łęcka jest główną postacią arystokratycznego środowiska kobiecego. Jej osobowość ukształtował świat, w którym się wychowała. Świat ten, jak kpiąco zauważył narrator, mniemał, że pochodzi jeżeli nie od bogów, to przynajmniej od pokrewnych im bohaterów, jak Herkules, Prometeusz, od biedy - Orfeusz, sądził, że jest wcieleniem wszelkiej doskonałości, geniuszu, szlachetności i piękna. To przeświadczenie stało się podstawową częścią natury panny Izabeli. Wydawało jej się, że jest niemal aniołem, wręcz boginią uwięzioną w formy cielesne.15 W istocie jednak jest postacią o psychice spaczonej, która przejęła najgorsze cechy warstwy, z której pochodzi. A więc przede wszystkim pasożytniczy tryb życia, głęboką niechęć do jakiejkolwiek pracy. Równocześnie nie potrafi wyrzec się czegokolwiek na korzyść innych, żyje w obrębie własnych interesów. Egotyzm i egoizm - to dwie konstytutywne cechy jej osobowości.

Świat jawi się jej jako stworzony wyłącznie dla niej i dla arys­tokracji. To, według wyobrażeń panny Izabeli, czarowny ogród, zapełniony czarodziejskimi zamkami. Bankructwo ojca nie jest w stanie dokonać istotnych zmian w jej psychice, uzewnętrznia jedynie inne odrażające pokłady osobowości. Ujawnia jej niezdolność do uczuć. Stać ją jedynie na flirt ze Starskim i uwielbianie posągu Apollina. Starania Wokulskiego przyjmować będzie z niechęcią, ale i z wyrachowaniem. Dociera do niej świadomość, że brak warunków do próżniaczego życia, czyli majątku, może być dla niej i dla ojca katastrofą. I mimo że Wokulski dla niej to człowiek niższy, gdyż nie pochodzi ze sfery arystokratycznej [...] niepociągający jako typ [..] wreszcie jako kupiec jest wcieleniem strasznej, odpychającej prozy16, godzi się w końcu sprzedać się za cenę życia w luksusie. Z oferty tej już jednak Wokulski nie chciał skorzystać.

Z męskich postaci świata arystokracji na plan pierwszy wysuwa się pan Tomasz Łęcki, ojciec Izabeli, starzejącej się „lalki salonowej” na wydaniu. O sobie ma niezwykle wysokie mniemanie. Jest prze­świadczony o swoim wybitnym rozumie, energii i zdolnościach. W rzeczywistości to bankrut, który stracił majątek głównie z powodu życia ponad stan i korzystania z rujnujących przyjemności. Łęcki to jednostka, której poziom umysłowy graniczy z tępotą, na dodatek straszliwy egoista, człowiek pozbawiony skrupułów moralnych, bezczelnie wykorzystujący innych. Jego projekty reform społecznych świadczą o zupełnej ignorancji w zakresie życia gospodarczego. Pomimo jaskrawych dowodów życzliwości i poświęcenia ze strony Wokulskiego, uważa go za zwyczajnego kupca.

Niezwykle sympatyczną i artystycznie ciekawą postacią jest Ignacy Rzecki - stary subiekt w firmie J. Mincel i S. Wokulski. Pochodzi z proletariatu miejskiego, a więc prawdopodobnie dlatego tak bliskie były mu ideały sprawiedliwości i równości społecznej. W dzieciństwie wychowany w kulcie dla Napoleona, żyje tą ideą do końca życia. Marzenia te wiodły go do udziału w wojnie węgierskiej w 1848 roku.

Znamienne, że gotowość służenia wielkim ideom nie niszczy w nim poczucia wartości codziennej pracy. Swoje obowiązki wykonuje wyjątkowo sumienne. Stanowią one najbardziej istotną treść jego życia. Jednocześnie to człowiek niesłychanie skromny, o prawym charakterze, życzliwy ludziom i wierny przyjaciel.

Niestety, cały jego światopogląd urąga realizmowi życiowemu. Dlatego los ciągle z niego okrutnie kpi. W przeszłości walczył za romantyczną ideę wyzwolenia narodów po to, by się dowiedzieć, że te same Węgry, za które przelewał krew i za które zginął jego przyja­ciel, August Katz, były równocześnie gnębicielami Bośni i Hercegowiny. Równie gorzka była wieść, że ostatni z ubóstwianego rodu Bonapartych, mały Lulu, zginął w walce przeciwko... Zulusom.

Na niewiele zdały się jego usiłowania, by wyswatać piękną Helenę Stawską z Wokulskim. Marzenia ciągle nie przystawały do rzeczy­wistości. Pędził więc swój żywot subiekta, śniąc o wyjeździe na wieś, czytając Historię Konsulatu i Cesarstwa, niekiedy przygrywając na gitarze w towarzystwie wiernego psa, Ira.

Jednocześnie pisze pamiętnik, który umożliwia nam szeroki wgląd w świat doświadczeń i przeżyć starego subiekta. Odsłania również inne oblicze sklepikarza, jako człowieka obdarzonego niezwykłą spostrzegawczością i ogromnym poczuciem humoru.

Julian Ochotki, młodzieniec związany ze światem arystokracji, przynależy do trzeciego pokolenia „polskich idealistów”. To entu­zjastyczny wyznawca pozytywistycznej wiary w dobrodziejstwo nauki. Jako naukowiec marzy o wielkim wynalazku, który nie tylko przyniósłby mu sławę, ale i zmienił życie innych ludzi. W porywie entuzjazmu wypowiada słowa, które znakomicie ilustrują najistot­niejszą treść jego osobowości: Co mnie żeniaczka, kobiety, a nawet mikroskopy, stosy i lampy elektryczne ? Oszaleję albo... przypnę ludzkości skrzydła... (I, 240).

Prezesowa Zasławska to wyjątkowa to postać w świecie zdege­nerowanej i pasożytniczej arystokracji. Sylwetkę jej narrator kreśli z dużą dozą sentymentu i ciepła. W przeszłości pani na Zasławku związała się wielkim uczuciem miłości ze stryjem Stanisława Wokulskiego. Jak powiada: na nieszczęście była bogata, a jej wybrany skromnym porucznikiem. Niezwykle życzliwa Wokulskiemu, pragnie mu pomóc w zbliżeniu do Izabeli. To z jej ust padają najcięższe oskarżenia pod adresem warstwy, z której pochodzi. O jej wartości świadczy sprawne zarządzanie własnym majątkiem. Zadziwia również swym opiekuńczym stosunkiem do byłych parobków i ludzi oczekujących pomocy.

Helena Stawska to kobiecy ideał Ignacego Rzeckiego. Marzy mu się jej związek ze Stanisławem Wokulskim. Jest pozwaną w tytułowym procesie o lalkę przez baronową Krzeszowską. To przykład kobiety wyemancypowanej. Samodzielnie utrzymuje dom, matkę i córeczkę, zarabiając korepetycjami. Później dzięki Wokulskiemu otrzymuje stałą posadę kasjerki w sklepie. Wspaniałomyślność Wokulskiego wobec niej poświadczona jest jeszcze zapisem legatu dla jej córki, dzięki któremu będzie mogła uzyskać finansową niezależność. Szczerym uczuciem darzy Wokulskiego, cóż jednak z tego, gdy ten czuje do niej jedynie sym­patię.

Kazimierz Starski - typ arystokratycznego birbanta i rozpustnika. Marzy mu się bogata panna z dobrego domu. Póki co, nie gardzi młodymi mężatkami i piękną kuzynką Izabelą Łęcką. Nieobca mu również uliczna rozpusta (wiadomo bowiem, że był niegdyś klientem późniejszej żony Węgiełka). Klasyczny produkt próżniaczego i pozbawionego trwalszych wartości środowiska arystokratycznego.

Książę to postać nieznana z imienia i nazwiska, życzliwa Wokulskiemu. Posiada ambicje przywódcze. Głęboko przywiązany do swego kraju. Wbrew prawdzie życia wierzy, że arystokracja, do której przynależy całym swym jestestwem, powinna odegrać i odegra misję dziejową na drodze poprowadzenia kraju ku lepszemu. Żyje w świecie ułudy i frazesów.

Panorama społeczeństwa polskiego drugiej połowy XIX wieku

Prus w Lalce dał obraz niemal wszystkich warstw społecznych, a więc arystokracji, inteligencji polskiej i żydowskiej, zdeklasowanej szlachty, mieszczaństwa i nizin społecznych. Wnikliwość realisty umożliwiła mu dotarcie do prawdy o problemach epoki i ludziach stanowiących obiekt pisarskiej penetracji.

W tym spojrzeniu unikał łatwych uproszczeń i jednostronnych ocen. Dlatego nawet w zdegenerowanym świecie arystokracji potrafił dostrzec jednostki godne podziwu (Ochocki), budzące sympatię (prezesowa Zasławska). I tu rozpiętość postaw wobec kraju jest sze­roka - od kosmpolityzmu Kazimierza Starskiego do patriotyzmu księ­cia. W sumie jednak osąd arystokracji jest nadzwyczaj surowy. Bezpośrednie oskarżenia padają z wielu ust, w tym również reprezen­tantów tej warstwy.

Arystokracja wiedzie próżniaczy styl życia. Czas wypełniają jej rauty, podróże, wizyty w teatrze, wyścigi, miłostki. Jej przedsta­wiciele trwonią przy tym pieniądze, często żyjąc ponad stan. Z licznych podróży zagranicznych przywożą najgorsze nawyki. To ludzie bez woli i umiejętności prowadzenia interesów. Kiedy Wokulski rezygnuje ze swej działalności, nikt nie potrafi go zastąpić: zarząd przechodzi w ręce Żydów.

Jednocześnie od społeczeństwa odgrodzili się bastionem konwe­nansów i przesądów stanowych. O wartości człowieka w tym świecie decyduje urodzenie i pieniądze. Tylko dzięki nim Wokulski wchodzi na salony, a Krzeszowski zniża się do odwiedzin u Szlangbauma.

Piękna Izabela, zrujnowana majątkowo, odczuwa wokół siebie pustkę. Za parawanem elegancji i manier kryje się zgnilizna moralna - za pieniądze i ta salonowa lalka jest do kupienia. Dla Wokulskiego jest to rodzaj prostytucji. W jego kodeksie moralnym nie mieści się taki rodzaj transakcji przy zawarciu małżeństwa. Dla arystokracji jest ta jednak jeden ze sposobów na próżniacze i beztroskie życie.

W ich świecie panuje obłuda i zakłamanie. Nawet działalność filan­tropijna nie jest podyktowana potrzebą serca, a jedynie chęcią bły­szczenia wśród ludzi i utrzymywania kontaktów towarzyskich.

Niepokojące jest zwłaszcza to, że te negatywne wzorce zachowań przejmowane są przez inne warstwy społeczne, mające pewien, choć ograniczony, kontakt z arystokracją. Tęsknie ku niej spogląda mie­szczaństwo. Jemu również brak inicjatywy i energii. Każdy przykład rzutkości, przedsiębiorczości wybitniejszej jednostki uważany jest w tym środowisku za przejaw szaleństwa, przedsięwzięcie z góry skazane na niepowodzenie. Wśród polskich mieszczan panuje przeko­nanie, że Polacy nie są zdolni do organizacji życia gospodarczego. Na dodatek mieszczaństwo polskie nie lubi pracować. Nic dziwnego, że wśród nich wyrocznią jest radca Węgrowicz, który od dwudziestu lat całymi dniami przesiaduje w jadłodajniach, plotkuje, patronując jakiemuś towarzystwu dobroczynności.

Dlatego w życiu społecznym dystansują ich Żydzi. Wprawdzie mają oni swoje wady (chciwość, dążenie do celu za wszelką cenę, bezwzględność wobec słabych, bezczelność itd.), ale przede wszys­tkim to ludzie energiczni, pracowici, oszczędni i konsekwentni w działaniu. Mają również poczucie narodowej spójni.

Niezbyt korzystnie prezentuje się w powieści środowiska szlacheckie. Wprawdzie nie jest ono zbyt licznie reprezentowane, ale nietrudno wyrobić sobie o nim wyobrażenie. Szlachta polska jest nośnikiem tych samych postaw i zachowań, co arystokracja. Po stra­cie ziemi zupełnie nie potrafi przystosować się do nowych warunków życia. Należą da nich między innymi ojciec Wokulskiego i Wirski.

Ze skromnych relacji wiadomo, że ojciec Wokulskiego uosabia wszystkie nałogi braci szlacheckiej: ocenia ludzi według urodzenia i majątku, pogardza wiedzą, nie znosi pracy i ma skłonności do pienia­ctwa. Po utracie majątku urywa mu się kontakt z własnym środowiskiem, nie potrafi zorganizować sobie życia.

W ruinę popadł również Wirski. Niegdyś jako bogacz trwonił majątek, a gdy przyszło uwłaszczenie, nie pozostało mu nic. Ze szczytów społecznych spada na dno: pracuje w składzie węgla, a w godzinach wieczornych przepisuje u adwokatów. Chodzi w poplamionym surducie i w spodniach u doku oberwanych, nie intere­suje się rodziną, rozpamiętując bezmyślnie przeżytą młodość.

Na tym tle korzystnie jako warstwa społeczna prezentuje się jedynie lud. Nie on jednak decyduje o jakości społeczeństwa. To z jego nędzy żyją próżniacy i geszefciarze. Są wśród nich ludzie o dużej wrażliwości moralnej, jak bracia Wysoccy, Węgiełek.

Uzupełnieniem obrazu społeczeństwa jest świat nędzarzy z Powiśla. Wyglądają oni nie jak ludzie, ale jak widma ukrytych tutaj chorób, które odziały się w wykopane w tym miejscu szmaty

Lalka to nie tylko powieść o społeczności drugiej połowy wieku XIX, ale również kronika dnia powszedniego Warszawy w latach 1878-1879. Pisarz pokazuje wygląd ówczesnego sklepu, przedstawienie w teatrze, wielkanocną kwestę w kościele, wieczór w mieszcza­ńskiej piwiarni, salę sądową, ujeżdżalnię, rauty w salonach itp. Lektura dzienników warszawskich z lat 1878-1879 wykazuje, że nawet drobne wydarzenia wspomniane w powieści, takie jak występ Rossiego, koncert w Dolinie Szwajcarskiej czy zawalenie się domu przy ulicy Wspólnej zostały wzięte z życia i umieszczone na planie utworu. Potwierdziła się opinia socjologa, Ludwika Krzywickiego, żyjącego w latach Prusa, który wyrokował:

Kiedyś powieści jego będą przyczynkiem o charakterze nawowym. Jak Dickens w Anglii, Balzac we Francji, tak Prus u nas stanie się świadectwem natury historycznej, świadectwem, które dalekim pokoleniom opowie, jak ludzie żyli życiem powszednim w Polsce w drugiej połowie XIX wieku. Bohaterzy w powieściach są wymyśleni, ale ich otoczenie codzienne i tryb życia, bieg myśli są plastyczną rzeezy­wistością.17

Tę panoramę życia społecznego poszerza Prus dzięki retro­spektywnemu wejrzeniu w przeszłość. Jak wiadomo, akcja powieści rozgrywa się w pierwszych miesiącach 1878, a kończy w październiku 1879 r. Ten świat odsłania narrator wszechwiedzący, bliżej nie zindywidualizowany, występujący w trzeciej osobie. W celu pogłębienia perspektywy czasowej autor posłużył się nowatorskim wówczas chwytem pamiętnika. Tu narracja jest pierwszoosobowa. Pamiętnik jest bowiem dziełem starego subiekta - Ignacego Rzeckiego. Przyjęta w nim konwencja sięgania do wspomnień umożliwia przywołanie odległej przeszłości aż po czasy wczesnego dzieciństwa Rzeckiego, czyli czasy bitew napoleońskich. W pamięt­niku śledzić będziemy lata romantycznych nadziei i uniesień.

Zawartość treściowa poszczególnych rozdziałów

Lalka składa się z 37 rozdziałów stanowiących pewną całość fabu­larną. Wśród nich znajduje się 9 fragmentów stanowiących Pamiętnik starego subiekta. Rozdziały zaopatrzone są tytułami, które stanowić będą przewodnik po dziele.

Jak wygląda firma J. Mincel i S. Wokulski przez szkło butelek? Rozdział ten stanowi czasowe i problemowe wprowadzenie w akcję utworu. Akcja rozpoczyna się w 1878 r., a więc wówczas, kiedy świat polityczny zajmował się pokojem san-stefańskim [...] warszawscy kupcy, tudzież inteligencja pewnej okolicy Krakowskiego Przedmieścia nie mniej gorąco interesowała się przyszłością galanteryjnego sklepu pod firmą J. Mincel i S. Wokulski (I, 3).

Rozmowa kilku drobnych kupców prowadzona nad kuflem piwa stanowi formę prezentacji myślenia mieszczaństwa Warszawy o inte­resach. Awanturnikiem jest dla nich człowiek (Stanisław Wokulski), który mając w ręku pewny kawałek chleba i możność uczęszczania do tej oto tak przyzwoitej restauracji, dobrowolnie wyrzekł się restau­racji, sklep zostawił na Opatrzności boskiej, a sam z całą gotówki odziedziczoną po żonie pojechał na turecką wojnę robić majątek. Dla niektórych to nawet wariat. Przypuszczano, że sklep upadnie. Na zakończenie rozdziału narrator informuje, że zapewne tak by się stało, gdyby nie zawiadował nim czterdziestoletni pracownik firmy, przyja­ciel i zastępca Wokulskiego, pan Ignacy Rzecki.

Rządy starego subiekta. Narrator prezentuje tu postać starego subiekta, owego pana Ignacego Rzeckiego. Mówi o wyglądzie i urządzeniu mieszkania, zwyczajach subiekta. Dowiadujemy się również o życiu w sklepie. Wśród pracujących dostrzec można soc­jalistę Kleina, zagorzałego antysemitę Lisieckiego i ulubieńca kobiet Mraczewskiego, niezbyt solidnego pracownika. Dowiadujemy się również, że Rzecki jest miłośnikiem Napoleona i że w największym sekrecie pisywał pamiętnik.

Pamiętnik starego subiekta. Rozdział jest pierwszym fragmentem pamiętnika prowadzonego przez Ignacego Rzeckiego. Opowiadacz przywołuje tu wspomnienia swego dzieciństwa. Dowiadujemy się, że ojciec jego był za młodu żołnierzem, a na starość woźnym w Komisji Spraw Wewnętrznych. Mieszkał na Starym Mieście wraz z ciotką w dwu małych pokoikach. Ojciec był fanatycznym zwolennikiem Napoleona, przygotowywał syna do wierności temu wodzowi lub jego potomkom, by zawsze był gotów na wezwanie.

Niestety, ojciec umarł wcześnie. Opiekę nad nim przejął przyjaciel ojca, pan Raczek. Pojął on za żonę ciotkę małego wówczas Ignacego. Chłopca oddano do sklepu starego Niemca - Mincla. Tu Mincel przy­gotowywał go do zawodu subiekta. Pryncypał niezwykle dbał o dyscyplinę pracy. Nie stronił od surowych kar cielesnych. Podobny stosunek miał do swych bratanków - Jana i Franza Minclów. W sklepie był również jego przyszły przyjaciel August Katz. W tym domu panowała patriarchalna atmosfera, uczono szacunku dla pracy i obowiązku.

Na zakończenie tego rozdziału narrator informuje o śmierci starego Mincla i ślubie Jana Mincla z Małgorzatą Pfeifer. Snuje również ref­leksje na temat sytuacji politycznej i zepsucia obyczajów w handlu. Wdowa po Janie Minclu oddała rękę swoją Stasiowi Wokulskiemu, który tym sposobem odziedziczył interes prowadzony przez dwa poko­lenia Minclów.

Powrót. W rozdziale czwartym ponownie prezentację świata przed­stawionego przejmuje narrator w trzeciej osobie (auktorialny). Opowiada o panu Rzeckim spędzającym czas w domu. Grę na gitarze i rozmyślania przerywa mu przyjście niespodziewanego gościa. Po ośmiu miesiącach wraca Stach Wokulski. Prezentuje się znakomicie ­bardziej przypomina żołnierza lub marynarza niż kupca.

Wokulski dzieli się wiadomościami dotyczącymi pobytu w Bułgarii, jednocześnie interesują go miejscowe nowiny. Najbardziej zaciekawiła go informacja o pannie Izabeli, która wraz z ojcem zaopatruje się w jego sklepie na kredyt. Wyraźnie satysfakcjonuje go uwaga starego subiekta, że nie ma wokół niej starających się o jej rękę: Kto dziś oceni się z panną mającą wielkie wymagania a żadnego posagu?. Dla Rzeckiego powód wyjazdu Wokulskiego nie jest znany, węszy w tym jakieś podteksty polityczne.

Demokratyzacja pana i marzenia parny z towarzystwa. Narrator prezentuje rodzinę Łęckich. Pan Tomasz Łęcki, arystokrata mający w swojej rodzinie „całe szeregi senatorów”, to mężczyzna sześćdziesię­ciokilkuletni, niewysoki, pełnej tuszy, krwisty. Mieszka ze swą córką, panną Izabelą. Poznajemy jej portret zewnętrzny i wewnętrzny (por. uwagi dotyczące charakterystyki tej postaci).

Rozmowa Izabeli z kuzynką, hrabiną Karolową, odsłania sytuację materialną panny. Ojciec jest praktycznie bankrutem. Hrabina uświa­damia jej, że szansą wyjścia z tej matni jest tylko małżeństwo. W grę wchodzą jedynie dwukrotnie starsi od niej - chorowity baron i obrzy­dliwy z wyglądu marszałek. Obaj budzą w pannie Izabeli odrazę.

W jaki sposób nowi ludzie ukazują się nad starymi horyzontami. Pojawiająca się wiadomość w rozmowie z Koralową okazuje się fak­tem - panna Izabela dowiaduje się od kuzynki Florentyny, że ich sre­brną zastawę stołową wykupił Wokulski. Ma przeczucie, że ten człowiek chce się zbliżyć do niej. Wydaje się jej to upokarzające, zwłaszcza że wykupił on również weksle dłużne ojca.

Gołąb wychodzi na spotkanie węża. Po sprzedaży serwisu i sreber w Wielką Środę panna Izabela Łęcka, zachęcona przez hrabinę Koralową, postanawia przejechać się po mieście. Po drodze swój powóz zatrzymuje przed sklepem Wokulskiego. Wchodzi tu pod pretekstem kupienia rękawiczek. Sama podejmuje rozmowę z Wo­kulskim na temat powodu kupna sreber i serwisu. Obsługujący Łęcką subiekt Mraczewski po jej wyjściu czyni uwagi na temat reputacji panny i okazywanego przez nią zainteresowania jego osobą. Staje się to powodem wyrzucenia go ze sklepu (o czym dowiadujemy się w następnym rozdziale).

Medytacje. Spotkanie z Izabelą Łęcką i uwagi Mraczewskiego o niej wprawiły Wokulskiego w fatalny nastrój. Zapragnął samotnego spaceru. Po wyjściu ze sklepu skierował się na Powiśle. Dostrzegł tu widoki przygnębiające. Zrodziły one w nim gorzką refleksję:

Oto miniatura kraju - myślał - w którym wszystko dąży do spodlenia i wytępienia rasy. Jedni giną z niedostatku, drudzy z roz­pusty. Praca odejmuje sobie ad ust, ażeby karmić niedołęgów; miłosierdzie hoduje bezczelnych próżniaków, a ubóstwo nie mogące zdobyć się na sprzęty otacza się wiecznie głodnymi dziećmi, których największą zaletą jest wczesna śmierć. Tu nie poradzi jednostka z inicjatywą, bo wszystko sprzysięgło się, ażeby ją spętać i zużyć w pustej walce - o nic (I, 83).

W dalszym ciągu „medytacji” dowiadujemy się o miłosnym zau­roczeniu w teatrze panną Izabelą i konsekwencjach tej spóźnionej miłości. Wokulski postanawia zbliżyć się do niej. W tym celu zapragnął Nie być kupcem albo być bardzo bogatytn kupcerra. Być co najmniej szlachcicem i posiadaó stosunki w sferach arystokraty­c~ych. Nade wszystko miec` dużo pieniędzy (I, 86). Właśnie taki plan realizuje (jak na razie pomy~lnie).

Podczas tego spaceru spotyka furmana Wysockiego, którego niegdyś znał. Człowiek ten znajduje się w tragicznym położeniu. Wokulski udziela mu pomocy finansowej i jednocześnie deklaruje także pomoc dla jego brata, kolejarza Kaspra (chodzi o przeniesienie go z odległej Częstochowy do Skierniewic). Po ponownym powrocie do sklepu podejmuje decyzję o wyrzuceniu Mraczewskiego z pracy.

Kładki, na których spotykają się ludzie różnych światów. Pod określeniem tytułowej „kładki” kryje się działalność charytatywna. Podczas Wielkiego Piątku panna Izabela z hrabiną Karolową kwe­stują przy grobach. W Wielką Sobotę Wokulski idzie do kościoła z zamiarem ofiarowania dużej sumy pieniędzy dla ubogich. Dobroczynność pań jest przede wszystkim okazją do pokazania się i zawarcia znajomości. Wokulski doskonale orientuje się w tej hipokryzji zachowań. Stojącym w głębi kościoła Izabeli i hrabinie Karolowej kładzie na tacę zwój imperiałów i zamienia z paniami kilka zdali. Przy tej okazji panna Łęcka po angielsku złośliwie komentuje zachowanie się Wokulskiego twierdząc, że była pewna, iż przybędzie z workiem złota. Prawdopodobnie wówczas to Wokulski postanowił nauczyć się angielskiego. Równocześnie zwraca się z prośbą o przy­wrócenie do pracy Mraczewskiego. Wokulski, nieczuły przedtem na wstawiennictwa innych, tym razem obiecuje, że ten młody subiekt otrzyma lepiej płatną pracę w Moskwie. Po odejściu od kwestujących pań Wokulski nie opuszcza jeszcze kościoła. Najpierw z ukrycia obserwuje pannę Izabelę, następnie postrzega piękną kobietę z córeczką, która dość długo przykuwa jego uwagę. Zainteresowanie jego budzi również żarliwie modląca się i płacząca dziewczyna lek­kich obyczajów. Zaintrygowany jej zachowaniem przyprowadza dziewczynę do mieszkania Rzeckiego. Postanawia jej pomóc, dać szansę, aby zerwała z dotychczasowym życiem. Daje jej list polecający do sióstr magdalenek. Dziewczyna korzysta z tej pomocy.

Następnego dnia, w Wielką Niedzielę, Wokulski wynajętym powozem przybywa do hrabiny Karolowej na święcone. Tu okazuje się, że wielu ludzi z tzw. dobrego towarzystwa ubiega się o zawarcie znajomości z nim. U hrabiny spotyka prezesową Zasławską. Dowiaduje się od niej o wielkiej miłości, jaka ją niegdyś łączyła ze stryjem Wokulskiego. Różnice stanowe nie pozwoliły na szczęście tych dwojga.

Po spotkaniu u hrabiny Wokulski postanawia wrócić do domu pie­szo. Po drodze jest obserwatorem zabawy ludowej polegającej na jak najszybszym wdrapaniu się na szczyt namydlonego słupa. Triumfator jest obiektem podziwu obserwujących. Dzieje się tak jedynie przez moment. Zdarzenie to Wokulski odnosi do siebie. Traktuje to jak przestrogę. Obawia się, że to zainteresowanie jego osobą może być chwilowe.

Pamiętnik starego subiekta. Ponownie mamy do czynienia z nar­racją pierwszoosobową. Zapiski Rzeckiego dotyczą jego spojrzenia na europejską sytuację polityczną. Dostrzegane analogie z przeszłością budzą w nim wspomnienia dotyczące okoliczności udziału w wojnie węgierskiej 1848 r. Sporo miejsca poświęca zmarłemu przyjacielowi, Augustowi Katzowi. W pamiętniku zawarł szereg bezpośrednich odwołań do poległego w powstaniu kolegi (Pamiętasz, Katz?).

Ze wspomnień Rzeckiego wyłania się opis walk, następnie późniejszy obraz jego losu po kapitulacji. Po wydostaniu się z Węgier przez Turcję przez dwa lata tułał się po Europie (był we Francji, Włoszech, Niemczech i Anglii). Wszędzie tam doświadczał biedy, tęskniąc ogromnie za krajem.

Dzięki pomocy Jana Mincla (udzielił mu pożyczki pieniężnej) na żydowskiej furmance przez Zamość powraca do Warszawy. Tu również dowiadujemy się, że Jan Mincel, wkrótce po jego przybyciu, ożenił się z Małgorzatą Pfeifer. Rzecki dużo pisze również o kłótni braci Minclów - Jana i Franza.

Po tej retrospekcji stary subiekt ponownie wraca do wydarzeń współczesnych. Notuje o braku zainteresowania Wokulskiego pracą sklepu. Niepokoją go nowe, dziwne znajomości Stacha (Anglik Collins, pani Meliton). Sądzi, że mają one podłoże polityczne. Nie orientuje się jeszcze, Wokulski że czyni to wszystko z myślą o Izabeli.

W pamiętniku znalazły się także obserwacje Rzeckiego o sto­sunkach w sklepie, wieści o podjęciu pracy przez Żyda Szlangbauma, informacje z przebiegu rozmowy o Wokulskim z zaproszonym przez Rzeckiego Szumanem (spolonizowanym Żydem pozostającym w zażyłych stosunkach ze Stachem). Szuman przewiduje katastrofę Wokulskiego.

Stare marzenia i nowe znajomości. Trzecioosobowy narrator kieruje swoją uwagę na pojawiającą się epizodycznie osobę pani Meliton. Kobieta ta, w przeszłości ładna i dobra, była guwernantką pełną ideałów i marzeń. Obecnie, doświadczywszy rozczarowań, zaj­muje się ułatwianiem ludziom zawierania znajomości. To ona orga­nizuje rzekomo przypadkowe spotkania Wokulskiego z panną Łęcką. Zaaranżowane spotkanie w Łazienkach nie dochodzi do skutku. Zbiegiem okoliczności udaremnia je książę, zabierając z parku Wokulskiego na posiedzenie zawiązującej się spółki do handlu z Rosją.

Przebieg tej narady dobitnie wskazuje, że ziemiaństwo i arys­tokracja mają dobre chęci, nie rozumieją jednak mechanizmów hand­lu, żywią do niego niechęć, a na dodatek brak tym ludziom koniecznej energii. Tak naprawdę niczego nie pragną, bo wszystko mają: pieniądze, tytuły, poważanie, nawet powodzenie u kobiet...

Tu Wokulski poznaje Juliana Ochockiego, młodego wynalazcę, którego traktuje jako konkurenta do ręki panny Izabeli. Kiedy jednak przekonuje się, że tego niespełna trzydziestoletniego mężczyznę interesuje przede wszystkim nauka i sława, a nie ożenek czy romanse, nabiera do niego sympatii. Ostatecznie przekonuje się o tym podczas wspólnej rozmowy na spacerze po mieście. Dalszy, już samotny spa­cer kończy się nieprzyjemnie - spotkaniem z podmiejskimi rze­zimieszkami. Na szczęście Wokulski wychodzi z tej sytuacji bez szwanku.

Wędrówki za cudzymi interesami. Wokulski od pani Meliton otrzy­muje list, z którego dowiaduje się o mającej się odbyć za kilka dni licytacji kamienicy Łęckich. Jedynym kupującym ma być ich kuzyn­ka i nieprzyjaciółka, baronowa Krzeszowska. Jednoczenie informa­torka sugeruje, że panna Izabela byłaby rada, gdyby Wokulski nabył wyścigową klacz Krzeszowskich (obecnie właścicielką jest baronowa). Chodzi o to, by nie triumfowała ona jako własność baronostwa na wyścigach. Kupno tej klaczy ma zaproponować nieja­ki Maruszewicz, przyjaciel obojga Krzeszowskich. Pani Meliton daje mu jednoznaczną radę: Pamiętaj Pan, że kobiety są niewolnicami tylko tych, którzy potrafią je mocno trzymać i dogadzać ich kaprysom. Problem w tym, że jest to rada dla realisty, a nie romantyka.

Z dalszego przebiegu zdarzeń wynika, że Wokulski nabywa klacz za pośrednictwem Maruszewicza, jednocześnie decyduje się na kupno kamienicy Łęckich powyżej ceny rynkowej. Targu ma dobijać Szlangbaum za pośrednictwem podstawionych ludzi (wcześniej adwokat odmówił mu tej przysługi z powodu niedorzeczności projek­towanego zakupu).

Wielkopańskie zabawy. Nadchodzi dzień wyścigów. Wokulski marzy o wygranej swojej klaczy kupionej od Krzeszowskich. W trak­cie wyścigów do jego uszu docierają nieprzychylne opinie o swojej osobie. Klacz wygrywa. Wokulski dostrzega radość Izabeli. Pomiędzy nim a baronem Krzeszowskim dochodzi do nieporozu­mienia. Spór kończy się wyzwaniem barona na pojedynek. Zachowanie się Wokulskiego ogromnie przypada do gustu pannie Łęckiej. Raczy mu nawet powiedzieć merci. Wprawia go to w zach­wyt (Wokulski oszalał z radości).

Pomimo przeprosin ze strony barona, Wokulski obstaje przy poje­dynku. Jego sekundantami są Szuman i Rzecki. Mają się bić do pier­wszej krwi. Nieco groteskowo zarysowany pojedynek kończy się utratą zęba przez barona.

Dziewicze marzenia. W rozdziale tym narracja jest personalnie zorientowana na osobę panny Izabeli. Stanowi formę odsłonięcia jej wnętrza. Okazuje się, że zaszły w niej pewne zmiany. Nie czuje już dawnej odrazy do Wokulskiego. Jest skłonna zaakceptować go jako wiernego sługę, przyjaciela domu, wręcz opiekuna ku wygodzie jej pragnień i dalszego beztroskiego życia. W rojeniach wyobraża sobie, że bezinteresownie będzie jej dawał wszystko, czego zażąda, a po śmierci odbierze sobie życie na jej grobie. W tym przychylnym nas­troju postanawia go zaprosić na obiad.

W jaki sposób duszą ludzką szarpie namiętność, a w jaki rozsądek. Rozdział ten prezentuje rozterki Wokulskiego po otrzymaniu zaproszenia na obiad od Tomasza Łęckiego. Czas wyczekiwania stanowi dla niego ogromne przeżycie. Roztrząsa jak się ubrać, jak zachowywać wobec ubóstwianej kobiety. Jednocześnie stara się spo­jrzeć na swe rozterki chłodnym okiem. W swoim zachowaniu dostrze­ga dużo śmieszności i urągania rozsądkowi.

„Ona” - „On” - i ci inni. W dniu obiadu, tak ogromnie doniosłym dla Wokulskiego, panna Izabela tonęła w marzeniach o platonicznym romansie z przybyłym do Warszawy włoskim artystą teatralnym Rassim. Niewiele uwagi zwracała na mający się odbyć obiad w towarzystwie Wokulskiego. W tym czasie ojciec Łęckiej, Pan Tomasz, snuje naiwne plany finansowe o pomnożeniu majątku. Podczas pobytu w domu Łęckich Wokulski godzi się wypłacać panu Tomaszowi procent od kapitału z tytułu sprzedanej kamienicy (Wokulski od razu zgodził się przejąć ten kapitał). Przy obiedzie Wokulski informuje, że ma zamiar pojechać do Paryża na wystawę. Okazuje się, że o tej wystawie marzy również panna Izabela. Radzi się więc projekt wyjazdu - oczywiście za z góry wypłacony procent od powierzonego kapitału.

Kiełkowanie rozmaitych zasiewów i złudzeń. Dopiero wpół do dziesiątej wieczorem Wokulski w znakomitym nastroju wraca do domu. Dziwi się, że w sklepie przebywają jeszcze subiekci. Okazało się, że inkasent Oberman zgubił czterysta rubli. Nie zmąciło to odczuwanej radości właściciela sklepu. Postanowił wspaniałomyślnie darować ten dług. W tym błogim stanie pragnie spełniać inne dobre uczynki. Umieszcza poznaną niegdyś w kościele uliczną dziewczynę Marię na stacji u Wysockiego, stwarzając jej warunki materialne da rozpoczęcia samodzielnej pracy. Postanawia odwiedzić Krzeszowskiego. W parę dni później otrzymuje wiadomość listowną od pani Melitom by przybył do Łazienek o zwykłej godzinie. Tu spo­tyka pannę Izabelę w towarzystwie hrabiny i ojca. Po wymianie kilku zdawkowych uwag na temat sprzedawanej kamienicy i potrzeby jałmużny dla podopiecznych sierot hrabiny, Wokulski zostaje oszołomiony propozycją panny Izabeli: Zabieram pana w stronę Pomarańczarni, a ci państwo niech tu odpoczywają... Okazało się jednak, że chodzi jej o to, by Wokulski zorganizował w teatrze klakę dla Rossiego. Ten skwapliwie godzi się na to, angażując w tę maskaradę swoich pracowników.

Zdumienia, przywidzenia i obserwacje starego subiekta. Zachowanie się Wokulskiego budzi wyraźny niepokój starego subiek­ta. Poproszony przez Wokulskiego o wręczenie albumu Rossiemu udaje się do teatru. Tu jest świadkiem dziwnego zachowania Stacha wpatrzonego w lożę Łęckich.

O przeżyciach tego dnia usiłuje zapomnieć w restauracji przy piwie. Rano zaspał „po fatalnie spędzonej nocy” i - co mu się nic zdarzyło - spóźnił się do pracy. Tu Klein wręczył mu anonim. Ktoś pisał do Wokulskiego, szkalując go za kupno kamienicy Łęckich. Zaniepokojony tą wieścią Rzecki postanowił pójść do sądu na licy­tację tego domu. Tu jest świadkiem licytacji. Dom zostaje kupiony za dziewięćdziesiąt tysięcy rubli.

Pierwsze ostrzeżenie. Po powrocie z sądu Pan Ignacy Rzecki zasta­je w sklepie Mraczewskiego. Dowiaduje się od niego, że Wokulski odmawia bardzo intratnego wyjazdu z Suzinem do Paryża. W tym czasie służący Łęckich przynosi list do Wokulskiego. Z listem do Wokulskiego, przebywającego w tym czasie w pokoju Rzeckiego, idzie stary subiekt. Dochodzi tu między nimi do ostrej rozmowy. Rzecki jest wyraźnie rozczarowany, kiedy dowiaduje się, że dla przy­jemności podróżowania z panną Łęcką [...] rzuca w błoto pięćdziesiąt tysięcy... Na dodatek Wokulski twierdzi, że chce nareszcie zrobić coś dla samego siebie... Tę nieprzyjemną rozmowę przerywa wejście wzburzonego Łęckiego. W ten stan wprawiła go wieść, że jego kamienica została sprzedana rzekomo tak tanio. Do dyspozycji pozos­tało mu po spłaceniu długu jedynie trzydzieści tysięcy. Kwotę tę postanawia wziąć Wokulski, ofiarując Łęckiemu znacznie wyższy niż uprzednio obiecany procent.

Izabela z anonimowego listu dowiaduje się, że nabywcą ich domu jest Wokulski. Czuje się oburzona i upokorzona. Przybyłego z pie­niędzmi Wokulskiego ostro atakuje za ten krok. W tym czasie wchodzi Starski. Staje się on od razu obiektem szczególnego zain­teresowania panny Łęckiej. By dać do zrozumienia Wokulskiemu, że jest w tym towarzystwie nikim, Starski i Izabela prowadzą rozmowę po angielsku. Wokulski, z trudem maskując gniew, opuszcza dom Łęckich. Przed wyjściem nieoczekiwanie oznajmia panu Łęckiemu swą decyzję o natychmiastowym wyjeździe do Paryża. Staremu arys­tokracie nie mieści się w głowie, że Taki sobie zwyczajny kupiec!... mógłby się obrazić.

Pamiętnik starego subiekta. Nagły wyjazd Wokulskiego zaskoczył i wzburzył autora pamiętnika. Ciągle jeszcze nie daje wiary, że moty­wem tego kolejnego szaleństwa jest kobieta. Panna Łęcka piękna, bo piękna, ale przecież jest tylko kobietą i dla niej Stach nie popełniałby tylu szaleństw... W tym jest coś z p...

Podczas pobytu Stacha w Paryżu wspomina moment jego wyjazdu. Na dworcu dopadł ich Szuman. Od niego Wokulski dowiedział się, że tym samym pociągiem jedzie Starski. Po odjeździe Wokulskiego Rzecki i Szuman przeprowadzili dłuższą rozmowę o wspólnym przyjacielu i o kobietach w życiu mężczyzn. Po tej rozmowie Rzecki wydaje się być już przekonany, że Stach nie interesuje się tak naprawdę polityką, lecz zatonął w fałdach sukni panny. Kolejne frag­menty pamiętnika mówią o wizycie u Rzeckiego dawnego przyja­ciela, kipera Machalskiego. Spotkanie jest okazją do przypomnienia innych wydarzeń z biografii ich wspólnego znajomego, Wokulskiego.

Pamiętnik starego subiekta. W ostatnim rozdziale pierwszego tomu Rzecki swoje zapiski rozpoczyna od rozważań o polityce. Wydaje się, że w Europie zanosi się na wojnę. Z listownego polece­nia Wokulskiego przejął obowiązki plenipotenta zarządzającego nabytą kamienicą. Zwiady starego subiekta posłużyły mu jako mate­riał do opowieści o lokatorach. Poznajemy tu między innymi wysa­dzonego z siodła dawnego szlachcica, obecnie rządcę Wirskiego, stu­dentów nie płacących czynszu. Tu mieszka również baronowa Krzeszowska z mężem i budząca sympatię Rzeckiego pani Stawska, utrzymująca siebie i córeczkę z udzielanych lekcji. Rzecki poznaje historię tej pięknej, lecz ciężko doświadczonej przez los kobiety.

Szare dnie i krwawe godziny. Po przyjeździe do Paryża Wokulski spotyka czekającego na niego na dworcu Suzina, z którym na terenie Rosji prowadził interesy. W Paryżu obaj mają zarobić po dziesięć pro­cent od jakiejś transakcji. Po wypoczynku idzie zwiedzić miasto. Podziwia wspaniałą architekturę Paryża. Towarzyszą mu gorzkie wspomnienia niedalekiej przeszłości.

Widziadło. Pewnego dnia w salonie przyjęć odwiedza Wokulskiego uczony Geist. Spotkanie z Geistem, przez innych traktowanym jak szarlatan, a nawet nawiedzony szaleniec, skłania Wokulskiego do wyboru nowej drogi życiowej. Uczony domyśla się, że Wokulski zna­jduje się pod wpływem destrukcyjnego uczucia, za jakie uważa miłość. Pokazuje mu swój wynalazek - metal lżejszy od powietrza. Zachęca go do udziału w badaniach i zaprasza do odwiedzenia swego laboratorium. Wokulski korzysta z tego zaproszenia. W czasie ich rozmów Geist bierze Wokulskiego za Suzina (nazywa go „Sizę”). Na zakończenie spotkania nieszczęśliwie zakochany obiecuje, że kiedyś zjawi się jako pracownik u profesora. Po kilku dniach rozterek otrzy­muje list od prezesowej Zasławskiej. Na wzmiankę, że wspomnienia o nim wywołują żywsze uczucia u Izabeli, natychmiast wraca do Warszawy.

Człowiek szczęśliwy z miłości. Po powrocie do Warszawy Wokulski otrzymuje listowne zaproszenie od prezesowej do odwiedzin Zastawka. W pociągu jadącym do Zasławka spotyka barona Dalskiego. Oświadczył się on młodziutkiej Ewelinie Janockiej, będącej wnuczką prezesowej.


Wiejskie rozrywki. W Zasławku Wokulski spotyka całą galerię typów arystokratycznych. Przebywaj ą tu zarówno próżniacy, jak Starski, i godni szacunku ludzie (Ochotki, Wąsowska, czy udzielająca gościny prezesowa). Czas upływa na rozmowach, przejażdżkach, spacerach. Od oryginalnej arystokratki Wąsowskiej, postaci ogromnie sympatycznej, dowiaduje się wiele o psychice kobiecej. W Zasławku przekonuje się, że największe wzięcie u kobiet mają nie romantycy, lecz mężczyźni zblazowani jak Starski. Zasławek zaskakuje go również rozumnym gospodarowaniem właścicielki. Tu po raz pier­wszy widzi otyłych parobków, porządne czworaki i psa łańcu­chowego, który nie gryzie.

Pod jednym dachem. Narrator informuje na wstępie tego rozdziału o okolicznościach zaprosin Wokulskiego do Zasławka. Kiedyś panna Izabela zwierzyła się przed prezesową (potem tego żałowała), że nie najlepiej obeszła się z Wokulskim. Już wówczas liczyła się z koniecznością wyjścia za niego. Nie mogła liczyć na Starskiego, gdyż ten oświadczył, że interesuje go wyłącznie panna z posagiem. Jego ciotka, prezesowa Zasławska, swój majątek zdecydowała się zapisać na podrzutków i ich nieszczęśliwe matki, a jemu wyznaczyć jedynie skromną rentę w wysokości tysiąca rubli rocznie. Prezesowa zaaranżowała więc to spotkanie pod swoim dachem w nadziei, że Stanisław i Izabela zbliżą się do siebie. Wielkie zdziwienie Izabeli wywołał fakt, że wśród witających nie ma Wokulskiego (był w tym czasie na przejażdżce z panią Wąsowską). Zainteresowanie osobą Wokulskiego ze strony innych kobiet wywołało u Izabeli pewne poruszenie: Nie był to już jakiś tang kupiec galanteryjny, ale człowiek, który wracał z Paryża, miał ogromny majątek i stosunki, którym za­chwycał się baron, którego kokietowała Wąsowska.

Ponownie Wokulski szybko poddaje się urokowi Izabeli, jej arysto­kratycznemu czarowi.

Lasy, ruiny i czary. Towarzystwo wyjeżdża na grzybobranie. Wąsowska, świadoma uczuć Wokulskiego do Izabeli, przydziela mu rolę jej towarzysza podczas poszukiwania grzybów. Wokulski po raz pierwszy znajduje się w okolicznościach pozwalających na wyrażenie uczuć. Zaczyna to czynić bardzo nieśmiało. Izabela w odpowiedzi czyni mu pewne nadzieje. Następne dni upływają im na spacerach i wiejskich rozrywkach. Zwiedzają także ruiny zamku w Zasławiu. Miejscowy rzemieślnik Węgiełek (wykonujący na prośbę prezesowej napis na kamieniu ku pamięci stryja Wokulskiego) podczas zwiedza­nia ruin opowiada wzruszającą legendę o śpiącej królewnie. Na zakończenie opowieści Wokulski pyta Izabelę: Obudzisz się ty, moja królewno?. Ta daje mu pewne nadzieje, odpowiadając; Nie wiem, może. Przy wyjeździe z Zasławka Wokulski zabiera do Warszawy młodego Węgiełka, który wypisywał napis na kamieniu, gdy spalił mu się warsztat stolarski. Chce dać mu w nowym miejscu pracę. W rozmowie z Ochotkim informuje go o pewnym projekcie naukowym. Nic ponadto nie chce zdradzić.

Pamiętnik starego subiekta. Kolejne trzy rozdziały powieści obej­mują zapiski starego subiekta. Sporo w nich rozważań na tematy poli­tyczne. Interesują go również wydarzenia bieżące. Relacjonuje opinie i sądy krążące po Warszawie o Wokulskim. Mówi się, że jest nieucz­ciwy w interesach, że podobno zamierza sprzedać sklep, że ma za­miar żenić się z panną Łęcką. Dalej dokładnie relacjonuje przebieg procesu o kradzież lalki, jaki wytoczyła baronowa Krzeszowska pani Stawskiej. Proces ten został połączony z innym (przeciwko studen­tom), którego bohaterką jest również baronowa. Scena w sądzie jest kwintesencją Prusowskiego humoru.

Z relacji starego subiekta wynika, że pani Stawska pracowała u ba­ronowej Krzeszowskiej za niewielkie pieniądze przy porządkowaniu bielizny. Baronowa, najprawdopodobniej pod wpływem Maruszewicza, oskarżyła ją o kradzież lalki z pokoju jej zmarłej córeczki. Wszystko wyjaśniło się na korzyść pani Stawskiej. Następnie Rzecki odtwarza kapitalną scenę z oskarżonymi studenta­mi.

Kolejne partie pamiętnika poświęcone są próbom swatania Stawskiej z Wokulskim, jakich podjął się Rzecki. Dużo pisze na temat pomocy, jakiej udzielił Wokulski pani Stawskiej. Stary subiekt od osób trzecich dowiaduje się nieprzyjemnych wieści o planach przyja­ciela. Po rozmowie z Szamanem pragnie ostrzec Stacha przed śmiesznością, jaką wywołuje wchodzenie „na siłę” do salonów.


Wokulski po zastanowieniu nie korzysta z zaproszenia nadesłanego mu w przeddzień balu (było to jawne lekceważenie jego osoby), wieczór spędza w towarzystwie pani Stawskiej. Kiedy Rzeckiemu wydawało się, że osiągnął cel, dojrzał Stacha spacerującego pod oknami pałacu księcia, gdzie w tym czasie przebywała panna Izabela.

Damy i kobiety. Narrator prezentuje tu świat Izabeli Łęckiej z jej punktu widzenia i konfrontuje go z przeżyciami Wokulskiego. Jest ona zdecydowana wyjść za mąż za Wokulskiego (pod wpływem nacisku środowiska), jednak nie rezygnuje ze swoich upodobań do flirtu, do bycia lalką salonową. Wokulski coraz intensywniej przeżywa wątpliwości co do trafności ulokowania uczuć.

W jaki sposób zaczynają się otwierać oczy. Podczas burzliwej roz­mowy Szumana z Rzeckim na temat ich wspólnego przyjaciela Wokulskiego obaj rozmówcy dochodzą do wniosku, że jego życie zmierza ku katastrofie.

W czasie Wielkiego Postu do Warszawy przyjeżdża słynny skrzypek Molinari. Panna Izabela pragnie zawrzeć z nim znajomość. Prosi Wokulskiego o pomoc. Sugeruje, by ten spróbował namówić włoskiego muzyka na koncert dobroczynny. I tę prośbę Wokulski spełnia, mimo że czuje niezręczność całej sytuacji. Dostrzega przy tym zachwyt ubóstwianej panny podrzędnym skrzypkiem i uwodzi­cielem kobiet. Robi to na nim przygnębiające wrażenie. Zaczynają mu się otwierać oczy na prawdę o Izabeli.

Pogodzeni małżonkowie. W tym rozdziale narrator swoją uwagę kieruje na Krzeszowskich. Zadłużony baron powraca do domu. Wychodzi również na jaw, że Maruszewicz przy pośredniczeniu kupna klaczy zawłaszczył dwieście rubli i sfałszował podpis barona. Wszystko to jednak, niewiele obchodzi Stanisława Wokulskiego, który po przyjęciu oświadczyn gotów jest umrzeć u nóg panny. W przypływie wspaniałomyślności drze sfałszowany weksel. Środowisko odbiera to jednak przede wszystkim jako wyraz jego bezsilności.

Tempus fugit, aeternitas manet. (łac. - Czas ucieka, wieczność pozostaje). Przyjęcie oświadczyn spowodowało u Wokulskiego dziwną rzewność i współczucie. Odczuł niepokonaną potrzebę ro­bienia dobra innym. W tym czasie wykonał kilka gestów dobroczynnych, m.in. przeznaczył Lisieckiemu i Kleinowi - swoim byłym subiektom - po cztery tysiące rubli tytułem wynagrodzenia szkód, jakie wyrządził im sprzedając sklep Szlangbaumowi. Przeznaczył również około dwunastu tysięcy rubli na gratyfikacje dla inkasentów, woźnych, parobków i furmanów. Ponadto Węgiełkowi sprawił wese­le, dodał w prezencie kilkaset rubli, trzymał do chrztu urodzoną w tym czasie jego córkę, zatroszczył się o przyszłość pani Stawskiej. Pod wpływem tego odurzającego przywiązania nie wziął nawet udziału w pogrzebie prezesowej Zasławskiej.

W tym czasie zachorowała siostra pana Tomasza, Hortensja. Do Krakowa, w odwiedziny do chorej, wybiera się Łęcki z córką (liczy na zapis dla niej). Prosi o towarzystwo Wokulskiego. Ten skwapliwie korzysta z propozycji. W podróży bierze udział również Kazio Starski (jedzie przez Kraków do Wiednia). W przedziale Wokulski jest świadkiem sceny miłosnej między Starskim a Izabelą. Toczą oni przy tym dwuznaczną rozmowę w języku angielskim, nie podejrzewając, że Wokulski wyuczył się tego języka u rodowitego Anglika, Collinsa. Z rozmowy dowiaduje się o zgubieniu przez pannę Izabelę i wspól­nym poszukiwaniu metalu otrzymanego od niego (ten dar ofiarowany Izabeli miał wartość symboliczną - w imię miłości Stach wyrzekał się sławy). Świadomość doznanej zdrady stanowi dla niego szok. Na najbliższej stacji prosi konduktora, by przekazał mu fikcyjny telegram wzywający go do powrotu. Przy okazji oświadcza Łęckiemu, że woli powracać na lokomotywie, niż czekać parę godzin na pociąg do Warszawy. Izabela ze zdumieniem dowiaduje się, że nie jest mu obcy język angielski i że ma dość ich towarzystwa. W tym gniewie wyda­je się Izabeli... interesującym. Po opuszczeniu pociągu usiłuje popełnić samobójstwo. Ratuje go Wysocki, brat owego furmana, któremu niegdyś pomógł. To właśnie na jego prośbę został ów kole­jarz przeniesiony z Częstochowy do Skierniewic. Wokulski czuje się psychicznie zdruzgotany.

Pamiętnik starego subiekta. Stary subiekt czuje się nie najlepiej. Narzeka na zdrowie. Boleśnie odczuwa odsunięcie od czynnego życia po sprzedaży sklepu Szlangbaumowi. Na dodatek obserwuje, że Żyd jako właściciel zachowuje się arogancko i pogardliwie wobec podwładnych. Niepokoi go zachowanie Wokulskiego. Od Szumana dowiaduje się, że Stach zerwał z Łęcką. Odsunięty od sklepu postanawia zrealizować swoje marzenie: wyjechać na wieś. Z pociągu jednak wyskakuje już po trzecim dzwonku, uświadamiając sobie, że nie może rozstać się z Warszawą.

Dusza w letargu. Tytuł rozdziału w pełni oddaje treść przeżyć Wokulskiego po rozstaniu z Izabelą. Nie jest nawet w stanie odesłać papierów pani Stawskiej informujących o śmierci jej męża Ludwika. Rezygnuje także z prowadzenia spółki do handlu z Cesarstwem. Odwiedza go Węgiełek. Od niego dowiaduje się historii o rozejściu się barona Dalskiego z żoną. Listy, odwiedziny, rozmowy nie są w stanie wyrwać go z depresji. Wąsowska podejmuje nawet nieudaną próbę pogodzenia go z Izabelą. W rozmowie z Rzeckim, podczas której stary subiekt namawia go do ożenku z panią Stawską, Wokulski obwieszcza zamiar wyjazdu do Moskwy w interesach. W kilka dni po tej rozmowie wyjeżdża w nieznanym kierunku, sprzedawszy uprzed­nio cały swój dobytek Szlangbaumowi.

Pamiętnik starego subiekta. Zapiski starego subiekta są migawkowe, urywane, sprawiają wrażenie, jakby je pisał człowiek schorowany. Trochę w nich o polityce, trochę o sklepie, o Stachu. Widoczny jest stan przygnębienia autora (Rzeckiego).

Potwierdzeniem tego stanu jest ostatni rozdział nie opatrzony tytułem, lecz jedynie znakiem zapytania. Jest to relacja narratora w trzeciej osobie. Wynika z niej, że Rzecki czuje się coraz gorzej. Odwiedzają go znajomi, a także Ochocki. Dowiaduje się od nich o Wokulskim i Izabeli. Według relacji Ochockiego panna Izabela, zapewne z tęsknoty za Wokulskim, w towarzystwie jakiegoś inżyniera odwiedzała często Zasławek. Zdecydowanie odmówiła ręki marszałkowi, co przyprawiło Łęckiego o apopleksję zakończoną śmiercią. Szokiem dla Rzeckiego była wiadomość od Szumana, że niegdyś pod Skierniewicami Wokulski usiłował popełnić samobójst­wo. Ogromne wzburzenie wywołało w nim również odkrycie, że jeden z subiektów śledził go na polecenie Szlangbauma. Wkrótce po tym zdarzeniu zasłabł. Posłano po doktora Szumana. Doktor w tym czasie rozmawiał z Ochotkim, od którego dowiedział się, że panna Izabela zdecydowała się pójść do klasztoru. Po przyjściu do mieszka­nia Rzeckiego, zastał go martwego.

Zakończenie, jak wiadomo, narrator opatrzył znakiem zapytania. Dotyczy on losów Wokulskiego. W liście Węgiełka, którego adresatem był Wokulski, odczytywanym przez Rzeckiego, znalazła się informacja o kimś, kto wysadził ruiny zamku i prawdopodobnie sam zginął pod gruzami (wcześniej widziano Wokulskiego, jak kupował dynamit w Dąbrowie). Ostatecznie jednak nad losem Wokulskiego stawia się znak zapytania: może podróżował, może wrócił do Geista. Faktem jest, że przegrał przywalony resztkami feu­dalizmu.

Znamienna jest ostatnia scena powieści, w której Szuman po śmier­ci Rzeckiego, powiadomiony przez Ochockiego o decyzji wyjazdu, z goryczą pyta: Kto tu w końcu zostanie?. W odpowiedzi słyszy jednogłośnie brzmiącą odpowiedź Maruszewicza i Szlangbauma: My, a więc żydowski geszefciarz i polski malwersant, słowem: miernoty.


32: LALKA 16 (16)



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
9015
9015
9015
9015
9015
9015
9015
perle4u Anhanger Emilia 9015
41 С 9015Б хар
40 С 9015Б коор
15 С 9015А коор
51 С 9015А Вл хар

więcej podobnych podstron