W dzieciństwie czas nie leciał mi tak szybko. A rok nie składał się li tylko z czterech pór. Był czas siarczystych mrozów i zimy ciepłej, kiedy padał drobniutki śnieżek malując policzki. Później był czas, kiedy zbierało się lodowe sople i dopatrywało w nich mikroskopijnych światów i kształtów albo oblizywało się je, mimo tego, że tyle razy mama mówiła, że nie wolno. I była też pora, gdy śnieg topniał, leśne strumyki budziły się do życia, wzbierały wodą, na rzece powoli pękał lód, pod śniegiem pojawiały się pierwsze główki przebiśniegów. Wreszcie Pani Wiosna nadchodziła z całym swoim "inwentarzem", a w powietrzu unosił się zapach kwitnących jabłonek. Wtedy też w pocie czoła zaczynały pracować pszczoły, trzmiele i motyle. Co to był za piękny czas, kiedy łąki ubierały się w złoto i żółcie mniszków, rzepaku i podbiału... Na niebie podziwiać można było pierwsze, wesołe tańce jaskółek, kiedy z mniszków ulatywały już dmuchawce. A gałęzie bzu uginały się od ciemnofioletowych kwiatów.
Był też czas, kiedy ziemia była gorąca, powietrze nad łanami żyta falowało w upalnym tańcu, a łąki parowały odurzającym zapachem ziół. Nocami można było posłuchać niekończącego się koncertu cykad. Czasem falowało się wraz z młodymi brzózkami na wietrze by ulżyć sobie w upale. A czasem to z nieba nadchodziło solidne orzeźwienie z grzmotami i piorunami w tle. Później była błoga cisza, chwilami przerywana śpiewem zadowolonych kosów... i ten zapach czystego powierza po burzy. Dni upływały na taplaniu się w rzece i pleceniu wianków. Aż do czasu, gdy drzewa zaczęły przybierać dumne czerwienie, brązy i złota. Wtedy chodziło się na wyprawy po kasztany, żołędzie i kolorowe liście, które wkładało się później między kartki ukochanych książek.
Deszcz padał coraz częściej i coraz dłużej. W lesie dało się posłyszeć porykiwania jeleni i nawoływania ptaków szykujących się do podróży. Zwierzęta zbierały zapasy, a my, wtedy jeszcze ochoczo -wiedzę w szkole. Pierwszy śnieg był wielkim świętem, przecież tak dawno go już nie było...
Natura zatacza krąg, a my jesteśmy tego uczestnikami, nie tylko biernymi obserwatorami stojącymi z boku. Każdy czas, każda faza księżyca, każda pora mówi nam co innego. Czego innego możemy się z niej uczyć i w innym rytmie żyć, tworzyć, tańczyć, wyć, śpiewać..
Teraz, choć bardzo staram się wciąż patrzeć na świat oczami tego dziecka ( które kiedyś poczuło, że będzie wiedzącą) ciężko mi. Niestety moje obecne zajęcia i styl życia bardzo mi to utrudniają. A zwłaszcza mieszkanie w wielkim mieście. Nawet nie zdążyłam się obejrzeć, kiedy bzy zaczęły kwitnąć, jaskółki latać za oknami, a dmuchawce szybować do nieba... A może pozwoliłam by zagłuszył mi to ryk samochodów, kosiarek i przelatujących samolotów? W końcu udało mi się przebić przez ten hałas i znaleźć to, co trzeba.
Nostalgicznie i refleksyjnie, ale taki to czas dla wiedźmy, gdy blisko już do pełni. By już o pełni księżyca powziąć postanowienia, tchnąć życie w noszone idee i marzenia -już w nowym cyklu. Pełnia w tym pomaga. To czas kiedy budzi się w nas -kobietach, wielki potencjał, siła, witalność. Trzeba tylko umiejętnie z tego korzystać.
Pozdrawiam i każdemu życzę umiejętności patrzenia na świat oczami dziecka, (bo dzieci widzą czasami dużo więcej) by przywitać pełnię świadomie, w sobie.