grzech, Wokół Teologii


Pycha - Ks. Antoni Tatara

Refleksje nad grzechem pychy kończą nasze wielkopostne zamyślenie, które dotyczyło grzechów głównych. Sama zaś pycha, jak czytamy w Piśmie Świętym, jest „obmierzła Panu i ludziom” (por. Syr 10, 7).

Człowiek w pełni dojrzały umysłowo i emocjonalnie umie na siebie spojrzeć jakby z boku. Dzięki owemu dystansowi jest zdolny do dokonania autoanalizy, która pozwala mu na obiektywną ocenę własnego myślenia i zachowania. Potrafi też zdobyć się na samokrytycyzm, przyznając się do popełnionych błędów. W tym tkwi jego wielkość. Wypływa ona bowiem z cechy, o której w dzisiejszych czasach zwykło się zapominać lub którą błędnie się rozumie. Jest nią pokora.

Grzech pychy, według Katechizmu Kościoła Katolickiego, zgodnie z tradycją wywodzącą się od św. Jana Kasjana (zm. ok. 435 r.) i potwierdzoną autorytetem papieskim w osobie św. Grzegorza Wielkiego (zm. w 604 r.), jest wymieniany na pierwszym miejscu w katalogu grzechów głównych (por. KKK 1866). Popularnie pychę definiuje się jako wygórowane mniemanie danego człowieka o sobie samym. Jej zaś synonimami bywają niejednokrotnie m.in.: duma, wyniosłość, zarozumiałość i próżność.

Źródła

Lapidarnie można powiedzieć, że źródłem pychy jest sam człowiek ze swoimi nieokiełznanymi ambicjami dorównania Bogu, a jej duchowym ojcem jest szatan (por. Rdz 3, 1-24; 11, 1-9). Pyszny jest zatem każdy, kto zapomina o swojej dotkniętej niedoskonałością i grzesznością naturze, która potrzebuje ożywiającej obecności Stwórcy. Człowiek pyszny uważa się za stworzenie idealne i absolutnie dobre. W konsekwencji ufa tylko i wyłącznie samemu sobie, widząc w swoich możliwościach i osiągnięciach szczyt wszystkiego, co istnieje. Taki człowiek nie liczy się ze zdaniem innych, nie doceniając ich i traktując z pogardą.
W rezultacie pychę można postrzegać jako pewną ludzką postawę, którą charakteryzuje nadmierna wiara we własną wartość i potencjał. Człowiek pyszny ma nadmiernie wysoką samoocenę oraz mniemanie o sobie, co prowadzi zazwyczaj do wyniosłości połączonej niekiedy z agresją. Pycha niszczy bowiem relacje międzyludzkie i zrywa więzi z Bogiem.
Pismo Święte wiele razy jednoznacznie piętnuje ten wielki grzech, który jest bezpośrednio skierowany przeciwko Panu Bogu (por. np.: Syr 10, 7-13; 1 Kor 4, 6; 8, 1 czy Łk 1, 51). Nauczanie Kościoła dopowiada natomiast, że „nienawiść do Boga rodzi się z pychy. Sprzeciwia się ona miłości Boga, zaprzecza Jego dobroci i usiłuje Mu złorzeczyć jako Temu, który potępia grzech i wymierza kary” (KKK 2094).
Człowiek pyszny nie umie przyjmować darów od innych. Nie umie też prosić. Nie pozwala mu na to jego źle pojmowana duma. On może tylko rozdawać coś innym, by w ten sposób pokazać swoją wyższość nad nimi i swoje miejsce w społecznej hierarchii. Ta jego „łaskawość” pozwala mu poczuć się lepszym, a nawet kimś na podobieństwo Boga.
Można śmiało podsumować, że pycha jawi się jako źródło innych grzechów. Wyobcowuje ona człowieka ze środowiska, alienuje go też od Boga. Jest również fundamentem złego postępowania, ponieważ jest źle pojętą miłością własną. Prowadzi wprost do próżności, wywołując stan zadowolenia z samego siebie i pragnienie ludzkiego docenienia. Innymi słowy - nasze zadufanie osiąga niebotyczne szczyty, a nasz egoizm nie pozwala nam na ukształtowanie obiektywnej wizji otaczającej nas rzeczywistości.

Przejawy

We współczesnym świecie pycha przejawia się w na pozór niewinnie wyglądających aspektach naszej codzienności. Obecnie docenia się ludzi, którzy umieją sobie radzić w życiu. Ci, którzy nie są w stanie za nimi nadążyć, bywają niekiedy spychani na margines życia społecznego. Dotyczy to przede wszystkim ludzi starszych, chorych, biednych i upośledzonych. Bardzo często, niestety, dążenie do osiągnięcia sukcesu staje się celem samym w sobie. Wygórowane zaś ambicje poszczególnych ludzi prowadzą do tzw. wyścigu szczurów. Obserwuje się go nie tylko w wielkich miastach, gdzie ludzie, szczególnie młodzi, walczą wręcz o intratne posady, niszcząc konkurencję wszelkimi możliwymi środkami, lecz również w mniejszych skupiskach ludzkich. Bez wątpienia sprzyja temu medialna propaganda sukcesu, którą bez przerwy epatują nas środki masowego przekazu.
Osiągnięcia naukowo-techniczne i daleko posunięte stechnicyzowanie naszego codziennego życia prowadzi do błędnego wniosku o samowystarczalności człowieka. Stąd też rodzi się pokusa decydowania o początku i końcu naszego życia (np.: aborcja czy eutanazja). Homo sapiens chce się stać absolutnym panem nie tylko samego siebie, lecz całego kosmosu. Technologiczne osiągnięcia wbijają człowieka w pychę, prowadząc go na manowce m.in. inżynierii genetycznej, której wytworem mogą stać się ludzkie hybrydy.
Wracając jednak do bardziej zauważalnych przejawów pychy, warto pokusę górowania nad innymi zobrazować choćby przykładem masowego powstawania tzw. strzeżonych osiedli. Wyrastają one jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Ich mieszkańcy zaś są niekiedy przesadnie zazdrośni o swój społeczny status, manifestując swoją odrębność przez dziesiątki kamer monitorujących ich domy lub wysokie mury odgradzające od tzw. przeciętności. Oczywiście, niekoniecznie mieszkających tam ludzi cechuje jaskrawy egoizm bądź egocentryzm. W każdym razie izolowanie się sprzyja ugruntowaniu postaw, które mają swoje źródło w pysze.

Pochodne

Powszechnie zauważalną pochodną pychy jest próżność (bardzo często traktowane są one synonimicznie). Warto przywołać w tym miejscu końcową scenę z filmu „Adwokat diabła” z Alem Pacino w roli głównej, gdzie szatan wypowiada pamiętną kwestię: „Vanity is my favourite sin” (Próżność jest moim ulubionym grzechem). Nic dodać, nic ująć. Człowiek próżny wydaje się nie tylko pusty, lecz także coraz bardziej oddalony od rzeczywistości i znajdujący się w szponach zła. Z tą problematyką wiążą się też trendy obowiązujące w modzie na dany sezon. Nie bez kozery pokazy mody bywają nazywane targowiskami próżności. Wielu ludzi wstydzi się pokazywać publicznie w niemodnych rzeczach.
Od próżności już bardzo łatwo przejść do narcyzmu. Egocentryk popadający w narcyzm zakochuje się w sobie. Jest święcie przekonany, że na całym świecie nie ma nikogo, kto byłby tak piękny i wspaniały jak on. Często owej „miłości” towarzyszy autoerotyzm.
Pycha przeradza się też w snobizm. Tę niezdrową postawę prezentują osoby, które za wszelką cenę chcą innym zaimponować swoją wiedzą na jakiś wybrany temat. Zwykle mają o nim mgliste pojęcie, ale - chcąc być na „topie” i „cool” - na każdym kroku objawiają swoją głupotę. Snoby nie zauważają nawet, że się ośmieszają, ponieważ nie pozwala im na to ich źle pojmowana miłość własna i dobre zdanie na swój temat. Z myślą o nich powstają też specjalne sklepy. Snoby bowiem przywiązują się do konkretnego znaku firmowego bądź marki.
Z tą tematyką wiąże się przesadna dbałość o swój image, czyli wizerunek. Nie chodzi tu tylko o modny ubiór, ale przede wszystkim o pokazywanie się tylko i wyłącznie z konkretnymi ludźmi (np. z postaciami życia publicznego). Z tym związana jest też sprawa bywania w odpowiednich miejscach (np. takich, a nie innych lokalach). Ponadto człowiek zatroskany o swój wizerunek bardzo często zatraca poczucie rzeczywistości, gdyż jego życie staje się jednym wielkim teatralnym przedstawieniem, gdzie właśnie on gra rolę swojego życia.

Pokora lekarstwem na pychę

Człowiek w pełni dojrzały umysłowo i emocjonalnie umie na siebie spojrzeć jakby z boku. Dzięki owemu dystansowi jest zdolny do dokonania autoanalizy, która pozwala mu na obiektywną ocenę własnego myślenia i zachowania. Potrafi też zdobyć się na samokrytycyzm, przyznając się do popełnionych błędów. W tym tkwi jego wielkość. Wypływa ona bowiem z cechy, o której w dzisiejszych czasach zwykło się zapominać lub którą błędnie się rozumie. Jest nią pokora. Można ją zdefiniować jako umiejętność patrzenia na siebie w prawdzie. Prawda ta odnosi się zarówno do porządku naturalnego, jak i rzeczywistości objawionych przez osobowego Boga, w którego wierzymy. Człowiek wierzący, mając świadomość przemijalności i ulotności swojej egzystencji, może spokojnie spoglądać w przyszłość, ponieważ czeka na niego - nie tylko na końcu tego życia - osobowa Miłość.
Ona właśnie objawiła się światu w słowach i czynach Jezusa z Nazaretu. On zaś poprzez swoją ziemską misję zakończoną chwalebnym powrotem do Niebiańskiego Ojca przetarł nam szlak do wieczności, w której będziemy oglądać Boga takim, jakim rzeczywiście jest (por. 1 Kor 13, 12).
Chrześcijanin wie, że tam, gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na miejscu właściwym. Dlatego też chce w pokorze przeżywać życie, pamiętając o słowach Apostoła Narodów: „…niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego. Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał?” (1 Kor 4, 6nn.) - które mogą stać się mottem egzystencji każdego z nas.

Chciwość - Konrad Kluczniak

Często słyszymy i wypowiadamy słowa: „muszę to mieć”, „muszę to kupić”. Za nimi zazwyczaj ukrywa się grzeszne pragnienie, którym jest chciwość.

Czym jest chciwość i co zrobić, aby jej nie ulec albo jej się wyzbyć? Przeglądając podręczniki chrześcijańskiej moralności, natrafiamy na definicję chciwości. Jest nią: „nieuporządkowana chęć posiadania posiadłości lub bogactw”. Z niej zaś wypływają inne grzechy: zatwardziałość serca, niepokój i nieuporządkowana troska w odniesieniu do dóbr ziemskich, przemoc w zdobywaniu dóbr, kłamstwo oraz podstęp.

Chciwość w Biblii

Czytając Stary Testament, możemy się przekonać, że w sposób jasny i wyraźny potępia on w bardzo wielu tekstach tych, którzy pragną nieustannie coraz większego bogactwa, nie przejmując się przy tym losem innych. To właśnie Bóg staje w obronie ubogich, którzy sami nie mogą się obronić. Czyni to przede wszystkim za pośrednictwem proroków, którzy w mocnych słowach wzywają chciwców do zmiany dotychczasowego stylu życia.
Nowy Testament rozwija i podejmuje ten temat. Sam Jezus z Nazaretu mówi przecież: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia” (Łk 12, 15). Następnie Jezus opowiada przypowieść o bogaczu, który woli budować spichlerze niż zatroszczyć się o swe zbawienie.
W Pierwszym Liście do Tymoteusza czytamy zaś: „...korzeniem wszelkiego zła jest chciwość...” (6, 10). Autor Listu poprzedza te słowa obrazem, że chciwi w pogoni za zyskiem wpadają w rozmaite nierozumne pożądania i w konsekwencji odchodzą od Boga, prowokując własne cierpienia.

Tradycja i współczesność

Tradycja Kościoła bardzo mocno uwrażliwia na ten grzech. Jako lekarstwo podaje szczególnie cenny ślub zakonnego ubóstwa, który pomaga w oddaleniu od siebie zbytnich trosk. Tkwiąc w tym przeświadczeniu, mnich Ewagriusz z Pontu († 399 r.) zauważył, że pierwszymi demonami, które występują do walki przeciw ascetom, są demony obżarstwa, chciwości i pychy. We wskazówkach napisanych do mnichów stwierdza, że najpierw należy wyzbyć się pragnienia pieniędzy, ponieważ jedynie ubóstwo pozwala czynić wszystko w sposób wolny.
Nie tylko chrześcijaństwo uznawało chciwość za poważny występek. Prawdziwa mądrość polega bowiem na odczytywaniu w naturze ludzkiej szlachetnych dążeń i ich popieraniu. Dlatego pogański myśliciel Cyceron († 43 przed Chr.) napisał, że „nie ma gorszej wady od chciwości”. W podobny sposób wypowiadali się wielcy ludzie starożytności grecko-rzymskiej.
Człowiek dzisiejszych czasów wydaje się nieustannie uganiać za takim zajęciem, które pomoże mu pomnożyć posiadany majątek. Niekiedy osiągnięcie owego celu doprowadza do tego, że jest przemęczony i rozdrażniony, budując wokół siebie niezauważalny mur wrogości i niedostępności.
Uśmiechamy się często, widząc takie gonitwy. Mówimy, że nas to nie dotyczy. Chciwość jednak niejedno ma imię. Nie zawsze materialne. Wielu ludzi pożąda doznań duchowych. Każdy chce czuć się szczęśliwie i bezpiecznie, nie mieć żadnych zmartwień. Coraz więcej ludzi więc wędruje do psychoterapeutów, bierze różne lekarstwa, aby móc się sztucznie wyzwolić od trosk.

Nieuleganie chciwości

Wydaje się, że aby nie wpaść w sidła chciwości, należy poprzestawać na małym. Bez wątpienia refleksja nad przemijalnością i marnością tego, co ziemskie, też nam w tym pomoże. Chciwość nie jest pragnieniem posiadania. Chciwość jest nienasyconą chęcią posiadania więcej. Chciwiec, choćby posiadał największe bogactwa, zawsze będzie się uważał za potrzebującego. Jezus Chrystus daje nam receptę na nieuleganie pokusie chciwości („Nie martwcie się zatem…” - por. np. Mt 6,31nn.), wzywając nas do gromadzenia sobie skarbów po tamtej stronie życia („Gromadźcie sobie skarby w niebie...” - por. np. Mt 6, 20nn.).
Warto w Wielkim Poście przemyśleć, ile w nas jest pogoni za tym, co tak ulotne i niestałe. Warto zapytać, gdzie tak naprawdę szukamy szczęścia. Poprzestawanie na małym niech nam wystarczy. O tym mówił też Seneka Młodszy († 65 r.): „Wiedzcie, że równie dobrze chroni człowieka strzecha, jak i złocony dach. Miejcie w pogardzie wszystko, co niepotrzebny trud czynią ozdobą i upiększeniem. Zważcie, że nic oprócz ducha nie jest godne podziwu i że wobec jego wielkości nic nie jest wielkie”.

Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu - Ks. Antoni Tatara

Jezus z Nazaretu naucza: „Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota” (Mk 7, 21n, por. Mt 15, 19 oraz Ga 5, 19n). Można powiedzieć, że jest to katalog fundamentalnych grzechów, które w chrześcijaństwie przybierały różne nazwy, zmieniając swoją kolejność i znaczenie. Obecnie w teologii katolickiej noszą one miano grzechów głównych. Jest ich siedem: pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew i lenistwo. W Wielkim Poście na łamach naszego tygodnika chcemy dokonać egzystencjalnej refleksji i swoistego rachunku sumienia, aby lepiej przeżyć ten szczególny okres przygotowania do Paschy Pana. Rozpoczynamy od zamyślenia nad jednym z grzechów głównych, jakim jest obżarstwo, gdyż w wyjątkowy sposób kontrastuje ono właśnie z postem.

Każdy żywy organizm musi się odżywiać. Zasadniczo przyswaja tyle pokarmu, ile potrzebuje. Człowiek jest jednak jedynym stworzeniem, które potrafi się nieracjonalnie objadać.

Zaspokojenie potrzeby jedzenia i picia jest życiową koniecznością. Służy w naturalny sposób podtrzymaniu naszych funkcji organicznych. Od zarania dziejów jest też okazją do zbliżania się ludzi do siebie. Stół bowiem jednoczy ludzi, dostarczając im nie tylko pokarmu, lecz przede wszystkim stwarzając jedyną w swoim rodzaju przestrzeń, gdzie możemy się ze sobą spotkać oraz dogłębniej poznać.
Doceniał to Jezus z Galilei, którego redaktorzy ewangelicznych tekstów bardzo często przedstawiają podczas spożywania posiłków. W trakcie tej czynności ustanawia też Eucharystię, która jest dla ludzi wierzących posiłkiem duchowym.

Kult konsumpcji i ortoreksja

Wydaje się, że w obecnych czasach sprawy związane z jedzeniem i piciem stają się pierwszoplanowym zagadnieniem ludzkiego życia. Koncerny, które zajmują się produkowaniem żywności na masową skalę, za pomocą kampanii reklamowych epatują człowieka - poczynając od jego dzieciństwa - iluzją szczęścia wypływającego z zaspokojenia potrzeby jedzenia.
Sztuczne zatem potęgowanie tego elementarnego pragnienia i form jego zaspokojenia powoduje praktycznie rujnowanie zdrowia całych społeczeństw. Problem ten dotyczy w szczególnym stopniu państw szeroko rozumianego Zachodu (przede wszystkim USA), gdzie skutkiem obżarstwa jest po prostu powszechnie zauważalna otyłość nawet u małych dzieci. Kwestia nadwagi wypływa również m.in. z zaspokajania uczucia głodu w tzw. barach szybkiej obsługi (fast foody) niezdrową, bo naszpikowaną związkami chemicznymi, żywnością, która niekiedy dosłownie nie nadaje się... do jedzenia. Człowiek zaś po prostu zapycha się nią. Być może właśnie dlatego można zaobserwować modną tendencję do spożywania tzw. zdrowej żywności, którą wytwarza się w gospodarstwach stosujących naturalne metody produkcji. Można też zauważyć przechodzenie wielu ludzi na wegetarianizm.
Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu prowadzi niejednokrotnie do wielu chorób mających swoje źródło w ludzkiej psychice. Wśród nich swoje żniwo zbiera anoreksja, bulimia czy też alkoholizm. Ten ostatni często wiąże się wręcz z fizycznym bólem. Coraz częściej mówi się o nowej chorobie o podłożu psychicznym, która łączy się z jedzeniem.
Jest nią ortoreksja. Polega na swoistym kulcie jedzenia. Przejawia się obsesją na punkcie kulinarnej czystości i zdrowego żywienia. Początkowo dany człowiek rezygnuje z konkretnych potraw. Potem je tylko określone rodzaje pożywienia. Upraszczając, ortorektyk w końcu sam produkuje i przyrządza sobie żywność, aby za wszelką cenę zachować nienaganne zdrowie i przedłużyć swoje życie.
Przyczyna ortoreksji leży w nieuzasadnionej racjonalnie dbałości o zdrowie. Zapadają na nią ludzie skoncentrowani na sobie i za wszelką cenę dążący do doskonałości.

Cnota umiaru i kultura jedzenia

Nadmierne jedzenie i picie z pewnością nam szkodzi. Dlatego też trzeba nam umieć powiedzieć sobie głośno i wyraźnie: STOP! Praktykowanie zaś cnoty umiaru wydaje się wręcz wymarzoną receptą na nasze żywieniowo-kulinarne zapędy (np. por. Syr 31, 12nn.). Brak umiaru w jedzeniu i piciu prowadzi do utraty radości ze spotkania przy stole, który ma jednoczyć, a nie dzielić.
Nierozerwalnie związane jest z tym zagadnienie szeroko rozumianej kultury jedzenia oraz centralnej roli posiłku w życiu rodzinnym. Stół bowiem jest tą przestrzenią, która jednoczy ludzi. W dzisiejszych czasach, niestety, coraz częściej odchodzi się od wspólnych rodzinnych posiłków. Trzeba by jednak jak najrychlej do nich powrócić. Być może będzie to pierwszy krok do wychowania do kultury jedzenia i picia, aby umiejętnie korzystać z Bożych darów, do których należy przecież pożywienie.
Warto też praktykować modlitwę przed i po posiłku jako chrześcijańskie dziękczynienie za wielki dar chleba. Kiedyś przecież w naszych domach nagminnie całowało się kromkę chleba, gdy ta przypadkowo upadła na ziemię. Innym zaś wyrazem naszego szacunku dla Bożych darów było czynienie znaku krzyża na napoczynanym bochnie chleba. Coraz rzadziej, niestety, spotykamy podobne gesty. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że wielu ludzi (nie tylko młodych) nigdy nie doświadczyło prawdziwego uczucia głodu.

Świadomość potrzeb innych

Okres Wielkiego Postu jest wyjątkowym czasem dla chrześcijanina. Podejmujemy w nim bowiem wiele wyrzeczeń ze względów religijnych. Wśród nich jedno z naczelnych miejsc zajmuje wstrzemięźliwość od pokarmów i napojów. Post o tyle ma sens, o ile jest podejmowany z motywów religijnych i ofiarowany Bogu w konkretnej intencji.
Ponadto w okresie poprzedzającym Wielkanoc, pobudzeni naszą żywą wiarą w Boga, wyrażającą się w konkretnych czynach, których fundamentem jest miłosierna miłość jako „spoiwo doskonałości” chrześcijańskiej (por. Kol 3, 12-17), możemy podejmować wiele inicjatyw zmierzających do zaspokajania potrzeby jedzenia i picia u innych ludzi.
Każdy odpowiedzialny człowiek zdaje sobie bowiem sprawę z ogromu biedy i głodu na świecie. W pierwszym rzędzie warto byłoby zatroszczyć się o tych, którzy żyją nieopodal nas. Potrzebujących nigdy nie brakuje. Właśnie dla nich organizowane są m.in. zbiórki żywności w wielu miejscach. W drugim zaś rzędzie można byłoby zająć się tymi, którzy cierpią niedostatek w tzw. krajach Trzeciego Świata, choćby przez finansowe wsparcie różnego rodzaju misyjnych inicjatyw. Nie możemy też zapominać o modlitwie.

Miłość remedium na grzech

Grzech jest występowaniem przeciwko Bożym prawom i woli naszego Stwórcy. W gruncie rzeczy jest on też godzeniem w samego siebie i drugiego człowieka, prowadząc wręcz do urzeczowienia nas samych i innych. Największym i najważniejszym prawem jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. Miarą owego przykazania jest miłość Jezusa do swoich uczniów, którymi przecież i my jesteśmy. Mamy się bowiem tak miłować, jak On nas umiłował (por. J 15, 12nn.). Bóg sam jest Początkiem i Kresem prawdziwej miłości (por. 1 J 4, 7nn.). Jeśli zaś gdzieś nie ma miłości, to tam tworzy się przestrzeń, w której króluje grzech. Jest on przecież przeciwieństwem miłości. Po prostu jest jej brakiem. Jest brakiem Boga.
Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu jest bez wątpienia jednym z wyrazów braku miłości. Jest zatem grzechem. Trzeba nam pielęgnować w sobie uczucie głodu. Ma nim być postawa duchowego głodu Boga i Jego wszechogarniającej nas miłości, dzięki której istniejemy. Tu nie może być mowy o jakiejkolwiek formie obżarstwa. Człowiek prawdziwie wierzący całe życie dąży bowiem do zaspokojenia owej wewnętrznej potrzeby. Stanie się to wtedy, gdy połączymy się na zawsze z uwielbionym Panem, który pokonał grzech, obdarowując nas wiecznością w misterium swojego zmartwychwstania. On już teraz zaprasza nas na niekończącą się ucztę w swoim królestwie, gdzie - jak głęboko w to wierzymy - nasycimy się pełnią Jego darów, a szczególnie pełnią Jego miłości.

Zazdrość - Piotr Sosnecki

W Pierwszym Liście do Koryntian św. Paweł w „Hymnie o miłości” pisze: „…Miłość nie zazdrości…” (1 Kor 13, 4). Zazdrość jest zatem ciężkim grzechem, bo jest brakiem miłości.

Każdy z nas, choćby raz w życiu, doświadczył dziwnego uczucia smutku lub sprzeciwu na myśl o cudzym szczęściu czy pomyślności. Podobnie też reagowaliśmy, gdy komuś udało się zdobyć jakieś materialne dobro, które było też przedmiotem naszych niespełnionych pragnień.
Niekiedy zaś drażni nas fakt, że niektórzy są od nas w czymś lepsi, bardziej inteligentni, piękniej wyglądają, odnoszą sukcesy i cieszą się szacunkiem innych. Niejednokrotnie wydaje się nam wtedy, że tacy ludzie stanowią dla nas zagrożenie. Bez wątpienia w takich sytuacjach do naszego umysłu i serca wkrada się zazdrość, którą Biblia przyrównuje do „próchnienia kości” (por. Prz 14, 30). Św. Paweł z Tarsu zaś w cytowanym już Hymnie o miłości właśnie w tej wadzie upatruje główną przyczynę zamykania się człowieka na miłość do bliźniego.

Wielki grzech zazdrości

Cudze szczęście zasmuca nas tylko wtedy, gdy nasza miłość własna jest nieuporządkowana. Tracimy wtedy swoisty „dystans” do samych siebie i do wartości, jakie posiadamy. Często zazdrość wkrada się między osoby równe sobie, które należą do tej samej klasy społecznej bądź wykonują tę samą profesję. Nasza duma bywa zwykle bardziej urażona z powodu zaszczytów i dóbr osiąganych przez ludzi, którzy znajdują się na podobnej pozycji społecznej.
Niemniej bardzo często zdarza się też, że zazdrościmy bogatszym i bardziej wpływowym od nas, ponieważ mogą oni spotykać ważne osoby i być w tych miejscach, do których my nie mamy dostępu, oraz robić to, o czym my na co dzień możemy tylko pomarzyć.
Zazdrość bezpośrednio przeciwstawia się cnocie miłości. Jest zatem grzechem ciężkim. Jego ciężar gatunkowy o tyle się zwiększa, o ile większe i ważniejsze jest dobro, którego się komuś zazdrości. Jeśli zatem zazdrość odnosi się do jakiegoś ważnego dobra, a ktoś całym sobą pragnie, aby zabrakło go drugiemu, bez wątpienia jest ona wyjątkowo wielkim grzechem.
Św. Tomasz z Akwinu za grzech szczególnie ciężki uznaje zazdrość o cudzą świętość, łaskę i miłość Bożą, jaką została obdarowana druga osoba. Wtedy zazdrość jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, gdyż to On jest uwielbiony w swoich dziełach i przeciw Niemu człowiek kieruje wówczas swoją zazdrość.

Pochodne zazdrości

Zazdrość po pewnym czasie może przerodzić się w nienawiść, która z kolei może prowadzić wprost do wyrządzenia zła innej osobie. Z pewnością uczucie zazdrości kierowało też przeciwnikami Jezusa z Nazaretu, na którego rzucano fałszywe oskarżenia (por. np. Łk 11, 15) i planowano Go zabić (por. np. J 11, 53).
Zazdrość może pociągać za sobą różne sposoby poniżania drugiego człowieka. Wśród nich prym wiodą: obmowa, oszczerstwa, obelgi, donosicielstwo, intrygi oraz fizyczna krzywda. Ponadto niekiedy wada ta przeradza się w niezdrowe współzawodnictwo lub rywalizację, którym towarzyszy zwykle zawiść podszyta chorobliwymi ambicjami. W ostatecznym rozrachunku zazdrość może prowadzić do uczucia wielkiego smutku, który zabija wszelką radość życia.
Bardzo często zazdrośnik uważa, że cudze szczęście jest przyczyną jego osobistych nieszczęść. Trwanie w takim przeświadczeniu prowadzi czasem do różnego rodzaju psychicznych zawirowań, szczególnie wtedy, gdy ktoś znajduje radość i satysfakcję w przeciwnościach, jakie spotykają innych.

Wychodzenie z zazdrości

Wydaje się, że pierwszym krokiem, który należy uczynić, aby nie popełniać grzechu zazdrości, jest rozwijanie i praktykowanie na co dzień cnoty pokory. Po prostu trzeba nam nauczyć się stawać przed samym sobą w prawdzie. Tylko bowiem życie w prawdzie czyni nas wolnymi ludźmi (por. J 8, 32).
Człowiek pokorny zna bowiem swoje ograniczenia i słabości. Potrafi także dostrzec i docenić w sobie wszystkie dobre strony swojej osobowości. Cieszy się też z tego, że otaczają go osoby lepsze pod rozmaitymi względami. Nie przeszkadza mu również, że inni osiągnęli o wiele więcej niż on, a nawet jest z tego zadowolony.
Drugim zaś krokiem jest pielęgnowanie w sobie braterskiej miłości. Kiedy bowiem kogoś kochamy, nie zazdrościmy mu, ale cieszymy się z jego szczęścia, bo poniekąd staje się ono także naszym udziałem.
Niech w wielkopostnych zamyśleniach nt. zazdrości towarzyszą nam słowa z Księgi Psalmów: „Panie, moje serce nie jest wyniosłe i oczy moje nie patrzą z góry. Nie gonię za tym, co wielkie albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: zaprowadziłem ład i spokój w mojej duszy” (Ps 131, 1-2).

Gniew - Jan Szymik

W Liście do Efezjan czytamy: „Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce” (4, 26). Czyżby zatem gniew nie był grzechem?

Zacytowane powyżej zdanie wydaje się wskazywać, że uczucie gniewu nie zawsze musi być kojarzone z grzesznym, czyli złym postępowaniem. Niektórzy kościelni teologowie i myśliciele, jak np. św. Tomasz z Akwinu, zaliczali gniew nawet... do cnót. Może to dziwić, biorąc pod uwagę bezapelacyjny fakt, że należy on przecież do kanonu siedmiu grzechów głównych.
Usiłując rozstrzygnąć tę kwestię, najlepiej odwołać się do uniwersalnej podstawy we wszelkich dociekaniach moralnych, którą jest przykazanie miłości. Kierując się nią w naszym działaniu, będziemy zawsze na właściwej drodze. Na pewno nie pobłądzimy.

„Święty gniew”

Według Katechizmu Kościoła Katolickiego (1765), uczucie miłości wywołuje w nas „pragnienie nieobecnego dobra i nadzieję jego uzyskania”. Na co dzień jednak nasze „upodobanie do dobra” jest wystawiane na ciężką próbę. Wystarczy włączyć telewizor, przejrzeć prasę, czasem tylko wyjrzeć przez okno, by spostrzec, jak wiele jest wokół nas przejawów niesprawiedliwości. Co więcej, często ta sytuacja nie jest spowodowana niewystarczającą ilością odpowiednich środków, które mogłyby zapewnić sprawiedliwość, ale zwykłą ludzką bezmyślnością lub brakiem dobrej woli.
Dojrzały emocjonalnie człowiek nie może przecież przejść obojętnie obok ludzi, którzy doznają krzywdy albo ją wyrządzają. Jeśli zaś doświadczają jej szczególnie dzieci, osoby chore czy bezbronne, rodzi się w nas smutek i poczucie sprzeciwu. Odczuwamy zatem „święty gniew”. Święty, bo wywołany przez naruszenie porządku miłości, który ustanowił Bóg. Można zatem podsumować, że czasem gniew wynika wprost z miłości.
Przykład „świętego gniewu” daje nam sam Jezus z Nazaretu, kiedy gwałtownie i kategorycznie sprzeciwia się handlowaniu w świątyni jerozolimskiej (por. Mt 21, 12-17; J 2, 13-22). A zatem, gdy ktoś bezcześci to, co święte, lub gdy dzieje się niesprawiedliwość, „święty sprzeciw” wydaje się po prostu naszym obowiązkiem. W Pierwszej Księdze Samuela odnajdujemy postać Helego, który tego obowiązku nie dopełnił i został surowo ukarany śmiercią swoich synów.

Gniew i ludzka godność

Gniew odczuwamy także wtedy, gdy sami stajemy się ofiarami niesprawiedliwości. Mamy prawo występować w obronie własnej godności i dobrego imienia, czego znów uczy nas Nauczyciel z Galilei, gdy w czasie przesłuchania przed swoją męką i śmiercią mówi: „Jeśli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18, 23).
W podobny sposób można też interpretować werset z Ewangelii według św. Łukasza: „Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi” (6, 29). Nie jest to bowiem wezwanie do bierności. Jednym z możliwych wyjaśnień jest odwołanie się do pewnego starożytnego zwyczaju. Otóż uderzenie w prawy policzek (por. Mt 5, 39, gdzie jest mowa o nadstawianiu właśnie prawego policzka) zadawane jest grzbietową częścią dłoni. Taki cios wymierzano niewolnikowi, czyli komuś niższego stanu. Nadstawienie zaś lewego policzka miało być domaganiem się poszanowania własnej godności. Abstrahując od tego zwyczaju, trzeba z całą mocą podkreślić, że chrześcijanin na zło nie może odpowiadać złem, ale je przezwyciężać czynieniem dobra (por. Rz 12, 21).

Zły gniew

Nauczanie Kościoła katolickiego jednoznacznie precyzuje, że gniew nie powinien być pragnieniem odwetu. My zaś postępujemy źle, gdy pragniemy go, wobec osoby, którą należy ukarać (por. KKK 2302). Gniew nie może kierować się przeciwko osobie, ale przeciw złu (por. Mt 5, 22). Można domagać się dla kogoś kary, ale nie po to, by temu komuś zaszkodzić. Wszelkie sankcje zatem mają zmierzać ku skorygowaniu nieodpowiednich postaw i zachowań. Miłość bowiem wyklucza postulat zemsty.
Jest rzeczą bardzo ważną, aby panować nad intensywnością naszych emocji. Są one olbrzymią siłą. Potrafią wpływać w znaczącym stopniu na nasze zachowanie. Gniew zaś może przerodzić się w nienawiść i agresję, które zmierzają ku totalnej destrukcji. Takim uczuciom dali się ponieść np. apostołowie Jakub i Jan, gdy Samarytanie odmówili Jezusowi i Jego uczniom gościny (por. Łk 9, 51-55). Proponowali Mistrzowi: „Niech ogień spadnie z nieba i pochłonie ich”. Spotkało ich za to srogie upomnienie od Nauczyciela.

Gniew i my sami

Nasze poczucie sprzeciwu może być złe, gdy podyktowane jest „miłością własną”. Czasem pycha sprawia, że nie potrafimy się pogodzić z sukcesem innych. Zamiast cieszyć się - zazdrościmy. Nie doceniamy czyjejś pracy, ale wytykamy błędy. W powodzeniu drugiego dopatrujemy się własnej klęski. Budzi to nasz gniew. Podobnie dzieje się, gdy coś odbywa się w inny sposób, niż sobie to zaplanowaliśmy, gdy ktoś podejmuje decyzje nie po naszej myśli. Przypominamy wtedy biblijnego Jonasza, przedkładającego własną korzyść nad życie mieszkańców Niniwy i zagniewanego o to, że 120 tys. ludzi (por. Jon 4, 11) ocalało, choć on przepowiedział ich zagładę. Warto zatem zastanowić się czasem, czy i nam nie przydałaby się lekcja, jaką Jonasz otrzymał od Boga. Może trzeba, by jakiś „robaczek” zniszczył nasz „krzew rycynusowy”. Wtedy pewnie zrozumiemy, że jest coś ważniejszego niż nasze widzimisię.
Niekiedy gniewamy się, czyli czujemy złość na samych siebie, bo nie spełniamy własnych oczekiwań. Stawiamy sobie wtedy wymagania, którym nie potrafimy podołać. Dążymy do perfekcji. Nasz gniew wywołuje rozbieżność pomiędzy naszymi pragnieniami, a tym, jacy faktycznie jesteśmy. Pewnym przejawem tego typu postawy może być nieumiejętność przyjęcia jakiejkolwiek krytyki. Nasza reakcja nie bywa bowiem wtedy formą refleksji nad własnym postępowaniem, ale przeobraża się w gniew, złość i poirytowanie. Każdy błąd potrafimy sobie wtedy doskonale wytłumaczyć. Winimy wszystkich, ale nigdy siebie.

Oswojenie gniewu

Gniew, podobnie jak większość emocji i uczuć, wydaje się sam w sobie moralnie ambiwalentny. Z psychologicznego punktu widzenia jest naszą emocjonalną reakcją na niepowodzenie lub wzburzenie, które przeobraża się niekiedy w krzyk, chaotyczne gesty, a nawet rękoczyny. Może być jednak z pewnością poskromiony. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą dwóch cech. Są nimi odpowiedzialność i łagodność. Reagowanie gniewem jest często ucieczką od odpowiedzialności, wówczas gdy człowiek jest niezdolny do rozwiązania trudności. Łagodność natomiast charakteryzuje dojrzałą chrześcijańską osobowość (por. Flp 4, 5).
Potrzeba wielkiej roztropności, by uczucie gniewu nie przerodziło się w grzech. Wiele zależy od naszego temperamentu i predyspozycji. Jeśli wiemy, że łatwo popadamy w irytację, powinniśmy więc unikać konfliktowych sytuacji. Seneka już bowiem pisał, że „najlepiej jest natychmiast opanować pierwszą pobudkę do gniewu, zwalczać go w samych jego zarodkach i dokładać starań, aby nie popaść w ogóle w gniew”.
Trzeba nam dobrze poznać siebie. Nie chodzi o jakiś prywatny rodzaj psychoanalizy. Najlepszym sposobem jest codzienna modlitwa i osobisty rachunek sumienia. W jego trakcie możemy pokazać Bogu nasze reakcje, emocje i intencje. Samych siebie zaś poznajemy w perspektywie Jego miłości. Pozwólmy zatem Bogu działać, bo tylko On jest w stanie nas zmienić.

Nieczystość - Ks. Antoni Tatara

Jan Izydor Sztaudynger (1904-70) napisał kiedyś taki aforyzm: „Tam, gdzie rządzą moje żądze, tam, niestety, ja nie rządzę”. Nic dodać, nic ująć. Nieczystość sieje spustoszenie we współczesnym świecie.

Grzech nieczystości bywa najczęściej kojarzony z nieczystością seksualną, choć - zgodnie z nauczaniem Jezusa z Nazaretu - człowieka czyni nieczystym wszystko, co pochodzi z jego serca i wiąże się ze złym postępowaniem (por. np. Mt 15, 19n). Każdy zatem człowiek, który popełnia jakikolwiek grzech, staje się nieczysty przed Bogiem i swoim sumieniem, bezczeszcząc swoją świętość. Nieczystymi są więc m.in. zarówno próżniacy, obżarciuchy i pijacy, chciwcy, oszczercy, jak i złodzieje, zazdrośnicy oraz ludzie wyniośli i pyszni.
Niemniej właśnie nieczystość seksualna jest powszechnie łączona z nieczystością jako taką. Dla zobrazowania jej destrukcyjnego wpływu na człowieka i jego więź ze Stwórcą opowiadano kiedyś taką historię: Szatan ożenił się z Bezbożnością i miał z nią kilka córek, które powydawał za mąż za ludzi z różnych stanów. Pychę wydał za szlachcica. Skąpstwo, za mieszczanina, a Oszustwo - za kupca. Zazdrość zaś dostała się urzędnikowi. Natomiast najbardziej ulubionej córki o imieniu Nieczystość nie wydał za mąż. Nakazał jej tylko uprawiać nierząd ze wszystkimi, aby jak najwięcej ludzi chwycić w swoje sidła.

Skutki „oczyszczania” nieczystości

W czasach współczesnych, jak nigdy przedtem, propagowany jest styl życia, w którym można robić właściwie wszystko. Owa wolność dotyczy przede wszystkim ludzkiej seksualności. Można powiedzieć, że obecnie nawet władze oraz politycy wspierają pewne nienaturalne tendencje związane z tą jakże intymną i jednocześnie piękną sferą naszego życia. Jako przykład może posłużyć fakt, że do holenderskiego parlamentu może niebawem wejść stronnictwo, które jest za legalizacją pedofilii i zoofilii. Burmistrz Amsterdamu zaś zaakceptował udział nastoletnich gejów w paradzie „miłości”. Natomiast niemieckie media donoszą, że pewne rodzeństwo żąda w tym kraju legalizacji kazirodztwa (z tego związku ma czwórkę dzieci).
Popełnianie grzechów związanych z ludzką płciowością wiąże się też z łatwym dostępem do wielości pornograficznych materiałów (m.in. dostępnych w internecie). Niejednokrotnie propagują one różnego rodzaju zboczenia bądź seksualne perwersje, prowadząc do totalnego urzeczowienia ciała drugiego człowieka. Owa instrumentalizacja seksu pozbawia go jego duchowego piękna i z pewnością przyczynia się do zdrad małżeńskich oraz rozpadania się związków.
Współczesny człowiek, szczególnie młody, pragnie mieć wszystko szybko, łatwo i przyjemnie. Odnosi się to też do sfery jego płciowości. W internecie wielką popularnością cieszą się te fora, w których anonimowo można uprawiać tzw. cyberseks. Ponadto wielu ludzi umawia się za jego pośrednictwem na „randki”, kończące się seksem bez zobowiązań w jakimś hotelowym pokoju.
Przykładów można byłoby mnożyć bez liku. Wspomnę tylko jeszcze o jakże powszechnych agencjach towarzyskich, czyli w praktyce - domach publicznych. Z tym zagadnieniem związany bywa też nieraz tzw. handel żywym towarem, o którym co rusz słyszymy w mediach. Ponadto „owocem” grzechu nieczystości bywa aborcja oraz różnego rodzaju choroby przenoszone drogą płciową (np. AIDS).

Porządek miłości

Nieczystość jest grzechem przeciwko ciału i duchowi. Człowiek nieuporządkowany w swoich pragnieniach za wszelką cenę chce zapełnić wewnętrzną pustkę, którą sam w sobie zbudował i pielęgnuje. Taka postawa zabija w człowieku praktycznie wszystkie jego ludzkie uczucia, czyniąc z konkretnej osoby zwykłą rzecz i traktując ją w ten sposób (rzecz zużytą zastępuje się nową).
Apostoł Narodów w Pierwszym Liście do Koryntian pisze takie słowa: „Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie?” (6, 19). Kieruje to przesłanie do chrześcijan, którzy wiedli swoje życie w pogańskim otoczeniu, oddającym się wszelkiego rodzaju praktykom nieczystym związanym z płcią. Podpowiada im, że są święci mocą samego Boga. On zaś jest Miłością (por. choćby 1 J 4,8nn.). Wzorując się na Nim i Jego miłości, możemy uporządkować siebie i swoje pragnienia. Miłość bowiem jest tą siłą, która jest w stanie uporządkować świat.
Pozytywnymi przykładami wprowadzania porządku opartego na miłości są m.in. usilne starania wśród młodych ludzi o zachowanie tzw. czystości przedmałżeńskiej czy też propagowanie i praktykowanie naturalnych metod planowania rodziny.

Lenistwo - Ks. Jacek Molka

Starożytni mędrcy mawiali: „Nihil agendo homines male agere discunt”. Sentencję tę można przetłumaczyć następująco: „Nic nie robiąc, ludzie uczą się czynić źle”. Lenistwo zatem sprowadza człowieka na złą drogę i jest grzechem.

Wielu ludziom wierzącym często wydaje się, że lenistwo niekoniecznie musi być traktowane na równi z takimi grzechami, jak np.: pycha, gniew czy nieczystość. Dzisiejszy człowiek uważa niekiedy, że jeśli nic nie ukradł, nikogo nie zabił, a w jego sercu nie ma zazdrości, wówczas może mieć spokojne sumienie. Chrześcijańska moralność postrzega jednak człowieka w o wiele szerszej perspektywie, w której lenistwo zarówno duchowe, jak i fizyczne ogałaca go z istoty jego człowieczeństwa. Jest nią bowiem nieustanne odpowiadanie człowieka na Bożą miłość.

Lenistwo chorobą współczesności

Lenistwo można najkrócej zdefiniować jako chroniczne unikanie jakiegokolwiek wysiłku w każdym aspekcie ludzkiej egzystencji. Niektórzy lapidarnie sprowadzają je do braku działania, czyli bezczynności. Oczywiście, bardzo rzadko bywa tak, że ktoś rzeczywiście nic nie robi. Jeśli tak jest, wtedy bez wątpienia mamy do czynienia z chorobliwą patologią, którą należy jak najszybciej leczyć. Zwykle lenistwo ogranicza się do jakiejś części naszego życia.
Niewątpliwie obecny postęp technologiczny sprzyja oddawaniu się lenistwu. Postawa zaś „dolce far niente”, czyli „słodkiej bezczynności”, staje się we współczesnych konsumpcyjnych społeczeństwach państw zachodnich czymś tak nagminnym, że w praktyce leniuchowanie zaczyna funkcjonować jako społeczna norma.
Lenistwo jest powszechnie akceptowane wśród młodych ludzi, którzy właściwie już nie widzą w nim nic złego. Jako przykład niech posłuży jedna z klas ponadgimnazjalnych o profilu humanistycznym, którą katechizuję, gdzie żadnemu z licealistów nie chciało się przeczytać „Potopu” (lektura obowiązkowa w pierwszej klasie liceum), ponieważ - ich zdaniem - jest nudny i długi. Woleli przejrzeć jego powszechnie dostępne streszczenia w internecie bądź w formie popularnych tzw. bryków. Filmową zaś jego adaptację widziało zaledwie kilku uczniów z prawie trzydziestoosobowej klasy.

Nauczanie Kościoła

Lenistwo jest piętnowane zarówno przez Stary, jak i Nowy Testament. Jeśli idzie o ten pierwszy, to szczególnie tzw. księgi mądrościowe nie wyrażają się o nim pochlebnie. Wystarczy wziąć do ręki choćby Księgę Przysłów czy Księgę Mądrości Syracha, by przekonać się, że lenistwo jest ciężkim grzechem przeciwko Bogu, samemu sobie i bliźniemu. Nowy Testament też ukazuje tę postawę w negatywnym świetle (por. np.: Tt 1, 12 czy 2 Tes 3, 10nn).
Katechizm Kościoła Katolickiego zaś umieszcza lenistwo pośród takich przywar, jak: obojętność, niewdzięczność, oziębłość i znużenie. Każda z tych cech jest grzechem przeciwko Bożej miłości. „Obojętność zaniedbuje lub odrzuca miłość Bożą; nie uznaje jej inicjatywy i neguje jej moc. Niewdzięczność pomija lub odrzuca uznanie miłości Bożej, jak również odwzajemnienie się miłością na miłość. Oziębłość jest zwlekaniem lub niedbałością w odwzajemnieniu się za miłość Bożą; może zakładać odmowę poddania się poruszeniu miłości. Znużenie lub lenistwo duchowe posuwa się do odrzucenia radości pochodzącej od Boga i do odrazy wobec dobra Bożego...” (KKK 2094).

Skutki lenistwa

Psycholodzy są generalnie zgodni co do tego, że codzienne oddawanie się lenistwu prowadzi w prosty sposób do apatii, czyli stanu zupełnego zobojętnienia na to, co się wokół nas dzieje. Dodatkowo człowieka leniwego mogą ogarniać fale przypływów i odpływów niczym nieuzasadnionego smutku.
Obojętność zaś kończy się zazwyczaj stanem znudzenia. Nuda poparta brakiem zainteresowania czymkolwiek jest pierwszym krokiem, aby popaść w depresję. Ta ostatnia zbiera swoje żniwo praktycznie na całym świecie. Wiele się o niej mówi i pisze, gdyż dla człowieka, który zapada na tę chorobę, wszystko przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie i sens. Lenistwo zatem może być jedną z przyczyn tego powszechnie odczuwalnego zjawiska.
Ponadto grzech lenistwa prowadzi do postawy bierności wobec wydarzeń i sytuacji, w których trzeba byłoby w normalnych okolicznościach opowiedzieć się po czyjejś stronie. W ten sposób zwalnia ono od odpowiedzialności nie tylko za innych, lecz również za samego siebie. Bardzo łatwo zatem stać się za jego przyczyną człowiekiem, o którym mówi się, że nie ma serca.
Jeszcze innym skutkiem lenistwa jest życiowe wygodnictwo. Łączy się ono zwykle z postawą życzeniowo-roszczeniową, jaką często prezentują ludzie młodzi. Wydaje się im bowiem, że wszystko się im należy. Sami zaś nie wykazują żadnej inicjatywy, aby spróbować coś w życiu osiągnąć, wkładając w to swój wysiłek.

Dynamika miłości

Chrześcijanin, który na co dzień żyje Dobrą Nowiną o kochającym Bogu, nie może poddawać się lenistwu, gdyż ono w praktyce, krok po kroku, niszczy jego więź zarówno ze Stwórcą, jak i z innymi ludźmi. Dlatego też, dokonując rachunku sumienia (w czasie każdej Mszy św. w akcie pokuty wymawiamy przecież słowa: „zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i ZANIEDBANIEM…”), otwiera się na dobro i miłość, którymi Bóg go obdarowuje.
To dynamiczne odniesienie do Boga przenosi się potem na codzienność, w której nie ma miejsca na miernotę, marazm i lenistwo. Człowiek wierzący wie bowiem, że jest tylko przechodniem i pielgrzymem na tej ziemi. Wie też, że ma jedyne i niepowtarzalne życie, którego nie warto zmarnować na nicnierobieniu. Wie również, że warto je dobrze przeżyć w perspektywie Bożej miłości, z której wypływa chrześcijańska radość życia.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Misja Żywego Różańca, Wokół Teologii
Instrukcja o sporządzaniu przez kapłana testamentu i o jego wykonaniu, Wokół Teologii
Antequam causam reductionis, Wokół Teologii
LG 18 NIEDZIELA ZWYKLA, Wokół Teologii
Konkordat, Wokół Teologii
CELIBAT WIELKA MIŁOŚĆ CZY WIELKI CIĘŻAR, Wokół Teologii
Bądźmy świadkami miłości, Wokół Teologii
Święty, Wokół Teologii
Wyznanie wiary i Przysiega wierności, Wokół Teologii
86 kazań opartych na symbolach, Wokół Teologii
Śluby w okresie niewoli i u początku wolności, Wokół Teologii
DEKLARACJA O DOPUSZCZENIU KOBIET DO KAPŁAŃSTAWA URZĘDOWEGO, Wokół Teologii
wiazanie krawatu, Wokół Teologii
kalendariumJPII, Wokół Teologii
Encykliki społeczne papieży, Wokół Teologii
Akt oddania się Matce Bożej, Wokół Teologii
Popularna pieśń wielkanocna, Wokół Teologii
Orędzie na Niedzielę Misyjną 1984 MISYJNA MOC CIERPIENIA, Wokół Teologii
VOX CLAMANTIS IN DESERTO, Wokół Teologii

więcej podobnych podstron