Margaret Mead, Trzy studia. Płeć i charakter w trzech społecznościach pierwotnych. Część 3. Warszawa 1986, PIW, s. 279-288.
STANDARYZACJA TEMPERAMENTU W ZALEŻNOŚCI OD PŁCI
Przebadaliśmy szczegółowo aprobowane osobowości obu płci u trzech ludów pierwotnych. Przekonaliśmy się, że Arapeshowie, mężczyźni i kobiety, reprezentują osobowość, którą my, powodowani naszymi historycznie określonymi uprzedzeniami, nazwalibyśmy macierzyńską w aspektach rodzicielskich i kobiecą w aspektach seksualnych. Stwierdziliśmy, że mężczyzn tak samo jak kobiety uczy się tam umiejętności współdziałania, nieagresywności i otwartości na potrzeby i wymagania innych. Nie zetknęliśmy się z poglądem, jakoby seks był potężną silą napędową ani w przypadku mężczyzn, ani kobiet. W wyraźnej sprzeczności wobec takiej postawy stwierdziliśmy, że u Mundugumorów zarówno mężczyźni, jak kobiety wyrastają na bezwzględne, agresywne, pobudliwe seksualnie jednostki, przy minimalnych macierzyńsko opiekuńczych cechach osobowości. Zarówno mężczyźni, jak kobiety zbliżyli się do typu osobowości spotykanego w naszej kulturze jedynie u niezdyscyplinowanego i bardzo gwałtownego osobnika płci męskiej. Ani Arapeshowie, ani Mundugumorowie nie zyskują na skontrastowaniu płci. Ideałem Arapeshów jest łagodny, odpowiedzialny mężczyzna ożeniony z łagodną, odpowiedzialną kobietą. Ideałem Mundugumorów — gwałtowny, agresywny mężczyzna ożeniony z gwałtowną, agresywną kobietą. W trzecim plemieniu, u Tchambuli, znaleźliśmy prawdziwe odwrócenie związanych z płcią postaw panujących w naszej kulturze, tam bowiem kobieta była dominującym, obiektywnym, rządzącym partnerem, a mężczyzna osobą mniej odpowiedzialną i emocjonalnie zależną. Owe trzy sytuacje zatem sugerują bardzo określony wniosek ostateczny. Jeżeli postawy wypływające z temperamentu przez nas tradycyjnie uważane za kobiece, takie jak bierność, wrażliwość i skłonność do opiekowania się dziećmi, tak łatwo mogą się stać wzorem dla mężczyzn jednego plemienia, a u drugiego nie znaleźć uznania zarówno u większości kobiet, jak i mężczyzn, nie mamy jakichkolwiek podstaw do uważania takich zachowań za uzależnione od płci. I wniosek ten zyskuje jeszcze silniejsze uzasadnienie, jeżeli weźmiemy pod uwagę faktyczne odwrócenie dominacji płci u Tchambuli mimo istnienia formalnych instytucji patriarchalnych.
Zebrany materiał pozwala twierdzić, że liczne, jeżeli nie wszystkie cechy osobowości, jakie nazwaliśmy męskimi i żeńskimi, są równie luźno związane z płcią jak odzież, sposób postępowania czy sposób uczesania przypisywane przez jakieś społeczeństwo danej płci w określonym okresie. Jeżeli weźmiemy pod uwagę zachowanie typowego Arapesha albo Arapeshki w zestawieniu z zachowaniem mężczyzny i kobiety u Mundugumorów, materiał dowodowy przytłaczająco świadczy o wadze uwarunkowań społecznych. W żaden inny sposób nie możemy wytłumaczyć niemal całkowitego uniformizmu, z jakim mali Arapeshowie wyrastają na zadowolonych, biernych osobników, obdarzonych poczuciem bezpieczeństwa, podczas gdy dzieci Mundugumorów równie typowo wyrastają na osobników gwałtownych, agresywnych i pozbawionych tego poczucia. Wykształcenie się tych przeciwstawnych sobie typów możemy przypisać tylko oddziaływaniu całej zintegrowanej kultury na rozwijające się dziecko. Dla wyjaśnienia tego zjawiska nie można powołać się ani na czynnik rasy, ani czynnik odżywiania, ani doboru. Zmuszeni jesteśmy stwierdzić, że natura ludzka jest niemal niewiarygodnie podatna na kształtowanie, reaguje dokładnie i kontrastowo na kontrastowo różne warunki kulturowe. Różnice jednostkowe między członkami innych kultur, jak różnice jednostkowe w łonie jednej kultury, niemal całkowicie trzeba przypisać różnicom uwarunkowań, szczególnie w okresie wczesnego dzieciństwa, a forma tych uwarunkowań jest zdeterminowana kulturowo. Zestandaryzowane różnice osobowościowe między płciami należą do tego porządku, są to twory kultury, do których uczy się naginać każde pokolenie mężczyzn i kobiet. Pozostaje jednak problem pochodzenia owych społecznie zestandaryzowanych różnic.
Skoro podstawowe znaczenie uwarunkowań społecznych nadal nie jest w pełni uznane - nie tylko przez laików, lecz także przez naukowców konkretnie zainteresowanych tymi sprawami - to wyjście poza nie i zastanowienie się nad ewentualnym wpływem odchyleń w wyposażeniu dziedzicznym jest sprawą ryzykowną. Poniższe wywody inaczej odczyta ktoś, kto uznał cały zdumiewający mechanizm uwarunkowań kulturowych, kto rzeczywiście zaakceptował fakt, że to samo dziecko mogłoby wyrosnąć na pełnego uczestnika każdej z trzech omawianych przeze mnie kultur, niż ten, kto nadal wierzy, że to plazma zarodka jednostki przenosi najdrobniejsze szczegóły jej późniejszych zachowań kulturowych. Jeżeli więc się mówi, że po zrozumieniu pełnego znaczenia podatności ludzkiego organizmu na zmiany i wyższego znaczenia uwarunkowań kulturowych pozostają jeszcze inne problemy do rozwiązania, to należy pamiętać, że te problemy pojawiają się po zrozumieniu siły uwarunkowań. Te uwarunkowania, które sprawiają, że dzieci urodzone u Arapeshów wyrastają na osobowości typowe dla Arapeshów, to uwarunkowania wyłącznie społeczne i wszelkie omawianie zachodzących odchyleń od normy musi być rozpatrywane na tle społecznym.
Pomni na to zastrzeżenie musimy postawić następne pytanie. Zakładając plastyczność ludzkiej natury trzeba spytać, skąd się biorą różnice między zestandaryzowanymi osobowościami wyznaczanymi przez różne kultury dla wszystkich swoich członków i przez jedną kulturę dla członków jednej płci w przeciwstawieniu do członków płci odmiennej? Jeżeli różnice te są tworzone przez kulturę, o czym dobitnie świadczy nasz materiał, jeżeli nowo narodzone dziecko może z równą łatwością rozwinąć się w osobnika bez zapędów agresywnych u Arapeshów jak w agresywnego Mundugumora, dlaczego w ogóle powstają te rażące różnice? Jeżeli klucz do różnic osobowościowych wyznaczonych dla mężczyzn i kobiet u ludu Tchambuli nie leży w konstytucji fizycznej obu płci - założenie, jakie musimy odrzucić zarówno dla Tchambuli, jak naszego własnego społeczeństwa - to gdzie mamy szukać wskazówek, na jakich opierali się Tchambuli, Arapeshowie, Mundugumorowie? Człowiek tworzy kultury, powstają one w środowisku ludzkim. Są to struktury różne, lecz porównywalne, w ich ramach istoty ludzkie mogą osiągnąć pełnię swojego człowieczeństwa. Na czym opierają one swoją wielorakość?
Uznajemy, że kultura homogeniczna, która przyjmuje we wszystkich najpoważniejszych instytucjach i najbłahszych zastosowaniach drogę współdziałania i nieagresji, potrafi nagiąć w tym kierunku każde dziecko, jedno do idealnej zgody, większość do nie wymuszonej akceptacji, podczas gdy nie udaje jej się odcisnąć swojego piętna tylko na nielicznych osobnikach odbiegających od normy. W świetle faktów nie można uważać, że takie cechy jak agresywność czy bierność związane są z płcią. Czy w ogóle wynikają z temperamentu takie cechy, jak agresja i bierność, duma i pokora, obiektywność i zaangażowanie w stosunki międzyludzkie, skłonność do reagowania na potrzeby młodych i słabych bądź też wrogi stosunek do młodych i słabych, skłonność do inicjatywy w stosunkach seksualnych lub tylko reagowanie na wymogi sytuacji albo awanse innej osoby? A może są to potencjalne cechy wszystkich ludzkich temperamentów, które można rozwinąć różnymi rodzajami uwarunkowań społecznych i które się ujawniają tylko w ściśle określonych warunkach?
Zadając to pytanie przesuwamy punkt ciężkości. Jeżeli pytamy, dlaczego Arapesh lub Arapeshka wykazuje ten rodzaj osobowości, jaki rozpatrywaliśmy w pierwszej części książki, odpowiedź brzmi: dzieje się tak w wyniku oddziaływania kultury Arapeshów, w drodze złożonego i niezawodnego procesu, w jakim kultura ta jest zdolna ukształtować każde nowo urodzone dziecko na swój obraz. I jeżeli postawimy to samo pytanie w odniesieniu do Mundugumorów, mężczyzn i kobiet, albo w odniesieniu do mężczyzn i kobiet ludu Tchambuli, odpowiedź będzie taka sama. Przedstawiają oni osobowości właściwe dla kultur, w których się urodzili i wychowali. Poświęcamy uwagę różnicom między mężczyznami a kobietami Arapeshów jako grupą i mężczyznami a kobietami Mundugumorów jako grupą. Gdybyśmy przedstawiali osobowość Arapeshów w kolorze jasnożółtym, Mundugumorów w ciemnoczerwonym, to osobowość kobiet Tchambuli byłaby ciemnopomarańczowa, mężczyzn jasnozielona. Ale jeżeli zapytamy, skąd się wzięło pierwotne ukierunkowanie każdej kultury, tak że teraz jedna jest żółta, druga czerwona, a trzecia zależnie od płci pomarańczowa lub zielona, to musimy przyjrzeć się im bliżej. I pochylając się nad tym obrazem, widzimy, jakby pod jasną, zdecydowaną żółcią Arapeshów i głęboką, równie zdecydowaną czerwienią Mundugumorów, pod pomarańczowym, i zielonym kolorem Tchambuli pokazywał się za każdym razem delikatny, ledwie dostrzegalny zarys całej tęczy, w każdym przypadku inaczej zamalowanej pokrywającym ją kolorem. Tęcza ta obrazuje rozpiętość indywidualnych różnic, które są ukrytym motorem nieporównanie bardziej rzucającego się w oczy czynnika, czynnika w danej kulturze akcentowanego, i do tej tęczy musimy się zwrócić, żeby znaleźć wyjaśnienie inspiracji kultury, źródło, z którego czerpie każda kultura.
Okazuje się, że podstawowe odchylenia temperamentu mają mniej więcej ten sam zasięg i u Arapeshów, i u Mundugumorów, choć człowiek powodujący się agresją jest osobnikiem nie przystosowanym u pierwszych, a przywódcą u drugich. Gdyby natura ludzka stanowiła całkowicie homogeniczne tworzywo pozbawione skonkretyzowanych dążeń i nie nacechowane żadnymi istotnymi organicznymi różnicami jednostkowymi, wówczas jednostki, które wykazują cechy osobowościowe tak przeciwstawne naciskom społecznym, nie powinny się pojawiać w społeczeństwie kładącym nacisk na cechy skrajnie różne. Gdybyśmy mieli przypisywać odchylenia zdarzające się między jednostkami przypadkom zdarzającym się w procesie genetycznym, te same przypadki nie mogłyby się powtarzać z taką częstotliwością w krańcowo różnych kulturach, stosujących silnie skontrastowane metody wychowawcze.
Ponieważ jednak proporcjonalnie ten sam rozrzut różnic indywidualnych istotnie pojawia się w różnych kulturach, mimo rozbieżności tych kultur, wydaje się słuszna pewna hipoteza wyjaśniająca, na jakiej podstawie osobowości mężczyzn i kobiet tak często ulegają innemu ujednoliceniu w historii rodzaju ludzkiego. Hipoteza ta jest rozwinięciem hipotezy wysuniętej przez Ruth Benedict w książce Wzory kultury. Załóżmy, że istnieją między ludźmi określone różnice temperamentu, które - jeśli nie są wyłącznie dziedziczne - utrwalają się na podstawie dziedziczenia wkrótce po przyjściu na świat. (W obecnej fazie badań nie możemy bardziej uściślić problemu.) Różnice te zatem, ostatecznie uwidocznione w strukturze charakteru dorosłych osobników, stanowią klucze, którymi posługuje się kultura w wyborze jakiegoś jednego temperamentu albo połączeniu pokrewnych i zgodnych ze sobą typów jako pożądanych, wcielając swój wybór w każdą komórką tkanki społecznej: w opiekę nad małymi dziećmi, w dziecięce gry, w śpiewane przez ludzi pieśni, w strukturę ich organizacji politycznej, obrządku religijnego, sztukę i filozofię.
Niektóre społeczeństwa pierwotne miały czas i siłę, żeby odbudować wszystkie swoje instytucje tak, aby odpowiadały jednemu ekstremalnemu typowi, i wykształcić techniki wychowawcze, które zapewnią większości jednostek z każdego pokolenia wykazanie się osobowością zgodną z wymogami tego ekstremalnego wzoru. Inne społeczeństwa nie podążały tak zdecydowanymi drogami, wybierając swoje wzory nie spośród ekstremalnych, najsilniej zróżnicowanych jednostek, lecz typów mniej się wyróżniających. W takich społeczeństwach przyjęta osobowość jest mniej wyraźna, w kulturze nierzadko spotykają się też występujące typy niekonsekwentne; jedna instytucja może służyć wyrażaniu dumy, inna doraźnym wyrazom pokory nie związanym ani z dumą, ani z jej chorobliwym objawem. Społeczeństwa takie, które jako wzory obrały sobie zwyczajniejsze i mniej jaskrawe typy, wykazują się też nie tak wyraźną strukturą społeczną. Kulturę takich społeczeństw można porównać do urządzenia domu, dla którego natchnieniem nie był żaden zdecydowany i określony smak ani chęć zaakcentowania wyłącznie powagi, wygody albo pretensjonalności czy piękna, lecz wszystkiego po trosze.
Przeciwnie, jakaś kultura może swoje wątki czerpać nie z jednego temperamentu, lecz z kilku. Ale zamiast mieszać niespójne wybory i wymagania różnych temperamentów czy też stopić je w jednolitą, choć nieszczególnie dobraną całość, może ona izolować każdy z typów, czyniąc go podstawą przyjętej osobowości społecznej grupy równolatków, grupy jednej płci, jednej kasty czy też grupy zawodowej. W ten sposób społeczeństwo staje się nie jednobarwną plamą z paroma rażącymi łatami innego koloru, lecz mozaiką, w której różne grupy przejawiają inne cechy osobowościowe. Tego rodzaju specjalizacje mogą się opierać na którejkolwiek z ludzkich cech: różnych uzdolnieniach intelektualnych, różnych zdolnościach artystycznych, różnych cechach emocjonalnych. Samoańczycy zakładają, że wszyscy młodzi ludzie muszą przejawiać cechę nieagresywności, piętnują zatem agresywne dziecko, które przejawia cechy uważane za właściwe tylko dla utytułowanych mężczyzn w średnim wieku. W społeczeństwach, w których obowiązują wyszukane pojęcia rangi, członkom arystokracji zezwala się, a nawet przymusza się ich, aby okazywali dumę i wrażliwość na obrazę - zachowanie uważane za niewłaściwe u członków klasy plebejskiej. Tak samo w grupach zawodowych i sektach religijnych dobiera się i instytucjonalizuje oraz wpaja się pewne cechy temperamentu wszystkim nowym członkom przystępującym do danego zawodu czy sekty. Lekarz uczy się zachowania przy łożu chorego, które jest zachowaniem naturalnym dla pewnych temperamentów i typowym dla internisty. Kwakrzy uczą się przynajmniej zewnętrznych zachowań i podstawowych zasad medytacji, do której zdolność nie musi być cechą wrodzoną wielu członków Towarzystwa Przyjaciół.
Tak samo jest ze społeczną osobowością obu płci. Cechy występujące u niektórych przedstawicieli obu płci są faktycznie zastrzeżone dla jednej, a niedozwolone dla drugiej. Historia społecznej definicji różnic między płciami pełna jest takich arbitralnych zastrzeżeń w dziedzinie intelektu i sztuki, ze względu jednak na założoną zgodność płci fizjologicznej z wyposażeniem emocjonalnym, trudniej nam uznać, że równie arbitralnej selekcji dokonuje się także wśród cech emocjonalnych. Przyjęliśmy, że skoro matce odpowiada opieka nad własnym dzieckiem, jest to cecha, w którą kobiety dużo szczodrzej zostały wyposażone przez zapobiegliwy teleologiczny proces ewolucji. Zakładamy, że ponieważ mężczyźni polowali, co jest działalnością wymagającą sprytu, dzielności i inicjatywy, to zostali zaopatrzeni w te pożyteczne cechy jako część temperamentu wynikającego z ich płci.
Społeczeństwa wysuwały te tezy bezpośrednio i pośrednio. Jeżeli któreś z nich utrzymuje, że wojna jest głównym zajęciem płci męskiej, przez to samo twierdzi, że wszyscy chłopcy powinni okazywać dzielność i wojowniczość. Nawet jeżeli zróżnicowanie stopnia odwagi wśród mężczyzn i kobiet nie zostaje wyraźnie zaznaczone, to owo zróżnicowanie implikują różnice wykonywanych przez nich zajęć. Kiedy jednak społeczeństwo posuwa się dalej i określa mężczyzn jako dzielnych, a kobiety jako bojaźliwe, kiedy mężczyznom nie wolno okazywać lęku, a kobietom zezwala się na najbardziej jawne jego demonstrowanie, dochodzi czynnik bardziej konkretny. Jako klucz zachowania męskiego wybrana została postawa będąca bardzo istotnym składnikiem niektórych ludzkich temperamentów. Cechuje ją: dzielność, pogarda dla wszelkiej słabości i uciekania przed bólem czy niebezpieczeństwem. Swobodne, jawne okazywanie lęku i cierpienia, wrodzone innemu temperamentowi, uczyniono wyznacznikiem postępowania kobiecego.
Początkowo dwie odmiany temperamentu ludzkiego, nienawiść do lęku i gotowość do wyrażania tego uczucia, w swoich społecznych wykładniach stanowiły dwa nieprzenośne aspekty osobowości jednej i drugiej płci. I do tej określonej płcią osobowości dążyło wychowanie każdego dziecka. Chłopca uczono opanowywać lęk, dziewczynkę okazywać go. Jeżeli społeczeństwo nie dokonało żadnego wyboru w odniesieniu do tej cechy, wówczas temperament dumny, który odrzuca wszelkie objawianie uczuć, wykaże się, niezależnie od płci, siłą charakteru. Jeżeli nie ma wyraźnego zakazu wobec takiego zachowania, każdy szczery i nie zahamowany mężczyzna czy kobieta płacze, bądź mówi o swoim lęku i cierpieniu. Z takich postaw, silnie zaznaczonych u pewnych temperamentów, wybór społeczny może uczynić modele dla każdego, może ich zakazać, ignorować je lub aprobować jako zachowanie wyłącznie jednej płci.
Ani Arapeshowie, ani Mundugumorowie żadnej z tych postaw nie wybrali jako charakterystycznej dla jednej płci. Wszystkie wysiłki kultury poszły w kierunku wytworzenia jednego typu człowieka, niezależnie od klasy, wieku czy płci. Nie ma tam podziału na klasy wieku, dla których różne motywacje i różne postawy moralne uważano by za przystojne. Nie ma klasy jasnowidzów czy mediów, wydzielonej, czerpiącej natchnienie z zasobów psychicznych niedostępnych dla większości. Mundugumorowie dokonali, co prawda, jednej arbitralnej selekcji, a mianowicie uznają zdolności artystyczne tylko u osobników urodzonych z pępowiną okręconą wokół szyi, a ludziom urodzonym normalnie stanowczo nie zezwalają na swobodne rozwijanie uzdolnień artystycznych. Młody Arapesh zarażony grzybicą podlega selekcji społecznej zaliczającej go do jednostek niezadowolonych, antyspołecznych; pogodnym, zgodnym dzieciom dotkniętym tą chorobą społeczeństwo narzuca w końcu zachowanie wyrzutków. Poza tymi dwoma wyjątkami jednostce nie narzuca się żadnej roli emocjonalnej wynikającej z urodzenia czy przypadku. Skoro nie jest tu znane pojęcie rangi, uznające jednych za wysoko, innych za nisko urodzonych, tak samo nie ma pojęcia różnicy w usposobieniu wynikającej z różnicy płci. Brak jest jednego ze społecznych urojeń - przypisywania różnych osobowości różnym członkom społeczeństwa zależnie od ich płci, wieku czy kasty.
Kiedy jednak zwrócimy się do Tchambuli, stwierdzimy sytuację, która aczkolwiek dziwaczna pod jednym względem, pod innym wydaje się jednak bardziej zrozumiała. Oni przynajmniej wysunęli tezę o różnicy płci, wykorzystali niezaprzeczalny fakt istnienia płci jako czynnik organizujący w kształtowaniu osobowości społecznej, nawet jeżeli nam się wydaje, że odwrócili normalny obraz. Wprawdzie możemy przypuszczać, że nie każda kobieta Tchambuli rodzi się jako osoba władcza, o zmyśle organizacyjnym, lubiąca rządzić, aktywna seksualnie i skłonna przejmować inicjatywę w stosunkach seksualnych, zaborcza, zdecydowana, silna, praktyczna i obiektywna w poglądach, jednak większość dziewczynek tego plemienia wyrasta na kobiety wykazujące te cechy. I chociaż mamy konkretne dowody na to, że nie wszyscy mężczyźni tego plemienia są z natury wrażliwymi aktorami, grającymi w sztuce wystawianej na benefis kobiet, to jednak większość chłopców objawia na ogół osobowość wdzięczącego się aktora. Ponieważ obyczajowość seksualna ludzi Tchambuli sprzeczna jest z naszymi pojęciami obiegowymi, tym wyraźniej widzimy, że kultura Tchambuli arbitralnie przyznała pewne cechy kobietom, a inne równie arbitralnie przydzieliła mężczyznom.
Jeżeli zatem akceptujemy świadectwo tych prostych społeczeństw, które przez stulecia izolacji od głównego nurtu historii rodzaju ludzkiego zdolne były rozwinąć bardziej krańcowe, oryginalniejsze kultury, niż jest to możliwe w historycznych warunkach intensywnej wymiany między ludami i wynikającej z niej heterogeniczności, jakie są zatem implikacje tych rezultatów? Jakie konkluzje możemy wyciągnąć z badania sposobu stosowanego przez kulturę, żeby z całego szerokiego wachlarza ludzkich możliwości wybrać parę cech i wytypować je jako charakterystyczne dla jednej płci albo dla całej wspólnoty? Jakie mają znaczenie te konkluzje dla myśli społecznej? Zanim zastanowimy się nad tym pytaniem, będziemy musieli szczegółowiej omówić sytuację człowieka odbiegającego od normy, jednostki, której wrodzone dyspozycje są nazbyt obce osobowości społecznej wymaganej przez daną kulturę od danej grupy wieku, płci i kasty, aby mogła kiedykolwiek idealnie dopasować do siebie skrojoną przez społeczeństwo szatę osobowości.
Margaret Mead, Trzy studia. Płeć i charakter w trzech społecznościach pierwotnych. Część 3. Warszawa 1986, PIW, s. 307-318.
KONKLUZJA
Świadomość, że osobowości obu płci to produkt społeczny, odpowiada każdemu programowi, który oczekuje zaplanowanego porządku społecznego. Jest to miecz obosieczny, którego można użyć do wyciosania społeczeństwa bardziej elastycznego, bardziej zróżnicowanego, niż wszelkie stworzone kiedykolwiek przez człowieka, lub tylko do wycięcia wąskiej ścieżki, na którą wepchnie się przedstawicieli jednej lub obu płci, żeby szli posłusznie uszeregowani, nie patrząc na boki. Świadomość ta umożliwia istnienie faszystowskiego programu wychowania, w którym kobiety wpycha się z powrotem w formę, jak się zarozumiale we współczesnej Europie uważało, na zawsze już rozbitą. Umożliwia ona program komunistyczny, w którym obie płcie traktuje się na tyle podobnie, na ile pozwalają ich odmienne funkcje fizjologiczne. Ponieważ decydującym czynnikiem jest uwarunkowanie społeczne, Ameryka mogła bez świadomego planu, lecz pewnie odwrócić częściowo europejską tradycję dominacji mężczyzny i wychować pokolenie kobiet, które kształtują życie na wzór życia własnych nauczycielek i agresywnych, rozkazujących matek. Bracia tych kobiet nieudolnie i bezskutecznie usiłują zachować mit dominacji mężczyzny w społeczeństwie, w którym dziewczęta nauczyły się uważać dominację za przyrodzone sobie prawo. Pewna czternastoletnia dziewczynka, wypowiadając się o znaczeniu słowa „chłopczyca”, powiedziała: „Tak, prawda, że to słowo oznaczało kiedyś dziewczynę, która starała się postępować jak chłopak, ubierać się jak chłopak i tak dalej. Ale to było w epoce krynolin. Dziś wystarczy, że dziewczyny postępują zupełnie tak jak chłopcy, bez gadania.” Tradycja naszego kraju zmienia się tak szybko, że określenie sissy (zniewieściały chłopak, maminsynek), które dziesięć lat temu oznaczało chłopca zdradzającego cechy osobowościowe uważane za kobiece, dziś z pogardą może być stosowane przez jedną dziewczynkę jako przezwisko dla drugiej albo w stosunku do „takiego chłopaka, który wszędzie się nosi z rękawicą do baseballu i pokrzykuje: «Rzucaj do mnie! Rzucaj do mnie!», a kiedy dasz mu lekką piłkę, to nie potrafi jej złapać”. Te wnikliwe uwagi ostro wskazują na orientację, nie wykazującą zorganizowanego planowania, jakie mają faszystowskie i komunistyczne programy, która mimo to jednak umocniła się w ostatnich trzech dziesięcioleciach. Plany, które przeznaczają kobiety do roli opiekunek domowego ogniska albo przestają w ogóle różnicować wychowanie obu płci, mają przynajmniej tę zaletę, że są jasne i jednoznaczne. Dzisiejszą sytuację w naszym kraju cechuje cała zdradliwa dwuznaczność, ukazana na przykładzie łowców głów ludu Tchambuli, gdzie mężczyznę wciąż określa się jako głowę domu, chociaż to kobietę wychowuje się tak, żeby szybciej i pewniej zajęła to stanowisko. W rezultacie mamy coraz więcej Amerykanów uważających, że muszą krzyczeć, aby zachować swoje zagrożone pozycje, i coraz więcej Amerykanek, żałośnie czepiających się przyznanej im przez społeczeństwo dominacji, mimo że to społeczeństwo nie dało im żadnego przywileju, na mocy którego mogłyby osiągnąć dominującą pozycję nie wyrządzając szkody sobie, mężom i dzieciom.
Przed społeczeństwem, które zdało sobie sprawę, do jakiego stopnia osobowość męska i kobieca jest produktem społecznym, otwierają się przynajmniej trzy drogi. Dwie z nich były już raz po raz wypróbowywane w różnych okresach długiej, błędnej, powtarzającej się historii naszego rodzaju. Pierwsza z nich to standaryzacja osobowości mężczyzn i kobiet jako wyraźnie kontrastowych, uzupełniających się i antytetycznych oraz dopasowanie do tej standaryzacji każdej instytucji w społeczeństwie. Jeżeli społeczeństwo orzeka, że jedyną funkcją kobiety jest macierzyństwo oraz uczenie i wychowywanie małych dzieci, może ono tak ułożyć sprawy, żeby każda kobieta nie upośledzona fizycznie zostawała matką i otrzymywała pomoc w wypełnianiu tej funkcji. Może znieść rozbieżność między tezą, że miejscem kobiety jest dom a możliwością stworzenia dla kobiet domów. Może znieść rozbieżność, jaką jest wychowywanie dziewcząt do małżeństwa, a następnie zmuszanie ich, żeby jako stare panny zostawały żywicielkami rodziców.
Taki system marnowałby uzdolnienia wielu kobiet, które z lepszym powodzeniem mogłyby pełnić inne funkcje zamiast rodzić dzieci w świecie i tak już przeludnionym. Marnowałby on zdolności wielu mężczyzn, którzy mogliby wykorzystywać specyficzne dla swojej osobowości uzdolnienia dużo lepiej w domu niż na placu targowym. Byłby to system rozrzutny, ale wyraźny. Mógłby się starać zagwarantować każdej jednostce rolę, do jakiej pełnienia społeczeństwo ją wyszkoliło, i karałby tylko te jednostki, które wbrew wszelkiemu szkoleniu tej roli nie wypełniają. Istnieją miliony osób, które by chętnie wróciły do metody znormalizowanych stosunków między płciami, i nie wolno nam zapominać, że owe większe szansę dane kobietom w dwudziestym wieku mogą im być bez reszty odebrane i możemy powrócić do ścisłego zaszeregowania kobiet.
Marnotrawstwo, jeżeli tak się stanie, pochłonie nie tylko wiele kobiet, lecz i tyluż mężczyzn, zaszeregowanie bowiem jednej płci pociąga za sobą w niniejszym lub większym stopniu również zaszeregowanie drugiej. Wszelki nakaz rodziców, określający jakiś sposób siedzenia, reakcji na naganę lub groźbę, jakąś zabawę czy też próby rysowania, śpiewania, tańczenia i malowania jako sposoby i zajęcia kobiece, kształtuje osobowość brata małej dziewczynki tak samo, jak kształtuje osobowość siostry. Nie może być społeczeństwa, które nalega, aby kobiety trzymały się jednego konkretnego wzoru osobowościowego, określonego jako kobiecy, i jednocześnie nie stosowało przymusu w stosunku do osobowości wielu mężczyzn.
Albo odwrotnie, społeczeństwo może obrać drogę, jaką przywykliśmy szczególnie łączyć z planami wielu grup najbardziej radykalnych: może uznać, że mężczyzn i kobiety da się kształtować na jeden wzór równie łatwo jak na dwa różne wzory, i zaprzestać stosowania wszelkich rozróżnień dla przyjętych osobowości obu płci. Dziewczynki mogą być wychowywane dokładnie tak jak chłopcy, uczone tego samego kodeksu postępowania, tych samych form wyrazu, tych samych zawodów. Ta droga może się wydawać drogą logiczną, wypływającą z przekonania, że potencjalne cechy, oznaczane przez różne społeczeństwa jako męskie lub żeńskie, są w rzeczywistości potencjalnymi cechami niektórych przedstawicieli obu płci i wcale od płci nie zależą. Jeżeli przyjmie się ten pogląd, czy nie będzie rozsądnie porzucić sztuczne zróżnicowanie cech osobowych obu płci, tak długo charakteryzujące społeczeństwo Europy, i przyznać, że są to fikcje społeczne, dla których nie ma już zastosowania? W dzisiejszym świecie środki antykoncepcyjne umożliwiają kobietom nierodzenie dzieci wbrew własnej woli. Najbardziej rzucająca się w oczy różnica między płciami, różnica siły, jest coraz mniej ważna. Tak samo jak różnica wzrostu między mężczyznami nie jest już prawdziwym problemem teraz, kiedy słuszności dochodzi się przed sądem a nie w spotkaniu na pięści, również różnica siły mężczyzn i kobiet niewarta jest rozważania w instytucjach kulturalnych.
Przy ocenianiu jednak takiego programu należy wciąż pamiętać, jakiego rodzaju korzyści osiągnęło społeczeństwo w swoich najbardziej złożonych formach. Poświęcenie różnic osobowości płci odmiennych może oznaczać rezygnację ze złożoności. Arapeshowie uznają pewną minimalną różnicę w osobowości człowieka starego i młodego, mężczyzny i kobiety, a brak im kategorii rangi i statusu. Przekonaliśmy się, że takie społeczeństwo w najlepszym razie skazuje na frustrację, a w najgorszym na nieprzystosowanie tych mężczyzn i te kobiety, którzy nie przyjmują jego prostych wymagań. U Arapeshów osoba o gwałtownym usposobieniu nie może ani w literaturze, ani w sztuce, w ceremoniale ani w historii swojego ludu znaleźć żadnego wyrazu dla własnych wewnętrznych popędów, nie dających jej żyć w spokoju. Poszkodowana jest nie tylko ta jednostka, której typ osobowości nie znajduje w danym społeczeństwie uznania. Osoba obdarzona wyobraźnią, o wysokiej inteligencji, która zasadniczo pozostaje w zgodzie z systemem wartości społeczeństwa, może także cierpieć, a to z braku rozpiętości i głębi w tak uproszczonym systemie. Aktywny umysł i głębia uczuć pewnego młodego Arapesha, którego dobrze znałam, pozostawały nie wykorzystane w atmosferze zupełnej swobody; brak było elementu dramatu w jego kulturze. Szukając pożywki dla swojej imaginacji, zaspokojenia tęsknoty za życiem, w którym byłyby może silniejsze wzruszenia, nie znajdował nic poza opowiadaniami o porywczych wybuchach ludzi nie przystosowanych, wybuchach cechujących się gwałtowną wrogością do innych, której jemu samemu brakowało.
Nie tylko też jednostka na tym cierpi. Równie wiele traci społeczeństwo i oglądaliśmy takie zubożenie na przykładzie przedstawień teatralnych Mundugumorów. Traktując wykluczenie kobiet jako środek ochronny dobry dla obu płci, Arapeshowie utrzymywali kult tamberana i zapewniali mu niezbędną widownię w osobach kobiet. Ale Mundugumorowie ukształtowali zarówno dla mężczyzn, jak dla kobiet rodzaj osobowości interpretującej wykluczenie z jakiejkolwiek dziedziny życia jako śmiertelną obrazę. I ponieważ coraz więcej kobiet Mundugumorów domagało się i uzyskiwało prawo do wtajemniczenia, nic więc dziwnego, że życie ceremonialne tego ludu więdło, aktorzy tracili widownię i oto jeden z żywych, artystycznych elementów życia wspólnoty Mundugumorów zanikał. Rezygnacja z różnic między płciami jest dla społeczeństwa jednoznaczna z utratą złożoności.
To samo dzieje się w naszym własnym społeczeństwie. Utrzymywanie, że nie ma żadnych różnic między płciami w społeczeństwie, które zawsze w nie wierzyło i opierało się na nich, może być równie subtelną formą standaryzacji osobowości jak utrzymywanie, że istnieje między nimi wiele różnic. Dzieje się tak szczególnie w tradycji podlegającej zmianom, kiedy grupa będąca u władzy stara się stworzyć nową osobowość społeczną, jak w przypadku wielu dzisiejszych krajów europejskich. Weźmy, na przykład, obiegowe przekonanie, że kobiety są bardziej przeciwne wojnie niż mężczyźni, że wszelka jawna aprobata wojny jest straszniejsza, bardziej odrażająca w ustach kobiet niż w ustach mężczyzn. Pod osłoną tego przekonania kobiety mogą pracować dla pokoju nie spotykając się z krytyką społeczną ze strony wspólnot, które natychmiast skrytykowałyby ich braci lub mężów, gdyby to oni brali podobnie aktywny udział w propagandzie pokojowej. Owo przekonanie, że kobiety są z natury bardziej zainteresowane pokojem, jest niewątpliwie sztuczne i stanowi cząstkę całej mitologii uznającej kobiety za istoty łagodniejsze od mężczyzn. Ale dla kontrastu weźmy pod uwagę możliwość istnienia jakiejś potężnej mniejszości, która by chciała całe społeczeństwo szczerze pozyskać dla sprawy wojny. Jednym sposobem dokonania tego byłoby stwierdzić stanowczo, że motywy kobiet i ich zainteresowania są identyczne z motywami mężczyzn, że kobiety mogą czerpać równie krwiożerczą przyjemność z przygotowywania wojny jak mężczyźni. Upieranie się przy przeciwnym zdaniu, że kobieta jako matka bierze górę nad kobietą obywatelką, stanowi przynajmniej pewien hamulec dla agitacji pro-wojennej i nie pozwala narzucić całemu młodemu pokoleniu ślepego entuzjazmu dla wojny. Z tym samym rezultatem kler z racji swojego powołania podpisuje się pod walką o pokój. Dość wojowniczy poszczególni duchowni mogą odczuwać narzuconą sobie rolę pacyfistów jako obrazę albo pochwałę, ale w społeczeństwie pobrzmiewa jakiś protest, brak zgody. Niebezpieczna standaryzacja postaw, która odrzuca wszelkie rodzaje odchyleń, znacznie się utwierdza, jeżeli nie uważa się, że wiek, płeć albo przekonania religijne automatycznie skłaniają pewne jednostki do postaw mniejszościowych. Usunięcie wszystkich prawnych i ekonomicznych barier zagradzających kobietom drogę do uczestnictwa w życiu na równej stopie z mężczyznami samo w sobie może być posunięciem standaryzującym, prowadzącym do całkowitego zatarcia różnic postaw, które są tak drogo nabytym produktem cywilizacji.
Takie zestandaryzowane społeczeństwo, w którym mężczyźni, kobiety, dzieci, księża i żołnierze, wszyscy byliby przyuczeni do akceptowania nie zróżnicowanych i spójnych zespołów wartości, siłą rzeczy musiałoby wytwarzać jednostki odchylone od normy, jakie znajdujemy u Arapeshów i Mundugumorów, jednostki, które nie zależnie od płci i zajęcia buntowałyby się, niezdolne z racji swego usposobienia do przyjęcia tak jednostronnego ukierunkowania, kultury. Jednostki, które byłyby szczególnie nieprzystosowane, jeśli idzie o stronę psychoseksualną, prawdę mówiąc, wyginęłyby, z nimi jednak zginęłaby świadomość, że istnieje więcej niż jeden tylko zespół możliwych wartości.
W tym stopniu, w jakim zniesienie różnic między aprobowanymi osobowościami mężczyzn i kobiet oznacza utratę możliwości wyrazu dla osobowości zwanej kiedyś wyłącznie kobiecą i wyłącznie męską, droga ta prowadzi do strat społecznych. Jak święto jest o tyle weselsze i bardziej malownicze, o ile obie płci ubrane są odmiennie, tak też dzieje się w sprawach niematerialnych. Jeżeli strój jest sam w sobie symbolem i szal nawiązuje do uznanej łagodności charakteru kobiety, to splot stosunków osobowych jest bardziej skomplikowany i pod wieloma względami bardziej wyrazisty. Poeta w takim społeczeństwie opiewa cnoty, aczkolwiek są to cnoty kobiece, które mogłyby nie odgrywać żadnej roli w jakiejś społecznej utopii nie uznającej różnic między płciami.
Jeżeli społeczeństwo obstaje przy różnych rodzajach osobowości, tak że jedna grupa wieku, jedna klasa czy jedna płeć może dążyć do celów nie uznanych lub lekceważonych przez inne, o tyle każdy z uczestników życia tego społeczeństwa jest bogatszy. Arbitralne wyznaczenie ustalonego stroju, ustalonych manier, ustalonych reakcji społecznych dla jednostek określonej płci, urodzonych w pewnej klasie, z pewnym kolorem skóry, określonego dnia tygodnia i z określonym wyglądem narzuca jednostkowe wyposażenie osobnikom, pozwala jednak na stworzenie bogatej kultury. Skrajnym przykładem społeczeństwa, które osiągnęło wielką złożoność kosztem jednostki, są historyczne Indie, gdzie podstawą było bezkompromisowe połączenie tysiąca atrybutów zachowania, postawy i zajęcia z okolicznością urodzenia. Każdej jednostce zapewniono bezpieczeństwo, choć mogło to być bezpieczeństwo nędzy, bezpieczeństwo niezmiennej roli i przywilej przyjścia na świat w społeczeństwie o wysokim stopniu złożoności.
Ponadto jeżeli zastanowimy się nad sytuacją osoby odbiegającej od normy w kulturach historycznych, stwierdzimy, że ludzie, którzy w społeczeństwie złożonym rodzą się mając płeć czy rangę społeczną niewłaściwą dla zapewnienia swoim osobowościom pełnego rozwoju, znajdują się w sytuacji lepszej od tych, którzy rodzą się w społeczeństwie prostym, nie znajdującym żadnego .zastosowania dla ich specyficznych charakterów. Kobieta o usposobieniu gwałtownym w społeczeństwie, które zezwala na przemoc tylko mężczyznom, impulsywny i porywczy członek arystokracji w kulturze zezwalającej na niepohamowane wyrażanie uczuć tylko ludowi, protestant o skłonnościach do obrzędowego wyrażania religijności w kraju uznającym także instytucje katolickie - każdy z nich może znaleźć wyraz uczuć, których w jego grupie nie wolno jest manifestować, w jakiejś innej grupie społeczeństwa. Znajduje swego rodzaju oparcie w samym istnieniu tych wartości, tak mu bliskich, a jednak tak nieosiągalnych z racji przypadku urodzenia. Może to niemal wystarczać ludziom, którzy zadowalają się zastępczą rolą widza lub materiałem dającym pożywkę ich twórczej wyobraźni. Mogą czerpać zadowolenie stojąc na chodniku podczas defilady, siedząc na widowni w teatrze lub w nawie kościelnej i przeżywając te emocje, których bezpośredni wyraz jest dla nich niedostępny. W społeczeństwie złożonym niewybredne kompensacje oferowane przez film ludziom o ubogim życiu emocjonalnym, jednostce wyobcowanej ze swojej płci, klasy albo grupy zawodowej w subtelniejszej formie oferuje sztuka i literatura.
Przystosowania seksualnego jednak nie można zdobyć z pozycji widza, to sytuacja, w której najbardziej bierna jednostka musi grać jakąś rolę, jeśli ma w pełni uczestniczyć w życiu. I uznając zalety złożoności, ciekawe i zajmujące wątki, jakie różne kultury potrafią wysnuć z przypadku urodzenia, możemy również zapytać: Czy cena nie jest za wysoka? Czy nie dałoby się w jakiś inny sposób uzyskać tego piękna, które leży w kontraście i złożoności? Jeżeli nacisk społeczeństwa na istnienie różnych osobowości dla różnych płci wnosi w rezultacie tyle zamieszania, tyle rodzi nieszczęśliwych, odchylonych od normy jednostek, tak wiele wprowadza dezorientacji, to czy możemy sobie wyobrazić społeczeństwo, które rezygnuje z tych różnic nie rezygnując z wartości dziś z nimi związanych?
Przypuśćmy, że zamiast klasyfikacji opartej na „naturalnych” podstawach płci i rasy społeczeństwo zastosowało klasyfikację osobowości opartą na kolorze oczu. Orzekło, że wszyscy ludzie niebieskoocy są łagodni, ulegli i wrażliwi na potrzeby innych, a wszyscy brązowoocy są aroganccy, władczy, egocentryczni i stanowczy. Wtedy splotłyby się ze sobą dwa uzupełniające się motywy społeczne: kultura w swojej sztuce, religii i formalnych stosunkach międzyludzkich miałaby dwa wątki zamiast jednego. Byliby niebieskoocy mężczyźni i niebieskookie kobiety, co oznaczałoby, że byłyby to łagodne, „macierzyńskie” kobiety i łagodni, „macierzyńscy” mężczyźni. Niebieskooki mężczyzna mógłby poślubić kobietę, której wychowanie dałoby taką samą osobowość jak jemu, albo brązowooką kobietę, którą wychowano jako przeciwną osobowość. Wyeliminowano by jeden z silnych bodźców popychających do homoseksualizmu, bodziec do kochania podobnej raczej niż zupełnie innej osoby. Wrogość między obiema płciami jako grupami zostałaby sprowadzona do minimum, ponieważ jednostkowe interesy przedstawicieli każdej płci mogłyby się splatać na różne sposoby, a małżeństwa oparte na podobieństwie i przyjaźnie wynikające z kontrastu nie muszą pociągać za sobą upośledzenia polegającego na ewentualnym nieprzystosowaniu psychoseksualnym. Wybory dyktowane temperamentem jednostki nadal byłyby wypaczane, ponieważ to nie powiązany z niczym fakt koloru oczu determinowałby postawy, jakie nauczono by ją zajmować. Każda niebieskooka osoba zmuszona byłaby do uległości i uznawana za nie przystosowaną, jeżeli niezależnie od swojej płci okazywałaby którąś z cech, jakie uznano za właściwe tylko dla osób o brązowych oczach. Największa jednak strata społeczna, klasyfikacja osobowości zależna od płci, nie istniałaby w społeczeństwie, które oparło klasyfikację na kolorze oczu. Stosunki międzyludzkie, szczególnie te, które dotyczą spraw płci, nie byłyby sztucznie wypaczane.
Taka jednak droga - zastąpienie kolorem oczu płci jako podstawy do wychowywania dzieci w podziale na grupy o przeciwstawnych osobowościach - mimo że stanowiłaby zdecydowany postęp w stosunku do klasyfikacji w oparciu o płeć, pozostałaby parodią wszelkich prób określenia roli jednostki w kategoriach płci, koloru skóry lub daty urodzenia czy kształtu głowy, czynionych przez społeczeństwo na przestrzeni historii.
Jedynego wszakże rozwiązania tego problemu nie należy szukać między akceptacją zestandaryzowania różnic płciowych, wraz z wynikającymi z niej kosztami płaconymi szczęściem i przystosowaniem jednostki, a zniesieniem tych różnic i wynikającą z niego stratą wartości społecznych. Cywilizacja mogłaby czerpać wskazówki nie z takich kategorii, jak wiek czy płeć, rasa lub kolejność dziedziczenia, lecz zamiast specjalizować osobowość według tak prostych zasad uznać, kształtować i przyjąć wiele różnych wrodzonych temperamentów. Mogłaby opierać się na różnych możliwościach, które obecnie stara się sztucznie wytrzebić u jednych dzieci i sztucznie zaszczepić u innych.
Uelastycznianie sztywnej klasyfikacji płci zdarzało się w różnych okresach albo pod wpływem jakiejś nowej, sztucznie stworzonej kategorii, albo wskutek uznania prawdziwych różnic indywidualnych. Czasami pojęcie pozycji społecznej przekraczało kategorie płci. W społeczeństwie, które uznaje różne stopnie bogactwa i rangi, kobietom pewnej rangi i kobietom bogatym pozwalano na arogancję, na jaką nie wolno było sobie pozwolić nisko urodzonym i biednym ludziom obu płci. Takie przesunięcie było, co prawda, krokiem na drodze do emancypacji kobiet, ale nigdy nie stanowiło kroku naprzód w stronę większej wolności jednostki. Niewiele kobiet cechowała postawa typowa dla klasy wyższej, znacznie natomiast więcej zarówno mężczyzn, jak kobiet skazywano na osobowość nacechowaną służalczością i lękiem. Takie przesunięcie to tylko podstawienie jednego arbitralnego wzorca na miejsce drugiego. Społeczeństwo jest równie nierealistyczne, kiedy twierdzi, że tylko mężczyźni potrafią być dzielni, jak wtedy, kiedy utrzymuje, że monopol na dzielność mają tylko ludzie wysoko urodzeni.
Nie jest prawdziwym postępem przełamanie jednej linii podziału, linii rozgraniczającej płcie, i zastąpienie jej inną, linią odgraniczającą klasy. Sztuczność przesuwa się tylko na inne miejsce. A tymczasem jednostki urodzone w klasach wyższych nieubłaganie kształtuje się w jednym typie osobowości, w arogancji, która znów dla niejednych jest sprzeczna z ich naturą, podczas gdy jednostki aroganckie wśród biednych burzą się i buntują przeciwko naginaniu ich do uległości. Na jednym końcu skali jest łagodny, pozbawiony agresywności synek bogatych rodziców, którego się przymusza do roli przywódcy, a na drugim agresywne i przedsiębiorcze dziecko slumsów skazane na zajęcie miejsca w szeregach. Jeżeli naszym celem jest stworzenie większej możliwości wyrazu dla każdego indywidualnego temperamentu raczej niż jakieś stronnicze zainteresowanie jedną płcią i jej losem, to musimy patrzeć na te historyczne ewolucje, które się przyczyniły do emancypacji pewnej części kobiet, jednak jako na rodzaj ewolucji pociągającej za sobą również istotne społeczne straty.
Inna droga łagodząca sztywne kategorie różnic płciowych prowadziła poprzez uznanie prawdziwych uzdolnień jednostkowych, tak jak się one pojawiały u obu płci. Tu zastąpiono sztuczną różnicę różnicą prawdziwą i zyski są olbrzymie dla społeczeństwa i dla jednostki. Tam gdzie pisanie uznaje się za zawód, który z równą stosownością mogą uprawiać obydwie płcie, jednostki obdarzone zdolnościami pisarskimi nie muszą być z niego wykluczane przez swoją płeć ani nie muszą też, jeżeli piszą, powątpiewać w prawdziwość swojej męskości czy kobiecości. Zajęcie, które nie wynika ze zdeterminowanych płcią uzdolnień, może teraz przyciągać dwakroć tylu potencjalnych twórców. I to tu możemy znaleźć podwaliny pod budowę przyszłego społeczeństwa, które zastąpi prawdziwymi różnicami różnice sztuczne. Musimy uznać, że pod powierzchowną klasyfikacją płci i rasy istnieją te same możliwości, powtarzające się przez pokolenia i ginące tylko dlatego, że społeczeństwo nie znajduje dla nich miejsca. Tak samo jak dziś społeczeństwo pozwala na uprawianie sztuki przedstawicielom obu płci, mogłoby również zezwolić na ukształtowanie się wielu przeciwnych sobie cech temperamentu u każdej płci. Mogłoby zrezygnować z prób zmuszania chłopców do walki, a dziewcząt do bierności czy też zmuszania wszystkich dzieci do walki, a zamiast tego tak ukształtować instytucje wychowawcze, żeby w pełni rozwijały chłopca, który objawia zdolności do zachowań macierzyńskich, i dziewczynkę, która odznacza się przeciwnymi cechami stymulowanymi przez zwalczanie przeszkód. Nie zdarzałoby się, żeby jakiejś zdolności nie uznano, żeby nie doceniono jakiegoś szczególnego daru, jakiejś żywości wyobraźni czy precyzji myślenia dlatego, że objawiające je dziecko jest innej płci niż trzeba. Żadnego dziecka nie wtłaczano by nieubłaganie w jakiś jeden model zachowań, lecz przeciwnie, byłoby wiele modeli w świecie, który nauczył się przyznawać każdej jednostce model najbardziej zgodny z jej uzdolnieniami.
Taka cywilizacja nie złoży w ofierze zdobyczy tysięcy lat, w czasie których społeczeństwo wytworzyło wzory różnorodności. Zdobycze społeczne będą zachowane, a każde dziecko zyska zachętę odwołującą się do jego rzeczywistego temperamentu. Tam gdzie dziś mamy wzory zachowań dla mężczyzn i wzory zachowań dla kobiet, będziemy mieli wzory zachowań wyrażające zainteresowania jednostek o różnorodnych uzdolnieniach. Będą istniały kodeksy etyczne i symbole społeczne, sztuki i sposoby życia pasujące do każdego uzdolnienia.
Nasza własna kultura w ciągu wieków dla stworzenia bogactwa kontrastowych wartości oparła się na wielu sztucznych różnicach, z których najbardziej zaskakująca jest różnica płci. To nie przez zniesienie tych różnic ukształtujemy wzory, w których stworzymy miejsce dla indywidualnych uzdolnień zamiast je wtłaczać w jakąś niedopasowaną formę. Jeżeli mamy osiągnąć kulturę bogatszą, obfitującą w wartości kontrastowe, musimy uznać całą gamę ludzkich możliwości i w ten sposób utkać tkankę społeczną mniej arbitralną, tkankę, w której każdy dar natury ludzkiej znajdzie odpowiednie dla siebie miejsce.
5