ONTOLOGIA 11.10
Różnie można rozumieć zjawiska i różnie można rozumieć rzeczywistość. I tutaj, gdy spojrzymy na schemat typologiczny, to zobaczymy 2 podstawowe rozumienia tak ogólnie rozumianej metafizyki. Jeżeli sięgniemy do koncepcji starożytnej, to problemem metafizyki było jak opisać świat (uniwersalia). W filozofii nowożytnej jest to problem przejścia od świadomości do rzeczywistości (problem psychofizyczny). Klasycznie rozumiejąc zjawiska to treści świadomości, a rzeczywistość to substancja rozciągła. Zadaniem metafizyka jest przezwyciężenie sceptycyzmu (sceptyk starożytny - niemożność właściwego zdefiniowania pojęć, nowożytny - nie ma kryterium rozstrzygania sądów o zewnętrznej rzeczywistości).
UNIWERSALIA
Czy w ogóle istnieje taki problem? Dla filozofów analitycznych nie istnieje, jest to zwykle błędne rozumienie słów tj. identyczność, identyczny podobieństwo, podobny. Czy tak, jak mówił Wittgenstein to tylko nieporozumienie językowe.
Toczyła się dyskusja między Bradleyem, Jamesem a Russellem
James - w doświadczeniu rzeczywistości nie ma czegoś takiego jak identyczność, tożsamość. Mamy tylko podobieństwo, tożsamość okazuje się złudzeniem, nawet nie mamy do czynienia z byciem identycznym z samym sobą.
Bradley - aby porównać rzeczy musimy je wyodrębnić z rzeczywistości, a aby to zrobić musimy je jakoś utożsamić. Niemożliwe jest doświadczenie podobieństwa bez doświadczenia tożsamości, bo doświadczenie to warunkuje podobieństwo (doświadczenie podobienstwa = doświadczenie różnicy + doświadczenie tożsamości. Definicja podobieństwa jako częścieowej tożsamości. Pod pewnymi względami rzecz jest tożsama, a pod innymi jest różna.
Russell - odwoływał się do niezrozumiałości pojęcia podobieństwa. Pytamy: pod jakimi względami rzeczy są podobne - a cóż to jest ten wzgląd - to powszechnik (więc obala stanowisko Jamesa bo konieczne jest pojęcie tożsamości) nie da się pojąć pojecia podobieństwa bez pojęcia tożsamości. (nie jest konieczne Bradleyowskie odwoływanie się do doświadczenia)
James : odwołał się do pojęcia prostego podobieństwa, to jest podejście psychologiczne - istnieją tak proste elementy rzeczywistości (smaki, dane zmysłowe) niezłożone z żadnych jakości, jeśli są one podobne, nie da się tego rozłożyć na częściową tożsamość i różność różnych cech, bo nie są złożone z różnych elementów. Obok prostego podobieństwa mamy też do czynienia z podobieństwem jako częściowej tożsamości ale u podstaw są proste relacje podobieństwa między jakościami
Bradley: jak wskazać te proste elementy? - trzeba je jakoś wyodrębnić aby o nich mówić, podać pewną tożsamość np. występowanie w porządku czasowym (nie ma takich atomów, co do których pojęcie prostego podobieństwa miałoby sens) Dla Russela tożsamości się nie widzi ale pojmuje. Bradley i James wychodzili z gruntu innych ontologii - James to atomista - jest to koncepcja strumienia świadmości w którym wszystko jest przygodne nie ma racjonalnych, kauzalnych związków między elementami rzeczywistości. Bradley był racjonalistą - elementy rzeczywistości występują w pewnych związkach - odwołuje się do doświadczenia
Koncepcja częściowej identyczności: była propozycja że gdy bierzemy pod uwagę proste jakości ( jak wzrost temperatura) i mamy z jednej strony człowieka 2 m. i podobnego do niego człowieka 1.80 m. to żeby te relacje pojąć jako częściową tożsamość: tożsame - obaj mają 1.80 m., różnica - jeden ma jeszcze 20 cm. Przykład barw: weźmy dwie podobne pomarańcze - czy jest tożsamość pod względem jednego koloru a różnica pod względem innego, oraz tożsamość pod względem pewnej pomarańczowości, różne pod względem dodatku innego pomarańczowego. Ale te dwa różne pomarańcze trzeba też opisać pod względem podobieństwa i różnicy - i to będzie się ciągnąć w nieskończoność.
Według Austina w historii teorii znaczenia dużą rolę odegrali neopozytywiści, empiryści logiczni - to był kamień milowy na drodze do filozofii analitycznej. W XIX wieku obowiązywał dogmat „jedna nazwa - jedno to co nazywane”. Znaczenie było utożsamiane z nazywaniem. Jeżeli coś znaczy to jest to nazwą a zdania to nazwy złożone (dzielono wyrażenia na kategorematy i synkategorematy - funktory logiczne współtworzą z nazw prostych nazwy złożone). Empiryści logiczni stwierdzili 1) zdania znacz a nazwa tylko o tyle o ile jest elementem zdania. 2) ograniczyli znaczenia do zasady weryfikacji zdania. Ich zasługa: wyrażenia znaczące mogły znaczyć nie mając znaczenia opisowego, informującego i np.. zdania metafizyki mają znaczenia emotywne.
Zarzut Austina: 1)za dużo rzeczy określano jako znaczenia emotywne ale jest więcej rodzajów znaczenia niepoznawczego - tę klasę trzeb podzielić 2) wiele wyrażeń określanych jako mające znaczenie poznawcze, np. „podobny” „tożsamy” nie mają znaczenia poznawczego ale nie służą do wyrażania emocji, należą do klasy słów adaptacyjnych, lub adjustacyjnych. Adaptują nasze wypowiedzi do niestandardowych sytuacji, słowa te są deskrypcjami, opisują cechy relacyjne.
Austin: 1) mamy świat: złożony tylko z 13 barw - plamy jednorodne, podmiot poznający nie miałby tu żadnych problemów z klasyfikacją; i mamy język złożony tylko z nazw własnych i nazw ogólnych określających typ koloru. 2) Mamy świat bogatszy, język ten sam, percepcja nie odpowiada dokładnie zasobom języka - brak odpowiedników (mamy element rzeczywistości - plamę - nie odpowiadającą dokładnie żadnemu z typów plam; mówiąc że plama nie jest czerwona, sugerujemy, że jest reprezentantem jednego z innych typów - w ten sposób dezinformujemy, a w języku wręcz kłamiemy- mówimy że plama jest czerwona (a tak naprawdę jest różowa, problem w tym że różowego nie ma wśród naszych 13 kolorów )
Paul Unger - podział terminów Ungera (absolute limit terms)
I klasa: absolutne terminy graniczne:
pełny, prosty, pusty, okrągły, kulisty, rozstrzygający, bezużyteczny - dają się połączyć z pewnymi przysłówkami (prawie, niemal, absolutnie) w sensownych wyrażeniach, albo np. bardziej prosty co daje się sparafrazować jako x bardziej zbliża się do prostoty
terminy takie jak np. krzywy, chropowaty, użyteczny, wypukły - nie da się ich w ten sam sposób sparafrazować i w.w. przysłówki do nich nie pasują.
Dzięki absolutnym terminom granicznym opisujemy rzeczy dane w doświadczeniu wiedząc, że opis jest nieadekwatny. W naszym języku naturalnym wmonotowny jest mechanizm posługiwania się słowami nieadekwatnymi (mechanizm hipokryzji - mówimy że coś jest płaskie, wiemy że nie jest ale zachowujemy się jakby było) Hipokryzja pozwala przekazać wartości kulturowe i pozwala komunikować się językiem. To grozi zepsuciem sensu słów. Do konserwowania sensu słów służą słowa adaptacyjne (3 klasy)
adjustatory - podobny, taki jak, tego typu co, przypominający - funkcja quasi-rozszerzająca/zawężająca sens słów. Przykład: „A jest prawie poezją” - zapobiegam rozszerzeniu sensu pojęcia poezji bo A nie należy do jego zakresu. „i jest a f” - gdzie a to adjustator, a f to termin opisowy - sygnalizuję tu że i nie jest f ale bliskie f. f pełni funkcję tylko opisową, słowo „a” stwarza dystans wobec terminu f.
Modyfkiatory - nierzeczywisty, nieautentyczny, fałszywy, zły - nie pełnią samodzielnej funkcji semantycznej, fałszywe złoto = nie złoto
wykluczające - prawdziwy, rzeczywisty, autentyczny, oryginalny, dobry, słuszny - używamy ich w sytuacji gdy ktoś mógłby (podejrzewamy, że mógłby) coś określić jako prawie złoto - wtedy prawdziwe złoto = złoto
Wiele tego typu słów występuje w dyskursie metafizycznym ( np. problem czym jest prawda )i epistemologicznym. Ci którzy pytają „ co to jest prawdziwy” zakładają że te słowa mają samodzielną funkcję semantyczną, nie rozumieją funkcji słów typu „a”. Nie ma czegoś takiego jak prawda (Austin tak dalekich wniosków nie wyprowadził). Teoria tradycyjna podobieństwa zakłada, że ta relacja jest symetryczna (niezwrotna). Czy podobieństwo jest symetryczne - istnieje zjawisko ujawniania niesymetrcznego podobieństwa Boga do jego stworzeń. Teoria słów adjustacyjnych nie ma z tym problemów, mamy wzorzec, typ, i mówimy „To jest podobne do typu”. Czy to uprawnia nas do zawieszenia sporu o uniwersalia ? Co uprawnia nas do nazywania wszystkich egzemplarzy t słowem „t” ? Co je łączy ? Co łączy wszystkie desygnaty słowa „t” ? Typ ? - w tym miejscu jest już to stanowisko w sporze o uniwersalia. (x jest tożsamy z t x jest t ). Niezależnie od charakteru słów (tożsamy itp.) można spór o uniwersalia ciągnąc dalej. Inny sposób ominięcia sporu: Co łączy wodę w łyżce, wodę w stanie lotnym (para) i wodę w stanie lodu - unikamy sporu - mówimy że mają we wszystkich wypadkach strukturę H2O. Spór o uniwersalia może nie powstać, gdy nie będziemy pytać o korelaty semantyczne słów adjustacyjnych. Możemy odpowiadać na pytania co łączy np. w.w. wodę podając naukowy konkret - metoda terapeutyczna. (z filozofii analitycznej) Analogicznie, problem wolnej woli też może nie powstać, w zależności jak używamy słowa wolny - gdy zachodzi podejrzenie że jesteśmy pod przymusem, wtedy nie powstanie problem wolnej woli. Problem uniwersaliów nie powstanie gdy pozostaniemy przy języku naturalnym. Filozofia nie jest niczym innym jak naruszaniem semantyki języka naturalnego.
Filozofowie analityczni uważają, i jest to zapewne prawdą, że gdyby ograniczyć znaczenia słów, do tych znaczeń, które funkcjonują w normalnych rozmowach, i do tych funkcji tematycznych, które są w nich stosowane, wówczas nie powstałby problem uniwersaliów, ani też mnóstwo innych problemów filozoficznych. Niemniej jednak, trzeba powiedzieć również, że gdyby języka naturalnego nie zmieniać i nie modyfikować znaczeń takich terminów, jak: woda, ciało, czy masa, na sposób fizyczny, to nie powstałyby również problemy fizyczne, a nikt nie kwestionuje zasadności uprawiania fizyki. Nie mniej jednak, podejmę problem uniwersaliów w sposób tradycyjny.
Do prawie każdej teorii uniwersaliów, w sposób jawny lub ukryty, prowadzi pewnego typu argumentacja. Jej schemat można odnaleźć w niemal każdym rozumowaniu, prowadzącym do teorii powszechników. Jest to tzw. ARGUMENTACJA TRANSCENDENTALNA. (Wzorcowe zastosowanie tej argumentacji można znaleźć u Kanta—stąd też jej nazwa.)
ARGUMENTACJA TRANSCENDENTALNA składa się z:
KONSTATACJI PEWNYCH FAKTÓW.
Faktów tych, w toku argumentacji się nie kwestionuje, uważa się je za niezbite. Jeżeli argumentacja doprowadzi do zakwestionowania tych faktów, no bo tego nie można nigdy do końca przewidzieć, to jest to klęską tej argumentacji, bo ona ma te fakty wyjaśnić. Np. dla Kanta faktem jest, że dysponujemy wiedzą, formułujemy twierdzenia prawdziwe, umiemy je zestawić, są to bardzo ważne fakty. Faktem dla niego jest, że jesteśmy moralni, żałujemy tego, co zrobiliśmy, czy chcemy to poprawić, oceniamy. To są niepodważalne fakty, od których Kant, w swojej argumentacji transcendentalnej, wychodził.
KONSTRUKCJI TEORII.
Tej teorii poszukuje się, jako odpowiedzi na zadane pytanie, właściwie jedno, różnie formułowane, np.: Jakie warunki muszą być spełnione, aby skonstatowane fakty mogły zaistnieć (co jest konieczne aby fakty te były możliwe)? Kant pytał o warunki możliwości faktu wiedzy, i faktu moralności; tego, że wiemy, że jesteśmy moralni; stworzył koncepcje: transcendentalnego podmiotu poznania i transcendentalnego podmiotu woli. Pierwszy podmiot może wiedzieć, a drugi może być odpowiedzialny za swe czyny; spełniają one—owe podmioty—takie warunki, dzięki którym są zachowane fakty co musimy.
Teoria, która jest sceną argumentacji transcendentalnej znajduje się w stosunku do faktu w relacji wyjaśniania. Ona ma je wyjaśniać, i jest to wyjaśnianie o charakterze dedukcyjnym. Stwierdzone fakty muszą, w tego typu pewnościach argumentacji transcendentalnej, wynikać.
Ażeby zbadać taką teorię, z której wynikają owe fakty, uznane za niekwestionowalne, musimy odpowiedzieć na pytanie: Co jest konieczne, aby te fakty były możliwe?
Mogą być różne teorie, wyjaśniające te same fakty, i z każdej z tych teorii da się wyprowadzić stwierdzenia tych faktów. Więc gdy dopracowujemy się tylko takiej teorii wyjaśniającej dedukcyjnie, to uzyskujemy odpowiedź na pytanie skromniejsze, mianowicie: Co może być tym, co umożliwia te fakty? W związku z czym argumentacja transcendentalna zawiera trzeci składnik:
UZASADNIENIE JEDYNOŚCI (do teorii wyjaśniania—2).
I tym argumentacja transcendentalna różni się od wyjaśniania tradycyjnego w nauce, gdzie od teorii, z której wynikają wyjaśniane fakty, wymaga się czegoś wprost przeciwnego, mianowicie, żeby była ona taka, iżby dała się konfrontować z doświadczeniem, i można było z niej zrezygnować w doświadczeniu danym.
W teoriach konkurencyjnych, które są zgłaszane jako konkurencyjne wyjaśnienie tych samych faktów, poszukuje się tego, co wspólne z naszym wyjaśnieniu. Wskazuje się, że jeśli istnieje konkurencyjna teoria, to skoro tamta, nasza, ma z nią coś wspólnego, to może, choć nie jest konieczne wszystko, co moja teoria głosi, to jednak konieczne jest to, co wspólne obu teoriom. W tym miejscu argumentacja transcendentalna zawiera w sobie coś, co nosi w fenomenologii nazwę OPERACJI UZMIENNIANIA (term. Ingardena), lub WARIACJI IMAGINACYJNEJ (term. Husserla) → metody te różniły się trochę u obu filozofów, ale nie jest to w tej chwili istotne.
Ogólnie można powiedzieć tak: Owa operacja uzmienniania, jest to pewien eksperyment myślowy, który jest sposobem badania pewnej idei, jej zawartości treściowej. Idei, która jest, w naszej teorii wyjaśniającej, istotna; badamy ten koszt teoretyczny żeby odpowiedzieć, że musi on być taki, mianowicie badamy to, bez czego idea czegoś nie byłaby ideą tego czegoś. Można, np., zastanawiać się nad tym, jakie warunki muszą być spełnione żeby poznanie było poznaniem, żeby wiedza była wiedzą, co jest konieczne, żeby ktoś mógł coś wiedzieć. Bierzemy na warsztat idee wiedzy i zaczynamy uzmienniać (stosować operację uzmienniania). Zadamy sobie np. takie pytanie: Czy warunkiem wiedzy jest jej prawdziwość; czy wiedza, w sposób konieczny, wiąże się z prawdą?
Prowadząc eksperyment dalej mogę się siebie zapytać: Czy ja mógłbym powiedzieć, że ja wiem, że śnieg pada, ale to nie prawda, że śnieg pada? Tym eksperymentem wykazałem, że nie mogę odróżnić prawdziwości od wiedzy. I w ten sposób ustala się koniecznościowe związki w ramach pewnej idei, w tym ustala się nieodzowność pewnego konstruktu teoretycznego, który jest istotny dla wyjaśniania faktów. Taka operacja uzmienniania prowadzi do konkluzywnego rezultatu i w związku z tym można robić np. tezy, że ilekroć ktoś wie, to zna prawdę; jak nie ma warunków znajomości prawdy, to nie ma warunków wiedzy—wiedza jest niemożliwa bez warunków umożliwiających zdobywanie prawdy.
Z drugiej jednak strony, można powiedzieć i tak: W ramach swojej wiedzy żywię przekonanie, że masa jest uzależniona od przyśpieszenia, ja to wiem w ramach mojej wiedzy fizycznej, ale czy to prawda? Nagle odłączyłem prawdziwość od wiedzy, powiedziałem, że mam wiedzę, a odmówiłem sobie pewności, co do prawdy, czyli nie zawsze te dwie rzeczy: wiedza i prawda, we wszystkich pojęciach muszą występować wspólnie.
W toku stosowania tej metody, jeżeli uzyskuje się w jej rezultacie pewną definicję, to jest ona konfrontowana z kontrprzykładami uwzględnionymi przez inną teorię. To, co się, na gruncie fenomenologii, nazywa Operacją Uzmienniania czy Wariacją Imaginacyjną, faktycznie jest tym samym, co filozofowie analityczni nazywają METODĄ KONTRPRZYKŁADÓW, bo oni uzmienniają jakieś pojęcie, badają to, co w nim jest stałego; szukając po prostu kontrprzykładów wyrażają się najzwyklejszym kierunkiem myślenia dowodowego. W toku stosowania tej metody kontrprzykłady dla naszej teorii zdradzają, że uogólniając teorię, zaczynamy posługiwać się pojęciem ogólniejszym, w taki sposób, żeby to, co do tej pory uważaliśmy za stałe—było zmienne, żeby inna teoria mogła być potraktowana jako zachowująca coś stałego, co i my zachowujemy, a pod pewnym względem była inna. Czyli ta metoda prowadzi do tego, że to, co jest konfrontowane z teorią jako jej kontrprzykłady jest przekształcane w jej przykłady, bo dla uogólnionej teorii staje się to przykładem. W ten sposób rezultat argumentacji transcendentalnej charakteryzuje się pewną poprawnością.
Teoria ta, może być różnie konkretyzowana. Kant stworzył transcendentalną teorię wszelkiego podmiotu poznania, czyli takiego podmiotu, który wystarcza, żeby poznawać, który ma warunki, by poznawać, niezależnie od tego, czy ten podmiot jest Bogiem, aniołem, człowiekiem, komputerem… I teraz, szczegółowe teorie poznania byłyby konkretyzacjami transcendentalnych, jak np. teoria poznania ziemskiego musiałaby przyjmować jakieś dodatkowe założenia, inne niż teoria poznania ludzkiego, gdzie trzeba by było rozpatrywać w już większym stopniu zwężenia.
Tego typu argumentacje można odnaleźć w sporach dotyczących uniwersaliów. Mianowicie, wszyscy przyjmują pewne fakty, których nie kwestionują, przynajmniej na początku sporu; jeżeli w toku argumentacji niektórzy dochodzą do ich zakwestionowania, to coś się zaczyna walić. Konstruują następnie teorie, z których te fakty mają wynikać, na taką łączną, konkurencyjną teorię uniwersaliów.
Jest tutaj jednak pewna różnica między transcendentalizmem a typową teorią uniwersaliów: Nie są one tak otwarte, jak otwarta jest koncepcja, np. podmiotu transcendentalnego. Ich autorzy zazwyczaj uważają, (tak sądzą np. realiści o nominalistach, i odwrotnie), że teoria konkurencyjna jest nie do pomyślenia, a nie chcą zbudować ogólniejszej teorii, w której ich teoria, powszechna, i teoria nominalistyczna, np., byłaby konkretyzacją.
Tym niemniej jednak, to można zrobić, i taką koncepcję uniwersalną, jako KONCEPCJĘ TRANSCENDENTALNĄ, tzn. taką, w której konkretyzacjami byłyby wszystkie znane koncepcje uniwersaliów; taką, która dostarcza najogólniejszego wyjaśnienia; z której wynikają pewne fakty interesujące teoretyków uniwersaliów. Taką koncepcję zaproponował Godak—filozof australijski. Przedstawił tą koncepcję w artykule pt. The egzistance of universal (Istnienie uniwersaliów) w: Contemporary philosophy of Australia. Można tam znaleźć kompletną argumentację transcendentalną, jaka w sporze o uniwersalia pojawia się mniej lub bardziej kompletnie.
Ustalmy teraz, o jakie FAKTY chodzi w sporze o uniwersalia. Są one niekwestionowalne, jeżeli posłużymy się zdrowym rozsądkiem. Nazwę te fakty tak:
FAKTY CHARAKTERU RZECZY
Faktem jest, że jedne rzeczy mają taki charakter, a inne rzeczy—inny. Faktem jest, że liście są zielone, kartki papieru białe…, przykładów jest mnóstwo. Zapiszmy jeden z nich tak:
x1, x2, x3… jest czerwone
To jest jeden z faktów charakteru rzeczy. Jak trzy różne rzeczy: x1, x2, x3… mogą być tą samą rzeczą? Zadajmy pytanie: Dlaczego rzeczy są tym, czym są? Ponieważ jesteśmy na terenie argumentacji transcendentalnej, więc zapytajmy tak: Co jest konieczne, by tego rodzaju fakty były możliwe? W sporze o uniwersalia pada odpowiedź: One są możliwe, bo istnieją uniwersalia i to wystarczy.
FAKTY ZNACZENIA SŁÓW
Faktem jest, że jednym słowem określamy różne rzeczy. Tym faktem jest coś takiego:
słowo „czerwone” denotuje (lub może denotowć) x1, x2, x3
I teraz jest tak, że jeżeli my przyjmujemy, że np. słowo „krzesło” denotuje krzesło, to ja przyjmuję, że jakby ktoś zniszczył wszystkie krzesła na świecie, to to słowo miałoby dyspozycję do denotowania jakiegoś krzesła, gdyby ktoś takie jedno krzesło, po zagładzie wszystkich krzeseł, zrobił (dlatego „może denotować”, a nie tylko „denotuje”). Wiemy, że tak jest, to jest fakt.
Wiemy nie tylko, że jest to x1, x2, x3, ale wiemy, że jest to słowo. O słowie wiemy to, że jest ono zdolne do odnoszenia się do różnych rzeczy, faktem jest, że to słowo jest do tego zdolne i nie kwestionujemy tego. Natomiast nie wiemy, na czym to polega. I pytamy: Dlaczego jesteśmy w stanie nazywać rzeczy tak, jak to robimy? Dlaczego jedno i to samo słowo odnosi się do różnych rzeczy; co jest konieczne, aby to było możliwe? No i pada odpowiedź: Bo istnieją uniwersalia.
Faktem jest, że te dwa fakty są ze sobą powiązane, tzn. faktem jest, że jeżeli:
x1, x2, x3… jest czerwone, to
x1, x2, x3… jest czerwone ⇔ słowo „czerwone” denotuje (lub może denotowć) x1, x2, x3
FAKTY PRZYCZYNOWOŚCI
Faktem jest, że żyjemy w takiej rzeczywistości, którą rządzą pewne prawdy, nie żyjemy w świecie chaosu. Dzięki temu, że żyjemy w świecie praw możemy wyjaśniać i przewidywać, robimy to zgodnie z pewnym schematem.
Jednym z takich najpopularniejszych schematów wyjaśniania jest schemat NOMOLOGICZNO—DEDUKCYJNY Hempla Oberlajma (wyjaśnianie nazywa się nomologiczno—dedukcyjnym dlatego, że jest wyjaśnianiem z powodu prawa → nomologiczno, i ma charakter dedukcyjny). Prawa przyrody, to okresy warunkowe (nie koniecznie tylko przyrody, także i życia społecznego, i przeróżne inne prawdy), a ich sformułowania są okresami warunkowymi. I teraz chcemy wyjaśnić fakt G(x) Przyglądamy się owemu G(a); chcąc wyjaśnić fakt G(a) coś nas zaniepokoiło; przyglądamy się owemu „a”, które ma cechę „G”, i zauważamy, że owo „a” ma także cechę „F”, więc dobieramy odpowiednie prawo, i z tego prawa, oraz z zauważonej rzeczywistości konkretyzacji poprzednika prawa, wynika nam konkretyzacja następnika podstawienia. W ten sposób G(a) tworzy jakieś pewne pasma tak, by „G” zostało wyjaśnione.
x F(x) → G(x)
F(a)
G(a)
Moglibyśmy wyjaśniać własność zieleni przez wskazanie własności na związek własności zieleni z własnością odbijania fal świetlnych o takiej a takiej długości.
Co jest konieczne, aby takie wyjaśnienie było możliwe? Aby było ono możliwe, to muszą istnieć związki między charakterami rzeczy, te własności muszą się zachowywać zgodnie z prawami tak, żeby ich występowanie można było wyjaśniać i przewidywać. Pytanie: Kiedy to jest możliwe? (bo to jest konieczne, żeby to było możliwe) Odpowiedź: Muszą istnieć te charaktery rzeczy, muszą istnieć uniwersalia.
Ten fakt przyczynowości jest niejako nadbudowany nad faktem charakteru rzeczy. Jest faktem, jeżeli faktem jest fakt charakteru rzeczy.
Tego faktu przyczynowości nie będę brał dalej pod uwagę. Nie zrobię tego również dlatego, iż ci, którzy sądzą, iż to jest faktem, że teoria uniwersaliów ma ten fakt wyjaśniać zakładają, że uznanie tych faktów jest założeniem jakoś rozumianego determinizmu. A to by znaczyło, gdybym teraz przyjął ten fakt i dalej rozważał problem uniwersaliów, że ograniczamy problem uniwersaliów do problemu rozwiązywanego przy założeniach deterministycznych, a przecież także indeterminiści, np. Schopenhauer, też zajmowali pewne stanowisko w sporze o uniwersalia. Dlatego lepiej nie zakładać tego faktu, bo założenie go jest już od razu opowiedzeniem się po jednej stronie tego sporu.
Przyjrzenie się determinizmowi, indeterminizmowi, nominalizmowi i realizmowi w sporze o uniwersalia, jako pojawiającym się w historii filozofii, pokazuje nam pewne widoczne związki. Mianowicie: determinizmu z realizmem i nominalizmu z woluntaryzmem. Związki tych par stanowisk uwidoczniły się w średniowieczu, kiedy to problem uniwersaliów, tak samo jak problem determinizmu, był podproblemem problemu natury Boga. Rozważano o naturze Boga, a przy tej okazji i różne inne rzeczy. Pytano np: Czy Bóg jest zobowiązany do przestrzegania praw przyrody, czy też Bóg mógłby w każdej chwili prawa przyrody złamać? I pojawiają się odpowiedzi: Jedna z nich, to stanowisko skrajne—Spinozy: Bóg jest zniewolony własnymi prawami, a właściwie nie tyle zniewolony, bo przecież nie zniewala go nic zewnętrznego, tylko sam od siebie zależy. To była odpowiedź deterministy, filozofa, który w sporze o naturę Boga—czy Bóg jest przede wszystkim rozumem czy wolą—opowiada się za rozumem. Druga skrajność, to stanowisko np. Dunsa Szkota, który mówi, że Bóg w każdej chwili może zmienić prawo, od jutra może nie obowiązywać to prawo, które obowiązywało do dziś, mało tego, Bóg może zmieniać przeszłość. Arystoteles miał dwa pojęcia konieczności: konieczności logicznej i konieczności przeszłości: przeszłość się już stała i już jej nie ma; skoro coś się stało, to konieczne jest tak, że się stało. Ale Duns Szkot mówi: Skoro coś było przypadkowe, potem nastąpiło znowu przypadkowe, potem znowu przypadkowe, to jak taka suma przypadkowości może się stać koniecznością? I w związku z tym Bóg Dunsa Szkota może zmienić prawa, i nawet przeszłość będzie się zachowywała niezgodnie z dotychczas obowiązującymi prawami, bo jest niekonieczna i Bóg może w nią ingerować. Bóg Dunsa Szkota jest Bogiem indeterminizmu i Bogiem woli. Bóg Spinozy jest Bogiem rozumu i Bogiem determinizmu.
Zapytajmy teraz już nie o prawa przyrody, a o reguły semantyczne: Czy Bóg może zmienić reguły semantyczne języka? Odpowiedź Św. Tomasza z Akwinu: Bóg stworzył świat zgodnie ze swoim słowem—rzeczywistość, to jest zbiór korelacji semantycznych zdań boskiego języka, i jest to najlepszy z możliwych języków (bo przecież Bóg nie może mówić źle albo nie najlepiej). Z tego by wynikało, że Bóg nie może zmieniać reguł semantycznych języka.
Co mam na myśli, kiedy mówię o zmianie? Nie mam na myśli zmiany substratu materialnego znaku, np., jeżeli dźwięk „białogłowa” miało i ma jeszcze jakieś znaczenie, to reguła semantyczna wiąże ten dźwięk z korelatem semantycznym; i teraz wypieram słowo „białogłowa” (już się tak nie dźwięczy), wchodzi nowy dźwięk: „kobieta”. Reguła semantyczna nie została zmieniona, bo przedtem i potem jest taka sama: dźwięk „białogłowa”, lub dźwięk „kobieta” denotuje x1, x2, x3…, czyli reguły nie zostały złamane. Co to znaczy złamać reguły języka? To nie zmieniać język, tylko dźwięk, bo związek korelatu semantycznego z dźwiękiem jest nie istotny dla słowa, jako znaczącego.
Pomyślmy o grze w szachy. W szachy można grać figurą króla z wyrzeźbioną koroną, ale można ją też zastąpić np. guzikiem, albo ołówkiem, czymkolwiek, byle tylko robił po szachownicy te same ruchy co król. I nie zmieni się reguł gry, jeżeli zmiana będzie tylko tego dotyczyła. Ale niech tak samo wyglądająca figura, z tą samą wyrzeźbioną koroną, zacznie nagle panoszyć się po szachownicy i posuwać we wszystkie strony jak hetman, a potem nagle jej się to odechce i zacznie skakać jak skoczek; no to wtedy dopiero zostaną złamane reguły gry w szachy. Problem Boga, powstały w średniowieczu, to nie taki problem: Czy Bóg może grać w szachy zmieniając po drodze ich reguły, tzn. czy on może w pewnym momencie postanowić sobie, że jego król zachowuje się jak skoczek, i dalej gramy; czy niestety, to już nie jest gra w szachy?
A przekładając to na mówienie o języku, to problem polega na tym: Czy Bóg może, w toku posługiwania się językiem, zmieniać regułę semantyczną (zaczynając zdanie posługuje się jakąś regułą semantyczną, a kończąc je—posługuje się już inną)? Ockham powiedział: może, Bóg wszystko może. A kiedy to jest możliwe? Jest to możliwe wtedy, kiedy nie ma niczego, co by Boga zobowiązywało do trzymania się sztywnych reguł, czyli nie ma sztywnych znaczeń Bóg w każdej chwili, na dowolne zbiory przedmiotów nakleja etykiety, odpowiednie dźwięki; jest w tej mierze nieograniczony. Za koncepcją Boga, który jest wolą i wszystko może kryje się nominalizm.
Pokazałem, iż nominalizm wiąże się tutaj z indeterminizmem (woluntaryzmem), a rzecz wiąże się z założeniem wolnej woli. Z kolei realizm powszechnikowy wiąże się z determinizmem i założeniem, że Bóg jest rozumem.
To, co w średniowieczu mówiono o Bogu zaczęto potem przenosić na człowieka. Kartezjańska substancja myślące jest bardzo podobna do Boga, mówi o sobie: „jak Bóg, w tym swoim chcę / nie chcę nie mam żadnych ograniczeń”. I teraz różne koncepcje człowieka, jako użytkownika języka, idą śladem tych średniowiecznych sporów. Ci, którzy człowieka traktują jako istotę racjonalną, karzą widzieć go tak, iż przestrzega on pewnych reguł, także semantycznych, a ci, którzy człowieka widzą, przede wszystkim, jako osobę obdarzoną wolą są skłonni do woluntaryzmu i są w tym daleko od nominalizmu. Nie ma dla nich stałych reguł semantycznych, słowa to etykietki nalepiane dowolnie, jak się komu podoba.
Ta dygresja miała, między innymi, pokazać, że ten, kto się opowie za tezą, że mamy traktować obieg argumentacji transcendentalnej, zmierzającej do teorii uniwersaliów, od faktu przyczynowości już sprawę w jakiejś mierze przesądza, opowiada się za determinizmem i tym samym za realizmem powszechnikowym.
Wróćmy do tego, iż istnieją dwa fakty: fakt charakteru rzeczy i fakt znaczenia. Trzeba je teraz wyjaśnić. Stojąc przed teorią uniwersaliów: Dlaczego rzeczy są jakie są, i dlaczego rzeczy nazywamy w taki sposób, jak to robimy? Godak mówi, że teoria uniwersaliów powinna dostarczać wspólnej odpowiedzi na oba pytania o istnienie uniwersaliów. Na razie uniwersalia to proces teoretyczny, wiemy o nim tylko tyle, że ma wyjaśniać pewne fakty. Tak było w starożytnej Grecji, tzn. pod oba te pytania podpadała jedna odpowiedź. I tak musiało też być, ponieważ nie rozróżniano tam charakteru rzeczy i znaczenia słów. Jedno i drugie nazywano logosem. W związku z tym teoria ta nie byłaby rozumiana. No ale od tego czasu minęło dwadzieścia kilka wieków i dzisiaj można mieć wątpliwości co do tego, czy istnieje tylko jedno rozwiązanie, jedna możliwa odpowiedź. David Pears, w artykule Universals∗, rozważa, między innymi, relacje pomiędzy tymi dwoma pytaniami. I mówi, że już w starożytności były one czasem odróżniane. Platon i Arystoteles oddzielali pytania o charakter rzeczy od pytania o znaczenie słów. Zdaniem Pearsa trzeba te pytania od siebie oddzielać, bo powinny być one kierowane pod różnymi adresami. Pytanie o charakter rzeczy, jest pytaniem właściwie kierowanym pod adresem naukowców, to oni mają powiedzieć jaki rzeczy mają charakter. Natomiast pytanie o znaczenie słów winno się kierować pod adresem lingwistów i tematyków logicznych. I nie można zakładać, ani traktować, że odpowiedź może być jedna. Podobnie jak Pears myśli David Armstrong. W swojej książce pt. Uniwersalia i realizm naukowy (2 tomy) (1 tom—Nominalizm i realizm, 2 tom—Teoria uniwersaliów—wykład koncepcji Armstronga)∗∗. autor podaje najwięcej, jak dotąd, informacji na temat różnych koncepcji uniwersaliów. Realizm naukowy jest nazwą stanowiska, od którego Armstrong wychodzi. Według niego tych dwóch pytań mieszać nie należy. Problem charakteru rzeczy, mówi Armstrong, jest problemem empirycznym, a problem znaczenia jest problemem logicznym lub lingwistycznym.
Fakt, dlaczego te dwa problemy są mieszane można zrozumieć jeżeli się zauważy, iż istnieje tendencja do pojmowania własności na sposób Fregego. Frege zaproponował pewną definicję własności, my mamy pewną kulturę logiczną, w niej się mieści to, czego nas nauczył Frege i tak też bywa, że skłonni jesteśmy rozumieć własności po fregowsku. Czyli jak? Czym są predykaty według Fregego?
… jest czerwone
… jest ojcem
… jest człowiekiem małomównym lub rozmownym
To są predykaty, one wyrażają pewne pojęcia: pojęcie czerwieni, pojęcie ojca, pojęcie człowieka małomównego lub rozmownego… są to inaczej własności rzeczy (własności rzeczy = predykaty). Predykat upodobał pojmowanie pojęcia, czyli własności, jako funkcji. Istnieje zbiór pewnych przedmiotów, takich np. jak: krzak, jabłko, sztandar pewnego rodzaju. Przedmioty z tego zbioru są argumentami, funkcja przypisuje im pewną wartość, np. gdy Piotr jest ojcem Jana, to Jan jest argumentem, a Piotr, który jest jego ojcem, jest dla tego argumentu, czyli dla Jana wartością. Pojęcie, mówi Frege, jest bytem nienasyconym, nasyca się po każdej argumentacji. Pojęcie ojca, nasycone Janem, nabiera wartości, przy czym tą wartością jest Piotr.
Za zdaniem, niezależnie jak długim, i jak skonstruowanym, byle poprawnym, kryje się teza. Armstrong mówi, że jest to pewien atut. Weźmy np. tak rozumianą tezę: jest człowiekiem małomównym lub rozmownym. Niewątpliwie prawdą jest, że wyrażenie: jest człowiekiem małomównym lub rozmownym denotuje Jana, który jest małomówny i Małgorzatę, która jest rozmowna. Mamy zatem odpowiednik tego faktu. Mamy fakt znaczeniawyrażenie: jest człowiekiem małomównym lub rozmownym denotuje tak różne, pod interesującym nas względem, osoby. Czy można powiedzieć, że jeżeli wyrażenie jest człowiekiem małomównym lub rozmownym denotuje Jana i denotuje Małgorzatę, to Jan i Małgorzata mają ten sam charakter, ponieważ Jan jest małomówny, a Małgorzata jest rozmowna? Mają oni ten sam charakter, ale tylko pod tym względem, że jedno i drugie podpada pod opis alternatywny, natomiast nie mają tego samego charakteru w zwykłym sensie, bo on jest małomówny, a ona jest rozmowna. Czyli, jeżeli chcemy jakimś obiektom przypisywać pewien charakter, w zwykłym tego słowa znaczeniu, to jest to inna procedura, nie chodzi wtedy o określenie ich dowolnie skonstruowanym, poprawnym logicznie predykatem. Ze strony logiki można przyjąć, że Jan i Małgorzata mają ten sam charakter, mianowicie charakteryzuje ich ta sama alternatywa, ale to słowo charakter gra tutaj inną rolę. Wzbogaćmy to jeszcze przykładem Ramseya:
X nie jest ani Sokratesem ani Heglem.
Mamy tutaj coś, co spełnia warunki pojęcia w sensie Fregego. Jakie cechy, jaki charakter miałby ów X, o którym mówimy, że nie jest ani Sokratesem, ani Heglem? Miałby cechę nie bycia Sokratesem, ani Heglem. Takich cech on ma mnóstwo, no bo nie jest ani kanarkiem ani muchą, ma nieskończoną ilość cech i w ten sposób bardzo łatwo można mieć znajomego o nieskończonej ilości właściwości. W związku z tym wydaje się, że cechy, w sensie logiki, jako to, co odpowiada predykatom, i cechy w zwykłym sensie, to bardzo różne rzeczy. Gdyby na tym poprzestać, to trzeba by było powiedzieć, że jeśli chodzi o fakty znaczenia, bo te predykaty rzeczy znaczą, i gdy chodzi o fakt charakteru rzeczy, to chodzi o inne fakty, i znaczyłoby to, że rację ma nie Godak, ale Pears. Zrezygnowalibyśmy tutaj ze stworzenia takiej teorii uniwersaliów, która byłaby za razem teorią uniwersaliów empirycznych (tych dotyczących rzeczy) i teorią uniwersaliów lingwistycznych. Myślę, że można dokonać pewnego zabiegu, i zrobić tak: ograniczmy ambicje stworzenia jednej teorii uniwersaliów, do takich predykatów, które są proste. Jeżeli weźmiemy przykład: X nie jest ani Sokratesem ani Heglem, to możemy go traktować tak:
X nie jest Sokratesem, ani
X nie jest Heglem
i dalej:
nie prawda, że X jest Sokratesem
nie prawda, że X jest Heglem
Po tej parafrazie dochodzimy do prostych predykatów, pojawiających się w zdaniach elementarnych∗. Wniosek: to wszystko, co dotąd mówiliśmy o faktach i o związku faktu charakteru rzeczy z faktem znaczenia ograniczamy do zakresu rozbić predykatów. Rozbić w tym sensie, że pojawiających się w zdaniach elementarnych, tzn. w takich zdaniach, w których nie występują takie słowa jak: „i”, „lub”, „nie”. Ten związek dotyczy tylko takich prostych wyrażeń i do tego go ograniczmy.
Mankamentem wszystkiego, o czym dotąd mówiliśmy było to, że rzecz rozważaliśmy na przykładzie jednego słowa i jednej litery. Natomiast, jeżeli powstać ma jakaś teoria, to musi ona być ogólna. Po lewej i po prawej stronie równoważności trzeba mieć pewne fakty ogólne. Jak to można zrobić, czy można to zrobić po prostu w ten sposób:
x1, x2, x3… jest φ∗∗ ⇔ „φ” denotuje x1, x2, x3…?
Nie można, ponieważ konwencja dotycząca cudzysłowu tworzy tzw. nazwę cudzysłowową, nazwę wyrażenia, które znajduje się w cudzysłowie. Czyli znaczy to, że x1, x2, x3 to jest nazwa owego „φ” i φ jest tu stałą, a nie zmienną. Tak tego zrobić nie możemy. W związku z tym Godak korzysta z funkcji przytoczenia, którą opracował. Jest to taka funkcja, której argumentami są nazwy własności: np. czerwony, zielony, niebieski—są to argumenty tej funkcji, a jej wartościami są cudzysłowowe nazwy tych nazw.
czerwony → „czerwony”∗∗∗
zielony → „zielony”
i ogólnie można to wyrazić w ten sposób:
x → qu∗∗∗∗ (φ)
Teraz fakt możemy już zapisać w sposób ogólny:
x1, x2, x3… jest φ ⇔ qu (φ) denotuje x1, x2, x3…
Jest to ogólny zapis tych faktów i związków między tymi faktami.
Dalej pozostaje tajemnicą, dlaczego jest tak jak jest po lewej i prawej stronie, ale wiadomo już, co należy wyjaśnić.
ONTOLOGIA 25.10.2000
Poprzedni wykład zakończył się sformułowaniem zależności między dwoma faktami :faktem charakteru rzeczy i faktem znaczenia. Równoważność ta wygląda następująco:
x1;x2....
Każda teoria uniwersaliów ma Wyjaśniać fakt stwierdzany po prawej stronie, fakt stwierdzany po lewej, i równoważność, czyli zależność pomiędzy tymi faktami. Teraz, zanim przejdziemy do dalszych rozważań zatrzymajmy się chwilę, czy rzeczywiście ten fakt, ta zależność ma miejsce, istnieją bowiem powody by w to wątpić. Po pierwsze: po prawej stronie mówimy o słowie które denotuje, mówimy w taki sposób jakby istniała jakaś relacja denotacji między słowami a rzeczami - jakby nie trzeba było do tego niczego więcej.
Pomyślmy o chmurze, która, gnana podmuchami wiatru ułoży się w napis np.: Wałęsa. Kiedy powiemy że to jest słowo, a kiedy tylko że to dziwna chmura a nie słowo ? Jeśli podejrzewamy że jakiś samolot to wyprodukował to uznamy to za słowo, a nawet jeśli nie będziemy się tu dopatrywali żadnego ziemskiego użytkownika języka to powiemy że Bóg tą chmurę ułożył w taki napis, a wtedy, żeby wziąć to za słowo trzeba pomyśleć o boskim użytkowniku języka, który za pomocą chmury do nas mówi. Czyli sam substrat materialny wydaje się nie wystarczać do tego, żebyśmy mieli do czynienia z denotowaniem Ta sytuacja wymaga użytkowników języka - to ludzie używają słów. A jeśli tak, to może zamiast mówić że słowo denotuje x1, x2 może byłoby bliższym rzeczywistości powiedzenie: słowo jest używane do denotowania x1, x2. Chmura, jeżeli nie jest do tego używana to nie denotuje. Jeśli tak, to pojawiają się pewne niebezpieczeństwa, bowiem ze słów można robić różny użytek.
W “Dziennikach ......” Lem opisuje sytuację w której bohater znalazł się na planecie Pinta. Na tej planecie obowiązuje ideologia głosząca że mieszkańcy tej planety, podobni do ludzi, ewoluują w kierunku przekształcenia się z posiadających płuca w posiadających oskrzela. Sposobem na przyspieszenie tej ewolucji jest zalewanie ich po dziurki w nosie, i oni chodzą i mówią że panuje postęp, i że coraz bliżej im do celu ewolucji. A więc używają predykatu “postępowy” dla określenia stanu rzeczy nie będącego ewidentnie ale regresem , bo wyrażającym się w reumatyzmie. Przyjrzyjmy się temu i zobaczmy jak w takim świecie prezentuje się nasza równoważność: słowo postęp jest odnoszone do każdego dnia, do każdej czynności której się tam dokonuje, natomiast to, do czego słowa się odnoszą ewidentnie postępem nie jest. A zatem mamy: gdy prawdziwa jest prawa strona równoważności , prawdziwa nie jest lewa. Nie trzeba szukać odległych planet, przypomnijmy sobie co mówiliśmy o tzw. u Ungera absolut limit tense: słowo “płaski” denotuje blat i podłogę. Niemniej jednak te przedmioty do których słowo to jest odnoszone płaskie nie są. Prawdziwa jest prawa strona równoważności, lewa jest fałszywa.
Wyobraźmy sobie jeszcze inna sytuację - tu posłużymy się sposobem myślenia Putnama. Załóżmy że wiemy do czego odnosić termin “złoto”, i umiemy się nim posługiwać. Termin ten denotuje pewne przedmioty. Pewnego dnia dowiadujemy się że ze wszystkich przedmiotów złotych z którymi mieli do czynienia ludzie tylko niektóre okazały się złote - bo chemia kwantowa odkryła że tylko niektóre z nich mają strukturę która czyni je prawdziwym złotem. Gdyby tak było to słowo to denotowało by pewne przedmioty przez użytkowników języka polskiego określane jako złote, nie wiedząc że tylko niektóre z tych przedmiotów mają taki charakter który upoważnia je do tego by je złotymi nazywać. Jeszcześmy niezłotości niektórych denotatów nie odkryli. Zatem nasza równoważność okazuje się wątpliwa, bo rozpatrujemy ją na terenie teorii aktów mowy, na terenie gdzie denotacje rozumiemy jako część aktów mowy. W akcie mowy wyróżnia się czasem akt lokucyjny, czyli akt odnoszenia pewnej treści do czegoś - i składa się ów akt zwykle z odniesienia i predykacji, My rozważaliśmy denotację, czy odnoszenie się jako część aktu lokucyjnego, lokucyjnego aspektu aktów mowy, rzecz rozgrywała się na terenie teorii aktów mowy, Stąd te kłopoty: bo różny użytek ze słów ludzie mogą robić. Żeby ocalić tę równoważność trzeba dokonać takiego wyboru jakiego dokonał Godart, czyli trzeba rozumieć denotację w sposób właściwy logice tradycyjnej, mianowicie danego terminu jest zbiór obiektów o których ten termin się prawdziwie orzeka. Czyli
###
I teraz powiedzieć że Q() denotuje x1, x2 to powiedzieć tyle że Q() należy do denotacji.
##
Denotacja nie jest niczym innym jak klasą abstrakcji. Jest oczywiste że lewa strona równoważności i przeformułowana prawa strona są równoważne. Jeżeli lewa strona mówi że o pewnych przedmiotach x1, x2, x3, jest prawdą że są , to prawda że tak. A prawa strona mówi dokładnie to samo, tylko używa teoriomnogościowego znaku przynależności do zbioru nazwanego denotacją. Czyli mamy prawdę analityczną, konieczną. Można postawić zastrzeżenie, że nie ma ona sensu empirycznego, ponadto nie wydaje się żeby wyjaśniała fakt znaczenia, żeby prawa strona tej równoważności stwierdzała fakt znaczenia w zadowalający sposób. Dlaczego to można powiedzieć ? Ponieważ: sformułujmy taką zależność: x należy do denotacji terminu
#@
Jeżeli tak jest, to ten termin denotuje x. To jest zależność, ale czy ona cokolwiek wyjaśnia ? Przypomnijmy dedukcyjny schemat Oppenheima: kiedy byśmy powiedzieli że ten fakt jest wyjaśniany? Cechą tego x-a jest to że odnosi się do niego pewien termin. W poprzedniku ww implikacji, tego sformułowania prawa bierzemy pod uwagę taką cechę tego x-a która polega na tym że ów x należy do pewnej denotacji. Czyli: jeżeli x ma denotację to F(x) odnosi się do x-a, taka jest zależność. Jeżeli ta zależność miałaby coś wyjaśniać, to wraz ze zmianą pewnej cechy ( tej o której mówi poprzednik) powinna się zmieniać cecha o której mówi następnik. Czyli gdyby rosła denotacja, rósł zbiór przedmiotów wchodzących w zakres denotacji terminu to powinno zmieniać jakoś odnoszenie się. To jednak niewątpliwie się nie zmienia. Analogicznie nie moglibyśmy wyjaśniać wrzenia wody uzależniając to wrzenie od ilości wody wrzącej. Niezależnie od tego czy ilość wody zmniejsza się czy zwiększa, to, że woda wrze dalej jest takie samo - niezależne od ilości wody, ale od temperatury. Aby wyjaśnić wrzenie trzeba znaleźć jakąś stałą cechę z tym wrzeniem związaną. W związku z tym chcąc wyjaśnić denotację trzeba znaleźć jakąś stałą cechę sytuacji denotowania, która się nie zmienia tak jak denotacja, bo ta zmiana denotacji wygląda jak zmiana ilości wrzącej wody. Wniosek: w sytuacji denotacji musi być coś stałego żeby wyjaśnić znaczenie, znaczenie wymaga odwołania się do czegoś stałego co występuje zawsze przy odnoszeniu się słów. Żeby to pokazać rozważmy taki klasyczny trójkąt:
Trójkąt podstawę ma zarysowaną linią przerywaną
a boki linią ciągłą. Symbol odnosi się, denotuje, do
do czegoś co autorzy nazywają referentem - przedmio-
tem odniesienia, i ta linia przerywana symbolizuje samo odnoszenie się jakiegoś słowa do przedmiotu. Ale jest to zaznaczone linią przerywaną ponieważ autorzy uważają że nie ma kauzalnej, rzeczywistej relacji między słowem, a tym do czego słowo się odnosi. Żeby odniesienie miało miejsce musi zostać zapośredniczone - wg. autorów za pomocą myśli. Symbol wyraża myśl czy symbolizuje myśl, może być poprawny lub niepoprawny; myśl odnosi się do przedmiotu odniesienia i to odnoszenie się może być adekwatne lub nieadekwatne. Myśl jest tym co stałe w tej sytuacji odniesienia. Można zatem powiedzieć że kiedy mówimy o denotacji to mówimy o takich trójkątach które są sytuacjami odniesienia słowa np. “czerwone” do odpowiedniego referenta, mówimy o takich trójkątach zapominając, że te trójkąty mają dwa boki i wierzchołek - mówimy o samej podstawie. Do książki “the meaning of meaning” napisał dodatek Malinowski; i on zakwestionował tezę że podstawa trójkąta musi być linią przerywaną, zakwestionował tezę że słowa odnoszą się do swoich przedmiotów odniesienia zawsze za pośrednictwem czegoś, zwłaszcza za pośrednictwem myśli. Kiedy np. cudzoziemiec nie rozumiejąc języka polskiego, nie rozumie co mówi ale fonetycznie nauczył się na pamięć i w odpowiednim miejscu i chwili w zgodzie z pewnymi konwencjami powie “biorę sobie ciebie za żonę” to następnego dnia nie będzie mógł się rozwieść, mówiąc że nic w tym czasie nie myślał tylko powtarzał jak automat. Do zawarcia małżeństwa nie było mu potrzebne zrozumienie słowa tzn. nie była mu potrzebna myśl. Jest wiele takich sytuacji kiedy wypowiadamy słowa i one jakby bezpośrednio działają na rzeczywistość - Wittgenstein podawał taki przykład : majster krzyczy “wapno” a terminator biegnie po nie zupełnie nie myśląc, po prostu dźwięk wywołuje zmianę w świecie.
Malinowski jest twórcą koncepcji znaczenia fatycznego - uważał że funkcja informacyjna języka jest rzadko używaną. Częściej mówimy po to żeby się dobrze ze sobą czuć, czyli celem wypowiadania słów jest tworzenie, wywoływanie odpowiedniego nastroju w grupie użytkowników języka. Znowu sytuacja w której mamy jakiś symbol i odnosi się on bezpośrednio do rzeczywistości, myśli są nieistotne. Niech tak będzie . Przy tych wszystkich sposobach użycia o których mówi się że myśl jest nieistotna, jest tez tak ze całkiem nie myśleć się nie da, to znaczy ten cudzoziemiec który zawierał ślub jednak wiedział co robi i po co są słowa których użył. Kiedy się używa słów do wywoływania nastroju to też się wie co jest przedmiotem odniesienia tego narzędzia jakim jest słowo. Przy tych modyfikacjach Malinowskiego dotyczących trójkąta ............... i Richardsa obowiązuje pewna wspólna teza i tych autorów i Malinowskiego : w sytuacji odnoszenia się słów do czegoś występuje coś stałego, nie tylko mamy do czynienia z odnoszeniem się i denotacją, ale zawsze coś stałego - podtrzymywanie nastroju zawieranie małżeństwa, jeżeli już nie myśl która łączy te różne sposoby użycia słów. Czyli musimy zmodyfikować dotychczasową formę do której nasza argumentacja transcendentalna doprowadziła i uwzględnić fakt że w tej oto sytuacji mamy do czynienia z czymś stałym, niezbędnym dla denotacji.
# #
Podstawmy sobie na razie jakąkolwiek teorię uniwersaliów, niech to będzie realizm platoński, no i x1, x2, x3, są czerwone wtw gdy nazwa czerwieni nazywa ideą czerwieni i owa idea czerwieni jest wzorem dla przedmiotu x1, x2, itd. Jest to na tyle ogólne sformułowanie iż na razie wydaje się że większość koncepcji uniwersaliów można potraktować jako podstawienia czy konkretyzacje tej ogólnej formuły.
Czym jest tutaj denotacja? Denotacja jest superpozycja dwóch relacji - relacji R i relacji S.
# #
Denotacja jest złożeniem tychże relacji więc zapiszmy sobie to w ten sposób:
# #
To może teraz dokonajmy standartowych podstawień. Wpierw nominalizm. Nominalizm wokalistyczny - mówi ze nazwa jest tylko dźwiękiem a jej ogólność sprowadza się tylko do ogólności zastosowania; do tego że jest odnoszona do wielu obiektów.
R S
NOMINALIZM dźwięk/napis relacja denotacja
WOKALISTYCZNY identyczności
Relacja R jest tutaj relacją identyczności, bo tutaj nie powołuje się żadnego konstruktu teoretycznego. I ten dźwięk jest odnoszony, denotuje x1, x2, x3, - więc S to denotacja. Można powiedzieć że nominalizm wokalistyczny jest zdegenerowaną postacią tego schematu, dlatego że faktycznie nie powołuje konstruktu teoretycznego który miałby wyjaśnić sytuację denotacji, tylko wprost przeciwnie - argumentuje na rzecz tezy że taka konstrukcja jest zbędna, że denotacja to wszystko.
Następnie - co może zaskakiwać - wyodrębnimy nominalizm teoriomnogościowy. Zaskakiwać może to dlatego że zwykle mówi się że teoria mnogości angażuje się w ontologię realistyczną, dlatego że mówi iż istnieją zbiory także wtedy gdy nie ma elementów zbioru, a zatem jeżeli zbiór to własność (a takie utożsamienie tutaj jest) to istnieją własności bez egzemplifikacji, a to jest teza którą wypowiada skrajny realizm platoński - istnieje czerwień choć nie ma żadnych przedmiotów czerwonych, w świecie idei pozostaje idea czerwieni. Ale gdyby zniszczyć wszystkie przedmioty czerwone, to zgodnie z ontologią teoriomnogościową nie byłoby żadnego powszechnika, czerwieni w żadnym świecie, bo ta czerwień jest tylko zbiorem przedmiotów czerwonych. Jak nie ma co zebrać to i nie ma zbioru. Czyli pogląd na temat uniwersaliów związany z teorią mnogości nazywamy nominalizmem ponieważ mówi on, podobnie jak nominalizm wokalistyczny , że istnieją pewne obiekty i nie ma własności innych jak zbiory tych obiektów - to mówi każdy nominalizm. Natomiast teoria mnogości dodatkowo mówi jeszcze jedno: nie wolno tych obiektów w pewien sposób zbierać tzn. Tak ich zbierać żeby do jednego zbioru wziąć jakieś obiekty i dodatkowo zbiór tych obiektów. Czyli od nominalizmu zwykłego teoriomnogościowy różni się tylko receptą na temat produkcji zbiorów.
NOMINALIZM R S
TEORIOMNOGOSCIOWY zbiór nazywanie zawieranie elementu
Nominalizm konceptualistyczny - tutaj słowo nazywa pojęcie w umyśle, a zatem relacja między słowem a pojęciem jest znowu relacją nazywania. Pojęcie obejmuje pewne przedmioty czyli mamy tutaj relację obejmowania, czy jak to się czasem mówi komprehencji.
NOMINALIZM R S
KONCEPTUALISTYCZNY pojecie nazywanie obejmowanie - komprehencja
Następny nominalizm nosi nazwę nominalizmu podobieństwa, mówi ze znaczenie słowo nabiera dzięki temu, że nauczono nas używać pewnego słowa w obliczu pewnego konkretnego przedmiotu, pokazano nam jabłko , usłyszeliśmy dźwięk “jabłko” i ten wzorcowy konkretny przedmiot, paradygmatyczny konkret jest znaczeniem tegoż terminu Słowo nazywa ten paradygmatyczny konkret, jest jego nazwą własną i teraz to słowo się odnosi do innych konkretów jeżeli one są podobne do tego naszego wzorcowego.
NOMINALIZM R S
PODOBIEŃSTW paradygmatyczny konkret nazywanie podobieństwo
I wreszcie nominalizm który nazwiemy teoriomnogościowotropowym (nazwa powstała na użytek wykładu).Aby wyjaśnić o co chodzi zaczniemy od pojęcia tropu, co to jest trop. Trop to po pierwsze trop , a po drugie przenośnia, metafora. I teraz, zdaniem takich autorów jak np. Donald Williams czy Capbel(?). Wytłumaczymy pojęcie tropu na przykładzie Williamsa, to jest przykład trzech lizaków. Mianowicie, trzy lizaki , wszystkie się składają z patyków i tego co na patyku, i teraz na jednym patyku jest kula czekoladowa brązowa, na drugim jest kostka, też czekoladowa i brązowa, a na trzecim patyku różowa kula cukrowa. I teraz każdy lizak ma części: składa się z patyka, tego co na patyku a to co na patyku też się z czegoś składa. Ale w świecie części nie są jedynymi elementami podstawowymi bo są nimi jeszcze tropy. Co to są tropy? Mówimy czasem że oni się uśmiechają tym samym uśmiechem, tak samo wyglądają, to ten sam smak - można powiedzieć patrząc na oba lizaki, używane jest tutaj słowo “ten sam” i to jest inny sens słowa “ten sam” niż sens słowa “ten sam” do którego się uciekamy kiedy np. mówimy że ten kwadrat i ten trójkąt mają ten sam bok - one mają ten sam bok bo jeden i ten sam bok jest częścią jednego i częścią drugiego. Kiedy mówimy że pani ma ten sam uśmiech co pani, to słowo “ten sam” nie znaczy tego samego co w tamtej sytuacji, bo panie nie są sczepione uśmiechem który dzielą, tylko czym jest “ten sam” uśmiech pani w stosunku do uśmiechu pani? - ano tropem właśnie, pani uśmiech jest przenośnią pani uśmiechu, jest metaforą pani uśmiechu i każde następne “to samo” jest przeniesieniem poprzedniego dosłownie nie tym samym. W świecie można wyodrębnić części i tropy. I teraz rzeczy konkretne składają się z części, a uniwersalia to zbiory tropów . No i dlatego nominalizm teoriomnogościowotropowy bo naszym jest tu zbiór tropów. Zbiór tropów znajduje się względem naszego słowa w relacji bycia nazywanym, nazwa nazywa zbiór tropów. Relacja S jest nieco bardziej złożona, ale nasze słowo denotuje coś jakiś uśmiech, jeżeli ów konkretny uśmiech należy do zbioru tropów, czyli też mamy tutaj odwrotność relacji należenia do, czyli mamy zawieranie elementu, przy czym pamiętamy że zawieranie jest to zawieranie tropu
NOMIZALIZM R S
TEORIOMNOGOŚCIOWOTROPOWY zbiór tropów nazywanie zawieranie elementu
Następnie wyodrębnimy sobie nominalizm mereologiczny. Nominalizm mereologiczny traktuje zdania typu x jest y jako zdania mówiące o relacji między częścią i całością. Kiedy mówię: to jest woda, to mówię że to coś co mam przed sobą np. w szklance, to mówię że to coś jest częścią wielkiej wody która wypełnia morza, chmury, lód, łzę - to jest jeden wielki przedmiot ta woda, i powiedzieć że to jest woda to zaliczyć małą część wody do wielkiej całości konkretnej, bo to jest jeden wielki konkret nazywający się wodą. Ten konkret jest przerywisty, tzn. są miejsca gdzie tej wody nie ma, są jakby dziury w wodzie, ale dziurawych przedmiotów jest więcej np. ser szwajcarski co nie przeszkadza jego konkretności. Tak więc naszym jest konkretna całość nazwa nazywa tę całość, i jeżeli następnie ta całość zawiera część która jest przedmiotem naszego orzekania, no to jest tak jak ma być i mamy tutaj relację zawierania części.
NOMINALIZM R S
MEREOLOGICZNY całość zawieranie zawieranie
To tyle o nominalizmie, pomówmy trochę o realizmie. Zaczniemy od pewnych obiegowych opinii na temat różnicy między realizmem nazywanym skrajnym i realizmem umiarkowanym. Ten obiegowy pogląd jest taki, iż istnieją uniwersalia w świecie idei jak powiedziałby Platon, czy w trzecim świecie znaczeń jak powiedziałby Popper, w świecie istniejącym obok świata psychicznego i fizycznego - uniwersalia istnieją w specjalnej dziedzinie, w specjalnym świecie, który to świat, gdy już powstanie (tak jak powiedział Popper, dla którego uniwersalia są ludzkimi wytworami) to jest niezależny od rzeczy fizycznych i od naszych aktów psychicznych. Więc realizm skrajny to pogląd który lokuje uniwersalia w takiej niezależnej dziedzinie, i ten pogląd bywa wyrażany często lapidarnie tak, że realizm skrajny, czy jak Armstrong mówi realizm transcendentny ( uniwersalia istnieją transcendentnie poza tymi dwoma światami w których my żyjemy), wiec że te uniwersalia mogą istnieć bez egzemplifikacji w którymkolwiek z tych dwóch pierwszych światów, uniwersalia mogą istnieć bez egzemplifikacji - to ma mówić realizm skrajny platoński, i tym się ma różnić ten realizm skrajny od realizmu umiarkowanego który ma głosić że uniwersalia istnieją in rebus, a zatem w swoich egzemplifikacjach, a zatem realizm umiarkowany miałby głosić że nie ma uniwersaliów bez ich egzemplifikacji. Takie odróżnienie realizmu umiarkowanego i skrajnego jest na pewno wadliwe, mimo że powszechnie przyjęte. No bo czy realista umiarkowany ( Arystoteles jest przykładem ), no bo czy Arystoteles powiedziałby że uniwersalia nie mogą istnieć bez egzemplifikacji, że nie mogą istnieć nie w rzeczach? Arystoteles by tego nie powiedział i nie należy mu tego przypisywać. Po pierwsze czym są uniwersalia w sensie Arystotelesa - to są formy rzeczy, substancja składa się z materii czyli z materiału który jest uformowany z formy. Ale czy forma jest w rzeczy według Arystotelesa, tak dokładnie w rzeczy, że ta sama forma jest w tym krześle, tym i tym, i można je tak wyjąć i poukładać obok siebie? U Arystotelesa występuje pojęcie entelechii czyli pełnej realizacji formy, czyli te różne tutaj krzesła, każde chce zrealizować w pełni swoją formę bez której to formy nie byłoby substancją. Ale jest ta jedna forma krzesła i jedno jest bliżej a drugie dalej, a wiec dokładnie rzecz biorąc formy nie są w krzesłach, tylko formy są czymś do czego krzesło dąży. Czyli formy arystotelesowskie przypominają bardziej niż się często sądzi idee platońskie, i w literaturze kiedy się pisze o Platonie i o realizmie platońskim i o realizmie arystotelesowskim używa anglosaskiej się jednego słowa - formy jako trafnie opisującego oba stanowiska. Poza tym przypuśćmy że ktoś wytłukłby wszystkie krzesła na świecie - czy Arystoteles powiedziałby wtedy że forma krzesła nie istnieje? Czy gdyby ktoś uśmiercił wszystkie motyle na świecie - czy Arystoteles by powiedział że nie istnieje forma motyla? Nie powiedziałby tego, tak samo jak w przypadku realizmu skrajnego prawdziwe byłoby twierdzenie że istnieje powszechnik bez egzemplifikacji, forma motyla bez motyla mimo że wszystkie uśmiercono. Oczywiście zapomniano o jednej larwie i gatunek się odrodzi, ale na razie nie ma egzmplifikacji. Żeby te różnice między realizmem skrajnym a umiarkowanym zobaczyć to przywołajmy realizm światów możliwych, realizm modalny. Na gruncie takiego realizmu możliwych światów mówi się że istnieją powszechniki, istnieją własności, własność istnieje jeżeli ma swą egzemplifikację w jakimś możliwym świecie. Własność bycia złotą górą istnieje, bo istnieje możliwy świat którego centrum jest złota góra, ale własność kwadratowego koła nie istnieje ponieważ nie ma takiego możliwego świata gdzie kwadratowe koło miałoby swoją egzemplifikacje. Realizm skrajny typu platońskiego przełożony na realizm możliwych światów mówiłby; istnieje powszechnik jeżeli ma egzemplifikację w jakimkolwiek możliwym świecie. Istnieje takie obiegowe powiedzenie do którego się czasem odwołuję, bo jest dobrym przykładem, choć niemiłosiernym: gdyby babcia miała kółka to by była samochodem. I teraz istnieje bez wątpienia możliwy świat w którym wyprodukowano taką babcio-samochód, jest to świat możliwy, a zatem na gruncie realizmu skrajnego taki powszechnik ma swoją egzemplifikację w jakimś możliwym świecie to jest platonizm. Natomiast na to by się nie zgodził Arystoteles, dlatego że nie wszystko co da się wymyślić jest według Arystotelesa realizowalne, nie każdy twór wyobraźni jest możliwy w sensie Arystotelesa. U Arystotelesa mamy pojęcie możnosci i aktu, babcia nie ma możności bycia samochodem mówiąc po Arystotelesowsku bo obowiązuje ją przyzwoita forma i ona nie może tej formy przekroczyć pozostając babcią. Nie ma takiego możliwego świata w którym ona przekształciła by się w samochód bo już wtedy nie byłaby babcią. Czyli krótko mówiąc według Arystotelesa, gdyby Arystotelesa przełożyć na ten realizm możliwych światów, to trzeba by było powiedzieć że istnieją te uniwersalia które mają swoją egzemplifikację w świecie naturalnym, niekoniecznie aktualnym tu i teraz bo może zabraknąć tych biednych motyli które ktoś wytrzebił ale w takim świecie który jest stosunkowo bliższy naszemu, w którym możliwe są te same rodzaje i te same gatunki, ale nie znaczy to że uniwersalia są in rem w naszej rzeczywistości, tylko to znaczy że uniwersalia są in rem w naszej rzeczywistości i niezbyt odległej od naszej możliwej, naturalnej. Czyli oba te stanowiska - i realizm skrajny i umiarkowany głoszą tezę że uniwersalia mogą istnieć bez egzemplifikacji. Różnica polega na tym że według realisty skrajnego do istnienia uniwersaliów nie potrzebne są żadne egzemplifikacje, w świecie rzeczywistym i w przybliżonym do rzeczywistego, wystarczą w jakimkolwiek możliwym świecie, a w przypadku realizmu umiarkowanego jak zostało powiedziane. I w związku z tym nazwijmy za Armstrongiem ten realizm skrajny realizmem transcendentnym, bo te uniwersalia istnieją transcendentnie niezależnie od wszystkiego co się w naszym świecie dzieje, także od dyspozycji tego świata, a realizm typu arystotelesowskiego może nazwijmy dyspozycjonalistycznym bo to znaczy że uniwersale musi być czymś zegzemplifikowane, jeżeli nie tym co jest w świecie to czymś, do czego wytworzenia świat jest dysponowany, w świecie istnieje naturalna dyspozycja.
REALIZM R S
TRANSCENDENTNY idea nazywanie bycie wzorcem/
/odwrotność relacji partycypacji
( o tym czy można to pogodzić będzie w
swoim czasie, bo to określenia z różnych teorii)
REALIZM R S
DYSPOZYCJONALISTYCZNY forma nazywanie możność-aktualizowalna lub nie
I teraz wyodrębnijmy jeszcze jeden realizm, taki który naprawdę zakłada że uniwersalia są in rebus czyli głosi że rzeczy choć nie mają identycznych jakości zmysłowych zawsze to co dane zmysłom jest inne w przypadku każdej rzeczy, świat zmysłów to rzeka Heraklita ale rzeczy mogą być tożsame pod względem struktury. I to jest dopiero realizm który mówi że uniwersalia są in rebus. Nazwijmy go realizmem strukturalnym.
REALIZM R S
STRUKTURALNYM struktura nazywanie podzielanie rzeczy
Nasz termin nazywa strukturę, struktura w stosunku do rzeczy znajduje się w relacji podzielania rzeczy, rzeczy podzielają strukturę.
Oto typy realizmów i nominalizmów które omówimy później. Jeszcze powiem, że istnieje stanowisko w sporze o uniwersalia które przynajmniej w poglądach tych którzy tego stanowiska bronili wznosi się ponad spór nominalizmu z realizmem nie jest ani tylko nominalizmem ani tylko realizmem. Ta koncepcja nosi nazwę konkretnego powszechnika - concret universal jak nazywa to Bradley. Jest to koncepcja którą można spotkać u Hegla, w neoheglizmie a także w marksizmie bo marksizm był w dużej mierze heglizmem. Ponieważ jest to koncepcja mało znana, w Polsce jest tylko jeden krótki artykuł na ten temat pióra prof. Polniewicza w książce “Rzeczy i fakty”, tam jest dodatek o rozumieniu rzeczy w marksizmie. Ale to jest heglowskie. Żeby przybliżyć pojęcie konkretnego powszechnika
KONKRETNY R S
POWSZECHNIK konkretny powszechik nazywanie relacja całości do części
Co to jest konkretny powszechnik? Obiegowy pogląd na temat natury poznania intelektualnego i natury percepcji dotyczące zarazem uniwersaliów mówi tak: z konkretami mamy do czynienia w poznaniu zmysłowym, gdy patrzymy słuchamy, dolatują do nas te całości tak rozumiane jak w teorii tropów. Krótko mówiąc: przedmiotem percepcji są konkrety, natomiast na bazie poznania zmysłowego dokonujemy abstrakcji i wyabstrahowywujemy to co ogólne, to co ogólne jest przedmiotem poznania intelektualnego. Z tymi popularnymi założeniami polemizuje koncepcja konkretnego powszechnika. Mówi ona że z abstrakcjami mamy do czynienia już na poziomie percepcji. Kiedy patrzę na Jana to treścią mojej percepcji nie jest Jan jako konkret tylko wiązka percepowanych przeze mnie własności które są ogólne bo są własnościami Jana teraz, Jana przed sekundą, jest bardzo wielu Janów momentalnych których ja postrzegam i treścią percepcji jest abstrakcja z tego- można tak to powiedzieć ale to też jeszcze nie jest tak, bo ta koncepcja mówi że w poznaniu zmysłowym mamy do czynienia najpierw z tym co ogólne. Jeżeli dziecko wydaje dźwięk podobny do dźwięku ”matka”, to ktoś kto stoi na omawianym stanowisku nie powie że dziecko wyodrębnia ze świata konkretów jeden konkret który nazywa nazwą własną matka , nie, dziecko wyodrębnia pojęcie, mianowicie ten dźwięk wydaje gdy czegoś chce, jest głodne, jest mu niewygodnie, i w polu jego widzenia pojawia coś co zaspokaja jego potrzebę, to coś jest matką, siostrą, butelką, czymkolwiek, jest to ogólny zaspokajacz jego potrzeby. I teraz w toku rozwoju poznania dziecka to coś ogólnego zaczyna się konkretyzować , tzn. Dziecko zaczyna odróżniać matkę od butelki. I teraz można w związku z tym dwojako spojrzeć na rozwój osobowy dziecka, po pierwsze jako na taki rozwój w którym dziecko coraz lepiej identyfikuje konkrety, jeżeli się pomyli no to źle zidentyfikowało konkret. Natomiast na gruncie tej koncepcji abstrakcyjnych powszechników błąd jest błędem myślenie, dziecko nie zróżnicowało pojęcia, nie skonkretyzowało. Pojęcia różnicują się w toku rozwoju dziecka, trójkąt może się konkretyzować na trójkąt Łobaczewskiego, Euklidesa. Teza jest tu taka że pojecie jest tym co jest na początku. Nazwa nazywa to pojęcie, to pojecie w stosunku do czegoś co nazywamy nazwą nazywającą to pojęcie znajduje się w takiej relacji jak całość do części.
Argumentacja w której doszliśmy do tej najogólniejszej formy wszelkich koncepcji uniwersaliów to jest argumentacja transcendentalna którą scharakteryzowaliśmy na początku. Powiedzieliśmy że kiedy się pojawia jakaś kłopotliwa koncepcja, to wtedy ktoś kto stosuje tę argumentację stara się uogólnić tezę tak żeby ta koncepcja też się w modyfikowanej tezie mieściła. Więc istnieją koncepcje uniwersaliów co do których można słusznie powiedzieć że ten schemat im nie wystarcza, jest nie dość ogólny. I pomyślmy o paru takich koncepcjach i o tym co zrobić z takim schematem. Znamy Locke'a odróżnienie istoty realnej i istoty nominalnej. Istota nominalna jest czymś co jesteśmy w stanie uchwycić w poznaniu, przypisać pewnym rzeczom, natomiast istota realna to jest ten zespół własności które rzeczy mają naprawdę, tzn. Na istotę realną składają się własności pierwotne. Szczególny układ tych własności sprawia że cos co jest układem tych własności nam się jawi jako posiadający pewien zestaw cech wtórnych, czyli jakości zmysłowych . W języku i poznaniu dane są nam istoty nominalne. W rzeczywistości rzeczy mają istoty realne. Nasz schemat w przypadku teorii posługującej się pojęciem istoty ma tylko jedną zmienną, no ale to łatwo rozbudować. Dla Locke'a specjalnie byłoby to tak:
X1,x2,x3 jest wtw gdy słowo użyte po lewej stronie jako predykat nazywa ( nazywanie to relacja R ) naszą istotę nominalną( nasze ).Ale musi być dodatkowo tak że nasza istota nominalna znajduje się w relacji R2 z istotą realna i ta relacja R2 jak wiemy z koncepcji Locke'a to relacja reprezentacji, istota nominalna reprezentuje istotę realną. Jest tak że ta istota realna znajduje się w stosunku do rzeczy w relacji S czyli w relacji podzielania - rzeczy podzielają istoty realne. Ale to jeszcze prosta koncepcja, pomyślmy o koncepcji Putnama. Będę mówił o niej dokładniej przy esencjalizmie. Putnam uważa że nazwa nabiera znaczenia w pewnym społecznym procesie. Wyobraźmy sobie że ktoś po raz pierwszy widzi wodę, i nazywa ja wodą. Pojmuje te wodę jakoś, jako bezwonną ciekłą. Czyli wytwarza się pewien stereotyp myślenia o tej wodzie ( ten stereotyp przypomina trochę istotę nominalną, ale to nie to samo, w każdym bądź razie coś co ludzie myślą w związku z wodą). Co jest znaczeniem słowa woda według Putnama, jakie są składowe znaczenia ? Po pierwsze, nazwa woda została przydzielona pewnej substancji, wodą jest wszystko to co jest identyczne z tą substancją. Woda jest nie tylko to co zostało nazwane wodą w akcie chrzcin wody, ale wodą jest także wszystko to co jest identyczne z materiałem chrzczonym. Co to znaczy identyczne, kto ma tę identyczność ustalać? Mają ją ustalić naukowcy, ustaliwszy istotę wody. Czyli termin woda odnosi się do tego co ochrzczono jako wodę i do wszystkiego identycznego z tym pod względem istoty ustalonej przez naukowców. Zapiszmy
X1, x2, x3 jest wtw gdy słowo użyte po lewej stronie jako predykat nazywa jakieś To nasze jest w tym przypadku egzemplarzem konkretnej wody, pewnego materiału stereotypowo rozumianego. Ten materiał znajduje się w relacji R2 - to jest relacja identyczności - z każdym materiałem. Może najważniejsze jest to że znajduje się w relacji identyczności z jakimś . I owo znajduje się w relacji R3 względem γ i niech nasza γ będzie istotą. Owa ma istotę, tą istotą jest γ I teraz owo γ znajduje się w relacji S z x1,x2,x3, czyli ta istota jest podzielana przez każde X nazywane wodą bo do istoty każdego owego X-a należy to że jest H2O. Czyli schemat musieliśmy rozbudować, ten wyjściowy nie wystarcza już jako najogólniejsza forma wszelkiej teorii uniwersaliów, ale ja wprowadziłem tutaj relecję superpozycji specjalnie bo teraz mogę uogólnić tę formę także na te przypadki i mianowicie mogę powiedzieć tak że istnieje takie że słowo będące nazwą naszego predykatu znajduje się w relacji R do owego , i teraz to znajduje się w złożonej relacji która jest złożeniem różnych relacji - R1, R2, R3, i w końcu występuje ta nasza S która łączy z x1, x2 , x3 . W szczególnym przypadku prostych teorii zawsze można dowolną relację potraktować jako identycznościową i będziemy mieli tezę wyjściową jako szczególny przypadek tejże tezy.
denotuje = odnosi się do
G od x
wymieniamy pewne fakty szczegółowe, więc zamieniamy zmienną „x” na stałą „a”
∗ w: Filozofia, 1951r., nr 3
∗∗ oba tomy wyszły w Cambridge w 1984r.
∗ przykład nie jest najlepszy, bo w predykacie pojawiają się nazwy własne; osobnym problemem jest, czy istnieje pojęcie Sokratesa; zostawmy go teraz na boku
∗∗ φ = fi
∗∗∗ funkcja, która w przypadku słowa czerwony przypisuje temu słowu, jako wartość, nazwę „czerwony”
∗∗∗∗ qufunkcja przytoczenia nazwy cudzysłowowej