NAD NIEMNEM - STRESZCZENIE
Bohaterowie:
Zamiarem Orzeszkowej było opisanie wszystkich warstw szlacheckich wsi nadniemeńskiej, podobnie jak zrobił to Mickiewicz w Panu Tadeuszu.
1. Arystokracja - Jest warstwą najbogatszą. Są to ludzie, którzy dziedziczą ogromny majątek, żyją w zbytkach i nie muszą pracować. Należą do nich:
Teofil Różyc - właściciel ziem na Wołoszczyźnie, człowiek światowy, wątłej postury. Za granicą uzależnił się od morfiny. Człowiek próżny i elegant, trochę erotoman. Oświadcza się Justynie głównie dlatego, że zafascynowała go swoją urodą, charakterem i sposobem zachowania. Mimo swoich wad stać go na bycie dobrym - utrzymuje kontakt ze swoją niebogatą kuzynką, Marią Kirłową, pomaga jej, funduje naukę jej dzieciom.
Andrzejowa Korczyńska - właścicielka Osowiec, wdowa po Andrzeju Korczyńskim. Tak bardzo kocha swojego zmarłego męża, że nie używa w ogóle swojego imienia (nie jest ono podane w powieści), cały czas chodzi w żałobie i - mimo młodego owdowienia - nie myśli o ponownym zamążpójściu. Kobieta dumna, piękna i ascetyczna, niepotrafiąca przełamać niechęci do zwyczajów chłopów, mająca jednak do nich ogromny szacunek. Bardzo podziwia i szanuje swojego męża, za jego życia pomagała mu jak mogła, jest także wielką patriotką. Wszystkie uczucia przelała na jedynego syna Zygmunta, którego rozpieściła, trzymając pod kloszem, kształcąc u prywatnych nauczycieli, a potem za granicą. Potem ze zgrozą odkrywa, że jej syn nie jest przywiązany do narodowych pamiątek, że nie szanuje ojca i jego ofiary złożonej w powstaniu.
Zygmunt Korczyński - lowelas, marzyciel, malarz o niewątpliwym talencie, ale nie tak genialny, aby wybić się ponad innych. Ubiera się bardzo elegancko, według mody francuskiej (“jak francuski piesek”, jak czytamy w powieści). Uważa szacunek dla przeszłości i martyrologii za głupstwo, jest człowiekiem bardzo postępowym, który w przyszłości i cywilizacji zachodniej widzi nadzieję. Nie przywiązany do ziemi ojczystej, kosmopolita. Egoista, niekochający nikogo - ani swojej matki, ani żony Klotyldy, ani Justyny, z którą chce nawiązać ponowny romans, ciągle tylko pragnie nowych wrażeń, zarówno poetyckich, jak i miłosnych.
2. Średnia szlachta - Ludzie posiadający pewien majątek, ale ciągle muszący o niego dbać, aby się utrzymać. Część z nich to ludzie pracy, dobrzy gospodarze, część - osoby leniwe, żyjące z pracy innych. Należą do nich:
Benedykt Korczyński - właściciel dworu w Korczynie, który troszczy się o swój majątek. Dobry gospodarz, ale człowiek o bardzo wybuchowym charakterze, łatwo się kłóci i trudno mu wybaczyć dawne przewinienia. Procesuje się z Bohatyrowiczami o ziemię i za nic nie chce ustąpić. Zapomniał już o ideałach, które jego pokolenie poprowadziły do powstania. Jego syn, Witold - pozytywista, organicznik, chcący wprowadzać na wsi nadniemeńskiej innowacje technologiczne - przypomina mu o tych ideałach. Początkowo ojciec i syn nie mogą się porozumieć, bardzo się kłócą, na koniec znajdują wspólny język i dochodzą do porozumienia.
Marta Korczyńska - krewna Benedykta, od lat prowadząca mu gospodarstwo. W młodości zgrabna dziewczyna, teraz wyniszczona i zgorzkniała. Kochała się z wzajemnością w Anzelmie Bohatyrowiczu, odrzuciła jednak jego oświadczyny, ponieważ lękała się ciężkiej pracy w chacie przyszłego męża oraz plotek znajomych.
Emilia Korczyńska - kobieta bardzo delikatna, czytająca romanse, marząca o romantycznej miłości, wiecznie chora, pieszcząca swoje choroby (Marta twierdzi, że “gdyby pchły pieścić tak, jak pani Emilia swoje choroby pieści, to by na woły powyrastały”). Praktycznie nie wychodzi ze swojego pokoju, bo uważa, że świeże powietrze szkodzi jej na zdrowie. Zejście ze schodów do ogrodu to dla niej nie lada wyczyn. W ogóle nie pracuje, nie zajmuje się domem, czas spędza na chorowaniu, przyrządzaniu mikstur leczniczych, czytaniu romansów, podejmowaniu gości i flirtowaniu z Kirłą. W ogóle nie rozumie postępowania swego męża, Benedykta. Uważa, że kilka lat po ślubie bardzo się zmienił, przestał być poetyczny i romansowy. Emilia i Benedykt żyją z dala od siebie - on zajęty gospodarstwem, ona zamknięta w swoim gabinecie.
Bolesław Kirło - leń i flirciarz, nie interesuje się w ogóle tym, co się dzieje u niego w domu, bardzo rzadko w nim bywa. Człowiek mało poważny, stroi sobie żarty z osób, które się mu poddają - Teresy, Orzelskiego.
Maria Kirłowa - kobieta poczciwa i pracowita, na niej spoczywa cała odpowiedzialność za losy Olszówki. Bardzo zatroskana o los swoich dzieci, kochająca męża, nie dostrzega jego wad.
Justyna Orzelska - kobieta dwudziestoczteroletnia, “dumna jak księżniczka” i “zła jak osa”. W młodości przeżyła romans z Zygmuntem Korczyńskim, zwabiona jego słowami o romantycznym zakochaniu. Gdy potem, mimo zapowiedzi o małżeństwie, Zygmunt zostawił ją i ożenił się z Klotyldą, stała się rozżalona i dumna. Czuła się upokorzona i chciała zachować choć trochę godności. Ubierała się skromnie, nie nosiła rękawiczek ani kapelusza, nie interesowała ją moda i flirtowanie z mężczyznami. Po rozstaniu z Zygmuntem i związanym z tym upokorzeniem była bardzo nieszczęśliwa. Jej życie odmieniła znajomość z Jankiem Bohatyrowiczem, poznanie zaścianka i ludzi tam mieszkających. Odkryła, że powodem jej nieszczęścia był brak pracy i użalanie się nad sobą. W Bohatyrowiczach znalazła swoich przyjaciół, w Janku - troskliwego, kochającego mężczyznę, który mimo różnicy pochodzenia dobrze ją zrozumiał.
3. Szlachta zaściankowa - Ludzie posiadający ziemię, ale borykający się z licznymi kłopotami finansowymi. Mają tytuł szlachecki, ale żyją jak chłopi - mówią po chłopsku, mają chłopskie zwyczaje, żyją w chłopskich chatach. Należą do nich:
Anzelm Bohatyrowicz - brat Jerzego, stryj Janka. W młodości zakochany w Marcie Korczyńskiej, po odtrąceniu przez nią i po klęsce powstania zamknął się w sobie i zaczął popadać w depresję.
Janek Bohatyrowicz - trzydziestoletni młodzian, uosobienie witalności i siły. Szarmancki i uprzejmy, mający szacunek dla dziedzictwa przodków. Rozumny, rozsądny, odpowiedzialny - postać właściwie idealna.
Fabian Bohatyrowicz - zawzięty i awanturniczy, ale dobry człowiek. Procesuje się z Benedyktem Korczyńskim o ziemię i nie chce ustąpić. Ostatecznie jednak wyciąga rękę na zgodę do Benedykta.
Jadwiga Domuntówna - zakochana w Janku najbogatsza dziewczyna we wsi (“aktorka” - czyli dziedziczka znacznego majątku), zazdrosna o Justynę. W końcu godzi się z tym, że nie będzie mieć Janka dla siebie.
STRESZCZENIE
Tom I
Rozdział I
Z kościoła wracają dwie kobiety: Justyna Orzelska, dwudziestokilkuletnia, skromnie ubrana lecz piękna krewna Korczyńskich oraz Marta Korczyńska - czterdziestoośmioletnia, brzydka, wyniszczona ciągłą pracą w Korczynie. Justyna trzyma w rękach bukiet kwiatów. Kobiety mija powóz, w którym jedzie Bolesław Kirło z Teofilem Różycem, krewnym swojej żony. Mężczyźni żartują sobie z obu pań. Kobiety rozmawiają o sytuacji Justyny, mieszkającej w dworku Korczyńskich. Marta zarzuca młodszej krewnej bycie “melancholiczką” i “dumną księżniczką”, radzi jej stroić się i “mizdrzyć do kawalerów”. Justyna nie chce jednak takiego życia, chce żyć po swojemu.
Marta zwraca jej uwagę na to, że zmieniła się po historii z Zygmuntem Korczyńskim. Justyna twierdzi, że już nic do owego mężczyzny nie czuje. Kobiety mija kolejny wóz - tym razem prosty, drabiniasty. Prowadzi go przystojny, trzydziestoletni Janek Bohatyrowicz, odwożący z kościoła kilkanaście wiejskich kobiet. Marta serdecznie pozdrawia jadących i przypomina sobie zamierzchłe czasy, kiedy to między dworem Korczyńskich i zaściankiem Bohatyrowiczów panowały zażyłe stosunki. Wtedy Bohatyrowiczowie - ojciec Janka, Jerzy i stryj jego, Anzelm, bywali we dworze i razem z Korczyńskimi zasiadali do stołu. Marta szczególnie ciepło wspomina Anzelma, z którym śpiewała w duecie. Janek jadąc na wozie zaczyna śpiewać pieśń zaczynającą się od słów Ty pójdziesz górą, ty pójdziesz górą, a ja doliną, jakiś kobiecy głos mu wtóruje. Tylko Marta zna ostatnią zwrotkę.
Rozdział II
Rozdział rozpoczyna się opisem korczyńskiego dworu. W jednym z pokoi, bardzo elegancko urządzonych, rozmawiają cztery osoby - żona gospodarza domu, Benedykta, Emilia Korczyńska, jej przyjaciółka Teresa Plińska oraz Bolesław Kirło i Teofil Różyc. Mężczyźni rozmawiają o spotkaniu w drodze z kościoła Marty i Justyny, są wyraźnie zainteresowani urodą tej drugiej. Kirło zachowuje się dość swobodnie, flirtuje dla żarty z onieśmielona Teresą. Emilia - jak zwykle - narzeka na swoje zdrowie, czuje zbliżającego się globusa i migrenę.
W pewnym momencie do gabinetu Emilii wchodzi Benedykt, zaniepokojony tym, że dzieci, pobierające nauki poza domem, jeszcze nie przyjechały do Korczyna na wakacyjny odpoczynek. Benedykt zwraca uwagę żonie, że w gabinecie jest duszno i że powinno się otworzyć okno, Emilia twierdzi jednak, że świeże powietrze szkodzi jej na zdrowie. Benedykt przypuszcza, że właśnie jest odwrotnie, zawstydził żonę swym „rubasznym” zachowaniem wobec niej. Benedykt rozmawia z Różycem, posiadającym duży majątek, o sposobie prowadzenia gospodarstwa. Kirło ubolewa nad złym stanem zdrowia Emilii, trzyma ją za rękę spoglądając na Benedykta zajętego rozmową z Różycem, obiecuje jakoś ją dzisiaj jeszcze rozweselić.
Do zebranych w gabinecie z wnętrza domu zaczęły dochodzić odgłosy skrzypiec. Kriło coś sobie przypomniał i wyleciał. Marta wróciła już i krząta się przy obiedzie, wyczekuje też dzieci - Widzia i Leonii. Teresa pyta po co tyle nakryć, Marta na początku śmieje się, że dla jej przyszłych narzeczonych. W końcu mówi o dzieciach, martwi się, że jeszcze ich nie ma, obawia się o koleje. Okazało się, że w swoim pokoju na piętrze gra na skrzypcach Orzelski, ojciec Justyny. Kirło dla zabawy ściąga siłą na dół do salonu ubranego jedynie w szlafrok starca i na oczach wszystkich stroi sobie z niego żarty, przedstawia go Różycowi, jako znakomitego artystę, który nie jest ubrany, bo przecież artyści zwykle są nie ubrani i niedomyci. W jednej chwili Justyna wybawia ojca z opresji, chcąc wpuścić do pokoju Marsa - psa myśliwskiego i odprowadza na górę do swojego pokoju. Różyc jest zachwycony postępkiem Justyny, jej sposobem zachowania i aparycją. Rozmawia z Emilią na temat chorób i uśmierzania bólu i twierdzi, że jedynym lekarstwem, dającym ukojenie jest morfina. Emilia odpowiada, że według niej najlepszym lekarstwem jest zaspokajanie potrzeb wyższych, duchowych, ale jej nikt nie jest w stanie uszczęśliwić. Nagle w salonie pojawia się Marta i obwieszcza, że dzieci Korczyńskich (dwudziestoletni Witold i czternastoletnia Leonia) przyjechały. Wszyscy witają ich serdecznie.
Różyc i Kirło rozmawiają o Justynie - jest ona biedna, bez wielkiego posagu. Zdaniem Kirły miała kiedyś ogromny temperament,, ale przez Zygmunta jej się wyczerpał, teraz już tylko jest “dumna jak księżniczka i zła jak szerszeń”.
Justyna w swoim pokoju usiłuje przekonać swojego ojca, aby nie dawał się upokarzać Kirle. Orzelski jest jednak osobą bezradną, łatwo ustępującą i podporządkowującą się innym. Justyna patrzy w okno i widzi w oddali Janka Bohatyrowicza, śpiewającego jakąś pieśń, odpowiadał mu kobiecy głos.
Rozdział III
W tym rozdziale narrator wyjaśnia kilka kwestii związanych z przeszłością bohaterów powieści. Stanisław Korczyński miał czworo dzieci: Andrzeja, Dominika, Benedykta i Jadwigę. Stary Korczyński miał spory majątek, a mimo to kładł duży nacisk na edukację swoich dzieci - wszyscy jego trzej synowie kształcili się w akademii wileńskiej. Korczyński przeznaczył majątek najmłodszemu synowi - Benedyktowi, a najstarszego Andrzeja osadził na nabytym przez siebie folwarku. Tym dwóm polecił utrzymywanie siostry oraz Dominika, który w dalekim mieście studiował prawo. Jadwiga wyszła za mąż za hrabiego Darzeckiego, Benedykt osiadł w Korczynie wraz z Dominikiem, który zakończył już studia, Andrzej gospodarował na folwarku. Dodatkowo Benedykt sprowadził do siebie Martę Korczyńską, od dzieciństwa sierotę wychowywaną przez jego rodziców.
Młoda wtedy i piękna Marta ogromnie ożywiała Korczyn swoją ochoczą pracą i radością. Trzej bracia żyli ze sobą w zgodzie, a połączył ich udział w powstaniu styczniowym 1863 roku. Dodatkowo wówczas zaprzyjaźnili się z Bohatyrewiczami. Miłość Marty i Anzelma: str23. Andrzej Korczyński oraz jego przyjaciel, Jerzy Bohatyrowicz zginęli w powstaniu, osierocając swoich synów - Zygmunta Korczyńskiego oraz Janka Bohatyrowicza.
Życie Benedykta skupiało się wokół prac gospodarskich. Nie mogła tego zrozumieć jego żona Emilia. Brakowało jej w małżeństwie romantycznych uniesień, twierdziła, że Benedykt zmienił się znacznie od dnia ich ślubu. Podczas pewnej rozmowy małżonkowie umówili się, że Benedykt będzie się zajmował gospodarstwem, a Emilia będzie otrzymywać od niego odpowiednią kwotę z posagu, jaki wniosła w to małżeństwo, aby móc urządzić sobie pokój tak jak chce i kupować to, na co będzie mieć ochotę. Emilia i Benedykt nie rozumieli się wcale. Ich rozmowa w altance o miłości str27. Dominik, przebywający na stałe w Rosji, namawiał Benedykta, aby zostawił Korczyn i przeniósł się do niego. Benedykt jednak, przywiązany ogromnie do polskiej ziemi, nie zgodził się na to.
Rozdział IV
Najważniejszym wydarzeniem towarzyskim korczyńskiego dworku były imieniny pani Emilii, przypadające w ostatnim dniu czerwca. Zjeżdżało się wtedy do Korczyna sporo gości, tak też stało się w tym roku. Na imieniny przybyli: wdowa po Andrzeju Korczyńskim wraz z synem Zygmuntem i jego młodziutką żoną-Francuzką Klotyldą, Jadwiga Darzecka z mężem i córkami, Kirło, Orzelski z Justyną oraz Różyc. Zygmunt i Różyc rozmawiają o nudzie związanej z mieszkaniem na takim odludziu. Do ich rozmowy włącza się Witold, młody entuzjasta wprowadzania innowacji w gospodarowaniu, pragnący dowiedzieć się od Różyca czegoś na temat sposobu prowadzenia przez niego gospodarstwa. Różyc zbywa jednak młodzieńca półsłówkami. Kobiety rozprawiają o złym wychowaniu Zygmunta, nie miał ojca, w dodatku matka pieściła go i wychowywała za granicą. Jedne mówią, że dobrze jej tak, ponieważ pani Andrzejowa jest strasznie wyniosła i dumna. Kirło zabawiał ludzi częstując kolorowymi likierami. Częstuje Orzelskiego, znowu zaczyna robić sobie z niego żarty, mówi mu, żeby poszedł to Teresy, z niego przecież taki bałamut:D Szybko jednak zaczął żartować sobie z kogoś innego. Benedykt zaś opowiada gościom o swoim koszmarnym śnie, kiedy to obce wojska miały najechać na Korczyn, oraz o procesie o ziemię z Bohatyrowiczami. Niespodziewanie na przyjęciu pojawia się Kirłowa z dziećmi, od dziesięciu lat nie bywająca często na spotkaniach towarzyskich, tak zajęta domem. Robi trochę zamieszania swoim zachowaniem, zupełnie sprościała. Witold jest szczególnie zainteresowany córką Kirłów, Marynią, rozmawia z nią bardzo serdecznie. Marysia zaprasza go do Olszynki. Różyc próbuje namówić Kirłową, aby zaprosiła go kiedyś do siebie i zupełnie “przypadkowo” zaprosiła wtedy także Justynę. Kirłowa jest oburzona. Emilia, zmęczona rozmowami, prosi Justynę i jej ojca o mały koncert. Orzelski gra pełen namiętności, tymczasem Justyna ozięble. Po występie podchodzi do niej Zygmunt i pyta, czy nie lubi muzyki już jak dawniej. Pragnie on odnowić dawną znajomość, chcący widzieć w Justynie “siostrę i przyjaciółkę”. Justyna zdecydowanie odmawia. Z zaniepokojeniem przygląda się tym dwojgu młodziutka żona Zygmunta, Klotylda, bardzo w nim zakochana i zazdrosna o Justynę. Kirło przypomina Klotyldzie o romansie. Dodatkowo jeszcze Różyc mizdrzy się do Justyny. Justyna bardzo wzburzona śmiałymi propozycjami Zygmunta oraz zachowaniem Różyca opuszcza salon i szuka pocieszenia u Marty, ale ta zdenerwowana rozbiciem przez służącą karafki tylko się na dziewczynę denerwuje.
Rozdział V
Justyna wybiegła z domu i skierowała się w kierunku pola. Szła dróżką wśród zbóż, nie myśląc o tym, gdzie ją ta dróżka zaprowadzi. Czuła się upokorzona sytuacją zaistniałą podczas imienin pani Emilii oraz wspominała swoje dotychczasowe życie. Kiedy była kilkunastoletnią panną, a jej matka była umierająca, jej ojciec nawiązał romans z jej nauczycielką francuskiego. Po śmierci matki zamieszkała z ojcem w Korczynie, otoczona troskliwą opieka Benedykta i Andrzejowej. Zakochał się w niej Zygmunt, przeżyła z nim wiele romantycznych chwil. Gdy Zygmunt oświadczył matce, że chce ożenić się z Justyną, ta nie zgodziła się ze względu na złe wykształcenie i pozycję społeczną wybranki syna. Zygmunt zaś sam nie był pewien, czy chce ożenić się z Justyną, postanowił wyjechać do Monachium i wrócił stamtąd po dwóch latach z żoną Klotyldą. Całe to zajście było dla Justyny na początku ciosem, który wtrącił ją w rozpacz, a potem policzkiem, pod którym uczuła, że jest dumna i nie da tak sobą sponiewierać. Zapomniała już o Zygmuncie, jednak gdy zaczął z nią rozmowę w salonie, dawne wspomnienia powróciły. Czuła się nikim. Najbardziej zabolały ją słowa mówiące o tym, że tacy ludzie jak Zygmunt nie żenią się z takimi pannami jak ona. Wspomniała też Różyca - czego od niej chciał, skoro tacy ludzie…?
Rozmyślając tak Justyna cały czas szła przez pole i nagle natrafiła na Janka Bohatyrowicza, śpiewającego i pracującego przy pługu. Między młodymi zawiązała się rozmowa - wspominali w niej Martę, stryja Janka, Anzelma. Justyna zwierzyła się Jankowi z tego, że smutno jej było we dworze na balu. Okazało się, że Janek zna Justynę z widzenia i uważa ją za nieszczęśliwą. W pewnym momencie na polu pojawiła się Jadwiga Domuntówna, z wyraźnym zainteresowaniem w oczach patrząca na Janka. Po jej odejściu chłopak wyjaśnił, ze Jadwiga żyje na gospodarstwie sama z dziadkiem Jakubem, który po odejściu od niego żony trochę zwariował. Jest też ona najbogatszą dziedziczką. Po drodze napotkali jeszcze synów Fabiana Bohatyrowicza: Adasia i Julka. Mają jeszcze siostrę Elżunię. Julek poza Niemen świata nie widzi, jest zapalonym rybakiem.
Janek zaprowadził Justynę do zagrody Bohatyrowiczów. Tam dziewczyna poznała Anzelma oraz Fabiana. Fabian to zagorzały przeciwnik Benedykta w walce o ziemię, sądzi się z nim już od lat i nie myśli ustąpić. Justyna rozmawia z Anzelmem o Marcie - o tym, że teraz bardzo dużo pracuje w Korczynie. Anzelm wzdycha nad tym i z rezygnacją mówi: “A lękała się pracy…”. Zaciekawieni ludzie patrzą co się dzieje w sadzie sąsiada. Justyna poznaje Antolkę, przyrodnią siostrę Jana z Jaśmontów, Elżunię, córkę Fabiana, w końcu jego samego. Bardzo narzekał na Benedykta. Justyna bardzo nie chce wracać do Korczyna na bal i na wieść, że Anzelm i Janek wybierają się na mogiłę Jana i Cecylii, postanawia iść tam razem z nimi.
Rozdział VI
Anzelm, Janek i Justyna wyszli do wsi. Przechodzili obok chaty Jakuba Domunta, któremu wydawało się, że po jego żonę przybywa Pacenko, aby ją uprowadzić. Jego wnuczka, Jadwiga przekonuje go, że Pacenko dawno umarł i babcia też dawno umarła. Dopiero po zapewnieniu Anzelma, że tak jest w istocie, dziadunio uspokaja się. Trójka towarzyszy skierowała się w stronę mogiły Jana i Cecylii. Weszli na stromy pagórek, gdzie znajdowała się mogiła. Na krzyżu widniał napis: JAN I CECYLIA ROK 1549. Memento mori (łac. Pamiętaj o śmierci). Anzelm zaczął opowiadać historię pary.
Przybyli oni na te tereny z Polski około stu lat po przyjęciu przez Litwę chrześcijaństwa, pragnąc schronić się w puszczy z wiadomego tylko sobie powodu (Jan był niższego stanu, zaś Cecylia wyższego). Puszczę tę wykarczowali, posiali zboże, zbudowali dom. Ludzie z okolicznych chat lgnęli do nich, uczyli się od nich wszelkiego rzemiosła i zostawali już z nimi. Ponadto Jan i Cecylia mieli 6 córek i 6 synów. Synowi przyprowadzali sobie żony, zaś córki mężów. W ten sposób powstała dobrze prosperująca osada, gdzie wszyscy żyli w dobrobycie, zgodzie i harmonii. Gdy pewnego razu w borach litewskich odbywał polowanie król Zygmunt II August (ostatni Jagiellon) i zobaczył, czego dokonała niesamowita para, nadał im tytuł szlachecki i od ich bohaterstwa w pracy nazwał Bohatyrowiczami. Dał też im herb z żubrem. Justyna i Jan mają podobne myśli - można by żyć w każdej biedzie i w pocie czoła, byle mieć kogoś kogo się kocha i byle mieć przed sobą jasny cel.
Tom II
Rozdział I
W Olszynce, majątku Kirłów, Kirłowa ma pełne ręce roboty przy gospodarstwie, dodatkowo musi jeszcze doglądać młodszych z szóstki dzieci. Przyjechał do niej z wizytą jej kuzyn, Różyc. Kirłowa ma do niego wiele sympatii, ale potępia jego postępowanie - gonienie za zachodnimi nowinkami, nałóg zażywania morfiny oraz pragnienie “zbałamucenia” Justyny. Kirłowa radzi kuzynowi ożenienie się z Orzelską. Różyc składa jej atrakcyjną propozycję: z racji, że nie ma czasu zajmować się swoimi włościami na Wołoszczyźnie, chce uczynić tam rządcą Kirłę. Kirłowa bardzo by tego chciała, ponieważ taka posada przysporzyłaby im sporo dochodu i pozwoliła kształcić synów, nie zgadza się jednak. Argumentuje Różycowi, że jej mąż nie nadaje się do prowadzenia interesów, że jest to wprawdzie człowiek poczciwy i dobry, ale nie jest w stanie długo wysiedzieć w domu, gospodarstwo w ogóle go nie interesuje, w domu wszystko musi robić ona sama. Proponuje do tego zadania Korczyńskiego. W odpowiedzi na te argumenty Różyc proponuje Kirłowej sfinansowanie edukacji jej synów. Kirłowa jest bardzo wdzięczna kuzynowi i obiecuje przyjechać kiedyś na Wołoszczyznę, aby porozmawiać z nim jeszcze na temat jego ożenku z Justyną.
Kirłowa widzi swoją najstarszą córkę - Marynię, jak rozmawia od rana z Witoldem Korczyńskim. Nie wie co ma o tym myśleć, czy jest to jeszcze kontynuacja przyjaźni z dzieciństwa, czy może już młodzieńcze zakochanie. Nie wie co ma z tym zrobić. Podsłuchując jednak o czym Witold jej prawi, postanawia się nie wtrącać (rozmawiają o rządzie, państwie, cywilizacji).
Rozdział II
W Korczynie Emilia bardzo zachorowała, nagle dostała ataku nerwów. Wezwano lekarza, który zalecił jej odpoczynek na świeżym powietrzu i dał kilka recept. Przy okazji usłyszał kasłanie Marty i stwierdził, że pomoc przydałaby się bardziej jej niż pani Emilii, Marta jednak nie chciała zgodzić się na żadną interwencje lekarską mimo usilnych próśb i żądań Leonii i Witolda. Justyna wraca do domu z kwiatami, Marta pyta od kogo one są, wiedząc już w sumie zanim spytała. Justyna przyznaje - są one od Jana. Marta jest zezłoszczona, mówi że jak zwykle od Bohatyrewiczów takie same kwiaty.
Tymczasem do Benedykta przybył jego szwagier Darzecki z córkami, domagając się wypłacenia posagu swojej żony. Benedykt próbował przekonać go, że taki wydatek byłby w tej chwili dla majątku korczyńskiego zgubny w skutkach i prosił o możliwość wpłacenia połowy sumy. Darzecki nie chciał się jednak na to zgodzić, dając jako powód konieczność zakupienia odpowiednich sprzętów i ubiorów na wyprawkę dla jednej z jego córek. Ponadto, dużo pieniędzy już wydał na zbytnie życie. Podczas rozmowy mężczyzn córki Darzeckiego spędzały czas z Leonią, wyrażając negatywne opinie dotyczące wystroju salonu. Leonia za namową małych Darzeckich zaczęła przekonywać ojca do zmiany wystroju salonu, co kosztowałoby niemało. Po wyjściu Darzeckich Witold pokłócił się z ojcem o jego zachowanie w stosunku do szwagra oraz sposób wychowywania Leonii. Młody pozytywista twierdził, że ojciec był w stosunku do Darzeckiego “nadskakującym i pokornym”, a Leonia jest wychowywana na “lalkę i światową srokę”. Stary Korczyński oburzył się krnąbrnością syna i bardzo się z nim pokłócił. Tymczasem Witold zaraz spotkał się z Julkiem Bohatyrewiczem, powiedział mu, że nigdy nikt mu nie zabroni się z nimi przyjaźnić.
Justyna z ojcem dają koncert. Po chwili wpada Marta i woła na śniadanie. Do dworu korczyńskiego przyjechał Kirło, oznajmiając pani Emilii i Teresie, że Różyc jest wielce zainteresowany Teresą i że może nawet ożeni się mimo różnic pochodzenia i majątku. Naiwna Teresa uwierzyła temu żartowi, zaczęła stroić się i mieć nadzieję na zamążpójście z bogatym kawalerem. Kirło śmiejąc się z naiwności tej starej panny oświadczył pani Emilii, że wszystkie te informacje tyczą się oczywiście nie Teresy, lecz Justyny. Wszystko słyszała Leonia i pobiegła poinformować o tym Justynę, Martę i Teresę. Załamana Teresa leżała odtąd i płakała, ale otrząsnęła się jak tylko pomyślała o Emilii i o jej lekach.
Justyna, usłyszawszy wieści od Kirły, siedziała w swoim pokoju i rozmyślała. To, co mówił Kirło mogło być prawdą - sama przecież zauważyła zainteresowanie Różyca swoją osobą. Nie cieszyło to jednak Justyny wcale. Przeczytała list otrzymany od Zygmunta, w którym dawny kochanek wyrażał pragnienie odnowienia ich przyjaźni i rozmowy sam na sam. Do listu Zygmunt dołączył tomik wierszy Musseta, które przed kilkoma laty kochankowie czytali wspólnie z wypiekami na twarzy. Teraz jednak te wiersze nie wzruszały Justyny, co więcej, miała zupełnie inne poglądy na miłość. Przypomniała sobie historię Jana i Cecylii i pomyślała: “Nie, nie! Kochać nie jest to wątpić o sobie i o drugich ani czuć się gardzoną, zdradzaną… Kochać to ufać i w dwa serca naraz spoglądać jak w czyste zwierciadła, razem iść drogą długą i czystą, a u jej końca móc dwa swe imiona wypisać złotem przywiązania niezłomnego i zwyciężonych wspólnie postrachów życia…”.
Mając te myśli w głowie Justyna wzięła list od Zygmunta i podarła go na drobne kawałki. Będąc kiedyś w polu nauczyła się nazw wszystkich roślin od Janka.
Rozdział III
W wiosce Bohatyrowiczów rozpoczęły się żniwa. Wszyscy mieszkańcy pracowali razem, każdy na swoim fragmencie pola. Żniwa był to czas wyjątkowy - po pierwsze przez to, że wszyscy pracowali wspólnie, po drugie dlatego, że każdy chciał wtedy pokazać się od jak najlepszej strony - wszyscy mężczyźni ubierali się w śnieżnobiałe, świeżo uprane koszule, a kobiety w jaskraworóżowe kaftany. W żniwach uczestniczyła także Justyna, pracując na poletku Bohatyrowiczów wraz z Jankiem i jego matką, Starzyńską. Kobieta po śmierci ojca Janka, Jerzego, wyszła za mąż po raz kolejny i z drugim mężem Jaśmontem miała córkę Antolkę. Gdy dziesięć lat po ślubie jej drugi mąż także zmarł, znalazła sobie trzeciego - Starzyna. Mąż jej był wdowcem i sam miał szóstkę dzieci, dlatego Starzyńska oddała Antolkę pod opiekę dorosłego już wtedy (20 lat) Janka. Starzyńska - ku niezadowoleniu Janka - zaczęła opowiadać o jego niegdysiejszych planach co do Jadwigi Domuntówny: jak to “był taki czas, że pomiędzy nimi zaczynało się już kochanie…” Justyna żęła sierpem tak jak inni, mimo że nie była stosownie ubrana, ponieważ miała na sobie gorset. Na słowa Starzyńskiej zraniła się sierpem w dłoń. Podczas żęcia doszło do kłótni Fabiana z Ładyszem o to, do kogo należy fragment pola. Skończyło się na bójce. Widząc to Justyna już miała zamiar odejść, ale uświadomiła sobie, że wszędzie, zarówno w Korczynie jak i tutaj, dzieją się rzeczy złe i dobre, a jedyną różnicą jest forma. Zawtórował jej aluzyjnie Jan, mówiąc: “Jedyna różnica w formie… czyli że wszelakie charaktery wszelako bywają objawiane; u jednych pięknie, u drugich brzydko… ale to jest forma, czyli powierzchowność i znikomość, a prawdziwy walor człowieka w tym, co on we środku ma…”
Na polu pojawił się Witold, bardzo rad z pracy Justyny wśród mieszkańców wsi. Jak się okazało, Witold od swojego przyjazdu do Korczyna regularnie odwiedza wieś, doradzając jej mieszkańcom w wielu sprawach. Wspomina, że kiedyś Jan wyłowił go z wody - Julek uczył go pływać, a on sam poszedł bez jego wiedzy na Niemen. Do chaty Anzelma nie odważył się do tej pory przyjść, sądząc, że stryj Janka nie chce syna Benedykta Korczyńskiego widzieć. Za zaproszeniem Janka chłopiec zdecydował się jednak Anzelma odwiedzić. Stary był bardzo zdziwiony tym, że syn Benedykta - tego, który nie interesuje się sprawami uboższej szlachty - jest tak zaangażowany w poprawienie bytu mieszkańców wsi. Anzelm zauważył także ogromne podobieństwo Witolda do jego stryja Andrzeja, który to przyjaźnił się z Jerzym Bohatyrowiczem i zginął wraz z nim w powstaniu. Anzelm pokazał chłopcu książki z klasyki literatury polskiej, którymi obdarował Jerzego Andrzej: „Psalmy” Kochanowskiego, „Pan Tadeusz”, „Ogrody północne” + dedykacja: „Andrzej Korczyński - Jerzemu Bohatyrewiczowi”
Do Antolki przychodzi Michał i chce się z nią żenić, ale dziewczyna ma dopiero 16 lat, więc Jan postanawia poczekać kilka lat jeszcze z jej ożenkiem.
Szczęście jakie daje miłość:
Jan: „Może to szczęście człowieka takie same, jak ta kulka puchu. Dziś jest, a jutro przeciwny wiatr powieje i daleko odegna wszystko, co człowiekowi nad życie miłym było. Jak pani myśli, panno Justyno, czy szczęście człowieka zawsze takie niestałe?
- Nie wiem - odpowiedziała kobieta - ja myślę czasem o szczęściu takim, którego by żadne najprzeciwniejsze wiatry rozwiać nie mogły, i innego - nie chcę.
- To panna Justyna myśli, że ludzie mogą ciężko pracować i wszelakie biedy znosić, a szczęścia swego nie utracić?
Wpół poważnie, wpół ze śmiechem odpowiedziała pytaniem:
- A Jan i Cecylia?”
Rozdział IV
Jan i Justyna płyną czółnem po Niemnie, aby odwiedzić Mogiłę powstańców. Wzruszony Janek opowiada Justynie o tym, jak powstańcy ruszali w tym miejscu do walk. Wtedy to właśnie ostatni raz widział ojca. Po odejściu powstańców, w gronie których byli Anzelm i Jerzy Bohatyrowicze oraz Andrzej i Dominik Korczyńscy, mieszkańcy wsi przez kilka dni wsłuchiwali się w odgłosy, dobiegające z pola walki. Po jakimś czasie do wioski wpadł ranny Anzelm oznajmiając, że Jerzy i Andrzej nie żyją. Ośmioletni wtedy Janek pobiegł do dworu i przekazał tę wieść Benedyktowi. Justyna bardzo wzruszyła się opowieścią Janka. Do tej pory ani piękna muzyka, ani wiersze, ani romantyczne chwile spędzone z Zygmuntem nie dostarczyły jej tak ogromnych wzruszeń jak ta prosta opowieść. Justyna uświadomiła sobie, jak bardzo nie podoba się jej jej dotychczasowe życie - życie na łasce innych, nie pracując, zupełnie bez celu. Wszystkie te swoje przemyślenia przedstawiła Jankowi, który bardzo dobrze jej sytuację zrozumiał. Przyznał się też, że już od jakiegoś czasu zauważył, że Justyna jest bardzo nieszczęśliwa, obserwował ją w kościele i przy wielu innych okazjach i widząc jej smutek pragnął jakoś jemu zaradzić. W odpowiedzi na tak osobiste zwierzenia Justyny Jan także zaczął opowiadać o swoich zgryzotach - jak to mieszkańcy wsi kłócą się o każdy morg ziemi i jaka to często przez to panuje między nimi niezgoda. Zaczęło zbierać się na burzę. Janek kazał Justynie szybko opuścić mogiłę i oboje udali się w kierunku czółna. Gdy płynęli, dopadła ich ulewa i wyszli na drugi brzeg zmoknięci. Janek delikatnie dotknął mokrych, rozpuszczonych włosów Justyny i zachwycił się ich pięknem. Oboje udali się do chaty Anzelma. Przy burzy, Justyna bała się wsiąść do łódki. Jednak siedząc przy Janie zauważyła, że wcale się nie boi, ponieważ mu ufa.
Rozdział V
Justyna w chacie Anzelma rozmawia z gospodarzem. Anzelm dziwi się, że Justyna żęła wczoraj ze wszystkimi, a dziś była z Jankiem na Mogile. Justyna przepędziła miło czas w Anzelmowej chacie, wesoło rozmawiając z rodziną Bohatyrowiczów. Zgodziła się być druhną na weseli Elżusi, córki Fabiana. Anzelm opowiedział Justynie o troskach swojego życia, także o miłości do Marty - miłości, która nie miała szczęśliwego zakończenia, ponieważ Marta nie chciała wyjść za mąż za Anzelma, chociaż kochała go. Nie wyjawił jednak powodu. Dopiero potem, Justyna usłyszała powód od samej Marty. Pogodny nastrój przerwało wejście Jadwigi Domuntówny z dziadkiem. Dziewczyna z zazdrością patrzyła na Janka i Justynę, wesoło rozmawiających razem. Parokrotnie w sposób cięty odezwała się do Justyny, a potem obrażona opuściła chatę Anzelma.
Justyna wróciła do Korczyna i zaczęła rozmawiać z Martą. Marta zaczęła krytykować Justynę, mówiąc, że jeśli będzie interesować się takim chłopem jak Janek, to przeleci jej koło nosa bogaty książę - Różyc. Opowiadała, że dzisiaj Różyca wprawdzie nie było, ale była za to Kirłowa, która rozmawiała z Martą na temat zamążpójścia Justyny z Różycem. Marta była przekonana, że dla Justyny Różyc to świetna partia i że na pewno chce wyjść za niego. Justyna nie przerywała długiego monologu ciotki, po chwili tylko spytała, dlaczego nie chciała ona wyjść za Anzelma. Marta zmieszała się na te słowa, ale po chwili odpowiedziała, że bała się ludzkiego śmiechu i pracy. Justyna opowiedziała Marcie, jak to Anzelm często ją wspomina. Stara ze wzruszeniem przyjęła tę wiadomość.
Tom III
Rozdział I
Rozdział ten zaczyna się od opisu charakteru i dziejów Andrzejowej Korczyńskiej. Przed trzydziestoma laty wyszła ona za mąż z wielkiej miłości za Andrzeja, gdy zaś po krótkim małżeństwie została wdową, ani na moment nie zniosła żałoby i nie chciała myśleć o małżeństwie. Miała kiedyś możliwość wdrożenia się w normalne życie, był mężczyzna, który starał się o jej rękę, ale Andrzejowa, myśląc o tym, że ktoś inny oprócz Andrzeja mógłby trzymać ją w ramionach, postanowiła do końca życia pozostać wierną zmarłemu mężowi. Jej miłość nabrała nawet wymiaru transcendentnego, gdyż zaczęła miewać wizje Andrzeja, wydawało się jej, że z nim rozmawia. Była osobą bardzo dystyngowaną, pochodziła z wyższych sfer i o ile w większości spraw rozumiała się z mężem świetnie, o tyle jego zbratania się z ludem chłopskim zrozumieć nie mogła. Po śmierci męża wszystkie uczucia przelała na syna Zygmunta, który rósł chowany pod kloszem, miał osobistych nauczycieli i był bardzo rozpieszczany przez matkę. Andrzejowa święcie wierzyła w ogromny talent malarski syna, jednak do tej pory Zygmunt nie osiągnął wielkich sukcesów na gruncie malarskim. Już od dwóch lat mieszkał wraz z matką i żoną Klotyldą w Osowcach. Andrzejowa z przerażeniem patrzyła na odtrącanie Klotyldy przez Zygmunta i co chwila odkrywała, że on jej nie kocha. Zygmunt zaś rzeczywiście był Klotyldą znudzony i zachowywał się wobec niej bardzo chłodno, mimo (a może właśnie dzięki) jej ogromnemu w nim zakochaniu i dziecięcej wręcz szczebiotliwości. Po zjedzonym z matką i Klotyldą śniadaniu Zygmunt pogrążył się w lekturze. Nagle zauważył leżący na stole trzeci tom Musseta - ten sam, który ofiarował był Justynie. Zygmunt gorączkowo szukał w książce odpowiedzi na swój list, który wysłał do Justyny, albo choćby na znaczące podkreślenie jakiegoś miejsca w książce. Nic jednak nie znalazł i oznajmił Klotyldzie, że jedzie do Korczyna porozmawiać o interesach z Benedyktem. Klotylda jednak domyśliła się, że pojechał zobaczyć się z Justyną.
Rozdział II
Witold i Justyna wracają z Bohatyrowicz do Korczyna i rozmawiają o zmianach, jakie zaszły w życiu i światopoglądzie Justyny. Witold natyka się na swojego zdenerwowanego ojca narzekającego na chłopa, który nieumiejętnie posługując się żniwiarką - popsuł ją. Młody Korczyński załagodził sytuację, pouczył chłopa, jak powinno się z maszyną obchodzić i pocieszył, że jutro razem ją naprawią. Benedykt podziękował synowi za pomoc, ale skrytykował jego ideały, uważając je za zupełnie nieprzystające do życia. Ojciec z synem bardzo się pokłócili i rozstali w gniewie. W samym Korczynie zaś bawił Kirło, wychwalający Różyca - jego charakter, serce, nazwisko, koligacje arystokratyczne i zwłaszcza majątek. Witold spytał się Justyny, czy ma zamiar wyjść za te “dziurawe sito”, dziewczyna dała odpowiedź wymijającą: „Może”. Do dworu korczyńskiego przybyła Elżusia oznajmiając w imieniu ojca, że bardzo chętnie będzie widzieć Justynę i Witolda na swoim weselu. Rodzeństwo stryjeczne zostało zaproszone do zagrody Fabiana, który przyjął ich z wielką grzecznością i gościnnością. W tym czasie był u Fabiana narzeczony Elżusi, Franciszek Jaśmont z małżonkiem matki Jana - panem Starzyńskim. W międzyczasie przybył do Fabiana także Michał, adorator Antolki z wiadomością, że Janek na spotkanie nie przyjdzie, ponieważ przedłużyło mu się koszenie siana i będzie nocował na łące. Na wieść o tym Justyna bardzo posmutniała.
Po powrocie do Korczyna Witold miał rozmowę z Benedyktem. Ojciec prosił syna, aby uprosił u Darzeckiej darowanie Benedyktowego długu. Witold jednak nie zgodził się, ponieważ wiązałoby się to z zyskiwaniem przychylności Darzeckich, których młodzian nie szanował. Korczyńscy po raz kolejny się pokłócili i czuli się wobec tej sytuacji bezradni - nie potrafili znaleźć wspólnego języka, nie potrafili się porozumieć. Zygmunt przyjechał do Korczyna i przyszedł do pokoju Justyny. Spytał się jej, czy rzeczywiście ma zamiar wyjść za mąż za Różyca i wyznał jej miłość, padając do nóg i chcąc całować ręce. Zaproponował jej zamieszkanie w Osowcach i bycie jego muzą. Justyna cofnęła się przed nim i bardzo się oburzyła na taką propozycję. Przekonywała Zygmunta, że to, co do niej czuje, to nie jest miłość, ale jedynie romans, i że nie ma zamiaru unieszczęśliwiać jego żony, Klotyldy oraz poniżać się przez ciągłe oszukiwanie innych i samej siebie. Oświadczyła mu, że teraz przedmiotem jej marzeń jest ktoś inny. Na pytanie Zygmunta, czy jest to Różyc, odpowiedziała: “Być może”. Zagniewany Zygmunt odjechał z Korczyna i od razu po powrocie poszedł zobaczyć się z matką. Przeprowadził z nią długą rozmowę, w której próbował ją przekonać do sprzedania Osowiec i wyjechania wraz z nim za granicę. Andrzejowa nie mogła wierzyć własnym uszom - jej syn zachęcał ją, aby porzuciła tę ziemię, która od lat była w posiadaniu jej rodziny, którą ona tak bardzo kochała. Andrzejowa z przerażeniem odkryła, że jej syn nikogo tak naprawdę nie kocha - ani Klotyldy, ani Justyny, tylko ciągle goni za nowymi wrażeniami. Jeszcze boleśniejsze było dla niej, gdy Zygmunt oświadczył, że jego zdaniem owa “żałoba narodowa”, ciągłe wspominanie dziejów przeszłości jest głupstwem, że należy patrzeć w przyszłość i korzystać ze zdobyczy cywilizacji. Gdy Zygmunt otwarcie przyznał, że jego zdaniem jego ojciec był szaleńcem, Andrzejowa nie wytrzymała i kazała mu wyjść z pokoju. Potem długo płakała i biła się w piersi za to, że rozpieszczając własne dziecko wychowała je tak, że teraz nie szanuje ono tego, co szanował i za co zginął jego ojciec.
Rozdział III
W domu Fabiana panowało ogromne ożywienie, związane z przygotowaniami do wesela Elżusi. Zebrała się ogromna liczba ludzi, także Justyna jako pierwsza druhna, Witold z Marynią Kirlanką i długo przekonywana do przyjścia Marta. Wesele przebiegało w atmosferze zabawy i radości. Marta po dwudziestu trzech latach po raz pierwszy widziała Anzelma i rozmawiała z nim przyjaźnie, podobnie jak z resztą Bohatyrowiczów. Ze wzruszeniem przypominała sobie “stare czasy”, kiedy to często bywała w zaścianku. W pewnym momencie na weselu pojawiła się spóźniona Jadwiga Domuntówna z dziadkiem. Wystroiła się bardzo - specjalnie dla Janka. Janek jednak nie zwracał na nią uwagi i prawie całe wesele rozmawiał z Justyną. Widząc parę szeptającą do siebie i zachwyconą sobą, rzuciła między nimi kamieniem. Reszta towarzystwa oburzyła się, ale Janek załagodził sytuację twierdząc, że Jadwiga tylko dla żartu kamieniem w niego rzuciła.
Janek tłumaczył się Justynie ze swojego związku z Jadwigą. Mówił, że nigdy między nimi nic nie było, tylko ona swoim kochaniem bardzo go dręczyła. Może gdyby nikogo innego w życiu nie spotkał, to by się z nią ożenił, ale teraz sytuacja przedstawiała się trochę inaczej… Fabian zaś prosił Witolda o wielką przysługę. Jego adwokat w procesie z Benedyktem przegapił termin złożenia apelacji, w związku z czym Bohatyrowiczowie przegrali i musieli teraz zapłacić olbrzymią kwotę tysiąca rubli. Było to ponad ich możliwości finansowe. Fabian przyznał się, że rzeczywiście niesłusznie się z Korczyńskim procesował i był zbyt hardy, ale znalazł mapę, na której wyraźnie jest nakreślone, że ziemia o którą się kłócili do Bohatyrowiczów należy. Fabian zwrócił uwagę Witoldowi, że zgoda między zaściankiem a dworem byłaby korzystna dla wszystkich - Benedyktowi nie zabrakłoby rąk do pracy, a Bohatyrowicze by na tym zarobili. Witold mimo początkowej niechęci do rozmowy z ojcem na ten temat obiecał pomóc.
Rozdział IV
Był późny wieczór, Benedykt nie spał w swoim gabinecie, rozmyślając nad listem, otrzymanym przed chwilą od Dominika. Dominik napisał, że jest teraz tajnym agentem sowieckim, córkę wydał za generała, który niedługo księciem zostanie. Ponownie zaprasza go do siebie. Witold przyszedł do niego porozmawiać na temat prośby Bohatyrowiczów. Przekonywał ojca, że Bohatyrowicze nie są tacy źli, że Benedykt niesprawiedliwie ich ocenia i że pragną oni zgody z nim. Wyłożył ojcu także swoje przekonania dotyczące konieczności panowania zgody między ludźmi, braterskiej pomocy i solidarności. Benedykt nazywał Witolda wariatem, ale przypomniał sobie, że w młodości był takim samym jak on, że jemu przyświecały takie same ideały, tylko twarde życie wyparło je z jego świadomości. Nazwał Witolda “powracającą falą” - ta fala, która uniosła kiedyś jego i jego braci do wzięcia udziału w powstaniu, teraz powraca w pragnieniu budowania wspólnego dobra przez jego syna. Obiecał, że Bohatyrowiczom dług daruje, bo rzeczywiście nie są w stanie oni wypłacić aż tak dużej kwoty. Ojciec i syn pogodzili się, padli sobie w ramiona i postanowili pojechać następnego dnia razem na Mogiłę powstańczą oraz do Bohatyrowic. Witold wrócił na wesele w domu Fabiana i oznajmił wszystkim radosną nowinę. Wesele dobiegało już końca. Następnego dnia Jadwiga pogodziła się z Jankiem, nawzajem życzyli sobie szczęścia. Potem Janek z Justyną udali się nad Niemen, gdzie podziwiali piękne widoki i przyrzekli sobie być razem.
Rozdział V
Następnego dnia przyjechał do Korczyna Kirło z żoną z wiadomością, że Różyc prosi o rękę panny Justyny. Pani Emilia, Teresa oraz Kirłowie zachwycali się przyszłym mężem i szansą, jaka wynika z owego ożenku dla Justyny. Justyna jednak, ku zdziwieniu wszystkich, oświadczyła, że nie może wyjść za Różyca, ponieważ od wczoraj jest zaręczona z Jankiem Bohatyrowiczem, kocha go i wie, że jest kochana. Większość zgromadzonych była oburzona, Benedykt jednak zgodził się z wyborem Justyny, a Kirłowa nawet ten wybór pochwaliła. Marta zaś przyszła do Benedykta z prośbą, aby pozwolił jej zamieszkać z Justyną u Bohatyrowiczów, ponieważ jest już stara i może w Korczynie niepotrzebna. Benedykt zdecydowanie zaprzeczył i powiedział jej, że bez niej nie poradziłby sobie w gospodarstwie i że jest mu niezbędna, że dzieci bardzo ją kochają i że życzy on sobie, by u niego została. Marta ucieszyła się na te słowa i postanowiła zostać w Korczynie. Obiecała też udać się do lekarza, bo kilka lat temu przeziębiła się i nie zadbała o to, czując się niepotrzebną. Ale skoro Benedykt twierdzi, że jest dla niego ważna, to pójdzie się leczyć, żeby mu pomagać jak najdłużej.
Benedykt z Witoldem i Justyną udali się do chaty Anzelma i Jana. Jan przypadł do Benedykta i pocałował go w rękę. “Syn Jerzego?” Spytał się Benedykt. Z głębi chaty odezwał się głos Anzelma: “Tego sa… samego, który z bratem pańskim w jednej mogile spoczywa!”
OPRACOWANIE BN
Niemen, to „domowa rzeka” Mickiewicza, a swe początki sławy i legendy zawdzięcza jego utworom. Z Niemnem związała się też Orzeszkowa, a symbolika tytułu utworu nawiązuje do Mickiewiczowskich uczuć ku ziemiom „nad błękitnym Niemnem rozciągnionym”. Z przeżytych 69 lat, Orzeszkowa tylko 10 lat spędziła poza nadniemeńskim regionem (5 lat na pensji sióstr sakramentek w Warszawie i 5 lat w majątku męża w Ludwinowie). Urodziła się i wychowała na dworze w Milkowszczyźnie (20 czerwiec 1841 r.). Mieszkała tam po zerwaniu z mężem przez 6 lat do sprzedania mocno zadłużonego majątku, którym nie potrafiła zarządzać. Od 1869 na stałe związała się z Grodnem. Być może wzór postaci Benedykta Korczyńskiego wzięła z ojca, Benedykta Pawłowskiego. Po jego śmierci, matka Elizy ponownie wyszła za mąż.
Małżeństwo Orzeszkowej - Piotr Orzeszko został narajony jej przez rodzinę, miał 35 lat. Przypadł do gustu 17letniej pannie. Wzięli ślub w 1858 r. Zamieszkali w Ludwinowie. Młoda małżonka interesowała się literaturą i demonstracjami patriotycznymi w Warszawie (1861 i '62). W mężu nie znalazła partnera do zainteresowań ani do urządzenia we dworze szkółki dla chłopskich dzieci, którą założyła z młodszym bratem męża. Piotrowi nie bardzo się to wszystko podobało. Wówczas Orzeszkowa zaczęła myśleć o separacji lub rozwodzie. Powstrzymało ją powstanie (1863), pomagała rannym. Małżonkowie rozstali się w 1864 r. W tym roku też aresztowano Piotra pod zarzutem sprzyjania powstańcom. Skazano go na zesłanie, Ludwinów skonfiskowano. Orzeszkowa nie pojechała za nim, co sobie potem wyrzucała za największy błąd etyczny, a gdy w 1867 wrócił, uzyskała dokument unieważniający małżeństwo. Piotr zmarł w 1874 roku. Wówczas Eliza kochała się w Zygmuncie Święcickim, chciała za niego wyjść. Jednak nie udało się. Musiała sprzedać ojcowiznę, co gorsza, trafiła w ręce Rosjanina. Przeniosła się do Grodna, do matki. Miała tam przyjaciela - Stanisława Nahorskiego, adwokata, z którym pobrała się dopiero w 1894 r, po śmierci jego żony. Nahorski zmarł 2 lata później. 14 lat po nim, zmarła Eliza. W 1855 roku pomagała pogorzelcom po pożarze miasta.
Talent Orzeszkowej zakorzeniony był w tym, co od dzieciństwa znajome, co uczuciami młodości oświetlone, poruszone lub opłakane. Swe zajęcia literackie traktowała jako sprawę w życiu najważniejszą, jako jej powołanie, któremu postanowiła być posłuszna. Nieraz, jak jej rówieśnicy pozytywistyczni, nazywała pisarstwo obowiązkiem, pracą dla dobra publicznego. Ale swoich wyobrażeń literatury i odpowiedzialności za twórczość nauczyła się od romantyków. Pisarstwo kojarzyło się jej z wyróżnieniem, posłannictwem, misją, charyzmą. Praca, obowiązek, posługa i dodatkowo natchnione przewodnictwo. W czasie pobytu w Milkowszczyźnie w latach 1864-1869, gdy absorbowały ją plany i zgryzoty osobiste oraz przykre kłopoty majątkowe, napisała dziesięć powieści i 20 artykułów.
Zanim opublikowano postulaty pozytywistycznych założeń literatury, Orzeszkowa miała to wszystko już przemyślone.
Przedburzowcy - pierwszy tom dzieła Buckle`a ukazał się we Lwowie w 1863 roku i został uznany w „Dzienniku Literackim” (piśmie przedburzowców) za jedno z najważniejszych wydarzeń intelektualnych stulecia. Orzeszkowa wskazywała jak oni patronów tendencyjności: Kraszewskiego i Korzeniowskiego, jako autorów powieści społeczno-obyczajowych; Adama Pługa (Duch i krew) i Zygmunta Kaczkowskiego za powieść „Rozbitek”. Dla Orzeszkowej tendencyjność była kontynuacją romantycznego przewodnictwa ideowego. W świetle jej wywodu nie ma sprzeczności pomiędzy misją poetów z poprzedniej epoki a zadaniami patriotycznymi powieściopisarzy nowych czasów.
Akcja „Nad Niemnem” zaczyna się w połowie czerwca 1886 i kończy w końcu sierpnia tego samego roku.