145


POCZĄTKI TEMPLARIUSZY

ORGANIZACJA ZAKONU TEMPLARIUSZY

WIELKOŚĆ I POTĘGA TEMPLARIUSZY

PAŃSTWO ZAKONNE TEMPLARIUSZY

TEMPLARIUSZE WE FRANCJI

WIELKI PROCES

LIKWIDACJA TEMPLARIUSZY

POCZĄTKI TEMPLARIUSZY

Skromne były początki zakonu templariuszy, najpotężniejszej i najbardziej wpływowej przez prawie dwieście lat w świecie chrześcijańskim organizacji religijno-militarnej. Oto w roku 1118 - roku śmierci Baldwina I, twórcy i organizatora Królestwa Jerozolimskiego - rycerz francuski Hugo z Payns, razem z kilkoma współziomkami, zorganizował bractwo na poły religijne, na : poły rycerskie. Jego celem miała być opieka i zbrojna ochrona pielgrzymów przybywających do Ziemi Świętej. Członkowie nowego bractwa, zwanego Ubodzy Rycerze Chrystusa, złożyli śluby zakonne przed patriarchą i od początku pozostawali pod jego opieką. Król Baldwin II (1118-1131) zaś przekazał im na główną siedzibę część swego pałacu w Jerozolimie, niedaleko meczetu al.-Aksa, dawnej świątyni Salomona (templum Salomonis). Od tego miejsca zaczęto ich nazywać "rycerzami świątyni" (militia templi) lub krótko - templariuszami. Nowe bractwo wypełniało dotkliwą lukę w wewnętrznej organizacji kolonialnego państwa Franków.

Początkowo odgrywało tylko rolę policji, patrolując drogi i zwalczając opór ludności miejscowej - muzułmańskiej i chrześcijańskiej. Odciążało w ten sposób szczupłe siły wojskowe królestwa od zajmowania się sprawami bezpieczeństwa wewnętrznego w okupowanym kraju. Dlatego szybko zyskało uznanie, popularność i cieszyło się poparciem króla i możnych. Również duchowieństwo przyjęło z zadowoleniem powstanie rycerskiego bractwa. Wyrazem uznania i poparcia dla "Ubogich Rycerzy Chrystusa były bogate darowizny. Do grona pierwszych możnych protektorów bractwa należał Fulko z Anjou, jeden z największych feudałów Francji, ojciec Gotfryda Plantageneta i dziadek króla Anglii - Henryka II Plantageneta, przyszły król Jerozolimy (1131-1143). Fulko, przebywając pierwszy raz w Ziemi Świętej w 1120 roku, brał udział w akcjach templariuszy. Po powrocie do Francji zapisał im 30 srebra rocznej renty marek (Marka - średniowieczna jednostka wagowo - pieniężna (obrachunkowa), równa ok. 200 - 300 g. srebra.)

W roku 1125 do bractwa wstąpił bogaty i wpływowy feudał francuski, hrabia Hugo z Szampanii. Templariusze zaczęli być popularni nie tylko na Wschodzie, ale również w Europie, wśród rycerstwa francuskiego. Podjęto też wkrótce kroki zmierzające do przekształcenia bractwa w organizację bardziej trwałą, pełnoprawną, posiadającą charakter ogólnokościelny i własny statut (regułę). Słowem, podjęto starania o przekształcenie bractwa w zakon, uznany i zatwierdzony przez papieża. Tego rodzaju inicjatywa wyszła z kręgu samych członków bractwa, ale poparli ją gorąco król Baldwin II i patriarcha Jerozolimy. Król zapewne spodziewał się, że z czasem uzyska w ten sposób stałą, dobrze zorganizowaną armię.

Templariusze patrolując drogi, podróżując dużo po kraju, staczając nieustanne potyczki z krajowcami stawali się doświadczonymi żołnierzami, znali teren i taktykę przeciwników. Byli zatem dobrze przygotowani również do właściwych walk, toczonych przez Królestwo Jerozolimskie z muzułmańskimi sąsiadami. Natomiast inne projekty wykorzystania templariuszy snuł patriarcha. Sądził on, że przy pomocy nowego zakonu rycerzy uda mu się zrealizować plan przekształcenia Królestwa Jerozolimskiego w państwo kościelne, rządzone nie przez króla, ale patriarchę jako namiestnika papieża. Jednakże w owych projektach król i patriarcha nie uwzględnili dwóch ważnych momentów. Nie wzięli pod uwagę ambicji zakonu, który chciał być organizacją samodzielną, prowadzącą własną politykę. Pomijali też plany kurii rzymskiej, w myśl których zakony rycerskie miały być szturmowymi oddziałami papiestwa, nie zaś armią władcy lub patriarchy Jerozolimy. Przyszłość pokazała, że rozwój templariuszy poszedł innymi drogami, niż planowali król i patriarcha. Na razie jednak chodziło o uzyskanie dla bractwa praw zakonnych. W tym celu ruszają do Europy dwaj templariusze. Kierują swe kroki do najbardziej wpływowego wówczas w Kościele człowieka - Bernarda z Clairvaux, który miał uzyskać papieskie zatwierdzenie zakonu i ułożyć dla niego regułę. Jednym z posłów templariuszy był bliski krewny Bernarda, Andrzej z Montbard, jeden z późniejszych wielkich mistrzów zakonu. Sam założyciel bractwa, Hugo z Payns, był zapewne również znany Bernardowi, bowiem posiadłości ich rodów sąsiadowały z sobą. Ale nie tylko stosunki osobiste pierwszych templariuszy zaważyły na wyborze protektora. Istotne były również przekonania wielkiego opata. Bernard z Clairvaux pochodził z możnej rodziny feudalnej. Chociaż przyoblekł mniszy habit cystersów, nie przestał być rycerzem. Projekt organizacji wojskowej mającej charakter zakonu religijnego przyjmuje Bernard z entuzjazmem i popiera go z całą stanowczością. Ten propagator świętej wojny przeciw innowiercom, późniejszy organizator drugiej krucjaty (1147-1149) i gorący zwolennik krucjaty przeciw Słowianom Połabskim (1147), widział w nowym zakonie narzędzie zniszczenia islamu, wybrane przez samego Boga. W roku 1128 na synodzie w Troyes papież Honoriusz II zatwierdza nowy zakon i regułę opracowaną przez Bernarda z Clairvaux. Obecny był przy tym założyciel templariuszy, Hugo z Payns, razem z pięcioma towarzyszami. Po odbytym synodzie ruszył on w podróż po Europie zachodniej, aby do zakonu zwerbować nowych członków. Wynik tej akcji był udany. Hugo zresztą chętnie przyjmował tych rycerzy, którzy z powodu różnych wykroczeń byli wykluczeni ze wspólnoty kościelnej. Wstępując do nowego zakonu uzyskiwali oni zwolnienie od ekskomuniki i wszystkich jej pozareligijnych skutków, jakie w średniowieczu klątwa powodowała. Bernard z Clairvaux z zadowoleniem pisał, że wielu "ludzi brutalnych i bezbożnych, świętokradców i rozbójników, morderców, krzywoprzysiężców i rozpustników" zostało poddanych dyscyplinie zakonnej i użytych do walki z niewiernymi. Ten zwyczaj został później zaniechany. Kiedy zakon stał się bogaty i potężny, dość było chętnych do wstąpienia w jego szeregi. Werbunek ekskomunikowanych był już niepotrzebny. Ale jeszcze w wielkim przywileju dla templariuszy z 1163 roku papież Aleksander III robi aluzję do tego starego zwyczaju, podkreślając "cudowną" zmianę charakterów braci, którzy przed wstąpieniem do zakonu byli przestępcami. Mamy poważne wątpliwości, czy rzeczywiście ten "cud" zmiany charakterów zdarzał się często. Dla celów propagandowo-werbunkowych wielki protektor templariuszy, Bernard z Cłairvaux, napisał słynną Pochwałą nowego rycerstwa (De laude novae militiae). Opat cystersów zachwyca się dyscypliną, surowością życia i aktywnością militarną rycerzy nowego zakonu. Entuzjazm jego budzą mieszkania templariuszy, proste, pozbawione ozdób sale, na ścianach których porozwieszana jest tylko broń i rycerski ekwipunek. Chwali surowość życia rycerzy-mnichów. Nie znają oni szachów i gry w kości; wyrzekli się oglądania komediantów, igrców oraz innych uciech i zabaw rycerskich, nawet polowania. (Dodajmy tu, że według reguły dozwolone było tylko polowanie na lwy, jako próba odwagi, opanowania nerwów, zręczności i siły.) Szeroko również uzasadnia Bernard konieczność walki z innowiercami i konieczność zabijania ich. Uważa muzułmanów i pogan za wrogów Chrystusa, a więc złoczyńców. Tutaj właśnie znajdują się słowa, zacytowane na początku tego rozdziału: "Owszem, gdy (rycerz chrześcijański ) zabija złoczyńcę, nie jest zbrodniarzem, lecz - jak już mówiłem - tępi zło. Słusznie więc szanowany jest jako mściciel Chrystusa i obrońca jego wyznawców. Chrześcijanin chlubi się zabiciem poganina, gdyż w ten sposób wielbi Chrystusa..." Do pochwał Bernarda z Clairvaux dołączyli się inni znakomici ludzie tej epoki. Opat z Cluny, Piotr Yenerabilis - znany inicjator pierwszego w literaturze europejskiej przekładu Koranu na język łaciński - uważa templariuszy za wojsko wybrane przez Boga, "aby rozbić książąt tej ziemi i zwyciężyć nieprzyjaciół krzyża". Za tą religijną frazeologią krył się program wykorzystania agresywnych dążeń feudałów do umocnienia pozycji papiestwa oraz rozszerzenia jego wpływów. Inny głośny człowiek XII wieku, Jan z Salisbury, pisał: "templariusze są prawie jedynymi ludźmi, którzy prowadzą sprawiedliwe wojny (legitima bella)". Tak najwybitniejsi przywódcy chrześcijaństwa zachodniego przyjęli powstanie nowego zakonu rycerzy. "Jego popularność i szybki rozwój, zarówno na Wschodzie, jak i w krajach europejskich - pisał znakomity znawca dziejów średniowiecza, Tadeusz Manteuffel - jest najlepszym dowodem, że instytucja ta odpowiadała interesom świata feudalnego, rozpoczynającego okres swoich podbojów kolonialnych".

ORGANIZACJA ZAKONU TEMPLARIUSZY

Zatwierdzona przez papieża w 1128 roku reguła templariuszy tworzyła podstawy nie spotykanej dotąd formy zakonnej. Wprawdzie i tutaj obowiązywały przyjęte przez wszystkie zakony śluby (czystości, posłuszeństwa i ubóstwa), ale były też zasadnicze różnice. Templariusze mieli nie znane innym zakonom zadania militarne - obowiązek prowadzenia walki zbrojnej z niewiernymi. Mieli też inną strukturę wewnętrzną: decydującą rolę odgrywali w zakonie bracia świeccy, a nie księża. Wszystkie kierownicze stanowiska obejmowali bracia-rycerze bez święceń kapłańskich. Oni też tworzyli zasadniczą grupę nowej społeczności zakonnej. Początkowo nawet templariusze wykluczyli zupełnie ze swego grona duchownych. Mieli tylko kapelanów "gościnnych", nie należących do zakonu. Później wprawdzie była w zakonie grupa duchownych, ale niewielka i bez żadnych wpływów, podporządkowana całkowicie władzy braci-rycerzy.

Zakon templariuszy tworzyli więc nie mnisi, którzy postanowili prowadzić walkę z niewiernymi, ale przeciwnie - społeczność rycerzy, której nadano regułę zakonną. Głównym elementem ich życia były nie praktyki ascetyczne i kultowe, ale "święta wojna" z niewiernymi. Temu jedynemu celowi podporządkowane było życie templariuszy ii cała organizacja zakonu.

Drobiazgowe przepisy reguły zakonnej kładły szczególny nacisk na sprawy wojskowe. Uzbrojenie rycerzy-mnichów miało być w dobrym gatunku, mocne, ale proste, bez srebrnych lub złotych ozdób. Jeśli bracia nie byli zajęci walką, powinni zajmować się naprawą ekwipunku i broni. Włosy nosili templariusze krótko obcięte, "aby mogli swobodnie spoglądać w przód i do tyłu" - jak mówi reguła. Zabraniała ona również stosowania długich i "nieumiarkowanych" postów, które należały do podstawowych praktyk ascetycznych w innych zakonach. Każdy templariusz powinien był dobrze jeść, aby być sprawnym, silnym i zdrowym żołnierzem. Ubiorem zakonnym braci-rycerzy był biały płaszcz nakładany na zbroję. Papież Eugeniusz III pozwolił później templariuszom nosić na płaszczu czerwony krzyż. Natomiast bracia służebni i giermkowie nosili płaszcze ciemne lub brązowe.

W zakonie templariuszy obowiązywała żelazna dyscyplina. Jest to zrozumiałe. Tylko bowiem w ten sposób można było utrzymać porządek - konieczny przecież dla zachowania sprawności i siły bojowej - w tej zbieraninie rycerzy przyzwyczajonych do anarchii feudalnej, wśród różnego rodzaju awanturników, niespokojnych duchów, zawiedzionych w ambicjach młodszych synów rodów feudalnych. Drobne przewinienia karano chłostą, postem i więzieniem. Cięższe i najcięższe - czasowym lub dożywotnim wykluczeniem z szeregów zakonu. Praktycznie była to degradacja do stopnia niewolnika. Do przestępstw najcięższych zaliczano między innymi przejście na mahometanizm, zabicie chrześcijanina, opuszczenie sztandaru w czasie bitwy, roztrwonienie dóbr zakonnych... Nowo przyjmowanym członkom starano się też wpoić poczucie wprost niewolniczego posłuszeństwa. Przyzwyczajano do tego już kandydatów, którzy przed przyjęciem do zakonu odbywali zwykle kilkumiesięczny okres próby. Kazano im spełniać różne czynności poniżające - w ówczesnym pojęciu - rycerza. Była to praca przy żarnach, wypas bydła, pilnowanie i karmienie świń. Istniały jeszcze inne próby posłuszeństwa wobec rozkazów przełożonych, jak chociażby plucie na krzyż podczas ceremonii przyjmowania do zakonu, o czym opinia publiczna całej Europy dowiedziała się przy okazji wielkiego procesu templariuszy we Francji.

Organizacja wewnętrzna templariuszy przypominała hierarchiczną strukturę ówczesnego społeczeństwa feudalnego. Tak więc członkowie zakonu dzielili się na cztery grupy: braci-rycerzy (fratres milites), braci służebnych-giermków (fratres serińentes armigerii), kapelanów (jratres capellani), włączonych do zakonu od 1163 roku, oraz służby i rzemieślników (servientes jamuli et offtcii). Wszystkie te grupy miały w zakonie swoje miejsce, wyznaczone im przez regułę. Posiadały odpowiednie prawa i obowiązki. Przy tym jednak podział klasowy członków zakonu był u templariuszy wyjątkowo ostry. Grupą rządzącą przez cały okres istnienia zakonu byli bracia-rycerze, pochodzący z rodzin feudalnych. Oni ze swego grona wybierali urzędników zakonnych i tworzyli kapitułę generalną, decydującą o najważniejszych sprawach zakonu. Każdy z braci-rycerzy miał również na koszt zakonu trzy konie i jednego giermka konnego; niektórzy zaś - bardziej uprzywilejowani - cztery konie i dwóch giermków.

Grupą następną byli bracia służebni, którzy pochodzili z mieszczaństwa, często bogatego. Brali oni udział w akcjach wojskowych braci-rycerzy jako giermkowie albo tworzyli oddziały pomocnicze. Do swej dyspozycji mieli tylko jednego konia. Szczegół ważny, bo w żołnierskiej na wskroś społeczności templariuszy liczba przydzielanych koni świadczyła o zajmowanej w zakonie pozycji. Niektórzy z braci służebnych pełnili ponadto ważne funkcje, związane zwykle z działalnością finansową lub gospodarczą templariuszy. Wymagało to bowiem umiejętności, które posiadali na pewno w większym stopniu synowie mieszczan niż rycerzy. Dwie dalsze grupy w zakonie to kapelani oraz służba i rzemieślnicy. Jedni i drudzy spełniali tylko funkcje pomocnicze w zakonie i nie brali bezpośrednio udziału w jego działalności militarnej.

Wszystkie te grupy tworzyły społeczność zakonną templariuszy. Poza tym istniał jeszcze szeroki krąg ludzi, którzy nie należeli do zakonu, choć byli zależni od jego władz. Były to przede wszystkim oddziały wojsk najemnych, a więc piechota i lekka konnica - turkopole, dowodzeni przez specjalnego urzędnika zakonnego, zwanego turkopolierem. Miał on do swej dyspozycji aż cztery konie, a więc tyle co najwyżsi dostojnicy zakonu. Templariuszom podlegały duże grupy ludzi zatrudnianych jako siły pomocnicze przy utrzymaniu floty, prowadzeniu działalności handlowej i operacjach finansowych. Ludźmi zależnymi od zakonu byli również zarządcy dóbr ziemskich, dzierżawcy, ludność poddańcza i niewolnicy, którzy uprawiali ziemie zakonne. Zakon bowiem jako instytucja mógł posiadać ziemię i majątek ruchomy, a ubóstwo obowiązywało tylko pojedynczych członków zakonu.
Władza w zakonie templariuszy była ściśle zhierarchizowana. Na czele stał wielki mistrz, który miał do pomocy kilku dygnitarzy - wysokich urzędników. Był to "rząd" templariuszy, przebywający przez cały prawie czas istnienia zakonu w Królestwie Jerozolimskim.

Następny stopień władzy tworzyli wielcy komandorzy prowincji, zwani również mistrzami, wielkimi przeorami lub wielkimi preceptorami. Im podlegali z kolei przełożeni okręgów (baliwatów), czyli preceptorzy i przeorzy, oraz przełożeni komandorii, zwani też preceptorami lub komandorami. Ci ostatni administrowali zamkami, majątkami i posiadłościami zakonu na swoim terytorium.

Wielki mistrz, wybierany przez specjalne grono elektorów zakonnych, był władcą potężnym. Swój urząd sprawował dożywotnio. Jego rozkaz miał moc prawa. Tylko w pewnych, ważnych wypadkach musiał naradzić się z kapitułą rycerzy, będącą rodzajem rady najwyższej, złożonej z elity zakonu, i był zobowiązany przyjąć decyzję większości. Tak samo musiał uzyskać zgodę kapituły przy nominacjach wielkich komandorów prowincji. Inne urzędy rozdzielał według swego uznania. Odpowiednio do zajmowanego stanowiska wielki mistrz miał swój "dwór", stałą świtę. Należeli do niej dwaj rycerze, brat służebny z parą koni, turkopol, kapelan, pisarz duchowny, sekretarz "saraceński" pełniący rolę tłumacza, kowal, kucharz oraz dwóch pieszych posłańców. W czasie bitwy niesiono przy wielkim mistrzu chorągiew zakonu: czarno-białą z czerwonym krzyżem. Według interpretacji Bernarda z Clairvaux kolory te miały symbolizować postępowanie templariuszy: dla przyjaciół Chrystusa są biali i dobrzy, czarni zaś i straszliwi dla swych wrogów. Zastępcą wielkiego mistrza i drugim dygnitarzem zakonu był seneszalk. Był to urząd dość zagadkowy - coś w rodzaju dublera wielkiego mistrza. Badacze dziejów templariuszy, którzy lubili sensacyjne historie, widzieli w nim przywódcę tajnej organizacji w zakonie. Do grona dygnitarzy templariuszy należał również marszałek, któremu podlegały sprawy wojskowe, troska o konie, ekwipunek wojenny i broń. Wielki komandor Królestwa Jerozolimskiego - także jeden z wielkich dygnitarzy - spełniał jednocześnie funkcję skarbnika i administratora dóbr zakonnych na Wschodzie, zarządzał ponadto flotą zakonu. Jego rozkazom podlegał komandor portu Akki, którym był zwykle brat służebny, jeden z owych specjalistów z zakresu gospodarki, handlu i finansów.

W społeczeństwie średniowiecznym zakon templariuszy był organizacją uprzywilejowaną i niezależną. Okres rozwoju zakonu przypadł na czas ostrych konfliktów i walk między papiestwem a cesarstwem o kierownictwo w świecie chrześcijańskim. Swiatowładcze dążenia papiestwa ujął w lapidarne hasło Innocenty III (1198-1216): Bóg przekazał rządy Piotrowi (za jego następców uważali się papieże) nie tylko nad Kościołem powszechnym, ale i nad całym światem! W papieskich planach zdobycia zwierzchnictwa nad światem chrześcijańskim templariusze - razem z innymi zakonami rycerskimi - mieli spełniać ważne zadanie. Próbowano przekształcić te organizacje rycersko-zakonne w oddziały bojowe papiestwa; w wojsko, które mogło być użyte w walkach przeciw wrogom papieży. Poza tym templariusze, jako potężny zakon osiadły zarówno w Europie, jak i na Wschodzie, mogli ułatwić rozszerzenie wpływów papieskich. Mogli też, w razie potrzeby, służyć papiestwu pomocą nie tylko militarną, ale również finansową.

Wszystkie te względy sprawiły, że popierani przez papieży templariusze uzyskali całkowitą niezależność od władzy świeckiej. Oddziały zakonne nie mogły być użyte do walk innych niż walki z niewiernymi oraz wrogami Kościoła i papiestwa. Żaden władca nie mógł również wymagać od mistrza i braci zakonnych składania przysięgi lennej. Wyłączało to templariuszy z powszechnego wówczas systemu polityczno-społecznego monarchii feudalnych i dawało im zupełną autonomię.

W praktyce, oczywiście, bywało czasem inaczej. Tam gdzie interesy templariuszy pokrywały się z interesami władcy i zakon odnosił duże korzyści, godzono się na zależność od monarchy. Tak było na przykład w królestwach Półwyspu Iberyjskiego, gdzie współdziałanie z władcami pozwalało templariuszom zdobyć duże i bogate terytoria należące przedtem do muzułmanów, a ponadto uzyskać duże wpływy polityczne. W królestwie Aragonu templariusze musieli składać pewne daniny dla dworu królewskiego. Byli też zobowiązani do określonych świadczeń i służby wojskowej pod rozkazami króla. Ale ta rezygnacja z całkowitej niezależności opłacała się bardzo. Włączeni do organizacji państwowej templariusze odgrywali w królestwie dużą rolę polityczną. Często byli opiekunami małoletnich królów, spełniali różne misje dyplomatyczne, brali udział w obradach kortezów. Posiadali również ogromne dobra ziemskie. Król Jakub II pisał, że w królestwie Aragonu templariusze mają bez porównania większe majątki niż w pozostałych państwach. Do centralnego skarbca zakonu odsyłano też rocznie duże sumy pieniędzy. Podobnie było w Portugalii, gdzie templariusze mieli duże posiadłości, dobrze zagospodarowane i przynoszące duże dochody, ale każdy wielki komandor składał przy obejmowaniu swego urzędu przysięgą wierności królowi.

Taki układ stosunków między zakonem a władzą państwową był jednak rzadkością. Najczęściej templariusze - razem ze swymi wszystkimi posiadłościami i niewolną ludnością - byli zupełnie niezależni od monarchy i w rzeczywistości tworzyli państwo w państwie. Liczne przywileje papieskie (przede wszystkim Innocentego II, Aleksandra III i Innocentego III) uniezależniały ponadto templariuszy od władzy patriarchy Jerozolimy i wszelkiej władzy kościelnej, z wyjątkiem papieża. Prowadziło to często do zatargów między duchowieństwem świeckim a templariuszami. Spory dotyczyły zwykle spraw finansowych i majątkowych. Czasem rozstrzygano je siłą. Na samym początku XIV wieku biskup Piotr z Leridy skarżył się królowi Jakubowi II Aragońskiemu, że oddziały templariuszy aragońskich napadają na posiadłości biskupstwa i "ciągle, dzień po dniu, wyrządzają nam, Kościołowi Leridy i naszym ludziom różne szkody, jakie tylko mogą zrobić. A więc podpalają sady i wycinają drzewa, podkładają ogień, niszczą, burzą i palą młyny, domy i inne budynki". Król wydał nakaz zaprzestania tych najazdów, ale, jak wynika z dalszych skarg biskupa Leridy, templariusze plądrowali dalej posiadłości biskupstwa, zabijając przy tym wiele ludzi.

Kiedy innym razem patriarcha Jerozolimy podczas sporu z templariuszami rzucił na zakon i jego ludzi klątwę, papież Honoriusz III przypomniał w 1219 roku wcześniejsze przywileje zakonu, gwarantujące, że nikt bez wyraźnego polecenia i upoważnienia papieża nie może nakładać tej kary na templariuszy. Nawet jednak władza papieska nad zakonem była ograniczona. Papież nie mógł mieszać się do administracji zakonu ani do jego spraw finansowych, ani do wyborów dygnitarzy templariuszy. Co więcej, wielki mistrz razem z kapituła zakonną mógł zmienić lub uzupełnić regułę templariuszy, zatwierdzoną przez papieża. Praktycznie więc zakon stał się autonomiczną społecznością kościelną, samodzielnie decydującą o kierunku swego rozwoju. Ułatwiło to - jak twierdził Hans Prutz, historyk krucjat i znawca dziejów zakonów rycerskich - przenikanie obcych, niechrześcijańskich doktryn religijnych do zakonu.

Wyjaśnijmy tu nawiasem, że ta teza Prutza nie przyjęła się w nauce historycznej. Głównie dlatego, że milcząco zakładała zainteresowania filozoficzne, rozwinięte życie intelektualne u templariuszy. A tego badania historyków nie stwierdziły.

WIELKOŚĆ I POTĘGA TEMPLARIUSZY

Zakon zyskiwał nie tylko przywileje, które zapewniły mu wyjątkową pozycję w społeczeństwie i Kościele. Rosły również jego posiadłości na Wschodzie i w Europie. Posiadłości templariuszy znajdowały się we wszystkich niemal krajach chrześcijaństwa zachodniego już w pierwszym pokoleniu rycerzy. Największe były we Francji, Hiszpanii i Portugalii. Ale komandorie i dobra ziemskie mieli również w Anglii, we Włoszech, w Niemczech, na Węgrzech i w innych krajach.


Na początku XIII wieku dotarli nawet na ziemie polskie. Bogate uposażenia i komandorie templariuszy znajdowały się głównie na Pomorzu Zachodnim i na Śląsku. Książę pomorski Barnim I darował im w roku 1234 posiadłości okręgu bańskiego. Było to rozległe terytorium puszczańskie, słabo zaludnione, obejmujące okolice Bani, Swobodnicy, Rurki, Pyrzyc i Gryfina. Templariusze zasiedlili je osadnikami niemieckimi. Od połowy XIII wieku siedzibą komandorii stał się zamek w Rurce. Drugą komandorią pomorską templariuszy był Czaplinek, darowany zakonowi z przyległymi dobrami i jeziorami w 1286 roku przez księcia wielkopolskiego Przemyśla II. Templariusze popierali na tych terenach ekspansję niemiecką. Stawali po stronie margrabiów Brandenburgii, którzy mieli w nich oddanych sprzymierzeńców przeciw książętom polskim i pomorskim. Czasem dochodziło do poważnych konfliktów. W roku 1291 książę pomorski Bogusław IV za najazd i rabunek dóbr templariuszy został obłożony klątwą kościelną. Książęta śląscy Henryk Brodaty i Henryk Pobożny obdarowali hojnie zakon na Ziemi Lubuskiej i na pograniczu śląsko-łużyckim. Poza tym templariusze mieli co najmniej dwie komandorie na Śląsku: w Oleśnicy i Legnicy. Jakiś czas templariusze przebywali również w Łukowie, osadzeni tu być może dla obrony Małopolski i Mazowsza przed najazdami litewsko-jaćwieskimi i pruskimi. Wiadomo także o akcji militarnej templariuszy na ziemiach polskich w roku 1241. Walczyli oni wówczas u boku księcia śląskiego Henryka Pobożnego w bitwie z Tatarami pod Legnicą.


Templariusze posiadali w Europie zamki oraz ufortyfikowane klasztory w miastach. Przede wszystkim jednak własnością zakonu były duże posiadłości ziemskie, lasy, winnice i sady, hodowle bydła i koni. Z zachowanej korespondencji ostatniego wielkiego mistrza Jakuba de Molay widać, jak wiele miejsca poświęcał on sprawom gospodarczym zakonu. Do templariuszy aragońskich pisał: "Wydaliśmy komandorowi Walencji polecenie, aby możliwie najszybciej zakupił jęczmienia. Uważajcie na młode drzewka, żeby je wiatr nie przewrócił; pilnujcie, aby nie uszkodziły je zwierzęta... Wydaje się nam, że nadszedł już czas, aby zacząć ujeżdżać konie... Donosimy wam, że budujemy właśnie okręt za 6000 solidów. (* Solid - średniowieczna jednostka wagowo--pieniężna (obrachunkowa), równa ok. 20-25 g srebra; solid dzielił się na 12 denarów (srebrnych monet)) Pytacie nas, czy macie przysłać daktyle. Nie chcemy ich, wolimy pieniądze". Poza posiadłościami europejskimi templariusze mieli rozległe dobra ziemskie w Królestwie Jerozolimskim, przede wszystkim w jego północnej części. Szybki wzrost posiadłości templariuszy drażnił wielu współczesnych. Uważano ich za ludzi zachłannych, którzy wykorzystują każdą sytuację, aby powiększyć swoje dobra. Znany moralista z początku XIII wieku, Jakub z Yitry, który przebywał jakiś czas na Wschodzie i był biskupem Akki, kieruje pod adresem zakonu następujące słowa: "Każdy z was składał ślub ubóstwa wyrzekając się osobistej własności, ale jako wspólnota zakonna chcecie mieć wszystko".


Niejednokrotnie próbowano ustalić dochody templariuszy z ich olbrzymich dóbr. Dochody były z pewnością duże, choć trudno dokładnie ocenić ich wielkość. Piotr Dubois, doradca króla francuskiego Filipa IV Pięknego, obliczał, że na początku XIV wieku posiadłości templariuszy powinny przynosić 800 000 funtów rocznego dochodu. Jeśli nawet suma ta nie jest absolutnie pewna, daje ona jednak wyobrażenie o wielkości majątku zakonu. Nie wydaje się też nieprawdopodobna wiadomość, że wielki mistrz Jakub de Molay, udając się w swą ostatnią podróż na Zachód, wziął ze sobą 150 000 sztuk złotych monet i 10 mułów obładowanych srebrem. Dokumenty historyczne i zapiski kronikarzy niejednokrotnie wspominają o olbrzymich sumach pieniędzy, jakimi dysponowali templariusze. Do tych spraw wrócimy za chwilę. Teraz wyjaśnijmy, że bogactwo zakonu płynęło nie tylko z posiadłości ziemskich, uprawianych przez dzierżawców, zależnych chłopów i niewolników.


W XII wieku templariusze rozwijali się jako organizacja militarna - zakon rycerski. Ale jednocześnie zaczęli zajmować się coraz bardziej sprawami odległymi od rzemiosła wojennego, mianowicie operacjami finansowymi. W rezultacie byli nie tylko żołnierzami, lecz także międzynarodowymi bankierami i finansistami. Ich dwa największe domy w prowincjach zachodnich - templum w Paryżu i Londynie - były od końca XII stulecia centrami europejskiego rynku pieniężnego. Tutaj królowie, papieże i możni feudałowie deponowali swoje dochody, klejnoty i cenne przedmioty; tutaj dokonywali wpłat, kiedy chcieli przesłać pieniądze do innego kraju lub na Wschód; tutaj zaciągali pożyczki. Ta właśnie działalność templariuszy, prowadzona z czasem na szeroką skalę, przynosiła im duże zyski, zapewniała poważne wpływy na dworach władców i możnych. Była podstawą potęgi i wielkości zakonu, ale jednocześnie jedną z głównych przyczyn jego gwałtownego upadku.


Templariusze byli idealnymi bankierami. Ich ufortyfikowane klasztory i zamki, strzeżone przez mnichów-rycerzy, zapewniały bezpieczeństwo powierzonych w depozyt pieniędzy, złota i klejnotów. Według informacji kronikarzy złożone u templariuszy cenne przedmioty i pieniądze przechowywano w skrzyniach, zamkniętych na solidne zamki i kłódki. Czasem także podczas ekspedycji wojennych jej uczestnicy powierzali templariuszom swoje pieniądze. Jan de Join-ville - kronikarz francuski i doradca królewski - pisze, że w czasie wyprawy krzyżowej króla francuskiego Ludwika IX do Egiptu (1248-1254) templariusze wieźli na jednej ze swych galer skrzynie ze srebrem uczestników krucjaty. Kiedy w roku 1250 król z resztkami swej armii wzięty został do niewoli, sułtan Egiptu zażądał okupu w wysokości 500 000 funtów turoneńskich, co równało się milionowi złotych bizantów. Była to suma olbrzymia, dlatego jej spłatę rozłożono na raty. Pierwsza rata okupu wynosiła 200000 funtów, ale i tej ilości srebra nie zdołano zebrać. Zabrakło jeszcze 30 000 funtów. Postanowiono więc brakujące pieniądze wziąć z depozytów, znajdujących się u templariuszy. Ci jednak nie chcieli wydać srebra bez wyraźnego pozwolenia będących w niewoli klientów. Zabrano je wiać siłą, a templariusze - zdając sobie sprawę z trudnej sytuacji krzyżowców - stawiali tylko pozorny opór.


Był to wypadek dość rzadki. Często bowiem templariusze nawet na żądanie swoich klientów stanowczo się sprzeciwiali wydawaniu powierzonych sobie pieniędzy i kosztowności. W roku 1199 wpłynęła do papieża skarga na templariuszy, którzy nie chcieli oddać biskupowi Tyberiady (w Palestynie) 1300 bizantów i kosztownych przedmiotów, zdeponowanych w skarbcu zakonnym przez jego poprzednika podczas wojny z Saracenami. Inny, charakterystyczny wypadek opisał kronikarz angielski, Mateusz Paris. W roku 1232 jeden z możnych feudałów, Hubert de Burgh, faktyczny władca Anglii w czasie małoletności króla Henryka III (1216-1227), został wtrącony do więzienia w zamku londyńskim. Majątek jego uległ konfiskacie i król Henryk zażądał wydania dużego skarbu, złożonego przez więzionego feudała u templariuszy londyńskich. Komandor zakonny sprzeciwił się królewskiemu żądaniu twierdząc, że nie może wydać skarbu bez zgody depozytariusza. Wtedy król wymusił zgodę Huberta, ale skarbu nie otrzymał. Depozyt Huberta został bowiem tylko - używając dzisiejszych pojęć - przelany na konto króla. Złożono go po prostu w skrzyniach królewskich, pozostał jednak w skarbcu templariuszy. Kiedy później los Huberta de Burgh odmienił się i został on ułaskawiony, depozyt wrócił do jego skrzyń w londyńskim templum.


Zdarzały się wypadki zbrojnych najazdów na domy templariuszy, gdzie były zdeponowane pieniądze i cenne przedmioty. Kroniki zanotowały jeden taki napad w 1263 roku na templum londyńskie. Anglia przeżywała wówczas głęboki kryzys wewnętrzny. Pod wodzą Szymona de Montfort wybuchło powstanie przeciw królowi Henrykowi III. Do walki z buntownikami przystąpił syn króla, książę Edward, który postanowił u templariuszy zdobyć środki do prowadzenia wojny. Z liczną więc świtą udał się Edward do templum londyńskiego. Zastał bramy klasztoru zamknięte, ale pod pretekstem obejrzenia zdeponowanych tam klejnotów jego matki udało się księciu wejść do środka. Kiedy Edwarda zaprowadzono do skarbca, towarzyszący mu rycerze zaatakowali templariuszy, obezwładnili ich i żelaznymi drągami rozbili skrzynie. Zabrano wówczas około 10 000 funtów. Mówiono, że zrabowane srebro należało do feudałów i kupców londyńskich, którzy również mieli depozyty w skarbcu zakonnym. Po raz drugi skarbiec templariuszy w Londynie został naruszony w 1307 roku. Dokonał tego nowy król, Edward II, który - oszczędzając skrzynie osób prywatnych - zabrał wówczas 50 000 funtów srebra, klejnoty koronne i inne cenne przedmioty.


Templum paryskie, podobnie jak dom londyński, prowadziło operacje pieniężne na dużą skalę. Przez okres stu lat - od króla Filipa II Augusta do Filipa IV Pięknego - było centrum administracji skarbowej królestwa. Skarbnicy paryskiego domu templariuszy niejednokrotnie byli doradcami finansowymi króla Francji i zarządcami jego skarbu. Uważano ich za urzędników korony i powierzano im wszystkie ważniejsze sprawy pieniężne królestwa. Jednym z pierwszych znanych skarbników templum paryskiego był brat Aymard, bliski współpracownik króla Filipa II Augusta. Na dworze cieszył się dużym zaufaniem. W roku 1218 został wyznaczony na egzekutora testamentu królowej Ingeborgi, kilka lat zaś później był jednym z trzech egzekutorów testamentu samego króla Filipa II Augusta. Ostatnim skarbnikiem domu paryskiego był Jan de Tour. Aresztowano go 13 października 1307 roku, kiedy razem z innymi urzędnikami dworu był w Rouen, na posiedzeniu izby skarbowej Normandii.


Wiele możnych osób miało u templariuszy w Paryżu swoje konta bankowe. Należała do nich na przykład Blanka Kastylijska, matka króla Ludwika IX i regentka w czasie jego małoletności. W templum paryskim gromadzono dochody z jej posiadłości, a zakon pokrywał wydatki dworu królowej. Klientami domu paryskiego byli też bracia króla Ludwika IX, Alfons z Poitiers i Karol hrabia Anjou, od roku 1265 król Sycylii.


Charakterystycznym rysem działalności templariuszy jest fakt, że w interesach finansowych zachowywali oni neutralność międzynarodowych bankierów. Tak na przykład podczas sporów i walk między królami Francji i Anglii templariusze służyli pomocą finansową jednym i drugim. W tym samym czasie, kiedy skarbnik templum paryskiego był doradcą skarbowym i bliskim współpracownikiem króla Filipa II Augusta, templariusze londyńscy służyli cenną pomocą jego przeciwnikowi, królowi Anglii Janowi bez Ziemi. Działali zresztą rozważnie, dbając o jak największe zyski. Gdy udzielali pożyczek, wymagali od dłużnika zastawu lub poręczyciela. W roku 1216 templariusze udzielili opactwu Cluny 1000 funtów pożyczki; za zwrot tych pieniędzy ręczyła własnymi dobrami hrabina Szampanii. Kiedy około 1240 roku cesarz Baldwin II z Konstantynopola wziął pożyczkę od templariuszy na Wschodzie - dał im w charakterze zastawu relikwie "krzyża świętego", na którym umrzeć miał Chrystus. Był to zastaw cenny, relikwie bowiem miały wówczas dużą wartość handlową. Tenże sam cesarz Baldwin II, gromadząc pieniądze na walkę z Grekami, sprzedał królowi francuskiemu inną relikwię z zasobnego w te przedmioty kultu skarbca konstantynopolitańskiego. Relikwią tą była korona cierniowa Chrystusa, a król Ludwik IX zapłacił za nią 20 000 funtów czystego srebra.


Działalność finansowa templariuszy była różnorodna. Papieże na przykład polecali im często zbierać w Europie podatki krucjatowe, a pieniądze wysyłać własnymi środkami transportu na Wschód. Były to zwykle duże sumy. Kiedy papież Honoriusz III nakazał templariuszom paryskim załatwić wypłatę zebranych we Francji podatków krucjatowych dla krzyżowców w Palestynie, suma ta wynosiła 16 000 funtów srebra. Templariusze często zajmowali się transportem pieniędzy. Silne oddziały wojsk zakonnych zapewniały cennej przesyłce bezpieczne dotarcie do miejsca przeznaczenia. W połowie XIII wieku król angielski Henryk III, przebywając w Gaskonii, pisał do urzędników dworu londyńskiego, aby przysłali mu pieniądze przez "templariuszy, joannitów lub innych godnych zaufania posłańców". Liczne domy zakonne zarówno w Europie, jak i na Wschodzie, a także duże zapasy gotówki jaką każdy prawie dom dysponował, pozwalały templariuszom wprowadzić bezpieczny system bezgotówkowych przesyłek pieniężnych. Rycerze lub pielgrzymi, którzy ruszali w daleką podróż albo udawali się na Wschód, wpłacali pieniądze do najbliższej komandorii w swoim kraju, a po przybyciu na miejsce otrzymywali je z powrotem okazując dowód wpłaty. Tego rodzaju operacji finansowych dokonywali zresztą prócz templariuszy również joannici. Jedni i drudzy stali się wielkimi bankierami krucjat, konkurując skutecznie z domami handlowo-bankowymi kupców włoskich.


Bogactwo, rozległe posiadłości, potęga i wpływy templariuszy były z pewnością silnym magnesem, który do zakonu przyciągał wielu kandydatów. Poddawano ich jednak w późniejszym okresie starannej selekcji, przede wszystkim pod względem urodzenia i przydatności dla zakonu. Tylko kapituła dygnitarzy zakonu, obradująca pod przewodnictwem wielkiego mistrza, mogła decydować o przyjęciu do społeczności zakonnej nowego członka. W rezultacie zakon templariuszy nie był organizacją masową. Z zestawień współczesnego historyka krucjat, Adolfa Waasa, wynika, że w wielkich bitwach na Wschodzie liczba rycerzy zakonnych wynosiła najwyżej około 400 osób. Henryk Finkę zaś obliczył na podstawie akt procesowych, że w latach 1305-1307 liczba templariuszy we Francji wynosiła około 2000 ludzi, a poza Francją - około 2500. Jednak w ogólnej liczbie 4000-5000 templariuszy tylko około 1000 było braćmi-rycerzami, a więc mała grupa ludzi tworzyła właściwy trzon zakonu. Reszta - to byli bracia służebni, rzemieślnicy zakonni i duchowni.


Templariusze zatem byli zakonem elitarnym. Rolę kierowniczą grali w nim synowie rodów feudalnych, najczęściej rycerstwa francuskiego. Z pewnością niewiele różnili się oni od pierwszych krzyżowców i ludzi, którzy później przybywali na Wschód. Współczesnym rzucała się w oczy przede wszystkim duma, pycha i niesłychana chciwość templariuszy. Niektórzy dodawali jeszcze do tego wykazu cech brutalność, przebiegłość i cynizm. Niechętny templariuszom Wilhelm z Tyru tak scharakteryzował ich wielkiego mistrza, Odona z Saint-Amand: "Był hultajem, człowiekiem pysznym i zarozumiałym, o usposobieniu gwałtownym i bezczelnym. Nie bał się wcale Boga i nie miał szacunku dla ludzi". W ówczesnej literaturze był to typowy wizerunek templariusza. Zapewne przerysowany, przejaskrawiony, ale nie do tego stopnia, aby odrzucić go jako niezgodny z prawdą.

PAŃSTWO ZAKONNE TEMPLARIUSZY

Jak się wydaje, templariusze nie mieli ambicji utworzenia własnego suwerennego państwa, takiego jak państwo Krzyżaków w Prusach czy Joannitów na wyspie Rodos, a później na Malcie. W pełni zadowalała ich rola potężnej, bogatej i wpływowej organizacji międzynarodowej, nie związanej z określonym terytorium. Były jednak w historii zakonu przynajmniej dwa momenty, kiedy zdawało się, że dojdzie do utworzenia państwa templariuszy.


Po raz pierwszy możliwość taka istniała w 1134 roku. Wtedy bowiem zmarł bezdzietnie król Aragonu Alfons I Wojownik, a swoje królestwo w testamencie zapisał templariuszom, joannitom i kanonikom Grobu Świętego. Wsławiony w walkach z Arabami hiszpańskimi król chciał, aby każdy z trzech spadkobierców dostał równą część państwa. Uważał zapewne, że tylko zakony rycerskie potrafią je skutecznie obronić przed Maurami i zdolne są prowadzić dalej walki z muzułmanami. Zarysowała się więc realna szansa utworzenia przez templariuszy własnego państwa zakonnego. Ostatniej woli króla Alfonsa sprzeciwili się jednak zdecydowanie Aragończycy. Nie chcieli dopuścić do panowania obcych mnichów-rycerzy. Po długich debatach możni kraju zdecydowali się powołać na tron aragoński Ramira, brata zmarłego króla, który był mnichem i biskupem Burgos. Zobowiązano go do złożenia urzędu kościelnego i poślubienia księżniczki Agnieszki (Ines) z Poitiers. Nowy król okazał się jednak władcą nieudolnym i królestwo Aragonu znalazło się szybko w krytycznej sytuacji. Nawarczycy, których państwo połączone było od 1076 roku unią personalną z Aragonem, nie chcieli uznać Ramira i wybrali na króla Garcię Remireza, pochodzącego z rodu królów Nawarry. Równocześnie energiczny i ambitny król Kastylii Alfons VII, który przyjął tytuł cesarza Hiszpanii, próbował zjednoczyć Aragon i Nawarrę pod swoją władzą. Zapis Alfonsa I Wojownika dla zakonów rycerskich zdecydowanie odrzucił, twierdził mianowicie, że testament zmarłego króla jest nieważny jako niezgodny z prawem, ponieważ wyznaczeni w nim spadkobiercy nie pochodzą z rodu królewskiego, a więc zakony rycerskie nie posiadają żadnych praw do królestwa Aragonu.
Spory o sukcesję po Alfonsie I doprowadziły w końcu do wojny między Kastylią, Aragonem i Nawarrą. Zakończyły ją abdykacja Ramira (1137) i wybór nowego władcy Aragonu. Został nim dzielny hrabia Barcelony, Rajmund (Ramon) Berengar IV. Ożenił się on z córką Ramira, księżniczką Petronilą, aby połączyć się węzłem pokrewieństwa z aragońską dynastią królewską. Małżeństwo to było transakcją o charakterze czysto politycznym. O wzajemnych uczuciach trudno tu mówić, bo młoda żona Rajmunda miała zaledwie dwa lata.


Dla przyszłych losów królestwa wybór Rajmunda Berengara IV okazał się posunięciem bardzo szczęśliwym. Zjednoczony z Katalonią Aragon stal się wkrótce jednym z najpotężniejszych królestw Hiszpanii. Ale zakony rycerskie nie zrezygnowały łatwo z sukcesji po Alfonsie I. Na objęciu dziedzictwa aragońskiego zależało przede wszystkim joannitom. Do Hiszpanii przybył ze Wschodu mistrz joannitów, Rajmund du Puy, aby w imieniu własnego zakonu i pozostałych spadkobierców przejąć królestwo Aragonu. Oczywiście, Rajmund Berengar nie miał najmniejszego zamiaru odstępować korony rycerzom w habitach. Po długich sporach i pertraktacjach doszło wreszcie w roku 1143 do ugody. Władcą Aragonu pozostał Rajmund Berengar IV, a zakony rycerskie otrzymały duże posiadłości ziemskie, własne grupy ludności zależnej, zwolnienie z podatków i inne przywileje.


Najwięcej skorzystali na tej umowie templariusze. Król Aragonu miał dla nich wiele sympatii. Była to zresztą sympatia "rodzinna". Jego ojciec bowiem, Rajmund Berengar III - ożeniony z córką Rodryga Diaza, legendarnego Cyda - zmarł w habicie tego zakonu. Poza tym przyznano templariuszom dziesiątą część dochodów królestwa i piątą część terytoriów oraz miast, które będą zdobyte na Maurach. Choć warunki tej umowy nie zawsze były później przez władców respektowane, templariusze stali się w Aragonie jednym z najpotężniejszych zakonów. Nie utworzyli wprawdzie tutaj własnego państwa, ale mieli w królestwie znaczne wpływy polityczne i dysponowali dużą siła militarną, większą niż w innych państwach europejskich. W czasie likwidacji zakonu tylko templariusze aragońscy stawiali zbrojny opór.


W końcu XII wieku templariusze po raz drugi byli bliscy utworzenia własnego państwa zakonnego, tym razem na Cyprze. Wyspa ta długo należała do Cesarstwa Bizantyjskiego. W roku 1184 przybył tutaj książę Izaak, pochodzący z dawnej rodziny cesarskiej Komnenosów. Posługując się sfałszowanymi dokumentami objął na wyspie rządy jako gubernator mianowany przez cesarza. Niedługo potem ogłosił się władcą niezależnym, przybrał tytuł cesarski i na znak suwerenności zaczął bić własną monetę. Dzięki sojuszom z Normanami sycylijskimi i Armeńczykami z Cylicji obronił się przed karnymi ekspedycjami Bizantyjczyków. Musieli oni pogodzić się z utratą tej ważnej pod względem strategicznym wyspy. Izaak jednak nie był na Cyprze władcą popularnym. Rządził despotycznie. Próbował szybko zbić fortunę i nakładał ciągle nowe podatki, wpędzając w nędzę mieszkańców wyspy. Wielu zresztą Cypryjczyków uważało go za buntownika. Izaak nienawidził też łacinników z Królestwa Jerozolimskiego, z którymi Cypryjczycy utrzymywali przyjazne kontakty handlowe. Zawarł przymierze z sułtanem Egiptu, Saladynem, kiedy ten w roku 1187 zdobył Jerozolimę i poważnie zagroził istnieniu państwa łacinników na Wschodzie.


Panowanie Izaaka Komnenosa na Cyprze nie trwało długo. Wiosną 1191 roku, podczas trzeciej krucjaty, burza zapędziła do południowych brzegów wyspy, niedaleko Limassol, trzy okręty z floty, które przewoziły do Syrii krzyżowców angielskich. Na pokładzie jednego z tych okrętów znajdowała się Berengaria z Nawarry, narzeczona wodza angielskich krzyżowców, króla Ryszarda Lwie Serce, oraz jego siostra, królowa Joanna Sycylijska. Izaak uwięził ludzi Ryszarda, zajął okręty Anglików, kiedy zaś dowiedział się, że na pokładzie znajdują się dwie znakomite damy, zatrzymał je, aby wziąć za nie duży okup.
Tydzień później król Ryszard odszukał zagubione podczas burzy okręty. Przybył pod Limassol z resztą floty i głównymi siłami angielskimi. Wiadomość o niegościnnym postępowaniu i wrogich zamiarach Izaaka oburzyła króla angielskiego. Dumny Ryszard domagał się zadośćuczynienia za zniewagę dam i odszkodowania za zajęte okręty. Cały incydent był zresztą dla niego znakomita okazją do wyciśnięcia z Greków złota. Rokowania w sprawie odszkodowania zostały przerwane przez Izaaka, który uciekł w głąb wyspy, do Nikozji. Tymczasem w Limassol odbyły się uroczyste zaślubiny Ryszarda z Berengarią. Obecny był przy tym król Jerozolimy Gwido z Lusignan i grupa jego stronników, między nimi kilku dostojników zakonu templariuszy. Przybyli z Palestyny goście wyjaśnili Ryszardowi strategiczne znaczenie Cypru dla całego wybrzeża syryjskiego; uświadomili mu też niebezpieczeństwo zbyt bliskich kontaktów Izaaka z sułtanem Saladynem.


Król angielski postanowił więc zdobyć wyspę. Nie było to zbyt trudne, bo ludności Cypru obojętny był los samozwańczego cesarza. Izaak wprawdzie próbował się bronić. Zaatakował wszystkimi swoimi siłami militarnymi Anglików, ale przegrał. Po krótkiej obronie w jednym z zamków musiał się poddać i został wzięty do niewoli. Do końca maja 1191 roku cała wyspa znajdowała się w rękach króla Ryszarda Lwie Serce. Łacinnikami obsadzono wszystkie zamki i ważniejsze punkty strategiczne na wyspie.


Podbój Cypru przyniósł królowi Anglii ogromne łupy. Izaak zgromadził w czasie swoich despotycznych rządów duże zasoby kruszców, kosztowności i wszelakich bogactw, które teraz zagarnął zwycięski Ryszard. Ponadto mieszkańcy wyspy bogatymi podarkami starali się pozyskać łaski nowego pana. Ale Ryszard, który już miał swoje królestwo, na Wschodzie był tylko awanturniczym krzyżowcem łakomym na łupy i nie myślał o stałym pobycie na Cyprze. Sprzedał więc wyspę templariuszom za ogromną sumę 100 000 złotych bizantów, z czego 40 000 zakon wypłacił natychmiast.


Templariusze stali się zatem panami wyspy, liczącej 9250 km2 powierzchni. Ludność miejscowa wkrótce przekonała się, że nowi władcy nie byli lepsi od despotycznego i chciwego Izaaka Komnenosa. Templariusze traktowali Cypryjczyków jak ludność podbitą. Nakładali kontrybucje i ściągali nowe podatki, aby szybko zebrać pieniądze wyłożone na kupno wyspy. Grabili i uciskali ludność, opornym konfiskowali dobra. Zrazili sobie władze Kościoła greckiego na Cyprze, odnosząc się pogardliwie i arogancko do greckich duchownych. Szybko doszło do buntów i zbrojnego oporu mieszkańców. Pozostawione przez Ryszarda w zamkach i miastach małe załogi oraz szczupłe siły templariuszy nie mogły opanować sytuacji. W Nikozji tłum otoczył ufortyfikowany dom templariuszy. Bracia z bronią w ręku zdołali wydostać się z oblężenia i zbiec. Wrócili potem z posiłkami i krwawo rozprawili się z powstańcami. Ale nie czuli się na wyspie pewnie, opuścili więc ją w roku 1192. Państwo templariuszy istniało na Cyprze zaledwie rok.


Po templariuszach wyspę od króla Ryszarda kupił Gwido z Lusignan, eks-król Jerozolimy. Osiadł z rodziną i grupą rycerzy w Nikozji, przyjmując tytuł "władcy Cypru z łaski bożej". Nauczony doświadczeniem templariuszy, Gwido rozpoczął szeroką akcję kolonizacji Cypru przy pomocy rycerzy z Palestyny i przybyszów z Europy. Wkrótce dysponował już siłą 300 rycerzy i 200 lekkozbrojnych konnych. Wystarczyło to do utrzymania mieszkańców w posłuszeństwie i do tłumienia odruchów buntu. Jego brat i następca, Amalryk, przyjął tytuł króla Cypru i koronował się w Nikozji w roku 1197. Dynastia Lusignanów przetrwała na Cyprze do 1473 roku. Następnie, przez okres stu lat, wyspa znajdowała się w rękach Wenecjan. Potężne ich fortyfikacje, wznoszone przez najlepszych wówczas inżynierów budownictwa militarnego, jeszcze dziś oglądać można w Nikozji i Famaguście. W latach 1570-1571 Cypr zajęli Turcy.

TEMPLARIUSZE WE FRANCJI

Po upadku Królestwa Jerozolimskiego (1291) zakony rycerskie utworzone do walki z niewiernymi musiały szukać nowych terenów działania. Krzyżacy już dawno osiedlili się nad Bałtykiem. Zapewnili sobie poparcie papiestwa i cesarstwa, łącząc zadania religijne swego zakonu z agresywną polityką feudałów niemieckich. Joannici zdecydowani byli pozostać w pobliżu ziem muzułmańskich, aby kontynuować walkę. Wkrótce też zajęli Rodos i założyli tam własne państwo zakonne. Natomiast templariusze, zajęci coraz bardziej sprawami gospodarczo-finansowymi oraz polityką, przenieśli całą swą działalność do państw Europy zachodniej. I chociaż wielki mistrz Jakub de Molay oraz dostojnicy zakonu przebywali na Cyprze jeszcze jakiś czas - intrygując tutaj zresztą przeciw królowi Henrykowi II, który w 1305 roku został zdetronizowany i uwięziony - to jednak główną bazą templariuszy stała się Francja. Tutaj zakon miał największe ze swych europejskich posiadłości, tutaj jego własnością było około 80 ufortyfikowanych klasztorów i zamków. Ponadto we Francji templariusze mieli duży wpływ na sprawy skarbowe królestwa, gdyż król francuski był zadłużony u templariuszy. Jeden z dostojników zakonu, Hugo de Pairaud, został w roku 1304 mianowany generalnym poborcą dochodów królewskich.


Bogaty, potężny i niezależny zakon, dysponujący nadto dużymi oddziałami wojskowymi, był samodzielną siłą, która mogła zagrozić jedności państwa. I choć templariusze byli zawsze lojalni wobec władców francuskich, ich niezależność musiała niepokoić króla Filipa IV Pięknego (1285-1314), który konsekwentnie dążył do centralizacji władzy w królestwie. Nie wahał się wystąpić przeciw możnym feudałom, ukrócić przywileje duchowieństwa francuskiego, a nawet zorganizować zamach na swego potężnego wroga - papieża Bonifacego VIII. Przygotowywał zatem również likwidację potęgi i siły zakonu templariuszy. Wiązała się z tym ściśle jeszcze inna sprawa. Filip Piękny borykał się bowiem z dużymi trudnościami finansowymi. Stosunkowo małe dochody skarbu królewskiego nie mogły pokryć wydatków na utrzymanie rozbudowanego aparatu państwowego i armii, która wobec zmiany taktyki wojennej coraz bardziej musiała się opierać na wojskach najemnych, a więc oddziałach żołnierzy zawodowych, pobierających żołd. Ogromne sumy pochłaniały ponadto wojny z Anglią i Flandrią. Filip Piękny próbował zwiększyć podatki, pogarszał monetę bitą w mennicach królewskich, ale wszystko to wywoływało opór ludności, a nawet bunty. Konfiskata majątku Żydów (1306) tylko chwilowo poprawiła trudną sytuację finansową monarchii. Należało szybko znaleźć rozwiązanie radykalne. Była nim konfiskata majątku templariuszy. Oczywiście, Filip Piękny i sztab jego doradców byli politykami zbyt doświadczonymi, aby uderzyć wprost, zagarniając po prostu majątek potężnego zakonu. Znaleziono jednak doskonały pretekst: herezję, bluźnierstwa i apostazję templariuszy.


Już co najmniej od pół wieku krążyły w społeczeństwie francuskim i innych krajach Europy osobliwe historie o tajemnych rytuałach templariuszy. Wynikały one zapewne z przesadnej wprost ostrożności, jaką stosowano zwykle przy obradach kapituł zakonnych. Chodziło zapewne o zachowanie tajemnicy planów taktyczno-wojskowych czy różnych posunięć gospodarczo-finansowych, omawianych na kapitułach. Ale te tajemne obrady budziły podejrzenia ludzi. Tym bardziej że opinia publiczna była niechętna lub nawet wroga templariuszom. Zarzucano im pychę, chciwość i pogoń za dobrami materialnymi. Przypisywano im winę za klęski i upadek Królestwa Jerozolimskiego.


Te wrogie wobec templariuszy nastroje i podejrzenia wykorzystał król Filip Piękny do ataku na zakon. Król wystąpił w roli obrońcy Kościoła i religii chrześcijańskiej zagrożonej przez templariuszy i oskarżył ich o herezję i odstępstwo od wiary. Trzeba tu dodać, że majątek skazanych przez sądy inkwizycyjne heretyków podlegał konfiskacie i zgodnie z prawami francuskimi włączany był do skarbu królewskiego.


Cały plan akcji przeciw templariuszom przygotowano starannie. Król miał grupę oddanych doradców, wykształconych prawników, którzy pomagali mu we wszystkich trudnych sprawach. Jednym z nich był doktor praw, Wilhelm de Nogaret, "ekspert" od spraw kościelnych. Pochodził z okolic Tuluzy, z rodziny heretyckiej. Jego najbliżsi krewni padli ofiarą inkwizycji. Być może ze względów osobistych obejmował kierownictwo wszystkich akcji Filipa Pięknego przeciw duchowieństwu i ludziom Kościoła. To właśnie Nogaret był autorem zuchwałego planu porwania papieża Bonifacego VIII i oskarżenia go przed sądem soborowym o podstępne oraz bezprawne zagarnięcie władzy papieskiej. Nogaret przygotował też materiał do procesu templariuszy i opracował jego taktykę.


Człowiekiem oddanym królowi był również wielki inkwizytor Francji, dominikanin Wilhelm Imbert z Paryża. Jako inkwizytor mógł każdego oskarżyć o herezję i wezwać pomocy władzy świeckiej przy aresztowaniu i karaniu heretyków. Dzięki niemu król mógł więc działać metodami legalnymi przeciw templariuszom. Nie spodziewał się też Filip Piękny oporu ze strony papieża. Był nim wówczas Klemens V, Francuz, dawny arcybiskup Bordeaux. Swój wybór na papieża zawdzięczał głównie kardynałom francuskim i zabiegom dyplomatycznym samego króla. Klemens był człowiekiem pozbawionym silnej woli, słabym i chorowitym. Jego główną troską było zapewnienie dobrych stanowisk kościelnych licznej rodzinie. Ulegał naciskowi agentów króla. Rezydował zresztą nie w Rzymie, lecz w Awinionie, a więc w zasięgu wpływów króla Francji.

WIELKI PROCES

Przygotowania do procesu templariuszy ludzie króla rozpoczęli już w 1305 roku: zbierano obciążające dowody, wyszukiwano świadków herezji i występków templariuszy. Filip Piękny poinformował papieża Klemensa o zebranych dowodach winy. Papież jednak wstrzymał się od wszelkich kroków przeciw zakonowi, w sierpniu zaś 1307 roku postanowił - na żądanie wielkiego mistrza templariuszy, który dowiedział się już o oskarżeniach - zbadać sam sprawę i przeprowadzić śledztwo.


Ta decyzja papieża, jak również przybycie do Francji wielkiego mistrza Jakuba de Molay przyspieszyły akcję Filipa Pięknego. We wrześniu 1307 roku król na spotkaniu ze swymi doradcami w opactwie Maubuisson opracował ostateczny plan uderzenia. Do urzędników królewskich została wysłana tajna instrukcja, dotycząca szczegółów aresztowania i przesłuchiwania templariuszy oraz przejmowania przez administratorów dóbr zakonnych.
Miesiąc później, 13 października 1307 roku, w całej Francji aresztowano templariuszy. Kronikarze mówią o aresztowaniu wszystkich templariuszy tego samego dnia i o tej samej godzinie. Może to przesada, jednak bez wątpienia było to uderzenie gwałtowne i niespodziewane. Mistrzowska operacja królewskiej policji. Zaskoczenie było absolutne. Nie ma żadnych wiadomości o oporze stawianym przez templariuszy. A przecież wśród rycerzy i braci zakonnych nie brak było ludzi odważnych i zdecydowanych, nawykłych do władania mieczem. Około 2000 osób znalazło się w królewskich więzieniach. Wśród aresztowanych był też wielki mistrz Jakub de Molay. Jeszcze dzień wcześniej, 12 października, u boku króla brał udział w ceremoniach pogrzebowych hrabiny Yalois i niósł trumnę razem z innymi dygnitarzami dworu.


Filip Piękny chciał nadać sprawie templariuszy rozgłos międzynarodowy. Kilka dni później wysłał więc listy do wszystkich władców chrześcijańskich, zawiadamiając ich o odkryciu herezji templariuszy i wzywając, aby poszli jego śladem i bronili wiary przed nową herezją. Większość władców europejskich, których potrzeby finansowe były podobne jak króla francuskiego, posłuchała tego wezwania i stała się nagle gorliwymi "obrońcami religii".
Aresztowanych we Francji templariuszy przesłuchiwali urzędnicy królewscy, potem inkwizytorzy. Jedni i drudzy stosowali tortury, będące wówczas w sądownictwie w powszechnym użyciu. W trakcie śledztwa ustalono więc winy templariuszy: bluźnierstwo, wypaczanie obrzędów kościelnych, rozpustę i homoseksualizm, bałwochwalstwo. Wszyscy prawie przyznali się do zarzucanych im win, nie wyłączając najwyższych dygnitarzy zakonu. Duże wrażenie zrobiło zeznanie wielkiego mistrza Jakuba de Molay, złożone w obecności mistrzów uniwersytetu paryskiego (25 października). Przyznał się do tego, że podczas przyjęcia do zakonu zaparł się Chrystusa i pluł na krzyż. Oświadczył też, że jako wielki mistrz nakazał utrzymać dalej ten obrzęd w zakonie. Uroczyście zapewniał o swojej skrusze i prosił o przebaczenie i nałożenie pokuty. Wysłał również list do wszystkich templariuszy we Francji, aby przyznali się do winy. Inny dygnitarz zakonu, Hugo de Pairaud - niedawno jeszcze wysoki urzędnik skarbowy królestwa - przyznał się do jeszcze większych występków. Nie tylko wyrzekał się Chrystusa i pluł na krzyż oraz kazał robić to innym, ale ponadto jeszcze czcił bożka - diabła w kształcie głowy ludzkiej. Była to, jak zanotowano w aktach procesu, "głowa z metalu, posiadała twarz jakby ludzką, włosy czarne i kędzierzawe". Inny z templariuszy zeznał, że wierzono powszechnie, iż ten idol pomagał zakonowi, był źródłem bogactwa templariuszy. Nazywano go zwykle Bahomet, co mogło być zniekształceniem imienia Mahomet.


Wśród historyków nie ma zgody, czy zarzuty, do których przyznała się większość templariuszy, były prawdą czy też zmyśleniem. Niektórzy twierdzą, że w zakonie istniała grupa ludzi, rodzaj tajnego stowarzyszenia, uprawiająca obce chrześcijaństwu ryty kultowe i praktyki magiczne. Inni widzą w tym tylko wytwór fantazji wrogów zakonu, a sędziowie wmawiali oskarżonym te historyjki w czasie przesłuchań i na torturach. Opinię tę zdaje się potwierdzać fakt, że w czasie przesłuchań przez komisję papieską templariusze odwoływali swe zeznania, składane pod przymusem tortur. Poza tym procesy prowadzone poza granicami Francji nie ujawniły żadnych takich występków. Jedynie w Państwie Kościelnym, gdzie władcą był sam papież, procesy inkwizycji potwierdziły winę oskarżonych. Śledztwo nie ujawniło też żadnych materialnych dowodów winy templariuszy. Mimo dokładnych poszukiwań nie znaleziono idolów, ksiąg heretyckich czy magicznych ani tajnej reguły zakonu. Wszystkie dowody winy opierały się tylko na zeznaniach.
Być może jednak pewne zarzuty stawiane templariuszom były prawdziwe. Istniały prawdopodobnie jakieś specjalne rytuały przyjmowania nowych członków zakonu, inne od powszechnie w zakonach przyjętych ceremonie i zwyczaje, których wielu nie rozumiało lub celowo tłumaczyło w sposób opaczny. Wszystkie prawie zeznania mówią, że podczas ceremonii przyjmowania nowy brat zakonny po otrzymaniu habitu (a więc po formalnym przyjęciu) musiał na rozkaz przyjmującego go templariusza, którym był zwykle jakiś urzędnik zakonu, napluć na krzyż i wyrzec się Chrystusa. Przypuszczam, że taka ceremonia istniała rzeczywiście u templariuszy. Była to próba - jedna z najcięższych dla wierzących, a przy tym zabobonnych ludzi średniowiecza - posłuszeństwa wobec rozkazów przełożonego. Kto zdobył się na wykonanie tego polecenia, ten nie wahał się już później spełniać innych rozkazów przełożonych. A o to przecież chodziło.


O wynikach śledztwa informowany był papież Klemens V. Ujawnienie "zbrodni" zakonu wywołało wielki skandal. Oczekiwano więc od papieża, aby zabrał głos w tej sprawie. Po pewnych wahaniach, naciskany przez króla francuskiego, Klemens V zdecydował się wreszcie na wypowiedź w sprawie templariuszy. 22 listopada 1307 roku papież ogłosił bullę, w której chwali gorliwość króla Francji, podaje treść zeznań wielkiego mistrza i nakazuje wszystkim władcom chrześcijańskim aresztować templariuszy, a dobra ich zająć, aż do ostatecznego ustalenia winy zakonu. We wszystkich prawie krajach europejskich rozpoczęły się wtedy procesy przeciw templariuszom.


Stanowisko papieża zmieniło się na początku 1308 roku. Wysłani przez niego do Paryża dwaj legaci przesłuchali uwięzionych dygnitarzy zakonu. W obecności legatów papieskich wielki mistrz Jakub de Molay i Hugo de Pairaud odwołali swe poprzednie zeznania, obciążające tak bardzo zarówno ich samych, jak i cały zakon. W tej sytuacji papież zakazał inkwizytorom i biskupom francuskim prowadzenia dalej sprawy templariuszy. Ta decyzja papieska, mogąca ocalić zakon i zniweczyć plany Filipa Pięknego, spowodowała nową akcję króla francuskiego.


Kierujący całą sprawą Wilhelm de Nogaret rozpoczął kampanię przeciw papieżowi; za pomocą pism ulotnych chciał wrogo nastawić opinię publiczną do papieża - obrońcy występnych i bezbożnych templariuszy. Zwołane do Tours w maju 1308 roku Stany Generalne - reprezentacja wszystkich warstw społeczeństwa francuskiego - zaaprobowały politykę króla w sprawie templariuszy. W rezultacie tej kampanii Klemens V uległ naciskowi króla. Latem 1308 roku na wspólnym spotkaniu Filipa Pięknego z papieżem ustalono, że sprawę templariuszy rozpatrzy specjalna komisja papieska, ale aresztowani członkowie zakonu nadal pozostaną w więzieniach króla, a dobra zakonne pod zarządem królewskim.


Rozpoczęła się nowa faza procesu przeciw templariuszom, która obejmowała jakby dwie serie procesów prowadzonych równolegle. Jedne - odbywały się z udziałem inkwizytorów w sądach biskupich i rozpatrywały sprawy pojedynczych templariuszy. Równocześnie z nimi prowadzony był przez komisję papieską inny proces, który miał ustalić winę nie pojedynczych osób, ale całego zakonu.


Komisja papieska, która rezydowała w opactwie św. Genowefy w Paryżu, przesłuchała wielu templariuszy i innych świadków, aby ustalić, czy zakon był organizacją heretycką. W czasie tych przesłuchań wielu templariuszy odwołało swoje poprzednie zeznania. Niektórzy z nich wyjaśnili, że zeznania obciążające zakon składali pod wpływem strachu i tortur. Kilku uwięzionych templariuszy przedłożyło memoriał komisji papieskiej, który zachował się do dziś. Oto co piszą rycerze zakonni o metodach śledztwa: "...i to jest pewne, że my oraz inni bracia nie jesteśmy w bezpiecznym miejscu, ponieważ jesteśmy i będziemy we władzy tych, którzy podsuwają fałszywe oskarżenia przeciw zakonowi panu królowi. Oni codziennie, sami lub przez innych, nakłaniają nas w różny sposób, abyśmy nie odwoływali wymuszonych strachem fałszywych zeznań. Twierdzą, że jeśli je odwołamy, zostaniemy na pewno spaleni". Rzecz ciekawa, nie odważono się zaatakować i oskarżyć króla, a tylko anonimowych wrogów zakonu.


Takie oświadczenia składane przed komisją papieską być może mogłyby jeszcze ocalić sprawę templariuszy. Ale nowe wypadki sparaliżowały obronę. Oto w maju 1310 roku synod biskupów w Sens, obradujący pod przewodnictwem arcybiskupa Filipa de Marigny, związanego blisko z królem, potępił 54 templariuszy i uznał ich winę. Zostali oni spaleni na stosie. Egzekucja ta wywołała nową falę strachu wśród więzionych zakonników. Nie próbowali się już bronić. Jakże szybko załamywali się ci zahartowani w walkach rycerze, którzy mieli opinię ludzi odważnych, dumnych i hardych.

LIKWIDACJA TEMPLARIUSZY

Komisja papieska, która miała ustalić winę zakonu, zakończyła pracę w czerwcu 1311 roku. Jesienią tego samego roku sobór w Vienne zadecydował o losie templariuszy. Decyzja została ogłoszona 3 kwietnia 1312 roku - była nią kasata zakonu, lecz nie potępienie. Bulla papieża Klemensa V Vox in excelso wyrok ten zatwierdziła. Majątek zakonu, z wyjątkiem dóbr w Hiszpanii, miał być przekazany joanitom. We Francji, po kilkuletnim zarządzaniu nim przez urzędników królewskich, niewiele z tego majątku zostało. Król zresztą nie spieszył się z przekazywaniem dóbr templariuszy. W dalszym ciągu zabierał dochody z wielu posiadłości, traktując to jako zapłatę za koszty procesu. Zażądał również od joanitów 200 000 funtów turoneńskich odszkodowania za utratę rzekomego depozytu królewskiego, złożonego u templariuszy. Spory majątkowe Filipa Pięknego z joanitami ciągnęły się jeszcze długo.


Pozostała jeszcze sprawa więzionych templariuszy, o których losie bulla papieża Klemensa V nie wspomina. Ci, którzy przyznali się do winy i obiecali pokutować, zostali uwolnieni. Natomiast ci, co nie chcieli pokutować albo odwoływali zeznania - co miało świadczyć o złej woli - pozostali w więzieniach króla, zatrzymani do dyspozycji inkwizytorów. Wielki mistrz zakonu Jakub de Moi preceptor Normandii Geoffroi de Charnay zostali spaleni na stosie w Paryżu 18 marca 1314 roku.


Proces i likwidacja potężnego zakonu templariuszy były jedną z najgłośniejszych spraw tego czasu. Król Filip IV Piękny przeprowadził całą akcję w sposób mistrzowski. Występując jako obrońca religii i Kościoła nie tylko usunął ze swego państwa niebezpieczną - bo niezależną i silną - instytucję kościelną, ale ponadto zasilił ogromnym majątkiem zakonu skarb królewski. Niektórzy z bystrych obserwatorów tych wydarzeń już niedługo po wielkim procesie pisali nie bez ironii, że jako heretyków zlikwidowano najbardziej wiernych ludzi papiestwa i obrońców religii.


Losy templariuszy poza Francją ułożyły się różnie. Większość władców chrześcijańskich poszła śladem Filipa Pięknego, ale nie wszędzie procesy dowiodły winę templariuszy. Na Cyprze, oficjalnej siedzibie zakonu, templariusze bronili się około miesiąca pod wodzą marszałka zakonu Ayme de Oselier. W czerwcu 1308 roku musieli się poddać i zostali aresztowani. Skarbu zakonu, który powinien się znajdować w głównej siedzibie, nie znaleziono. Został tak dobrze ukryty, że" nie odnaleziono go nigdy. Być może wielki mistrz Jakub de Molay przewiózł go do Francji i tam ukrył. Jeszcze dziś spotyka się we Francji poszukiwaczy "skarbu templariuszy". Przed kilku laty bestsellerem stała się książka dziennikarza Gerarda de Sede Les Templiers sont parmi nous, ou L'Enigme de Gisors, który dowodził, że skarb ten został ukryty w istniejącym do dziś zamku Gisors w Normandii.


Templariusze z Niemiec zjawili się pod bronią w sądzie inkwizycyjnym arcybiskupów Moguncji i Trewiru, protestując przeciw fałszywym oskarżeniom. Na ziemiach polskich nie było gwałtownych wystąpień przeciw templariuszom. Nie wiadomo też, czy odbywały się ich procesy. Po kasacie zakonu dobra jego przeszły na własność joannitów. Zapewne też część templariuszy wstąpiła w szeregi tego zakonu. Templariusze aragońscy przeszło pół roku bronili się w swoich zamkach, oblegani przez wojska króla Jakuba II. Władca Aragonu miał wielką ochotę zatrzymać zajęte dobra templariuszy, aby powiększyć nimi dochody królewskie. Sprzeciwił się jednak temu papież, mimo to król nie chciał przekazać majątku joannitom, obawiając się nadmiernego wzrostu ich potęgi. Znalazł więc inne rozwiązanie. Utworzył nowy zakon - rycerzy z Montesa, i uposażył go dobrami templariuszy. Zakon ten przyjął regułę cysterską i został podporządkowany rycerzom z Calatrava, a papież Jan XXII zatwierdził go w 1317 roku.


Zupełnie nieoczekiwane były losy templariuszy w Portugalii. Zakon miał tu kilka zamków i duże posiadłości; mistrzowie prowincjonalni zachowywali dobre stosunki z monarchią i nie kwestionowali zwierzchności królów nad rycerzami zakonnymi. Taki stosunek templariuszy portugalskich do władzy państwowej był czymś wyjątkowym w zakonie, ale dzięki temu przetrwali oni lata wielkiego kryzysu. Król Dionizy I (1279-1325), jeden z najwybitniejszych władców średniowiecznej Portugalii, sprzeciwił się kasacie templariuszy w swoim państwie i przekształcił ich w nowy zakon Rycerzy Chrystusa, zatwierdzony ostatecznie przez papieża Jana XXII w 1319 roku.


Zakon Rycerzy Chrystusa - rekrutujący się w pierwszym pokoleniu z byłych templariuszy - otrzymał, na wzór innych hiszpańskich zakonów rycerskich, regułę cysterską dostosowaną do zadań militarnych. Stał się szybko rodzajem gwardii przybocznej władców Portugalii. Rycerze zakonni składali przysięgę wierności królowi, obiecując uroczyście, że nigdy nie uczynią "ani jawnie, ani skrycie" nic, co przyniosłoby szkodę królowi, jego rodzinie i jego państwu. Szczególnie zasłużył się zakon Rycerzy Chrystusa w budowie potęgi morskiej i kolonialnej Portugalii. Wielki mistrz zakonu, sławny książę Henryk Żeglarz, mógł z ogromnych dochodów zakonnych finansować wyprawy odkrywcze wzdłuż brzegów Afryki i rozbudowywać flotę portugalską. W połowie XV wieku papież Kalikst III przekazał zakonowi Rycerzy Chrystusa całą władzę kościelną w koloniach portugalskich Afryki i Azji. Sto lat później zakon następców templariuszy stał u szczytu potęgi. Posiadłości jego, zorganizowane w 450 komandorii, przynosiły kolosalne zyski. W 1551 roku papież zezwolił królowi Janowi III Pobożnemu zjednoczyć urząd wielkiego mistrza zakonu z koroną portugalską. Odtąd też zakon Rycerzy Chrystusa coraz bardziej przekształcał się w organizację honorową, której członkami byli ludzie zasłużeni dla monarchii.


Historia templariuszy nie kończy się na ich rzeczywistych kontynuatorach - portugalskim zakonie Rycerzy Chrystusa. W czasach nowożytnych do tradycji zakonu templariuszy sięgnęły tajne stowarzyszenia masońskie. Część lóż masońskich przyjęła nazwę Rycerzy Świątyni (a więc templariuszy) oraz stopnie i urzędy zakonne. Dorobiono do tego fantastyczną symbolikę i ryty, o jakich się prawdziwym templariuszom nie śniło. Powstała też legendarna historia templariuszy "w konspiracji", która miała wypełnić lukę między datą likwidacji zakonu w 1312 roku a wiekiem XVIII, kiedy to pojawili się ich masońscy kontynuatorzy. Wielki łgarz baron de Hund pierwszy, jak się zdaje, wymyślił historię o ucieczce kilku templariuszy z Francji do Szkocji. Mieli oni tutaj, z dala od króla Francji i inkwizytorów, założyć tajną filię zakonu, która przetrwała w ukryciu aż do XVIII wieku. Ta część "historii" templariuszy, jakkolwiek bardzo interesująca, należy już do zupełnie innego tematu i z zakonami rycerskimi nie ma nic wspólnego.

17



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
145 172
144 145
12 2005 144 145
141 145
145
4 144 145
143 145
Niechaj Cię, Panie (Ps 145), Psalm 145 violin I
145
145 152
EASA WORKSHOP PART 145 PART M
Niechaj Cię, Panie (Ps 145), Psalm 145 horn in F
145
145, Nieruchomości, Nieruchomości - pośrednik
145 Wplyw temperatury na organizm drogi oddawania ciepla
145 ROZ prowadzenie prac kon Nieznany (2)
Zestaw Nr 145
137 145
Niechaj Cię, Panie (Ps 145) Psalm 145, viola
Niechaj Cię, Panie (Ps 145) Psalm 145, flute

więcej podobnych podstron