List o modlitwie, Dokumenty(3)


List o modlitwie

Ks. Bruno Forte

Pytasz mnie: po co się modlić?1 Odpowiadam ci: aby żyć. Tak, by naprawdę żyć, trzeba się modlić. Aby żyć i kochać, bo życie bez miłości nie jest życiem. To samotność w pustce, więzienie i smutek. Tylko ten, kto kocha, prawdziwie żyje. I tylko ten kocha, kto czuje się kochany, ogarnięty i przemieniony przez miłość. Jak roślina wydaje owoce tylko wtedy, gdy ogarną ją promienie słońca, tak ludzkie serce nie otworzy się na pełne i prawdziwe życie, jeśli nie dotknie go miłość. A zatem miłość rodzi się ze spotkania i żyje dzięki spotkaniu z miłością Bożą, największą i najprawdziwszą miłością ze wszelkich możliwych miłości, a nawet miłością wykraczającą poza wszelkie nasze definicje i wszystkie nasze możliwości. Modląc się, pozwalamy miłować się Bogu i wciąż od nowa rodzimy się do miłości. Dlatego też ten, kto się modli, żyje w czasie i dla wieczności. A ten, kto się nie modli? Taki człowiek wystawia się na ryzyko wewnętrznej śmierci, gdyż prędzej czy później zabraknie mu powietrza do oddychania, ciepła do życia, światła, by widzieć, pożywienia do wzrastania i radości, żeby nadać sens życiu.

Odpowiadasz mi: ale ja nie potrafię się modlić! Pytasz mnie: jak się modlić? Odpowiadam ci: zacznij od poświęcania nieco czasu dla Boga. Na początek ważne będzie nie to, ile czasu poświęcisz, ale czy poświęcisz Mu go wiernie. Sam wyznacz, ile czasu poświęcisz każdego dnia dla Pana i daruj Mu ten czas wiernie, codziennie, gdy czujesz się na siłach i gdy nie masz na to sił. Poszukaj sobie spokojnego miejsca, gdzie jeśli to możliwe, będzie jakiś znak przypominający o obecności Boga (krzyż, ikona, Pismo Święte, tabernakulum z Najświętszym Sakramentem...). Skup się w milczeniu: wezwij Ducha Świętego, żeby to On wołał w tobie „Abba, Ojcze!”. Przedstaw Bogu swe serce, nawet jeśli targają nim rozterki. Nie bój się powiedzieć Mu wszystkiego, nie tylko o trudnościach i bólach, o twoim grzechu i braku wiary, ale również o swoim buncie i protestach, jeśli czujesz je w sobie.

Złóż to wszystko w Bożych dłoniach: pamiętaj, że Bóg jest Ojcem-Matką w miłości, że wszystko przyjmuje, wszystko przebacza, wszystko oświeca, wszystko zbawia. Wsłuchaj się w Jego ciszę: nie oczekuj natychmiastowych odpowiedzi. Wytrwaj. Jak prorok Eliasz przemierzaj pustynię, zdążając ku Bożej górze. Gdy zbliżysz się do Niego, nie szukaj Go w wichrze, w trzęsieniu ziemi lub w ogniu, znakach siły i wielkości, lecz w mowie delikatnej ciszy (por. 1 Krl 19,12). Nie staraj się pochwycić Boga, lecz pozwól, by On przeszedł przez twoje życie i twe serce, dotknął twej duszy i dał się kontemplować, nawet gdy Go nie widzisz.

Wsłuchuj się w głos Jego ciszy. Wsłuchuj się w Jego słowo życia: otwórz Pismo Święte, rozważaj je z miłością, pozwól, by słowo Jezusa mówiło do samej głębi twego serca. Czytaj psalmy, w których znajdziesz to wszystko, co chciałbyś powiedzieć Bogu. Wsłuchuj się w apostołów i proroków. Rozmiłuj się w historiach patriarchów i narodu wybranego oraz rodzącego się Kościoła, gdzie spotkasz się z doświadczeniem życia przeżywanego w perspektywie przymierza z Bogiem. Gdy już wysłuchasz słowa Bożego, podążaj jeszcze długo po ścieżkach ciszy, pozwalając, aby to Duch Święty złączył cię z Chrystusem, wiecznym Słowem Ojca. Pozwól, by to Bóg Ojciec kształtował cię swymi dwoma dłońmi: Słowem i Duchem Świętym.

Na początku może ci się zdawać, że czas przeznaczony na to jest zbyt długi, że nigdy się nie skończy. Wytrwaj jednak z pokorą, dając Bogu cały czas, jaki potrafisz Mu poświęcić, nigdy jednak mniej niż tyle, ile postanowiłeś Mu poświęcać każdego dnia. Przekonasz się, że ze spotkania na spotkanie twoja wierność będzie wynagradzana. Zorientujesz się, iż powoli rozsmakujesz się w modlitwie i to, co na początku wydawało ci się nieosiągalne, będzie stawać się coraz łatwiejsze i piękniejsze. Zrozumiesz, że tym, co się liczy, nie są odpowiedzi, lecz oddanie się do dyspozycji Boga. Zobaczysz, że to, co przedstawisz na modlitwie, będzie stopniowo przemieniane.

Gdy więc zaczniesz się modlić z niespokojnym sercem, jeśli wytrwasz, przekonasz się, że po długiej modlitwie nie znajdziesz odpowiedzi na pytania, ale że same pytania znikną jak śnieg w promieniach słońca, a wielki spokój ogarnie twoje serce. Spokój płynący z poczucia, że Bóg trzyma cię w swych dłoniach i prowadzi cię z wielką łagodnością tam, gdzie sam zechce. Wówczas twoje odnowione serce będzie mogło wyśpiewać pieśń nową, Magnificat Maryi spontanicznie wyjdzie z twych ust i będzie brzmiał cichą wymownością twych czynów.

Wiedz jednak, że nie zabraknie w tym wszystkim trudności. Czasem nie uda ci się uciszyć hałasu, który jest wokół ciebie i w tobie. Niekiedy trudno będzie ci się modlić, może nawet wręcz poczujesz niesmak na myśl o modlitwie. Czasem twoja wrażliwość będzie tak niecierpliwa, że będzie ci się wydawać, iż jakikolwiek czyn byłby lepszy od „tracenia” czasu na przebywanie na modlitwie przed Bogiem. W końcu poczujesz pokusy złego, który na wszelkie sposoby będzie się starał oddalić cię od Pana, oddzielić od modlitwy. Nie lękaj się: te same doświadczenia, które ty przeżywasz, były także udziałem świętych, żyjących przed tobą, czasem nawet były one o wiele cięższe od twoich. Ty po prostu nadal wierz. Wytrwaj, wytrzymaj i pamiętaj, że jedyną rzeczą, którą tak naprawdę możemy dać Bogu, jest dowód naszej wierności. Dzięki wytrwałości uratujesz swą modlitwę i swe życie.

Nadejdzie godzina „nocy ciemnej”, w której wszystko, co dotyczy spraw Bożych, wyda ci się jałowe, wręcz absurdalne, ale nie lękaj się. W owej godzinie wraz z tobą będzie walczył sam Bóg. Usuń wszelki swój grzech za sprawą pokornej i szczerej spowiedzi ze swych win i przez sakramentalne przebaczenie. Ofiaruj Bogu jeszcze więcej swego czasu. Pozwól, by noc zmysłów i ducha stała się dla ciebie godziną uczestnictwa w męce Pańskiej. Wówczas to sam Jezus będzie niósł twój krzyż i poprowadzi cię ku radości wielkanocnej. Nie zdziwi cię zatem to, że uznasz wręcz tę noc za coś przyjemnego, gdyż ujrzysz, jak przemienia się ona w noc miłości, pełną radości z obecności Umiłowanego, przenikniętej wonią Chrystusa, rozjaśnioną światłem Wielkanocy.

Nie lękaj się więc doświadczeń i trudności podczas modlitwy. Pamiętaj, że Bóg jest wierny i nigdy nie ześle na ciebie prób bez dania ci drogi wyjścia. Nigdy też nie wystawi cię na pokusę, bez obdarzenia cię siłą do przezwyciężenia jej. Pozwól Bogu, by cię ukochał. Jak kropla wody wyparowuje pod promieniami słońca, wznosi się i powraca na ziemię jako żyzny deszcz lub rosa pełna pociechy, tak ty pozwól, by całe twe istnienie było przemieniane przez Boga, kształtowane przez miłość Trzech Osób Boskich, wchłonięte w Nich i oddane historii jako płodny dar. Pozwól, aby dzięki modlitwie wzrosła w tobie wolność od wszelkiego lęku, odwaga i śmiałość w miłości, wierność wobec osób, które Bóg ci powierzył i sytuacji, w jakich cię postawił, bez szukania wykrętów lub tanich pociech. Modląc się, naucz się cierpliwie oczekiwać czasów Boga, które nie są naszymi czasami, i podążać Bożymi drogami, które często nie są naszymi drogami.

Szczególnym darem, którym obdarzy cię wytrwałość na modlitwie, jest miłość bliźniego oraz sensus Ecclesiae. Im więcej będziesz się modlił, tym większe miłosierdzie będziesz odczuwał wobec wszystkich, będziesz starał się bardziej pomagać cierpiącym, będziesz odczuwał większy głód i pragnienie sprawiedliwości dla wszystkich, zwłaszcza dla najuboższych i najsłabszych, łatwiej będzie ci obciążać się grzechem innych, by dopełnić w sobie to, czego brakuje cierpieniom Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. Modląc się, poczujesz, jak wspaniale jest przebywać w Piotrowej łodzi, solidarnie z innymi, poddając się kierownictwu pasterzy, będąc wspierany modlitwą wszystkich, gotowy służyć innym bezinteresownie, niczego nie chcąc w zamian. Modląc się, poczujesz, jak będzie rosnąć w tobie pragnienie jedności Ciała Chrystusa i całej ludzkiej rodziny. Modlitwa jest szkołą miłości, ponieważ to w niej możesz poczuć się miłowany nieskończoną miłością i odradzać się do hojności, która bierze początek z przebaczenia i bezinteresownego daru, wykraczającego poza wszelkie miary zmęczenia.

Modląc się, uczymy się modlić, smakując owoce Ducha Świętego, które czynią życie prawdziwym i pięknym: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5,22--23). Modląc się, stajemy się miłością, a życie zyskuje sens i piękno, dla których Bóg je stworzył. Modląc się, odczuwa się z coraz większą siłą palącą potrzebę niesienia wszystkim Ewangelii, aż po krańce ziemi. Modląc się, odkrywa się nieskończone dary Umiłowanego i uczy się coraz bardziej dziękować Mu za wszystko. Modląc się, żyje się. Modląc się, kocha się. Modląc się, wielbi się. I jest to największe uwielbienie, radość i pokój naszego niespokojnego serca w czasie i w wieczności.

Gdybym więc miał życzyć ci najpiękniejszego daru, gdybym modlił się do Boga o niego dla ciebie, nie wahałbym się prosić Go o dar modlitwy. Proszę Go o to i ty również nie zwlekaj z proszeniem Boga o ten dar dla mnie. I dla siebie. Miłość Boga Ojca, łaska naszego Pana Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z tobą. A ty w Nich: gdyż modląc się, wchodzisz w serce Boga, ukryty z Chrystusem w Nim, otoczony Ich wieczną, pełną oddania i zawsze nową miłością. Już wiesz, że ten, kto modli się z Jezusem i w Nim, kto modli się do Jezusa lub do Ojca Jezusa albo wzywa Ducha Świętego, nie modli się do jakiegoś nieokreślonego i dalekiego Boga, lecz modli się w Bogu, w Duchu Świętym przez Syna do Ojca. I od Ojca, za przyczyną Jezusa, w boskim tchnieniu Ducha Świętego otrzyma wszelki dar doskonały, odpowiedni dla siebie, od zawsze dla niego przygotowany i upragniony. Dar, który czeka na nas. Dar, który czeka na ciebie.

Pastores 24/2003

Pierwsza lekcja modlitwy

Peter Kreeft

Zajmijmy się sprawami bardzo elementarnymi i bardzo praktycznymi dotyczącymi modlitwy. Najważniejsza rada, którą znam, dotycząca modlitwy jest także najprostsza: „Po prostu to zrób!”.

Jak to zrobisz, jest mniej istotne niż samo zrobienie tego. Mniej doskonała modlitwa jest nieskończenie lepsza niż żadna, doskonalsza modlitwa jest tylko skończenie lepsza niż mniej doskonała.

Nancy Reagan była krytykowana za swoje proste antynarkotykowe hasło: „Po prostu powiedz nie”. Była w nim jednak mądrość: u podstaw każdego programu, który ma zakończyć się sukcesem, leży prosta wola powiedzenia „nie”. („Po prostu powiedz nie” nie oznacza, że nic więcej nie jest potrzebne, ale że bez tej prostej decyzji nic się nie stanie. „Po prostu powiedz nie” może nie wystarczyć, ale jest konieczne.)

Podobnie żaden program, metoda, książka, nauczyciel czy technika nie zmuszą nas, byśmy zaczęli cokolwiek, jeśli nie ma w nas prostej, pewnej decyzji, by to zrobić. „Po prostu powiedz tak”.

Zazwyczaj największą przeszkodą, by powiedzieć „tak” modlitwie, najpowszechniejszą i najmocniejszą wymówką, by się nie modlić albo żeby się nie modlić więcej, albo żeby się nie modlić regularnie, jest brak czasu.

Jedyną sprawdzającą się odpowiedzią na tę wymówkę, jest swego rodzaju zbrodnia. Musisz coś zabić, musisz powiedzieć „nie” czemuś innemu, by stworzyć czas na modlitwę. Oczywiście, nigdy nie znajdziesz czasu na modlitwę, musisz go stworzyć. Jedynym sposobem na umieszczenie lokatora modlitwy w bloku mieszkalnym twojego życia jest wykwaterowanie innego lokatora z mieszkania, które będzie zajmować modlitwa. Tylko kilku z nas ma wolne pokoje.

Decyzja, by to zrobić, jest najważniejsza. Prawdopodobnie nie zdecydujesz się na to, tylko będziesz chciał to zrobić, chyba że zaczniesz dostrzegać w modlitwie to, czym ona jest: sprawę życia i śmierci, linę ratunkową łączącą z Bogiem, z samym życiem.

Czy to przesada? Czy są rzeczy ważniejsze? Na przykład miłość?

Zdecydowanie potrzebujemy miłości, ale miłość, której potrzebujemy, to agape, miłość, którą ma tylko Bóg. Jeśli więc nie udamy się po nią do Boga, nie dostaniemy jej. Wyprawa po nią do Boga oznacza modlitwę. Jeśli więc nie będziemy się modlić, nie będziemy kochać.

Wyjaśniwszy tę kwestię i uczyniwszy modlitwę naszym priorytetem, podjąwszy ostateczną decyzję, by to zrobić, musimy następnie przemeblować nasze życie. Przestawianie swojego czasu, przygotowanie czasu na modlitwę przypomina przygotowanie domu do malowania. Jak wie każdy, kto kiedykolwiek coś malował, przygotowanie to trzy czwarte pracy, trzy czwarte zawracania głowy i trzy czwarte czasu. Samo malowanie to pestka w porównaniu z przygotowaniem. To samo dotyczy modlitwy: najtrudniejszym etapem jest przygotowanie miejsca i czasu — świętej i nienaruszalnej części każdego dnia. Modlitwa jest jak obiad na Święto Dziękczynienia, który zajmuje godzinę jedzenia i dziesięć godzin przygotowania. Modlitwa jest jak Boże Narodzenie: miesiąc przygotowań, dekoracji, zakupów, by urządzić wszystko na ten jeden dzień. Najlepsze z wszystkiego jest to, że modlitwa jest jak miłość. Gra wstępna powinna stanowić jej większą część. Dla ludzi prawdziwie i kompletnie zakochanych całe ich życie jest grą wstępną. Cóż, modlitwa jest rodzajem duchowego kochania się. Bóg czekał na ciebie cierpliwie przez długi czas. Pragnie, byś dotknął skrawka Jego istnienia w modlitwie, byś mógł być uzdrowiony, tak jak kobieta dotknęła rąbka szaty Chrystusa. Ile godzin musiała się przygotowywać na ten krótki dotyk?

Pierwszą i najważniejszą częścią praktycznego przygotowania jest planowanie. Musisz koniecznie zaplanować regularny czas na modlitwę, obojętnie, czy jesteś „planistą” w przypadku innych rzeczy w swoim życiu czy nie. W przypadku modlitwy wolnoamerykanka się nie sprawdzi. Będzie oznaczać coraz mniej modlitwy albo wcale. Jedna szybka minuta rano, by ofiarować swój dzień Bogu jest lepsza niż zupełnie nic, oczywiście, ale jest tak całkowicie nieadekwatna, jak jedna szybka minuta dziennie z twoją żoną lub mężem. Musisz każdego dnia podjąć decyzję zarezerwowania w swoim grafiku miejsca na modlitwę.

Jak długo za każdym razem? To oczywiście zależy od osoby i sytuacji, ale minimum to piętnaście minut. Naprawdę nie możesz liczyć na to, że wydarzy się coś bardzo głębokiego w krótszym czasie. Jeśli wydaje się tobie, że piętnaście minut to zbyt dużo — jest to mocny dowód na to, że powinienieś się modlić dużo więcej. Kiedy stanie się to przyzwyczajeniem i będzie łatwiejsze, przedłuż to, podwój. Później podwój znowu. Jeśli chcesz radykalnych wyników, zmierzaj do jednej godziny dziennie. (Chcesz? Czy zamierzasz się dalej bawić?).

Jaka pora dnia jest najlepsza? Najbardziej popularna pora — pora kładzenia się do łóżka — jest z reguły najgorszą z możliwych pór, z dwóch powodów. Po pierwsze, na ogół nie jest to najlepsza pora, ale najgorsza, kiedy jesteś najmniej czujny. Czy naprawdę chcesz umieścić Boga w najgorszym mieszkaniu twojego budynku? Czy miałbyś Mu ofiarować najbardziej chorą owcę w swoim stadzie?

Po drugie, to nie działa. Jeśli będziesz czekał, aż uporasz się z każdym innym obowiązkiem, nim się pomodlisz, nie pomodlisz się wcale. Życie dla większości z nas jest tak skomplikowane, że nigdy nie jesteśmy w stanie uporać się z „każdym innym obowiązkiem”. Pamiętaj, musisz zabić inne rzeczy, by się modlić. Nie ma od tego ucieczki.

Najbardziej oczywista i zwykle najlepsza pora to wczesne rano. Jeśli nie możesz opóźnić innych rzeczy, które robisz, wstawaj wcześniej.

Czy powinna to być pierwsza rzecz, którą robisz? To zależy. Niektórzy ludzie są gotowi zaraz, gdy wstaną, inni muszą wziąć prysznic i ubrać się, by się rozbudzić. Ważne, by dać Bogu najlepszy czas i „po prostu to zrobić”.

Miejsce jest niemal tak ważne jak czas. Powinieneś znaleźć sobie jedno specjalne miejsce, w którym nikt nie będzie zakłócał ci spokoju. Wolnoamerykanka nie sprawdzi się także w przypadku miejsca.

Jakie miejsce? Niektórzy ludzie nie są zbyt wrażliwi, jeśli chodzi o otoczenie i mogą się modlić nawet w łazience. Inni z natury poszukują piękna: werandy, podwórza, ogrodu lub spaceru. (Sądzę, że modlitwa w czasie spaceru jest dobrym połączeniem ćwiczenia duchowego i fizycznego).

Prawdopodobnie zauważyłeś, że nie powiedziałem jeszcze słowa o technikach. To dlatego, że trzy czwarte to przygotowanie, pamiętasz? Ale co z metodami?

Mogę tylko mówić na podstawie własnego doświadczenia jako wieczny początkujący. Dwie najlepiej działające, które odkryłem, są bardzo proste. Pierwsza to modlitwa z Pismem Świętym, czytanie i modlitwa w tym samym czasie, czytanie w obecności Boga, otrzymywanie słów z ust Boga. Druga to spontaniczna modlitwa słowna. Nie jestem wcale dobry w cichej modlitwie, modlitwie myślnej, modlitwie kontemplacyjnej — moje myśli skaczą wokół jak pchły. Głośna modlitwa (lub śpiewana) podtrzymuje mnie przynajmniej w trwaniu w niej. I zauważyłem, że często prowadzi do modlitwy cichej, myślnej albo kontemplacji.

Większość wskazówek, jak się modlić, koncentruje się na wysokim poziomie: na modlitwie kontemplacyjnej. Podejrzewam jednak, że większość moich czytelników jest także niemowlętami modlitwy i musi najpierw nauczyć się chodzić, by móc biegać. Są to więc takie lekcje z przedszkola modlitwy pewnego faceta. „Po prostu to zróbmy”, nawet jeśli „to” oznacza tylko raczkowanie w stronę Boga.

W drodze, nr 5(357) 2003

Jak rozpocząć modlitwę?

David Torkington

Jeśli modlitwa ma być autentyczna, musi wypływać z pragnienia kochania i bycia kochanym, z chęci stania się naczyniem Ducha Świętego dla umęczonego cierpieniem świata wokół nas.

(siostra Wendy Beckett)

Modlitwa poranna

Poszukując własnej formuły modlitwy, możecie wykorzystać przedstawiony poniżej model oparty na przeczytanym tekście. Niniejsza formuła rozpoczyna się od słów św. Benedykta, które zalecał swoim braciom jako początek modlitw codziennych. Po nich następuje osiem modlitw odnoszących się do poszczególnych liter greckiego słowa Parousia.

Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu,

Panie, pospiesz ku ratunkowi memu.

Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu. Amen.

Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam;

Ciebie pragnie moja dusza,

za Tobą tęskni moje ciało,

jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody (Ps 63).

P (professio) — wyznanie wiary

Boże, wiem i wierzę, że jesteś czystą miłością, że miłość Twa jest nieustannie gotowa mną owładnąć. Wejdź w głąb mnie i owładnij mną teraz, przeniknij moje jestestwo; teraz zwracam się ku Tobie i pozostaję otwarty na przyjęcie Ciebie. Skrusz moje serce z kamienia, stwórz je ponownie i ukształtuj na nowo, aby po wszystkie czasy było otwarte na przyjęcie Ciebie. „Jeśli mną nie owładniesz, nigdy nie zaznam wolności, nie będę nigdy czysty, jeśli mnie nie zniewolisz”.

A (adoratio) — modlitwa uwielbienia

Uwielbiam Ciebie całym sobą, gdyż posiadłeś moje jestestwo swoją niewyczerpalną i niepojętą pełnią. Niech moje całkowite ukorzenie się przed Tobą uzdolni mnie do coraz głębszego wnikania w Ciebie, tak jak Ty mnie przenikasz, Panie. Udziel mi łaski oddawania Ci chwały, czci i dziękczynienia tak, jak tylko potrafię i bardziej aniżeli potrafię, nie tylko słowami, ale życiem, które teraz poświęcam Tobie.

R (reconcilio) — modlitwa o pojednanie

Ojcze, przebacz mi grzechy, które w przeszłości zamknęły moje serce przed Tobą i pomóż mi przezwyciężyć je w przyszłości; szczerze za nie żałuję. Z Twoją łaską nigdy już nie dozwolę mojej pysze odwrócić się od Ciebie w chwili upadku. Uwrażliw mnie bardziej na wszystko, co oddziela mnie od Ciebie i od tych, których pragnę kochać tak samo, jak Ty mnie umiłowałeś.

O (offero) — modlitwa ofiarowania

Panie, nie proszę Cię o jutro ani o to, co przyniesie. Pomóż mi ofiarować się Tobie dzisiaj. We wszystkim, co mówię i czynię, w każdej radości i każdym smutku, w każdej doznanej przyjemności i odczutym bólu, ofiarowuję ten dzień Tobie. Wiem, iż przyjmujesz go nie ze względu na moje zasługi, ale ze względu na zasługi Jezusa Chrystusa, w którego ofierze zawiera się moja ofiara.

U (unio) — modlitwa o jedność

Ojcze, Ty zawsze dajesz bez miary, obdarz nas teraz tą miłością, którą obdarzyłeś Jezusa, po to, abyśmy mogli otrzymać udział w Jego zmartwychwstaniu i życiu. W Nim modlimy się o to, abyśmy silniej zostali wciągnięci w wir miłości, która krąży między Tobą i Nim. Ośmielamy się wznosić tę modlitwę do Ciebie, tylko dlatego że Jezus jako pierwszy przekazał nam ją przez Ducha Świętego, którego tchnął w nasze serca.

S (sileo) — modlitwa o spokój wewnętrzny

Ojcze, Ty najlepiej wiesz, „jak niespokojne są nasze serca, dopóki nie spoczną w Tobie”. Pozwól im teraz odpocząć w Tobie i uczyń w naszych sercach swój dom, tak jak my znajdujemy swój dom w Tobie. Pomóż nam pozostawać przez kilka chwil w ciszy i w bezruchu, rozkoszując się otrzymanymi od Ciebie darami.

(Pozostańmy przez kilka chwil w cichym skupieniu).

Daj nam łaskę coraz głębszego doświadczania Twojej miłości, bez której nie osiągniemy wewnętrznego spokoju, abyśmy stali się tym, czego Ty dla nas pragniesz.

(Kiedy w myśli nasze wkrada się rozproszenie, aby w chwili ciszy skupić uwagę na Bogu, można powtarzać spokojnie krótką modlitwę, na przykład: „Przyjdź, o Panie” czy „Przyjdź, Panie Jezu” albo jakąkolwiek inną wybraną przez siebie modlitwę).

I (intercedo) — modlitwa wstawiennicza

Panie, modlę się w intencji swoich rodziców, mojej rodziny i przyjaciół, zwłaszcza za zmarłych z ich grona i tych, którzy są chorzy. W szczególności zaś modlę się za tych, którzy mnie o to prosili.

Modlę się także za ludzi, o których usłyszałem w wiadomościach, a którzy znajdują się w potrzebie. Modlę się zwłaszcza za cierpiących za słuszną sprawę i prześladowanych za wiarę, której wyznawanie jest dla wielu z nas tak oczywiste. Modlę się także za siebie i w intencji moich potrzeb, najbardziej zaś w intencji tego, czego potrzebuję najbardziej — głębokiego pokoju wewnętrznego, który jest w stanie przynieść jedynie Twa miłość. Wysłuchaj, proszę, wszystkich mych modlitw, nie ze względu na moje własne zasługi, bo tych nie ma wcale, lecz przez Syna Twojego, Jezusa Chrystusa, i przez wszystkich, których ożywia Jego miłość. Amen.

(Uwaga: ważne jest, aby — o ile to możliwe — wymienić ludzi, za których modlimy się indywidualnie).

A (actio) — modlitwa o chrześcijańskie działanie

Panie, teraz, gdy rozmyślam z Tobą o wszystkim, co dzisiaj mnie czeka, natchnij mnie mądrością, której potrzebuję, abym przeżył ten dzień tak, jak powinienem. Tchnij we mnie tego samego Ducha, który napełniał Jezusa, aby był i dla mnie inspiracją w tym, co mówię i czynię. Jeśli nie wszystkich będę potrafił kochać tak, jak powinienem, pomóż mi, abym nie wyrządził im szkody. Uczyń mnie zdolnym do współodczuwania z innymi, tak, jak Ten, którego śladami pragnę kroczyć.

(Zakończmy modlitwę, odmawiając jedno Ojcze nasz, jedno Zdrowaś Mario i jedno Chwała Ojcu).

Modlitwa wieczorna:

Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu,
Panie, pospiesz ku ratunkowi memu.
Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu. Amen.
Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam;
Ciebie pragnie moja dusza,
za Tobą tęskni moje ciało,
jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody (Ps 63).

P (professio) — wyznanie wiary

Panie, wiem, że byłeś przy mnie przez cały dzień, choć w pracy często o Tobie zapominałem. Daj mi w przyszłości pracować w prawości i uczciwości, z taką troską i współczuciem wobec innych, żebyś był ze mną we wszystkim, co robię. Wówczas będę wiedział, że zawsze będziesz stał przy mnie, zamieszkasz ze mną, przeze mnie będziesz pracował i obdarzał innych tym, czego bez Ciebie nigdy nie byłbym w stanie im dać.

A (adoratio) — modlitwa uwielbienia

Panie, nie dozwól nigdy, aby zażyłość, którą zechciałeś mnie obdarzyć, nie przesłoniła mi prawdy, iż przewyższasz mnie nieskończenie. Choć jesteś nieskończenie daleki, jesteś zarazem też tak bardzo bliski. Mieszkasz bowiem w głębi mojego jestestwa, gdzie Cię teraz z pokorą uwielbiam. Dziękuję Ci za trwanie przy mnie i za wszystko, czym dziś mnie obdarzyłeś. Dziękuję Ci za życie, za wszystko i wszystkich, którzy sprawiają, że warto jest żyć.

R (reconcilio) — modlitwa o pojednanie

Panie, choć nie ma dnia, abym Ciebie nie zawiódł, Ty nie zawodzisz mnie nigdy. W chwili, gdy spoglądam na miniony dzień, pokaż mi, jak bardzo o Tobie zapominałem. Po raz kolejny przepraszam za to, co powstrzymuje Ciebie od posiadania mnie tak, jakbyś tego pragnął.

(krótka przerwa na refleksję nad wydarzeniami minionego dnia).

Błagam, wybacz, że znowu Cię dzisiaj zawiodłem. Z Twoją łaską dołożę starań w przyszłości i spróbuję szybciej prosić Ciebie o przebaczenie, którego mi nigdy nie odmawiasz.

O (offero) — modlitwa ofiarowania

Panie, przyjmij tę ofiarę, którą składam Tobie z tego dnia, z wszystkimi jego radościami i troskami. Przyjmij wszystkie moje małe krzyże, które starałem się nieść. Składam je w ofierze przez krzyż, który niósł za mnie Jezus. Ofiaruję Ci teraz mój sen; niech będzie głęboki, niech mnie odnowi tak, abym kolejny dzień mógł poświęcić w służbie Tobie.

U (unio) — modlitwa o jedność

Wiem, że dając, otrzymujemy. Niech więc moje dawanie pomoże mi każdego dnia coraz pełniej otrzymywać Twoją miłość. Daj mi doświadczać po trochu tej miłości w domu, który obiecałeś uczynić sobie w głębi nas samych. Wówczas, otoczony Twoją miłością, będę bezpieczny i będzie mogło wzrastać moje prawdziwe „ja” w Jezusie Chrystusie, w którym chcesz, abyśmy wszyscy żyli, poruszali się i przebywali.

S (sileo) — modlitwa o spokój wewnętrzny

Panie, pomóż mi, choć na parę chwil, odsunąć na bok to, co rozpraszało mnie przez cały dzień. Naucz mnie, jak trwać nieruchomo i poznać, że jesteś moim Bogiem, poznać nie tylko umysłem, ale wszelkim odczuciem w każdym włóknie mojego jestestwa. Dozwól mi doświadczyć choć po części tego „pokoju, który przekracza wszelkie zrozumienie”, abym ponownie zbliżył się do Ciebie i do Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.

(W tym miejscu, aby utrzymać uwagę na Bogu w chwili ciszy, kiedy coś zaczyna nas rozpraszać, można znowu powtarzać powoli w myślach krótką modlitwę, na przykład „Przyjdź, o Panie” czy „Przyjdź, Panie Jezu”, bądź też jakąkolwiek inną wybraną przez siebie modlitwę).

I (intercedo) — modlitwa wstawiennicza

Panie, teraz, gdy modlę się za członków mojej rodziny, wypowiadając ich imiona, pozwól mi wyobrazić ich sobie, aby moja modlitwa była bardziej osobista i kierowała się bardziej ku ich indywidualnym potrzebom.

(Zatrzymajmy się, aby wyobrazić sobie tych, w intencji których się modlimy i prośmy Boga własnymi słowami o potrzebne im łaski).

Dozwól mi modlić się także za moich przyjaciół, ale również za tych, którzy szczególnie mnie zdenerwowali minionego dnia. Wspomagaj wreszcie, Boże, tych biednych i cierpiących ludzi, o których losie dziś usłyszałem w wiadomościach. Tak hojnie mnie obdarowujesz, pomóż mi nieustannie pamiętać o nich w moich modlitwach, abym uczynił dla nich to, co jest w mojej mocy, kiedy nadarzy się ku temu sposobność.

A (actio) — modlitwa o chrześcijańskie działanie

Panie, nie będę w stanie nic jutro zdziałać, o ile nie pomożesz mi dobrze wypocząć tej nocy. Kiedy będę spał, działaj we mnie, tchnąc nowe życie w moje ciało i umysł. Kiedy się obudzę, napełń mnie duchową i fizyczną siłą, której potrzebuję, abym kolejny dzień mógł ofiarować Tobie i abym próbował go przeżyć godnie, przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego.

(Zakończmy modlitwę, odmawiając Ojcze nasz, jedno Zdrowaś Mario i jedno Chwała Ojcu).

* * *

Kiedy zakończycie modlitwę, bądźcie spokojni. Zrobiliście wszystko, co było w waszej mocy. Zostawcie teraz resztę Bogu, pamiętając słowa ojca Pio: „Módl się, zaufaj, i nie martw się”.

W drodze, nr 7(347) 2002

Modlitwa ubóstwa

Martinus Martin OCD

Niebezpieczeństwo duchowego łakomstwa grozi wszystkim, którzy chcą prowadzić regularne życie modlitwy. Kiedy nasza modlitwa jest oschła i bolesna, to tęsknimy za tym, aby odczuwać, jak Boża miłość dotyka naszego serca. To samo w sobie nie jest błędem, dopóki potrafimy mówić: „Jeżeli Ty chcesz”. Jednak podpisać się pod tymi trzema słowami może być niezmiernie trudno. Nie zawsze nam się to udaje, nam duchowym smakoszom!

Bóg oczekuje od nas, również w odniesieniu do modlitwy, abyśmy całą ufność w Nim pokładali. Oto największa cześć, jaką możemy Mu okazać. Oczekuje, abyśmy bez jakiejkolwiek rezerwy wierzyli, że może On obsypać nas wszelkimi darami łaski. Oczekuje, byśmy pozwolili ukochać się przez Niego, byśmy bezwarunkowo przyjmowali Jego nieskończoną miłość do nas. Dopiero wówczas możemy odwzajemniać Jego miłość. Nasza miłość do Boga polega na kochaniu Go tą miłością, jaką On nas kocha, choć z naszej strony będzie to zawsze miłość ludzka, ograniczona i niedoskonała. W tym duchu św. Teresa z Lisieux pisze w swojej autobiografii: „Ty wiesz, Boże mój, że nigdy nie pragnęłam niczego, jak tylko, by Ciebie kochać. Twoja miłość, Jezu, uprzedziła mnie od dzieciństwa, wzrastała wraz ze mną. (...) By kochać Ciebie, mój Boże, tak jak Ty mnie miłujesz, trzeba mi zapożyczyć Twej własnej miłości” (rękopis C,35). Nie możemy dać Bogu czegoś, czego wcześniej od Niego nie otrzymaliśmy. Nie możemy dać Mu naszej miłości, jeżeli On wpierw nam jej nie dał. „My miłujemy Boga, ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował” (1 J 4,19). Rozumiemy, choć często o tym zapominamy, że w naszej modlitwie najważniejsza jest miłość Boga do nas. To, co On w nas czyni w czasie spotkania z Nim, jest nieskończenie większe od tego, co my czynimy dla Niego.

Oczywiście wierzymy, że Bóg jest we wszystkich zdarzeniach naszego życia, choć Jego miłość działa w ukryciu. Jednak trudno nam przyjąć, że jest ona również w życiu modlitwy, kiedy doświadczamy jedynie oschłości, rozproszeń i jałowości. W takich wypadkach łatwo ulegamy wrażeniu, że z naszą modlitwą jest coś nie w porządku, że ona nie może podobać się Bogu. Jesteśmy zniechęceni i smutni nie dlatego, że czujemy, iż zawodzimy Boga w miłości, ale raczej dlatego, że wzbraniamy się przed tym, by zaakceptować naszą duchową nędzę. Nigdy za mało podkreślania, że ucieczka przed naszą nędzą duchową jest właściwie ucieczką od Boga. Jest wiele sposobów, by ją kamuflować, np. rzucenie się w wir różnorakich zajęć i służbę wspólnocie czy Kościołowi. Wówczas mamy poczucie, że robimy coś konkretnego dla Boga i dla bliźnich. Coś Jemu dajemy. Jednak w życiu duchowym mniej chodzi o dawanie czegoś Bogu, a bardziej o otrzymywanie od Niego. Może być też i tak, że będziemy oszukiwać samych siebie, a często także i innych, wymyślając sobie — według własnej miary i smaku — jakąś modlitwę, która będzie nas w jakiś sposób satysfakcjonowała, choć robić będzie wrażenie wyszukanej i ekscentrycznej. Prawdziwa modlitwa jest nieskomplikowana i brak w niej napięcia, ponieważ nie mamy nic innego do zrobienia, jak zaakceptować to, że jesteśmy nieskończenie kochani. Polega ona na tym, że pozwalamy, aby miłość Boża nas zalewała choć wiemy, że wcale na nią nie zasłużyliśmy. Bóg nas kocha, nie dlatego, że jesteśmy dobrzy, ale dlatego, że to On jest dobry. Jednak czujemy się jakby zobowiązani odpłacać Jemu za tę miłość. Trudno nam przyjmować ją jako czysty dar. Mentalność ta znajduje swoje odbicie w naszym życiu modlitwy. Kiedy się modlimy, to chcemy też czuć, że coś robimy dla Boga, że nie marnujemy czasu. W rzeczywistości chcemy zasłużyć na Jego miłość. Pomijamy to, że Bóg może złożyć swoje dary tylko w puste ręce, w ręce biedaków. W modlitwie chodzi przede wszystkim o to, abyśmy byli jak puste naczynie, do którego Bóg może wlać swą miłość. Oszukujemy samych siebie, kiedy chcemy być strzałą, która chce ugodzić w Serce Boga i „posiąść” Jego miłość! Wiedza o tym może być pociechą dla nas, kiedy czujemy się niezdolni do tego, aby modlić się i kochać Boga. Nawet kiedy wydaje się nam, że nasze serce jest jak głaz, że już nie potrafimy powiedzieć: „Boże, kocham Cię”, to mimo wszystko możemy z wielką ufnością powiedzieć: „Boże, Ty mnie kochasz, zawsze i nieskończenie”. W naszej modlitwie za bardzo cenimy to, co uważamy, za naszą miłość do Boga. Modlimy się, bo to my Boga kochamy — albo chcemy kochać. Nie potrafimy modlić się dlatego, że Bóg nas kocha, żeby pozwolić Mu nas kochać. Za mało w nas ducha ubóstwa. Przeciwnie, tęsknimy za tym, aby być bogaci duchowo. Dlatego w modlitwie chcemy czuć, że kochamy Boga i czuć, że On kocha nas. Jest to znakiem, że nie zrozumieliśmy jeszcze, co stanowi istotę modlitwy, a co jest tylko nieistotnym, pięknym pozorem.

Większość tekstów, które napisano o doświadczeniu modlitwy, nie podaje żadnych kryteriów jej autentyczności. Oczywiście niektórzy przewodnicy duchowi dodają odwagi i pociechy tym, którzy znajdują się w ciemnej nocy modlitwy, ale w głębi swojego serca nie bardzo w te pociechy wierzą. Można to zauważyć po ich wielkim zainteresowaniu duchowymi przeżyciami. Wypatrują mistycznych i charyzmatycznych fenomenów. Mówią o nich z pewną estymą i napięciem, i mają skłonność, by niemal kanonizować tych, którzy ich zdaniem posiadają takie dary łaski. Powinniśmy być głęboko przekonani o tym, że istota i wartość modlitwy nie ma nic wspólnego z tym, co odbieramy i co czujemy. W naszej modlitwie powiew Ducha jest zwykle tak subtelny, że przejawia się w wierności. Św. Teresa od Jezusa w Księdze życia, pisze w przejrzysty sposób, że miłość Boża nie polega na przelewaniu wielu łez ani na doświadczaniu miłych uczuć, choć w większości wypadków jest to tym, co pragniemy posiadać i co daje nam pociechę, ale polega na służbie Jemu w sprawiedliwości, męstwie duszy i w pokorze. Choć nierzadko się zdarza, że niektóre grupy modlitewne o charakterze charyzmatycznym kładą zbyt duży nacisk na to, co jest postrzegane przez zmysły. Pomijają to, że w każdej modlitwie sprawą najważniejszą jest kochać Boga, pozwalając, aby On nas kochał, a to jest możliwe podczas największych oschłości, w zniechęceniu i nawet w okresach pewnej odrazy.

Łakomstwo duchowe

Św. Jan od Krzyża nazywa łakomstwem duchowym dążenie do modlitwy nacechowanej uczuciami. W Nocy ciemnej pisze o tych, którzy są zarażeni tą niedoskonałością. Sądzą oni, że w ich modlitwie i życiu duchowym wszystko zależy od tego, czy zmysłowo odczuwają radość i pobożność. Jeśli nie udaje im się znaleźć jakiegoś poczucia radości, są niepocieszeni i myślą, że niczego nie dokonali. Wyobrażają sobie, że jeśli tylko są usatysfakcjonowani swoją modlitwą, to i Bóg musi być uwielbiony i także zadowolony. Czują się bogaci duchowo, zamiast być ubodzy. Nieustannie gonią za swoim dobrym samopoczuciem w sprawach Bożych, a w konsekwencji są zmęczeni i ociężali w podążaniu drogą krzyża. Dlatego, według św. Jana od Krzyża, Pan poddaje ich próbie pokus, długotrwałych oschłości i innych udręk.

Niebezpieczeństwo duchowego łakomstwa grozi wszystkim, którzy chcą prowadzić regularne życie modlitwy. Kiedy nasza modlitwa jest oschła i bolesna, to tęsknimy za tym, aby odczuwać, jak Boża miłość dotyka naszego serca. To samo w sobie nie jest błędem, dopóki potrafimy mówić: „Jeżeli Ty chcesz”. Jednak podpisać się pod tymi trzema słowami może być niezmiernie trudno. Nie zawsze udaje się to nam, duchowym smakoszom! Jeśli mało i tak źle się modlimy i nawet rezygnujemy z modlitwy, to przede wszystkim dzieje się tak dlatego, że nasze łakomstwo duchowe nie zostało zaspokojone i musimy zadowolić się modlitwą ubogich, której nawet nie potrafimy sformułować.

Uboga modlitwa Jezusa

Ważne, byśmy w Ewangelii szukali Jezusa modlącego się, nie tylko na Górze Przemienienia, ale i w Getsemani, gdzie dusza Jego była smutna aż do śmierci (por. Mt 26,38). Oczywiście modlitwa Jezusa pozostanie dla nas równie wielką tajemnicą jak to, że Syn Boży stał się człowiekiem. Jednak Jezus modlił się jak człowiek, jak prawdziwy człowiek. We wszystkim, oprócz grzechu, był do nas podobny. Znaczy to, że w sposób rzeczywisty, z całej swojej ludzkiej duszy modlił się do swego Ojca tak, jak my modlimy się do Niego. I czynił tak nie tylko, aby dać nam przykład, ale przede wszystkim dlatego, że jako człowiek tego potrzebował. Modlitwa Jezusa musiała być bardzo prosta. Stąd też w taki prosty sposób mógł mówić o modlitwie. U Niego nie chodziło o żadną technikę ani o mistyczne czy charyzmatyczne doświadczenia. Wiemy też, że ostatnia modlitwa Jezusa na krzyżu była modlitwą ubogiego: czuł się opuszczony przez Boga. „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” Wielcy mistycy świadczyli o tym Bożym wyrzeczeniu, jako o powszechnym doświadczeniu, które trzeba nam przejść podczas nocy modlitwy. W tej nocy dzielimy z Jezusem Jego wyrzeczenie na krzyżu, Jego modlitwę ubogich. Może ono być mniej czy bardziej głębokie, wszystko zależy od naszej wierności wobec miłości Bożej i od stopnia świętości, jaką On zamierzył wobec nas.

Bez wątpienia modlitwa ubogich daje gwarancję autentyczności. Jest ona powszechna wśród ludzi, u których rozwija się ona w kierunku modlitwy milczenia. Najczęściej jest przeżywana jako pełen pokoju stan oschłości oraz czas mniejszych bądź większych rozproszeń. Poza tym występują krótsze lub dłuższe okresy, podczas których modlitwa jest nacechowana bolesnym i deprymującym poczuciem Bożej nieobecności, pustki wewnętrznej, niechęci, niesmaku, zamieszania. Pokusy przeciw wierze, jak również przeciw czystości, mogą zanurzyć człowieka w modlitwę ubogich. Św. Jan od Krzyża mówi o impulsach i reakcjach zmysłowych, jakie mogą pojawiać się w czasie modlitwy tak, że nie można ich powstrzymać. Czasem zdarza się to podczas sprawowania sakramentu pokuty i Eucharystii. Człowiek pod ciężarem swoich doznań czuje się wciągnięty we wszelki brud i pokusy. Cierpienie w modlitwie może być niezmiernie trudne, kiedy towarzyszy nam uczucie życia bez Boga, tak jakby On nas opuścił, albo nawet odrzucił ze względu na zakorzenione w nas zło. Jednak jeszcze większym cierpieniem jest modlitwa z poczuciem, że Bóg po prostu nie istnieje, a nasza wiara jest jedną wielką iluzją. Powszechne jest doświadczenie, że im głębiej jesteśmy wprowadzani w ciemną noc modlitwy, tym bardziej — w żenujący i wyniszczający sposób — przeżywamy i zauważamy nasze duchowe ubóstwo. Najczęściej przejawia się to w ciągłym i niejasnym poczuciu niedoskonałości i grzeszności, w bezradności i niemocy. Jednak są też okresy, kiedy mamy krzyżujące nas poczucie, że całe nasze życie duchowe jest wielkim niepowodzeniem, że jesteśmy jednym grzechem, jedną złością i niczym więcej. Mamy wstręt do samych siebie. Momentami, kiedy Duch Boży w mgnieniu oka pozwala nam zobaczyć, jak całe dobro, które — jak sądziliśmy — zdołaliśmy uczynić, było przesiąknięte wszelkim złem i egoizmem, to ogarnia nas przerażenie. W tej sytuacji zauważamy wyraźnie, że pozostawieni sami sobie jesteśmy w stanie popełnić najgorsze grzechy.

Doskonała modlitwa może wzrastać tylko wówczas, kiedy dojdziemy do dna naszego duchowego ubóstwa i wraz z psalmistą zdołamy powtarzać: „Z głębokości wołam do Ciebie, Panie” (Ps 130,1). To z tej głębi, kiedy już straciliśmy wszystko, co nasze, w nagiej wierze możemy ufać, że Bóg zawsze wybiera dla nas najlepszą drogę, choć ona oznacza pójście na modlitwę, jak na krzyż. Wówczas przede wszystkim nie próbujmy ułatwiać sobie tej drogi i nie czyńmy modlitwy „zdatnej do tego, aby ją przeżyć”, bardziej namacalnej dla naszych zmysłów. Bądźmy zadowoleni z takiej modlitwy, jakiej Bóg od nas żąda, a nie innej. Modlitwa, jakiej czasem Bóg może od nas zażądać, będzie modlitwą niemożności.

Strata będzie zyskiem

Bez wątpienia niektórym osobom, gdy przechodzą przez noc modlitwy, dosyć łatwo jest ufać Bogu. Są to osoby z natury silne fizycznie i psychicznie. Mają dużą odporność i nie tak łatwo tracą wewnętrzną równowagę. Tym, które nie mają tak silnej konstrukcji psychofizycznej, ale są fizycznie słabe, a psychicznie i emocjonalnie poranione, takie zawierzenie Bogu przychodzi z wielką trudnością. Jednak ich zaufanie ma pewną zaletę — ma większą szansę na to, że będzie prawdziwe i doskonałe, ponieważ brak mu naturalnych podstaw. Również na tych zrównoważonych i pewnych siebie przychodzi czas, kiedy tracą całą swą wewnętrzną pewność siebie i niezłomność, kiedy czują się podatni na zranienia, bezradni, rozbici. Istnieje pewien aksjomat w życiu duchowym, a tym bardziej w życiu modlitwy: kto chce zyskać swoje życie, ten je straci, a kto traci swoje życie, ten je zyska (por. Mt 16,25). Stąd w modlitwie chodzi o to, aby stracić wszystko, co jest nasze i stać się ubogimi duchowo, aby zyskać i znaleźć to, co jest Boże, co „rozdziela swe bogactwa wszystkim, którzy Go wzywają” (Rz 10,12).

Paradoksalnie może się zdarzyć, że Bóg poprowadzi kogoś do duchowego ubóstwa właśnie poprzez okazywanie mu szczególnych i namacalnych względów na modlitwie. One działają na zasadzie kontrastu, który prowadzi do głębokiego i niejednokrotnie bardzo bolesnego poczucia własnej nędzy. Cokolwiek Bóg czyni, wie, co jest najlepsze dla danej osoby. Błędem byłoby dążenie do osiągnięcia tych specjalnych znaków zewnętrznych tylko dla nich samych. One mają swoją wartość tylko w takim stopniu, w jakim Bóg chce nas nimi obdarzyć, a my przez nie mamy szansę zbliżyć się do Niego. Niektóre rośliny potrzebują dużo słońca i deszczu, aby rozkwitać i przynosić owoce, podczas gdy inne zbutwiałyby, gdyby otrzymały choć minimalnie więcej ciepła i wilgoci. Bóg dozuje duchowe pociechy i oczyszczenia w naszym życiu modlitwy zależnie od potrzeb poszczególnych osób. On jedynie zna właściwą miarę, gdyż tylko On wie, jak i na ile musimy być ubodzy duchem i pozbawieni siebie samych, aby On mógł nas całkowicie napełnić sobą, czyli miłością. On przecież jest tylko miłością.

Modlitwa ubogich

Może to wydaje się dziwne, ale faktycznie tak jest, że kto kroczy drogami modlitwy, ten coraz bardziej i głębiej doświadcza własnej niemożności, by modlić się tak, jak Jezus, w Duchu i w prawdzie (por. J 4,23). Spostrzega coraz wyraźniej, że jego modlitwa jest modlitwą ubogich, ponieważ nie może być niczym więcej, jak tylko jej próbą. Jest w pełni świadomy, że pozostanie ona niedoskonała i niedostateczna. Częściej będzie przychodził do Pana i prosił Go, tak jak uczynili to kiedyś apostołowie: „Panie, naucz nas modlić się” (Łk 11,2).

Przypuszczalnie wszyscy mieliśmy takie trudne doświadczenie modlitwy. Może czyniło nas ono bezradnymi i wprawiało w smutek. Właściwie jeszcze niezupełnie zaakceptowaliśmy, że nasza modlitwa ma być modlitwą ubogich, czyli modlitwą ubóstwa. To w tej modlitwie powinniśmy się ćwiczyć, aby móc modlić się w Duchu i w prawdzie. Konkretnie znaczy to, że musimy nauczyć się modlić, wychodząc od naszej grzeszności i niedoskonałości. Trzeba nam unikać wszelkich wzniosłych i nienaturalnych okresów, które w żaden sposób nie są zakorzenione w naszej codziennej, często szarej rzeczywistości. Nasze troski, zmęczenie, znoje, upadki, wszystko to musi mieć swoje oczywiste miejsce w naszej modlitwie, jeśli ona ma być autentyczna i realna. Modlitwa ubóstwa polega też na tym, że jesteśmy zadowoleni z takiej modlitwy, jaką Bóg w poszczególnych wypadkach nam daje, i że kontynuujemy ją nie pomimo, ale wraz ze wszystkimi trudnościami, jakie możemy w niej napotkać, że odnajdziemy się także w modlitwie pełnej niespokojnych wyobrażeń, pełnej rozproszeń, oschłej, krótko mówiąc pełnej tego wszystkiego, co czyni ją trudną i ciemną. Św. Jan od Krzyża w Żywym płomieniu miłości pisze, abyśmy nigdy nie ustawali w modlitwie i trwali w niej jeszcze bardziej, kiedy przeżywamy oschłości i trudności. Często bowiem Bóg chce zobaczyć, co kryje się w duszy, a to się nie ujawni, jeżeli wszystko będzie się układać łatwo i dobrze. Jeśli pójdziemy za jego radami, to stopniowo w tajemniczy sposób doświadczymy, że nasze uczucia nie mogą w adekwatny sposób pośredniczyć w życiu ukrytym, mającym swoje korzenie w naszej modlitwie. Jest to rzeczywistość, którą musimy zaakceptować, inaczej nigdy nie zrozumiemy ani nie doświadczymy, czym rzeczywiście jest modlitwa chrześcijańska.

Życie się zmienia

Modlitwy nie należy traktować jako środka dla rozwoju naszej osobowości albo jako swego rodzaju psychoterapii dla zachowania wewnętrznej równowagi. Jednak byłoby niepokojące, gdyby nasza modlitwa na dłuższą metę nie zostawiła swego śladu na naszym sposobie życia i niczego nie zmieniła w naszym postępowaniu. Nie sądźmy, że regularna modlitwa znajdzie swój oddźwięk w naszym życiu jedynie w jakichś uprzywilejowanych momentach, kiedy kontakt z Bogiem odsłaniać się będzie w przemożnej jasności i pokoju, który ogarnie nas i postawi wszystko w nowym świetle. Nie, normalnie jest to taka modlitwa, w której kontakt z Bogiem zachodzi w mroku wiary, a która stopniowo przemieni nasze życie. Tak więc zwyczajna codzienna modlitwa odmienia nasze życie.

Jeśli swoją modlitwę uczynimy poufną rozmową z Bogiem — a taką powinna być każda modlitwa — to szybko spostrzeżemy, że czyste zakończenie czasu modlitwy w istocie nie polega na jej zakańczaniu, ale na tym, że w ciągu dnia, w taki czy inny sposób, podtrzymujemy jej ducha. Prawdziwie rozmodlony człowiek nie lubi modlitw, które się kończą, gdyż czas jego autentycznej modlitwy żyje nadal w swej istocie pośród codziennych zajęć, w czasie pracy i odpoczynku, w chwilach, kiedy przebywa z innymi ludźmi. Modli się nieustannie.

Kto naprawdę chce prowadzić życie modlitwy, ten pragnie dążyć do modlitwy nieustannej: w każdej chwili i w każdej sytuacji. Jednak nie może on tracić odwagi, wciąż bowiem będzie doświadczać, jak niedoskonała jest jego modlitwa i jak w swoim zestresowanym życiu, często na długi czas, gubi modlitewną nić. Najistotniejsze jest, że jego tęsknota do tego, aby modlić się więcej i lepiej sprawia, że wciąż od nowa zaczyna podejmować modlitwę, choćby była nie wiem jak bardzo uboga. W życiu modlitwy nie tyle chodzi o moc, ile o wytrwałość. Modlitwa jest zawsze przygodą, kiedy Bogu dajemy okazję, aby w nas ucztował, choćby trwała noc.

W drodze, nr 8(312) 1999

Po co Panu Bogu nasze dziękczynienia?

Jacek Salij OP

Trudno mi zrozumieć potrzebę modlitwy dziękczynnej. Rozumiem obowiązek wdzięczności wobec rodziców czy wobec innych ludzi, którzy nam świadczyli dobro. Oni się dla nas poświęcali, kiedy byliśmy zdani na ich opiekę lub kiedy byliśmy w jakiejś potrzebie. Z kolei my staramy się im pomóc, kiedy oni tego potrzebują. Ale wdzięczność wobec kogoś, kto nie potrzebuje mojej pomocy? Chyba że ten ktoś jest tak małostkowy, że sobie tego życzy, bo lubi, żeby mu dziękowano. Ale Pana Boga nie można podejrzewać o małostkowość. O co więc chodzi w modlitwie dziękczynienia?

Około roku 1960 odwiedził nasz klasztor w Poznaniu jeden z współpracowników ojca Dominika Pire, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, i opowiadał o prowadzonych przez tego dominikanina wioskach dla uchodźców. Utkwiło mi w pamięci, jak skarżył się na kłopoty z nauczeniem niektórych mieszkańców tych wiosek poszanowania ofiarowanych im mieszkań i przedmiotów. Wchodzi na przykład ten pan do jednego z mieszkań i widzi, że jedno z dzieci siedzi na nowiuteńkim kocu i dwoje innych ciągnie je po podłodze, a dzieje się to na oczach rodziców, którzy tej zabawie jeszcze przyklaskują.

Na przykładzie tej sceny wyraźnie widać, że można być niewdzięcznym również wobec kogoś, kto prawdopodobnie nigdy nie będzie potrzebował mojej pomocy. Bo niewdzięcznością jest również marnowanie otrzymanych darów, a także używanie ich niezgodnie z intencją ofiarodawcy.

Odnieśmy tę intuicję do dziękczynienia należnego Bogu. Z całą pewnością Pan Bóg nie potrzebuje naszych podziękowań, natomiast prawidłowo ukształtowana postawa dziękczynienia będzie nas chroniła przed marnowaniem oraz nadużywaniem Bożych darów. Weźmy przykład najprostszy z możliwych: dziękujemy Bogu za spożyty posiłek. Ale czy to moje dziękczynienie może być Bogu miłe, jeśli w gruncie rzeczy nie był to posiłek, tylko obżarstwo? Albo jeśli jestem jak ten ewangeliczny bogacz, który z Łazarzem nie umie podzielić się nawet okruchami, spadającymi mu ze stołu? Albo jeśli, pokrzepiony tym posiłkiem, zabiorę się teraz do czegoś złego.

Możemy zatem już sformułować dwa pierwsze ustalenia na temat modlitwy dziękczynnej. Po pierwsze, nie powinna ona ograniczać się do słów, bo w takim przypadku będzie tylko pseudomodlitwą, o której czytamy w Księdze Izajasza: „Lud ten sławi Mnie tylko wargami, a jego serce jest z dala ode Mnie” (29,13). Modlitwa dziękczynna jest tym prawdziwsza, im prawdziwiej przyjmujemy dary, za które Bogu dziękujemy.

Po wtóre: Wyrażenie, że Pan Bóg pragnie naszej modlitwy dziękczynnej, tylko wówczas jest prawdziwe, jeśli chcemy w ten sposób podkreślić, że On nas kocha i zależy Mu na naszym dobru. Naszymi pochwałami i dziękczynieniami nie uczynimy Go przecież szczęśliwszym ani nie sprawimy, że będzie lepszy, niż jest, bo jest On nieskończenie szczęśliwy i nieskończenie dobry. To nam potrzebna jest nasza modlitwa dziękczynna, z jej pomocą otwieramy się pełniej na bezinteresowną miłość Boga do nas i uczymy się przyjmować dary Boże zgodnie z zamysłem Dawcy.

Przejdźmy do spostrzeżenia trzeciego. Pismo Święte na kilka różnych sposobów zwraca uwagę na to, że świadomość, jak bardzo Bóg nas obdarza, powinna nas mobilizować do miłości bliźniego. „Darmoście wzięli, darmo dawajcie” (Mt 10,8). Ojcowie Kościoła odnosili te słowa Chrystusa Pana nie tylko do naszej powinności dzielenia się dobrami duchowymi. Kiedy pamiętam o tym, że również dobra materialne, nawet te, na które ciężko pracowałem, w ostatecznym wymiarze są darem Bożym, łatwiej mi dzielić się nimi z bardziej potrzebującymi ode mnie.

Świadomość, że wszystko, czym jestem — z wyjątkiem grzechu oraz innych ułomności — zawdzięczam Panu Bogu, chroni mnie ponadto od wynoszenia się nad innych. „Niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego” — mówi Apostoł Paweł, zaś argumentuje to następująco: „Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?” (1 Kor 4,6n)

Jest pewien dar Boży, którego nie potrzebowalibyśmy, gdybyśmy nie popadli w grzech. Chodzi, rzecz jasna, o dar przebaczenia. Otóż jeśli będziemy pamiętać o tym, że winniśmy nosić w sobie nieustanne dziękczynienie za ten dar, uchroni to nas od potępienia innych, nawet jeśli czyjeś grzechy w swoim zewnętrznym wymiarze są większe od moich. Zapomniał o tym faryzeusz z przypowieści o faryzeuszu i celniku, toteż jego modlitwa dziękczynna obrażała Boga, a jego samego utwierdzała w samozakłamaniu. „Boże, dziękuję Ci — modlił się bezczelnie — że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik” (Łk 18,11). Nie mylił się zresztą faryzeusz w swoim osądzie, że celnik jest człowiekiem ciężko chorym duchowo. Nie wiedział tylko, że stan jego własnej duszy jest znacznie groźniejszy: nie dostrzegając, jak wiele miłosierdzia jemu samemu Bóg okazuje, jest on już nie tylko chory, ale wręcz duchowo nieprzytomny.

Że wdzięczność za dar przebaczenia zobowiązuje nas nie tylko do naprawienia zła oraz do przemiany swojego postępowania, ale w ogóle do wyrozumiałości dla innych, dobitnie zwrócił nam na to uwagę Pan Jezus w przypowieści o nielitościwym dłużniku. Sługi, któremu umorzono zawrotną sumę dziesięciu tysięcy talentów, nie było stać na to, żeby darować niewypłacalnemu dłużnikowi śmieszne sto denarów. Oto jeszcze jeden wariant pouczenia, że postawa wdzięczności wobec Boga domaga się od nas świadczenia dobra naszym bliźnim.

Sądzę, że możemy już pokusić się o bardziej generalne spojrzenie na sens modlitwy dziękczynnej. Mianowicie modlitwa dziękczynna pomaga nam rozpoznać i pokochać Boga jako Tego, który jest miłością. Przypomnijmy sobie ewangeliczne uzdrowienie dziesięciu trędowatych. Ten, który wrócił do Jezusa i upadł przed Nim na twarz, aby podziękować za dar odzyskanego zdrowia, usłyszał słowa: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Łk 17,19). Co znaczą te słowa, skoro przecież Jezus oczyścił z trądu również tamtych dziewięciu niewdzięczników? Owszem, ale tylko wdzięczny Samarytanin rozpoznał poprzez uzyskany dar uzdrowienia kochającego Dawcę, dlatego tylko on spośród wszystkich dziesięciu doznał ponadto uzdrowienia duszy. W przypadku tamtych dziewięciu dar Boży zamknął się na samym tylko uzdrowieniu ciała.

Jeśli Pan Bóg chce naszego dziękczynienia, to tylko dlatego, że nas kocha. Bo dopiero w postawie dziękczynienia potrafimy rozpoznać sens naszego życia, zrozumieć świat, w którym Bóg nas umieścił, oraz otworzyć się na nasze przeznaczenie ostateczne. Jeśli nie nauczymy się dziękować Bogu za te dary, które umiemy zauważyć już teraz, to jakżeż zrozumiemy kiedykolwiek, że tak naprawdę to cali bez reszty jesteśmy zanurzeni w darach Bożych? Przecież darem Bożym jest wszystko, czym jesteśmy, co nas otacza i czego używamy. Darem Bożym jest samo nasze istnienie oraz nasze przymioty fizyczne i psychiczne, intelektualne i duchowe. Darem Bożym są osoby najbliższe nam i najdalsze, które tworzą nasze ludzkie środowisko. Codziennie otrzymujemy od Boga mnóstwo darów, bardziej lub mniej niezbędnych do życia. A wszystkie te dary są nam dawane dlatego, że ostatecznie Bóg chce dać nam w darze samego siebie oraz pragnie, abyśmy z kolei my oddali się Jemu w darze miłości.

Od czasu do czasu słychać w Nowym Testamencie wezwanie do modlitwy dziękczynnej, od którego w człowieku małej wiary aż skóra cierpnie: „W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was” (1 Tes 5,18; por. Ef 5,20). Czyżby należało dziękować Panu Bogu również wówczas, kiedy przychodzi niepowodzenie czy choroba? Czy również wtedy, gdy spotyka nas nieszczęście albo krzywda? Otóż to się rozumie samo przez się, że wolno nam wówczas, a nawet powinniśmy błagać Boga o odsunięcie tego zła. Jednak zarazem starajmy się nie zagubić wówczas postawy dziękczynnej. Bo kiedy Bóg dopuszcza na nas coś złego, to jednocześnie udziela daru, aby to zło nas nie zniszczyło, lecz przeciwnie: żeby przyczyniło się do naszego dobra. Jeśli Bogu nie zaufamy, że On nieustannie nas obdarza i nieustannie winniśmy Mu wdzięczność, łatwo w chwili złej daru Bożego nie zauważyć albo nim wzgardzić, a wówczas zło, jakie na nas spadło, może nas rzeczywiście zniszczyć.

Toteż Kościół praktycznie podczas każdej mszy świętej stara się odnowić w nas świadomość, że „zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie, Panie, Ojcze miłosierny, wszechmogący wieczny Boże”. Szczególnie zauważmy te dwa wyrazy: „zawsze i wszędzie”.

Być może komuś się wydaje, że ukształtowanie w sobie postawy dziękczynienia to sprawa odpowiedniej formacji duchowej i świadomej pracy nad sobą. Kto tak sądzi, niewiele wie o tym, jak ciężko zostaliśmy zranieni grzechem. Jeden tylko Chrystus mógł przejść przez swoje ludzkie życie w postawie idealnie dziękczynnej. Ale też okazało się wówczas, jak trudno na naszej ziemi, zamieszkanej przez grzeszników, w tej postawie wytrwać zawsze i wszędzie. Siły zła w pewnym momencie tak na Chrystusa Pana natarły, że wytrwanie w całkowitym oddaniu Ojcu kosztowało Go mękę w Ogrójcu i Drogę Krzyżową.

Jednak im kto więcej oddany Przedwiecznemu Ojcu, tym prawdziwiej staje się darem dla innych ludzi. Człowiek Chrystus oddał się na Kalwarii swojemu Ojcu całą nieskończonością swojej Boskiej Osoby, toteż stał się nieskończonym darem dla wszystkich ludzi. Przez swoją śmierć na krzyżu stał się źródłem pojednania nas wszystkich z Przedwiecznym Ojcem. I dopiero mocą Chrystusa zaczęło się istotne naprawianie naszej postawy dziękczynnej, tak że staje się ona naszym dojrzewaniem do życia wiecznego.

To naprawdę nie przypadek, że uobecnienie Ofiary Chrystusa Pana nazywa się Eucharystią. Eucharystia po grecku znaczy dziękczynienie. My sami z siebie możemy tylko powierzchownie przełamywać różne swoje postawy niewdzięczności wobec Boga i Jego darów. Do przemiany radykalnej, do takiej wdzięczności, w której prawdziwie przyjmujemy samego Boga dającego się nam w darze i z kolei sami oddajemy się Jemu w darze, może nas uzdolnić tylko Chrystus. Zatem do ostatecznego, całoosobowego dziękczynienia zdolni jesteśmy tylko w takim stopniu, w jakim zjednoczymy się z Chrystusem. I właśnie dlatego najważniejszy sakrament wiary chrześcijańskiej — ten sakrament, w którym najpełniej jednoczymy się z Chrystusem — nazywa się Eucharystią, czyli Dziękczynieniem.

Jacek Salij, Poszukiwania w wierze

Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie

Jacek Salij OP

Przeczytałem gdzieś, że różaniec jest jedną z najwyżej ocenianych przez Azjatów form modlitwy chrześcijańskiej. Buddyści i hinduiści podobno wyrażają się o nim z uznaniem jako o technice modlitewnej skutecznie wprowadzającej w stan medytacji. Powiedziałem to znajomemu, który ma duże zainteresowania religijne, i oblał mnie kubłem zimnej wody. Pokazał mi w Ewangelii św. Mateusza, w rozdziale szóstym, następujące słowa: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich”. Jak pogodzić modlitwę różańcową, w której zanosi się do Boga całą masę pacierzy, z tymi słowami Chrystusa? Bo w końcu to nie takie ważne, co o różańcu powiedzą buddyści i hinduiści, ale naprawdę ważne jest to, co o tej modlitwie myśli Chrystus.

O różańcu powiem na końcu. Najpierw zastanówmy się nad sensem przytoczonych przez Pana słów Ewangelii. Zacznijmy od tego, o czym na pewno się w nich nie mówi. Otóż na pewno Pan Jezus nie zamierza zniechęcać nas do długiej i wytrwałej modlitwy. Przecież to On sam całe noce spędzał na modlitwie (Łk 6,12; por. 5,16; 9,18;11,1; Mt 14,23; Mk 1,35). Nas zaś wielokrotnie pouczał, że powinniśmy być w modlitwie wytrwali. Jedną z przypowieści, w której znajduje się to pouczenie, Ewangelista rozpoczyna następująco: „Powiedział też im przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać” (Łk 18,1). W samej zaś przypowieści, podobnie jak w innej przypowieści na ten temat (Łk 11,5—8), Chrystus każe nam wprost naprzykrzać się Panu Bogu naszymi prośbami. W ślad za Nim Apostoł Paweł powiada: „Módlcie się bez ustanku” (1 Tes 5,17).

Czym zatem jest to wielomówstwo na modlitwie, które zasłużyło sobie na potępienie Pana Jezusa? Dwa najważniejsze elementy odpowiedzi na to pytanie znajdują się w samym tekście Ewangelii. Pan Jezus powiada: „Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani”. Krótko mówiąc, ich modlitwa nie płynie z miłości, nie jest przepojona ufnością do Boga. Cechuje ich mentalność magiczna, jakieś niemądre przeświadczenie, że słowa modlitwy stanowią coś w rodzaju środka płatniczego, za pomocą którego można uzyskać od Pana Boga rzeczy, na których nam zależy.

Co więcej, za taką modlitwą stoją fałszywe pojęcia o Bogu, jakieś naiwne wyobrażenia, że trzeba Go poinformować o naszych potrzebach. Tymczasem — powiada sam Chrystus Pan — „wie przecież Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw nim Go poprosicie”. Z tych fałszywych wyobrażeń o Bogu szydził sobie prorok Eliasz, kiedy kapłani Baala usiłowali przymusić swojego bożka do tego, żeby ich wysłuchał: „Wołajcie głośniej, bo to bóg! Więc może zamyślony albo bardzo zajęty, albo udaje się w drogę. Może śpi, więc spróbujcie go obudzić!” (1 Krl 18,27) I rzeczywiście, kapłani Baala „wołali coraz głośniej i kaleczyli się według swojego zwyczaju mieczami oraz oszczepami, aż się pokrwawili. Ale nie było ani głosu, ani odpowiedzi, ani żadnego dowodu uwagi” (1 Krl 18,28n).

Bóg prawdziwy jest zupełnie inny. Owszem, nie każda modlitwa dochodzi do Boga. Ale jeśli jakaś modlitwa do Boga nie dochodzi, to nie dlatego, żeby Bóg jej nie słyszał i żeby trzeba było do Boga wołać głośniej albo dłużej. Do Boga nie dochodzi modlitwa, która płynie z brudnego serca, zwłaszcza jeśli człowiek nawet nie tęskni za przemianą. Bóg oczywiście słyszy taką modlitwę, ale się od niej odwraca: „Gdy wyciągnięcie ręce, odwrócę od was me oczy. Choćbyście nawet mnożyli modlitwy, Ja nie wysłucham. Bo ręce wasze pełne są krwi. Obmyjcie się! Czyści bądźcie!” (Iz l,15n)

Toteż chrześcijanin często modli się do Boga: „A wołanie moje niech do Ciebie przyjdzie!” (Ps 102,2) Modlitwa ta znaczy: „Panie, racz oczyszczać moje serce, racz mnie napełniać miłością do Ciebie, bo dopiero wówczas moja modlitwa może być przez Ciebie przyjęta”. Z tego też względu tak cenna w oczach Boga jest modlitwa wytrwała. Przecież Pan Bóg nie jest tyranem, którego bawi to, że ktoś jest od niego zależny, i który ociąga się z wysłuchaniem prośby, bo lubi być proszony długo. Modlitwa wytrwała potrzebna jest nam, a nie Panu Bogu. Podczas modlitwy człowiek otwiera się coraz więcej na miłość Bożą i otrzymuje zrozumienie Jego woli. W ogóle modlitwa przybliża do Boga — nie automatycznie, rzecz jasna, ale zgodnie z prawami miłości. Jeśli więc się modlę, ale w gruncie rzeczy jestem na Boga i na Jego świętą wolę zamknięty, trzeba czasu, ażeby modlitwa przebiła się przez moje serce i zaczęła być naprawdę modlitwą. Dlatego powinienem modlić się z wytrwałością, powinienem niejako naprzykrzać się Panu Bogu moją modlitwą.

Duszą modlitwy jest miłość. To zdanie chyba najlepiej streszcza naukę Pana Jezusa na temat modlitwy. Ale wobec tego w modlitwie jest kilka rzeczy ważniejszych aniżeli zanoszone w niej słowa. Słowa mojej modlitwy są, ma się rozumieć, czymś bardzo ważnym — w tym sensie, że nie jest to obojętne, jakie słowa zanoszę do Boga — ale są w modlitwie co najmniej trzy rzeczy jeszcze ważniejsze.

Spróbuję je pokazać, wychodząc od najbardziej popularnego określenia modlitwy, że mianowicie jest to rozmowa człowieka z Bogiem. Otóż warunkiem, bez którego rozmowa nie może nawet zaistnieć, jest nawiązanie łączności z tą drugą osobą, uzyskanie jakiejś jej obecności. I to jest pierwsza rzecz, która w modlitwie jest niewątpliwie ważniejsza niż słowa: być w obecności Boga, być jako ktoś kochający. Niekiedy bliskość kochającego Boga tak człowieka zafrapuje, że nie potrzeba mu żadnych słów: po prostu jestem w Jego obecności i chciałbym tylko, żeby On raczył przeniknąć do końca każdą komórkę mojego ciała i mnie całego. Mimo że nie mówię wówczas do Boga ani jednego słowa, niewątpliwie jest to prawdziwa modlitwa.

Jeśli przebywam z Tym, kogo kocham, to chciałoby się jednak z Nim porozmawiać. Otóż nawet w zwyczajnej rozmowie czymś ważniejszym jest słuchać niż mówić, a cóż dopiero w rozmowie z Bogiem! Nawet i nie wypada stanąć w obecności Boga i od razu trajkotać to, co ja mam Mu do powiedzenia. Może jednak i Pan Bóg chciałby mi coś powiedzieć? Dlatego modlitwa potrzebuje wyciszenia się i otwarcia duchowych uszu. Wsłuchiwanie się w głos Boży jest zatem również prawdziwą modlitwą, nawet jeśli ja ze swej strony nic jeszcze do Boga nie mówię.

Jest jeszcze trzecia rzecz, która jest w modlitwie ważniejsza niż słowa, jakie zanoszę do Boga. Modlitwa jest to przecież rozmowa z Bogiem w miłości. Otóż rozmowa w miłości nigdy nie polega na przekazywaniu sobie wzajemnie samych tylko słów. Wprawdzie potrzebuje ona słów, ale rozmawiając z osobą, którą kocham, chciałbym przekazywać jej coś znacznie więcej niż słowa, w gruncie rzeczy chciałbym przekazywać samego siebie. Odnosi się to również do modlitwy. Słowa są niezmiernie cennym narzędziem modlitwy, ale powinienem się starać mówić do Boga również swoimi czynami, postawą życiową, a ostatecznie — samym sobą.

Sądzę zatem, że krytykowana przez Pana Jezusa pogańska gadatliwość w modlitwie polega również na niedostrzeganiu tego wszystkiego, co w modlitwie jest głębsze i ważniejsze niż słowa.

Przypatrzmy się teraz modlitwie różańcowej. Jest to modlitwa paradoksalna. Zanosi się w niej bardzo wiele słów, ale jej niejako założeniem jest to, żeby nie mówić w niej do Boga ani jednego słowa (w każdym razie, o czym za chwilę, ani jednego słowa tylko od siebie). Święte słowa Modlitwy Pańskiej i Pozdrowienia Anielskiego mają nas wyciszyć i stworzyć atmosferę sprzyjającą temu, żebyśmy mogli głęboko usłyszeć to, co sam Bóg ma nam do powiedzenia. Przy czym podczas tej modlitwy staramy się wsłuchiwać w rzeczy najważniejsze, jakie kiedykolwiek Bóg powiedział ludziom. Chodzi o wsłuchiwanie się w to, co Bóg powiedział już nie tylko do mnie czy do ciebie, ale do całej ludzkości, do wszystkich jej pokoleń. W medytacji różańcowej staramy się wsłuchać w ten Boży Przekaz, który został nam podany już nie tylko w naczyniu ludzkich słów, ale w Słowie Jednorodzonym, przez Jego wcielenie, zbawczą śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie.

Modlitwa różańcowa na tym bowiem polega, że Zdrowaśki odmierzają czas i stanowią coś w rodzaju melodii duchowej, wyciszającej mój umysł i zmysły, natomiast samym centrum swojej duszy staram się wówczas otwierać na Syna Bożego, mojego Zbawcę, który przemawia do mnie już nie tylko swoją nauką, ale tym wszystkim, czego dokonał dla naszego zbawienia. Celem bowiem medytacji różańcowej jest wchłanianie w siebie tych zbawczych wydarzeń. Jeśli pamiętać o tym, że msza święta jest więcej niż modlitwą (jest ona bowiem rzeczywistym — mocą Ducha Świętego dokonanym — uobecnieniem zbawczej Ofiary Chrystusa), to czy chrześcijanin może sobie wyobrazić modlitwę wspanialszą niż różaniec?

Wspaniałość różańca na tym się jednak nie kończy. Jest on modlitwą maryjną. Polega to na tym, że modląc się na różańcu, staramy się dokonać rzeczy obiektywnie niemożliwej: próbujemy patrzeć na Tajemnice naszego zbawienia tak, jak widziała je i przeżywała Matka Boża, i na Jej wzór staramy się je przyjmować i nimi nasycać. Dorównanie Jej w miłowaniu Chrystusa przekracza oczywiście nasze możliwości. Ona była przecież całkowicie bezgrzeszna i pełna łaski, my zaś jesteśmy ułomni i jeśli nawet ufamy Bogu, to nie potrafimy zaufać Mu bez reszty. Jednak już to, że staramy się Jej dorównać — jeśli tylko rzeczywiście się staramy — ogromnie nas do Chrystusa przybliża.

Na końcu powiedzmy o tym, co w modlitwie różańcowej najwspanialsze. Otóż jeśli już otworzyliśmy się na Chrystusa Pana, przemawiającego do nas tą Miłością, którą okazał nam w czasie swego widzialnego przyjścia do nas; jeśli już w otwieraniu się na tę Miłość staramy się jakoś dorównać Jego Matce — wolno nam dołączyć się do Chrystusa Pana, który się wstawia za nami u Przedwiecznego Ojca. Wstawia się właśnie swoim wcieleniem, ukrzyżowaniem i zmartwychwstaniem, które przenikają nas coraz więcej dzięki medytacji różańcowej. W ten sposób możemy zanosić do Boga Słowo, do jakiego sami z siebie nigdy nie bylibyśmy zdolni, Słowo zawsze skuteczne, mające moc doprowadzić nas do życia wiecznego.

Jak więc Pan widzi, te zachwyty, które słychać w kościele na temat różańca, mają głębokie uzasadnienie. Moim zdaniem, jest wręcz niemożliwe, żeby ktoś, kto naprawdę zrozumiał modlitwę różańcową, mógł ją krytykować. Jeśli prawdą jest, że o różańcu wyrażają się pochlebnie wyznawcy religii dalekowschodnich, to zapewne słusznie Pan przypuszcza, że czynią to ze względu na jego walory medytacyjne. Różaniec jest jednak, jak widzieliśmy, czymś znacznie więcej niż mądrą i skuteczną techniką medytacyjną. Jest próbą wchłonięcia w siebie samej istoty Ewangelii.

Jacek Salij, Poszukiwania w wierze

1

12



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
modlitwa, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary, Szkoła modlitwy
List pochwalny, Dokumenty do szkoły, przedszkola; inne, dyplomy-zaproszenia-podziekowania-laurki
szkolka modlitwy 2, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary, Szkoła modlitwy
list uniwesalny, Dokumenty, różne pisma, Wzory pism
SZKOŁA MODLITWY, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary, Szkoła modlitwy
Lista modlitw, dokumentacja
List motywacyjny01, ★ Dokumenty ★, Wzory pism procesowych
Modlitwa, dokumentacja rozwoju zawodowego nauczyciela stażysty, Umiejętność prowadzenia zajęć, Na ga
jak rozpoczac modlitwe, Dokumenty(3)
Pora modlitwy, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary, Szkoła modlitwy
Miejsce modlitwy, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary, Szkoła modlitwy
o modlitwie, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary, Szkoła modlitwy
MODLIT~1, dokumentacja rozwoju zawodowego nauczyciela stażysty, Umiejętność prowadzenia zajęć, Konsp
maly katechizm zycia modlitwy, Dokumenty(3)
SPOTKANIE MODLITEWNE, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary, Szkoła modlitwy
Uczucia na modlitwie, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary, Szkoła modlitwy
SZKOŁA MODLITW1, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary, Szkoła modlitwy
CZYM JEST MODLITWA, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary, Szkoła modlitwy

więcej podobnych podstron