UCZUCIA NA MODLITWIE
Człowiek nie tylko poznaje, myśli, ale i przeżywa, doznaje, odczuwa. Przeżywa różne chęci, dążenia i doznaje różnych uczuć: przyjemności, miłości, przykrości, gniewu, lęku, itp. Możemy dostrzegać wyraźnie dwuaspektowość życia psychicznego: myślenie, poznawanie tego, co nas otacza, i jednocześnie przeżywanie pozytywne czy negatywne tego, co poznajemy, jakby ocenianie, co jest pożyteczne, a co szkodliwe dla nas, i w związku z tym ustosunkowanie się uczuciowe ku lub od. Można powiedzieć, że przeżywanie, doznawanie nadaje smak naszemu życiu, naszej egzystencji, samo bowiem myślenie, poznawanie otaczającej nas rzeczywistości byłoby martwe, gdyby nie zasiliły go uczucia i dążenie do dowiadywania się, poznawania (por. M. Grzywak-Kaczyńska, Psychologia dla każdego, s. 58).
Podobnie i na modlitwie. Uczucia mogą jej pomagać, ale mogą również przeszkadzać; mogą ją ożywiać albo czynić martwą. Zależy to od tego, jakie uczucia w danej chwili modlitwy są obecne: pozytywne czy negatywne. Bardzo często modlitwę postrzegamy jako trudny i nudny obowiązek. Towarzyszy nam przy tym nakaz: "muszę się modlić"! Jeśli tak podchodzimy do modlitwy, to z góry czynimy ją martwą. Taka bowiem modlitwa wywołuje w nas negatywne uczucia, a te wyzwalają w nas postawę ucieczki. Taka modlitwa jest sucha i szybko ją kończymy.
Moja modlitwa nie może być martwa, ale żywa. Jest to bowiem moje spotkanie z Umiłowanym. Moje uczucia muszą być pozytywne. By takie były, potrzeba pozytywnego bodźca, który je wyzwoli. Dlatego moja modlitwa rozpoczyna się od wyciszenia, uspokojenia serca i myśli. Potem moja myśl stara się wyobrazić sobie Boga, który mnie umiłował. Ważne jest, by było to wyobrażenie Boga Miłości.
Jak ja rozpoczynam modlitwę? Otóż wyobrażam sobie biblijną scenę, w której dostrzegam dobroć i miłość Boga. Na przykład: wyobrażam sobie uzdrowienie niewidomego Bartymeusza pod Jerychem. Słyszę, a nawet utożsamiam się z Bartymeuszem i mówię: "Rabbuni, abym przejrzał". A potem Jezus do mnie mówi: "Idź, twoja wiara cię uzdrowiła". Autor biblijny napisał: "Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą". Myślę dalej, co dzieje się teraz w sercu Bartymeusza? Widzę jego radość i wdzięczność. Razem z nim odkrywam piękno świata, przyrody, ludzi. Pragnę być zawsze blisko Jezusa, patrzeć na Niego i odkrywać w Nim Ojca.
Takie rozpoczęcie modlitwy, Namiotu Spotkania, wywołuje u mnie burzę pozytywnych uczuć. Serce samo garnie się do Jezusa. Chcę być blisko Niego. Moja modlitwa to piękny czas przebywania z Umiłowanym w klimacie pozytywnych uczuć. Kiedy kończę moją modlitwę, wiem, że żyję i pragnę żyć dla Jezusa!
Jestem również wdzięczny Założycielowi Zakonu Jezuitów, w którym ciągle odkrywam swoje powołanie, Ignacemu z Loyoli, który nauczył mnie codziennego Rachunku Sumienia. Polega on na stawaniu z wdzięcznością przed Bogiem, uwielbiając Go i przepraszając za grzechy. Ten klimat wdzięczności jest ważny, bo on decyduje o moich uczuciach i o tym, że spotykam się z Bogiem żywym i kochającym mnie tu i teraz.
Ojciec Andrzej SJ
/Siloe. Pismo do Grup Modlitewnych i Oaz Modlitwy/