Rola kobiety — strażniczki życia, partnerstwo


Wanda Półtawska Wrocław 28.VIII.2003

rola kobiety — strażniczki życia

Wstęp

Niejednokrotnie proszono mnie o wykład na temat kobiety, jej zadań, powołania — roli w rodzinie i społeczeństwie itp. Takie tematy można by mnożyć niemal w nieskończoność. Tym razem chciałabym więc podzielić się, u schyłku życia, moim doświadczeniem. Zajmowałam się różnymi kobietami. Pracowałam z kobietami i dla kobiet, prowadziłam poradnię dla młodych dziewcząt, dla matek samotnych, dla mężatek, dla samotnych kobiet, zajmowałam się starymi, chorymi, wdowami, kobietami porzuconymi i kochanymi , zakonnicami — słowem kobietami w różnym wieku, różnej sytuacji życiowej; i mogłabym zrobić coś w rodzaju bilansu, podsumować wyniki tych doświadczeń. Mam ochotę, właśnie jako podsumowanie, powtórzyć to, co powiedział do naszej klasy w szkole (sióstr urszulanek w Lublinie) nasz wspaniały katecheta, ksiądz profesor Florian Krasuski. Stanął w drzwiach klasy i przyglądając się rozkrzyczanej grupie dziesięcio- czy dwunastoletnich dziewczynek rzekł, kiwając głową: „dziewczynki, dziewczynki, coś wam powiem, a zapamiętajcie to na całe życie — pamiętajcie, że kobiecie to trudniej być człowiekiem”.

Trafność tej uwagi wciąż przez kilkadziesiąt lat pracy mnie zdumiewa. Wciąż się to sprawdza, właśnie tak jest, że kobiecie trudniej jest zapanować nad swoją kobiecością, jest poddana i niejako zniewolona swoją płciowością — niejako nie umie żyć jako człowiek samodzielny, lecz jest zagubiona w ciągłym poszukiwaniu oparcia w mężczyźnie, którego często nie znajduje, lub nawet jeśli go znajduje, to nie znajduje w nim oparcia. A chciałoby się, żeby była inna, taka, jak Pan Bóg ją zaplanował, hic mulier, niewiasta dzielna, spokojna, która dba o wszystkich potrzebujących, wie wszystko i gotowa cała oddać się w służbę miłości. Doskonałe dzieło Boże, na obraz Boży stworzone. Taka, o której Jan Paweł II w encyklice Mulieris dignitatem pisze (rozdz. 11, s. 45):

„Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny” słowa te odnoszą się z pewnością do poczęcia Syna, który jest synem Najwyższego, zarazem jednak słowa te mogą oznaczać również odkrycie własnego kobiecego człowieczeństwa — „wielkie rzeczy uczynił mi” jest odkryciem całego tego bogactwa, całego osobowego zasobu kobiecości, całej odwiecznej oryginalności niewiasty takiej, jaką Bóg chciał: osoby dla niej samej, a która równocześnie odnajduje siebie „poprzez bezinteresowny dar z siebie samej” … w Maryi Ewa odkrywa na nowo, jaka jest prawdziwa godność kobiecego człowieczeństwa. Odkrycie to winno stale docierać do serca każdej kobiety oraz kształtować jej powołanie i życie.

1. Tożsamość kobiety

Zatem na pytanie, kim jesteś, kobieto? odpowiedź powinna być prosta: człowiekiem.

A jednak na tak postawione pytanie zjawia się szereg sprzecznych odpowiedzi — i ta wielość oraz ta sprzeczność stanowi jakby o kobiecości o osobie, którą trudno ogarnąć; taka pełnia możliwości tkwi w tej istocie, przecież na obraz samego Boga stworzonej. Skąd się biorą te nie tylko sprzeczne, ale także zupełnie różne, diametralnie różne sposoby reagowania nie tylko różnych kobiet, ale nawet tej samej kobiety?

Zaskakujące, irracjonalne zachowanie, pozbawione zwykłej logiki. Ileż razy ze strony mężczyzny pada wypowiedź: „ja jej nie rozumiem”? Śp. ksiądz Tadeusz Fedorowicz, który przez lata pełnił funkcję kapelana w żeńskim klasztorze, pewnego dnia, kiwając z pewną troską głową, powiedział: „im dłużej żyję, tym mniej rozumiem kobiety — jakież wy dziwne stworzenia jesteście”. Nie można ani zrozumieć, ani przewidzieć, jak się zachowa kobieta, bo kieruje się ona swoją własną logiką, całkowicie nielogiczną — i próba zrozumienia nie udaje się. Ale nie chodzi o to, żeby kobietę zrozumieć, tylko żeby ją zaakceptować taką, jaka jest!

Oczywiście, każda jest inna, ale pewne cechy wspólne można znaleźć i choć trochę uprościć ten skomplikowany obraz.

2. Obraz kobiety z Księgi Rodzaju (Genesis)

Księga Rodzaju ukazuje kobietę jako istotę piękną, tak piękną, że Adam na jej widok wykrzyknął z podziwu — i to piękno kobiety decyduje o jej losie; można — w świetle historii ludzkości — dodać: jej złym i dobrym losie. Piękno ciała kobiety, ale nie tylko ciała — jej piękno od tamtej pierwszej chwili w raju do dziś stanowi czynnik, którego siła w jakże różny sposób wywołuje nieraz nieobliczalne skutki!

Już ta pierwsza scena w raju wskazuje na niebezpieczeństwo, jakie to piękno niesie dla Adama i dla całej ludzkości, bo to piękno Ewy zapanowało nad Adamem — i panuje do dziś. Urzeczony, niejako zniewolony tym urokiem Adam idzie za nią, nie patrząc na nic innego. Przedtem w posłuszeństwie jednoznacznie Bogu poddany tak, że szatan nawet nie próbował go kusić, teraz odrzuca to wszystko i daje się prowadzić Ewie.

A gdy Pan Bóg go woła, na swoje usprawiedliwienie mówi to jedno: „to ona, ona mi dała” — tak, jakby to samo już wystarczało: że ona jest tak piękna, że on po prostu nie potrafi się jej oprzeć. — I tak powstaje pierwsze zadanie każdej Ewy wobec Adama i wobec siebie samej: odpowiedzialność za to, żeby nie stała się źródłem grzechu, krzywdy.

Ale Ewa w raju ujawnia bezmyślność, powierzchowność, ciekawość która powoduje, że słucha szatana — podatna na te szepty, które jej pochlebiają, gotowa pójść za tym, kto jej pokazuje coś atrakcyjnego, bez głębszej refleksji nad skutkami.

Dalsza historia ludzkości ukazuje tysiące kobiet, które dały się uwieść szatanowi bez oglądania się na to, co z tego wyniknie. Ewa oczywiście wie, że istnieje Bóg, zna jego zakaz, a jednak robi inaczej — wtedy i do dziś!

3. Maryja

I byłaby ludzkość poddana całkowicie mocy szatana, gdyby nie inna kobieta… dziewczyna z Nazaretu, którą sobie wybrał i upodobał Bóg sam, a która, także piękna, inaczej realizuje siebie.

Bez wahania wypowiada Bogu swoje fiat i staje się matką Boga. Dwie skrajne, przeciwstawne postawy — dwa bieguny kobiecości — Ewa i Maryja. Bezmyślność i nieposłuszeństwo Ewy i bezwzględne zaufanie Bogu i posłuszeństwo Maryi.

Dwa bieguny, które odnaleźć można w każdej kobiecie — i los każdej zależy od tego, co w niej przeważy, za czym pójdzie…

Wspólne obu tym kobietom jest macierzyństwo — i dlatego ono staje się najbezpieczniejszym sposobem życia kobiety, bo macierzyństwo zwraca Ewę Bogu; w istocie bowiem macierzyństwa leży współdziałanie z samym Bogiem; i gdy Ewa przyjmuje dar od Boga i nosi w sobie Boże dziecko (każdy człowiek jest Bożym dzieckiem), to wraca do postawy posłuszeństwa — przybliża się do postawy dziewczyny z Nazaretu, która skłaniając główkę mówi: „niech mi się stanie”… I to jest niejako najgłębsze dno kobiecości: zdolność do macierzyństwa. Choć więc nie każda ma możność zrealizowania macierzyństwa fizycznie, to jednak każda może rozwinąć w sobie dojrzałą postawę matki, serdeczną troską obejmującej całą ludzkość.

A więc na pytanie: „Kim jesteś, Ewo?” najprawdziwsza odpowiedź brzmi: jest matką.

4. Kobieta wobec siebie

Boży plan wobec kobiety krystalizuje się w tej potencjalnej zdolności stania się matką — genitrix — rodzicielką; ale to jej przeznaczenie do wielkiej sprawy „stania się naczyniem łaski pełnym”, gdy w niej zadziała Duch Święty, nie od razu dochodzi do świadomości Ewy — szczególnie młodej dziewczyny, zwłaszcza, że szatan, który był, jest i będzie, dziś także podsuwa jej inne perspektywy. Kobieta musi sama dla siebie odkryć się w tej od Boga danej roli. Zanim się to dokona, Ewa nie wie, kim jest — zwłaszcza Ewa obecnego czasu.

Ewa patrzy na Adama, który zgodnie z Bożym planem skierowany jest ku światu rzeczy, „czyniąc sobie ziemię poddaną” i podbijając niejako ten świat. Adam zdaje się sięgać nieba, szybując w przestworzach na różnego rodzaju maszynach, schodzi w głąb morza, pokonuje przestrzeń — i Ewa zazdrości mu i chce go naśladować za wszelką cenę, a w tym naśladowaniu macierzyństwo przeszkadza; i Ewa dziś, jak wtedy w raju, odrzuca Boga nie myśląc nawet o tym, goniąc za tym, co jej się spodoba.

Współczesnej Ewie brakuje kontemplacji, chwili skupienia koniecznej dla pojęcia rzeczy najgłębszych — bez zatrzymania się, przemyślenia może w ogóle nie odnaleźć w sobie tego, co najcenniejsze — swej roli w realizacji stwórczej mocy Boga samego. Skłonna do skrajnych reakcji, łatwo angażuje się totalnie — idąc za czymś, nie zwraca uwagi na nic innego, choćby to było coś oczywistego.

Zafascynowana Adamem i ku niemu cała skierowana szuka sposobów opanowania go, zupełnie nie zastanawiając się nad sobą, nie szukając swego prawdziwego „ja”, nie kieruje sobą, żyje na fali reakcji, impulsów nieopanowanego serca.

5. Ewa wobec Adama

Los kobiety zależy także od tego, jakiego mężczyznę spotka — bo Ewa potrzebuje Adama do własnej akceptacji, odnajduje siebie dopiero w jego reakcji; i tu zaczyna się dramat Ewy, bo w tym pragnieniu podziwu ze strony Adama gotowa jest zgodzić się na wszystko, byleby on ją zaakceptował — bo ona nie umie być sama. Z istoty swojej skierowana do świata osób, jeżeli nie znajduje takich, którzy by ją zaakceptowali, pokochali, staje się swoją własną karykaturą. Bo Ewa rozkwita w pełni kobiecością wobec Adama i dla Adama — i dlatego jest wobec niego bezbronna. Choć ma nad nim władzę swego fascynującego go piękna, jednak idzie za nim tam, gdzie on chce i w danym momencie gotowa jest odrzucić wszystko inne, byleby on ją podziwiał.

Ale Adam współczesny — i zawsze, bo już Chrystus przestrzegał przed tym — Adam nie zawsze potrafi ją podziwiać; dużo łatwiej wyzwala się w nim reakcja nie podziwu, a pożądania — i bierze tę Ewę jak rzecz, a ona pozwala na to, bo pragnie być z nim, bo się boi samotności.

Jeśli jednak Adam potrafi naprawdę kochać bezinteresownie i potrafi podziwiać, kobieta rozwija się ku pełni — związana z mężem prawdziwą miłością staje się istotną pomocą dla Adama, dla którego pomocy została przecież stworzona.

Jeśli może mu się w pełni oddać, a on tego daru nie zmarnuje, nie przywłaszczy sobie, kobieta rozkwita — odnajduje siebie jak skarb, odnajduje swoją wartość i staje się pełna mocy, tej dziwnej mocy, która ją czyni zdolną do znoszenia wszelkich trudów. Ileż heroicznych czynów można znaleźć w życiu kobiet które, kochane i kochając, zdolne są do największych ofiar. To właśnie wtedy rozwija się to, co Jan Paweł II nazywa „geniuszem serca kobiety” — pełnia kobiecości zaakceptowanej przez mężczyznę!

6. Zagrożenia

Kobieta, która nie odnajduje swej prawdziwej tożsamości, uwiedziona swoją władzą nad Adamem realizuje program, będący właściwie karykaturą kobiecości. Programy telewizyjne pokazują „działaczki społeczne”, które sobie uzurpują prawo przemawiania w imieniu wszystkich kobiet — a ten pokazywany przez telewizję obraz kobiecości jest żałosną karykaturą. Pełne agresji, rzekomo uciśnione, chcą równouprawnienia z mężczyznami i w strojach na wpół nudystycznych żądają niezbyt sprecyzowanych praw do „wolności”.

A przecież to równouprawnienie i naśladowanie mężczyzn jest dla kobiety naprawdę równaniem w dół. Kobieta nie może niczego zyskać, upodobniając się do mężczyzny, może tylko stracić nie tylko siebie, ale może także zniszczyć innych. Feministki, żądające prawa do zabijania własnych dzieci, jawią się jako istoty pozbawione piękna i czułości, podobne do czarownic z bajek dla dzieci.

Ten obraz jest przerażający, ale na szczęście nie jest prawdziwy, takie feministki reprezentują tylko siebie, a nie całą społeczność kobiecą.

7. Odpowiedzialność kobiety za los dziecka

Współczesna tendencja rozdzielenia płciowości od płodności , wszelkie próby ubezpłodnienia stają się przyczyną zniszczenia tożsamości kobiety, która z istoty swojej jest stworzona na matkę. Odrzucając potencjalne macierzyństwo, współczesna Ewa traci równowagę, nie może odnaleźć swego właściwego „ja” — i nie osiąga pełnej dojrzałości.

Macierzyństwo jest wpisane głęboko w strukturę psychofizyczną kobiety. Niezależnie od swojej woli każda kobieta od wczesnej młodości (12-13 lat) do okresu tzw. przekwitania przeciętnie raz na miesiąc jest gotowa stać się matką. Cała fizjologia jej organizmu służy dziecku — czy ona tego chce, czy nie chce, czy o tym wie, czy jest tego nieświadoma.

Macierzyństwo jest jej rzeczywistością — i nie ma sposobu, aby tę rzeczywistość zmienić. Kobieta powinna być świadoma tego, co się w niej dzieje, i powinna rozumieć znaczenie tej rzeczywistości.

Pan Bóg swego Syna — i wszystkich ludzkich synów — zawierzył kobiecie. Ludzkość istnieje tylko dzięki kobietom-matkom. Ale rozpowszechniona niemal na całym świecie usankcjonowana prawem zbrodnia zabijania dzieci nienarodzonych jednoznacznie wskazuje na to, że kobiety naszych czasów odrzucają wielki dar macierzyństwa.

Bardzo trudno do końca zrozumieć, dlaczego tak jest. Możemy szeroko opisywać złożone przyczyny takiej decyzji i skomplikowane skutki aborcji dla kobiety, dla ojca dziecka i dla społeczeństwa, ale trudno pojąć, dlaczego ludzie obdarzeni rozumem nie potrafią wziąć pełnej odpowiedzialności za los dziecka, a rozwiązują trudne problemy jedynie aktem najwyższej agresji, zbrodnią wobec niewinnego maleństwa.

Fala aborcji na świecie jest najcięższym oskarżeniem kobiet, bo to kobieta ma bronić dziecka — jej organizm jest przez Stwórcę tak ukształtowany, że w piękny, precyzyjnie przemyślany sposób dziecko w niej rozwija się i osiąga zdolność życia poza nią. Ona daje to bezpieczne miejsce samą sobą.

Jan Paweł II nie waha się mówić o sacrum ciała kobiety — o świętości tajemniczego, życiodajnego łona. Ona ma wszystko, czego dziecku potrzeba i ona decyduje o losie dziecka, mówi swoje fiat albo swoje non serviam — „nie chcę służyć” — i nie tylko to, bo ona może także wybrać dla dziecka czas przyjścia na świat.

Odpowiedzialność za rodzicielstwo, odpowiedzialność ich dwojga opiera się o nią, od niej zależy, kiedy może począć się dziecko, bo macierzyństwo wymaga gotowości organizmu kobiety. Przygotowuje się w niej wszystko siłami natury, którym jest poddana; bez jej woli, bez jej świadomości wszystko dla dziecka zostaje przygotowane — i wtedy może, za zgodą Stworzyciela, powstać w niej nowe życie. Kobieta powinna poznać siebie samą, ma obowiązek wiedzieć, co się w niej dzieje, bo tylko wtedy, kiedy wszystko jest gotowe, może ona zostać matką.

Ogromna ilość kobiet nie czuje się do tego zobowiązana; a przecież te wszystkie dzieci są zabijane dlatego, że są przez kobiety odrzucone — żałosny zwrot: „dziecko niepożądane” jest oskarżeniem nie tylko serca, ale także rozumu kobiety, bo zdrowy rozsądek wskazuje: nie chcesz dziecka, nie chcesz być matką, to nie czyń tego, co prowadzi do tego wielkiego zdarzenia.

Bóg stworzył sam pierwszych rodziców, ale wszystkich innych ludzi powołuje do życia we współpracy z nimi, z rodzicami — dzieli się swoją stwórczą mocą z ludźmi, poddaje się niejako ludziom, dopuszcza ich do swojej wielkiej twórczości. A oni? Nie rozumieją tego wielkiego daru, odrzucają go. Mogą mieć wpływ na Bożą decyzję, ale muszą znać warunki.

Para ludzi, podejmując wielkie działanie — akt rodzicielski powinna wiedzieć, że to ich zjednoczenie służy życiu, ma z życiem nierozerwalny związek; i jeżeli już tak im zależy na przeżyciu tego zjednoczenia, to mogą i powinni uwzględnić los dziecka. Organizm kobiety wyznacza tę wielką chwilę, kiedy może powstać cud nowego życia. Jej zadaniem jest tę chwilę znać, umieć ją określić — i jej wielkim zadaniem jest zabezpieczyć życie dziecka. Wymaga to od niej wiedzy i zdecydowanej postawy. Wiadomo, że w świecie zwierzęcym lwica broni swoje małe — a cóż dopiero człowiek-kobieta?

W tym miejscu powracam do kobiety jako człowieka; a ona nie uruchamia ludzkich reakcji, ale poddana swoim kobiecym mechanizmom ulega mężczyźnie, ulega swej własnej potrzebie serca, które dąży do radości zjednoczenia z nim — nie potrafi po ludzku potraktować własnego dziecka; a jest za nie odpowiedzialna, bardziej niż on, bo to się w niej dzieje; i to Ewa ma za zadanie tak wychować Adama, aby on uwzględnił jej godność i los dziecka. Współczesna Ewa rezygnuje z roli wychowawczyni, ale nie tylko — jeśli godzi się na zabicie dziecka, rezygnuje zarazem ze swojej tożsamości mądrej matki.

Bywa odwrotnie: brakuje mądrej decyzji w chwili, gdy ogarnięta emocjonalną kobiecą reakcją pragnie namiętnie dziecka i poddaje się próbom sztucznego zapłodnienia, popełniając ten sam grzech nieposłuszeństwa Bogu. Do grzechów znanych od wieków ludzie dołożyli obecnie grzech gwałtu — stworzenie gwałci Stwórcę i wymusza sztucznie nowe życie…

Gdy pewnego dnia zreferowałam Ojcu świętemu dane z kongresu lekarzy na ten temat, Ojciec św. powiedział: „Pan Bóg będzie chyba musiał ukarać tę ludzkość, bo to woła o pomstę do nieba”.

Kobieta ma za zadanie uświęcić siebie i rodzinę, taką rolę przewidział dla niej Stwórca.

Płodność ludzka podlega prawom natury. Człowiek nie może siłą swojej woli tych praw zmienić, może im się poddać albo zniszczyć siebie. Odpowiedzialność ponosi człowiek nie za płodność, ale za swoją działalność, o której sam decyduje.

W akcie małżeńskim (akcie jednoczącym mężczyznę i kobietę) zderza się prawo do życia dziecka z chęcią człowieka przeżycia przyjemności. Rozum i sprawiedliwość nakazuje dać pierwszeństwo życiu dziecka i gdy pojawi się taki konflikt zrezygnować z radości przeżycia; i tu właśnie potrzebne jest człowieczeństwo, które zapanuje zarówno nad uległą kobiecością, jak i nad agresywną męskością.

Kobieta, ta Ewa, którą podziwia od wieków Adam, może mieć władzę nad Adamem i może go nauczyć miłości pięknej, która nie krzywdzi — i mogą razem realizować swoje przeżycia bez szkody dla dziecka. Rozwiązanie jest tak proste, a napotyka na sprzeciwów. Chodzi o jedno: o posłuszeństwo.

Posłuszeństwo Bogu, który wpisał w naturę ludzką swoje prawa. Nie możecie, nie chcecie, nie powinniście mieć teraz dziecka, to powstrzymajcie się dziś od tego działania. Może odrzuca ludzi sformułowanie restrykcyjne, to „nie”, które trzeba sobie powiedzieć — ale przecież powinna wystarczyć reakcja zdrowego rozumu, aby to ograniczenie przyjąć.

Działanie, które za skutek może mieć życie ludzkie, musi być poddane prawom sprawiedliwości — i nad tym ma czuwać kobieta, ta hic mulier Bogu posłuszna.

8. Promyk nadziei

W dniach 21-23 maja 2001 miał miejsce w Rzymie kongres na temat „nowego feminizmu”. Obrady toczyły się w auli nowo zbudowanego Ateneum Regina Apostolorum. Kongres międzynarodowy zgromadził liczną grupę kobiet w różnym wieku z kilkudziesięciu krajów.

Od razu widać było, że jest to grupa elitarna. Kobiety estetycznie ubrane, bez ekstrawagancji, bez prowokującego obnażania się. Kolejno zabierały głos — i zarówno referaty, jak i dyskusje ujawniły, że są wśród nich dziewczęta, żony i matki zrównoważone, ich relacje spokojne i wyważone ujawniły, że wcale nie czują się dyskryminowane przez mężczyzn, a przeciwnie, są szanowane i kochane — spełniają ważne, absorbujące funkcje społeczne w swoich krajach; są ministrami, dyrektorami, pisarkami, ale na pierwszym miejscu stawiają macierzyństwo.

Jasno widzą swoją rolę społeczną w obronie praw dziecka i rodziny. Nie tylko nie mają żadnego kompleksu mniejszej wartości, jak rozkrzyczane feministki, które ten kompleks kompensują żądaniami różnego rodzaju, ale przeciwnie, mają poczucie swojej wartości — ba, nie tylko wartości, ale wręcz siły. Nawet w Afryce, gdzie nie zajmują wysokich stanowisk oficjalnych, to jednak są świadome swego wpływu na świat męski i relacjonują, że mężczyźni zasięgają ich rad i liczą się z ich zdaniem. Męskość wcale nie wydaje im się czymś wyższym, a jedynie odmiennym i z doświadczenia życia wiedzą, że to właśnie mężczyzna potrzebuje pomocy kobiety, matki i żony — i niosą im tę pomoc zgodnie z planem Stwórcy, który tę Ewę stworzył dla pomocy Adama.

Postulat „nowego feminizmu”, który wysunęły, odnosi się właśnie do tej roli pomocniczej — chcą pomóc mężczyznom w realizacji pełnego człowieczeństwa, wnieść pierwiastek duchowy, który dopiero nadaje właściwą wartość osobie ludzkiej, chcą wychować człowieka na obraz i podobieństwo Boga. Taka postawa nie była przy tym udziałem pojedynczych osób, ale całej tej grupy. Klimat tego kongresu ujawnił kobiecą mądrość.

Wyglądało to tak, jakby była mowa o całkiem innej planecie czy innym kontynencie niż Europa, a przecież były to rozumne, rzeczowe relacje o sytuacji w różnych krajach — i nie tylko informacje, ale także projekty na przyszłość, na nowe tysiąclecie. Słuchając tych referatów można było odzyskać nadzieję , że ten świat może stać się lepszy, gdy skoordynowana grupa kobiet będzie ten plan „uduchowiania” ludzkości konsekwentnie przeprowadzać.

Te przemawiające kobiety wcale nie skarżyły się na złe traktowanie w swoich środowiskach — przeciwnie, są szanowane, wręcz podziwiane. Oczywiście, pojawiały się też wyrazy troski, ale innego rzędu, troski o rodzinę, o dzieci. Na przykład prelegentka z Ameryki łacińskiej skarżyła się nie na mężczyzn, ani na to, że jest poniżana, ale na to, że brakuje chleba dla dzieci. Przewijała się troska o kraje, gdzie warunki ekonomiczne są poniżej elementarnych potrzeb; ale troska o los głodnych dzieci nie prowadzi do absurdalnych żądań feministek, aby te dzieci, czy ludzi starych i chorych zabijać — ale przeciwnie, o to, jak ich los poprawić.

Kobiety te po prostu ujawniły głęboką mądrość i dobroć, a przede wszystkim rozumiały potrzebę nawrócenia świata — nowy feminizm w ich rozumieniu to rola kobiety w doprowadzeniu ludzkości do Boga, do realizowania planu Bożego; ujawniły, że rozumieją Boży plan wobec ludzkości.

Ojciec Święty w Mulieris dignitatem napisał:

Chrystus rozmawia z kobietami o sprawach Bożych, znajduje w nich dla tych spraw zrozumienie i autentyczny rezonans umysłu i serca, odpowiedź wiary. I Jezus dla tej specyficznie kobiecej odpowiedzi wyraża uznanie i podziw — jak w wypadku kobiety kananejskiej (por. Mt 13,28) (Mulieris dignitatem, R. 15 s. 59)

W czasie wizyty na KUL w Lublinie Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział: "Nie każda nauka jest prawdziwa i nie każda prawda jest naukowa". Do takich prawd pozanaukowych, dostępnych do zrozumienia każdemu człowiekowi należy prawda o wartości życia ludzkiego. Człowiek instynktownie broni swojego życia i pragnie je zachować.

Antropologia chrześcijańska do tej zrozumiałej dla każdego, na gruncie zdrowego rozsądku, prawdy o wartości życia dodaje jej głębsze znaczenie: mówi o świętości życia; Kościół ustanowił nawet specjalne święto, "dzień świętości życia ludzkiego", które u nas obchodzi się 25 marca na pamiątkę poczęcia ludzkiego życia Syna Bożego. Ustanowienie takiego święta nie tylko wskazuje na wartość życia, ale także na konieczność jego obrony - Kościół nauką swoją odpowiada na potrzeby chwili. Jeżeli podkreśla wagę, nawet świętość życia ludzkiego to właśnie dlatego, że ta podstawowa wartość jest w naszych czasach szczególnie zagrożona.

Jan Paweł II, głosząc potrzebę szerzenia "cywilizacji miłości" w świecie, broni właśnie wartości, godności i świętości życia ludzkiego, wręcz ukazuje tę obronę jako zadanie na nowe, trzecie tysiąclecie.

Źródło świętości życia ludzkiego

Świętość życia człowieka wywodzi się spoza materii, nie daje bezpośrednich doznań. Wprawdzie człowiek dość łatwo poznaje rozumem swoją odrębność od reszty świata, jednak nie umiałby tego nazwać świętością. Świadomość odrębności, a nawet wyższości nad światem zwierząt i roślin nie jest jeszcze tym samym, co świadomość świętości. Świętość musi być człowiekowi uświadomiona, objawiona.

Źródłem świętości życia człowieka jest jego genealogia - genealogia divina, Boże pochodzenie człowieka. Bóg-Stwórca, obdarzając człowieka istnieniem i życiem obdarza go podobieństwem do siebie, obdarza go nieśmiertelną duszą, która ciało ludzkie uświęca. Jan Paweł II wielokrotnie i wprost mówi o świętości ciała ludzkiego. Pismo Święte i święty Paweł mówią o ciele ludzkim, że jest świątynią Ducha Świętego (1 Kor 6, 19). Uznanie świętości życia i ciała ludzkiego wskazuje wprost na Stwórcę i domaga się uznania świętości Boga. Człowiek, który nie uznaje świętości Boga, nie jest skłonny uznać świętości Bożego stworzenia. Świętość życia ludzkiego pochodzi więc wprost od źródła świętości, jakim jest Bóg - święty, po tysiąckroć święty.

To Boże pochodzenie nadaje właściwy wymiar człowiekowi i życiu człowieka. Ta wartość świętości nie odnosi się do człowieka, ale do jego życia. Niezależnie od tego, w jakim stadium rozwoju człowiek się znajduje i niezależnie od tego, jaki jest, człowiek-stworzenie Boże otrzymuje tchnienie życia od Boga i ma powrócić do Stwórcy. On sam, Stwórca, zakreśla tę ludzką obecność w świecie materii - wędrówkę życia; i choć człowiek może nie osiągnąć świętości, życie jego jest święte - nietykalne.

Świadomość świętości

Fakt uznania świętości życia ludzkiego pociąga za sobą konkretne następstwa - zobowiązuje do uznania nietykalności ludzkiego życia. Stąd właśnie wypływa Boże przykazanie "nie zabijaj" - przykazanie tak zgodne z intuicją człowieka, że jest on w stanie je pojąć. Jest to tak oczywiste, że w tym punkcie tkwi jądro walki o życie dziecka nienarodzonego.

Zwolennicy aborcji chcą za wszelką cenę pozbawić małe dziecko człowieczeństwa; jasne jest bowiem, że z chwilą uznania tego życia za ludzkie staje się ono nietykalne. Ta nietykalność odnosi się do każdego człowieka, świętość życia zrównuje wszystkich ludzi, jest w pewnym sensie miarą sprawiedliwości - nikogo nie pomniejsza ani nie wywyższa, ale zawsze czyni godnym miana "człowiek".

Godność człowieka rodzi się ze świętości życia i domaga się szczególnego traktowania siebie samego i innych ludzi. Godność osoby ludzkiej, tak zakorzeniona w świętości, narzuca normy postępowania. Osoba ludzka musi być traktowana z poszanowaniem jej godności. To traktowanie odnosi się nie tylko do źródeł życia, ale do całego przebiegu, toku życia zarówno jednostki, jak całej ludzkości - świętość stawia zatem wymagania każdemu i wszystkim.

Ten trud, konieczny do realizowania życia zgodnie z jego wartością staje się niekiedy główną przyczyną odrzucenia możliwości świętości życia. Nie mogąc sprostać temu zadaniu, człowiek zaprzecza jego wielkości, odrzuca własną i cudzą świętość i zaniża właściwy wymiar człowieczeństwa. Bo przecież właśnie świętość życia, otrzymanego od Stwórcy, jest zobowiązaniem do świętości człowieka. Świętość życia jest źródłem powołania do świętości osobistej, która jest jedynym celem życia ludzkiego na ziemi, bo ma prowadzić do nieba. Wieczna szczęśliwość w niebie jest uzależniona od świętości osobistej człowieka. Każdy ma daną zdolność do stawania się świętym, ale ta zdolność, zakodowana niejako w fakcie świętości, nietykalności życia, domaga się konkretnej realizacji w przebiegu życia.

Udział ludzi w stwórczym planie Boga

Człowiek stworzony przez Boga nie tylko otrzymał życie, ale jeszcze został dopuszczony do współpracy ze Stwórcą. Jest to jedna z największych tajemnic Boga, że zechciał podzielić się z człowiekiem swoją stwórczą mocą i wręcz uzależnić się od ludzi, nie stwarzając bez nich następnych osób.

Ten nieprawdopodobny dar zobowiązuje nie tylko do wdzięczności, ale także apeluje do odpowiedzialności człowieka. Jeżeli człowiek jest świadomy świętości życia, to musi także uznać doniosłość rodzicielstwa.

Przekazywanie życia wymaga szczególnej działalności ludzi - działalności, która stanowi przygotowanie do wielkiego momentu stworzenia nowego człowieka. To ludzkie działanie nie jest jednak przeznaczone dla wszystkich ludzi, ale dla wybranych - dla powołanych do małżeństwa. Tylko małżeństwo jako sakrament, czyli przymierze ze Stwórcą, stwarza właściwe ramy dla rozwoju nowego człowieka.

Dziecko ma być oczekiwane z radością i miłością - a działanie, które przekazywaniu życia służy, ma być pełnią zjednoczenia cielesnego, uczuciowego i duchowego. Ale człowiek, obdarowany świętością samego życia, nie staje się od razu święty. Zadania rodzicielskie zderzają się z ludzką słabością. Praktyka życia pokazuje, ile krzywd, grzechów, a nawet zbrodni narosło wokół rodzicielstwa. Manipulacje zarówno komórkami rozrodczymi, jak też poczętym dzieckiem - sztuczne zapłodnienie i ubezpłodnienie - są przecież przeciwko świętości życia ludzkiego i przeciw miłości, przeciwko Bogu jako Stwórcy.

Przebieg życia

Aby osiągnąć realizację świętości, człowiek potrzebuje pomocy - nie tylko wtedy, gdy jest bezbronnym dzieckiem, ale przez cały ciąg życia.

Ludziom wydaje się, że mogą zrealizować siebie bez szukania wsparcia ze strony Stwórcy, który jedynie jest źródłem świętości. Najpierw rodzice nie rozumieją istotnej miary człowieka i jego zadań i nie przygotowują dziecka do świadomego dążenia do świętości. Potem, gdy dziecko wychodzi z domu na świat, niełatwo może odnaleźć sacrum, bo właśnie świat współczesny jest "odsakralizowany" - zapatrzony w wartości materialne. Świętość odnosi się do duszy i realizuje się w duszy ludzkiej, a w obecnym świecie brakuje miejsca dla duszy. Wprawdzie nauki szczegółowe coraz bardziej odkrywają tajemnice świata stworzonego, ale opisując fenomeny zatrzymują się jedynie na materii, nie dostrzegając nic innego.

Wiedza o człowieku, dostępna tym dyscyplinom, zalicza go jednoznacznie do świata materii i poddaje tym samym prawom, jakie panują w świecie zwierząt. Eksperymentując na zwierzętach, człowiek posuwa się dziś o krok dalej i przedmiotem eksperymentów czyni człowieka. Nowoczesna biologia i genetyka bez wahania poddaje eksperymentom dziecko ludzkie; i młodzi ludzie poprzez zdobywaną wiedzę i środki przekazu przejmują taką wizję świata, w której człowiek jest wprawdzie nieco inny od zwierząt, ale stanowi jedynie drobną część materialnego kosmosu.

Ponadto łatwość, z jaką ludzie ludziom odbierają życie (w filmach i TV) powoduje, że zabójstwo jawi się jako zjawisko "normalne" w ludzkim świecie. Obrona życia oznacza tu jedynie obronę własnej osoby i własnej egzystencji. Młodzi, obserwując sposób życia zarówno poszczególnych jednostek, jak całych narodów, nie mogą dostrzec niczego takiego, jak świętość życia.

W ten sposób zaniża się zamierzony przez Boga wymiar człowieka, który nawet jeśli jest brany pod uwagę, to jedynie jako model nierealny, niemożliwy do zrealizowania. Ileż razy człowiek cynicznie mówi: "Trudno, nie jestem święty", przerzucając niejako odpowiedzialność na Stwórcę - "jakim mnie stworzyłeś, takim mnie masz".

Norma personalistyczna traktowania człowieka przez człowieka, wynikająca z istoty człowieczeństwa i nakazana przez Boga - norma wzajemnego miłowania nie staje się sposobem obcowania ludzi. Świat współczesny daleki jest od powszechnej miłości bliźniego i miłości siebie samego. Miłość siebie samego oznacza przecież pragnienie dla siebie nieba i dążenie do niego, a więc oznacza dążenie do doskonałości. Miłość bliźniego oznacza walkę z egoizmem i dążenie do uszczęśliwiania innych. Ale mijają lata i człowiek, dojrzewając do samodzielności, podświadomie powiela obserwowane wzorce.

A wzorce te są celowo lansowane przez program, który podsuwa światu "władca ciemności" - świętość jak światło, zło jak ciemność stoją w stałej sprzeczności. Człowiek ma rozum i wolę, i może wybrać sposób życia. Dobrze, jeżeli szuka i rozumie, że ma wybrać, gorzej, jeżeli bezkrytycznie daje się kierować modą - tym, co rzekomo jest postępem, a naprawdę jest zagubieniem właściwej drogi.

Różny przebieg ma ludzkie życie i różne są jego uwarunkowania, ale zawsze istnieje ten nieodwracalny nurt życia płynący od narodzenia do śmierci.

Koniec drogi

Nietykalność życia ludzkiego jest zagrożona nie tylko na początku, ale także u jego schyłku. Zagrożona jest ludzka śmierć - w planie Bożym śmierć ma być spokojnym przejściem w inny wymiar, ten właśnie wymiar wyznaczony świętością życia. Człowiek jest przeznaczony dla nieba. Ma umrzeć i ma prawo, a nawet obowiązek umrzeć jak człowiek - na miarę, wyznaczoną godnością człowieka. Ludzka śmierć ma być godna, inna niż wymieranie zwierząt i roślin.

"Ludzka" znaczy świadoma. Śmierć ma się stać, ma być zasłużonym odpoczynkiem po trudach życia. Człowiek ma prawo do naturalnej śmierci, a moment tej śmierci wybiera sam Bóg. Ojciec św. Jan Paweł II powiedział kiedyś przy okazji mszy świętej za zmarłego przyjaciela: "pamiętajcie, że człowiek zawsze umiera w momencie dla niego najlepszym, bo Pan Bóg jest dobry". Trzeba Bogu zostawić tę decyzję; oczywiście można pragnąć przedłużyć życie kochanej osobie, ale pragnienie takie jest zawsze pewnym brakiem realizmu - nikt nikomu nie przedłuży życia, chociaż się tak czasem ludziom wydaje. Lekarzom udaje się nie przedłużanie życia, ale wydobycie z choroby - pod warunkiem, że nie jest to choroba letalna; gdy przyjdzie ta zasadnicza choroba, to jest ona nieuleczalna. Realizm śmierci powinien przybliżyć prawdę o niebie, i człowiek ma za zadanie przygotować się do śmierci.

Jednakże tak jak wokół początku życia człowieka, tak i wokół śmierci narasta zagrożenie, które pochodzi od człowieka, od ludzi otaczających - zagrożenie świętości umierania. Śmierć może być piękna, a może też być żałosna i okrutna; może także to być śmierć "przyspieszona" decyzją własną lub innych ludzi.

Każde zabicie człowieka jest naruszeniem naturalnego porządku ustanowionego przez Stwórcę. Bóg zastrzegł sobie decyzję o tych dwu biegunach życia, o poczęciu i śmierci. Uzurpowanie sobie prawa decydowania o nich jest krzywdą, grzechem, zbrodnią. "Nie zabijaj" obowiązuje wszystkich ludzi; a jednak, jak pokazuje historia, ludzie ludzi zabijają.

Jedni to czynią, drudzy nie reagują lub nawet akceptują. Tak właśnie dzisiaj narasta w świecie akceptacja zadawanej śmierci rzekomo łagodnej, narastająca propaganda wobec eutanazji zdobywa coraz więcej zwolenników. Ludzkość zagubiła pojęcia świętości, nietykalności życia ludzkiego i godności osoby ludzkiej. Miarą człowieka stała się nie jego świętość, ale materialna użyteczność - świat eliminuje ludzi "nieproduktywnych".

Eutanazja

Dla prawnie usankcjonowanego eliminowania ludzi "niepożytecznych", obciążających społeczność wynaleziono piękne hasło... miłosierdzie. Wolno zabić dziecko nienarodzone chore, żeby żyjąc kalekie nie cierpiało ono i jego rodzice; trzeba też przeprowadzić prawo, pozwalające zabić starego człowieka, żeby już nie cierpiał z powodu choroby, która daje bóle i niedołęstwo. Szeroko powtarzany argument trafia do przekonania wielu ludzi.

Żeby odrzucić taki argument trzeba zrozumieć sens ludzkiego cierpienia, a jest to często za trudne dla człowieka, nawet dla ludzi wierzących. Jan Paweł II powiedział kiedyś, że "cierpienie niewinnych jest największą Bożą tajemnicą, nie można jej zrozumieć, trzeba tylko przyjąć". Cierpienie jest nieodłącznie związane z życiem. Różnie cierpienia znoszą ludzie przez całe życie - jedni cierpliwie, inni z buntem - ale przecież nie domagają się skrócenia życia. Natomiast u schyłku, w starości, wtedy, kiedy śmierć się przybliża, pojawia się pokusa skrócenia życia. Decyzję o zabijaniu starych i niedołężnych osób dyktuje świadomość, że i tak umrą, a skracając okres, w którym człowiek wymaga troski, leczenia, opieki itd. społeczność ułatwia sobie życie. Ale śmierć zadana choremu bez jego wiedzy jest po prostu zabójstwem.

Propaganda eutanazji stawia sprawę nieco inaczej. Chodzi rzekomo o respekt dla wolności człowieka, który sam ma sobie wybrać chwilę śmierci i może ją sobie sam zadać, albo prosić o to lekarza. Dochodzi więc dodatkowy argument rzekomego poszanowania ludzkiej woli. W praktyce fakt, że człowiek chory wybrał śmierć, jest jedynie oskarżeniem otoczenia. Znaczy to bowiem, że człowiek ten czuje się niepotrzebny i zdaje sobie sprawę z tego, że otoczenie czeka na jego śmierć. Jest to dowód braku miłości ze strony otoczenia. Bywa i tak, że człowiek człowiekowi zgotuje takie cierpienia, że śmierć wydaje się wyzwoleniem. Można chcieć umrzeć, ale nie wolno sobie odebrać życia, bo człowiek nie jest panem życia; otrzymał je od Boga; a od pokusy eutanazji może go uchronić właśnie świadomość świętości życia. Co więcej - śmierć ludzka może być piękna i powinna być piękna.

Miałam okazję, podczas jednego z kongresów poświęconych rodzinie, być z Matką Teresą z Kalkuty. Kongres był w Japonii, w Tokio, i odbywał się właśnie w czasie, kiedy Matka Teresa miała swoje urodziny i młodzież studencka z Sophia University urządziła z tej okazji okolicznościowy wieczór z programem artystycznym o Matce Teresie, m.in. wyświetlono film z działalności jej Sióstr. Na filmie pokazano sceny, w których młodziutkie siostry zbierają z ulicy umierających. Po filmie jedna ze studentek powiedziała: "Ależ Matko, to im nic nie pomaga, oni przecież i tak umierają". A Matka Teresa odpowiedziała: "Tak, oczywiście umierają, ale jak ta młoda siostra bierze głowę konającego na kolana i ociera mu pot z czoła, to czuje się on kochany i umiera jak człowiek".
Chodzi właśnie o piękną śmierć w domu, w otoczeniu kochającej rodziny, gdy człowiek chory, opatrzony na tę drogę wiatykiem spokojnie odchodzi z rąk ludzkich do Boga, tego, który kocha jak nikt, który "do końca umiłował".

Wanda PóŁtawska
dr Wanda PóŁtawska - lekarz psychiatra, czŁonek Papieskiej Rady ds. Rodziny

01.htm0x08 graphic
01.htm03.htm0x08 graphic
03.htm

01.htm0x08 graphic
01.htm03.htm0x08 graphic
03.htm

CZUŁOŚĆ, ZNAK MIŁOŚCI PRZEDMAŁŻEŃSKIEJ - Wanda Półtawska

[ POWRÓCIĆ DO GODNEGO ŻYCIA - KS. WITOLD GŁUSZEK ] [ MIŁOŚĆ I ODPOWIEDZIALNOŚĆ - KAROL WOJTYŁA ] „NIEDOBRZE BYĆ CZŁOWIEKOWI SAMEMU” (Rdz 2, 18)
TOLERANCJA dla złego jest fikcją
MIŁOŚĆ
MIŁOŚĆ A MEDIA
REFLEKSJA PO FILMIE - „Karol, człowiek, który został papieżem”
OTROŻNIE ZE SŁOWEM

Z chwilą, kiedy stosunek seksualny został uznany za "dowód miłości", ludzie nie potrafią okazać jej sobie w inny sposób. To dlatego, gdy młodym usiłujemy przekazać postulat czystości i dziewictwa przedmałżeńskiego, powstaje jakby pustka...

Przedstawiamy wiele argumentów czystości, z których wynika, że człowiek z różnych względów nie powinien współżyć seksualnie w okresie narzeczeństwa. Stąd pytanie: jak ma wyglądać miłość przedmałżeńska, jeżeli musi powstać wcześniej niż małżeństwo, a powinna być wystarczająco silna, by doprowadzić do decyzji przyjęcia sakramentu?

Negatywna norma: nie cudzołóż, zabrania współżycia; brakuje jednak pozytywnej normy, nakazującej czy pozwalającej na jakiś znak miłości.

Wokół tych "znaków miłości przedmałżeńskiej" narasta niepokój sumienia. Na spotkaniach młodzi stawiają w związku z tym różne pytania. Najczęściej dziewczęta, w chwili szczerości, czy pod wpływem odpowiedniej atmosfery spotkań, pytają np. czy to grzech chodzić z chłopcem, czy grzechem jest całować się lub jakie są dozwolone granice pieszczot przed małżeństwem? Często małżeństwo wydaje się im granicą, przed którą nie wolno okazywać miłości, a po której wszystko wolno.

Miłość ludzka domaga się znaków, dowodów; musi się objawiać nie tylko osobie kochanej, ale całemu światu. Z chwilą, kiedy miłość wyraża się tylko stosunkiem seksualnym, niejako brakuje miejsca dla innych znaków miłości. Współżycie seksualne powinno być szczególnym znakiem miłości małżeńskiej. Szczególnym, ale nie jedynym. Jeżeli małżonkowie w inny sposób nie potrafią sobie okazać miłości, wtedy powstaje kryzys, ich miłość nie przetrwa, bo jest oczywiste, że nie zawsze małżonkowie mogą współżyć. Życie przynosi różne ograniczenia, a miłość, której jedynym znakiem byłoby współżycie cielesne - jest uboga w znaki miłości. Ludzie potrafią cały dzień żyć obok siebie, nieraz coraz bardziej wrogo i obco, a w nocy spotykają się ze sobą seksualnie. Ten krótki moment nie może jednak nasycić ich zanikającej miłości... Miłość bowiem, żeby mogła trwać, musi być wciąż budowana, na nowo wciąż podsycana, dlatego najważniejszym zadaniem miłości przedmałżeńskiej jest nauczyć się jej znaków. Okres ten ma posłużyć ludziom, żeby nauczyli się kochać. Pozwala na to czystość, bo nie odbiera spokoju, umożliwia "przeżycie" drugiego człowieka. Ludzie nawet często uznają potrzebę czystości i chcą ja zachować, ale napotykają na różnego rodzaju trudności, po prostu nie potrafią inaczej ze sobą obcować.

Powszechność grzechów przedmałżeńskich, rozpoczynanie życia seksualnego przed ślubem, nasuwa pokusę zmiany normy etycznej: skoro większość ludzi tego nie potrafi, widocznie jest to dla człowieka za trudne. W ten sposób na ogół reaguje młodzież. Często słyszy się: to bardzo ładny postulat - czystość przedmałżeńska, ale nie dla mnie, ja nie potrafię, to może dla świętych. Z jednaj strony przeważa przekonanie "nie potrafię", ale z drugiej jest jeszcze przeświadczenie "nie wyobrażam sobie inaczej, przecież się kochamy". Partnerzy, także w małżeństwie, nie umieją inaczej okazywać sobie miłości.

Trzeba pewnego wysiłku, by przeciwstawić się powszechnie panującej koncepcji i wypracować inną postawę. Właściwie można by ten problem zupełnie rozwiązać poprzez zaufanie do Boga, który zakazuje współżycia seksualnego poza małżeństwem. Zaufanie do Boga w młodych ludziach tak daleko zwykle nie sięga. Młodzi wciąż twierdzą, że nie wiedzą, dlaczego nie należy współżyć, a przecież wystarczyłoby jedno zdanie, jako ostateczna odpowiedź: bo Pan Bóg ci zakazuje.

Zakaz w świadomości człowieka wiąże się z negacją i dlatego trudno młodemu człowiekowi być tak po prostu posłusznym. Tymczasem zakaz wydany przez miłość, przez Boga, który Sam Jeden umie kochać naprawdę, jest zabezpieczeniem ludzkiej miłości i wskazówką - jak ta miłość ma być realizowana. Pan Bóg nie daje przepisów, jak ma wyglądać miłość, lecz pokazuje, czego nie należy robić. Koncepcję miłości, niejako jej definicję i zarazem "przepis na miłość", szczegółowo przedstawia św. Paweł w 1 Liście do Koryntian, rozdz.13. To, o czym pisze, odnosi się niejako do "teorii miłości", a praktyka wciąż pozostaje doświadczeniem ludzi, którzy chcą, ale nie potrafią kochać. Nie można wszystkich ludzi, którzy rozpoczynają współżycie seksualne przed ślubem, posądzać o złą wolę, o świadome czynienie zła, często bowiem przeciwnie - pragną dać sobie dobro. Właśnie tym młodym, którzy chcą pokazać, że się naprawdę kochają, trzeba ukazać inne znaki miłości funkcjonujące wtedy, kiedy jeszcze nie są razem cały czas, ale już się spotykają.

Klimatem miłości przedmałżeńskiej powinna być CZUŁOŚĆ. Pożądanie seksualne jest na usługach egoizmu. Pragnienie zjednoczenia z ukochaną osobą jest wolne od egoizmu wtedy, gdy jest wyzwolone od pożądania. Pożądanie chce przynieść radość sobie, zmierza ku własnemu zadowoleniu, dla siebie pragnie ekstazy przeżycia. Czułość natomiast wyraża troskę o ukochanego człowieka, jest zarazem i doznaniem i obdarowaniem drugiego, którego stawia w centrum uwagi. W okazaniu czułości zawiera się podziw dla kochanego człowieka, uznaje go za wartość. Dlatego tak bardzo potrzebna jest właśnie młodemu człowiekowi, jeszcze niepewnemu swojej wartości.

Czułość ogarnia całego człowieka, ale go nie zagarnia. Może się objawić w różny sposób, np. spojrzeniem. Człowiek ogarniając spojrzeniem ukochaną osobę, patrzy zarazem z upodobaniem i radością, spokojnie i bez pożądania, cieszy się, że ten kochany człowiek po prostu jest. Czułość zatrzymuje uwagę człowieka na podmiocie miłości, uważa żeby nie skrzywdzić, żeby zadbać, pokazać jak bardzo droga jest ta osoba. Takie spojrzenia niczego nie odbierają, nie poniżają; przeciwnie - gdy ktoś czule patrzy - jest nam dobrze. To jest spojrzenie dobroci, które jakby powiększa wymiar człowieka, podnosi go. Natomiast spojrzenie pożądliwe poniża człowieka, stawia go na poziomie rzeczy. W oczach kochanej osoby człowiek staje się większy, lepszy, bo kochająca osoba patrzy na nią, jak na skarb.

W czułym spojrzeniu kryje się uznanie, a w jego odbiorze zawarte jest poczucie bezpieczeństwa. Czułość najłatwiej, w sposób naturalny i spontaniczny, wyzwala się w wobec dziecka. Bawi się ono pod czułym okiem matki, która od czasu do czasu patrzy na nie i sprawdza, czy mu czegoś nie brak, i cieszy się, że jest zdrowe, ładne, że po prostu istnieje.

Czułość ma wymiar egzystencjalny, jest wdzięcznością za dar istnienia, przeważa w niej radość. Dobrze jest ze sobą ludziom, którzy są wzajemnie czuli, serdeczni. Klimat pożądania jest bezwzględny, niespokojny, wzbudza zagrożenie. Klimat czułości jest spokojny, radosny, opiekuńczy. Czułe odwzajemnienie spojrzenia jest porozumieniem, wzajemnym odniesieniem osób, po prostu znakiem miłości: tak patrzy tylko na ciebie. Stąd może się pojawić uczucie zazdrości, gdy na kogoś innego patrzysz tak samo jak na mnie. W tym spojrzeniu dokonuje się przekazanie poczucia przynależności. Jednym spojrzeniem ludzie dają sobie znać, że się kochają, a po tych czułych spojrzeniach można poznać ich miłość.

Czułość, jako klimat odniesienia, obejmuje całego człowieka i może w różny sposób być wyrażana. Oprócz spojrzeń, mogą to być także czułe słowa. Gdy mówię do osoby kochanej i chcę jej okazać miłość, to mówię inaczej: zmiękczam szorstki ton, zmieniam barwę głosu, nadaję słowom inną formę i nową treść. Kochający się ludzie używają zdrobnień swoich imion, im tylko znanych symboli i słów. Mowa miłości jest pełna głębokich treści. Czułość nadaje wagę każdemu usłyszanemu słowu i każdej wypowiedzi. Wśród tych doznań narasta zaufanie i zawierzenie. Łatwiej jest uwierzyć, gdy zaznaje się czułości, wtedy też znika lęk, a kochanej osobie mogę pokazać siebie prawdziwie, odkryć się. Tylko wówczas można się poznać. Czułość nie krytykuje, osądza; umożliwia właściwy dialog miłosny. Istnieje ogromne bogactwo czułych, miłosnych słów, tak rzadko obecnie używanych.

Oprócz spojrzeń, mowy, czułość można wyrazić również za pomocą ciała. Tkliwych gestów ciała tak bardzo pragną kobiety - nie tyko dziewczęta, ale kobiety w ogóle, niezależnie od wieku. Gesty te ze strony mężczyzn są zbyt rzadko świadczone. Kobiety - żony są także ich spragnione. Mężczyźni mają trudności z nauczeniem się wyrażania czułości przez dotyk, bo w skutek niewłaściwych postaw (o których mówimy) najlżejszy gest ciała, gest niekoniecznie ściśle seksualny, może już wyzwolić reakcję podniecenia, pożądania. U mężczyzny przez dotyk kochanej kobiety może powstać (często powstaje) gotowość do działania seksualnego. Trzeba ją opanować. Bezinteresowna czułość, wyrażana gestem męskiego ciała, jest zawsze sprawdzianem jego altruistycznej miłości i dobroci. Wymaga ona istotnego wysiłku - opanowania ciała. Wysiłek ten mężczyzna ofiaruje kobiecie w czułym geście, wolnym od pożądania seksualnego. W ten sposób najgłębiej wyraża się jego miłość.

Czułe gesty ciała mogą być przeróżne: proste dotknięcie ręki, pogłaskanie włosów, trzymanie się za rękę i głębsze - obejmujące całe ciało. Można czule traktować całego człowieka całym sobą. Intuicja miłości powinna podszepnąć, jakie mogą być gesty.

Czułość narasta w miarę rozwoju miłości. Jest środkiem jej wyrażania, ona nigdy nie traci z oczu dobra kochanej osoby. Pożądanie natomiast zapomina o wszystkim, pcha ślepo, bezwzględnie i zaborczo do stosunku; czułość jest uważająca - można powiedzieć - otwiera kochanej osobie oczy, podobnie jak pożądanie je zaślepia. W klimacie czułości najważniejsze jest to, że jesteśmy razem. To radość bycia i radość trwania. Narasta w niej głębia porozumienia i głębia doznania. W pewnym sensie prawdziwa miłość nie spieszy się nawet do gestów, bo jest radością bycia obok, w ciszy, w harmonii ciała i spokoju dusz. Ta cisza ciał, spokojna pewność bliskości, głębszej niż samo ciało, może pokazać, że jest właściwą postawą miłości.

Gdy przed małżeństwem ludzie nauczą się być ze sobą w radości, w harmonii, w poczuciu bezpieczeństwa i obdarowania, to potem umieją być ze sobą przez całe życie, a także potrafią w sposób delikatny i gorący zarazem, tę harmonie dopełnić zjednoczeniem cielesnym. To zjednoczenie nie jest wówczas wyzwoleniem brutalnej, niezależnej od człowieka siły zmysłowej, ale dopełnieniem czułych i tkliwych gestów, wśród których nauczyli się kochać siebie i świadczyć sobie dobro.

Ta harmonia czułości daje spokój, chyba taki, jaki zawierzył sam Stwórca w swoim planie stworzenia. To harmonia ludzi sprzed grzechu pierworodnego. Czułość jest próbą odszukania tamtej wspaniałej harmonii i to jest właśnie owe bądźcie jak dzieci. Jakkolwiek dziś się mówi o partnerstwie w miłości, to jednak najgłębsze porozumienie wyzwala czułość. Miłość męska jest opiekuńcza i troszcząca się o kobietę, jej los i los dziecka. Czułość kobiety to troska o męża i dzieci, jest podstawą macierzyństwa. Dojrzała miłość kobiety ma zawsze coś z postawy matki. Muszą zawierać się w niej wszystkie elementy: kocham cię trochę jak syna, jak brata, jak ojca, jak dziecko, jak najczulszego kochanka. To ostatnie spełnienie jest akcentem nad wzrastaniem miłości. Oczekiwanie na spełnienie zjednoczenia cielesnego nie zmniejsza siły przeżycia, lecz przeciwnie - powiększa. Gdy ludzie uczą się bezinteresownej czułości i oczekują na spełnienie przyszłego małżeństwa, jest im z sobą dobrze. Czysta czułość daje radość, szczęście, natomiast pożądanie i grzech dają niepokój.

Norma negatywna nie cudzołóż zabezpiecza ludzką miłość, jest na jej usługach i szczęśliwi są ci, którzy swoją miłość realizują zgodnie z Bożym planem i w Bogu ją zakorzeniają.

Wanda Półtawska

"Znaki Miłości", Wydawnictwo Diecezjalne, Pelplin 1990, s. 93.

0x08 graphic
0x08 graphic

0x08 graphic

1

18

Półtawska: Rola kobiety



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rola modlitwy w rozwoju życia duchowego, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary
rola kobiet w świecie, Pedagogika, Andragogika
Rola kobiet w religii starożytnego Rzymu
Rola farmaceltow w ksztaltowaniu zycia ppt
Kobieta która kocha, partnerstwo
Kobiety według Świętych, partnerstwo
Kobiety w historii zbawienia, partnerstwo
Kobiety są zdumiewające, partnerstwo
Rola kobiety w społeczeństwie włoskim, Ciekawostki
Rola kobiety w kulturze katolickiej, Pedagogika, Pedagogika
pyt. 15.rola kobiety w społeczeństwie i wierzeniach paleolitu, religioznawstwo, Etnolgia religii, py
Kobiety mojego życia
OKRESY YCIA KOBIETY, OKRESY ŻYCIA KOBIETY
2007 rola kobiet innow przedid Nieznany (2)
Rola modlitwy w rozwoju życia duchowego, Dokumenty (w tym Dokumenty Kościoła), Pomocne w życiu wiary
08 rola kobiety w dzialaniach spolecznych
! Kobiety naszego życia OK
Rola kobiety w hellenistycznym świecie

więcej podobnych podstron