Brunon Bartz
Uniwersytet Gdański
GLOBALNA NIESPRAWIEDLIWOŚĆ W POLITYCE
SPOŁECZNEJ
Do początku aktualnego finansowego i gospodarczego kryzysu, czyli do 2008 roku rejestrowano na świecie stały postęp w przeciętnych dochodach ludności, ale zarazem też przyrost liczby biednych i powiększanie się rozpiętości w poziomie dobrobytu. Dystans między wartościami osiągniętego PKB w 20 najbogatszych i 20 najbiedniejszych krajach na naszym globie powiększył się w ostatnich latach do stosunku proporcji jak 40:1. „ Poprzez eksplozję turbokapitalizmu mamy z jednej strony 250 osób na ziemi, które dysponują majątkiem bilionów dolarów, a z drugiej strony tyle wynosi roczny dochód 3 mld ludzi w najbardziej zaniedbanych regionach.”
Tych sprzeczności „wołających o pomstę do nieba” nie zdołały do tej pory zmienić żadne ideologie, systemy, ustroje i instytucje, łącznie z dominującymi dzisiaj wariantami liberalizmu, kapitalizmu i demokracji. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy było i jest nadal lekceważenie wielu uznanych ogólnie wartości, z których najbardziej wyróżniłbym sprawiedliwość społeczną.
Pojęcie sprawiedliwości społecznej nie ma powszechnie uznanej definicji, toteż wybrałem takie jej rozumienie, które w Zachodniej Europie uchodzi za obiegowe i mnie osobiście nie razi. Bardzo ogólną jest definicja, iż „społecznie sprawiedliwym jest to co pozwala żyć również innym generacjom, które przyjdą po nas.” Innym, bardziej szczegółowym, zarysem sprawiedliwości społecznej, łącznie z implikowanym nakazem, jest następujące sformułowanie: „ Wobec realnie zróżnicowanych warunków wyjściowych naszego bytu, nakazem sprawiedliwości jest likwidacja istniejących dyskryminacji powstałych z nierówności i umożliwienie wszystkim członkom społeczeństwa równych szans i równorzędnych warunków życia.” Przy czym niezwykle ważne są słowa: „wszystkim członkom społeczeństwa”. Społeczeństwa bowiem, które z zimną krwią przyjmują, że pewien procent osób jest wyłączony z dostępu do jakichkolwiek świadczeń socjalnych, nie są moralnie legitymizowane do racjonalnego dyskursu na temat tego pojęcia. „Równorzędne warunki życia” oznaczają natomiast tyle, iż dana wspólnota opracowuje zakres rozumienia tego co czyni w danej kulturze życie ludzkim a społeczeństwo humanitarnym: jest to przykładowo uznanie osobistej godności każdego pojedynczego człowieka, możliwość wolnego samostanowienia o sobie, spełnienie szansy uczestnictwa w świecie pracy, partycypacji w sferze politycznej i korzystania z dóbr społecznych, czy też w skutecznym zwalczaniu występujących jeszcze niesprawiedliwości. Naturalnie, trzeba też wziąć pod uwagę, że to co jest sprawiedliwe społecznie nie zostało ustalone raz na zawsze oraz zależy od przyjętego wzoru człowieka w danej kulturze, społeczeństwie i czasie.
Sprawiedliwość społeczna wymaga:
by każda osoba miała możliwość osiągnięcia tego samego co wszyscy inni (zakładając posiadanie zbliżonych warunków psychofizycznych oraz użycie odpowiedniego wysiłku i zaangażowania), dysponowania prawem do podstawowej wolności, podstawowych dóbr i zdobycia podstawowych umiejętności oraz
by gorzej usytuowani członkowie społeczeństwa otrzymali lepsze szanse dla zdobycia i utrzymania tychże podstawowych wartości i kompetencji.
Bez wątpienia, byłoby iluzją twierdzenie, że istnieje lub może coś takiego istnieć, jak absolutna równość warunków życiowych ludzi. Na pewno w większości krajów demokratycznych występuje formalna równość pod względem godności, uzasadnionej człowieczeństwem i równość wobec prawa. Chociaż i te elementarne równości są dla niektórych tylko potencjalne. Wiadomo bowiem z codzienności, że mieć prawa, a uzyskać świadczenia z tego prawa, to nie to samo. Inwalida lub osoba żyjąca w dyskryminowanej grupie społecznej (np. stygmatyzowani Roma i Sinti, azylanci, migranci), będą mieli zazwyczaj trudniejszą drogę do samorealizacji, a tym samym do awansu społecznego.
Powiększanie się obszarów niesprawiedliwości (nawet w krajach wysoko rozwiniętych) nasuwa pytania co do sprawiedliwości zarówno od strony filozoficznej, jak i pragmatycznej, tym bardziej, że wielu żyjących w dobrobycie nie przypisuje sobie jakiejkolwiek odpowiedzialności za eliminację lub choćby redukcję biedy.
Drążące pytania są co najmniej następujące:
Po pierwsze: Co jest subiektem sprawiedliwości lub co może być sprawiedliwością albo niesprawiedliwością? Do wyjaśnienia tego pytania mamy mnóstwo elementów, np. światową sytuację (na którą powołują się chętnie liczne rządy i partie),wpływowi aktorzy (instytucje i prominenci) i ich działania, zorganizowane systemy społeczne (ustroje, państwa), które mogą i są oceniane moralnie (a niektóre już karnie), zarówno za funkcjonowanie ich wewnętrznych organów, jak też za ich działanie na arenie międzynarodowej. Rozpatrywanie sytuacji światowej jest skomplikowane i mało efektywne, jako że trudno ustalić kto ponosi odpowiedzialność za zwalczanie niesprawiedliwości. Moje rozważania skupiają się raczej na analizie społecznych reguł w nadziei, że na pytania dotyczące odpowiedzialności za aktualny stan akceleracji i ekspansji biedy, będzie można udzielić odpowiedzi lepszej i trafniejszej.
Po drugie: Kto jest dotknięty niesprawiedliwością? Są to pojedynczy ludzie oraz ich grupy i warstwy, którzy jej oddziaływanie odczuwają na co dzień.
Po trzecie: Jakie dobra lub ich brak przyczyniają się do odczuwania sprawiedliwości lub niesprawiedliwości? Należą do nich dobra służące do egzystencji i rozwoju człowieka, m. in.: dobra materialne, jak mieszkanie, żywność, woda, powietrze, ale także dobra niematerialne, jak bezpieczeństwo osobiste i uznanie, możliwość zdobywania wiedzy ogólnej i zawodowej oraz praktykowania kultury i religii.
Po czwarte: Kto jest odpowiedzialny za to, że konkretne dobra lub ich niedosyt są niesprawiedliwie podzielone? W tym miejscu należałoby zapytać, czy globalne reguły, wypracowane przez ONZ i inne międzynarodowe organizacje, są sprawiedliwe i czy w szczególności spełniają prawa człowieka?
Prawa człowieka zawierają uznany na świecie katalog podstawowych potrzeb, które powinny być zagwarantowane każdemu człowiekowi. Już w 1948 r. w Ogólnej Deklaracji Praw Człowieka oświadczono, że prawa te obejmują także wymagania moralne co do reguł społecznych. ich dokładne brzmienie jest następujące: ”Każdy ma prawo do takiego społecznego międzynarodowego porządku, w którym wymienione w Deklaracji prawa i wolności człowieka mogą być w pełni realizowane”. Tenże art. 28 ustala, jak należy wszystkie prawa człowieka interpretować, mianowicie nie tylko jako roszczenia skierowane do odpowiednich instytucji (państwa i jego jednostek), ale także do samych reguł, urzeczywistnianych przez narodowe lub międzynarodowe systemy społeczne. Nasz międzynarodowy porządek powinien być dlatego kształtowany zgodnie z prawami człowieka i zmieniającymi się realiami.
Deficyt w realizacji praw człowieka i rażąca bieda
Najbardziej na świecie lekceważonymi i niespełnionymi są prawa człowieka na minimalny standard życia, to znaczy na elementarne wyżywienie, ubranie, miejsce zamieszkania, opiekę lekarską i zabezpieczenie zdrowia (art.25 Deklaracji). Jeżeli uznamy Ogólną Deklarację Praw Człowieka za podstawowa miarę sprawiedliwości społecznej, to musimy zarazem przyznać, że nasz międzynarodowy porządek instytucjonalny jest rażąco niesprawiedliwy i właściwie z powodu długotrwałego i pogarszającego się spełniania praw człowieka, już od dawna niewydolny i nieskuteczny.
Na naszym globie żyje dzisiaj już ponad 7 mld ludzi, z których 1 mld cierpi na notoryczne niedożywienie, czyli nieznośny głód. Od 2006r. ceny surowców żywnościowych w większości krajów rozwijających się podwoiły się, przez co zakres głodu dotknął dodatkowe setki milionów ludności. Ceny niektórych roślin żywnościowych wzrosły z powodu ich wykorzystywania do produkcji biopaliw. Zresztą zjawiska deprywacji notuje się także w innych formach, jak na przykład: analfabetyzm, bezrobocie, bezdomność, brak dostępu do wody pitnej, prądu, czy oświaty, co asocjuje z mnożeniem się chorób, epidemii i niezliczonych tragedii osobistych. Rocznie umiera z tych przyczyn 57 mln ludzi, z tego 30% - czyli około 18 mln - przez chroniczną nędzę. Od końca zimnej wojny do współczesności zmarło w wyniku biedy 300 mln ludzi, podczas gdy poprzez erupcję przemocy i wojny całego XX wieku zginęło 200 mln ludzi. Unia Europejska przyznaje się, że biedą zagrożonych jest ponad 80 mln jej mieszkańców, w tym ¼ dzieci a 8% obywateli nie ma tyle środków, by zabezpieczyć sobie podstawowe potrzeby.
W krajach bogatych, uwarunkowane biedą deficyty praw człowieka redukuje się do publicznie wątłego dyskursu o pomocy udzielanej krajom rozwijającym się. Sprowadza się to do jednocześnie wątpliwości i pytania: czy nasza pomoc jest wystarczająca? Otóż większość takich dyskutantów doskonale wie, że pomoc ta nie jest wystarczająca, ani odpowiednio zorganizowana, ani w ostateczności skuteczna. Gdyby tak było, to liczba biednych malałaby, a nie powiększała (co przyznaje ONZ, FAO i inne międzynarodowe organizacje). W roku 1970 na generalnej sesji ONZ uchwalono Rezolucję zobowiązującą kraje bogate do udzielenia corocznej pomocy finansowej krajom rozwijającym się w wysokości 0,7% PKB. Skandal jej realizacji polega na tym, że tylko kraje skandynawskie spełniają swoje przyrzeczenie systematycznie i w pełni. Pomoc pozostałych krajów wyniosła w roku 1990 przeciętnie raptem 0,35% ich PKB, natomiast w roku 2000 spadła do 0,22%. Jest zrozumiałe, że jeżeli pomoc takowa przekazywana jest rządom i reżimom dyktatorskim lub organizacje charytatywne działają pod ich nadzorem, nie trafia ona do pokrzywdzonej ludności i nie zmienia jej położenia. W ten sposób kraje bogate przyczyniają się nie tylko do wspierania niesprawiedliwych instytucji, ale również do pogłębiania złych warunków życia ludności w krajach niedemokratycznych i w konsekwencji do przyrostu biedy na świecie.
Zjawisko biedy stanowi aktualnie i stanowić będzie w XXI wieku największe wyzwanie ludzkości. Po pierwsze z powodów moralnych, implikujących pytania, o godność człowieka, sprawiedliwość i równość społeczną. Czy można, bowiem uzasadnić obecną sytuację, w której niecałe 20% ludności (tzw. globalnej elity) na naszej kuli ziemskiej konsumuje 85% wszystkich wydobytych i wytworzonych dóbr i usług? Jeszcze, w 1950 r. udział tejże globalnej elity wśród ludności świata wynosił 30%, w roku 2020, przy założeniu ekstrapolacji wzmiankowanego trendu, ma spaść do 15%. Co będzie, kiedy w pierwszym ćwierćwieczu bieżącego wieku liczba ludności wzrośnie z 6 do 8 miliardów, przy czym 95% tego przyrostu będzie miało miejsce w krajach rozwijających się. Jak powiedział Geissler „poprzez eksplozję turbokapitalizmu, mamy z jednej strony 250 osób na ziemi, które dysponują majątkiem wartości biliona dolarów, z drugiej strony dokładnie tyle wynosi roczny dochód 3 miliardów ludzi, czyli połowy ludności świata”.
Drugim powodem traktowania biedy jako inherentnego trendu świata numer jeden jest fakt, iż jest on spleciony nierozerwalnie z wieloma innymi trendami o zasięgu ogólnoświatowym, toteż brak postępu w zwalczaniu biedy uniemożliwia rozwiązanie wielu innych problemów. Bieda i nędza są wylęgarnią chorób i epidemii, zanieczyszczenia środowiska, wewnątrzkrajowych konfliktów i międzynarodowego terroryzmu. W tym sensie bieda stanowi bazowy dylemat humanitarny ludzkości o wielowymiarowym profilu z konsekwencjami dla najistotniejszych obszarów każdego społeczeństwa.
W zwalczaniu biedy (w liczbach absolutnych) można zauważyć pewne znaki nadziei, gdyż udział osób, które dysponują kwotą mniejszą od 1$/dzień zmalała z 29% w 1990 r. do 23% w 1999 r. Liczby te nie są imponujące, kiedy się zważy, że w tym samym czasie przyrost ludności wyniósł ponad 1 mld. Mimo tego zastrzeżenia, można skonstatować, że niektóre kraje zmniejszyły rozmiary ekstremalnej biedy, jak na przykład Chiny (o 160 mln w 10 latach), Mozambik, Uganda i Botswana. Oznacza to, że likwidowanie biedy jest w ogóle możliwe i nie musi ona być nieusuwalnym składnikiem rozwoju cywilizacji po wsze czasy.
Tym bardziej dokuczliwy jest trend rozszerzania się zjawiska biedy. Nadal ponad 1,2 mld ludzi żyje jeszcze w głębokiej nędzy nie mając dziennie do dyspozycji 1$. W tej zbiorowości 65% żyje w Azji i 25% w Afryce (gdzie większość nie osiąga nawet 0,60 centów dziennie). Prawie 3 mld ludzi ma do dyspozycji mniej, niż 2$ dziennie. Najbardziej cierpią w tych warunkach dzieci, kobiety i starzy ludzie. Ponad 800 mln ludzi dotkniętych jest codziennym głodem lub niedożywieniem. Już dziś można stwierdzić, że humanitarny plan, podjęty przez znaczącą agendę ONZ - FAO, zakładający likwidację biedy o połowę do roku 2015 nie będzie zrealizowany (co wizualizuje diagram 1). Bogate państwa zmniejszyły pomoc finansową dla 50 najbiedniejszych krajów z 17 mld w roku 1990 na aktualnie 12 mld, tymczasem w tych właśnie krajach żyje 10% ludności naszej ziemi i tam koncentruje się najokropniejsza nędza.
Diagram 1
Liczba niedożywionych ludzi wzrosła
Cel przepołowienia liczby głodnych (przyjęty w 1996r.) nie osiągnie się w r. 2015 lecz w r. 2030
Źródło: FAO, The State of Food Insecurity in the World 2003
Na tej podstawie można stwierdzić, iż powołane o zwalczania biedy instytucje nie są w stanie tego zadania wykonać. Innymi słowy przyczyniają się one w pewnym stopniu do ignorancji praw człowieka. Istniejący porządek instytucjonalny można dlatego określić, jako raniący prawa człowieka, gdyż charakteryzuje się następującymi cechami:
prowadzi do permanentnego deficytu praw człowieka,
można go uniknąć przez inny, alternatywny model instytucjonalnego porządku,
korelacja między zachowaniem istniejącego porządku i przedłużaniem się deficytu praw człowieka jest przewidywalna,
implementacja alternatywnego modelu instytucjonalnego porządku doprowadziłaby do znaczącej redukcji deficytu praw człowieka.
Wtedy kiedy funkcjonuje porządek raniący prawa człowieka, odpowiedzialność spada zawsze na tych, którzy brali udział przy jego koncepcjonowaniu, zatwierdzaniu i praktykowaniu. Dotyczy to oczywiście również naszych i innych rządów, które ten porządek w skali krajowej i międzynarodowej współtworzyły i w jego funkcjonowaniu współuczestniczą. Oznacza to ponadto, że uwarunkowane biedą zgony i liczne deprywacje wywodzą się z oddziaływania struktur niesprawiedliwych instytucji, usankcjonowanych przez przepisy państwowe, za które my, obywatele z krajów lepiej sytuowanych jesteśmy współodpowiedzialni. To my, jako wyborcy naszych demokratycznych organów państwa i społeczeństwa, poprzez wybór posłów i pośrednio rządów oraz aprobatę ich decyzji przyczyniamy się do narzucenia biednym ludziom naszego globu takiego porządku, który przez dziesiątki lat nie zapewnia spełnienia praw człowieka.
Tezie o globalnych przyczynach biedy, przeciwstawia się często tezę o odpowiedzialności lokalnej, w której następuje powoływanie się na wpływ geograficznego położenia, klimatu czy nieefektywnych struktur państwa i władzy. W sukurs takiemu myśleniu przychodzi argument doświadczenia, że mimo panowania na świecie złego porządku instytucjonalnego, niektóre nierozwinięte dawniej kraje (np. Chiny, Poł. Korea, Singapur, Tajwan) potrafiły w przeciwieństwie do takich krajów jak Angola, Ghana, Nigeria, Kongo czy Zimbabwe, swoją biedę zwalczyć, co ma potwierdzać przewagę lokalnych uwarunkowań. Jestem przeświadczony, że w żadnym przypadku nie można pomniejszać lub co gorsza pomijać wpływu miejscowych i regionalnych warunków, ale czynniki globalne odgrywają podobnie dużą rolę, zwłaszcza w aspekcie długotrwałości deficytów praw człowieka. W tym sensie niebagatelne znaczenie mają trzy przenikające cały świat czynniki:
Protekcjonizm - polegający na uprzywilejowaniu państw rozwiniętych w dostępie do rynku i transakcji handlowych. Krajom rozwijającym się obiecano, że w połowie lat 90- tych nastąpi otwarcie rynku krajów industrialnych. Do dzisiaj doszło do tego tylko w bardzo małym zakresie. W dalszym ciągu stosuje się wysokie cła, antydumpingowe opłaty i subwencjonowane produkty, które ograniczają eksportowe dążenia biednych krajów.
Radykalny obowiązek przestrzegania prawa własności intelektualnej - szczególnie dotkliwy dla krajów Afryki Subsaharyjskiej, które od dnia 01.01.2005 r. zmuszone zostały do wykupu patentów na powszechnie stosowane medykamenty. Doprowadziło to do stanu, w którym dotychczasowe tanie wersje lekarstw musiały być wycofane obrotu a lekarstwa patentowane ekstremalnie zdrożały. dziesiątki milionów biednych ludzi - również ci dotknięci chorobą AIDS - nie może sobie na nie pozwolić i musi w krótkim czasie umierać lub dogrywać w strasznych cierpieniach.
Uznawanie nielegitymizowanych (demokratycznie) rządów za de facto legitymizowane - w taki sposób pozwala się im na otrzymywanie w większości krajów demokratycznych i rozwiniętych kredytów, za które spłatę czyni się potem odpowiedzialnych całe społeczeństwa. Nielegitymizowane rządy przejmują w zawładniętym kraju dysponowanie surowcami naturalnymi i za ich sprzedaż otrzymują od naszych rządów stosowna zapłatę. Ponadto mogą podpisywać dowolne umowy, np. na import broni za pomocą której utrzymują i kontynuują swoją niesprawiedliwą władzę.
I znów mamy tu do czynienia z globalnymi regułami, które poprzez wymienione czynniki prowadza prostą drogą do politycznego ucisku setek milionów obywateli krajów rozwijających się. Reguły są korzystne dla krajów wysoko rozwiniętych, mogą one bowiem importować dowolne surowce i eksportować różne produkty techniczne, w tym uzbrojenie, nie zważając, kto akurat dzierży władzę. Dla społeczeństw krajów słabo rozwiniętych jednakże, reguły te są katastrofalne, gdyż z jednej strony pobudzają do przejmowania władzy siłą (przez co giną masy niewinnych współobywateli), a z drugiej strony zapewniają aktualnie panującym finansowe i militarne wsparcie przez kraje bogatsze. Na tym tle może się zrodzić pytanie, czy społeczeństwa wielu najbiedniejszych państw afrykańskich i azjatyckich są rzeczywiście same odpowiedzialne za to, że znajdują się władaniu brutalnych dyktatorów? A może bardziej jesteśmy my tymi, którzy ich ciemiężców, oczywiście pośrednio, przez przyzwolenie na stosowanie przedstawionych przywilejów, do zbrojnych puczów stymulujemy i potem pieniędzmi i bronią wspomagamy?
Kreatywna statystyka metodą na pomniejszanie biedy
W czasie gdy mówiono jeszcze o pozytywnym wpływie globalizacji na eliminację biedy, milenijnym celem wyznaczonym na wniosek FAO było przepołowienie rozmiarów biedy do 2015 roku. Gdy jednak podczas Światowego Szczytu Żywnościowego w roku 1996 (Rzym) mówiono jeszcze o przepołowieniu biedy w całości, dziś w ONZ przyjmuje się przepołowienie tylko tej biedy, która zagnieździła się wyłącznie w krajach rozwijających się, a start tego przedsięwzięcia cofnięto na 1990 r. (a nie jak poprzednio planowano na 1997 r.).Ponieważ ludność krajów rozwijających się, na przestrzeni lat 1990-2025 wzrośnie o 45%, reinterpretacja tych liczb wykaże wyraźną dynamikę w zwalczaniu biedy. Przy tym poprawionym algorytmie liczenia, wystarczy liczbę biednych zredukować o 27,5%, by osiągnąć zamierzone przepołowienie biedy. Do tak rozumianego sukcesu przyczynił się także Bank Światowy, który w roku 2005 mienił granicę biedy na 1,25$ dziennie, co pozwoliło na obniżenie liczby biednych w latach 1990-2005 o 23%. Gdyby tenże Bank pozostawił tę granicę na w miarę przyzwoitym poziomie 2$, w tym samym czasie można by było poszczycić się obniżką biedy jedynie o 5,7%. Jak widzimy, osiągnięcie tak upragnionego, milenijnego celu z 1996 r. zależy od tego jaką ustali się stawkę dziennej jałmużny, a od ustalenia granicy wyżywienia są wyjątkowo kompetentni specjaliści - mianowicie syci i nadęci bankierzy. Ten sposób liczenia rozmiarów biedy jest całkowicie chybiony i moralnie cyniczny, ponieważ kwota 1,25$ dziennie nie pokrywa ustalonych przez prawa człowieka potrzeb ludzkich i nie jest nawet w minimalnym stopniu ekwiwalentem przeciętnej dziennej siły nabywczej. Aktualnie żyje na świecie ponad 2,6 mld ludzi dysponujących kwotą mniejszą, aniżeli 2% dziennie. Jest to populacja stanowiąca ca 40% całej ludności naszego globu, a ich udział w łącznym dochodzie świata wynosi 1,3 %. Tymczasem bogate kraje wydają znacznie więcej, aniżeli potrzebowaliby ci ludzie, na subwencje agrarne, utrzymywanie banków lub odbudowę krajów zniszczonych przez niezgodnie z prawem narodów rozpętanych wojen (Irak).
W świetle zebranych w tym przyczynku danych, istnieje przytłaczająca liczba argumentów za tym, iż niesprawiedliwość społeczna, w postaci upokarzającej ludzi biedy, bezrobocia i ich wszelkich negatywnych następstw, implikowana jest przez porządek instytucjonalny, wymyślony, wprowadzony i uporczywie nadal stosowany w krajach wysoko rozwiniętych o genezie europejskiej i aktualnie amerykańskiej. Dotychczasowe ideologie, powstałe na tych dwóch kontynentach, łącznie ze współczesnymi wersjami zdemokratyzowanego kapitalizmu, neoliberalizmu, czy społecznej gospodarki rynkowej w wielu krajach i regionach nie sprawdzają się, prowadzą do napięć, recesji, kryzysów i wykluczania osób z systemów zabezpieczenia społecznego. Powiększanie się zbiorowości biednych i bezrobotnych stanowi samo w sobie oskarżenie tych, którzy nimi nie są a zwłaszcza demokratycznych państw prawa, ich organów i politycznych przedstawicieli. Nasz kraj niestety nie należy do pozytywnych wyjątków. Gdyby wziąć pod uwagę tylko wskaźnik aktywności zawodowej naszego społeczeństwa, to w roku 2007, według statystyki Eurostatu, w przedziale wieku osób od 15-64 lat wynosił zaledwie 57% co dawało nam przedostatnie, czyli 26 miejsce w Unii Europejskiej (na czołowych lokatach były Dania - 77%, Holandia-76%, Szwecja - 74%), przed Maltą. W styczniu 2012 r. stopa bezrobocia w Polsce wyniosła 13,3%, czyli dotyczyła około 2 mln osób, przy czym ogólna aktywność zawodowa ludności zdolnej do pracy oscylowała wokół 60%, ale osób w wieku ponad 55 lat osiągnęła zaledwie 36% (w tej mierze znowu wyprzedziliśmy w UE tylko Maltę, gdzie aktywnych było 30%). Jeżeli 40% ludności oficjalnie nie pracuje i nie uczy się, czyli nie otrzymuje stałego wynagrodzenia i nie płaci składek na ubezpieczenie rentowe, trudno uznać ten stan za właściwy i perspektywicznie obiecujący. Z tej grupy społecznej wywodzą się u nas biedni. Z tym, że bieda w krajach rozwiniętych nie jest tożsama z biedą w krajach rozwijających się. Mimo tego nie można jej akceptować, lecz jak najszybciej przezwyciężać, a z tym są problemy nie tylko Polsce i Unii Europejskiej. W okresie obecnego kryzysu podane dane statystyczne prawdopodobnie będą się pogarszać i liczba zarówno nieaktywnych zawodowo (którymi państwo zajmuje się sporadycznie i fragmentarycznie), bezrobotnych (którymi państwo zajmuje się dość intensywnie, ale bez wyraźnych efektów) i biednych ma stalą tendencję wzrostową. Tymczasem nasza kultura sukcesu, jak pisze profesor Tarkowska, nie dostrzega i marginalizuje słabszych: kobiety, niepełnosprawnych, mniejszości seksualne i biednych. Te trzy pierwsze grupy wywalczyły sobie wprawdzie w tzw. pierwszym świecie prawa, umożliwiające im w jakimś stopniu po ludzku funkcjonować. Biedni są natomiast powszechnie lekceważeni i pogardzani. Stali się ciężarem dla państwa, pracujących i młodych. Ba odbiera się im godność i szacunek, twierdząc, że sami są sobie winni i dlatego powinni cierpieć. Stąd m.in. na świecie umiera codziennie z głodu 5000 dzieci. U nas 120 000 dzieci przychodzi do szkoły głodnych, 260 000 nigdy nie zjada w domu śniadania. Trwałym dylematem europejskiego rynku pracy jest podwójne w porównaniu z dorosłymi, bezrobocie młodzieży (w wieku 15-24 lat), które oscylowało w latach 2000-2007 w granicach 17-25%. W Polsce, wg danych Eurostatu z 2008 r., nie uczyło się i nie pracowało 19,9% młodzieży. W roku 2010 w całej UE stopa bezrobocia wyniosła 9,7 % (23mln osób w wieku produkcyjnym), w tym nie uczyło się i nie pracowało ponad 30% młodzieży w wieku 15-24 lat. W Polsce nie poprawiło się w stosunku do roku 2008, dane GUS z III kwartału 2011r.”nie pozostawiają złudzeń - w każdym zakątku kraju najwięcej bezrobotnych jest w wieku 15-34 lat. Są województwa, gdzie ponad połowa bezrobotnych nie ukończyła 34 roku życia - lubelskie - 57%; małopolskie - 56%; świętokrzyskie - 54%”, a w zatrudnieniu absolwentów wyższych uczelni pogorszyło się, gdyż połowa z nich nie ma szans nawet na rozpoczęcie stażu. Jest to oczywiście krzycząca i rażąca niesprawiedliwość, zaprzepaszczająca jakiekolwiek plany rzekomo świetlanej przyszłości i przynoszącą nieodwracalne, niczym niepowetowane straty dla dotkniętych osób, całego społeczeństwa i państwa. Wykluczenie wielu milionów młodzieży z systemu szkolnego i rynku pracy jest sprzeczne zarówno z wzniosłymi deklaracjami krajów UE w przyszłościowo siwowłosej Europie, jak i z aspiracjami doścignięcia innych wysoko rozwiniętych krajów, chociażby w parametrach wzrostu gospodarczego i stabilnego działania systemów socjalnego zabezpieczenia, nie wspominając o ambicjach pozostawania wzorcem dla innych krajów.
Występowanie biednych, w przedstawionej w tym przyczynku skali, stanowi w gruncie rzeczy humanitarne wyzwanie dla wszystkich innych, którzy nie zaliczają się do tej niezaszczytnej kategorii i nic w kierunku jej likwidacji lub redukcji nie czynią. Bez zmiany obecnego porządku instytucjonalnego, w kierunku usunięcia czynników utrwalających proliferację niesprawiedliwości społecznej, bieda będzie obejmowała coraz większe zbiorowości ludzkie.
H. Geissler: Armut und Elend sind politisch gemacht, w: „Mut” nr 438/2004. s.1.
J. Wanke: Im Spannungsfeld von Freiheit und Gleichheit, w: Was ist soziale Gerechtigkeit. Berlin 1999, s. 30.
Ibidem, s.24.
T. Pogge: Gerchtigkeit in der Einen Welt, w: Neue Gesellschaft, Frankfurter Hefte, nr 1/2/2009, s. 13-16.
Sozial Agenda, Magazyn Komisji Europejskiej nr 26, Bruksela 2011, s. 2
Rezolucja ONZ nr 2626 z dnia 24.10.1970 r.
Geissler H.: Armut und Elend sind politisch gemacht. W: „Mut” nr 438/2004, s. 1.
Brunel S.: La faim dans le monde. Paris 1999.
T. Pogge, op. cit., s.17.
Employment in Europe 2008. Komisja Europejska., Luxemburg 2008, s. 30.
K. Pawłowska-Salińska, M.Piątkowska, w: „Gazeta Wyborcza” z 20.02.2012r.
E. Tarkowska: Polska bieda poniżona,. w: „Gazeta Wyborcza” z 5/6.09.2009.
Sozial Agenda , Bruksela 2011, op cit, s. 15-16
K. Pawłowska-Salińska, M. Piątkowska, op. cit.
2
Szacunkowo-/
Prognoza rejonowa
Czas do przepołowienia rok 2015
roczne tempo redukcji biedy 26 mln
Projekcja aktualnego rozwoju
Cel:
400