Czy katolik może być liberałem?
Krok nad przepaścią
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Świat jest coraz mocniej opanowywany przez euroatlantycki liberalizm (słowo pochodzi od łac. liber, czyli wolny, swobodny, nieskrępowany, dowolny). Jego początki sięgają XVII i XVIII w., kiedy wiązał się on z walką o prawo człowieka do wolności w życiu społecznym. Stopniowo stawał się kategorią odnoszoną do całości ludzkiego życia. Obejmował w Europie i Ameryce życie społeczno-polityczne, kulturę, sztukę, literaturę, nauki humanistyczne, moralność i religię, rozbijając wszelkie prawdy, normy, prawa, kanony, zasady na rzecz niczym nieograniczonej wolności rozumianej jako dowolność, pełna swoboda myśli, działań i życia.
Najwyższą formą tego liberalizmu staje się tzw. postmodernizm (ponowoczesność). Ta fala powodziowa zalała nie tylko większość elit, lecz także pokaźne obszary społeczne, przeradzając się w antychrześcijaństwo.
Ideologia liberalna przybiera dwa podstawowe nurty. Z jednej strony pozytywny, jakby woda żywa, gdy wyraża podstawowe dla człowieka dążenie do pełnej wolności od wszelkich przymusów i determinizmów oraz wolność doskonalenia się człowieka, rozwoju, humanizacji i personalizacji, bez wolności bowiem nie ma człowieczeństwa. I taką wolność głosi i stara się realizować Kościół katolicki. Jednak z drugiej strony skrajny, totalitarny i bezgraniczny liberalizm grozi zniszczeniem człowieka, społeczeństwa i świata. Takiego (gorszego nawet niż marksizm) burzącego wszystko kierunku nie było chyba od tysięcy lat. Świat zdaje się konsekwentnie kroczyć ku jakiejś katastrofie jak ta, która dotknęła Atlantydę.
Problem w tym, że jeśli ktoś, także katolik, mówi, że jest liberałem w dzisiejszym znaczeniu, to musi wyjaśnić, o czym mówi, bo słowo to jest dwuznaczne. Jeśli wyjaśnia, że jest liberałem w dziedzinie społeczno-politycznej lub gospodarczej (co jest już utopijne), to mieści się w ramach rozsądku i nauki katolickiej. Jeśli natomiast rozciąga tę ideę i postawę na wszystkie dziedziny życia, wówczas zaczyna się problem. Jeśli znowu ogranicza się tylko do pewnych zjawisk i elementów drobnych, drugorzędnych, to też można dyskutować. Jeśli zaś ktoś jako katolik, świecki czy zwłaszcza duchowny, mówi, że jest liberałem w ogóle, w duchu obecnej ideologii, to albo nie wie, co mówi, nie znając głębszych jej założeń, albo co innego rozumie, a co innego czyni (jak schizofrenik), albo wreszcie wyrzeka się katolicyzmu.
Niestety, w Polsce mamy wielu ludzi z elit świeckich i duchownych, którzy mienią się liberałami, ale nie precyzują, czy w sensie zewnętrznym, czy głębszym, i tylko wprowadzają zamęt w głowach osób nieznających się na liberalizmie. Wielu z kręgów PO, SLD, dawnego KLD, czy UW i innych partii lub ugrupowań co prawda przyznaje, że są liberałami w znaczeniu głębszym i całościowym, choć ze względu na świadomych katolików-wyborców nieco się z tym ukrywają. I to właśnie stwarza dzisiaj ogromny problem dla Polski i dla Kościoła.
Oblicza ogólnego liberalizmu
Ludziom nieznającym, czym jest euroatlantycka ideologia liberalna, trzeba przedstawić główne jej tezy. Dyskutuje się w Polsce o drobiazgach i błahostkach, a nie mówi się o podstawowych założeniach całego światopoglądu liberalnego.
1. Irracjonalizm. Świat grecko-rzymski i chrześcijański budował wszystko na bazie rozumu, czyli na: intelekcie, prawdzie, logice, na wiedzy obiektywnej, czyli oddającej rzeczywistość. Rozum ze swoimi prawidłami, logiką i metodologią wyróżnia człowieka spośród reszty świata i jest największą ludzką mocą poznawania i działania. Tymczasem dla tej nowej ideologii rozum nie jest do końca "rozumny", a stanowi tylko jakąś płynną i zmienną świadomość, która niczego nie ustala i nie odkrywa. Owocuje ona wiedzą, ale uzyskaną nie dzięki prawidłowym dociekaniom rozumu, lecz luźnym pomysłom, prowokacjom, kryzysom umysłowym, wstrząsom, niedorzecznościom, sprzecznościom i szaleństwom. Fundamentalne pojęcia i zasady trzeba odrzucić, a na ich miejsce postawić drobne odczucia i wrażenia, i układać je w dowolne, zmienne konfiguracje. Rozum w myśleniu, nauce i życiu okazuje się dziś dyktatorem odbierającym człowiekowi wolność wyboru. Rozum i rozumność nie mogą cenzurować poglądów, opinii i zdań, czyli rozum ze swoją logiką nie może człowieka zniewalać (K. Popper, J.F. Lyotard, J. Derrida, J. Habermas i inni). A zatem, o ile prymat rozumu w dotychczasowej historii oddaje słowo "racjonalizm" (z łac. ratio - rozum), to "irracjonalizm" oznacza daleko idącą negację rozumu i jego praw (od łac. irratio - "nie-rozum", "ir-racjonalizm" - "nierozumność", "wielkie pomniejszenie rozumu").
Charakterystyczne, że gdy się słucha większości polityków liberałów i postmarksistów, to dziwi, że nie chodzi im o racje rozumowe, lecz tylko o efekt szermierczy czy emocjonalny. Przypomina mi to ciągle prostych komunistycznych agitatorów po wejściu Sowietów w 1944 roku. Podobnie też przemawiał kiedyś Władysław Gomułka: "Reakcja sprowadziła kraj na skraj przepaści, a myśmy zrobili wielki krok naprzód". Niestety, i dziś ogół nieznający nurtów zachodnich nie dostrzega, jak ten "nierozum" rozplenia się w całym życiu polskim: w kulturze, w naukach humanistycznych, literaturze, pedagogice, polityce, dyskursie. Dodatkowo wpływa na ten stan niskie, przeważnie postmarksistowskie lub jeszcze marksistowskie wykształcenie filozoficzne. Kultura, według tejże ideologii, to tylko chaotyczna i anarchistyczna kompozycja wytworów niezwiązanych w żadną wyższą całość. I tak zostaje obalone to, co stanowi o człowieku: rozum i jego logika. Normalnym ludziom może się wydawać, że dokonuję tu akademickiej przesady. Ale dzisiejsi inżynierowie życia społeczeństw tak myślą i uczą naprawdę.
2. Relatywizm i subiektywizm. W takim sposobie konstruowania nowego świata nie istnieje prawda obiektywna, pewna i stała. Są tylko nasze zmienne odniesienia do rzeczywistości: subiektywne, osobiste i użytecznościowe. O jednej i tej samej rzeczy lub sprawie każdy może mówić, co tylko chce, bo prawd jest wiele (pluralizm). A choć wypowiada się zdania sprzeczne, to i tak każdy ma swoją rację. Tym samym tyle jest prawd, ilu jest ludzi. Dlaczego jest to możliwe? Bo rozum nie dociera do prawdy, do głębi rzeczy. Język, informacje, wiadomości są z natury wieloznaczne.
W praktyce rozbija to całkowicie życie zbiorowe. Każdy z osobna uważa, że wolno mu mieć swój własny sąd bez dowodów opartych na historii, wartościach, religii. Dobrym przykładem tego jest fakt, że ludzie z PO od początku katastrofy smoleńskiej wyrokują bez dowodów, iż winę ponoszą piloci i prezydent. Jest to zabijanie intelektu. W sztuce dzieło jest bluźniercze tylko dla katolika, dla autorki zarażonej liberalizmem - jest najwyższym arcydziełem. Co gorsza, dotyczy to także sądów, sąd nie jest obowiązany bronić prawdy faktu czy prawa, bo jej po prostu nie ma. Język prawa jest uważany za pluralistyczny, tzn. wieloznaczny, dopuszczający wiele prawd i wiele interpretacji takich, jakie wybierze sobie sędzia. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu mógł nakazać zdjąć krzyż w szkole włoskiej, bo tak organ ten rozumie swoje prawo i nie zmusi go do zmiany wyroku jakaś obiektywna interpretacja prawa, bo takiej nie ma. Jeśli sędziowie występują przeciwko chrześcijaństwu, to nie mogą być za to karceni, bo postępują zgodnie ze swoim rozumieniem prawa. Zresztą, każdemu sędziemu wolno się pomylić, jak w sporcie, ale jego wyrok pozostaje niepodważalny, bo sąd jest najwyższą instancją, a nie ma odniesienia do Boga ani do prawa naturalnego. Jest to tragiczne zapętlenie.
Zresztą w ogóle obiektywna prawda faktu czy interpretacji prawnej zniewalałaby człowieka, odbierałaby mu wolność. O ile w katolicyzmie "prawda wyzwala", o tyle dla ideologii liberalnej nie ma prawdy obiektywnej, a gdyby była, stanowiłaby dyktat. Człowiekowi wolność, także intelektualną, przynoszą dopiero nieprawda, chaos znaczeniowy i taki zbiór sądów, z którego można sobie coś wybrać. Również prawdziwy sens wypowiedzi ogólnie obowiązujący, np. dogmat w religii czy w etyce - to kajdany dla człowieka. Człowiek nie jest jakimś wyższym misterium bytu, lecz jest zwierzęciem, które mówi językiem człowieczym i nadaje sobie sens, jaki chce (J.F. Lyotard, G. Deleuze, R. Rorty, J. Lacan). I tak ideologia liberalistyczna odbiera człowiekowi nie tylko godność, lecz także realność: człowiek to zjawisko istniejące pozornie.
3. Antyuniwersalność. "Wyznawcy" ideologii liberalnej uważają, że należy odrzucić pojęcia: jedności, całościowości i uniwersalności. Są one totalitarne, przemocowe i antywolnościowe. Utrzymywanie jakiejś jedności społecznej czy dążenie do jednomyślności grup społecznych to czysta dyktatura. Jeśli jest coś powszechnego, to tylko prawo jednostki do pełnej wolności zawsze i wszędzie. Trzeba wyzwolenia od jedności i powszechności, które zapoczątkowała filozofia grecka. Należy zaś dążyć do mnogości i różnorodności: rzeczy, prawd, postaw, bo będzie to uwolnienie od logiki, przymusów myślowych, od gwałtów zadawanych od wieków wolności myślenia. Pluralizm, zwłaszcza w naukach ścisłych, rodzi jednak pewne konflikty, dlatego w całej cywilizacji nie trzeba zgody na jakieś jednoznaczne rozwiązania czy normy, wystarczą uzgodnienia, oznaczenie problemów czy "protokół rozbieżności". Rzeczywistość bowiem nigdy nie będzie jednolita i uniwersalna, lecz pozostanie fragmentaryczna, nieciągła i niespójna. Toteż nie ma sensu żadna ogólna wizja całej ludzkości. Nie ma jednego narodu, np. polskiego, nie istnieją: jedno państwo, jedna wspólna historia, tradycja, ojczyzna. To są starożytne mity. Zasadzie ładu, porządku czy harmonii trzeba przeciwstawić chaos, "bóstwo chaosu", panoramę konkretów i szczegółów.
Dążenie chrześcijan do jedności to też błąd i mitologia. Zresztą, według niektórych, katolicyzm jako Kościół i nauka dogmatyczna to faszyzm (Peter Tatchell z Wielkiej Brytanii). Żadne też wyznanie, Kościół czy religia w ogóle nie mogą stanowić wewnętrznej jedności i dążyć do powszechności, bo są wewnętrznie podzielone na jednostki. Tym bardziej nie ma sensu ekumenizm, a dialog międzywyznaniowy winien się ograniczać jedynie do spisywania "protokołów rozbieżności". Na przykład u nas prezydent Lech Wałęsa słusznie i mądrze wzywa UE do budowania na wartościach, z naszego katolickiego punktu widzenia. Ale z punktu widzenia myśli zachodniej, "jedynie słusznej", nie ma wartości obiektywnych, trwałych i powszechnych. Dlatego mędrcy zachodni nigdy takiej propozycji nie przyjmą.
4. Indywidualizm. Według wyznania liberalnego bytem jest tylko jednostka, nie społeczność. Jednostka ma wyłączne prawo do określania prawdy, słuszności, dobra, wartości, moralności, religii. Nie mają zatem znaczenia instytucje, takie jak: społeczność, rodzina, organizacje, państwo, naród. Nierozerwalne małżeństwo i rodzina to błędne mity przeszłości i zniewalanie wolnych jednostek. Życie społeczne to istnienie jednostek obok siebie, a jeśli coś je łączy, to korzyść, interes, przyjemności. Partie, zakłady pracy, koncerny, zespoły artystyczne czy sportowe istnieją realnie, ale tylko dla wspólnego interesu. Państwo natomiast jako ścisły organizm to organizacja przestępcza, to największy przestępca w dziejach świata (M.N. Rothbard, K. Hess, D.D. Friedman). Według bardziej umiarkowanych, państwo może pozostać jedynie jako żandarm i stróż prywatnej własności. Zamiast instytucji wystarczy samo prawo stanowione: "państwo prawa". Nie trzeba władzy ludzkiej, bo władza to ucisk i gwałt (R. von Ihering, P. Laband, G. Jełlinek, A. Esmein). Zresztą jednostka jest najwyższym prawem dla siebie.
W aspekcie sprawczości społecznej wystarczy technika: narzędzia, urządzenia, infrastruktura, komputery, roboty, elektronika. Przeżyła się już klasa robotnicza, chłopska i rzemieślnicza. Wystarczą odpowiednie jednostki obsługujące technikę. Nawet lekarze to tylko indywidualni specjaliści obsługujący aparaturę medyczną. Technika tak opanuje, czy już opanowała naturę i przyrodę, że niemal ją zastępuje. Już teraz narodziny, życie i śmierć człowieka to sprawa techniki. Tak zatem wygląda mentalność i postawa całkowicie antyludzka w naszym znaczeniu, a wynika ona ostatecznie z negacji Boga. Smutne, że także nasz obecny rząd i większość PO myślą i działają w atmosferze tych obłędnych poglądów, choć albo się trochę z nimi kryją przed katolikami, albo ich do końca nie rozumieją.
5. Ateizm i amoralność. W ideologii liberalnej religia to zespół prawd i postaw z gruntu błędnych, natomiast ateizm przedstawia jako bardziej radykalny i konsekwentny niż marksizm. Zdanie, że Bóg istnieje, uważa za pozbawione jakiegokolwiek sensu. Można je jedynie tolerować jako czyjeś subiektywne zdanie. Życie publiczne trzeba wszakże organizować w taki sposób, aby całkowicie z niego wyeliminować religię. Wiara w Boga to bowiem całkowite zniewolenie człowieka, a człowiek wierzący sam siebie pozbawia wolności (J. Derrida, M. Foucault, J. Habermas, Z. Bauman, nowa lewica).
Podobnie Kościół, zwłaszcza katolicki, to czysty totalitaryzm - zniewalający, gwałcący sumienie, tyrański. Jeśli jednak jakiś człowiek wierzy zgodnie z tradycją, to sam absolutnie decyduje o treściach wiary, o dogmatach, sam dla siebie jest wyznaniem, Kościołem, Biblią i autorem kodeksu etycznego. Zadaniem nowej ideologii jest destrukcja prawd wiary, etyki, tradycji, instytucji kościelnych - często we współpracy z masonerią, jak w Stanach Zjednoczonych. Nie istnieje też grzech, a jedynie błąd, niewłaściwość, nieprzyzwoitość, niesprawność, naruszenie prawa stanowionego przez ludzi. Moralność zależy od okazji, sytuacji i kompromisu. Jest ona też pluralistyczna, tzn. dla każdego inna, indywidualna, autonomiczna, harmonizowana z innymi jedynie dla własnej korzyści. Człowiek jest sam sobie dekalogiem. Jeśli dziś zbiega się on częściowo z tym biblijnym, to tylko z przyzwyczajenia albo z obawy przed jakąś anachroniczną zbiorowością.
Stąd wyznawców religii liberalnej do białej gorączki doprowadzają katolickie zakazy aborcji, zapłodnienia in vitro połączonego z zabijaniem embrionów, eutanazji, związków homoseksualnych i innych kwestii, gdyż uważają to za ciemnotę, wstecznictwo i idiotyzm antynaukowy. Podobnie myślą nawet i niektórzy ludzie uważający się za katolików, ale pozostający pod wpływem liberalnej atmosfery. Toteż USA, UE, ONZ, a także inne organizacje międzynarodowe przypuszczają wściekły i totalny atak na Polskę za to, że jeszcze w dużym stopniu przestrzega etyki ewangelicznej. Choć i u nas fani obłędnej ideologii liberalnej wrzeszczą coraz głośniej na Kościół.
Ciekawe jest zjawisko, że niestety Stany Zjednoczone, główne dziś państwo świata, w największym stopniu realizują ową ideologię pod płaszczykiem wolności i demokracji. Jeszcze mają dużo wspaniałych tradycji społecznych i kulturowych, ale już zaczyna wdawać się do nich gangrena nowej ideologii: eliminowanie religii z życia publicznego, szał zabijania nienarodzonych, legalizowanie związków homoseksualnych, ataki na krzyż, Papieża i wszelkie znaki chrześcijańskie. Budzi się idea narodu amerykańskiego, ale wciąż są tam tylko zbiorowości: Anglików, etnicznych Irlandczyków, Żydów, Meksykan, Chińczyków, Włochów i innych, a także podział na korporacje i różne religie.
Otóż okazuje się, że w wielce demokratycznym państwie katolik nie może nigdy zostać prezydentem. Wprawdzie J. F. Kennedy był katolikiem, ale musiał najpierw podpisać, że nie będzie kierował się nauką Kościoła. No i niemal każdy szef państwa od początku musiał należeć do masonerii, co tyczy się także obecnego. W budynkach użyteczności publicznej nie wolno się już modlić, chrześcijanie nie mogą zawieszać krzyża ani nosić medalików, czy też umieszczać gdzieś emblematów chrześcijańskich.
Pojedyncza osoba nic nie znaczy, jeśli nie zwiąże się z jakąś korporacją, orientacją czy grupą, zwłaszcza z masonerią. W większych miastach nie można spokojnie spacerować wieczorami ani pogawędzić dłużej w kawiarni, bo człowiek zostanie pobity albo nawet zabity. Pewien burmistrz, który poskromił gangi uliczne, musiał szybko ustąpić, bo "naruszał wolność obywatelską". Dzieci przynoszą broń do szkoły, i trzeba ją im odbierać, bo strzelają lub nawet zabijają. Z zabójcą rozmawia później tylko psycholog. Zwiększa się liczba ludzi chorych psychicznie, wewnętrznie rozbitych, w depresji i samobójców. Pewien mój znajomy zamówił torty na swoje urodziny. Posłaniec przywiózł je, zastrzelił jubilata i z uśmiechem na ustach wyszedł. Może chory psychicznie? Ale takich w Stanach Zjednoczonych nie wolno leczyć, jeśli sami tego nie chcą. To jest owa "wolność".
W Ameryce dochodzi do dziwnej przemiany wolności słowa. Kiedyś opowiadano, że Amerykanin spotkał się z Sowietem. "Pierwszy mówi: - U nas wolno krytykować nawet prezydenta przed Białym Domem, a u was nie. Na to Sowiet odpowiada: - Ależ tak jest i u nas, wolno krytykować prezydenta Stanów Zjednoczonych nawet na placu Czerwonym". Ale to się już w Ameryce zmieniło. Wolno - i to się tam chwali - lżyć katolickich duchownych i świeckich, ale jeśli ktoś skrytykuje Żyda słusznie, to albo płaci olbrzymią karę, albo traci stanowisko. Podobnie robi się i u nas. Wolność!
I tak nowa ideologia liberalna niszczy wszystko. Nie sposób to opisać, tylko jeszcze raz wspomnę, że ideologia ta natrafiła na bardzo podatny grunt w PO i w rządzie, i konsekwentnie niszczy Polskę jak duchowa powódź: gospodarkę, przemysł, rolnictwo, uniwersytety, kulturę, pamięć historyczną, tradycję, moralność i ducha polskiego, politykę polską i godność Narodu. Czy nie ma już nikogo, kto by ten proces powstrzymał?
Jeszcze raz odpowiedź
Może niekatolicy, którzy nie mają mocno ugruntowanego światopoglądu i systemu, mogą być choćby po części usprawiedliwieni, że przyjmują tak nęcąco wyglądający liberalizm i postmodernizm. Nie sposób jednak wytłumaczyć postawy katolików, którzy otrzymali mocne fundamenty wiary i rozumu. Owszem, dobrze, jeśli przyjmują tę ideologię w wąskim zakresie, jak np. w życiu socjalnym, politycznym i administracyjnym. Ale z chwilą, gdy chcą być liberałami w pełnym zakresie tego terminu, to albo nie wiedzą, co robią, albo zdradzają katolicyzm. Zwykłych ludzi chroni przed taką obłędną ideologią zdrowy rozsądek i mocna wiara. Widać jednak, że gorzej jest z tzw. inteligencją, która była zbyt podatna także na nieludzki marksizm. Nadal trudno zrozumieć, jak niewielka grupa ideologów lub władców może opanować i zniszczyć intelektualnie i moralnie miliony obywateli, jak czynili to choćby Hitler, Lenin, Stalin, Mao, a teraz robią to inżynierowie państwa europejskiego.
PS Niektórzy księża mówią mi, że w pewnych rejonach Lubelszczyzny, np. w Hrubieszowskiem, listonosze przynoszą imiennie adresowane listy do wyborców zawierające reklamę Bronisława Komorowskiego. To już wolno kandydatowi wykorzystywać do kampanii wyborczej całą państwową pocztę? To ma być liberalna demokracja? Ponadto wzywa się do komisji wyborczych wybrane młode osoby, które będą narzędziem PO, a nie przyjmuje się innych. Dlatego nie dziwi, że coraz więcej ludzi obawia się, że wybory mogą być sfałszowane lub przynajmniej zmanipulowane.
W przedstawieniu ideologii liberalistycznej wykorzystałem wiele myśli takich uczonych polskich, jak: J. Bartyzel, H. Kiereś, Z. Sareło, I. Werbiński, P. Góralczyk, Z. Falczyński, J. Warzecha, H. Skorowski, M. Kowalczyk.
Prawda o liberalizmie
Obecnie
Liberalizm jest niechrześcijański
* Liberalizm odsuwa ludzi od siebie. Tolerancja zabiera możliwość wzajemnego wzrastania i pomocy w zakresie moralności.
* Liberalizm nie ma zasad lecz zwyczaj. Zasady liberalne dążą do zabezpieczenia sytuacji braku zasad. Prawo w liberalizmie nie opiera się na moralności lecz zwyczaju. Dlatego liczy się głos większości a wszelkie autorytety poniewiera.
* Liberalizm jest anty-kościelny. Wspólnota Kościoła jest dla liberalizmu niebezpieczna gdyż uczy innej struktury. Bóg wpływa na honor. Honor wskazuje drogę ojczyzny. W liberalizmie przeciwnie - człowiek słucha intuicji. Intuicja słucha większości. Większość słucha mody, TV, guru, gwiazd, krzykliwych ironistów.
* "Kiedy hałaśliwa propaganda liberalizmu, wolności bez prawdy i odpowiedzialności nasila się również w naszym kraju, pasterze Kościoła nie mogą nie głosić jednej i niezawodnej filozofii wolności, jaką jest prawda krzyża Chrystusowego. Taka filozofia wolności jest istotowo związana z dziejami naszego narodu". (Jan Paweł II - Błonia krakowskie 2002)
* "Takimi wymysłami są oprócz innych herezyj jawnych, które z dawnych czasów dotrwały, nowsze, jako to liberalizm i socjalizm. Są one gorsze od dawnych, bo obłudnie wmawiają w ludzi nieopatrznych i wiarę św. nie dość znających, że można być liberałem, nawet socjalistą, a zarazem pozostać katolikiem. Wierutne to kłamstwo, bo Kościół św. wielokrotnie potępił główne zasady tak liberalizmu, jak i socjalizmu, i ktokolwiek tych zasad się trzyma, ten odstąpił Boga i prawdy Jego." (o. Henryk Jackowski SI, Ewangelie Niedzielne i Świąteczne, Kraków 1923r)
* "Wolność liberalizmu jest zupełnie inna: wolność tę swoją opiera on nie na prawie Bożym, ale na prawie będącym wyrazem powszechnej woli ludzkiej; Bóg nie wchodzi do pojęcia wolności liberalistowskiej, istotą tej wolności jest niezależność względem Boga; jest tedy ta wolność nie wolnością dobra, ale wolnością zła. Wprawdzie w samej możności swobodnego działania dobrze spoczywa możność robienia źle, ale liberalizmowi chodzi nie o tę fizyczną władzę człowieczą, ale o prawo robienia źle, to jest o prawo gwałcenia prawa. W oczach jego wolność nie jest wyzwoleniem od przeszkód, tamujących człowiekowi drogę do szczęścia, ale jest wyzwoleniem od wszelkiego prawa, przeszkadzającego człowiekowi do własnej jego zguby. Wolność taka jest oczywistą niedorzecznością."
(bp. Michał Nowodworski "Liberalizm" w: Encyklopedia Kościelna, Warszawa 1879)
Żadna kultura, żadne państwo nie potrwa długo bez mocnej religii i bez religijnej moralności, bez której "narody popadają w szał"
Błędna liberalizacja Kościoła i Polski
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Socjolog i filozof niemiecki Jürgen Habermas rozwija teorię "społeczeństwa otwartego", tzn. pozostającego w pełnej komunikacji ze współczesnymi kierunkami życia i myśli. Pojęcie to wielu katolików odniosło także do społeczności kościelnej, żądając zarazem, by "nowoczesny" Kościół dostosował się odpowiednio do współczesności, głównie do liberalizmu.
Liberałowie stawiają często zarzut, że Kościół katolicki zachowuje się jak oblężona twierdza: boi się świata, ucieka od niego i broni się przed nowoczesnością. To znaczy, że nie chce ustąpić, przynajmniej częściowo, z "dawnych" prawd wiary, kodeksu etycznego, nauki, tradycji, dyscypliny prawnej i sposobów działania. Taki Kościół nie przynosi swym członkom spodziewanych owoców i staje się przeszkodą w budowaniu dziś świata globalnego, pluralistycznego i ekumenicznego. Nie powinien zatem bronić dawnych swych pozycji, powinien poddać się pełnej krytyce i samokrytyce, wyłożyć swoje błędy i grzechy i stać się bliski ludziom jak najbardziej grzesznym.
Jednak są to postulaty wrogie i perfidne, wynikają one albo z nieznajomości istoty Kościoła Bożego, albo właśnie z chęci zniszczenia go. Owszem, Kościół winien korzystać w swej ludzkiej szacie ze wszystkich prawdziwych osiągnięć świata, które pozwalają lepiej interpretować objawienie Boże, ale nie może wyrzec się swej nadprzyrodzonej tożsamości i porzucić objawienia na rzecz przemijających, omylnych mniemań ludzkich i "fałszywych baśni" (1 Tm 1, 4). Przytoczę tu jedno z doświadczeń. Otóż wiele rzekomo obiecująca, marksizująca "teologia wyzwolenia" w Ameryce Łacińskiej nie przyniosła oczekiwanego ożywienia Kościoła, lecz parafie, w których była głoszona i realizowana, szybko prawie całkowicie zamarły (bp Wilson Moncayo Jalil, Santo Domingo, ks. Dariusz Jaworski). Także blisko nas opierający się na liberalizmie "Reformkatholiken" (Katolicy reformistyczni) w Niemczech i "Wir sind die Kirche" (To my jesteśmy Kościołem), świeccy w Austrii, prowadzą Kościół do ruiny.
Dialog, ale bez naiwności
W UE i w Polsce mówi się głośno, że Kościół ma pełną wolność, nic mu z zewnątrz nie grozi i może się swobodnie rozwijać. Jednak jest to albo oszustwo, albo głupota. Przyszedł czas, że ks. kard. Stanisław Dziwisz, człowiek pokoju, dialogu i zgody, musiał publicznie powiedzieć: "Dlaczego pojawiła się wrogość wobec Kościoła? Dlaczego chce się pozbawić go głosu? Dlaczego chce mu się odmówić prawa obecności w życiu narodu?" (10.10.2010 r.).
Rzeczywiście, różne wrogie siły zewnętrzne i wewnętrzne przystąpiły, zwłaszcza po 10 kwietnia br., do systematycznego niszczenia wolności Kościoła, a także Polski, ugrupowań i instytucji narodowych, jak PiS i NSZZ "Solidarność", a także ośrodka toruńskiego. W tym samym czasie wielu urzędników UE żali się, że w Parlamencie Europejskim dochodzą zbytnio do głosu ludzie wierzący, przede wszystkim z Polski. Uważają zatem, że należy przyspieszyć sekularyzację, a w końcu ateizację publiczną Polski i w tym duchu oddziałują na różne ugrupowania, ośrodki i osoby wrogie lub przynajmniej niechętne Kościołowi.
Głoszono dotąd, że w UE masoneria nie ma większych praw niż Kościoły. Ale oto faktycznie masoneria została, w przeciwieństwie do Kościołów, dopuszczona oficjalnie do rządów unijnych. Ostatnio, 15 października, najwyżsi dygnitarze UE: przewodniczący KE José Manuel Barroso, "prezydent" UE Herman van Rompuy i przewodniczący PE Jerzy Buzek, spotkali się oficjalnie z przedstawicielami międzynarodowej masonerii, żeby wolnomularstwu nadać pełny status prawny w UE i pozwolić rozwijać akcje "humanitarne", przy czym przyjęli milcząco antyreligijną postawę masonerii. Jest to już poważna sprawa, takich i podobnych jest coraz więcej.
W duchu liberalizmu czynione są ciągle próby pluralizacji Kościoła katolickiego, żeby go podzielić na różne części w jego substancji i doktrynie, jak to zrobił protestantyzm, który w ciągu wieków podzielił się na prawie trzysta odłamów. W Kościele powinna być wielka różnorodność i bogactwo życia, ale wewnątrz musi on pozostać jeden i ten sam, spójny i niepodzielny, taki, jaki wyłonił się z Jezusa Chrystusa i Jego dzieła odkupienia. Liberalistyczna i postmodernistyczna idea pluralizmu nie we wszystkim może być stosowana. Okazuje się ona błędna np. w wielokulturowości państwowej. Francuzi, Niemcy, Holendrzy, Brytyjczycy, Włosi biją już na alarm z tego powodu, że coraz liczniejsi imigranci - we Francji jest ich już 8 milionów, głównie muzułmanów - nie chcą się akulturować, są obcym, dokuczliwym ciałem w państwie, stanowią siedliska przestępców. Młode pokolenie imigrantów jest często rozwydrzone, zbuntowane, uprawia chuligaństwo, zażywa narkotyki, dopuszcza się aktów wandalizmu (palenie samochodów, sklepów, szkół), nie mówiąc już o ustawicznych kradzieżach. Wieczorami ludzie boją się wychodzić na ulice. Lepiej te sprawy rozwiązywali starożytni Egipcjanie i Rzymianie, którzy tzw. barbarzyńców osadzali na wyznaczonych ziemiach, a mężczyzn chętnie przyjmowali do armii. Kościół katolicki od samego początku uznał za naczelne zadanie Chrystusowe zachować wewnętrzną jedność i dlatego utrzymał swoją tożsamość do dziś, a wszystkie inne instytucje z czasem upadły.
Dlatego ludzie przyjmujący pełny liberalizm nie są integralnymi katolikami. Często ich postawa kompromisu wobec błędu i zła jest zdradą. Niedorzeczna jest np. opinia pewnego watykanisty (Giacomo Galeazzi), że opóźnianie beatyfikacji Jana Pawła II jest spowodowane m.in. tym, jakoby "miał obsesję walki z komunizmem i ateizmem wszelkimi środkami", co miało się przejawiać szczególnie w popieraniu przezeń takich "fundamentalistycznych" ruchów, jak Opus Dei, Comunione e Liberazione i Legionari di Cristo (Legioniści Chrystusa). Cóż to byłby za Papież, czy w ogóle katolik, gdyby popierał komunizm sowiecki i ateizm?
Istotnie, wzorem "otwartości" religijnej dla liberałów, zwłaszcza feministek, jest np. Szwedka Ewa Brunne, biskup Kościoła ewangelicko-luterańskiego w Sztokholmie: kobieta, a biskup, ma dziecko - bez głupiego męża - może z in vitro, nie ma studiów teologicznych i Pismo Święte Nowego Testamentu uważa za zbiór bajek, z wyjątkiem kilku zdań o Chrystusie ("Duży Format", 25.02.2010 r.). I zabiera się do reformowania i "odradzania" swego Kościoła. Nie chce być "oblężoną twierdzą".
Nie jest możliwy jakikolwiek dialog katolików z ludźmi głęboko niemoralnymi, z nurtem, który nazywają u nas eufemicznie "liberalizmem obyczajowym". Składają się na niego: powszechne zakłamanie, panseksualizm, demoralizacja dzieci i młodzieży, przestępczość, brutalność, złodziejstwo, pogoń za pieniądzem, korupcja, niszczenie rodziny, odrzucanie wszystkich wyższych wartości itd., itd. Nie sposób wszystkiego wyliczyć. Z przerażeniem odkryliśmy to u naszych band atakujących czcicieli krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Było to coś potwornego, na dodatek okazuje się, że czynili wszelkie plugastwo za wiedzą i zezwoleniem pobożnej prezydent Warszawy, a służby porządkowe otrzymały zalecenie, żeby nie karać nikogo ze zdziczałych napastników. Wtórowały im - i ciągle wtórują - chóry eseldowców, ateistów i liberałów. I podobno po tym wszystkim władze nasze spokojnie przystępują do Komunii Świętej. Nie sposób tego pojąć.
Zresztą nieraz całe kręgi społeczne poganieją i dziczeją, co widać dobrze w internecie, ale nie tylko. Oto np. po otrzymaniu przez Katolicki Uniwersytet Lubelski wysokiej oceny naukowej od ministerstwa, wyższej niż uzyskana przez inne uniwersytety lubelskie, rozległy się głosy bardzo podobne do głosu owych napastników na czcicieli krzyża: że uczelnia katolicka nie powinna mieć ani praw, ani subsydiów państwowych, że katolicy są obywatelami niższej klasy, że nauki na KUL, nawet te ścisłe, to mity i bzdury, że cały uniwersytet powinien zostać wysłany na Marsa itp. Oto nasza "nowa" kultura. Pytanie, czy taka kultura była już dawniej, a teraz się obnażyła, czy też powstała w 20-leciu.
"Liberalizm obyczajowy", "postępowy" szerzy się niemal wszędzie. Na przykład niemal wszystkie dziedziny sportu zniszczone są przez korupcję. Oto podobno Polacy i Ukraińcy dali władzom UEFA, jak podają gazety zachodnie, 11 mln euro za przyznanie nam Euro 2012, choć finansowo nasze państwo nic na mistrzostwach nie zarobi, raczej straci. Do czego to prowadzi liberalizm ateistyczny. Z kolei mistrzostwa świata w siatkówce zostały tak zmanipulowane, że niektóre zespoły tylko udawały, że grają, by trafić potem na łatwiejszego przeciwnika. A zamiast braw były gwizdy i buczenie. Dziś już nikt nie kieruje się obiektywizmem. W liberalizmie nie ma kryteriów obiektywnych, podobnie człowiek zdumiewa się, że Komitet Noblowski nagrodził trzech ekonomistów, którzy - jak mówią media - odkryli m.in., że wyższe zasiłki dla bezrobotnych powodują wyższe bezrobocie. Przecież wie o tym każdy myślący robotnik.
Liberalizm wzmaga zarzuty, także u nas, że katolicy są nietolerancyjni i nieekumeniczni, w przeciwieństwie do innych wyznań chrześcijańskich. Ale przypomnijmy sobie, że oto tolerancyjni anglikanie brytyjscy urządzili 30 stycznia 1972 r. w Londonderry "krwawą niedzielę", zabijając 14 katolików, uczestników marszu pokoju, tylko za to, że byli katolikami, bo nigdy nie strzelano do pochodów protestanckich, choć często prowokacyjnych. W czasie trwającego 12 lat procesu żołnierze mówili, że katolicy zagrażali ich życiu. Dopiero premier David Cameron 15 czerwca 2010 r. przeprosił katolików za zbrodnię. Ale to i tak coś, u nas nikt nie przeprasza za napaści na czcicieli krzyża.
Różne inne podstępy
Mówiono nam, że gdy wejdziemy do liberalnej Unii, to nie tylko skorzystamy gospodarczo, ale i umocnimy naszą tożsamość i suwerenność. Tymczasem nowa sytuacja gospodarcza doprowadziła do zniszczenia u nas całych dziedzin gospodarczych i gałęzi przemysłu. Oto okazuje się, że UE traktuje ziemie polskie nie jako polskie, lecz jako unijne, brukselskie. Między innymi Komisja Europejska zaskarżyła Polskę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, twierdząc, że polskie prawo geologiczne i górnicze jest niezgodne z unijnym. Jeżeli ETS przyzna rację Komisji, wtedy może się okazać, że licencje na poszukiwania u nas złóż gazu łupkowego są wydawane nielegalnie ("Gazeta Polska", 20.10.2010 r.). Teraz przypomina się nam, że José Manuel Barroso już od początku nakłaniał nasz rząd, żeby nie szukać tego gazu, bo będzie to ze szkodą dla Rosji. Widać, jak tragiczna jest nasza polityka międzynarodowa, mimo że Lech Kaczyński nie przyjął dla Polski Karty Praw Podstawowych, ale faktycznie została już ona u nas podstępnie wprowadzona.
Typową nielogiczność i pokrętność postmarksistowsko-liberalną reprezentuje u nas SLD. Triumfalny przewodniczący tej partii chwali się na całą Polskę, że tylko oni nie przejawiają żadnej agresji, tymczasem ciągle, i to coraz gwałtowniej, atakują katolików stanowiących ok. 95 proc. Narodu i chcą z powrotem odebrać Kościołowi mienie zrabowane kiedyś przez ich antenatów, teraz odzyskane w dużej mierze, lecz przez SLD uznane za ukradzione państwu, czyli są oni za całkowitym zniszczeniem lub obezwładnieniem instytucji Kościoła w Polsce. Podobnie popieranie zabijania dzieci poczętych, zarówno w aborcji, jak i w metodzie in vitro, uważają za swój pacyfizm, łagodność i miłość do człowieka. Co się tym ludziom porobiło w głowach i w sumieniach!
SLD dziedziczy wyraźnie postawę komunistów. Pamiętam, jak w roku 1952 UB zajął Ojcom Bernardynom w Radecznicy całą posiadłość wraz ze szkołą, do której uczęszczałem w roku 1944 jako tajnego gimnazjum. Była to kara za popieranie w czasie wojny AK, a potem WiN. Zbiegającym się chłopom UB powiedział, że zakonnicy zbudowali tę posiadłość z ich krwawicy, że okradli okoliczne wsie i że ostatnio poparli bandytów. "Odtąd - dodał - posiadłość i klasztor będą pożyteczne, bo będą służyły jako szpital dla psychicznie chorych". I tak zostało do dziś. Oto cała perfidia, odnawiana i dziś. Można też wspomnieć, że SLD zaskarżył ustawę o święcie Trzech Króli do Trybunału Konstytucyjnego, a zrobił to z czystej, "nieagresywnej" złośliwości pod adresem katolików, a wbrew swemu programowi, gdyż święto jest korzystne dla robotników.
Pan prezydent jeszcze raz umocnił swoje liberalne poglądy na stosunki państwo - Kościół, mianując wielu członków nieboszczki Unii Wolności na wysokie stanowiska i urzędy państwowe. A pamiętamy, że UW opowiadała się właśnie za liberalizacją Kościoła, za przejęciem większości władzy w Kościele przez świeckich, za dużym kompromisem w dziedzinie wiary i moralności, a wreszcie przeciwstawiała się ideom narodowym Prymasa Stefana Wyszyńskiego (por. A. Nowak, "Nasz Dziennik", 23-24.10.2010 r.). Teraz rozumiemy, że usunięcie przez prezydenta krzyża upamiętniającego katastrofę smoleńską sprzed Pałacu Prezydenckiego nie było przypadkowe i nie wywodziło się jedynie z nienawiści do idei Lecha Kaczyńskiego. W tym kontekście obawiam się, że już i nowy zarząd NSZZ "Solidarność" nie będzie się troszczył o Polskę i o Kościół, a jedynie o płace dla robotników.
W kraju wybuchła nagle wielka agitacja za metodą in vitro, zapewne po to, żeby podburzyć ludzi przeciwko Kościołowi i osłabić jego wpływ na wybory samorządowe i - w przyszłym roku - parlamentarne. W parlamencie złożono sześć projektów ustawy, z których do dalszego procedowania wybrano pięć. Prezydent i premier już się opowiedzieli za projektem bardzo liberalnym, choć uważają się za katolików. Rozumni bioetycy przestrzegają, że zapłodnieniu in vitro towarzyszy zabijanie licznych innych embrionów. Ludzie nieodpowiedzialni atakują władze kościelne, że zabierają publicznie głos w sprawach rzekomo czysto politycznych, które do nich nie należą. Zwolennicy in vitro uważają się za bogów i drwią sobie z Boga prawdziwego. Nie rozumieją, że embrionów nie można zabijać, i uważają, że te zakazy wywodzą się z religii, a nie z nauki i rozumu. Ulegają ateizmowi. No i ciągle ten niski stan intelektualny. Na przykład ktoś dowodzi, że jest niż demograficzny, a co piąte małżeństwo jest bezpłodne, więc trzeba podnieść populację, żeby następni mogli otrzymać emeryturę, ale jednocześnie ten ktoś jest za masową aborcją. Jak podają media, być może połowa społeczeństwa katolickiego nie widzi problemu w zabijaniu poczętych dzieci, byle "wyprodukować" sobie dziecko.
Niektórzy powiadają: niech księża nas nie pouczają, bo my mamy swoje sumienie. I znowu nie rozumieją, że sumienie jest ściśle związane z normami moralnymi, opiera się na rozumie i musi być kształtowane. Najwięksi zbrodniarze też mieli i mają sumienie, ale błędne, i co z tego wynika. Jeszcze inni powiadają, że zezwolenie na in vitro należy wydać, a katolicy po prostu nie muszą z tego korzystać. Ci ludzie nie mają zmysłu społecznego, nie rozumieją, że złe prawo pomaga złu i wytwarza złą mentalność społeczną. Warto przypomnieć, że żydowscy trockiści tak podburzyli młodzież całej Francji w roku 1968, że chcieli zniszczyć kulturę chrześcijańską, aż prezydent Charles de Gaulle musiał sobie zapewnić pomoc armii gen. Jacques'a Massu. Podobnie i dziś społeczeństwo francuskie daje się tak ogłupić, że gotowe jest popełnić samobójstwo państwowe, byle nie przedłużyć wieku emerytalnego o dwa lata, i w tych protestach biorą udział nawet dzieci. Jeszcze inni powiadają, że twórca metody in vitro prof. Robert Edwards przecież otrzymał Nagrodę Nobla, tak jakby nagroda oznaczała etyczną poprawność. Przypomnę, że i Adolf Hitler po ugodzie monachijskiej w roku 1938, a więc tuż przed wszczęciem przezeń wojny światowej, miał otrzymać Pokojową Nagrodę Nobla. I co? Nagroda Nobla miałaby oznaczać, że Hitler jest moralny?
Mentalność społeczna narodu i państwa kształtuje się bardzo długo i jest niezwykle trudna do udoskonalenia, nawet dla chrześcijan. Oto przykład. Na początku roku 2010 zrodziła się wspaniała idea, zapewne z sugestii Władimira Putina, żeby dokonać pojednania Cerkwi rosyjskiej z Kościołem polskim, na wzór naszego pojednania z Niemcami. Na czele polskiej komisji wstępnej stanął znakomity dyplomata Prymas Henryk Muszyński, a na czele komisji rosyjskiej biskup ds. zagranicznych Cerkwi Hilarion. Jednak, niestety, z miejsca powstały poważne trudności mentalnościowe. Oto wstępna wersja deklaracji ze strony rosyjskiej proponuje m.in.: po pierwsze - żeby strona polska potępiła rok 1920, chyba łącznie z przeproszeniem za pobicie Armii Czerwonej, za rzekome wymordowanie jeńców sowieckich i za odzyskanie ziem za Bugiem; po drugie - żąda się potępienia i likwidacji unii brzeskiej z roku 1596, odebrania unitom świątyń i majątków i przekazania ich Cerkwi prawosławnej. Była też przy tym jakaś przestroga dla prawosławnych, że poważna dyskusja o papiestwie będzie świętokradztwem. W rezultacie czekamy chyba tylko na wielką ingerencję Ducha Świętego.
Jeszcze dwa wielkie problemy. Pierwszy to zaciekła agresja społeczna, polityczna i kulturowa, wypływająca głównie z natury postmarksizmu i liberalizmu. Prym w tej agresji wiodą SLD, PO i inne ośrodki ateistyczno-liberalne. Walkę na śmierć i życie z solidarnościowym PiS rozpoczęła w roku 2005 Platforma Obywatelska. Zdawało się, że ta agresja skończy się po objęciu przez PO pełnej władzy, ale tak się nie dzieje, przeciwnie: agresja się zaostrza tak, jakby była z jakiegoś wielkiego mandatu światowego. Do zenitu doszła po śmiertelnym zamachu na siedzibę łódzkiego Okręgu PiS z wyraźną intencją zabicia Jarosława Kaczyńskiego i "zamordowania" PiS. Zrodziła się pilna konieczność uspokojenia napięcia, jednak PO robi tylko gesty pozorowane tak, jakby nie było w niej mężów stanu. Ale tacy mężowie muszą się znaleźć. Przy tym ogół społeczeństwa zdaje się sądzić, że w tej walce PO z PiS chodzi tylko o sprawy personalne, i nie dostrzega, niestety, że chodzi o coś znacznie więcej, a mianowicie o profil i o przyszłość Polski (Wojciech Kołątaj). Sytuacja wydaje się bez wyjścia: czekamy na charyzmatycznych przywódców.
Drugi ogromny problem to katastrofa smoleńska i proces jej badania. Sprawy toczyły się z pewnymi nadziejami. Ale oto od kiedy Rosjanie odmówili nam dostępu do podstawowych źródeł poznawczych, powstało nieodparte wrażenie, że coś ważnego świadomie ukrywają, a tylko zwodniczo zrzucają całą winę na pilotów, mgłę, brak znajomości rosyjskiego oraz na bezpośrednią lub pośrednią ingerencję prezydenta Kaczyńskiego, co zresztą powiedzieli już godzinę po katastrofie. W tej sytuacji musi wystąpić wreszcie nasz rząd. I, na Boga, uczyńcie to, bo powstanie ogólna opinia, że katastrofę spowodowali Rosjanie, choćby nie było to zupełnie tak, i nasze stosunki z Rosją znowu bardzo się oziębią na dziesiątki lub setki lat, a obecny nasz rząd będzie w wiecznej niesławie. Żadne obce państwo nie zechce nam pomóc w badaniach, bo nie zamierzają zadzierać z wielką Rosją. Polityka światowa jeszcze nie zna słowa "moralność". A Rzeczpospolita Polska, która często kierowała się moralnością, przegrywała.
Gdy obserwuje się całość kultury zachodniej, to się dostrzega, że chyli się ona ku upadkowi, choć może jeszcze obumierać przez paręset lat. Głównym powodem jest odrzucenie Boga i etyki. Wprawdzie wielka cywilizacja zachodnia podtrzymuje jeszcze życie kultury duchowej, ale powstaje taki rozziew między jedną a drugą, że upadek kultury pociągnie za sobą upadek cywilizacji, także technicznej. Przychodzi zatem zaduma, czy wielcy Sumerowie, Babilończycy, Egipcjanie, Hebrajczycy i Grecy nie mieli pewnej racji, gdy uczyli, że wielkie kultury i społeczeństwa z wiekami się degenerują intelektualnie i moralnie, aż przyjdzie na nie w końcu ogromna katastrofa w postaci kary Bożej: potop, "Oko śmierci", ogień, kataklizm globu. Platon przekazał podanie, że na 8 tysięcy lat przed Solonem (VI w. przed Chrystusem) na wyspie Atlantyda istniała bardzo wysoka cywilizacja, ale z niską kulturą duchową. Jednak po długim czasie ludzie tak się zdegenerowali, że doszło do kataklizmu wyspy i ocean pochłonął ją na zawsze.
W każdym razie żadna kultura, żadne państwo nie potrwa długo bez mocnej religii i bez religijnej moralności, bez której "narody popadają w szał" (Jr 51, 7). Dlaczego tak wielu ludzi nie kocha Boga, Kościoła, Ojczyzny i wszystkich bliźnich? Trzeba się gorąco modlić za całe społeczeństwo polskie. Trzeba i politykom wyrywać się z karuzeli spraw małych, przemijających i zwodniczych. Inaczej przyszłe pokolenia zapomną i o nas jako małych ludziach, a wielkich egoistach.
Krzysztof Kawęcki: "Tu solus sanctus, Tu solus Altissimus Jesu Christe"
Arcybiskup Marcel Lefebvre pisał: „wiara utwierdza w nas, a fakty pokazują, że historia ma jeden podstawowy wyznacznik: Wcielenie, Krzyż, Zesłanie Ducha Świętego; i przeżywała ona swój pełny rozkwit w społeczeństwie katolickim, czy było nim imperium Charlemagne'a czy republika García Moreno. A kiedyś nadejdzie wyznaczony czas, i dotrze ona do swego kresu, gdy liczba wybranych się dopełni, ale najpierw przyjdzie wielkie «odstępstwo»; czyż nie teraz to przeżywamy” .
W tych słowach arcybiskup Lefebrve przypomniał naukę Kościoła, że państwa podlegają władzy Chrystusa i rządy państw winne są Jemu cześć i posłuszeństwo. To, co było przez wieki oczywiste dla katolików, zostało zakwestionowane przez ideologię oświecenia, która zainspirowała tzw. katolików liberalnych. Pierwsza ich grupa zorganizowała się wokół założonego w 1830 roku przez księdza Félicité de Lamennais pisma „L'Avenir”. Poglądy katolików liberalnych zostały sformułowane w 1890 roku na kongresie w Angers, zwołanym z inicjatywy biskupa tego miasta. Tzw. szkoła z Angers przeciwstawiała się tendencjom katolików społecznych, zwanych także szkołą z Liège. Głównym założeniem była wolność osobista i wolność korporacji . |