ZOBACZ TAKŻE:
"Jakby spadła na mnie szafa
z książkami"
Joint venture z Bogiem
Śmierć czy kenoza? - w
odpowiedzi na artykuł "Bóg
umarł"
Bóg umarł!
Wiara nie jest intelektualnym samobójstwem
Ks. Wacław Hryniewicz
Doświadczamy w życiu nie tylko zła, ale także dobra i piękna.
Możemy zatem pytać nie tylko: „Skąd zło?”, ale również: „Skąd
dobro i piękno?”. Skąd radość na obliczu ludzi czyniących dobro?
Skąd miłość?
Szanuję przekonania ludzi inaczej myślących, zarówno wierzących, jak niewierzących.
Uczyłem się tego w dialogu, w ciągu wielu lat oddanych ekumenii. Mam przyjaciół wśród
niewierzących. Dlatego z życzliwością czytałem
artykuł prof. Jana Hartmana o „złej
nowinie” i „śmierci Boga”
(„TP” nr 5/10). Podziwiam odwagę i otwartość Autora
w ujawnianiu własnych myśli. Nie chciałbym, aby w moich refleksjach zabrzmiała
jakakolwiek nuta agresywności czy urażonych przekonań religijnych, skłaniających do
wymuszonej apologii.
Przy takich tekstach łatwo o nieporozumienia. Zaskoczyło mnie to, że pisząc okrągłymi i wypolerowanymi sentencjami,
Hartman budzi złudne poczucie „oświeconej racjonalności”, „oświeconej samowiedzy”, intelektualnej uczciwości i logicznej
spójności. Jeśli jednak wmyślić się głębiej w tok jego wywodów, okazuje się, że opierają się w dużej mierze na pospiesznych
wnioskach i niewiarygodnych uogólnieniach. Błyskotliwość stylu i sugestywność nie są w stanie przesłonić luk w sposobie
argumentacji. Poważna debata wymaga innego stylu, innego podejścia. Przyznaję, że radykalne sądy Hartmana skłaniają do
myślenia o sprawach wiary w sposób krytyczny. W tym sensie mogą być pożyteczne, choć budzą wiele zastrzeżeń,
wyszczególnionych już w
odpowiedzi abp. Józefa Życińskiego
(również „TP nr 5/10).
Nie ma niczego za zasłoną?
Według prof. Hartmana, mentalność nowożytna i nowoczesna zatruwa wiarę i definitywnie ją uśmierca. Ma jedynie charakter
destrukcyjny dla religii. Czy tak jest istotnie? Jestem przekonany, że każdy czas, nawet najtrudniejszy, nie wymknął się,
mówiąc metaforycznie, z ręki Boga. Przynosi nie tylko wyzwania i trudności, ale także niespodziewane szanse i bodźce do
odkrywania nowych możliwości.
Jean Delumeau, wybitny francuski historyk kultury, religii i mentalności nowożytnej, mówił niedawno w wywiadzie: „Czy
historia niesie przesłanie nadziei? (...) Leibniz pytał: jak to się dzieje, że jest raczej coś niż nic? Nauka nigdy nie będzie
w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Jest to więc zaproszenie do szukania sensu wszechświata, do zapytywania, czy przed
Wielkim Wybuchem, u początków, nie było jakiegoś Boga. Tego pytania nigdy nie unikniemy. Wykracza ono poza dziedzinę
nauki, poza czas i przestrzeń. Czy poza czasem i przestrzenią nic nie ma? (...) Hans Küng napisał niedawno (...) w książce (...)
»Mały traktat o początku wszystkich rzeczy« słowa skierowane do naukowców wyznających poglądy materialistyczne: »Ten,
kto nie może zobaczyć, co jest za zasłoną, nie ma prawa powiedzieć, że tam nie ma niczego«. To zdanie niezwykle celne
i prawdziwe. (...) Jeżeli wszechświat i życie człowieka mają sens, filozofia powie, że trzeba go szukać po stronie Boga i w tym
momencie wyciąga rękę do religii, to jest do Objawienia. Istnieje więc droga (powiedziałbym: logiczna) od doświadczenia
naukowego do refleksji filozoficznej i akceptacji Objawienia. Objawienia, które ponad nauką, ponad refleksją filozoficzną
przynosi ostatecznie konkluzję: że człowiek był chciany, a więc ma przeznaczenie, które dał mu Bóg. Tak: Bóg chciał
człowieka, a więc wszelkie nadzieje są możliwe” („Znak” nr 650-651/09).
Mądrość nie jest apodyktyczna
Nie widzę w refleksjach prof. Hartmana głębszego zrozumienia dla apofatycznej tradycji chrześcijaństwa (tzw. teologii
negatywnej). To, co pisze o Pseudo-Dionizym, Mistrzu Eckharcie czy Mikołaju z Kuzy, iż „nauczyli nas prawić (!) o Bogu” tak,
że w ogóle o Nim nic sensownie powiedzieć nie można, jest uproszczeniem. Dodam, że rozum i racjonalność także są różne.
Obok racjonalności dyskursywnej istnieje również racjonalność intuicyjna, wnikająca w głąb rzeczywistości. Istnieje także
racjonalne zaufanie człowieka.
W skrajnie pesymistycznych i złudnie klarownych wywodach Hartmana jest to jedynie racjonalność jednowymiarowa,
a w dodatku apodyktyczna („nie będzie ani odkupienia, ani kary, bo Bóg nie żyje”, „wszystko jest bez sensu”). Zbyt wiele
chyba jeszcze w jego przekonaniach wiary w siłę samego rozumu. Nie dostrzega on, że wiara idzie w parze nie tylko
z rozumowaniem dyskursywnym, ale także z wglądem intuicyjnym, który dostrzega fundamentalne prawdy w wewnętrznym
olśnieniu.
Dlaczego ten świat miałby być jedynym rzeczywiście istniejącym? Żadna z nauk ścisłych nie jest w stanie dać odpowiedzi na
tego rodzaju pytania. O tych sprawach możemy mówić w racjonalny sposób jedynie dzięki mądrej refleksji filozoficznej
Wiara nie jest intelektualnym samobójstwem / Łyk teologii / Duchowość...
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/lyk-teologii/art,65,wiar...
1 z 2
2010-11-29 11:48
1
2
tego rodzaju pytania. O tych sprawach możemy mówić w racjonalny sposób jedynie dzięki mądrej refleksji filozoficznej
i teologicznej.
W wywiadzie rzece Leszek Kołakowski mówił z prostotą mędrca: „Wolno nam wierzyć, że cały świat naszego doświadczenia nie
jest realnością ostateczną. (...) Tak, ja w to wierzę. A nawet mam ochotę powiedzieć – ja to wiem. No, ale gdybym tak
powiedział, ktoś mógłby zażądać, żebym to udowodnił. A tego udowodnić nie można w takim sensie, w jakim można
udowodnić, że trzy kąty trójkąta są równe dwóm kątom prostym albo że odległość Księżyca od Ziemi wynosi tyle to a tyle mil.
Więc mówię: ja w to wierzę... (...) Mam poczucie, że wiem, iż świat naszego doświadczenia jest przejawem świata Ducha. Jak
się ma ten świat niewidoczny – albo prawie niewidoczny, bo bywa doświadczany tylko w niepewnych i bardzo rzadkich
chwilach – do świata doświadczenia codziennego, nie potrafimy powiedzieć. Ale mamy jego intuicję. Wszystkie religie tę
właśnie intuicję fundamentalną obudowują wielością rozmaitych dogmatów i mitów (...). Ale taka intuicja fundamentalna jest
obecna” („Czas ciekawy, czas niespokojny”, cz. II).
Wiara nie jest intelektualnym samobójstwem
Duże wrażenie wywarła na mnie niedawno lektura książki „Język Boga”. Francis S. Collins, szef międzynarodowego zespołu
realizującego projekt poznania genomu człowieka (czyli kodu życia otrzymywanego w DNA drogą dziedziczenia, zawierającego
instrukcje budowy i działania ludzkiego organizmu), usiłuje w niej obalić przekonanie, że badacz przyrody nie może poważnie
wierzyć w Boga. Wykazuje, że wiara w Boga to nie sentymentalny nonsens czy urojenie, lecz konsekwencja całkowicie
racjonalnej decyzji.
To on apelował do ludzi sceptycznych o mądre podejście do problemu rozumu i wiary: „Czy obawiacie się, że wiara w Boga
wymaga pogrążenia się w irracjonalizmie, kompromisu wobec logiki, a nawet intelektualnego samobójstwa? (...) Czy
zniechęciła was obłuda zachowania tych, którzy deklarują głęboką wiarę? Jeśli tak, proszę ponownie: pamiętajcie, że czysta
woda duchowej prawdy przechowywana jest w zardzewiałych pojemnikach zwanych istotami ludzkimi, nie powinno więc nas
dziwić, że czasami ta fundamentalna wiara ulega poważnym zniekształceniom. Dlatego nie uzależniajcie swojej oceny wiary od
tego, co widzicie w postępowaniu poszczególnych ludzi czy instytucji kościelnych. Niech wynika ona z ponadczasowej
duchowej prawdy, jaką prezentuje wiara. (...) Życie jest krótkie. (...) Nie odkładajcie rozmyślań na te tematy o odwiecznym
znaczeniu aż do chwili, kiedy jakaś katastrofa życiowa czy podeszły wiek zmusi was do dostrzeżenia duchowego ubóstwa
własnego życia”.
Samoograniczenie Boga
To prawda, że Bóg dał się wykluczyć ze świata. Jawił się oczom ludzi jako słaby i pozbawiony mocy działania. Wydarzenie
śmierci Chrystusa pokazało, że mamy do czynienia z Bogiem, który potrafi się wycofać i pomniejszyć. Nie jest to Bóg natrętny,
który ludziom przeszkadza i konkuruje z człowiekiem w dziejach świata. Nie rozkazuje, lecz zaprasza do relacji wzajemności.
Ogranicza swoją wszechmoc. Nie przestając być wszechmocny, może stać się, w pewnym sensie, także wszechsłaby. To
biblijny temat kenozy Chrystusa (Flp 2, 7), Jego umniejszenia się i ogołocenia, przypomniany przez lubelskiego metropolitę.
Tymczasem idea „Boga słabego” w ludzkim świecie wywołuje u Hartmana m.in. ironiczne stwierdzenie, iż „Bóg nie raczył
utrzymać swego Kościoła w jedności”. Nie dostrzega on, że istnieje pewna tajemnica podziału i rozbicia, które mają w sobie
coś opatrznościowego. W dialogu ekumenicznym uczymy się dzisiaj, choć z trudem i z oporami, myśleć o prawdzie w jej
symfoniczności, nie przeciwko innym, ale wraz z innymi. W ten sposób możemy korygować własne jednostronności
i wzajemnie się wzbogacać. Uczymy się patrzeć na wyznawców innych religii i światopoglądów z szacunkiem i wdzięcznością.
Bóg kocha wielość i różnorodność.
Wiara nie jest intelektualnym samobójstwem / Łyk teologii / Duchowość...
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/lyk-teologii/art,65,wiar...
2 z 2
2010-11-29 11:48