6908


Okultyzm

Dariusz Pietrek

Obecnie bardzo trudno jest zdefiniować okultyzm w czystej formie, ponieważ istnieją ścisłe związki między okultyzmem, parapsychologią, a New Age. Są to pseudonauki głoszące istnienie w człowieku i w całej przyrodzie sił tajemnych, które nawzajem się przenikają tworząc hybrydy. Słowo "okultyzm" pochodzi z jęz. Łacińskiego "occultus" i zawiera w sobie ideę rzeczy ukrytych,tajemnych. Dotyczy to działań, które zdają się opierać na ludzkiej mocy wykraczającej poza zmysły i skupiające się na sferze pozamaterialnej.

Dlaczego okultyzm przyciąga ludzi? Istnieje kilka czynników powodujących wzrost popularności okultyzmu.

- Sekularyzacja chrześcijaństwa. W ostatnich latach miało nawet miejsce podważanie podstawowych prawd wiary chrześcijańskiej przez ludzi zajmujących się teologią w Kościele, np. teologia zachodu głosząca "śmierć Boga", liberalizacja teologii /w latach 50-tych naszego stulecia niektórzy teologowie kwestionowali np. dziewicze narodzenie Jezusa, Jego cuda, zmartwychwstanie, a także Jego bóstwo/. Jednym z największych osiągnięć tej teologii jest sprowadzenie szatana do niebytu, względnie symbolu zła. Obecnie otwarto granice na wszystko, co zachodnie, także na tego rodzaju nauki, które coraz więcej znajdują zwolenników w naszej Ojczyźnie. Owocem tego jest wzrost liczby ludzi wierzących w reinkarnację z jednoczesnym odrzuceniem zbawienia w Chrystusie, nieba, piekła i innych prawd wiary chrześcijańskiej.

- Materializm i jego pustka. Twierdzenie, że prawdziwe jest to, co można dotknąć i zmierzyć, jest fałszywe. Materializm jest nadal wpajany w naszym kraju, tylko że przedtem czyniono to przy pomocy ideologii marksistowsko- leninowskiej, a obecnie przy pomocy brutalnego kapitalizmu z kultem pieniądza.

- Religijny instynkt ludzki. Człowiek potrzebuje czcić coś, lub kogoś większego od siebie i do niego odnosić swe życie. Jeżeli utracił wiarę w Boga z powodu fałszywej teologii, czy teologów, lub też poczuł się zagubiony w konsumpcyjnym materializmie czując jednocześnie wewnętrzną pustkę, wówczas poszukuje innej drogi. Poza Bogiem człowiek nie znajdzie szczęścia, lecz wchodzi tylko w coraz większy zaułek, z którego ciężko jest mu się wydostać.

- Dreszczyk emocji dostarczany przez okultyzm. Okultyzm wiąże się z tajemniczością, która pobudza ludzką ciekawość. Wiele ludzi zaangażowało się w okultyzm rozpoczynając swe zainteresowania od niewinnych na pozór praktyk np. czytanie horoskopów. Im bardziej wzrasta ciekawość, tym więcej człowiek się angażuje i wchodzi w grupy o tych samych zainteresowaniach "niezwykłą tajemnicą".

- Posiadanie władzy tajemnej nad innymi. Ludzie, którzy nie mają władzy ani w domu, ani w pracy, usiłują dla swego znaczenia zdobyć władzę tajemną, bo ona ich wywyższa we własnych oczach i wzmacnia ich "ja" wobec innych. W skład okultyzmu wchodzą następujące dziedziny wiedzy tajemnej: astrologia, chiromancja, magia, spirytyzm, tarot.

Astrologia. Astrologowie uważają, że życie człowieka jest kontrolowane przez gwiazdy i twierdzą, że posiadają odpowiedź na pytanie: Kim jest człowiek i co stanie się w przyszłości. Ich wierzenia są stare i sięgają zamierzchłych czasów. Ludzie zajmujący się astrologią są przekonani, że układy gwiazd i planet mają wpływ na ludzi oraz na różne wydarzenia, jakie występują na świecie. Znając datę urodzin /godzinę, miejsce/ szkicują przebieg całego życia. Taki opis nazywa się horoskopem. Istnieją dwa rodzaje horoskopów. Pierwszy, z którym spotykamy się na co dzień, to horoskopy gazetowe /jeden horoskop na kilka tysięcy ludzi. Samo założenie tych horoskopów jest bzdurne i nimi nie warto się zajmować. Drugi horoskop indywidualny polega na tym, gdy jakiś człowiek informuje astrologa o dacie i miejscu swego urodzenia. Astrolog w oparciu o te dane, określa aktualny czas lokalny, który zmienia na syderalny /gwiezdny/, a następnie ponownie dokonuje pewnych obliczeń i odczytuje dane zodiaku mające kierować życiem i fortuną osobnika, co także jest nieprawdziwe.

Astrologia nie ma żadnej podstawy naukowej do tworzenia poglądu, że gwiazdy przepowiadają przyszłe zdarzenia i wpływają na ludzkie życie. Jedni astrologowie uznają osiem znaków zodiaku, inni dwanaście, a jeszcze inni opowiadają się za czternastoma i więcej. Odmienne systemy odczytywania horoskopów powodują różne przeciwstawne interpretacje, a to prowadzi do absurdu.

Astrologia opiera się na założeniu, że planety obracają się wokół Ziemi /teoria geocentryczna, a już uczniowie pierwszych klas szkół podstawowych wiedzą, że tak nie jest/. Skoro podstawowe założenie jest błędne, to takie same są i wnioski. Większość opisów astrologicznych oparta jest na założeniu, że istnieje siedem planet łącznie ze Słońcem i Księżycem. Jeśli wszystko jest zdeterminowane przez układ znaków zodiaku, to w jaki sposób astrologowie mogą wyjść poza ten fatalizm i właściwie go obserwować? Nie istnieje żaden sposób udowodnienia ich systemu w sposób naukowy, ponieważ oni sami są pionkami w tym systemie. Tego typu problemów jest jeszcze wiele, np. Co będzie, gdy urodzą się bliźnięta?

Dlaczego ludzie wierzą w astrologię? Może dlatego, że ona działa na wyobraźnię i pobudza ciekawość. Jeśli ktoś czyta horoskop nawet w pobieżny sposób, dostrzeże ogólną i dwuznaczną naturę stwierdzeń. Można dostrzec, że układane są przepowiednie przez cokolwiek i przez wszystko. Astrolog niby zawsze ma rację bez względu na to, czy przepowiednia była zgodna czy nie. On zawsze może wybrnąć. Kolejną kwestią jest psychiczne nastawienie do horoskopów. Człowiek idący poradzić się astrologa, przychodzi przecież z jakąś wiarą, że on mu wszystko powie. Jest to pewnego rodzaju autosugestia powodująca podświadome podporządkowanie swojego życia horoskopowi. Można przeprowadzić proste doświadczenie np. sporządzić jeden horoskop i wysłać go 12 ludziom z 12 różnych zodiaków tłumacząc, że dotyczy tylko ich samych. Jaki będzie efekt? Więcej niż połowa stwierdzi jego trafność i dokładność w odniesieniu do swojej osoby.

Chiromancja. Chiromancja zajmuje się odczytywaniem z linii rąk przeszłości i przyszłości, a także określa pewne cechy i talenty będące w danym człowieku. Cała dłoń jest podzielona na strefy np. Góra Księżyca, pierścień Wenery, dolina Marsa, sfery ducha, sukcesu fortuny, woli i zmysłów. Ponadto są cztery linie: głowy, serca, życia i zawodowa. Analizując budowę dłoni, palców i linie, chiromant składa wszystkie te elementy w jedną całość i na tej podstawie przepowiada, co czeka człowieka zainteresowanego. Wielu zajmujących się czytaniem losów danego człowieka z jego dłoni twierdzi, że interesuje ich tylko dłoń w aspekcie psychologicznych uwarunkowań.

Można się pokusić o jakieś wnioski, jeśli chodzi o przydatność do pewnych zawodów na podstawie budowy dłoni. Np. dłoń długa, szczupła może świadczyć o zdolnościach artystycznych, zaś dłoń krępa może wskazywać na silną wolę człowieka itp. Ciągle jednak należy mieć na uwadze, że tego typu badania, mogą przerodzić się w próby odgadywania przyszłości, która jest zakryta przed śmiertelnikami.

Magia. Magia to próba uzyskania wiedzy na temat świata duchowego i sprawowania nad nim kontroli, jest to przeciwieństwo religii. Magię dzielimy na czarną i białą w zależności od tego, czy wzywane są duchy dobre czy złe. Człowiek zajmujący się czarną magią dąży do podporządkowania sobie drugiego człowieka i uzależnia go od siebie. Białą magią, mag stara się pomóc drugiemu człowiekowi. Jednak w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że oba typy magii wyrastają z jednego pnia. W obu przypadkach chodzi o uzależnienie drugiego człowieka za pomocą tajemnej wiedzy i tajemnych ceremoni, które w magii, odgrywają istotną rolę /strój, zaklęcia, rytualne gesty itp./. Magia ma na celu uzyskanie władzy nad drogim człowiekiem, co jest niezgodne z nauką Objawioną.

Spirytyzm - polega na nawiązywaniu kontaktów z duchami zmarłych. Ludzie wywołujący duchy, często kontaktują się z demonicznymi siłami, które udają duchy zmarłych. W spirytyzmie jest wiele sztuczek i zwodniczej "prawdy". Podczas seansów przez media, deski Ouija, wirowanie stolików itp. dochodzi do nawiązania kontaktów ze światem duchów złych. Nie ulega wątpliwości, że ciekawość kontaktów ze zmarłymi przez nekromancję, prowadzi do uzależnienia, a nie rzadko do załamania psychicznego, a nawet do samobójstw. W tej dziedzinie działa potężna i złowroga moc duchów ciemności.

Tarot. Tarociści mówią, że nazwę "Tarot" należy wymawiać Taro, bez ostatniego "t". Litery w tym słowie, pozwalają utworzyć cztery nowe słowa, które odkrywają tajemnicę kart Tarota i to, do jakiej dziedziny wiedzy tajemnej można je odnieść.

TARO - Tora, prawo, biblia kabalistyki,

ATOR - Troa, brama świata tajemnego,

Rota - Rota, koło, które służy do wróżenia,

ORAT - Orat, mówić, bo karty mówią.

Opiekę duchową nad tą wiedzą sprawuje Taor - bogini ciemności i tajemnicy oraz Hathor - bogini świata zmarłych.

Komplet kart Tarota składa się z 78 kart. 56 kart dzieli się na cztery zestawy tworzące małe arkana, a pozostałe 22 karty, to karty obrazkowe, zwane wielkimi arkanami. Ta grupa kart wywodzi się od Hermesa Trismegistosa, doradcy Ozyrysa, króla Egiptu. Wielkie arkana, to klucze do tarota i odpowiadają literą alfabetu hebrajskiego. Zbadanie tych arkanów ujawnia sporo wierzeń tych, którzy stawiają kabałę. Karty rozkłada się w diagramy np. "Drzewo Życia". Kto jest doświadczonym wróżbiarzem, może odczytać czyjeś życie, a to jest celem tego typu wróżenia. Niektóre ośrodki duchowości, wykorzystują karty wielkich arkanów w chrześcijańskiej medytacji. Ludzie, którzy się na tę pomoc duchową decydują, zapominają, w jaki świat wchodzą. Adept rozpoczynający prace z kartami, najpierw zgłębia jedną kartę wielkich arkanów - poznaje kolory, oznaczenia, rysunki itp. Duchowo wtapia się w te karty tak, aby powstała ścisła więź między nim, a kartą, która przemawia. Może to wydawać się śmieszne, ale nie należy zapominać, że przez te karty wchodzi się w świat demonów, które pałają nienawiścią do ludzi. Nie można mieszać takich "narzędzi" z chrześcijańską medytacją, bowiem karty Tarota zawierają w sobie cały okultyzm, astrologię, magię, kabałę i olbrzymią ilość symboli z satanizmu.

To tylko bardzo króciutkie opisy niektórych dziedzin wiedzy tajemnej wchodzące w skład okultyzmu - pseudonauk, które na kartach Starego i Nowego Testamentu znajdują potępienie. Pismo Święte jednoznacznie ukazuje pogląd na tego rodzaju praktyki. Czytamy: "Nie pozwolisz żyć takiej, która się oddaję czarom" /Wj 22,17/, kara śmierci za czary /Wj 18,9-12/. Saul umarł, bo radził się wróżek, a nie Pana /1 Krn 10,13-14/. Księga Kapłańska wyraźnie zabrania zwracania się do wywołujących duchy i do wróżbitów /Kpł 19,31/. Bożki, to demony /Pwt 32,17: Ps 106,34-37/. Nowy Testament również wyraźnie ukazuje stosunek Pana Jezusa Chrystusa do demonów, które zawsze wyrzucał z opętanych. Św. Paweł z naciskiem pisze, że nie wolno jednocześnie zasiadać przy stole Pana i stole demonów /1 Kor 10,21/, a w Księdze Objawienia czarownicy i wróżbiarze są potępieni ostrymi słowami. Wróżbiarstwo porównane jest do zabójstwa, bałwochwalstwa i nierządu /Ap 9,21; 18,23; 21,8; 22,15/. Jednym słowem okultyzm we wszystkich swoich przejawach, jest wstrętny w oczach Boga. Zajmujący się wróżbiarstwem choćby tylko dla zabawy, podobny jest do małej kulki śniegu rzuconej na zbocze góry, która staczając się w dół, robi się coraz większa. Taki człowiek również brnie coraz głębiej w tajemne nauki, nie widząc potem możliwości wycofania się.

Dariusz Pietrek

Magia i opętanie

Andrzej Wronka

Obserwując współczesną religijność zauważamy, iż wielu ludzi ulega modzie - tępo lansowanej przez media - na to wszystko, co owiane jest mgiełką tajemniczości i wiąże się z okultyzmem.

Pojęcie "okultyzm" pochodzi od łacińskiego słowa "occultus" i zawiera w sobie ideę rzeczy ukrytych, tajemnych. Dotyczy to działań, które zdają się opierać na ludzkiej mocy wykraczającej poza zmysły.

Dlaczego okultyzm przyciąga ludzi?

Człowiek z natury jest religijny i potrzebuje czcić coś, lub kogoś większego od siebie i do niego odnosić swe życie. Jeżeli utracił wiarę w Boga lub też poczuł się zagubiony w konsumpcyjnym materializmie, wówczas poszukuje innej drogi. Poza Chrystusem, który jest jedyną drogą do Boga (por. J 14,6), człowiek nie znajdzie szczęścia, lecz często wchodzi na zwodniczą ścieżkę, która przybiera pozór religijności i wiedzy.

Ponadto okultyzm wiąże się z tajemniczością, która pobudza ludzką ciekawość. Wiele ludzi zaangażowało się w okultyzm rozpoczynając swe zainteresowania od niewinnych na pozór praktyk np. czytanie horoskopów. Im bardziej wzrasta ciekawość, tym więcej człowiek się angażuje i wchodzi w grupy o tych samych zainteresowaniach "magiczną tajemnicą". Magia daje także poczucie władzy tajemnej nad innymi. Osobie wtajemniczonej wydaje się, iż jest "kimś" w przeciwieństwie do otaczającego ogółu ignorantów, którzy nie mają ani wiedzy tajemnej, ani zdolności okultystycznych.

Przypadki wielu osób, które w swym życiu praktykowały magię czy bioenergioterapię dowodzą do jak niebezpiecznych konsekwencji doprowadzają te praktyki. Przekonał się o tym Jacques Verlinde, który swojej drogi duchowej szukał w religiach wschodnich. Osiągnął wiele nadnaturalnych zdolności. Okazały się one działaniem złych duchów. Dzięki modlitwom i egzorcyzmowi Jacques Verlinde rozpoczął powrót do Chrystusa. Dziś ewangelizuje i ostrzega wszystkich tych, którzy w magicznych praktykach nie widzą nic złego.

Świadectwa egzorcystów,

a więc księży oddelegowanych przez Kościół do uwalniania ludzi spod panowania złych duchów, dowodzą jak wielki wpływ ma szatan gdy człowiek do swego życia, swej psychiki i duszy otwiera mu dostęp poprzez okultystyczne praktyki. W jednym z wywiadów ks. Marian Polak michaelita zajmujący się przez wiele lat pomocą ludziom opętanym i zniewolonym przez różne złe duchy zauważa, iż nawet samo czytanie satanistycznych książek czy uczestniczenie w seansach spirytystycznych powoduje otwieranie się w człowieku luki. Może wejść przez nią szatan i zniewalać człowieka.

Gabriele Amorth, egzorcysta z diecezji rzymskiej oraz przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów, podaje kilka powodów opętania. Wśród nich jest chęć zaczarowania drugiego człowieka. Chodzi tu o intencję zaszkodzenia komuś przez odwołanie się do mocy złego ducha. Wyraża się to m. in. poprzez przekleństwo kogoś, rzucanie uroku, gusła, zaklęcia itp.

W wielu krajach Ameryki Południowej czy plemiennych religiach afrykańskich są to praktyki bardzo popularne i niestety skuteczne. Również w krajach chrześcijańskich, często nieświadomie, używa się złorzeczenia drugiemu człowiekowi, będącego formą przekleństwa. Niejednokrotnie złorzeczymy: "Niech cię piorun trzaśnie", "Idź do diabła". Nawet niektórzy rodzice o swych dzieciach mówią: "Z piekła rodem". Są to formy przywołania - choć może nieświadomego - złych duchów, by szkodziły komuś. Jeżeli drugi człowiek nie żyje w stanie łaski uświęcającej często te przekleństwa pozwalają na skuteczne działania szatana. Stąd też Jezus nakazuje, by nawet względem wrogów i przeciwników nie posługiwać się złorzeczeniem: "Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają" (Łk 6,28). W podobnym tonie napomina św. Paweł: "Błogosławcie tych, którzy was prześladują. Błogosławcie a nie złorzeczcie" (Rz 12,14). Złorzeczenie na kogoś zawsze obraca się także przeciw temu kto złorzeczy. Podobnie jak błogosławienie innych przynosi pożytek osobie, która błogosławi. Św. Piotr pisząc o tym zaznacza: "Nie oddawajcie złem za zło ani złorzeczeniem za złorzeczenie. Przeciwnie zaś, błogosławcie. Do tego bowiem jesteście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo" (1 P 3,9). Do opętania może przyczynić się także udział w różnego rodzaju seansach spirytystycznych, jak chociażby wywoływanie duchów. Chodzi tu także o zwracanie się do różnego rodzaju czarowników, osób wróżących z kart itp.

Ks. Gabriele Amorth w swojej książce Wyznania egzorcysty podaje pewien, często spotykany schemat działania. Osoba popadająca w przewlekłą chorobę zauważa, iż wszelkie próby medycyny konwencjonalnej są bezskuteczne. Udaje się do różnego rodzaju bioenergoterapeutów czy też wróżbiarzy, którzy mają zdiagnozować, jaki urok jest odpowiedzialny za tę chorobę. Oferują jednocześnie, zazwyczaj za odpłatnością, odczarowanie czy też usunięcie złych prądów, energii bądź wibracji. Czynią to za pomocą, jak ją sami określają, białej magii. Jednakże podział na czarną (która szkodzi) i białą, (która szkody usuwa) magię jest iluzoryczny. Nie ma białej, czarnej, siwej czy kolorowej magii, jest jedna magia zawsze związana z działaniem złego ducha.

Wpływ demona na człowieka

posiada kilka stopni. Pierwszym jest kuszenie, aby człowiek - często pod pozorem dobra - dokonał czynów, które w istocie sprzeczne są z wolą Boga i prawdziwym pożytkiem człowieka. Istnieją także zniewolenia przez złego ducha, które nie są całkowitym opętaniem, ale w jakiejś części ubezwłasnowalniają go. Najwyższym stopniem jest opętanie, czyli zawładnięcie przez złego ducha myślami, ciałem i zachowaniem drugiej osoby. Takie przypadki podaje Ewangelia.

Na wszystkich tych stopniach człowiek nie jest pozostawiony sam sobie. Jednakże musi pamiętać, iż sam nie jest w stanie skutecznie przeciwstawić się szatanowi. Dlaczego?

Po pierwsze dla tego, iż nie widzi przeciwnika, nie uświadamia sobie jego metod i strategii. Po drugie szatan przewyższa człowieka inteligencją i - będąc bytem duchowym - nie podlega takim ograniczeniom czasoprzestrzennym jak człowiek.

Tylko w łączności z Chrystusem

człowiek jest w stanie skutecznie przeciwstawić się szatanowi i prowadzić z nim zwycięską walkę (por. J 15,5; Ef 6,10n). Dlaczego tylko Chrystus, a nie Mahomet, Budda, Kriszna itp.? Bo tylko Chrystus jest prawdziwym Zbawicielem (por. Dz 4,12), który umarł - i co więcej - zmartwychwstał. Twórcy wszystkich innych religii poumierali tak jak każdy grzeszny człowiek, nie są więc zbawicielami. Skoro szatan został pokonany na Krzyżu przez Chrystusa, a więc w łączności z Chrystusem jest zwycięstwo człowieka nad nim.

Oprócz modlitwy, sakramentów św., praktyk pokutnych Chrystus w swym jedynym Kościele katolickim zdeponował szczególny rodzaj posługi:

egzorcyzm.

Jest on rozkazem Kościoła skierowanym do złego ducha zanoszonym w imię Boga: Ojca i Syna i Ducha Świętego. Rozkazem, który uwalnia osobę spod wpływu demona. Egzorcyzmu oficjalnego, uroczystego może dokonać tylko kapłan delegowany przez miejscowego biskupa. Zdarzają się także egzorcyzmy fałszywe dokonywane bądź mocą jakiegoś boga, za pieniądze lub dotyczące wypędzania złych energii, mocy, duchów zmarłych itp. W tym ostatnim przypadku biorą udział często różnej maści bioenergoterapeuci, uzdrawiacze czy zaklinacze różnych kosmicznych energii. Należy podkreślić, iż w takich przypadkach nie tylko nie pomaga się osobie dotkniętej duchowym zniewoleniem, a wręcz wpędza się ją w jeszcze gorszy stan.

Oprócz egzorcyzmów uroczyście dokonywanych poprzez Kościół, każdy wierny może i powinien używać modlitw, które stanowią prywatny egzorcyzm.

Najpopularniejszym z nich, zalecanym przez papieży, jest modlitwa za przyczyną Świętego Michała Archanioła, który w myśl Pisma św. stoczy ostateczną walkę z szatanem (por. Ap 12). Wspaniałą bronią przeciw złemu duchowi jest także modlitwa różańcowa i powierzenie się w macierzyńską opiekę Maryi. Należy bowiem pamiętać, iż sam Bóg wybrał Ją i uczynił "pełną łaski". Oddając się Jej w opiekę mamy pewność, iż tak jak Bóg powierzył Jej w opiekę swego Syna, a Ona go ofiarowała Bogu, podobnie i tych, którzy Jej się oddają przedstawia Bogu i wstawia się za nimi. Wspaniałym wezwaniem jest początek Godzinek: "Przybądź nam miłościwa Pani ku pomocy, a wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy. Chwała bądź Bogu w Trójcy Jedynemu: Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu..."

Nawet krótkie powierzenie się Jezusowi czy Maryi, wezwanie Imienia Pana jest obroną przeciw pokusom szatańskim. Są to akty bardzo ważne, gdyż w zwyczajnych okolicznościach naszego życia kierują nasze myśli ku Bogu i Jemu nas zawierzają. Tak więc odpowiedzią na trudne problemy, kryzysowe sytuacje, walkę z nałogami jest powierzenie się w modlitwie Panu Jezusowi. Wiele spraw wydaje się ludziom beznadziejnych gdyż nie próbują ich rozwiązywać z Chrystusem, a tylko swoją, jakże ograniczoną, mocą.

Na kartach Starego i Nowego Testamentu znajdujemy stanowcze potępienie magii i okultyzmu. Pismo Święte przewidywało nawet karę śmierci za czary (por. Wj 18,9-12; 22,17). Saul, który radził się wróżek, a nie Pana umarł (por. 1 Krn 10,13-14). Księga Kapłańska wyraźnie zabrania zwracania się do wywołujących duchy i do wróżbitów (por. Kpł 19,31). Bożki, to demony (por. Pwt 32,17; Ps 106,34-37). Nowy Testament również wyraźnie ukazuje stosunek Pana Jezusa do demonów, które zawsze wyrzucał z opętanych. Św. Paweł z naciskiem pisze, że nie wolno jednocześnie zasiadać przy stole Pana i stole demonów (por. 1 Kor 10,21), a w Księdze Objawienia czarownicy i guślarze są potępieni ostrymi słowami. Wróżbiarstwo porównane jest do bałwochwalstwa, nierządu, obrzydliwości i nieczystości (por. Kpł 19,31; 20,6-7; Pwt 18,10-12; Ga 5,19-20; Ap 9,21; 18,23; 21,8; 22,15). Jednym słowem okultyzm we wszystkich swoich przejawach, jest wstrętny w oczach Boga. Jak zauważa Dariusz Pietrek - z Śląskiego Centrum Informacji o Sektach - ci, którzy zajmują się wróżbiarstwem choćby tylko dla zabawy, podobni są do małej kulki śniegu rzuconej na zbocze góry, która staczając się w dół, robi się coraz większa. Taki człowiek również brnie coraz głębiej w magiczne nauki.

Receptą dla tych, którzy w jakikolwiek sposób uwikłali się w magię jest oddanie tego wszystkiego Jezusowi w spowiedzi św. i pozwolenie, aby On uczynił życie dobrym, pięknym i świętym.

Andrzej Wronka

Święty Michale Archaniele broń nas w walce. Przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź nam obroną. Niech mu rozkaże Bóg, pokornie prosimy. A Ty Książę wojska niebieskiego, szatana i inne złe duchy, które na zgubę dusz krążą po świecie mocą Bożą strąć do piekła. Amen.

"Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemniczych sił, by posługiwać się nimi i osiągnąć nadnaturalną władzę nad bliźnim nawet w celach zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyki medycznych nie usprawiedliwia wzywania złych mocy, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka."

Katechizm Kościoła Katolickiego 2117

../tech/printart.php?id=3440x08 graphic
../tech/printart.php?id=344

Demoniczne gry i bajki

Andrzej Wronka

Bajki

Coraz więcej współczesnych bajek zaczyna przypominać animowane horrory i filmy sensacyjne, a nie gatunek literacki czy filmowy jakim jest bajka. Porównując bajki z przed kilkudziesięciu, czy nawet kilkunastu lat dostrzec możemy ogromne zmiany. O ile np. w Pszczółce Mai odnajdujemy cechy ludzkie przypisane różnym zwierzętom, z których wynika wiele morałów życiowych, zabawnych i pouczających sytuacji; zło, lenistwo, oszukaństwo jest tam napiętnowane, a prawdziwa przyjaźń, uczciwość, poświęcenie docenione - to współczesne bajki niosą ze sobą przemoc, agresję i magię, pomieszanie pojęć i wartości z antywartościami.

Dzieci raczone są najwymyślniejszymi rysunkami potworów, szkieletorów czy demonów. Wątki kryminalne (morderstwa), sensacyjne (napady, rabunki, kradzież dyskietek i danych), okultystyczne (wróżki, magia, rzucanie przekleństw i uroków) jak też satanistyczne (demony) stanowią główną treść tych bajek.

Jest to tym bardziej niebezpieczne gdyż dziecko nie umie jeszcze odróżniać fikcji od prawdy. Jeżeli dodatkowo bajka zaciera granice między dobrem a złem, prawdą i kłamstwem to dziecko wzrasta i kształtuje swą świadomość w oparciu o fikcję i kłamstwo.

Często rodzice dziwią się dlaczego nauczyciele w szkole mówią o nadpobudliwości ich dziecka, dlaczego ich pociecha w nocy się budzi spocona i znerwicowana. Gdyby tak łaskawie zechcieli obejrzeć kilka bajek, jakie ogląda ich dziecko prawdopodobnie sami by się budzili z koszmarami.

Ponadto obecne bajki niejednokrotnie uczą dziecko, iż moc w zwyciężaniu zła leży w magii i różnego rodzaju potworach, które można okiełznać. Tak dzieje się np. w Pokemonach. Dziecko nabiera przekonania, iż to co zagraża światu, miastu czy jemu samemu znajdzie ratunek nie w modlitwie, powierzeniu się Jezusowi czy wezwaniu Anioła Stróża lecz w boskiej wręcz mocy He-Mana, Supermana, Batmana (zauważmy, iż jest to postać nietoperza z rogami!).

Święcący ogromne sukcesy Harry Potter nafaszerowany jest magią, którą - jak to ukazaliśmy wcześniej - Biblia potępia. W Harrym Poterze magia i okultyzm nie jest tylko jakimś dodatkowym epizodem - jak w klasycznej bajce. Stanowi ona główne źródło jego znaczenia. Zauważmy, iż Harry Potter zaczyna coś znaczyć w momencie gdy ujawnia swe magiczne zdolności. Za pomocą czarów pokonuje przeciwności i złych magów. Jednak nie ma białej i czarnej magii, za każdą z nich bowiem stoi zły duch. Co więcej książka sugeruje, iż ci, którzy nie mają wiedzy tajemnej są mugolami tzn. nieoświeconymi, ignorantami, niższą klasą od posiadających wiedzę tajemną tj. okultystyczną. To prawda, że w książce można znaleźć elementy przyjaźni, poświęcenia, miłości czy tęsknoty za rodzicami ale prawdą jest też, iż najgorsze kłamstwo to takie, które jest wymieszane z prawdą i dobrem. Bo jeżeli ktoś otrzymuje na tacy biały proszek do zjedzenia z informacją, iż jest to witaminka - robi się podejrzliwy. Natomiast jeżeli otrzyma apetyczną kanapkę z szyneczką, pomidorkiem, rzodkiewką i szczypiorkiem a pod spodem znajdzie się odrobina arszeniku tej podejrzliwości i ostrożności może zabraknąć.

Zadziwiające jak łatwo we współczesnych mediach to wszystko, co jest propagowaniem magii - a tym samym walczy przeciw czystości wiary chrześcijańskiej - znajduje pieniądze, czas na antenie i wielu zwolenników.

GRY

Pokrewnym, choć nieco oddzielnym zagadnieniem jest sprawa gier komputerowych. Dogłębna analiza tego tematu wykracza poza ramy naszego opracowania tu zauważmy klika faktów.

Przede wszystkim rodzice winni być świadomi, iż dzieci i młodzież coraz więcej swego czasu spędza przy komputerze czy telewizji. Świat mediów i komputerowej rzeczywistości coraz mocniej kształtuje myślenie, wartościowanie a także zachowanie młodego człowieka.

Jeżeli chodzi o gry komputerowe jest ich wiele rodzajów. Mają różne przesłania i charakter, stąd też nie można wszystkiego wrzucić do jednego worka. Bez wątpienia wszystkie wciągają gracza tak, iż 3 czy 4 godziny zlatuje przed monitorem "jak z bicza strzelił".

Jednak znaczna ich część w dużej mierze odwołuje się do przemocy oraz treści okultystycznych czy wręcz satanistycznych. W bardzo popularnej grze Mortal Kombat tzn. "Śmiertelna walka" (jest kilka części tej gry) krew leje się strumieniami (i to w dosłownym tego słowa znaczeniu).

W innej znanej grze Diablo gracz przechodząc kolejne etapy zabija wszystko, co napotka na swej drodze, by w końcu uśmiercić tytułowego Diablo.

W wielu grach występują najprzeróżniejsze potwory, demony czy wręcz zabijanie i składanie bożkom ofiar z ludzi. Jedna z firm w reklamie swej gry napisała: "Wyobraź sobie czary, którymi zmienisz ziemię pod stopami wroga w pole ciekłem magmy. Wyobraź sobie grę, w której możesz rzucać przerażonych jeńców na ołtarz i poświęcać ich życie dla przyjemności bogów. Wyobraź sobie możliwość kreowania potężnych armii złożonych z przerażających bestii, które możesz kontrolować z każdej odległości." Zostawmy to bez komentarza!

Tak więc zwróćmy uwagę, co oglądają nasze dzieci, aby być mądrym przed szkodą.

Dziś, kiedy mamy wybór filmów, książek czy gier dla dzieci warto podjąć trud dotarcia i sięgnąć po to, co rozwija zdolności dziecka, uczy go pozytywnego myślenia, czy też wyrabia dobre wartościowanie. Zabronienie dziecku czytania jakiejś książki, noszenia we włosach spinki z Pokemonem, czy grania w jakąś grę, samo w sobie nie stanowi zazwyczaj rozwiązania problemu. Ważne jest, by o tym wszystkim umieć z dzieckiem rozmawiać, starać się wytłumaczyć mu (jeśli jest już nieco starsze) a także stworzyć dobrą i atrakcyjną alternatywę.

Chodzi więc tu o to, aby nasza pociecha wzrastała nie tylko w latach ale także w mądrości u Boga i u ludzi.

Akademia pseudonauki

Maria Giedz

Nauka w Akademii Astrobiologii trwa dwa i pół roku, kosztuje około 8 tys. zł i kończyć się ma egzaminem magisterskim. Magia, okultyzm, wróżbiarstwo i przepowiadanie przyszłości to tylko niektóre z wykładanych tam przedmiotów.

Sześć lat temu (art. z roku 1998 - przyp. red. Kulty.info) w Łodzi powstała Akademia Astrobiologii. Od października 1997 roku ma swój oddział w Gdańsku. Uczelnia o nazwie "Jupiter", jak podaje reklamowa broszurka, współpracuje z Międzynarodowym Rosyjsko-Amerykańskim Centrum Szkoleniowym z siedzibą w Moskwie i Nowym Jorku oraz z Instytutem Ekonomii i Kultury, które posiadają licencje z Ministerstwa Edukacji w Rosji - Departamentu Edukacji. Ukończenie uczelni, jak zapewniają jej szefowie, kończy się egzaminem magisterskim.

- Nie mam zielonego pojęcia o istnieniu takiej szkoły, pierwszy raz o niej słyszę - powiedział Siergiej Witaliewicz Bogolubow, attache d.s. kultury i oświaty przy Ambasadzie Rosji w Polsce. - Proszę jednak zadzwonić do Moskwy i upewnić się.

Dzwonimy. Kobieta, z którą rozmawialiśmy, prosząc o dyskrecję (nazwisko i adres zamieszkania znane redakcji) zeznaje, że to fałszywka.

- Takiej, oficjalnie zarejestrowanej, szkoły w Moskwie nie ma - mówi. - Sprawdziłam indeks wpisów w Departamencie Edukacji.

Od pani Barbary Wierzbickiej z Ministerstwa Edukacji Narodowej w Warszawie dowiadujemy się, że Akademia Astrobiologii nie uzyskała zezwolenia na prowadzenie zajęć na poziomie szkolnictwa wyższego. Nawet nie zwrócono się do MEN o zezwolenie na prowadzenie takiej działalności. Nie powinna więc istnieć na terenie Polski, a tym samym nie ma żadnych uprawnień do wydawania tytułu magistra.

Naczelnym dyrektorem łódzkiej akademii jest Izabela Balińska. Zwróciliśmy się do niej o udzielenie bardziej szczegółowych informacji niż te zawarte w broszurce.

- Adresu szkoły moskiewskiej nie podamy - powiedziała pani Balińska - Wszystko wypisane jest w broszurce. My nie udzielamy żadnych innych wiadomości.

Skontaktowaliśmy się wobec tego z Nowym Jorkiem.

- W Nowym Jorku istnieje wiele stowarzyszeń, które nie mają nic wspólnego z prawdziwą akademią - odpowiedziała Celina Imielinski, pracownik naukowy Rutgers University pod Nowym Jorkiem. - Każdy może stworzyć tu sobie szkolę, jest to w końcu całkowicie otwarte społeczeństwo. Łódzka akademia nie ma na pewno nic wspólnego z NASA Astrobiology Academy. Jeśli jej kierownictwo odwołuje się do jakiejś akademii w Ameryce, to jest to coś założone nieformalnie. Akademia Astrobiologii na pewno nie jest finansowana przez rządowe organizacje, które wspomagają prawdziwą naukę. Ta łódzka akademia po prostu liczy na to, że jeśli zareklamuje międzynarodowy dyplom, to Polacy jak zwykle zakochani we wszystkim, co nie jest polskie, chętnie zapłacą. Absolwentów kursów kształcących parapsychologów na terenie USA spotyka się w turystycznych miejscowościach, wróżą z ręki naiwnym turystom. Takie międzynarodowe dyplomy nie są nic warte.

Trzy rozkładane książeczki wielkości zbliżonej do pół kartki szkolnego zeszytu stanowią jeden dyplom. W każdej z nich znajduje się po lewej stronie fotografia, a po prawej krótki, taki sam tekst, tylko w trzech różnych językach: angielskim, rosyjskim i polskim. Jest to informacja, że pan taki i taki ukończył akademię z tytułem np. astrobiologa. Po czym następuje rząd kilku podpisów.

Jeden z tych dyplomów uprawniający do pracy terapeuty otrzymał człowiek, który ma warsztat samochodowy. Zamierza on zakład zamknąć, bowiem teraz będzie leczyć ludzi.

Akademia funkcjonuje na zasadzie szkoły wieczorowej.

Jej słuchaczami w 60 proc. są ludzie z wyższym wykształceniem. Absolwenci łódzcy, jak dowiedzieliśmy się od Stanisława Jaksa, dyrektora gdańskiej filii, pracują ponoć w Szwajcarii, w USA oraz innych krajach zachodnich. Zajmują się analizą psychologiczną, otwierają gabinety psychologiczne.

- Nauka w szkole polega głównie na tym, żeby rozwinąć własną osobowość, a ci, którzy chcą się uczyć, to właśnie robią - mówi dyr. Jaks.

Pani Małgorzata studiuje w Lodzi. Wcześniej ukończyła państwową szkołę dla położnych. Dzisiaj prowadzi własny gabinet bioenergoterapeutyczny. Tego zawodu nauczyła się na rocznym kursie przy łódzkiej akademii.

- Płacę bardzo dużo - mówi pani Małgorzata - dla mnie to są bardzo wymierne pieniądze, świadomie je wydaję. Mamy intensywne zajęcia. Jest wyjątkowo dużo psychologii. Warsztaty z Emfazym Stefańskim trwały 10 dni, ale przerwy mieliśmy tylko na posiłki. Nie wiem, czy zdobędę się na obronę pracy magisterskiej, bo to wiąże się z wyjazdem do Moskwy i dodatkowymi wydatkami. Wiem tylko jedno, techniki psychotroniczne, których się właśnie uczę, pomagają mi w pracy w moim gabinecie. Lech Emfazy Stefański - wieloletni prezes Polskiego Towarzystwa Psychotronicznego, zatrudniony jako wykładowca, twierdzi:

- Jestem człowiekiem do wynajęcia i prowadzę kursy hipnozy w łodzi oraz w ośrodkach: warszawskim i gdańskim. Nie interesuję się tym, kto mnie wynajmuje. Na zimowej sesji wyjazdowej w Wiśle byli wykładowcy rosyjscy, brytyjscy i kanadyjscy. Na temat koneksji amerykańsko-rosyjskich akademii nic nie wiem.

- To szkoła dla ludzi dojrzałych - słyszymy od kolejnych słuchaczy, tym razem z Gdańska.

Wchodzimy do jednej z sal wynajmowanej w budynku gdańskiego liceum Conradinum, gdzie odbywają się szkolenia. Zajęcia prowadzi właśnie Dariusz Tarczyński. Stworzona przez niego metoda "bezinwazyjnej analizy osobowości" polega na wnioskowaniu o psychice na podstawie zewnętrznego wyglądu człowieka. Np. wysokie obcasy damskie oznaczają, że kobieta przeżywa kompleks ojca. Małe kolczyki w uszach są z kolei sygnałem, że ktoś mocno kontroluje swoją sferę seksualizmu.

Podobnie jest z długością włosów, kolorami ubioru czy sposobem bycia wszystko coś znaczy.

Podczas przerwy po korytarzach przechadzają się uczestnicy kursu - osoby przeważnie trzydziesto-, czterdziestoletnie. Od nich dowiadujemy się, że w akademii panuje humanizm i głęboka tolerancja.

- Nie mówi się tu o religii, ideologii, liczy się tylko człowiek - wyjaśnia pan Michał. Nazwiska nie chce jednak ujawnić.

- Mamy zostać psychologami i psychoterapeutami - dodaje pani Joanna.

- Poza tym uczymy się pracy z energiami, których normalnie się nie czuje, ale to są bardzo poważne siły. My musimy w nich być, umieć ich używać, żeby sobie i innym nie zrobić krzywdy. To nie dla wszystkich. Trzeba mieć dużą odporność psychiczną. Ludzie na zajęciach płaczą...

Każdy słuchacz jest zobowiązany uczestniczyć w dwóch obozach wyjazdowych w roku - uczestnikom ostatniego zafundowano w zeszłym roku kurs wyginania łyżeczek.

- Wydawało mi się, że bawię się tą łyżeczka, tak sobie ją pocierałam, a ona się sama wygięta - opowiada pani Joanna.

Po ukończeniu tej szkoły można zostać jasnowidzem, dowiadujemy się od kogoś innego. Ponoć, gdy się zna imię, nazwisko i datę urodzenia, to o człowieku można powiedzieć już prawie wszystko.

- Jesteśmy nowoczesną szkołą z XXI wieku - dodaje kolejna, zaczepiona na korytarzu osoba.

Słuchacze kursu twierdzą, że "są tu przerabiani na wyższych ludzi".

O dyrektorze gdańskiego oddziału Stanisławie Jaksie pani Wanda wypowiada się wyjątkowo pozytywnie. Nazywa go bioenergoterapeutą, irydologiem, astrologiem. Nie przeszkadza jej to, że szkoła nie ma uprawnień do nauczania, że nie wydaje honorowanych w Polsce papierów.

- To nie szarlataneria, lecz podstawy nauki - dodaje. - Ludzie posiadający zdolności postrzegania energii, których niczym nie można zmierzyć, uznaje się za szarlatanów. A to trzeba uznać, że energie istnieją i trzeba zacząć je badać.

- Bycie w tej szkole jest przygodą - wyjaśnia zachwycona pani Joanna. - Wejście na tę ścieżkę rozwoju to trudna droga, bo zaczyna się odkopywać rzeczy zardzewiałe po to, aby zdobyć inne spojrzenie na świat.

Wcześniej pani Joanna była przerażona skutkami nieodpowiedzialnego bawienia się energiami podczas wyjazdu do kamiennych kręgów w Odrach w dniu przesilenia zimowego. Nie chce jednak o tym rozmawiać. Kwituje to stwierdzeniem, że w szkole znalazły się osoby nieprzygotowane do zabawy z energiami, a kierownictwo szkoły nie może za to odpowiadać.

- Szkoła sprawia wrażenie normalnej wyjaśnia Sławomir Proczko, dyrektor gdańskiego Conradinum. - Płacą regularnie. To poważna uczelnia.

Silnie stoję na ziemi.

To zdanie wypowiadają wszyscy rozmówcy związani z akademią. Dyrektor gdańskiego oddziału Stanisław Jaks podkreśla to wielokrotnie. Odżegnuje się od sekt, grup religijnych i wszelkiego oszołomstwa. Nie sądzi też, aby akademię stworzono dla inwigilacji psychiki ludzkiej.

- Dobrze wiem, dla kogo pracuję, i nie mam żadnych podejrzeń - powiedział Stanisław Jaks. - Parapsychologią zajmuję się od około 30 lat. Rosjanie i Amerykanie od dawna współpracowali ze sobą w dziedzinie psychicznych energii i stąd wzięto się międzynarodowe centrum. Otwarcie takiej uczelni w Polsce przybliża ludziom możliwość pracy nad samym sobą.

Zdaniem Jaksa rodowód akademii sięga Instytutu Psychologii w Radzieckiej Akademii Nauk, podporządkowanej wymaganiom armii. Nie jest tajemnicą, że Rosjanie od lat prowadzili badania w kierunku panowania nad psychiką i umysłem ludzkim. Po rozpadzie ZSRR z Instytutu Psychologii wyodrębnił się Instytut Ekonomii i Kultury, przy którym rzekomo funkcjonuje astrobiologiczna uczelnia wydająca tytuły magistra psychologii.

Wspomniana wyżej broszurka podaje, że absolwenci po 2,5 latach nauki, piszą pracę magisterską, tłumaczoną na język rosyjski. Egzaminy zdają przed komisją na terytorium Rosji.

- Nie jest to poważna uczelnia - twierdzi prof. Józefa Sotowiej, wicedyrektor Instytutu Psychologii przy Uniwersytecie Gdańskim. - Bioenergoterapia czy radiestezja to nie to samo co psychologia. To sprawa sugestii, wiary, a nie nauki. Mówienie o jasnowidzeniu stało się bardzo modne, ale są to praktyki szamańskie. Można poprzez taką praktykę uzyskiwać jakąś wizję, tylko nie można nazywać tego psychologią. Nie rozumiem określenia bezinwazyjnego badania osobowości. Nie wiem też, co to jest analiza psychologiczna. NLP, o czym wspominają słuchacze łódzkiej szkoły, jest popularną metodą terapii. Wykorzystuje ona ustalenia psychoneurologów prowadzących badania nad rozszczepionym mózgiem, z których wynika, iż każda z półkul mózgowych funkcjonuje w odmienny sposób. Istotą każdej terapii jest przekształcanie człowieka. Terapiom poddają się ludzie, którzy mają jakieś problemy ze sobą. Istnieje jednak ogromne niebezpieczeństwo, kiedy za terapię biorą się osoby niedokształcone, które o człowieku wiedzą bardzo niewiele.

Terapeuci w Polsce są licencjonowani poprzez oddział psychiatryczny Polskiego Towarzystwa Lekarskiego i Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Od terapeutów wymaga się studiów medycznych bądź psychologicznych. Oczywistym więc jest, że słuchacze tej akademii nie mogą uzyskać tytułu magistra psychologii i - co jest tego konsekwencję - nie mogą ubiegać się o licencję psychoterapeuty.

Być może część wykładowców tej akademii prowadzi zajęcia w dobrej wierze. Wszystko jest jednak szyte grubymi nićmi.

Stanisław Jaks nie jest autorem publikacji naukowych. Ma 52 lata. Pochodzi z Kaszub. Obecnie kończy studia astrobiologii na "własnej" akademii. Jak twierdzi, wcześniej, w 1978 r., ukończył obróbkę skrawania na Wydziale Mechanicznym Politechniki Gdańskiej, a pracę pisał u człowieka o nazwisku Zakrzewski. Niestety, kierowniczka dziekanatu Wydziału Mechaniczno-Technologicznego nie znalazła w archiwum dokumentów studenta o nazwisku Stanisław Jaks. Co więcej, pracownicy tego wydziału nie przypominają sobie wykładowcy nazywającego się Zakrzewski...

Od pana Jerzego K. (dane znane redakcji) dowiedzieliśmy się, że dyrektor gdańskiego oddziału "Jupitera", Stanisław Jaks inaczej, niż on sam twierdzi, nigdy nie skończył wyższej uczelni. Jest absolwentem zaledwie wieczorowej szkoły samochodowej. W latach siedemdziesiątych pracował w Stoczni Północnej, obsługując tam wyświetlarkę. Natomiast na początku lat dziewięćdziesiątych pan Stanisław zajmował się nie tyle parapsychologią, co czyszczeniem kożuchów w gdańskim Zaroślaku.

W 1991 r. Jaks startował do wyborów parlamentarnych, reprezentując KPN. Obecnie prowadzi firmę Fortepol (nie występuje ona w Panoramie Firm), która zajmuje się ubezpieczeniami i budownictwem.

Mimo bujnego życiorysu Jaks twierdzi, że lubi psychotronikę i chce ją propagować właśnie w Gdańsku, bowiem to miasto ma specjalne predyspozycje.

Na liście wykładowców akademii najwięcej jest Rosjan. Rektorem akademii jest Rosjanin. Umieszczono tam również nazwisko dra Andrzeja Wiszniewskiego, fizyka z Akademii Medycznej w Gdańsku.

- Astrobiologia, moim zdaniem, to niezbytł trafna nazwa - mówi dr Wiszniewski. - Sprawa statusu akademii nie interesuje mnie. Ale uważam, że tego typu placówki powinny istnieć. Pracuję w niej przede wszystkim dlatego, żeby ściągnąć niektórych ludzi na ziemię. Być może część osób spodziewa się nauczania latania na miotle lub Bóg wie czego. Tymczasem zjawiska, zwane potocznie psychotronicznymi, w rzeczywistości są zjawiskami z zakresu fizyki, chemii i fizjologii, przede wszystkim fizjologii mózgu. Zakładam, że to, czego uczę, zostanie wykorzystane do celów pozytywnych. A mówię o zjawiskach do końca nierozpracowanych, np. o promieniowaniu cieków wodnych. Na zajęcia dojeżdżam do Łodzi, w oddziale gdańskim jak na razie wykładów nie prowadziłem. Mimo że moje wykłady cechuje racjonalizm, podejrzewam, że przynajmniej część słuchaczy oczekiwałaby tłumaczenia zjawisk psychotronicznych na podłożu mistycznym.

- Autorytetem stało się nazwisko Piotra Palagina, jednego z wykładowców akademii - mówi o. Aleksander Posacki, jezuita, dr filozofii, interesujący się antropologią, historią doświadczeń religijnych, demonologią.

- Jego książki to pseudonaukowy chaos. Występuje w nich pomieszanie literatury z psychologią, filozofią i astrologią. To konglomerat spreparowany według własnego systemu, którego nikt nie jest w stanie zweryfikować. Demaskuje on niższych pseudonaukowców, wywyższając się, To po prostu forma gnozy (wiedza tajemna), która jest nieweryfikowalnym wierzeniem typu religijnego, podającym się za naukę. Istota zakłamania leży właśnie tutaj. Tego rodzaju zakłamanie polegające na przedstawianiu wierzeń nieweryfikowalnych jako nauki jest w najlepszym razie pomyleniem porządków kompetencji. W najgorszym zaś zagrożeniem dla prawdomówności w kulturze, gdzie poziom wiary, wierzenia, światopogląd oraz poziom nauki powinien być wyraźnie rozgraniczony.

Gnoza wchodzi na uniwersytety, do szkół, przedszkoli (pedagogika steinerowska) pod pozorem nauki, nie zaś jako forma światopoglądu religijnego, którym jest w istocie.

Pseudonauka - kontynuuje o. Posacki - wydaje się być łatwiejsza, bo jest nieprecyzyjna. Kieruje się ją do masowego odbiorcy, jest atrakcyjna poprzez niesprawdzone informacje. Astrologia, okultyzm, przed którym nawet Umberto Eco ostrzegał w rozmowie z Jerzym Prokopiukiem, kolejnym wykładowcą akademii, jest bardzo niebezpieczną sztuką sięgania w niewidzialny świat.

Ci ludzie chcą być uzdrowicielami, uprawiać bioenergoterapię, a przecież nie wiemy, skąd pochodzi ta energia. Jaka jest jej natura? Czy jest dobra? Uzdrowienia bioenergoterapeutyczne są najczęściej przenoszeniem objawów. Choroba utajnia się lub przenosi na inną sferę. Nie ma leczenia. Generalnie jest to oddalanie ludzi od prawdziwego leczenia, które musi się realizować w odpowiednim czasie, bo może to być niebezpieczne dla życia. Istnieją również pseudouzdrowienia spirytystyczne, kierowane przez byty duchowe z innego wymiaru. Istnienie takich bytów daje się zweryfikować w jakiejś mierze także naukowo przez eliminację - porównując późniejsze zaburzenia duchowe tak uzdrowionych fizycznie ludzi z całą gamą jednostek chorobowych znanych w psychopatologii.

Wiele osób leczonych przez bioenergoterapeutów było egzorcyzmowanych lub uwalnianych od złych duchów. Stanisław Jaks, a także słuchacze gdańscy i łódzcy twierdzą, że szkoła nie ma nic wspólnego z religią. A jednak propagowanie pseudonauki - gdy nie wiemy, kto jest kim, i musimy mu ślepo zawierzyć - dodaje o. Posacki - jest niczym innym jak wejściem w sferę wierzeń, a może nawet przesądów. Rodzi się więc ogromne zagrożenie duchowe i kulturowe zarówno w sensie strategii, jak i poszczególnych osób.

Maria Giedz

Akademia pseudonauki

Maria Giedz

Nauka w Akademii Astrobiologii trwa dwa i pół roku, kosztuje około 8 tys. zł i kończyć się ma egzaminem magisterskim. Magia, okultyzm, wróżbiarstwo i przepowiadanie przyszłości to tylko niektóre z wykładanych tam przedmiotów.

Sześć lat temu (art. z roku 1998 - przyp. red. Kulty.info) w Łodzi powstała Akademia Astrobiologii. Od października 1997 roku ma swój oddział w Gdańsku. Uczelnia o nazwie "Jupiter", jak podaje reklamowa broszurka, współpracuje z Międzynarodowym Rosyjsko-Amerykańskim Centrum Szkoleniowym z siedzibą w Moskwie i Nowym Jorku oraz z Instytutem Ekonomii i Kultury, które posiadają licencje z Ministerstwa Edukacji w Rosji - Departamentu Edukacji. Ukończenie uczelni, jak zapewniają jej szefowie, kończy się egzaminem magisterskim.

- Nie mam zielonego pojęcia o istnieniu takiej szkoły, pierwszy raz o niej słyszę - powiedział Siergiej Witaliewicz Bogolubow, attache d.s. kultury i oświaty przy Ambasadzie Rosji w Polsce. - Proszę jednak zadzwonić do Moskwy i upewnić się.

Dzwonimy. Kobieta, z którą rozmawialiśmy, prosząc o dyskrecję (nazwisko i adres zamieszkania znane redakcji) zeznaje, że to fałszywka.

- Takiej, oficjalnie zarejestrowanej, szkoły w Moskwie nie ma - mówi. - Sprawdziłam indeks wpisów w Departamencie Edukacji.

Od pani Barbary Wierzbickiej z Ministerstwa Edukacji Narodowej w Warszawie dowiadujemy się, że Akademia Astrobiologii nie uzyskała zezwolenia na prowadzenie zajęć na poziomie szkolnictwa wyższego. Nawet nie zwrócono się do MEN o zezwolenie na prowadzenie takiej działalności. Nie powinna więc istnieć na terenie Polski, a tym samym nie ma żadnych uprawnień do wydawania tytułu magistra.

Naczelnym dyrektorem łódzkiej akademii jest Izabela Balińska. Zwróciliśmy się do niej o udzielenie bardziej szczegółowych informacji niż te zawarte w broszurce.

- Adresu szkoły moskiewskiej nie podamy - powiedziała pani Balińska - Wszystko wypisane jest w broszurce. My nie udzielamy żadnych innych wiadomości.

Skontaktowaliśmy się wobec tego z Nowym Jorkiem.

- W Nowym Jorku istnieje wiele stowarzyszeń, które nie mają nic wspólnego z prawdziwą akademią - odpowiedziała Celina Imielinski, pracownik naukowy Rutgers University pod Nowym Jorkiem. - Każdy może stworzyć tu sobie szkolę, jest to w końcu całkowicie otwarte społeczeństwo. Łódzka akademia nie ma na pewno nic wspólnego z NASA Astrobiology Academy. Jeśli jej kierownictwo odwołuje się do jakiejś akademii w Ameryce, to jest to coś założone nieformalnie. Akademia Astrobiologii na pewno nie jest finansowana przez rządowe organizacje, które wspomagają prawdziwą naukę. Ta łódzka akademia po prostu liczy na to, że jeśli zareklamuje międzynarodowy dyplom, to Polacy jak zwykle zakochani we wszystkim, co nie jest polskie, chętnie zapłacą. Absolwentów kursów kształcących parapsychologów na terenie USA spotyka się w turystycznych miejscowościach, wróżą z ręki naiwnym turystom. Takie międzynarodowe dyplomy nie są nic warte.

Trzy rozkładane książeczki wielkości zbliżonej do pół kartki szkolnego zeszytu stanowią jeden dyplom. W każdej z nich znajduje się po lewej stronie fotografia, a po prawej krótki, taki sam tekst, tylko w trzech różnych językach: angielskim, rosyjskim i polskim. Jest to informacja, że pan taki i taki ukończył akademię z tytułem np. astrobiologa. Po czym następuje rząd kilku podpisów.

Jeden z tych dyplomów uprawniający do pracy terapeuty otrzymał człowiek, który ma warsztat samochodowy. Zamierza on zakład zamknąć, bowiem teraz będzie leczyć ludzi.

Akademia funkcjonuje na zasadzie szkoły wieczorowej.

Jej słuchaczami w 60 proc. są ludzie z wyższym wykształceniem. Absolwenci łódzcy, jak dowiedzieliśmy się od Stanisława Jaksa, dyrektora gdańskiej filii, pracują ponoć w Szwajcarii, w USA oraz innych krajach zachodnich. Zajmują się analizą psychologiczną, otwierają gabinety psychologiczne.

- Nauka w szkole polega głównie na tym, żeby rozwinąć własną osobowość, a ci, którzy chcą się uczyć, to właśnie robią - mówi dyr. Jaks.

Pani Małgorzata studiuje w Lodzi. Wcześniej ukończyła państwową szkołę dla położnych. Dzisiaj prowadzi własny gabinet bioenergoterapeutyczny. Tego zawodu nauczyła się na rocznym kursie przy łódzkiej akademii.

- Płacę bardzo dużo - mówi pani Małgorzata - dla mnie to są bardzo wymierne pieniądze, świadomie je wydaję. Mamy intensywne zajęcia. Jest wyjątkowo dużo psychologii. Warsztaty z Emfazym Stefańskim trwały 10 dni, ale przerwy mieliśmy tylko na posiłki. Nie wiem, czy zdobędę się na obronę pracy magisterskiej, bo to wiąże się z wyjazdem do Moskwy i dodatkowymi wydatkami. Wiem tylko jedno, techniki psychotroniczne, których się właśnie uczę, pomagają mi w pracy w moim gabinecie. Lech Emfazy Stefański - wieloletni prezes Polskiego Towarzystwa Psychotronicznego, zatrudniony jako wykładowca, twierdzi:

- Jestem człowiekiem do wynajęcia i prowadzę kursy hipnozy w łodzi oraz w ośrodkach: warszawskim i gdańskim. Nie interesuję się tym, kto mnie wynajmuje. Na zimowej sesji wyjazdowej w Wiśle byli wykładowcy rosyjscy, brytyjscy i kanadyjscy. Na temat koneksji amerykańsko-rosyjskich akademii nic nie wiem.

- To szkoła dla ludzi dojrzałych - słyszymy od kolejnych słuchaczy, tym razem z Gdańska.

Wchodzimy do jednej z sal wynajmowanej w budynku gdańskiego liceum Conradinum, gdzie odbywają się szkolenia. Zajęcia prowadzi właśnie Dariusz Tarczyński. Stworzona przez niego metoda "bezinwazyjnej analizy osobowości" polega na wnioskowaniu o psychice na podstawie zewnętrznego wyglądu człowieka. Np. wysokie obcasy damskie oznaczają, że kobieta przeżywa kompleks ojca. Małe kolczyki w uszach są z kolei sygnałem, że ktoś mocno kontroluje swoją sferę seksualizmu.

Podobnie jest z długością włosów, kolorami ubioru czy sposobem bycia wszystko coś znaczy.

Podczas przerwy po korytarzach przechadzają się uczestnicy kursu - osoby przeważnie trzydziesto-, czterdziestoletnie. Od nich dowiadujemy się, że w akademii panuje humanizm i głęboka tolerancja.

- Nie mówi się tu o religii, ideologii, liczy się tylko człowiek - wyjaśnia pan Michał. Nazwiska nie chce jednak ujawnić.

- Mamy zostać psychologami i psychoterapeutami - dodaje pani Joanna.

- Poza tym uczymy się pracy z energiami, których normalnie się nie czuje, ale to są bardzo poważne siły. My musimy w nich być, umieć ich używać, żeby sobie i innym nie zrobić krzywdy. To nie dla wszystkich. Trzeba mieć dużą odporność psychiczną. Ludzie na zajęciach płaczą...

Każdy słuchacz jest zobowiązany uczestniczyć w dwóch obozach wyjazdowych w roku - uczestnikom ostatniego zafundowano w zeszłym roku kurs wyginania łyżeczek.

- Wydawało mi się, że bawię się tą łyżeczka, tak sobie ją pocierałam, a ona się sama wygięta - opowiada pani Joanna.

Po ukończeniu tej szkoły można zostać jasnowidzem, dowiadujemy się od kogoś innego. Ponoć, gdy się zna imię, nazwisko i datę urodzenia, to o człowieku można powiedzieć już prawie wszystko.

- Jesteśmy nowoczesną szkołą z XXI wieku - dodaje kolejna, zaczepiona na korytarzu osoba.

Słuchacze kursu twierdzą, że "są tu przerabiani na wyższych ludzi".

O dyrektorze gdańskiego oddziału Stanisławie Jaksie pani Wanda wypowiada się wyjątkowo pozytywnie. Nazywa go bioenergoterapeutą, irydologiem, astrologiem. Nie przeszkadza jej to, że szkoła nie ma uprawnień do nauczania, że nie wydaje honorowanych w Polsce papierów.

- To nie szarlataneria, lecz podstawy nauki - dodaje. - Ludzie posiadający zdolności postrzegania energii, których niczym nie można zmierzyć, uznaje się za szarlatanów. A to trzeba uznać, że energie istnieją i trzeba zacząć je badać.

- Bycie w tej szkole jest przygodą - wyjaśnia zachwycona pani Joanna. - Wejście na tę ścieżkę rozwoju to trudna droga, bo zaczyna się odkopywać rzeczy zardzewiałe po to, aby zdobyć inne spojrzenie na świat.

Wcześniej pani Joanna była przerażona skutkami nieodpowiedzialnego bawienia się energiami podczas wyjazdu do kamiennych kręgów w Odrach w dniu przesilenia zimowego. Nie chce jednak o tym rozmawiać. Kwituje to stwierdzeniem, że w szkole znalazły się osoby nieprzygotowane do zabawy z energiami, a kierownictwo szkoły nie może za to odpowiadać.

- Szkoła sprawia wrażenie normalnej wyjaśnia Sławomir Proczko, dyrektor gdańskiego Conradinum. - Płacą regularnie. To poważna uczelnia.

Silnie stoję na ziemi.

To zdanie wypowiadają wszyscy rozmówcy związani z akademią. Dyrektor gdańskiego oddziału Stanisław Jaks podkreśla to wielokrotnie. Odżegnuje się od sekt, grup religijnych i wszelkiego oszołomstwa. Nie sądzi też, aby akademię stworzono dla inwigilacji psychiki ludzkiej.

- Dobrze wiem, dla kogo pracuję, i nie mam żadnych podejrzeń - powiedział Stanisław Jaks. - Parapsychologią zajmuję się od około 30 lat. Rosjanie i Amerykanie od dawna współpracowali ze sobą w dziedzinie psychicznych energii i stąd wzięto się międzynarodowe centrum. Otwarcie takiej uczelni w Polsce przybliża ludziom możliwość pracy nad samym sobą.

Zdaniem Jaksa rodowód akademii sięga Instytutu Psychologii w Radzieckiej Akademii Nauk, podporządkowanej wymaganiom armii. Nie jest tajemnicą, że Rosjanie od lat prowadzili badania w kierunku panowania nad psychiką i umysłem ludzkim. Po rozpadzie ZSRR z Instytutu Psychologii wyodrębnił się Instytut Ekonomii i Kultury, przy którym rzekomo funkcjonuje astrobiologiczna uczelnia wydająca tytuły magistra psychologii.

Wspomniana wyżej broszurka podaje, że absolwenci po 2,5 latach nauki, piszą pracę magisterską, tłumaczoną na język rosyjski. Egzaminy zdają przed komisją na terytorium Rosji.

- Nie jest to poważna uczelnia - twierdzi prof. Józefa Sotowiej, wicedyrektor Instytutu Psychologii przy Uniwersytecie Gdańskim. - Bioenergoterapia czy radiestezja to nie to samo co psychologia. To sprawa sugestii, wiary, a nie nauki. Mówienie o jasnowidzeniu stało się bardzo modne, ale są to praktyki szamańskie. Można poprzez taką praktykę uzyskiwać jakąś wizję, tylko nie można nazywać tego psychologią. Nie rozumiem określenia bezinwazyjnego badania osobowości. Nie wiem też, co to jest analiza psychologiczna. NLP, o czym wspominają słuchacze łódzkiej szkoły, jest popularną metodą terapii. Wykorzystuje ona ustalenia psychoneurologów prowadzących badania nad rozszczepionym mózgiem, z których wynika, iż każda z półkul mózgowych funkcjonuje w odmienny sposób. Istotą każdej terapii jest przekształcanie człowieka. Terapiom poddają się ludzie, którzy mają jakieś problemy ze sobą. Istnieje jednak ogromne niebezpieczeństwo, kiedy za terapię biorą się osoby niedokształcone, które o człowieku wiedzą bardzo niewiele.

Terapeuci w Polsce są licencjonowani poprzez oddział psychiatryczny Polskiego Towarzystwa Lekarskiego i Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Od terapeutów wymaga się studiów medycznych bądź psychologicznych. Oczywistym więc jest, że słuchacze tej akademii nie mogą uzyskać tytułu magistra psychologii i - co jest tego konsekwencję - nie mogą ubiegać się o licencję psychoterapeuty.

Być może część wykładowców tej akademii prowadzi zajęcia w dobrej wierze. Wszystko jest jednak szyte grubymi nićmi.

Stanisław Jaks nie jest autorem publikacji naukowych. Ma 52 lata. Pochodzi z Kaszub. Obecnie kończy studia astrobiologii na "własnej" akademii. Jak twierdzi, wcześniej, w 1978 r., ukończył obróbkę skrawania na Wydziale Mechanicznym Politechniki Gdańskiej, a pracę pisał u człowieka o nazwisku Zakrzewski. Niestety, kierowniczka dziekanatu Wydziału Mechaniczno-Technologicznego nie znalazła w archiwum dokumentów studenta o nazwisku Stanisław Jaks. Co więcej, pracownicy tego wydziału nie przypominają sobie wykładowcy nazywającego się Zakrzewski...

Od pana Jerzego K. (dane znane redakcji) dowiedzieliśmy się, że dyrektor gdańskiego oddziału "Jupitera", Stanisław Jaks inaczej, niż on sam twierdzi, nigdy nie skończył wyższej uczelni. Jest absolwentem zaledwie wieczorowej szkoły samochodowej. W latach siedemdziesiątych pracował w Stoczni Północnej, obsługując tam wyświetlarkę. Natomiast na początku lat dziewięćdziesiątych pan Stanisław zajmował się nie tyle parapsychologią, co czyszczeniem kożuchów w gdańskim Zaroślaku.

W 1991 r. Jaks startował do wyborów parlamentarnych, reprezentując KPN. Obecnie prowadzi firmę Fortepol (nie występuje ona w Panoramie Firm), która zajmuje się ubezpieczeniami i budownictwem.

Mimo bujnego życiorysu Jaks twierdzi, że lubi psychotronikę i chce ją propagować właśnie w Gdańsku, bowiem to miasto ma specjalne predyspozycje.

Na liście wykładowców akademii najwięcej jest Rosjan. Rektorem akademii jest Rosjanin. Umieszczono tam również nazwisko dra Andrzeja Wiszniewskiego, fizyka z Akademii Medycznej w Gdańsku.

- Astrobiologia, moim zdaniem, to niezbytł trafna nazwa - mówi dr Wiszniewski. - Sprawa statusu akademii nie interesuje mnie. Ale uważam, że tego typu placówki powinny istnieć. Pracuję w niej przede wszystkim dlatego, żeby ściągnąć niektórych ludzi na ziemię. Być może część osób spodziewa się nauczania latania na miotle lub Bóg wie czego. Tymczasem zjawiska, zwane potocznie psychotronicznymi, w rzeczywistości są zjawiskami z zakresu fizyki, chemii i fizjologii, przede wszystkim fizjologii mózgu. Zakładam, że to, czego uczę, zostanie wykorzystane do celów pozytywnych. A mówię o zjawiskach do końca nierozpracowanych, np. o promieniowaniu cieków wodnych. Na zajęcia dojeżdżam do Łodzi, w oddziale gdańskim jak na razie wykładów nie prowadziłem. Mimo że moje wykłady cechuje racjonalizm, podejrzewam, że przynajmniej część słuchaczy oczekiwałaby tłumaczenia zjawisk psychotronicznych na podłożu mistycznym.

- Autorytetem stało się nazwisko Piotra Palagina, jednego z wykładowców akademii - mówi o. Aleksander Posacki, jezuita, dr filozofii, interesujący się antropologią, historią doświadczeń religijnych, demonologią.

- Jego książki to pseudonaukowy chaos. Występuje w nich pomieszanie literatury z psychologią, filozofią i astrologią. To konglomerat spreparowany według własnego systemu, którego nikt nie jest w stanie zweryfikować. Demaskuje on niższych pseudonaukowców, wywyższając się, To po prostu forma gnozy (wiedza tajemna), która jest nieweryfikowalnym wierzeniem typu religijnego, podającym się za naukę. Istota zakłamania leży właśnie tutaj. Tego rodzaju zakłamanie polegające na przedstawianiu wierzeń nieweryfikowalnych jako nauki jest w najlepszym razie pomyleniem porządków kompetencji. W najgorszym zaś zagrożeniem dla prawdomówności w kulturze, gdzie poziom wiary, wierzenia, światopogląd oraz poziom nauki powinien być wyraźnie rozgraniczony.

Gnoza wchodzi na uniwersytety, do szkół, przedszkoli (pedagogika steinerowska) pod pozorem nauki, nie zaś jako forma światopoglądu religijnego, którym jest w istocie.

Pseudonauka - kontynuuje o. Posacki - wydaje się być łatwiejsza, bo jest nieprecyzyjna. Kieruje się ją do masowego odbiorcy, jest atrakcyjna poprzez niesprawdzone informacje. Astrologia, okultyzm, przed którym nawet Umberto Eco ostrzegał w rozmowie z Jerzym Prokopiukiem, kolejnym wykładowcą akademii, jest bardzo niebezpieczną sztuką sięgania w niewidzialny świat.

Ci ludzie chcą być uzdrowicielami, uprawiać bioenergoterapię, a przecież nie wiemy, skąd pochodzi ta energia. Jaka jest jej natura? Czy jest dobra? Uzdrowienia bioenergoterapeutyczne są najczęściej przenoszeniem objawów. Choroba utajnia się lub przenosi na inną sferę. Nie ma leczenia. Generalnie jest to oddalanie ludzi od prawdziwego leczenia, które musi się realizować w odpowiednim czasie, bo może to być niebezpieczne dla życia. Istnieją również pseudouzdrowienia spirytystyczne, kierowane przez byty duchowe z innego wymiaru. Istnienie takich bytów daje się zweryfikować w jakiejś mierze także naukowo przez eliminację - porównując późniejsze zaburzenia duchowe tak uzdrowionych fizycznie ludzi z całą gamą jednostek chorobowych znanych w psychopatologii.

Wiele osób leczonych przez bioenergoterapeutów było egzorcyzmowanych lub uwalnianych od złych duchów. Stanisław Jaks, a także słuchacze gdańscy i łódzcy twierdzą, że szkoła nie ma nic wspólnego z religią. A jednak propagowanie pseudonauki - gdy nie wiemy, kto jest kim, i musimy mu ślepo zawierzyć - dodaje o. Posacki - jest niczym innym jak wejściem w sferę wierzeń, a może nawet przesądów. Rodzi się więc ogromne zagrożenie duchowe i kulturowe zarówno w sensie strategii, jak i poszczególnych osób.

Maria Giedz

../tech/printart.php?id=3460x08 graphic
../tech/printart.php?id=346../polec/form.php?arti=art/3460x08 graphic
../polec/form.php?arti=art/346


http://www.kulty.info/ads/adclick.php?bannerid=102&zoneid=19&source=&dest=http%3A%2F%2Fwww.tolle.pl%2Fksiegarnia%2F52http://www.kulty.info/ads/adclick.php?bannerid=102&zoneid=19&source=&dest=http%3A%2F%2Fwww.tolle.pl%2Fksiegarnia%2F52

0x08 graphic

0x08 graphic

4.01.06:
[Magia] Zabili, bo podejrzewali, że jest czarownikiem

12.11.05:
[Inne grupy] Sąd zakazał emisji filmu o Amwayu

12.11.05:
[Moon] Bułgaria nie wpuści Moona na swe terytorium

12.11.05:
[Moon] Moon w Warszawie

...więcej »»

0x08 graphic

14-15.10.2005:
Olsztyn


»» Zgłoś konferencję

0x08 graphic


Nie znalazłeś informacji, której szukałeś?

Pod urokiem okultyzmu

Gaszący Światło

W numerze 3-cim "Sekt i Faktów" wspomniałem, że naziści interesowali się katarami i symboliką świętego Graala. Celem niniejszego artykułu jest rozwinięcie zasygnalizowanego wówczas tematu i ukazanie szerszych związków nazizmu z okultyzmem.

Pierwsze kontakty Hitlera z okultyzmem miały prawdopodobnie miejsce w benedyktyńskim opactwie Lambach, niedaleko austriackiego Linzu, gdzie został wysłany przez swego ojca, po ukończeniu szkoły podstawowej, w celu dalszej edukacji. Ambona klasztornego kościoła, do którego młody Adolf musiał uczęszczać, została przyozdobiona znakami tzw. krzyża gamma, czyli swastyki. Krzyż gamma, spotykany w rożnych kulturach starożytnych Europy, Azji, a nawet Ameryki Południowej był symbolem słońca (wirującego światła) i jako taki znakiem odrodzenia i życia. Chrześcijanie nadali mu nowe znaczenie - traktowano go jako znak Chrystusa - Wschodzącego Słońca, Światła i Życia. Stąd spotyka się go czasem w starych kościołach.

Sęk w tym, że swastyki z Lambach były swoiste. Otóż ramiona ich łamią się w stronę prawą - ten sposób rysowania przejmą później hitlerowcy natomiast klasyczny krzyż gamma łamie ramiona w lewo. Pomyłka, czy świadome odwrócenie znaku?

Niektórzy historycy wypominają opatowi z Lambach, Teodorowi Hagenowi, który kazał owe znaki umieścić, że interesował się wiedzą tajemną i kabałą, zostawiając po sobie, na dowód tego, sporą tematyczną bibliotekę w klasztorze. W takiej interpretacji odwrócona swastyka miałaby symbolikę satanistyczną, podobnie jak odwrócony krzyż.

Czy młody Hitler faktycznie mógł spotkać się z ezoteryką w klasztorze? Istnieją niestety dość poważne przesłanki by tak sądzić. Kiedy przebywał w Lambach, ojciec Teodor już nie żył, opatem jednak był Johann Lanz, który w 1899 roku zrzuci habit i pod nazwiskiem Georg Lanz von Liebenfels założy ezoteryczne stowarzyszenie o nazwie Instytut Templariuszy, obwołując się Wielkim Mistrzem Nowego Zakonu Templum. Hitler będzie się z nim jeszcze wielokrotnie spotykał podczas swego pobytu w Wiedniu.

W 1898 roku ojciec zdecydował o przeniesieniu Adolfa do szkoły w Linzu. Tam z okazji dwunastych urodzin zabrał go po raz pierwszy do teatru. Hitler wspominał, że od tego momentu zaczęła się jego fascynacja operami Ryszarda Wagnera. Fakt ten jest o tyle istotny, że dzieła te, same w sobie będące sztuką przez duże S, wychwalały jednak pogańską mitologię Germanów, łącząc ją m.in.: z legendą Graala. To tam Hitler miał odnaleźć swą fascynację mistyczną krainą Thule oraz Wotanem - germańskim bogiem wojny, który później zostanie półoficjalnie uznany za bóstwo SS.

Ezoterycy wiedeńscy

W latach 1909 - 1913 Hitler przebywa w Wiedniu, gdzie wiedzie nędzny żywot artysty, sprzedając na ulicach swoje obrazy. Dużo czasu spędza w bibliotece. Studiuje różne książki - historyczne, okultystyczne. Styka się z teozofią Madamme Bławatskiej. Fascynują go też religie Wschodu, o których później naziści będą wypowiadać się dość pozytywnie. Próbuje uprawiać jogę. Poznaje wreszcie filozofię Nietzschego wraz z jego teorią nadczłowieka.

Hitler był wówczas człowiekiem bardzo biednym i często musiał łatać swój budżet, sprzedając stare książki do antykwariatu. W ten sposób poznał antykwariusza Ernsta Pretzsche. Młody Hitler zwrócił na siebie jego uwagę, gdy sprzedał mu książkę o rycerzach króla Artura wraz z odręczną notatką na marginesie zawierającą opis Mszy świętej: "Ci ludzie zdradzili czystość swej krwi aryjskiej, ulegając obrzydliwym zabobonom Żyda Jezusa". Dalej następowały rewelacje o pochodzeniu Graala, będące mieszaniną myśli astrologicznych i wzmianek o religiach Wschodu.

Pretzsche zaprzyjaźnił się z Adolfem i wprowadził go do loży Gwida von Lista. Była to paramasońska sekta, której spotkania ogniskowały wokół praktyk okultystycznych i wypełnionych seksem misteriów - a wszystko pod znakiem swastyki.

Nowy Zakon Templum

Swą bytność w loży von Lista Hitler będzie później określał mianem "inicjacji", poznał tam bowiem liczną grupę osób, które kształtowały jego światopogląd, m. in. Rudolfa Steinera, austriackiego intelektualistę masońskiego i propagatora teozofii, czy też Alfreda Schulera, pisarza utrzymującego, że "swastyka - obracające się koło - stanowiła centrum życia starożytnych". Odnowił też znajomość ze wspomnianym już byłym opatem z Lambach Johannem Lanzem, występującym obecnie pod nazwiskiem Georg Lanz von Liebenfels - samozwańczym Wielkim Mistrzem Nowego Zakonu Templum. Na chwilę zatrzymamy się przy jego teoriach, gdyż, sporo z nich można odnaleźć w ideologii partii nazistowskiej.

Nowy Zakon Templum był tworem charakterystycznym. Przejął masoński ceremoniał i część symboliki, adoptując jednak także sporo wierzeń starogermańskich i teorię wyższości rasy aryjskiej. Członkowie sekty otaczali kultem Wotana - germańskie bóstwo wojny. Co się tyczy średniowiecznych templariuszy, to zdaniem Templum otrzymali oni wtajemniczenie, podczas stacjonowania w Palestynie, od muzułmańskiej sekty asasynów (sekta ta przeszła do historii głównie za sprawą serii głośnych morderstw politycznych). Ostatni Wielki Mistrz templariuszy, nim został spalony na stosie, miał przekazać tajemnicę bratu Jean Marie Lameriusowi, a ten dalej nieznanym mistrzom.

Von Liebenfels powoływał się także na barona Hunda i Adama Weishaupta. Pierwszy był XVIII - wiecznym magiem, odpowiedzialnym za rozwój wolnomularstwa w Bawarii oraz autorem "Prawdziwej Reguły Zakonu Templariuszy", drugi zaś (zm. w 1830) założycielem oraganizacji o podobnym charakterze - tzw. Iluminatów Bawarskich. Były opat głosił, że jest posiadaczem tajemnic mistycznych, należących do "templariuszy spalonych przez Świętą Inkwizycję, starożytnych Ariów germańskich, frankmasonów, różokrzyżówców oraz Iluminatów Bawarskich" [1]. Członkami "zakonu" mogli być jedynie czyści rasowo mężczyźni, o jasnych włosach i niebieskich oczach. Na herbie organizacji widniał krzyż gamma w wersji znanej z opactwa w Lambach.

W 1905 von Lebenfels opublikował traktat pt. "Teozologia albo poznanie znaków Sodomy i elektronu bogów. Wprowadzenie do filozofii starożytnej i najnowszej oraz dowody istnienia wyższych i szlachetniejszych ras". Rasy szlachetniejsze to niebieskoocy blondyni, "arcydzieła stworzone na podobieństwo bogów i obdarzone organami elektrycznymi, wewnętrznymi źródłami energii i źródłami emisji".

W wydawanym przez siebie piśmie "Ostara" prorokował nadejście Wielkiego Imperatora, który przybędzie z Czarnego Lasu, aby rządzić przez tysiąc lat. Nowy Mesjasz pobije wrogów, powoła Nowe Rycerstwo i zniszczy rozpustę i chciwość "grzechy główne dygnitarzy kościelnych, bogaczy i żydowskich lichwiarzy (...). Zginą wszyscy bez różnicy".

Stowarzyszenie Thule i NSDAP

Kolejny okres życia Hitlera to czas I wojny światowej (zaciąga się do niemieckiej armii) i lata po niej następujące. Za namową poznanego w wojsku kapitana Ernsta Roehma, późniejszego dowódcy bojówek S.A., osiada w Monachium, gdzie poznaje Dietricha Eckarta [2] - parającego się wywoływaniem duchów pisarza i publicystę o ezoterycznych i nacjonalistycznych zainteresowaniach. To Eckart wprowadzi Hitlera do tajnego Stowarzyszenia Thule. [3]

Thule to opiewana przez Wagnera kraina szczęśliwości - coś w rodzaju germańskiego Edenu. Stowarzyszenie Thule było nacjonalistyczną lożą, będącą pod silnym wpływem Bractwa Różokrzyżowców, organizacji znanej gównie z seansów spirytystycznych. Głównym ideologiem sekty był baron Sebottendorf (prawdziwe nazwisko: Rudolf Glaner), podróżnik, fascynat religiami Wschodu (założył m.in.: w Berlinie stowarzyszenie buddyjskie Loża Oświeconych), mieniący się Wielkim Mistrzem Bractwa Różokrzyżowców.

Inne źródło inspiracji stanowiła dla Thule brytyjska sekta Golden Dawn (Złoty Świt), założona w 1887 roku przez grupę różokrzyżowców, w oparciu o spirytualistyczną filozofię Rudolfa Steinera i nauczanie Aleistera Crowleya. Jeszcze po zdobyciu Berlina w 1945 roku odkryto świątynię wyposażoną zgodnie z zaleceniami instrukcji Golden Dawn, autorstwa tegoż drugiego.

W Thule obawiano się Żydów i Cyganów, gdyż bracia podzielali przekonanie, że rozsiewają oni złą magię. Inicjacja w sekcie polegała na nacięciu ramienia w celu utoczenia krwi, a następnie przebijaniu sztyletem trzech figurek, z których jedna reprezentowała morderców Hirama - bohatera legendy masońskiej, druga i trzecia odpowiednio króla Francji Filipa Pięknego i papieża Klemensa VI, obydwu odpowiedzialnych za kasatę średniowiecznych templariuszy. Ceremonię zamykała przysięga składana na swastykę.

W 1919 roku w Monachium wybucha rewolucja i władzę w mieście przejmują komuniści. Bojówki komunistyczne plądrują siedzibę stowarzyszenia. Siedmiu członków Thule zostaje skazanych na śmierć przez rozstrzelanie. Naziści będą mieli od tej pory pierwszych męczenników. Po tych wydarzeniach loża postanawia się lepiej zorganizować i jej członkowie zakładają maleńką partyjkę polityczną DAP (Niemiecka Partia Pracy).

Hitler otrzymuje legitymację nr 7 i staje się głównym mówcą partii na organizowanych przez Thule wiecach. 14 lutego 1920 DAP zmienia nazwę na NSDAP (Narodowo-Socjalistyczna Niemiecka Partia Pracy), a 29 lipca Hitler jest już jej przewodniczącym.

Heinrich Himler i SS

Innym gorącym wyznawcą okultyzmu był Heinrich Himmler - młody, zdolny członek NSDAP, któremu szybko udało się pozyskać zaufanie Hitlera. W 1929 roku otrzymuje mianowanie na stanowisko reichsfiihrera SS - organizacji konkurencyjnej wobec tracącej zaufanie S.A. Ernsta Roehma. Pod rządami Himlera, SS przekształciło się w elitarny zakon aryjski nazistów, z własnymi ceremoniami, wierzeniami i liturgią, które zostały oparte o mieszaninę rytów masońskich i kultu Wotana. Hitler miał być Mesjaszem nowej religii. W podręczniku SS czytamy:

- Dlaczego wierzymy w Niemcy i Fuhrera?

- Ponieważ wierzymy w Boga, wierzymy w Niemcy, które stworzył, w Jego świat i w Fuhrera, Adolfa Hitlera, którego On zesłał na ziemię.

Himler był nie tylko zapalonym okultystą (o czym świadczy chociażby odnaleziona lista jego ulubionych lektur), ale i gorącym zwolennikiem teorii reinkarnacji. Podczas przemówienia w Dachau w 1936 r. do wyższych oficerów SS stwierdził, że już się gdzieś spotkali i spotkają znowu w następnym życiu. Sam uważał się za inkarnację władcy Saksonii Henryka I Ptasznika (875 - 936) i często odbywał nad jego grobem medytacje.

Religijnym centrum SS uczyniono zamek Wewelsburg w Westfalii. Tam Himler kazał w specjalnej sali ustawić trzynaście foteli, gdzie wspólnie medytował z wybranymi członkami organizacji. Z inspiracji Himlera SS prowadziło badania nad aryjskim pismem runicznym, którego znakom przypisywano magiczną moc. Wszyscy esesmani mieli obowiązek uczęszczać na wykłady dotyczące tego pisma. Aż do maja 1945 działała specjalna sekcja Ahnenerbe (komórka "naukowa" SS), zajmująca się wyłącznie runiczną egzegezą.

W poszukiwaniu Graala

Legenda świętego kielicha fascynowała Hitlera od młodości, zwłaszcza po obejrzeniu opery Wagnera "Parsifal". Wbrew początkowym poglądom doszedł, przy pomocy przyjaciół z Thule, do przekonania, że Jezus jednak nie był Żydem, lecz Aryjczykiem, a Jego krew, zebrana do kielicha przez Józefa z Arymatei, była najczystszą krwią tej rasy. Za to samo chrześcijaństwo było już jednak kolejnym żydowskim kłamstwem. Kiedyś stwierdził, że "uczniowie Graala, predestynowani do rozbudzenia utajonych mocy tkwiących w człowieku czystej krwi, nie mieli z chrześcijaństwem nic wspólnego".

Czysta krew Graala, której poszukiwali rycerze, miała być czystą krwią teutońską, eliksirem mitologicznej Germanii i lekarstwem na chorobę toczącą naród niemiecki, którą było - wedle opinii, jaką Hitler podzielił się z Rauschningiem, znajomym z Gdańska - przemieszanie ras.

Wielkim entuzjastą mitologii Graala był także młody intelektualista Otto Rahn, którego szybko awansowano w SS do rangi pułkownika. Rahn nauczał, że mężni bohaterowie walczą o czystość krwi ze słabszymi rasami i ich zwodniczymi ideologiami np. chrześcijaństwem. Są wezwani, by sprzeciwiać się woli okrutnie panującego demona Jehowy, Boga Żydów. Aryjczycy wypowiedzieli się po stronie Lucyfera-Apollina, by ustanowić na powrót kult Słońca, wzbogacony naturalistyczną moralnością. Rahn nazywa to nowe rycerstwo "dworem Lucyfera", być może świadomie nawiązując do nazwy, jaką można spotkać w aktach Świętej Inkwizycji w odniesieniu do średniowiecznej sekty katarów.

Krótko po awansie na pułkownika Rahn otrzymał od Hitlera rozkaz, by dotrzeć do Montsegur - ostatniej twierdzy katarów we Francji - gdzie miał odszukać Graala. W muzeum Saint-Germain-en-Laye odnalazł motyw krzyża-swastyki, co utwierdziło go w słuszności poszukiwań. Jednak po trzeciej wyprawie do Montsegur, w trakcie której nie odnalazł tego czego pragnął, popadł w niełaskę i słuch o nim zaginął. Obsesja świętego kielicha trwała jednak nadal. W ramach SS powołano nawet tzw. Ordensburgen - specjalne tajne szkoły dla jego przyszłych strażników.

Hitler a masoni

Jeden z przyjaciół Hitlera z lat młodości, wspomniany już Herman Rausching utrzymywał, że Hitler wstąpił do masonerii jeszcze w 1911 roku. Rekomendowali go w Wiedniu teozofowie Steinera. Poznał dobrze masońską doktrynę i symbolikę. Fascynacja wolnomularstwem będzie jednak powoli przeradzać w coraz bardziej otwarty konflikt, w miarę jak Hitler sam zacznie coraz skuteczniej budować własną organizację w postaci partii nazistowskiej.

"To co jest niebezpieczne w tych ludziach - powie później - to sekret ich sekty i właśnie udało mi się to skopiować. Stanowią coś w rodzaju eklezjalnej arystokracji. Rozpoznają się między innymi za pomocą specjalnych znaków. Rozwinęli doktrynę ezoteryczną, która nie została sformułowana według pojęć logicznych, Lecz w postaci symboli, stopniowo odkrywanych przed wtajemniczonymi. Nie sądzicie, ze nasza partia powinna zorganizować się tak samo, jak ich sekta?".

Hitler wykorzystał nabytą wiedzę do własnych celów. W 1942 roku masoneria była już tylko niebezpiecznym konkurentem dla nazistów, a dawni znajomi mogli stanowić dla wodza Rzeszy zagrożenie, dlatego władze wydały nakaz aresztowania i eksterminacji znanych masonów.

Skok Rudolfa Hessa

Historia ta stanowi jeden z bardziej niejasnych i kompromitujących nazistów epizodów II wojny światowej. 10 maja 1941 r. nad Szkocją wyskoczył samotnie na spadochronie Rudolf Hess - osoba numer trzy w faszystowskich Niemczech. Zaraz po wylądowaniu oddał się w ręce władz brytyjskich twierdząc, że przybył z pokojową misją do księcia Hamiltona. Na spotkaniu z wyżej wymienionym ogłosił, że przywozi ze sobą warunki zawarcia pokoju, które doprowadzą do pojednania dwóch wielkich narodów nordyckich.

Otóż Hitler miał gwarantować utrzymanie Imperium Brytyjskiego, żądając w zamian wolnej ręki do działań na kontynencie europejskim i odsunięcia od władzy Winstona Churchilla. Brytyjczycy zignorowali tę ofertę i aresztowali wysłannika, jako jeńca wojennego.

Co skłoniło Hessa do tak irracjonalnego kroku? Otóż była to astrologia, w którą zdaje się bezkrytycznie wierzył. Jego znajomy astrolog prof. Karl Haushofer miał ponoć widzenie, w którym ujrzał jak Hess "kroczy przez wykładane gobelinami i tkaninami sale angielskich zamków, przynosząc pokój dwu wielkim narodom (...)".

Inną osobą, która prawdopodobnie wpłynęła na szaloną decyzję II zastępcy Hitlera był dr Schulte-Strathaus, astrolog i pracownik kwatery głównej NSDAP od 1935 roku. W styczniu 1941 r. przekazał on Hessowi raport, z którego wynikało, że 10 maja 1941 (dzień feralnego lotu do Szkocji) dojdzie do niezwykłego zjawiska astrologicznego, mianowicie koniunkcji sześciu planet, zbiegającej się z pełnią księżyca. Po opisanej wyżej wpadce, o której Hitler dowiedział się ponoć post factum, gestapo przeprowadziło w całych Niemczech szereg aresztowań wśród astrologów i okultystów. Represja te jednak, poza przesłuchaniami, nie dotknęły tych, którzy działali na rzecz partii nazistowskiej mimo, że niejednokrotnie ich nazwiska były publicznie znane.

Rudolf Hess popełnił samobójstwo w więzieniu w 1987 roku.

* * *

Nazizm stanowi krwawą aplikację idei, które ewoluowały w historii przez setki lat i sięgają najgłębszymi korzeniami jeszcze gnostocyzmu (zob. poprzednie artykuły z cyklu "Era Ryb"). Nawet kolory hitlerowskich Niemiec czerwień, biel i czerń były identyczne, jak rytualne barwy szat liturgicznych manichejczyków. Kościół w historii wielokrotnie potępiał różne organizacje i ideologie. Zanim jednak przyłączymy się do chóru oskarżającego go o dławienie wolnej myśli i bezduszny fanatyzm, zawsze trzeba sobie najpierw postawić pytanie - dlaczego.

Gaszący Światło

0x08 graphic

Swastyka - wirujący krzyż światła. Znak znany zarówno w Europie, Azji, jak i Ameryce Południowej. Znaleziono go w ruinach w Troi, budowlach celtyckich u Basków i Azteków Symbol kultu słońca i życia. Ramiona powinny łamać się w lewą stronę, zgodnie z ruchem obrotowym ziemi. Odwrócona swastyka (symbol przyjęty przez nazistów). to znak odwrotny - czarnego słońca, buntu przeciw władzy niebios oraz śmierci. Jej ramiona łamią się w prawo.

Przypisy:

1. Na Weishaupta powołuje się do dziś istniejąca sekta "templariuszy" o nazwie Ordo Templi Orientalis: O.T.O. Aby się o tym przekonać wystarczy te trzy litery wrzucić do dowolnej wyszukiwarki internetowej.

2. Zmarły w 1923 roku Eckart musiał wywrzeć na Hitlerze duże wrażenie. To jemu zadedykował on "Mein Kampf" i będzie go nazywał "filozofem narodowego socjalizmu".

3. Część członków Thule należało jednocześnie do bawarskiej prowincji tzw. Zakonu Teutońskiego - kolejnej pozamasońskiej organizacji, odwołującej się do ezoterycznych tradycji, kultywowanych rzekomo przez krzyżaków. W 1919 roku obie sekty prawdopodobnie się połączyły.

Literatura tematu w jezyku polskim:

1. Roy Conyers Nesbit, George van Acker. Tajemniczy lot Rudolfa Hessa. Warszawa 2000.

2. Martin Gardner. Pseudonauka i pseudouczeni. Warszawa 1996.

3. Francis King. Szatan i swastyka. Okultyzm w partii nazistowskiej. Poznań 1996.

4. Herman Rausching. Rozmowy z Hitlerem. Warszawa 1987.

5. Francois Ribadeau-Dumas. Tajemne zapiski magów Hitlera. Warszawa 1992.

6. Walter Schellenberg. Wspomnienia. Wrocław 1987. 7. Marek Tabor. Ezoteryczne źródła nazizmu. Kraków Warszawa 1993.

Czarownicą być...

Emilia Fornalczyk

Cenią swą indywidualność, jednak gromadzą się w kowenach i wspólnie świętują sabaty. Magię uznają za zaniedbaną, lecz całkiem naturalną zdolność człowieka. Nie wierzą w istnienie szatana, a co do bogów, zdania są podzielone - mogą istnieć realnie lub być tylko symbolem. Kierują się zasadą „czyń wedle swej woli, lecz nikogo nie krzywdź”. Kim są współczesne czarownice? Co przyciąga ludzi do ruchu wiccańskiego?

0x08 graphic

Współczesne czarostwo (określane mianem wicca - staroangielskie słowo, od którego pochodzi dzisiejsze witch - czarownica) można podzielić na dwa różne nurty: tradycyjny i eklektyczny.

Wicca tradycyjne (wywodzące się z Wielkiej Brytanii) przez niektórych uznawane jest za jedyne, które w ogóle zasługuje na to miano. Jest religią inicjacyjną; misteryjnym kultem Bogini Magii i Boga Słońca i Odrodzenia. Bazuje głównie na praktyce i jest przekazywane kolejnym uczniom w sposób bezpośredni (przez inicjację). Tym właśnie różni się od wicca eklektycznego, które powstało na gruncie amerykańskim. Osoby przynależące do niego czerpią swą wiedzę głównie z książek, nie przechodzą inicjacji, często praktykują samotnie lub łączą się w koweny, lecz brak między nimi spójności. Jest to raczej światopogląd złożony z elementów różnorakich wierzeń i nurtów (m.in. New Age, feminizmu, okultyzmu), które można sobie dość swobodnie dobierać.

Należy podkreślić, że wicca nie jest zjawiskiem jednorodnym i sposób patrzenia na różne kwestie może się zmieniać w zależności od konkretnego kowenu (tj. grupy 3-13 czarownic odprawiających wspólnie rytuały) lub nawet od konkretnej wiedźmy. Można jednak pokusić się o ustalenie pewnych „punktów wspólnych” dla całego środowiska czarownic.

1. Przede wszystkim liczy się indywidualność i osobiste doświadczenie jednostki - jest ono ważniejsze niż jakakolwiek doktryna. Każdy człowiek ma wewnątrz siebie bóstwo, które bądź istnieje realnie poza jego umysłem, bądź jest tylko symbolem.

2. Wszystko jest całością, nie ma podziału na materialne i duchowe, święte i grzeszne. nie ma absolutnego zła lub dobra. Wszystko jest częścią tej samej rzeczywistości, dwiema stronami jednej siły. „Wszystko jest jednością, gdyż cała natura jest przejawem Bóstw”.

3. W naturze występują dwie przeciwstawne i uzupełniające się zasady, jednak nie jest to zło i dobro. Personifikacją tych zasad może być para: Bóg i Bogini. Co do tego, czy istnieją inni bogowie i kim są w istocie, wicca nie udziela odpowiedzi. Jeden z tekstów stwierdza: „Wszystkie boginie są jedną boginią, a wszyscy bogowie jednym bogiem.” Mimo to zalecany jest osobisty kontakt z bogami, jako że „nikt nie może wyjaśnić wszystkiego, a najlepiej szukać Bogini we własnym umyśle”. Związek z bogami oparty jest na równości i partnerstwie, gdyż oni nie są wszechmocni i też potrzebują człowieka.

4. Bogini widziana jest w trzech postaciach, jako Panna, Matka i Starucha., co może symbolizować cykl miłości, śmierci i odrodzenia. Śmierć jest tylko drugą stroną życia i należy ją przyjąć bez lęku. Wicca wychodzi z założenia, że siły destrukcji i siły tworzenia są konieczne dla równowagi we wszechświecie i że są równie piękne i godne akceptacji. Odrodzenie natomiast jest rozumiane jako reinkarnacja. Nie jest jednak jasne, dokąd ma doprowadzić cały ten cykl. Dopuszcza się możliwość, że życie istnieje dla samego życia oraz że celem egzystencji jest to, by „stać się jednością z twórczą energią wszechświata”.

5. Wicca to swoisty kult przyrody i płodności. Czerpie inspirację z natury, na jej cyklach opiera swą mitologię i rytuały. W kalendarzu wiccańskim odbija się rytm przyrody. W ciągu roku występuje 8 sabatów (świąt Boga Słońca). Są to dni zrównań dnia z nocą i przesileń oraz dni wypadające w połowie między tymi świętami. Obchodzi się także esbaty (święta księżycowe).

6. Do tradycji wicca należy kilka tekstów. Jednym z nich jest Wiccańska Rada, której fragment brzmi: „Jeśli nie krzywdzi to nikogo, czyń co chcesz”. Tę zasadę można uznać za podstawę etyki wiccańskiej. Inną znaną zasadą jest prawo trójpowrotu, głoszące, że „Cokolwiek uczynisz, powróci do ciebie po trzykroć”. Można to interpretować jako zwielokrotnioną odpłatę za uczynki człowieka, dosięgającą go nawet w kolejnych życiach, lub po prostu jako pewną życiową lekcję.

7. Bardzo ważnym elementem wicca jest magia. Uważa się ją za naturalną zdolność człowieka do wpływania na stan rzeczywistości poprzez uświadomienie sobie niewidocznej jedności z całym światem. Podkreśla się, że wraz z magiczną mocą idzie w parze odpowiedzialność (prawo trójpowrotu). Magia nie jest sposobem na wszystko; czasem jest konieczna, a czasem wystarczą „zwykłe” zdolności.

8. Każdy wyznawca wicca jest jednocześnie jego kapłanem. Czarownice w swych rytuałach używają różdżki, kociołka, kielicha i noża athame. W wicca jest pewien stały sposób odprawiania rytuałów. Składają się na niego m.in. przygotowanie przestrzeni i siebie, wezwanie strażników kierunków i bogów, złożenie ofiary, przyjęcie daru i wykorzystanie go, odwrócenie przygotowania. Aby wzbudzić potrzebną energię, można użyć takich sposobów jak: medytacja, koncentracja, śpiewy, zaklęcia, inwokacje, kadzidła, narkotyki, wino, tańce, kontrola krwi, sznury, bicze.

9. Czarownice podkreślają, ze wicca to wybór i powołanie. Nie uznają takiego pojęcia jak zbawienie czy nawracanie innych. Szczególny nacisk kładą na postępowanie zgodne z własną wolą, a nie z jakimikolwiek zewnętrznymi regułami. Wszystkie akty miłości i przyjemności uznają za święte.

Jak widać, wicca zawiera idee politeistyczne, animistyczne, panteistyczne i monistyczne. Z tego względu można zaliczyć je do ruchów neopogańskich (obok druidyzmu, asatru i bardyzmu). Wicca ma także wiele wspólnego z wierzeniami Wschodu oraz niesie w sobie duży ładunek okultyzmu.

Trochę historii. Kapłanem pierwszego udokumentowanego wiccańskiego kowenu był Gerald B. Gardner (1884-1964). Ok. 1939 r. w okolicach New Forest został on wprowadzony w tajniki kultu czarownic i inicjowany. Gardner interesował się okultyzmem; w 1947 r. spotkał A. Crowleya (ni mniej ni więcej tylko inicjatora współczesnego satanizmu) i uzyskał inicjację do O.T.O. (Ordo Templi Orientalis), po czym zajął się popularyzowaniem czarostwa. Najpierw wydał, pod pseudonimem, powieść o czarownicach, a gdy w 1951 r. zniesiono „Akt o prześladowaniu czarownic”, zaczął pisać teoretyczne książki o wicca oraz popularyzować je w prasie i tworzyć nowe koweny. Wzbudziło to duże zainteresowanie, co skłoniło do odejścia D. Valiente, arcykapłankę Gardnera (wg której czarownice powinny stronić od rozgłosu). Stopniowo zaczęły się tworzyć nowe ruchy, które odchodziły od tradycji gardneriańskiej (m.in. aleksandrianie). R. Buckland i jego żona rozpowszechnili wicca w USA, lecz później Buckland stworzył własną tradycję, odchodzącą od tradycyjnego nauczania twarzą w twarz. Niezatarty ślad pozostawiła na współczesnym wicca Starshawk (Miriam Samos) oraz Scott Cunningham, zwolennik samotnej ścieżki, który wpłynął na rozpowszechnienie się wicca eklektycznego.

Obecnie wicca jest najszybciej rozwijającą się religią w USA, liczącą ok. 400 tys. członków, a w samej Anglii znajduje się ponad 150 punktów kontaktowych, w których można zapoznać się z pogańską ideologią i uczestniczyć w rytuałach. Jedną z najbardziej aktywnych organizacji zrzeszających pogan i wiccan jest The Pagan Federation - wspiera ona osoby poszukujące ścieżki duchowego rozwoju w oparciu o prawa natury. W Polsce wicca nie jest wyznaniem zarejestrowanym (m.in. dlatego, że nie ma zgody co do podstawowych założeń oraz nie wiadomo, ile jest osób zainteresowanych). Nie można też zostać inicjowanym w Polsce; istnieją tylko grupy dyskusyjne i neopogańskie spotkania. W Czechach są 3 koweny eklektyczne oparte na wiccańskiej strukturze.

Można zauważyć, że w wiccaniźmie tkwi pewna sprzeczność. Jedna z etycznych zasad czarownic: „czyń wedle swej woli, lecz nikogo nie krzywdź” brzmi jak złota zasada chrześcijaństwa, jednak nie znajduje uzasadnienia na gruncie wiccanizmu. Dlaczego nie krzywdzić kogoś? Czy jest to złe? Skoro jednak zło i dobro są równie potrzebne do zachowania równowagi w życiu, dlaczego nie czynić zła? Jak można mówić o obowiązujących zasadach i w imię czego ich przestrzegać, skoro nie ma absolutnego zła ani dobra?

Tak w zarysie przedstawia się obraz wiccanizmu. Co jest w nim takiego, co pociąga ludzi i każe im angażować się w czarostwo? Wydaje się, że dobrze ilustruje to zjawisko historia Donalyn Vaughn, która swą historię uważa za dość typową dla osób angażujących się w poganizm.

Donalyn wzrastała w rodzinie, która uczęszczała do kościoła, jakkolwiek jej życie nie różniło się wcale od życia tych rodzin, które tam nie chodziły. Jako dziecko stale była zafascynowana magią obecną w telewizji i horoskopach. W college'u zajmowała się robieniem wykresów astrologicznych, mimo że uczęszczała do kościoła. Chłopcy, z którymi się spotykała wprowadzali ja stopniowo w okultyzm (karty tarota itd.), wiccanizm, szamanizm i idee boga żeńskiego. Po jakimś czasie od wyjścia za mąż dołączyła do grupy pogańskiej, czczącej boginię. Sama nadała sobie boskie imię i zaczęła zgłębiać wiccanizm, nauczała przy tym astrologii i tarota oraz utworzyła kowen czarownic. Tkwiła w wiccanizmie bardzo głęboko do czasu, gdy w 1997 roku przeżyła swe nawrócenie twierdząc, że Bóg osobiście przywołał ją do siebie.

Dziś Donalyn uważa, że wczesne doświadczenia z magią otworzyły jej drzwi i uczyniły podatną na idee wiccanizmu, a podróż w świat pogaństwa była jak narkotyk. Mimo to pragnie powiedzieć, że doświadczenie to nauczyło ją bardzo ważnej rzeczy, której być może nigdy by się nie dowiedziała: jak żyć swoją religią i jak ją zgłębiać. Twierdzi, że wielkim błędem kościołów chrześcijańskich jest poprzestawanie na samej tradycji i rytuałach, a zaniedbywanie osobistej relacji z Bogiem. Ludzie angażujący się w wiccanizm i pogaństwo chcą czegoś więcej niż suchej wiedzy, chcą osobistej relacji, która wykraczałaby poza ściany kościoła. Donalyn, jako nawrócona chrześcijanka twierdzi, że wiele osób aktywnie działa w ruchach pogańskich, mimo że wyrosło na gruncie chrześcijańskim, ponieważ tak naprawdę nie mają osobistej relacji z Bogiem lub nie wiedzą, że jest ona możliwa i stanowi wręcz istotę chrześcijaństwa.

Wydaje się, że obecnie często w samych kościołach chrześcijańskich zapomina się o tym, że chrześcijaństwo nie polega tylko na spełnianiu dobrych uczynków, uczęszczaniu do kościoła itd. lecz jest to przede wszystkim żywa relacja z immanentnym transcendentnym Bogiem przez Jego Syna Jezusa Boga-Człowieka. Wielu chrześcijan patrzy na Boga w kategoriach teologicznej wyprawy, a nie ludzkiego przeżycia. „Jest to konsekwencją faktu, że teologia pozwoliła, aby racjonalizm pozbawił ją jakiegokolwiek kontaktu z Bogiem. Teologia zapomniała o tym, że doświadczenie religijne jest normalna drogą do Boga. Zaniedbanie mistyki w powszechnym nauczaniu teologii doprowadziło do mylnego przekonania, że katolicyzm jest tylko prawniczy i aretologiczny, a nawet przyziemny i nudny.” (Ferdek, s.254) Tu być może leży przyczyna rozczarowań wielu młodych ludzi i głębszych poszukiwań w celu zaspokojenia swych potrzeb duchowych. Nierzadko mogą oni pragnąć być wicca i chrześcijaninem, co jest nie do pogodzenia. Wg Biblii czarostwo i magia, a także kult innych bogów i wynoszenie natury ponad Boga jest jednoznacznie potępione, a szatan i jego wpływ - uznane za realne.

Przy pisaniu artykułu korzystałam z :

stron internetowych:
www.wicca.pl
http://birch.wicca.pl
an Interview with Craigh Hawkins;
D. Vaughn: In And Out Of Wicca - A Former Wiccan Speaks (www.apologeticsindex.pl)
M. Montenegro: Witchcraft, wicca and neopaganism (www.cana.userworld.com0
R. Branch: Witchcraft/Wicca (www.watchman.org)

oraz książek:
K. Azarewicz: Człowiek ziemi, czyli neopogański etos [w: Sekty i kulty: inicjacje transformacje, herezje ; red. Z. Dudek; Eneteia; Warszawa 2002]
ks. B. Ferdek: Sekty i nowe ruchy religijne, atla 2, Wrocław 1998

Emilia Fornalczyk

Okultyści z Janowa

Katarzyna Szuba

Rzecz o fascynacjach malarskich Teofila Ociepki i Erwina Sówki

W grudniu i styczniu br. Muzeum Śląskie w Katowicach zorganizowało wystawę z okazji 45-lecia pracy twórczej malarza związanego z kręgiem janowskim - Erwina Sówki. Dnia 12 października ubiegłego roku odbyła się premiera filmu Lecha Majewskiego Angelus - komedii metafizycznej, w której warstwa fikcyjna oparta jest na fenomenie janowskiej grupy okultystycznej, działającej na Śląsku przed II wojną światową i jakiś czas po jej zakończeniu.

Te dwa wydarzenia kulturalne zwracają uwagę na mało znany szerszemu odbiorcy fakt istnienia i oddziaływania nie tylko estetycznego, ale przede wszystkim ezoterycznego janowskiego zespołu malarzy.

Dowodem na to może być fakt, iż znaczna część nakładu albumu wydanego przez Arkady poświęconego Teofilowi Ociepce - mistrzowi janowskiej grupy, została wykupiona przez okultystów celem medytacji nad barwnymi reprodukcjami [1].

Opublikowany z okazji ostatniej katowickiej wystawy katalog zawierający liczne reprodukcje obrazów Erwina Sówki, a także artykuły znanych krytyków, stanowiące po części wykładnię swoistej filozofii malarza, rozszedł się jeszcze przed zamknięciem ekspozycji (co według pracowników muzeum nie zdarza się często).

Powstaje pytanie, w czym tkwi atrakcyjność malarskich dzieł twórców z Janowa i czy może nieść ona ze sobą jakieś duchowe zagrożenia?

Teofil Ociepka, czyli zacznijmy od początku

Niektórzy znawcy tematu twierdzą, że w Polsce międzywojennej miało miejsce niezwykle intensywne zainteresowanie parapsychologią i naukami hermetycznymi, a Śląsk tworzył w tym zakresie szczególną enklawę kulturową, gdzie przetrwały w postaci folkloru magiczne rytuały i obyczaje. Nie dziwi więc, że za sprawą elektryka z kopalni Keiser Teofila Ociepki - Janów stał się ważnym ośrodkiem okultystycznym.

Będąc żołnierzem niemieckim, Ociepka zetknął się w czasie I wojny światowej z wiedzą ezoteryczną. Oddał się lekturze traktatów okultystycznych (teozofii Eleonory Bławatskiej, antropozofii Rudolfa Steinera) i za sprawą mistrza Filipa Hohmana, Szwajcara mieszkającego w Wirtemberdze, został członkiem Loży Różokrzyżowców.

Uzyskał status mistrza nauk tajemnych, mógł więc gromadzić wokół siebie uczniów i samodzielnie nauczać (literaturę otrzymywał z centrum loży, znajdującego się najpierw w Niemczech, a po dojściu Hitlera do władzy w Kalifornii). Nawiązał też kontakt z Towarzystwem Parapsychologicznym im. J. Ochorowicza we Lwowie i ze śląskim oddziałem Towarzystwa w Wiśle, gdzie pod redakcją J.K. Hadyny wydawano czasopismo Lotos.

Uczniowie janowskiego mistrza to prości, niewykształceni górnicy, którzy poszukiwali "kamienia filozoficznego", dążyli do duchowej doskonałości, ponieważ pragnęli przeniknąć Zasadę i Sens świata oraz Boga, chcąc dotrzeć do tajemnicy Bytu.

Ociepka nie mający do tej pory żadnego związku ze sztuką, na polecenie Hohmana zaczął malować. Jego obrazy to moralizatorskie i symboliczne wizje, niezrozumiałe jednak dla "niewtajemniczonych".

W czasach stalinowskich, kiedy to niemożliwe było jawne uprawianie nauk hermetycznych, grupa janowska reaktywowała się w formie Koła Malarzy Nieprofesjonalnych, działającego przy Domu Kultury Kopalni Wieczorek, wspieranego przez nic nie podejrzewające władze.

"Proletariaccy artyści" prezentowali obrazy, w których nakładają się na siebie elementy okultyzmu, alchemii i teozofii z archaicznymi, magicznymi wierzeniami śląskimi, oficjalnie przedstawianymi jako naiwna fantastyka, folklor, sztuka prymitywna.

Mimo to dzieła malarzy górników zdobyły u odbiorców uznanie, a Teofil Ociepka i w pewnym sensie jego duchowy spadkobierca Erwin Sówka zyskali międzynarodową sławę.

Erwin Sówka w labiryncie

Erwin Sówka uczył się malarstwa na dwuletnim kursie zorganizowanym przez Dom Kultury przy ul. Francuskiej w Katowicach. Absolwentów tego kursu wykorzystano do stworzenia wizualnej propagandy politycznej.

Szybko jednak postarał się o zmianę funkcji i zaczął pracować jako górnik dołowy w kopalni Wieczorek. Wstąpił do koła plastyków amatorów, gdzie szczególne wrażenie zrobiła na nim pobudzająca wyobraźnię atmosfera dysput teozoficznych.

To stało się początkiem długiej i - jak sam mówi - żmudnej drogi "rozwoju duchowego" młodego adepta: od okultyzmu, poprzez wtajemniczanie w arkana filozofii alchemicznej do fascynacji kulturą Wschodu: Było w tej kulturze coś tajemniczego - mówi Sówka (1978 r.) - a mnie interesowała silu magii, iluzji, czegoś niezwykłego... Stwierdziłem, że nasza cywilizacja jest płytka i nie ma w niej głębi duchowej, jaka jest w sztuce Wschodu... Ja jeszcze siebie samego nie odnalazłem, ale wiem, że idę w stronę malarstwa religijnego, co nie znaczy, że ma ono być takie, jak w kościele.

Malarstwo Erwina Sówki prezentuje - jak sam to określa - siedem kręgów wtajemniczenia. Dodajmy - siedem kręgów oddalających go od kultury chrześcijańskiej Europy. Nie jest ono "jak w kościele", choć niejednokrotnie prezentuje wizerunki św. Barbary (patronki górników) na tle nikiszowieckiego pejzażu [2] czy Adama i Ewy umieszczonych w niezwykłym otoczeniu "rajskiej przyrody".

Obok tych postaci występują przedstawienia sumeryjskich, egipskich i indyjskich bogiń (szokujących nieprzygotowanego odbiorcę swym wyglądem i prowokacyjnym ujęciem), których obecność w swoim malarstwie E. Sówka wielokrotnie tłumaczy: Bogini Khali była jedną z córek boga.. My dążymy jakby w kierunku samounicestwienia się, a ona była takim duchowym objawieniem. Pokazując to na obrazie, pokazuję Ducha i Materię. A w innym miejscu: Na kobiety w moim malarstwie nie należy patrzeć jak na kobiety, które są wokół nas, ani też patrzeć z lubieżnością... Kobiety, które maluję, to jedna z cech mocy Boga, objawiającego się w żeńskości.

Maria Fiderkiewicz, znawca tematu i komisarz katowickiej wystawy, tłumaczy: Artysta czuje głęboką intuicyjną więź ze spuścizną kulturową Egipcjan, Hindusów czy Sumerów... Można w niej pomieścić dzieła, które kojarzą się z hinduskim tantryzmem personifikującym moce boskie w postaciach żeńskich [3].

Natomiast Seweryn Wisłocki, omawiając medytacje Sówki nad Księgą Genesis, podkreśla iż analizowanie przekazów symbolicznych Pisma Świętego doprowadziło go do wielu zaskakujących konstatacji. Trzymając się wiernie przekazu słownego, odkrył ze zdumieniem, iż postać Boga Ojca jest niemal identyczna z greckim Zeusem, a inne przekazy pokrywają się ze znaną mu wcześniej ,filozofią indyjską [4].

Zarówno te, jak i inne rozważania oparte na Apokalipsie św. Jana doprowadziły janowskiego artystę do ostatniego "kręgu wtajemniczenia", a zarazem żarliwej wiary i oddania... Krisznie!

Seweryn Wisłocki twierdzi, że malowanie obrazów było dla Sówki sposobem odkrywania prawdziwego Boga. Obrazy, które artysta maluje, on sam nazywa religijnymi, gdyż same w sobie posiadają element Boga, ponieważ pisane są, jak tłumaczy, jego ręką. Tym samym malarz z Janowa przedstawia siebie jako medium kosmogoniczne, a swoje dzieła jako przynależne "boskiej świadomości".

Wypada stwierdzić - co też podkreśla Wisłocki - że na szczęście Erwin drogi swojej nikomu nie zalecał ani tym bardziej narzucał.

A jednak Sówka uczy!

Malarstwo Erwina Sówki fascynuje wielu. Henryk Waniek nazywa malarza: fantastą, marzycielem, wizjonerem. Zestawia jego osobę z twórcami znanymi z historii sztuki niezależności: Matthiasem, Grunewaldem, Fransem Florisem, Arcimboldim, O. Redonem czy M. Erustem. Podkreśla, że jego obrazy wizjonerskie stawiają się w opozycji do banału galeryjnego, gdzie roi się od obrazów; na które - by wszystko o nich wiedzieć wystarczy spojrzeć raz i krótko.

W tym sensie obraz Sówki jest na dłużej... Bo choć można by mu zarzucać to i owo, w żadnym wypadku nie da się powiedzieć, że jest to obraz nudny. Przeciwnie [5].

Rzeczywiście, obrazy Sówki są ciekawym materiałem dla historyków sztuki i kulturoznawców właśnie ze względu na to, że w jego malarstwie splata się szeroko symbolika kultury Wschodu i Zachodu. Stanowi to swoisty synkretyzm religijno-kulturowy, pozostający jednak w opozycji do doktryn chrześcijańskich. Sówka wyraźnie przejawia w swych malarskich dociekaniach ideologię New Age.

Czy ta swoista "ideologia" wypływająca z jego malarstwa może nieść ze sobą duchowe zagrożenia? Wydaje się, że tak. Odbiorca bowiem ulega (jak chyba zresztą sam malarz) złudzeniu, że odkrył Tajemnicę, istotę Bytu, że dotarł do Niewiadomego i Niewyrażalnego, że odkrył to, co stanowiło istotę pragnień zarówno praczłowieka, jak i człowieka współczesnego, i że leży ona gdzieś na styku religii Wschodu i Zachodu - daleko poza chrześcijaństwem.

Katarzyna Szuba

BIBLIOGRAFIA:

Katalog wystawy jubileuszowej - 50 lat GRUPY JANOWSKIEJ, Katowice - Nikiszowiec 1996.

Erwin Sówka. Od okultyzmu do Hare Kriszna. Jubileusz 45-lecia pracy twórczej, Katalog wystawy, Muzeum Śląskie w Katowicach, 2001.

A. Woś, Erwin Sówka to ja!, Śląsk, nr 2, luty 2002.

Internet: www.newfilmsint.pl

PRZYPISY:

1. Por. Katalog wystawy jubileuszowej - 50 lat GRUPY JANOWSKIEJ, Katowice - Nikiszowiec 1996.

2. Nikiszowiec (dzielnica Katowic) jest starym osiedlem górniczym z oryginalną i niepowtarzalną w skali europejskiej zabudową.

3. M. Fiderkiewicz, Śląscy pariasi pędzla i dłuta (1945-1993), Muzeum śląskie, Katowice 1994, s. 42.

4. S. Wisłocki, W labiryncie poznania. Hare Kriszna! To ja!, Katowice 2001.

5. H. Waniek, Czego nauczyłem się od Erwina Sówki, Katalog wystawy, Katowice 2002.

0x08 graphic



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
6908
6908
6908
6908
6908
praca-magisterska-6908, 1a, prace magisterskie Politechnika Krakowska im. Tadeusza Kościuszki
6908
6908
6908

więcej podobnych podstron