Małżeństwo - ŻYCIE SEKSUALNE - Część 1, teologia, antykoncepcja, NPR, prawda o antykoncepcji


Czystość małżeńska

     Pisaliśmy dotąd na łamach "Miłujcie się" sporo o czystości przedmałżeńskiej. Czytelnicy proszą o, jak gdyby przedłużenie tego tematu, a mianowicie o omówienie czystości małżeńskiej. Rzeczywiście mało się pisze i mówi o tej sprawie, choć jest ona bardzo ważna dla dobra małżonków i ich rodzin. Kościół przypomina, że "Człowiek (...) nie zdoła osiągnąć prawdziwego szczęścia, do którego tęskni całą swoją istotą inaczej, jak zachowując prawa wszczepione w jego naturę przez najwyższego Boga" (Enc. Humanae Vitae nr 31).

     Kiedy mówimy o czystości małżeńskiej, pytamy właśnie, co jest wolą Bożą w seksualnej relacji małżonków (czystość), a co się jej sprzeciwia (nieczystość). Oczywiście na czymś innym polega czystość przedmałżeńska (chodzi o powstrzymanie się od wszelkich działań seksualnych nawet w myślach i pragnieniach), na czymś innym zaś czystość małżeńska (działania seksualne mogą być dobre, miłe Bogu, błogosławione przez Niego).

     Takim "świętym" działaniem seksualnym małżonków jest to, które spełnia cele zaplanowane dla nich przez Boga. Jakie są owe cele współżycia seksualnego?

     Kościół naucza nas, że istnieją dwa takie cele (nierozerwalnie z sobą związane); prokreacja i wyrażanie miłości. (Popularna kultura, z którą mamy nieszczęście się stykać, naucza nas natomiast, że celem współżycia seksualnego jest rekreacja). Jeżeli małżonkowie nie szanują Bożych planów dla swojej seksualności, popełniają grzech, który rani przede wszystkim ich samych.

     Umiejętność zachowania czystości seksualnej w małżeństwie, uzależniona jest w dużym stopniu od wcześniejszego wypracowania w sobie cnoty czystości (dlatego Kościół podkreśla znaczenie wychowania do czystości już od dzieciństwa, co - jak wiemy - ma odbywać się w rodzinie). Cnota czystości (pochodzi od cnoty miłości) jest wewnętrzną dyspozycją uzdalniającą do temperowania i pokonywania w sobie pożądliwości cielesnej. Św. Paweł pisze: "Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, z tej żądzy..." (Kol 3, 5).

     Mąż traktuje mnie jak rzecz, która nie ma dla niego specjalnej wartości. Nie okazuje mi nigdy żadnego uczucia, nie darzy miłością, nie zwierza się.

(Maria, lat 28)

     Właśnie cnota czystości uzdalnia do "uśmiercania" tego, co pożądliwe. Pożądliwość jest zawsze destruktywna i przed, i w czasie małżeństwa. Oznacza bowiem przedmiotowe traktowanie swojego ciała i ciała partnera, egoistyczne szukanie własnego zadowolenia, traktowanie drugiej osoby tylko jako środka dla osiągnięcia własnego celu, nadawanie seksualności przesadnego znaczenia, hedonistyczny stosunek do niej itp.

     Zacytujmy jeszcze raz św. Pawła: "Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymywanie się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymywać ciało własne w świętości i w czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nie znający Boga poganie" (1 Tes 4, 3-5). To bardzo ważny dla małżonków tekst. Współżycie ma być wyrazem miłości małżonków do siebie a nie "żądzy" (jakże często utożsamia się obecnie miłość z pożądliwością!). "Żądza" musi zostać utemperowana, nawet "uśmiercona" przez miłość. Miłość nie może zostać zdominowana czy nawet "uśmiercona" przez żądzę! Jak opisać tę miłość? Jakie są jej cechy? Wymieńmy przynajmniej niektóre: pokora, szacunek i podziw dla ciała, szacunek dla godności współmałżonka i jego wolności, troska o jego dobro, zdolność do zrezygnowania z własnych pragnień, ofiarność...

     Jesteśmy małżeństwem od dwóch 2 lat Współżyjemy z żoną dość rzadko. Jest w naszym codziennym obcowaniu sporo napięcia seksualnego, ale potrafimy je łatwo kontrolować. Zmienia się ono we wzajemną czułość i delikatność. Na pewno tak jest. Myślę, że nawet innych przez to kochamy bardziej. Zbyt częste współżycie pozbawia mnie tego ciepła. Wstrzemięźliwość jest jak ładowanie akumulatorów.

     Jeżeli już mówimy o fizycznej stronie naszego związku, to jest w naszym fizycznym obcowaniu sporo, powiedziałbym, dziecięcej niewinności. Nie tyle pożądam żonę, co raczej zachwycam się nią, również jej ciałem. Kiedyś inaczej patrzyłem na kobiety. Wyzbyłem się zmysłowości. Sporo mnie to kosztowało. To prawda, ze żyłem jak mnich, ale otworzył się przede mną zupełnie nowy świat.

(Andrzej, lat 27)

     Jeśli akt małżeński dopełnia prawdziwa miłość, staje się aktem jednoczenia pragnień, zamiarów, celów, myśli, stapianiem się nie tylko ciał, ale przede wszystkim dusz. Głęboko jednoczy małżonków... Nic takiego nie ma miejsca, jeżeli małżonkowie powodowani są pożądliwością. Ich współżycie przypomina wtedy raczej świadczenie sobie wzajemnie (w najlepszym wypadku) usług seksualnych w celach rekreacyjnych. Coś innego znaczy podejmować współżycie, ponieważ "pragnę oddać się, powierzyć tobie", a coś innego, gdy "nie mogę już wytrzymać" albo ponieważ "chciałbym się nieco rozerwać".

     Seksualny akt małżonków może być dopełnieniem ich miłości tylko wtedy, jeśli jest wolnym darem z siebie. Wolnym, a więc nie wymuszonym przez pożądliwość. Darem, a więc podejmowanym nie wyłącznie z myślą o sobie, ale kiedy wiadomo, że sprawi współmałżonkowi radość, jaką ma się z czegoś upragnionego i oczekiwanego. Zwróćmy uwagę, że poczucie "jestem kochany(a)" daje radość, która jest ważniejsza niż zmysłowa przyjemność. Powstrzymanie się od współżycia także może być wyrazem miłości: "Z myślą o mnie, o moim zmęczeniu i złym samopoczuciu zaniechałeś współżycia. Potrafiłeś zrezygnować z własnej przyjemności, ponieważ mnie kochasz."

     Opanowanie siebie (czyli posiadanie cnoty czystości) staje się przyczyną wielkiej hojności, z której wypływa głęboka satysfakcja. Szczyt rozkoszy seksualnej, to tylko chwila. Radość w dawaniu zaś trwa. Chwila przyjemności a trwałe szczęście, to dwie zupełnie różne rzeczy!

     I odwrotnie, akt małżeński może dawać zmysłową przyjemność, a przy tym być wyrazem czysto egoistycznego brania: "Chodzi mi nie o ciebie, a jedynie o twoje ciało. Potrzebna mi jesteś tylko jako środek do uśmierzenia namiętności". Seks ma być językiem miłości. Taki jest jego wewnętrzny cel zaplanowany przez Boga. Kiedy nie spełnia go - rani. Jest może przyjemność, ale nie ma radości zjednoczenia z osobą, którą się kocha.

     Jesteśmy stworzeni do miłości, spełniamy się przez nią. Ale miłość to nie sprawa kilku minut spędzonych w seksualnej gorączce, to sprawa całego życia. Jeżeli jest dojrzała, seks przestaje i być najważniejszy. Najważniejszy jest dla tych, którzy nie wiedzą, na czym polega prawdziwa miłość. Współżycie bez miłości to zwykła kopulacja. Bez miłości współżyje się z prostytutką, l można nawet mieć chwilę przyjemności, choć i tak wątpliwej jakości, ale nie szczęście.

(Barbara, lat 22)

     Powstają teraz praktyczne pytania, które małżonkowie sobie zadają: "Czy nasze współżycie jest dostatecznie przesycone miłością? Czy jesteśmy wewnętrznie wolni? Czy potrafimy żyć bez ulegania pożądliwości?..." Odpowiedź na te pytania daje zachowanie małżonków w czasie, kiedy normalne współżycie nie jest możliwe, np. w czasie dni płodnych kobiety (oczywiście, o ile nie planuje się potomstwa), późnej ciąży, okresie bezpośrednio po porodzie, dłuższej nieobecności współmałżonka w domu itp.

     Cnota czystości (która - powtórzmy - pochodzi od cnoty miłości) umożliwia powstrzymanie się w tym okresie od wszelkich działań seksualnych. Natomiast osoba, która nie jest wewnętrznie wolna, lecz w jakimś stopniu zdominowana przez pożądliwość cielesną, będzie szukała zastępczych sposobów jej zaspokojenia. Może wtedy dojść do grzechu masturbacji - czy to w samotności, czy też "z pomocą" współmałżonka. Jak wiadomo, masturbacją jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym bez względu na to, czy ma miejsce w okresie przedmałżeńskim czy też małżeńskim. Można ją zdefiniować jako takie działanie seksualne, którego jedynym celem jest osiągnięcie pełnego zaspokojenia seksualnego.

     Czytelnicy zapewne rozumieją, co mam na myśli. Nie wszyscy jednak wiedzą, że masturbację można uprawiać na różne sposoby. Np. tzw. "seks oralny", jeśli prowadzi do pełnego zadowolenia, będzie właśnie niczym innym jak tylko masturbacją jednej osoby przez drugą. Stosunek przerywany (tzw. grzech Onana) to onanizowanie się przy pomocy ciała partnerki... O cóż innego może w nim chodzić, jeśli nie tylko o zaspokojenie namiętności? Trudno tu mówić o jakimś "jednoczeniu pragnień, celów, myśli", kiedy trzeba myśleć o tym, żeby na czas przerwać stosunek, bo inaczej może dojść do "katastrofy" (ową "katastrofą" jest poczęcie dziecka).

     Stosunek antykoncepcyjny jest "nowoczesną wersją" grzechu Onana, który też by sobie nałożył prezerwatywę, aby się nie stresować gdyby je wtedy znano i gdyby je miał pod ręką. Albo też namówiłby swoją partnerkę na przyjmowanie jakichś pigułek (choćby miały nawet 20 skutków ubocznych!). Stosunek przy użyciu antykoncepcji może służyć tylko uśmierzeniu pożądliwości, i niczemu innemu choć małżonkowie mogą chcieć, aby był czymś więcej. Czy można mówić w takim wypadku o stapianiu się dwóch w jedno", "akcie całkowitego oddania się sobie", "bezwarunkowej wzajemnej akceptacji"? Przecież przy pomocy swoich działań mówi się partnerowi zupełnie cos innego, a mianowicie: "Twoje ciało jest niebezpieczne, ponieważ grozi ciążą", "mogę zaakceptować cię, ale tylko bezpłodną" itd.

     Żona wie, kiedy mąż uprawia masturbację przy pomocy jej ciała. Najtragiczniejsze, że bywa on zadowolony z tego stanu rzeczy, ponieważ myśli, że na tym właśnie polega współżycie. Bagaż doświadczeń jaki wnosi się do małżeństwa, czasami czyni nas kalekami. Tylko ci, którzy nauczyli się od siebie wymagać, przygotowani są do seksualnego współżycia.

(Iza, lat 26)

     Miłość i otwarcie na życie są ze sobą nierozerwalnie związane. Nie można prawdziwie kochać, jeżeli zamyka się na życie. Powiedzieć współmałżonkowi przy pomocy języka ciała: "Jestem gotów mieć z tobą dziecko" to zupełnie coś innego niż powiedzieć mu - Jestem gotów mieć z tobą chwilę rekreacji".

     Niezdolność małżonków do okresowej wstrzemięźliwości świadczy o kryzysie ich miłości, który wcześniej czy później zrodzi gorzkie owoce.

     Odkrycie w sobie słabego punktu me powinno prowadzić do wynajdywania tysięcy usprawiedliwień albo narzekań: na Kościół, księży, Pana Boga. Robi się to tylko po to, aby utrzymać istniejący stan rzeczy. Tymczasem potrzebna jest zmiana. Konstruktywne jest tylko podjęcie wyzwania i przezwyciężenie kryzysu.

     Ważne, zęby nie zadowalać się byle czym, ale myśleć o ideale. Zadać sobie pytanie: "Jak mogłoby wyglądać nasze współżycie nasza miłość, nasze życie małżeńskie gdybyśmy zechcieli popracować nad sobą?" Nieraz tyle zabiegów czynią małżonkowie, aby upiększyć mieszkanie, dom, swój wygląd zewnętrzny... Można także upiększać małżeńską miłość! Każdy powołany jest do prawdziwego szczęścia, pięknej miłości, wielkich rzeczy!

     Rozpocząć trzeba bardzo prosto - od rachunku sumienia, spowiedzi św., uczynienia zdecydowanych postanowień (np. nauczenie się naturalnych metod planowania rodziny).

     Podstawą jest jednak zintensyfikowanie życia duchowego. Pan Bóg musi powrócić na właściwe, tzn. centralne miejsce. Kryzys miłości małżeńskiej wynika przeważnie z kryzysu miłości Boga. Wspólna modlitwa małżonków (m. in. o czystość) odgrywa niezastąpioną rolę. Bez modlitwy me nastąpi w naszym życiu żadna istotna zmiana. Sami z siebie jesteśmy słabi Otaczający świat nie pomaga nam żyć w czystości, a przeciwnie, często zmusza do heroicznych wysiłków, aby żyć zgodnie z Bożą wolą. Potrzeba nam otworzyć się na łaskę i wytrwale współpracować z nią, co na pewno zrodzi dobre owoce.

o. Wojciech Mainka - Szwecja

0x01 graphic

nr 1-2/1998

Czystość małżeńska II

     Według danych statystycznych z krajów zachodnich, ponad 50% małżeństw stosujących środki antykoncepcyjne się rozwodzi. Wśród małżeństw stosujących naturalne metody planowania rodziny, które są oparte na okresowej wstrzemięźliwości, współczynnik ten wynosi 2-5%. "Cóż ma wspólnego jedno z drugim?" - zapyta ktoś. Niestety, nie ma tu pomyłki. Nie chcesz uśmiercić swojego małżeństwa, nie stosuj środków antykoncepcyjnych! Uczciwym byłoby umieszczenie takiego ostrzeżenia (zamiast gołej dziewczyny) na opakowaniach prezerwatyw, itp.

     Ośmielę się zauważyć, że współcześni ludzie słabo rozumieją swoją seksualność. Zdaje się nam tylko, że jest inaczej, bo przecież "jesteśmy dorośli", oglądamy telewizję, gdzie stale pokazuje się seks, czytamy "porady sercowe" w czasopismach, a może i podręczniki seksuologii, nie mówiąc już o własnych doświadczeniach. Po takiej edukacji teoretycznej i praktycznej współżycie małżeńskie staje się liche, choć ilościowo przynajmniej na początku małżeństwa może go być dużo. Ilość nie zmienia się jednak najczęściej w jakość. Wprost przeciwnie. Lekarstwem na nudę i pustkę współżycia małżeńskiego ma być -jak twierdzi np. pewne popularne czasopismo - urozmaicenie sobie współżycia według wzorów przedstawianych w pornograficznych filmach. Co będzie, jeśli i one się znudzą?

     Wzrasta liczba rozwodów, zdrad małżeńskich, gwałtów i innych przestępstw na tle seksualnym, zboczeńców, prostytutek, itd. Współżycie seksualne, zamiast być źródłem radości i szczęścia przynosi, rozczarowanie, smutek i życiowe tragedie. Czy nie tkwimy w kryzysie seksualności? Tkwimy! Wynika on, przynajmniej częściowo, z niewiedzy. Ta, którą posiadamy, jest często bardzo jednostronna, dotyczy głównie fizjologii funkcjonowania seksualnego. Ale człowiek to nie tylko fizjologia, biologia. W działanie seksualne zaangażowana jest nie tylko jego sfera fizyczna, ale i psychiczna, wolicjonalna, duchowa. Całą prawdę o człowieku, całą rzeczywistość człowieka trzeba wziąć pod uwagę, jeśli chce się zrozumieć jego seksualność.Ważne, przede wszystkim, aby małżonkowie zrozumieli plan Boga dla nich i starali się dostosować się do niego. Działanie wbrew Stwórcy nigdy nie przynosi szczęścia. Ów plan opisuje między innymi Księga Rodzaju.

     Bóg wpierw stworzył mężczyznę. Nie stworzył go jednak do życia samotnego. Wyrażają to słowa "Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam" (Rdz 10,18). Mężczyzna nie posiadał swej pełni, póki nie było obu płci. Dlatego wyraża on po raz pierwszy radość, kiedy Bóg stworzył kobietę (Rdz 2,23). Może ktoś pomyśleć, że była to radość z perspektywy "poużywania sobie". Nie, nie taki był jej powód. Bóg nie stworzył kobiety w tym celu, by mężczyzna mógł przy jej pomocy zaspokoić swoje pożądanie. Adam zresztą przed upadkiem nie odczuwał pożądania. Rajskie obcowanie obu płci nacechowane było pełną naturalności harmonią. Ciało nie opierało się duchowi. Symbolem tego był brak uczucia wstydu: "Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu" (Rdz 2,25). I znowu trzeba zaznaczyć, że ów brak odczucia wstydu nie ma nic wspólnego z powszechnym obecnie bezwstydem.

     Mężczyzna wyraża swą radość dlatego, że kończy się. jego samotność, bolesna, ponieważ Bóg stworzył go do wspólnoty miłości z jego żoną. W takiej wspólnocie obie płcie znajdują swoje dopełnienie. Nie polega ona tylko na byciu z drugą osobą, ale na byciu dla drugiej osoby. To bycie "dla" wyrażało się także cieleśnie. W tej sferze pierwsi rodzice obdarowywali siebie ciałem (a nie eksploatowali je). Ich seksualność dopełniała i tworzyła wspólnotę dwóch miłujących się osób.

0x08 graphic
     Istniejącą harmonię zburzył grzech pierworodny. Wraz z nim bowiem pojawiło się pożądanie. Człowiek inaczej zaczyna przeżywać swoją nagość, a więc ciało. Adam mówi do Boga: "Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się" (Rdz 3,10). Innymi słowy, sumienie mężczyzny stało się niespokojne wobec pożądania. Dlaczego? Dlatego, że pożądanie burzyło dotychczas harmonijną wspólnotę z kobietą. Pożądanie stoi w opozycji do jedności kobiety i mężczyzny ponieważ egoistycznie bierze dla siebie... Miłość chce dawać, pożądanie brać. Pożądanie zmieniło radykalnie styl wzajemnego obcowania kobiety i mężczyzny. Zredukowało je do wymiaru, w którym jedna osoba używa drugiej i na odwrót, aby zaspokoić własne namiętności.

     Człowiek ma obecnie "upadłą naturę", skażoną przez grzech pierworodny, chociaż nie utracił swego zakorzenienia w pierwotnej naturze sprzed upadku. Tej świadomości upadku i jego konsekwencji potrzeba do zrozumienia, kim człowiek jest obecnie, oraz dlaczego odczuwa i działa często w bezładny sposób, szkodliwy dla siebie i swojego związku ze współmałżonkiem. Jest to również potrzebne do zrozumienia pierwotnego, rajskiego sposobu obcowania kobiety i mężczyzny. Ten pierwotny stan można bowiem odzyskać. Odkupienie jest rzeczywistością, której możemy doświadczyć. "Dobra nowina" dotyczy także sfery seksualnej. Z pomocą łaski Bożej człowiek może przywrócić w sobie pierwotną harmonię duchowo-cielesną. Jego odpowiedzią na niepohamowane egoistyczne pożądanie jest samoopanowanie czyli cnota czystości.

     Zdobywając cnotę czystości człowiek uczy się równocześnie przezwyciężać własny egoizm i stawać się darem dla drugiej osoby czyli miłować ją. Miłości trzeba się uczyć. Ta nauka to - można powiedzieć - najważniejszy nasz życiowy cel. Chrystus mówi przecież: "Ktokolwiek chce zachować swoje życie, straci je" (Łk 17,33).

     Konstytucja Soboru Watykańskiego II Gaudium et Spes mówi wielokrotnie o małżeństwie jako wzajemnym darze z siebie małżonków. Człowiek realizuje się, spełnia się przez życie dla kogoś. Nie może inaczej osiągnąć swojej doskonałości i szczęścia: "człowiek... nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie " (GS 24).

     Komunia małżeńska jest głęboko osadzona w cielesnej naturze człowieka. Małżonkowie zostali tak stworzeni, że mogą na tej właśnie płaszczyźnie oddawać się sobie wzajemnie. Tak mogą przeżywać swoje współżycie, ale stanie się to tylko wtedy, jeśli dążyć będą do przezwyciężenia skutków grzechu pierworodnego, jeśli uda się im zrekonstruować znaczenie bezinteresownego daru z siebie, jeśli odzyskają na nowo zdolność dawania siebie. To stać się może z kolei tylko wtedy, jeśli nauczą się samoopanowania czyli zachowywania dłuższych czy krótszych okresów wstrzemięźliwości.

     Pożądanie stoi w opozycji do miłości, ponieważ chce brać, miłość zaś dawać.

     Pożądanie uśmierca, niszczy miłość. Dlatego właśnie Pismo Św. wzywa: "Nie idź za twymi namiętnościami, powstrzymaj się od pożądania" (Syr 18,30). "Umiłowani! Proszę, abyście powstrzymywali się od cielesnych pożądań..." (1 P 2,11). "Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie... aby każdy umiał utrzymać ciało własne w świętości i czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nie znający Boga poganie" (1 Tes 4,3-5). "A Ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami" (Gal 5,24).

     Antykoncepcja służy temu, aby nie trzeba było "powstrzymywać się od cielesnych pożądań". Płodność bowiem jest traktowana jako przeszkoda w uzyskaniu przyjemności. W ten prosty sposób rozrasta się egoistyczne pożądanie, które w końcu uśmierca małżeński związek.

     Obecnie w Polsce orzeka się więcej rozwodów niż zawiera nowych małżeństw. Jaki wpływ ma na to antykoncepcja? Poważny! Z pewnością nie mniejszy niż na Zachodzie. Jaki wpływ ma na to wszechobecna pornografia "utrzymująca w pożądliwej namiętności" i upodobniająca "wierzących w Chrystusie" do "nie znających Boga pogan"? Coraz więcej w naszych mediach i naszym życiu seksu (albo może trzeba powiedzieć "kopulacji"), coraz mniej zaś miłości.

     Na pytanie "Czy chcesz być szczęśliwy?" każdy zapewne odpowie twierdząco. To najgłębsze nasze pragnienie, do którego dążymy ze wszystkich sił. A jednak rzadko zadajemy sobie w sposób jasny i uczciwy pytania: "Co to właściwie znaczy - być szczęśliwym?" "Jak osiągnąć szczęście?" "Czy to, co robię, prowadzi do niego?" Tak ważna sprawa, a tak mało poświęcamy jej refleksji! Otaczający świat reklamuje różne recepty na szczęście. Prawdziwe?

     Na pytanie "Co to znaczy być szczęśliwym?" większość ludzi prawdopodobnie odpowie, że znaczy to doświadczać różnego rodzaju przyjemności. Szczęście identyfikuje się z przyjemnością. Jakże często zdaje się nam, że będziemy tym szczęśliwsi, im więcej będziemy mieli przyjemności, im bardziej intensywnej.

     Przyjemność zaś wiąże się nierozerwalnie z konsumpcją. Konsumować można nie tylko jedzenie i picie, ale i piękne widoki, filmy, dobra materialne, nawet swoje ciało czy ciało drugiego człowieka wykorzystując je seksualnie. W konsumpcyjnej kulturze cały świat staje się przedmiotem apetytów człowieka - wielką butelką, wielką piersią, a my ssącymi, biorącymi, zawsze czegoś oczekującymi... I zawsze także rozczarowanymi, bo jak można nie być rozczarowanym, jeśli stale występuje się w roli dziecka mimo swoich 20, 30 czy 50 lat. Dziecko bowiem bierze, osoba dojrzała zaś pragnie dawać i w dawaniu znajduje radość.

     Szczęście to nie suma przyjemnych chwil. Przyjemność może zmieniać się w niesmak, smutek, ból, nawet kończyć się jakąś tragedią. Można mieć dużo przyjemności i być głęboko nieszczęśliwym. Można też mieć mało przyjemności (w pojęciu świata), albo nie mieć ich wcale, a być głęboko szczęśliwym! Przyjemność to tylko dłuższa czy krótsza chwila, szczęście zaś trwa.

     Czy chrześcijanin może być szczęśliwy? Czy Pan Bóg daje nam jakąś receptę na ziemskie szczęście? Bezustannie! Jemu zależy na naszym szczęściu, tym prawdziwym, nie pozornym. Jaka jest owa recepta? "Szczęśliwi... którzy postępują według Prawa Pańskiego... którzy zachowują Jego napomnienia, całym sercem Go szukają" (Ps 119, 1-3), "Znajdzie szczęście, kto zważa na przykazania; kto zaufał Panu, szczęśliwy" (Prz 16,20).

     No właśnie - komu zaufaliśmy? "Światu" czy Bogu? Tego prawdziwego Bożego szczęścia nie da się osiągnąć łatwo. Nie łudźmy się. Powiedzmy wprost: do prawdziwej radości idzie się drogą samozaparcia, ofiary, zmagania z samym sobą.

     Na różne sposoby każdy z nas może podejść do swojej seksualności. Człowiek nastawiony konsumpcyjnie widzi w niej nieograniczone źródło łatwo dostępnej, a przy tym intensywnej przyjemności i chce to źródło maksymalnie wyeksploatować, nie licząc się z prawami Bożymi. Taka przyjemność zmienia się nieuchronnie w smutek. A można też potraktować swoją seksualność jako zadanie, wymagające sporo pracy, ofiary, walki z całym dziedzictwem pierwotnego grzechu i na tej trudnej drodze zdobyć cnotę czystości czyli samoopanowania. Cnota czystości jest kluczem do zupełnie nowego świata, gdzie na ciało nie patrzy się już z podnieceniem, ale z szacunkiem i miłością, gdzie współżycie małżonków nie jest już uśmierzaniem nieopanowanego pożądania, ale obdarowywaniem, dawaniem siebie współmałżonkowi i przyjmowaniem jego daru, gdzie ciąża jest stanem błogosławionym, gdzie relacje małżeńskie pełne są miłości, pokoju, harmonii.

J.B.

0x01 graphic

nr 3-4/1999

0x01 graphic

O miłości, małżeństwie i rodzinie

Józef Augustyn SJ

Co robić, kiedy mamy wrażenie, że wzajemna miłość bywa bardzo trudna? Najpierw należy dokonać rozeznania konfliktowych sytuacji w relacjach z bliźnimi. Możemy zadać sobie pytanie: Czy nasza ocena sytuacji jest rzeczywiście obiektywna? Czy inni odczytują ją podobnie?...

Czystość małżeńska III

     Dość powszechnie mówi się, w różny zresztą sposób, o czystości przedmałżeńskiej. Propagowanie czystości to piękna i ze wszech miar pożyteczna idea, która owocuje dobrem w przyszłych małżeństwach i w realizacji innych powołań życiowych młodych ludzi. Idea ta sprzeciwia się brudom tego świata i zachęca do płynięcia pod prąd, bo tylko tą drogą można dotrzeć do źródła - Miłości - Boga (patrz: Jan Paweł II, Tryptyk Rzymski).

     Niestety, wielu mówiąc o czystości przedmałżeńskiej spłyca tę ideę i ogranicza jaw sposób formalny do "niewspółżycia" przed ślubem. Co prawda dobre i to, lecz postawa młodych przy takim formalnym podejściu wcale nie musi być właściwa i budująca. Przykładowo, spotkałem kiedyś parę studentów (w trakcie ich przygotowania do małżeństwa), którzy programowo z założenia nie współżyli. Jednak uprawiali petting (pobudzające pieszczoty), doprowadzając ciała obojga do reakcji orgazmu, jak w czasie współżycia. Można by nazwać takie działanie masturbacją w parze. Oni naprawdę nie widzieli w swym działaniu niczego niestosownego czy grzesznego. Przecież nie współżyli, a ponadto "się kochają" i "niedługo, bo za 5 miesięcy, się pobiorą". Pamiętam długą nocną rozmowę, w której odpowiedzieliśmy sobie na pytanie "dlaczego nie". Zrozumieli, podjęli decyzję o wyborze prawdziwej czystości i zrezygnowali z wszelkich działań pobudzających, a wynikających z pożądania. Wiem, że się to im udało i weszli w małżeństwo z właściwą postawą (tylko proszę nie mówić, że to niemożliwe, bo było to faktem, a z faktami się nie dyskutuje).

0x08 graphic
     Przejdźmy jednak do czystości małżeńskiej, o której się niemal nie mówi. Jest to w pewnym sensie zrozumiałe wobec płytkiego rozumienia czystości w ogóle. Przed ślubem "nie wolno", po ślubie "wolno", więc nie ma o czym mówić. Zwróćmy uwagę, że do stanu czystości poza małżeństwem współżycie płciowe "nie przynależy", podczas gdy do czystości małżeńskiej "przynależy" i to, można rzec, obligatoryjnie. W czystość małżeńską wpisane jest więc współżycie jako element j ą budujący. Oczywiście musi to być współżycie "czyste", czyli zgodne z naturą, lub inaczej mówiąc - z zamysłem i planem Stwórcy. Wielce myli się ten, kto myśli, że w małżeństwie wszystko wolno. Oczywiście wolno czynić wszystko, co buduje komunię, służy dobru i prawdziwie rozumianej miłości, lecz nie wolno niczego, co miłość niszczy. W szczególności nie wolno "zanieczyszczać" relacji małżeńskich, czyli występować przeciwko czystości małżeńskiej. Doświadczenie uczy, że wprowadzona w życie prawdziwa, głęboko rozumiana czystość małżeńska ma zasadniczy wpływ na powodzenie małżeństwa, jego trwałość i dozgonne szczęście (nie mówiąc już o szczęściu wiecznym). Gotów jestem zaryzykować twierdzenie, że czystość małżeńska jest najważniejszym warunkiem do osiągnięcia szczęścia, a jej zniszczenie zawsze prowadzi do ruiny małżeństwa. Rzeczywiście, praktyka w poradni małżeńskiej potwierdza, że rozpadowi małżeństw towarzyszy prawie zawsze nieczystość w sferze płciowości, w seksualnych relacjach małżeńskich.

     Spróbujmy zatem zdefiniować czystość małżeńską. Można mówić o czystości w sensie szerokim, obejmującym całą rzeczywistoSć małżeńską i w sensie węższym - koncentrując się na sferze płciowości. Czysty - znaczy stuprocentowy bez domieszek i zanieczyszczeń, a więc taki, jaki powinien być ze swej natury (np. czyste powietrze, czysta woda itd.). Jednocześnie czysty, czyli funkcjonujący w sposób najbardziej zgodny ze swą naturą, przeznaczeniem przez Stwórcę, a tym . samym w efekcie - najbardziej szczęśliwy.

     Tak więc chcąc się poważnie zastanawiać nad czystością małżeńską, musimy powiedzieć sobie, co jest naturą małżeństwa, czyli, czym małżeństwo tak naprawdę powinno być.

     Po pierwsze: małżeństwo to powołanie, jedna z dróg (najpowszechniejsza) do świętości, zbawienia. Małżeństwo powinno być trwałą, dozgonną, wierną i wyłączną wspólnotą dwojga kochających się osób - mężczyzny i kobiety, czyli męża i żony, wspólnotą osób zbudowaną na zasadach miłości, czyli wzajemnej troski o dobro. Skoro największym dobrem człowieka jest świętość i zbawienie, to małżeństwo powinno być wspólną drogą do świętości.

     Drugim celem małżeństwa (obok świętości) jest rodzicielstwo.

0x08 graphic
     Małżeństwo powinno być otwarte na przekazywanie życia, a nawet powinno odczuwać powinność w tej dziedzinie. Winno być gotowe na przyjęcie i wychowanie każdego poczętego dziecka, nawet wówczas, gdy poczęło się niespodziewanie, i gdy wymaga to ogromnego trudu i poświęcenia. W dziedzinie przekazywania życia małżeństwo powinno kierować się roztropnością i wielkodusznością. Roztropnością, by każdemu poczętemu dziecku móc zapewnić godne człowieka warunki rozwoju i wielkodusznością, by odważyć się na przyjęcie liczniejszego potomstwa, mimo niewątpliwego. trudu wychowania większej gromadki dzieci. Słowem, małżeństwo w dziedzinie przekazywania życia powinno być odpowiedzialne. Odpowiedzialne rodzicielstwo to termin, którym posługuje się nauka Kościoła, a świat robi wszystko, by się Kościołowi przeciwstawić, by odpowiedzialne rodzicielstwo zniszczyć, zdeformować, zredefiniować, albo nawet ośmieszyć. Powstają zatem w świecie takie kuriozalne i makabryczne zarazem pomysły jak kontrola urodzeń (birth control), gdzie w imię rzekomej odpowiedzialności zachęca się do zabicia dziecka poczętego, jeżeli nie miałoby mieć odpowiednich warunków rozwoju lub pełni zdrowia po urodzeniu. Podobnie, znowu pod hasłami "odpowiedzialności", postuluje się na skalę masową niszczenie własnego zdrowia w dziedzinie płodności (zgódźmy się, że płodność jest elementem zdrowia). Gigantyczna światowa machina przemyski antykoncepcyjnego, której celem jest niszczenie zdrowia, usprawiedliwia się pokrętnie rozumianą odpowiedzialnością za przekazywanie życia. Jeśli dodamy, że środki antykoncepcyjne mają ukryte działania poronne, to zaiste, swoista to "odpowiedzialność" za dobro poczętego dziecka. Pomysł, by likwidować chorobę przez zabijanie pacjenta, jest rzeczywiście makabryczny. A przecież badania prenatalne (przed-urodzeniowe) nierzadko robi się wyłącznie w celu wykrycia choroby, co pozwala "legalnie" (zgodnie z prawem stanowionym, oczywiście nie naturalnym) wykonać wyrok śmierci na zupełnie bezbronnym i całkowicie niewinnym dziecku. Jeśli dodamy, że postuluje się takie działanie, wzywając do odpowiedzialności za zdrowie przyszłych pokoleń, to włos się jeży na głowie. Pewien profesor, dyrektor kliniki, deklarował: W naszej klinice już niedługo rodzić się będą wyłącznie dzieci zdrowe. Brzmi to pozornie pięknie, tyle że w jego ustach znaczyło: Wytropimy wszystkie dzieci chore i zamordujemy je zanim się zdążą urodzić! Myślę, że nie warto w tym miejscu zajmować się omawianiem szerokiej gamy wynaturzonych i tym samym nieczystych pomysłów szerzących się w świecie. Znacznie pożyteczniej będzie przyjrzeć się normie pozytywnej zawartej w nauce Kościoła.

     Kościół naucza, że pierwszym i najważniejszym celem pobytu człowieka na ziemi jest zbawienie. Zatem najważniejszym celem małżeństwa jest wspólna droga do świętości. Tak więc wszystko, co sprowadza z tej drogi, zasługuje na miano nieczystości. Jest to bardzo szerokie widzenie czystości i nie będziemy się nim w tym momencie zajmowali.

     Drugim celem małżeństwa jest rodzicielstwo - przekazywanie życia dzieciom i wychowywanie ich. Odpowiedzialne rodzicielstwo i bezpośrednio z nim związane działania na terenie płciowości wytyczają niejako pole czystości małżeńskiej, rozumianej w sensie węższym. Takie jest potoczne rozumienie czystości i takim się zajmiemy. Tak więc o czystości małżeńskiej decydują wszelkie działania składające się na przekazywanie życia w miłości, działania zgodne z naturą, czyli zgodne z planem Stwórcy. Są to jednocześnie działania zgodne z nauczaniem Kościoła, który plan Stwórcy najlepiej odczytuje i tłumaczy. Jakiekolwiek działania sprzeczne z naturą płciowości niszczą czystość małżeńską.

     Przyjrzyjmy się zatem naturze rzeczy. By nie błądzić po obrzeżach tematu, dotknijmy od razu sedna sprawy. Myślę o współżyciu płciowym. Współżycie płciowe ma nierozerwalny podwójny sens: jedność dwojga i przekazywanie życia - rodzicielstwo. Działanie wbrew temu sensowi staje się bezsensowne i niszczące dla człowieka. Tak więc żadne, nawet najgorętsze, pragnienie jedności nie usprawiedliwia współżycia poza małżeństwem, bo tylko małżeństwo może zagwarantować potrzebne poczętemu dziecku warunki rozwoju. Mówiąc otwarcie: współżycie poza małżeństwem jest zawsze nieczyste, grzeszne, niszczące ludzi i ich więzi. Z drugiej strony, nawet najszczersze pragnienie "posiadania" dziecka nie usprawiedliwia działań godzących w jedność małżeńską. Takim działaniem jest bezsprzecznie każde współżycie poza małżeństwem (zarówno to nastawione na zażywanie nieuprawnionej przyjemności, jak i to by "zrobić sobie" dziecko, by mieć "coś" swojego). Zauważmy też, że sztuczne unasiennienie czy skorzystanie z techniki in vitro eliminuje element jedności małżeńskiej. Każde dziecko ma prawo do poczęcia na skutek miłosnego aktu jego rodziców. Godność osoby ludzkiej - dziecka poczętego się tego domaga. Dziecka, w którego poczęciu brali udział rodzice jako współpracownicy samego Boga Stwórcy. Porażająca jest świadomość bezbronności Boga uczestniczącego w akcie stworzenia każdego dziecka nawet wówczas, gdy rodzice postępują niegodnie i grzesznie. Oczywiście jawnie nieczyste jest zarówno współżycie godzące w jedność (zdrada, gwałt), jak i "oprzyrządowane" środkami niszczącymi płodność (antykoncepcja, środki poronne, sterylizacja). Wreszcie nieczyste jest zamierzone złożenie nasienia poza miejscem z natury do tego przeznaczonym (otwarta na przyjęcie nasienia męża pochwa żony).

     Słowem, współżycie płciowe (choć wpisana jest w nie przyjemność) nie może stać się terenem rozrywki wyrwanym z kontekstu rodzicielstwa ani też (choć naturalnym skutkiem może być poczęcie dziecka) nie może stać się terenem "produkcji" dziecka. Zatem nieczystość małżeńska może być dwojakiego rodzaju: jako wynik niszczonej jedności lub (i) niszczonej płodności.

0x08 graphic
     Płciowość i płodność jest pięknym darem ofiarowanym człowiekowi do zagospodarowania. Oczywistym zamysłem Stwórcy jest, by dar ten wykorzystywać w celu budowy jedności małżeńskiej (komunii) i przekazywania życia w miłości. Każde inne wykorzystanie daru prowadzi do nieszczęścia nieczystości.

     Wielkim bólem dzisiejszego świata i źródłem wielu tragedii jest rozprzestrzenianie się nowej koncepcji płciowości (antykoncepcji) przeciwnej koncepcji Stwórcy. Głosi ona, że płciowość jest do zabawy, a płodność jest przeszkodą, przypadłością, którą należy skutecznie usunąć, wyeliminować.

     Zauważmy od razu, że jawnym celem wszelkiej antykoncepcji jest niszczenie płodności. Antykoncepcja również rozbija jedność. Potwierdzaj ą to badania i statystyki. Małżeństwa korzystające z "dobrodziejstw" antykoncepcji rozwodzą się częściej niż te, które po nią nie sięgają. Nie może być mowy o czystości małżeństwa współżyjącego antykoncepcyjnie. Idąc dalej, małżeństwa sprzeciwiające się czynnie Bożej koncepcji płciowo-ści i płodności, łamiąc swą własną naturę, są, bo muszą być, nieszczęśliwe. Nieszczęśliwe, bo nie mogą zażywać pełni szczęścia, jaką Bóg przygotował człowiekowi już tu na ziemi. (Temat postawy antykoncepcyjnej i jej skutków dla małżeństwa, rodziny, świata, temat trudny i bolesny podejmiemy osobno w najbliższym czasie.)

     Jedyną drogą do czystości małżeńskiej jest dostosowanie działań płciowych do natury, którą Stwórca wpisał w swe stworzenie. Natura płciowości i płodności jest dziś tak dobrze poznana, że każde odpowiedzialne małżeństwo może zapanować nad żywiołem płodności. Każdy żywioł (ogień, woda...) nieokiełznany staje się siłą niszczycielską, lecz ujęty rozumem ludzkim w odpowiednie ramy staje się wielką, przyjazną i pomocną człowiekowi siłą. Żywioł płciowości i płodności ludzkiej może być potężną siłą budującą jedność małżeńską i służącą przekazywaniu życia w miłości, odpowiedzialnemu rodzicielstwu. Trzeba tylko użycia dwóch elementów: rozumu - by nauczyć się rozpoznawać dni, w których współżycie może doprowadzić do poczęcia, a w których nie, i woli - by potrafić zrezygnować ze współżycia, gdy jego skutek mógłby być sprzeczny z aktualnymi zamierzeniami prokreacyjnymi małżeństwa.

     Wiem, jak wiele osób w tym miejscu zaprotestuje, powołując się na szczególne przypadki. Wiem, jak wielu ludzi jest obolałych, bo zostało zbałamuconych i ogłupionych nachalną, niemal wszechobecną propagandą rzekomych dobrodziejstw antykoncepcji. Jestem jednak pewien (i nie jest to buta ani nieskrom-ność, a wynik przekonania o mądrości Stwórcy), że w żadnym indywidualnym przypadku życiowym nie będzie potrzeby odwołania wypisanych powyżej tłustym drukiem zdań. Chętnie podejmę polemikę, wierząc, że może ona wyjaśnić szereg subtelnych zagadnień szczegółowych.

     Podejmując tematykę czystości małżeńskiej, myślałem o przeciwstawieniu się fali nieczystości zalewających świat. Rozszerza się idea czystości przedmałżeńskiej między innymi propagowana przez Ruch Czystych Serc. Jako mąż pytam - czy czystość ma być zarezerwowana dla młodych? Wydaje się zupełnie naturalnym, a nawet oczywistym, że Ruch Czystych Serc powinien mieć swoje przedłużenie w małżeństwie. Przecież czystość przedmałżeńska nie jest celem samym w sobie i, jak sama nazwa - przedmałżeńska - wskazuje, jest przygotowaniem do czystości małżeńskiej.

Jacek Pulikowski

0x01 graphic

nr 5-2003

Bałagan seksualny i wykroczenia przeciwko życiu

     Stało się - poczęło "się" dziecko - i często w tej sytuacji ludzie odpowiedzialni za poczęcie swego dziecka nie widzą naprawdę innego wyjścia jak tylko je zabić. Weźmy taką sytuację: mąż zdradził swoją żonę, żona zdradziła swego męża, z cudzołożnego związku poczyna się dziecko, nie wiedzą, co zrobić. Są w sytuacji, w której każde wyjście jest złe. Pytanie brzmi: dlaczego stało się "to", co się stało?

     Tak naprawdę, cały problem wykroczeń przeciwko życiu bierze początek w bałaganie seksualnym (słowo "bałagan" może kogoś razić, lecz zapewniam, że i tak jest bardzo delikatne). Problem leży w niewłaściwym patrzeniu na płciowość, na współżycie płciowe i związaną z nim przyjemność. Nie wolno zatrzymać się na samej tylko przyjemności. Trzeba zdobyć się na prawdziwe spojrzenie na to, czym jest współżycie płciowe i czemu służy. Najlepiej spytać o to dziecko. Dorośli dorabiają sobie najróżniejsze, nieraz bzdurne, ideologie - dorabiają je nawet do swoich podłości. Dziecko wie: "Oni się kochają, chcą być razem i chcą mieć dzieci"; małe dziecko już to powie. Dwa elementy: jedność i rodzicielstwo. I nie da się tego oszukać. I nie da się tych elementów po prostu rozdzielić bez drastycznych konsekwencji. Jeżeli ktoś chce wyizolować, wydobyć ze współżycia tylko przyjemność, z pominięciem wszystkiego innego, to czy będzie tego próbował poza małżeństwem czy w małżeństwie, źle się to skończy. Czyli w gruncie rzeczy, najważniejszą rzeczą jest, żeby młodzi ludzie wchodzili w małżeństwo ze świadomością, że współżycie ma konkretny cel i sens. Ma wyrażać jedność, ale również jest znakiem rodzicielstwa. Żeby o tym drugim nie zapominali! Jeżeli tego nie będzie, to zacznie się - przepraszam za wyrażenie - gimnastyka seksualna, koncentracja li tylko na doznaniach. Zatrzyma się to i skończy na bardzo płytkim poziomie przeżyć - doznań, co prawda silnych, lecz powierzchownych, naskórkowych, które staną się niebawem jedynym celem współżycia. Wiadomo z psychologii, że te same bodźce wyzwalają coraz słabszą reakcję, a więc będzie trzeba wprowadzać coraz bardziej ekstrawaganckie, nowatorskie pomysły, żeby utrzymać ten sam poziom przeżyć i doznań. Okoliczności działań będą musiały być coraz "atrakcyjniejsze". Pojawiają się zatem pomysły korzystania z plakatów ukazujących 365 pozycji na 365 dni w roku. (Złośliwie pytam: a co z rokiem przestępnym?) W końcu - jak niektórzy mówią - już trzeba będzie wisieć z nogą na lampie, albo jeszcze coś podobnie "genialnego" wymyślić, żeby było atrakcyjniej. Znam przypadki, gdzie mąż kazał żonie odgrywać sceny z filmów pornograficznych, których się naoglądał, i jeszcze jej wmawiał, że ją to uszczęśliwi, że sama nie wie, czego naprawdę pragnie. On wie, czego chcą wszystkie kobiety - on to przeczytał i widział na filmie. A żona czuje po prostu wstręt, już nie tylko do proponowanych działań, ale też do własnego męża. I w pozornie normalnym małżeństwie naprawdę dochodzi do obłędu. Potem trzeba szukać nowych partnerów, tworzy się trójkąty, czworokąty czy jakieś jeszcze inne figury geometryczne. Wreszcie szuka się "wrażeń" w kontaktach w ramach tej samej płci, a może ze zwierzątkami, a może z trupami... Wszystko już ludzie wymyślili. To są manowce, po których błądzą ludzie, dla których jedynym celem w działaniu płciowym są własne doznania. Nie ma wówczas żadnej nieprzekraczalnej bariery, która mogłaby przeszkodzić w osiągnięciu celu. Nie liczy się wyrządzana krzywda (rozbicie małżeństwa, osierocenie własnych dzieci - każdy ma przecież "prawo do szczęścia"), nie liczy się nawet życie własnego dziecka. Trzeba tylko dla uspokojenia sumienia dorobić sobie jakąś ideologię i pod żadnym pozorem nie zgadzać się, by dziecko poczęte nazywać dzieckiem ("mówmy: płód, nie: dziecko" - wykrzykiwano nie raz histerycznie podczas obrad sejmu). Ludzie się gubią zapominając, że atrakcyjność nie polega na ekscentryczności czy nawet sile doznań. I o tym nieszczęsnym nieładzie seksualnym można by znowu wiele powiedzieć - o tym, że jest on zaplanowany, że jest do nas importowany, że był i jest bardzo precyzyjnie wielkimi nakładami sił i środków w naszym kraju osadzany.

     U podstaw ładu w dziedzinie płciowości leży ten podwójny sens działania: jedność i rodzicielstwo. Logiczne jest więc, że wszelkimi sposobami próbuje się tę więź rozerwać. Zobaczmy, przecież cała antykoncepcja służy temu, żeby "wysterylizować" ze współżycia samą przyjemność z jednoczesnym odrzuceniem rodzicielstwa. Zauważmy, że działanie takie jest wbrew naturze człowieka i dlatego nie może być w efekcie szczęściodajne. Nieszczęście polega na tym, że ludzie myślą, że są mądrzejsi od Pana Boga. Już byka za rogi chwycili, już umieją "ulepszyć" Jego pomysł tak, że mają już same tylko przyjemności i żadnych konsekwencji. Ale w krótkim czasie następuje zupełna pustka i trzeba szukać nowych "atrakcji". Odbyłem bardzo wiele rozmów z małżeństwami porządnymi, Bogu ducha winnymi, które miały kłopoty w sferze płciowości właśnie dlatego, że małżonkowie koncentrowali się przesadnie na doznaniach. Bo oni naprawdę święcie wierzyli, że we współżyciu chodzi o to, żeby dostarczyć sobie maksimum doznań. I z definicji odcięli sobie możliwość prawdziwego przeżycia aktu małżeńskiego jako jednoczącego osoby, a nie tylko ciała. Koncentrując się na doznaniach, zapewniając sobie te doznania, wymuszając ich zaistnienie, gubili prawdziwy, głęboki sens zjednoczenia: tego, że mąż chce być dla żony, że nie chce jej pobudzić według podręcznika takiego czy innego, patrz strona ta czy tamta. On chce być dla niej czuły, chce być z nią blisko, chce jej nieba przychylić. A żona chce tego samego dla męża. Wzajemnie się sobie oddają i sobą się obdarowują, licząc się z potrzebami i ograniczeniami współmałżonka. Gdy w takiej atmosferze pojawi się doznanie orgazmu u kobiety, oznacza ono zupełnie co innego, niż ten sam orgazm osiągnięty jako cel sam w sobie, w oderwaniu od wszelkich odniesień międzyosobowych. Prawdziwe przeżycie zawiera wewnętrzną treść. Jest znakiem wzajemnego oddania się sobie, jest znakiem miłości.

     Swoistym przygotowaniem do złego współżycia w małżeństwie jest samogwałt. Tworzona jest dziś cała propaganda (nie tylko chłopców, ale i dla dziewcząt) rzekomej naturalności autoerotyzmu. Pojawia się wręcz jego reklama, nie tylko w czasopismach i książkach, ale nawet w podręcznikach szkolnych i programach tworzonych przez władze oświatowe.

Jacek Pulikowski

Małżeńska miłość i doznania seksualne

     Ponieważ Pan Bóg jest stwórcą ludzkiej płciowości, wobec tego tylko On może być wiarygodnym ekspertem w tej dziedzinie. Tylko On jeden wie, co jest dla nas dobre, a co złe i dlatego mówi nam o tym poprzez przykazania i prawo moralne. Poprzez dar płciowości Pan Bóg dzieli się z ludźmi radością stworzenia nowego życia. W zamiarach Stwórcy głównym celem małżeńskiego współżycia jest więc wzajemne miłosne oddanie oraz poczęcie dziecka. Stosunek płciowy tylko wtedy jest wspaniałym aktem, jeżeli wyraża wzajemną miłość małżonków, a więc gdy jest całkowitym i bezwarunkowym oddaniem siebie współmałżonkowi na zawsze.

     Prawdziwy dramat w małżeńskim współżyciu zaczyna się wtedy, gdy doznania seksualne zacznie się traktować jako coś najważniejszego. Dla wielu przyjemność seksualna stała się prawdziwym bożkiem, a możliwość poczęcia dziecka największym zagrożeniem. Taka postawa jest w całkowitej sprzeczności z tym, co Bóg mówi na temat ludzkiej płciowości. Istnieje pewna prawidłowość, że im bardziej słabnie wiara w Boga, tym więcej ludzie szukają szczęścia i sensu życia w seksualnych doznaniach. Wtedy liczy się tylko bardzo intensywne i jak najczęstsze doznawanie przyjemności Również środki masowego przekazu starają się sprowadzić istotę miłości do seksualnych doznań. Ponieważ nie można w nieskończoność pisać o różnych pozycjach czy technikach seksualnych, proponuje się praktyki w rodzaju stosunków oralnych i analnych, biseksualizmu, sadomasochizmu itp., które są całkowitym wypaczaniem Bożego zamysłu odnośnie naszego potencjału seksualnego.

     Współżycie seksualne w małżeństwie jest ważne, ale nie najważniejsze, bo na pierwszym miejscu są duchowe więzy miłości Natomiast nachalna pornograficzna propaganda wmawia ludziom, że seksualne doznania należą do istoty szczęścia Jest to po prostu kłamstwo. W Bożych zamiarach najważniejszym celem współżycia płciowego nie jest samo doznanie przyjemności Pan Bóg powołuje nas do daleko wspanialszych przeżyć aniżeli tylko do czysto fizycznych doznań. Kiedy ktoś koncentruje się tylko na sobie i swoich doznaniach, wtedy traci to, co jest najważniejsze. Przyjemność seksualna jest dobra, ale nie może się stać celem samym w sobie. Podczas współżycia małżonkowie powinni wyrażać sobie wzajemną czułość, bliskość, troskę o siebie. Wtedy doznania seksualne będą niejako towarzyszyły temu co jest najważniejsze, a mianowicie wyrażeniu wzajemnej miłości.

     Badania wykazały, że większość dobrych małżeństw w Polsce niewłaściwie przeżywa współżycie seksualne. Dla około 80% kobiet tego współżycia w ogóle mogłoby nie być. Zgadzają się na nie tylko ze względu na męża. Winę, za ten stan rzeczy, ponoszą w głównej mierze ci mężowie, którzy nastawieni są tylko na szukanie jak najintensywniejszych doznań. Najważniejsze dla nich są doznania seksualne, a nie wyrażenie czułości i troski o swoją żonę. Jeżeli mąż z tak egoistycznym nastawieniem podchodzi do współżycia, wtedy żona boleśnie odczuwa, że jest traktowana przedmiotowo, czuje się wykorzystana i nie kochana, a przez to z wielką niechęcią podejmuje współżycie. Egoizm męża wyraża się w pośpiesznym pragnieniu jak najszybszego osiągnięcia własnej satysfakcji bez liczenia się z potrzebami żony. Wtedy czas współżycia jest bardzo krótki. Koncentracja na sobie, często prowadzi męża do brutalności i agresji. Tylko dojrzała, czuła i pełna zatroskania i miłości postawa męża może spowodować uruchomienie u żony pozytywnych doznań w tej intymnej dziedzinie. Mąż powinien całą swoją uwagę skoncentrować na wyrażeniu czułości i miłości dla swojej żony. Takie współżycie będzie wyrazem miłości a nie szukaniem doznań i dlatego będzie potrzebowało dłuższego czasu, a więc kilka lub kilkanaście razy dłużej aniżeli przysłowiowych trzech minut.

     Co trzeba zrobić, aby współżycie było dobre, aby budowało wzajemną miłość i zarazem uświęcało małżonków? Przede wszystkim trzeba spojrzeć na nie z wiarą, że ma służyć uświęceniu przez wyrażenie wzajemnej troskliwej miłości W tej niezwykle intymnej dziedzinie małżonkowie powinni być ze sobą całkowicie szczerzy. Konieczne są naprawdę dobre warunki, w których żona będzie czuła się bezpieczna i nie będzie się bała poczęcia dziecka, lecz miała pewność, że jeżeli pojawi się dziecko, to jej mąż przyjmie je jako dar od samego Boga. Tylko taka postawa męża daje żonie poczucie pokoju i bezpieczeństwa. Lęk przed płodnością, niszczy małżeńską jedność i miłość Dlatego tak bardzo ważne jest całkowite zaufanie Bogu i podporządkowanie Mu wszystkich dziedzin życia, w tym również całej sfery seksualnej. Pamiętajmy, że nie było i nie ma takiej pary małżeńskiej, która żałowałaby tego, że była do końca wierna Bogu. Całkowite zaufanie Bogu rodzi się z codziennej modlitwy. Tylko ten, kto modli się, potrafi kochać. Jeżeli małżonkowie zaczynają zaniedbywać modlitwę i kontakt z Chrystusem w regularnej spowiedzi i Eucharystii, wtedy ich miłość automatycznie zaczyna zanikać. Tylko poprzez jedność z Bogiem, który jest jedynym Źródłem miłości, małżonkowie będą mogli się prawdziwie i coraz pełniej kochać. Skoro Bóg jest stwórcą seksu, wobec tego tylko On jeden wie, co jest w tej dziedzinie dobre, a co złe. Jeżeli Bóg mówi zdecydowane NIE, dla antykoncepcji i stosunkom przerywanym to dlatego, że pragnie uchronić małżonków od niszczenia ich miłości Małżonkowie, którzy stosują antykoncepcję, wyrażają w ten sposób swój brak zaufania i wiary Bogu, a także rezygnują z życia według praw natury. W ten sposób wchodzą na drogę prowadzącą do systematycznego niszczenia ich wzajemnej miłości.

     Bóg stawia wymagania, ponieważ prawdziwie kocha. Trzeba zawsze pamiętać, że tylko prawdziwa miłość wymaga i mówi zdecydowane NIE egoizmowi. Dlatego Boże prawa w dziedzinie seksu są jak zakazy wstępu na pole minowe. Czyż taki zakaz można nazwać okrutnym i ograniczającym wolność i szczęście? Bóg daje te prawa, bo Jemu naprawdę zależy na tym, aby małżonkowie prawdziwie się kochali i byli szczęśliwi .

     Tylko ludzie wolni są zdolni do miłości, dlatego każdy normalny człowiek powinien posiąść umiejętność panowania nad swoim popędem seksualnym. Brak tej umiejętności jest powodem wielkich tragedii małżeńskich. Działanie seksualne, jak każde ludzkie działanie powinno być poddane kontroli rozumu i woli. Kto nie potrafi opanować swoich pragnień seksualnych i podporządkować ich przykazaniom i prawu miłości, po prostu nie potrafi kochać.

oprac. J. K.

0x01 graphic

Miłość przemienia. Przezwyciężanie trudności małżeńskich i rodzinnych

Ks. Marek Dziewiecki

Książka jest zapisem doświadczeń i wniosków, będących rezultatem towarzyszenia dziesiątkom małżeństw i rodzin w ich zmaganiach z dramatycznymi nieraz trudnościami oraz w ich poszukiwaniu dojrzałości i szczęścia. Jej lektura da szansę na to, aby kolejne małżeństwa w swych trudnościach mogły skorzystać z doświadczeń i sukcesów innych ludzi.

Bliskość cielesna w małżeństwie

     Okresowe zawieszenie aktywności seksualnej w małżeństwie jest najczęściej związane z decyzją odłożenia poczęcia. Unikanie współżycia w tym okresie rodzi napięcie między potrzebą bliskości drugiej osoby a koniecznością oddalenia się od jej ciała. Zbyt duża bliskość powoduje pobudzenie seksualne, którego w którymś momencie nie można już opanować. Z kolei utrzymywanie zbyt dużego dystansu często rodzi sztywność w zachowaniu, pozbawia relację małżeńską serdeczności i czułości. Może osłabiać wzajemną miłość, rodzić oschłość i poczucie samotności. Może być źle zrozumiane przez współmałżonka jako oznaka niechęci do niego.

Ideał - obdarowywanie się znakami czułości, szacunku i uznania

     Relacja małżeńska w okresie zawieszenia aktywności seksualnej ma swoją wyjątkową specyfikę, która wymaga szczególnego podejścia. Ideałem w tym czasie nie jest ani pełna swoboda seksualna związana z szukaniem największej przyjemności ani upodobnienie relacji między małżonkami do związku brata z siostrą, a więc pozbawienie jej odczuć seksualnych, wyeliminowanie ich, odseksualizowanie się. Małżonkowie w tym okresie są nadal małżonkami i dlatego muszą nauczyć się kochać w sposób odpowiedni dla małżeństwa. "Oznacza to poszukiwanie nowych sposobów wyrażania wzajemnego zainteresowania i miłości, a więc czegoś na wzór przedmałżeńskich zalotów" (J. S. Kippley, Sztuka naturalnego planowania rodziny, s.121.).

     Czas oczekiwania na pełnię jedności cielesnej jest w myśl tej koncepcji przede wszystkim czasem adoracji, czułości, okazywaniem sobie szacunku i uznania. Kochający się małżonkowie uświadamiają sobie wtedy, że łączy ich głęboka więź, wspólnota miłości, że odczuwają siebie w najbardziej ukrytych drganiach duszy. Czują się duchowo i psychicznie zespoleni ze sobą, ogarnięci poczuciem bliskości.

     Przybliżyć się czule, to znaczy zakomunikować kochanej osobie zrozumienie, współodczuwanie, szacunek i uznanie. Dokonuje się to poprzez ciepłe słowa, objęcia, przytulenia, pocałunki. Są to wszystko sygnały żywych uczuć, miłosne gesty, delikatne i subtelne, które rodzą się wobec osoby drugiej płci. Różnią się one od pocałunków, gestów i pieszczot podejmowanych z zamiarem rozpoczęcia współżycia seksualnego, mających na celu szybkie rozbudzenie sfery zmysłowej. Kobiety bardziej potrzebują przytulenia, romantyczności, opieki; mężczyźni szacunku i uznania. Jest bardzo ważne, aby w tym okresie mąż zadbał o emocjonalne potrzeby żony, zaopiekował się dziećmi, dając jej chwile wytchnienia, okazję pozostania samą, przytulał ją, zaznaczał, że pamięta o niej; a ona doceniała męża, szanowała go, dostrzegała jego pracę zawodową, sukcesy, troskę o dom i rodzinę. Wrażliwość na swoje potrzeby, zdolność obdarzania się czułością, szacunkiem i uznaniem jest barometrem twórczej relacji między mężem a żoną.

     Okres powściągliwości seksualnej u małżonków (którzy nie decydują się na poczęcie dziecka) musi przypadać, kiedy kobieta jest w okresie płodnym. A właśnie wtedy - zgodnie z prawami natury - jest najbardziej pobudzona, spragniona współżycia seksualnego: zachęca męża do rozpoczęcia godów, nawet nieświadomie, wysyła mu subtelne sygnały, wyczuwalne przez niego miłosne fluidy. Jeżeli małżonkowie nie decydują się na poczęcie dziecka, a tym samym na współżycie seksualne, to nie mogą bez gwałtu na swojej naturze pozostać nieczuli wobec siebie. Zaloty, okazywanie sobie czułości i uznania stają się w tym wypadku konieczną odpowiedzią na pragnienie natury (choć subiektywnie nie wystarczającą, ale jednak bardzo płodną psychicznie i duchowo).

     Naturalne pragnienie bliskości cielesnej kochających się małżonków, choć w pełni niezaspokojone, musi być koniecznie zrekompensowane przez okazywanie sobie czułości. "Takiej czułości ogromnie wiele potrzeba w małżeństwie, w całym tym wspólnym życiu, gdzie przecież nie tylko «ciało» potrzebuje «ciała», ale przede wszystkim człowiek potrzebuje człowieka" (K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, s. 184). Czas powściągliwości jest nie tylko czasem umiarkowanego dystansu cielesnego, ale także, a nawet przede wszystkim, czasem rozmowy, budowania małżeńskiej przyjaźni.

     Nie można zapominać, że liczna grupa małżonków nie jest wychowana do okazywania sobie czułości. "Czułość bowiem domaga się pewnej czujności zwróconej ku temu, aby różnorodne jej przejawy nie nabrały innego znaczenia, nie stały się tylko formami zaspokojenia zmysłowości i wyżycia seksualnego. Dlatego czułość nie obejdzie się bez wyrobionego opanowania wewnętrznego, które w tym ujęciu staje się wykładnikiem wewnętrznej subtelności i delikatności względem osoby drugiej płci" (K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, s.181). Wielu małżonków nie ma w sobie tyle wrażliwości, aby w okresach wstrzemięźliwości seksualnej umieli wykreować nowy styl bycia razem. Do takiej wrażliwości trzeba dorosnąć, a czasami rozwiązać zadawnione problemy rodzinne. Na pewno niedocenioną wartością na drodze uczenia się takiej postawy jest zachowanie czystości przedmałżeńskiej. We współczesnej kulturze nie jest ona jednak ceniona.

Radykalny dystans - smutne oblicze braku współżycia

     Zdarza się czasami, że małżonkowie nie chcą w ogóle współżycia seksualnego albo przesadnie je ograniczają, nie tylko z powodu lęku przed poczęciem dziecka, ale w wyniku wielu problemów we wzajemnej komunikacji, nawarstwionych i zadawnionych urazów. Życie we dwoje staje się wtedy puste i smutne, naznaczone cierpieniem zamiast radością.

     Zachowania paraliżujące miłość, choć wypływają z urazów lub lęków, znajdują pozorne wsparcie w zasadach moralnych, które małżonkowie katoliccy chcą zachowywać. Może nawet być tak, że głównym powodem podawanym współmałżonkowi na uzasadnienie oziębłości, radykalnego oddalenia od siebie, a nawet odrzucenia, stają się wymagania Kościoła. W takich przypadkach manipulacja moralnością katolicką, traktowanie jej jako parawan skrywający rzeczywiste motywacje, jest szczególnie szkodliwa. Małżonkowie przekonują siebie wzajemnie, że lepiej, ze względu na Boga, zrezygnować radykalnie i jednoznacznie z intymności, z wszelkiego rodzaju gestów, pieszczot, a nawet z czułości. Czułość przecież też bardzo łatwo może przerodzić się w zmysłowe pragnienie, trudne do opanowania. Wtedy jako jedynie moralny, zgodny z wolą Bożą, sposób życia widzi się unikanie siebie wzajemnie, spanie osobno, zasłanianie przed sobą swojej nagości, zrezygnowanie z pocałunków.

     Wytworzony dystans oznacza oziębłość, oddalenie emocjonalne, życie w odosobnieniu. Siła do wytrwania we wstrzemięźliwości płynie nie z miłości, nie ze zgody na czekanie na upragnione współżycie seksualne, ale z niechęci do drugiej osoby, lęku przed pobudzeniem, współżyciem i poczęciem dziecka. Czym większy lęk, tym większy dystans. Im większe ryzyko pobudzającej bliskości, tym większa surowość moralna. Sens i wartość okresu powściągliwości zostaje wypaczony i sprowadzony przede wszystkim do wysiłku unikania siebie. Bycie z sobą oznacza uciekanie przed intensywnością wysyłanych i odbieranych bodźców seksualnych. Konsekwencją takiego podejścia są potem trudności uzyskania satysfakcji w czasie współżycia seksualnego w okresie niepłodnym. Nie można bowiem nagle przejść z zagrożenia w ufność, ze sztywności w spontaniczność, z zamknięcia w otwartość.

Szukanie złotego środka

     Mając na uwadze wyżej sygnalizowane zagrożenia trzeba nauczyć się w okresie rezygnacji ze współżycia elastycznego poruszania się, oscylowania między bliskością a oddaleniem, intymnością a samotnością. Na tej drodze małżonkowie powinni unikać dwóch skrajności. Pierwszej - radykalnej rezygnacji z całkowitego obdarowywania się ciepłem, bliskością, intymnością i drugiej - regularnego poszukiwania bliskości i intymności poprzez zbyt intensywne, mocno rozbudzające pieszczoty.

     Życie pokazuje, że znalezienie złotego środka nie jest łatwe. Sztuka ta może być dla niektórych małżeństw podobna do chodzenia po linie. Utrzymanie równowagi okazuje się bardzo trudne, a czasami wydaje się niemożliwe. Szczególnie wtedy, gdy pragnienie współżycia jest bardzo silne. Gdy jednak po okresie prób, błędów i grzechów uda się dobrze opanować sztukę równowagi, wzrośnie więź małżeńska, zwiększy się wzajemne zaufanie. Zanim to jednak nastąpi małżonkowie muszą dojrzeć w swojej miłości i dlatego nie powinni dramatyzować trudności seksualnych, pojawiających się właśnie w okresie wstrzemięźliwości. Nie mogą zrażać się porażkami, lecz ciągle, nieustępliwie uczyć się sztuki panowania nad siłą swoich zmysłów.

O. Ksawery Knotz OFM CAp.


O. Ksawery jest wiceprowincjałem prowincji krakowskiej zakonu
Braci Mniejszych Kapucynów. Studiował na PAT w Krakowie, a także
we Fryburgu i na KUL. Wykłada teologię pastoralną, jest spowiednikiem
i kierownikiem duchowym wielu małżeństw. W2001 roku ukazała się
jego książka "Akt małżeński". Redaguje także interesujący serwis
internetowy: www.szansaspotkania.net

Recepta na udany seks

0x01 graphic


1. Poznaj jej wady
0x01 graphic

2. Pokochaj ją
0x01 graphic

3. Zaakceptuj ją
0x01 graphic

4. Zapewnij o miłości
0x01 graphic

5. Przytul ją
0x01 graphic

6. Porozmawiaj z nią
0x01 graphic

7. Wysłuchaj ją
0x01 graphic

8. Zaspokój serce

Zjednoczenie w miłości

     Zdecydowali się na życie we dwoje. Poprosili Boga o błogosławieństwo. Stało się... Są już małżeństwem. Teraz czeka ich radość i trud budowania komunii miłości w wymiarze duchowym, psychicznym i cielesnym. Pismo Święte mówi o małżonkach: "(...) A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" (Mt 19, 6).

     Tę szczególną przynależność do siebie mąż i żona urzeczywistniają we współżyciu seksualnym, które jest wyrazem największej intymności i bliskości między dwojgiem ludzi.

     Można się zastanowić nad tym, co małżonkowie komunikują sobie poprzez ten akt. Odpowiedzi mogą być różne, zależne od dojrzałości osób i ich miłości.

     Skoncentrujmy się na scenariuszu optymistycznym. A zatem mężczyzna i kobieta wytrwali w czystości przedmałżeńskiej. Przez cały okres swej znajomości budowali porozumienie na różnych płaszczyznach. Poznali swoje zalety i wady, hierarchię wartości, nauczyli się wybaczać, przepraszać i w końcu oddali się sobie, ślubując miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Teraz nadszedł czas ukazania tej jedności. Właśnie współżycie jest jednym z widzialnych znaków przynależności męża do żony i żony do męża. Żona chce powiedzieć poślubionemu mężczyźnie, że w każdej najdrobniejszej cząstce swego człowieczeństwa należy do niego, a mąż pragnie przekonać żonę, że nie ma takiej sfery w jego życiu, której nie chciałby powierzyć ukochanej. Realizują się słowa: Jam twoja, tyś mój. Tyś moja, jam twój. Można powiedzieć, że akt seksualny obrazuje to, co już istnieje, a więc komunię miłości, a jednocześnie, przeżywany w prawdzie, przyczynia się cały czas do pogłębiania tej niezwykłej więzi.

     To wzajemne oddanie stanowi tylko jeden biegun współżycia. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że celem popędu seksualnego, który zmierza do współżycia, jest istnienie gatunku ludzkiego, jego przedłużanie. Porządek natury jest taki, iż przez współżycie człowiek się rozmnaża. Małżonkowie zatem, podejmując stosunki seksualne, wchodzą w ten wymiar rodzenia. Miłość osób, mężczyzny i kobiety, kształtuje się w obrębie tej celowości, niejako w jej łożysku, kształtuje się jakby z tego tworzywa, którego popęd dostarcza (K. Wojtyła: Miłość i odpowiedzialność, Lublin 2001, s. 51). Tak więc znając celowość popędu, mężczyzna i kobieta wybierający małżeństwo jako drogę swojego pielgrzymowania decydują, że chcą służyć przekazywaniu życia, powoływaniu do istnienia nowego człowieka - człowieka, który stanowi swoiste przedłużenie ich własnej miłości. Małżonkowie stają się współtwórcami istoty ludzkiej. Współpracują z samym Bogiem, który stanowi ostateczną instancję i jedyne źródło życia. Wysławiam Cię, że mnie stworzyłeś tak cudownie. Godne podziwu są Twoje dzieła. Oto Ty utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. I dobrze znasz moją duszę, nietajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi (Ps 139, 13-15). Z ciała męża i żony nie może jednakże zaistnieć duch człowieka. Tutaj niezbędna jest Boża ingerencja.

     Czy to wszystko nie jest wspaniałe? Miłość kobiety i mężczyzny jest płodna, wydaje owoce, które będą trwały w wieczności. Uznanie tej prawdy pozwala małżonkom przeżywać prawdziwą głębię zjednoczenia - głębię, która przyczynia się do ich przybliżania i szczególnego porozumienia na poziomie psychiki, ciała i ducha. Z powyższych rozważań wynika, że we współżyciu spotykają się dwa wymiary: jedność małżeńska i rodzicielstwo. Oba są niezbędne. Pominięcie lub wykluczenie jednego z nich staje się wielkim wypaczeniem tego cudownego aktu. Albowiem stosunek małżeński z najgłębszej swojej istoty, łącząc najściślejszą więzią męża i żonę, jednocześnie czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia, zgodnie z prawami zawartymi w samej naturze mężczyzny i kobiety (Paweł VI: Humanae vitae, 12).

     Zapewne każde małżeństwo, podejmując współżycie, chce, aby rodziło ono szczęście i przyczyniało się do pogłębiania więzi pomiędzy mężem i żoną. Zastanówmy się, co może pomóc w takim przeżywaniu aktu seksualnego. Jakie warunki są konieczne do tego, by współżycie dawało radość i przyczyniało się do zbliżania małżonków? Oto niektóre z nich:

    Oczywiście nie chodzi o to, żeby każdy akt seksualny prowadził do poczęcia dziecka (bywają przecież w życiu takie okoliczności, gdy małżonkowie powinni je odłożyć, a poza tym płodność kobiety jest cykliczna), lecz o to, by świadomie nie niszczyć funkcji prokreacyjnej i nie czynić rozdziału między jednością a rodzicielstwem. Można tu mówić o wewnętrznej zgodzie, o akceptacji dziecka: Wprawdzie nie planujemy poczęcia, ale gdyby dzieciątko się pojawiło, na pewno je przyjmiemy. W przeciwnym razie małżonkowie zachowują się jak ludzie, którzy chcą coś wykraść Bogu; jak eksperymentujący z ogniem, którzy fascynują się jego płomieniem i pragną się doń zbliżyć, ale jednocześnie odczuwają lęk przed poparzeniem.

     Podsumowując, można stwierdzić, że przeżywanie pięknej małżeńskiej miłości wymaga podjęcia trudu pracy nad sobą, nieustannego budowania wzajemnych relacji, integracji wszystkich wymiarów człowieczeństwa, porzucenia wszelkich wypaczonych wizji seksualności oraz wyzbycia się egoizmu i lęku. Pan Bóg chciał bowiem, aby współżycie wyrażało rzeczywistą jedność dwojga oraz ich otwartość na dar życia. Nie bójmy się podążać tą drogą. Owocem wierności Bogu jest zawsze głębokie poczucie szczęścia i świadomość, że z Nim budujemy wspólnotę, której nikt i nic zniszczyć nie może.

Anna Borkowska


Publikacja za zgodą redakcji
0x01 graphic

nr 4-2005

0x01 graphic

Drzwi otwiera miłość. Album dla małżonków

Małgorzata Wilk

Książka jest zbiorem rozważań, sentencji, modlitw, wspomnień związanych z różnymi aspektami życia małżeństwa. Myśli, czasami poważne, czasami dowcipne będą towarzyszyły małżonkom w różnych chwilach ich wspólnego bycia. Doskonały prezent w dniu ślubu, rocznic oraz na wszelkie inne "małżeńskie" okazje... »

Co niszczy czystość małżeńską?

     Czystość małżeńska w szerokim tego słowa znaczeniu wymaga ścisłego przestrzegania wszystkich zasad, na jakich zostało zawarte małżeństwo w Kościele katolickim. Przedmiotem jej jest więc wolna decyzja o zawarciu małżeństwa, postanowienie trwania w związku - w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli - do końca oraz decyzja o przyjęciu na świat i o katolickim wychowaniu potomstwa, którym Bóg małżonków obdarzy. Czystość prawdziwa i pełna wymaga oczywiście także ścisłego wypełnienia słów przysięgi małżeńskiej - a więc ślubu miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej.

     Można więc dość precyzyjnie określić, czym jest małżeńska czystość, patrząc na zasady zawarcia katolickiego małżeństwa. Można by powiedzieć, że tak jak w sporcie czystość gry polega na ścisłym przestrzeganiu reguł normujących rywalizację w danej dyscyplinie, tak - przez analogię - czystość małżeńska polega na dokładnym respektowaniu zasad, na jakich zawarte jest małżeństwo. Jednak większość mówiących o małżeńskiej czystości koncentruje się na sferze seksualnej, współżyciu płciowym. Podobnie jest zresztą w listach: bardzo liczne pytania o czystość dotyczą właściwie wyłącznie współżycia i jego okoliczności.

     Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze dlatego, że dziedzina aktywności płciowej człowieka, mimo swego piękna i świętości, sprawia kłopoty w zasadzie wszystkim małżeństwom. Po drugie: ponieważ wiele bałaganu wkrada się nawet do przyzwoitych małżeństw na skutek oddziaływania, wręcz podpowiedzi, współczesnej kultury, zarabiającej krocie na nieładzie seksualnym właśnie.

     Nawiązując do pierwszej przyczyny, można w skrócie powiedzieć, że trudności te są naturalną konsekwencją grzechu pierworodnego. A mówiąc bardziej naukowo - skutkiem dezintegracji wewnętrznej, pierwotnego rozbicia natury człowieka. (Podjęty trud samowychowania prowadzi do zintegrowania rozbitej pierwotnie natury, co owocuje ustępowaniem owych komplikacji). Perypetie te wynikają ponadto z całkowitej odrębności przeżywania sfery płciowej przez kobietę i mężczyznę. Można je pokonywać jedynie na drodze dobrej komunikacji małżeńskiej, prowadzącej do komunii dwojga całkowicie odrębnych osób. Jakże często małżonkowie zamiast budować taką komunię dwóch oddzielnych istot, próbują "dopasowywać" do siebie drugą osobę, ogałacając ją z inności. W imię jakiejś pseudorówności walczy się z każdą odrębnością, indywidualnością i w efekcie odziera się kobiety z geniuszu kobiecości, a mężczyzn z prawdziwej męskości. Czyni się to za poduszczeniem kultury masowej, która w imię opacznie pojętego równouprawnienia żąda identyczności ról i zadań kobiet i mężczyzn. Ta najzupełniej fałszywa, obłąkańcza wręcz idea "równości" sieje spustoszenie w świecie i uderza szczególnie w małżeństwa.

     U podstaw większości rozwodów leży niespełnienie oczekiwań pokładanych w osobie współmałżonka. Jakim dramatem jest to, że często oczekiwania te są z gruntu fałszywe i... niemożliwe do spełnienia. Fałszywości idei takiej "równości-identyczności" nie trzeba nawet udowadniać, bo jest ona w sposób oczywisty widoczna właśnie w dziedzinie płciowości i przekazywania życia. Żadne idee czy ideologie nie odmienia bowiem naturalnego faktu przypisania przez samego Stwórcę innych zadań do spełnienia kobietom, a innych mężczyznom w procesie przekazywania życia i wychowywania dzieci. I są to zadania niewymienne: ani matka, ani ojciec nie mogą być zastąpieni w swych funkcjach. Widać to choćby na poziomie biologii. To przecież kobieta nosi w sobie dziecko, będąc w stanie błogosławionym, ona je w trudzie wydaje na świat, ona karmi je piersią - i jest w tym niezastąpiona! Mężczyzna z kolei jest urodzonym opiekunem i obrońcą. I nie wolno mu wyjść z tej roli, bo rodzina ucierpi niepomiernie, a on sam straci poczucie swego miejsca i ważności dla rodzinnej wspólnoty, poczucie sensu życia i powołania - wręcz swej tożsamości.

     Stwierdzając możliwość zaistnienia takiego niebezpieczeństwa, dochodzimy tym samym do drugiej przyczyny kłopotów z czystością w dziedzinie płciowości. Jest nią mianowicie zamierzone, cyniczne sianie nieładu na tym polu. Zauważmy, że nie da się w żaden sposób zarobić brudnych pieniędzy na Bożym podejściu do małżeństwa. Gdyby, jak Pan Bóg przykazał, jeden mężczyzna wiązał się na całe życie z jedną kobietą, i "co gorsza" oboje kochaliby dzieci - cała masa znakomicie prosperujących dziś przemysłów splajtowałaby jednego dnia.

     Niepotrzebna byłaby wówczas pornografia ani nawet przygotowujące do niej mnogie wydawnictwa erotyczne czy piśmidła dla dziewcząt i kobiet, których milionowe nakłady dosłownie zalewają nasz kraj. (Oficjalnie wiadomo, że pornografia jest po narkotykach drugim co do wielkości, źródłem zysków mafii w Ameryce).

     Całkowicie zbędne byłyby wtedy również środki antykoncepcyjne, "zabezpieczające" bezkarność zabaw seksualnych "każdego z każdym". (Profity ze sprzedaży antykoncepcyjnych preparatów - nie substancji leczniczych, bo atakowana przez nie płodność nie jest przecież chorobą - przekraczają znacznie zyski osiągane ze sprzedaży prawdziwych lekarstw).

     Nikomu niepotrzebne byłyby również owe nieszczęsne dziewczyny sprzedające swe ciała na miejskich placach i ulicach, przy ruchliwych szosach albo w domach publicznych, obłudnie nazywanych "agencjami towarzyskimi" (teraz, niestety, całe szpalty reklam w codziennej prasie nachalnie zachęcają do korzystania z ich usług). Kiedyś wprawdzie mówiono na podobne przybytki dosadnie - lecz bardzo adekwatnie zarazem - "burdel", dziś jednak za takie określenie można by pewnie wylądować w sądzie, a już na pewno spotkać się z faryzejskim oburzeniem i oskarżeniami o niedelikatność oraz "nietolerancję". Zauważmy przy tym, że słowa "tolerancja" - tradycyjnie przecież pojęcia o głębokiej i pięknej wymowie - używa się dziś bardzo często do obrony wszelkich draństw i obrzydliwości lansowanych we współczesnym świecie. (Ciekawe tylko, dlaczego brak jest tolerancji dla nietolerancji na przykład Kościoła, który nie toleruje zła).

     Zupełnie zbyteczne byłyby także całe sieci klinik aborcyjnych, które w Stanach Zjednoczonych należą do koncernów o rekordowych zyskach. Nie byłoby zatem krociowych fortun lekarzy, robionych na zabijaniu nienarodzonych dzieci.

     Niepotrzebne byłyby... Można by wymieniać jeszcze długą listę przemysłów czerpiących niegodziwe zyski z krzywdy ludzkiej, jaką zawsze niesie z sobą nieład wprowadzony w sferę płciowości. Nie o to tu jednak chodzi. Zależałoby mi przede wszystkim na tym, by przyzwoici ludzie uwierzyli, że są potencjalnymi ofiarami różnych mafii, chcących żerować na ich krzywdzie. Przecież nie od dziś wiadomo, że reklama jest dźwignią handlu. (Niektórzy ujawniają, że nawet do 30% ceny produktu stanowi koszt jego rozreklamowania). Nie bądźmy więc naiwni, pamiętając stale 0 tym, że gigantyczne pieniądze robione na bałaganie seksualnym wspierane są profesjonalną (i niestety skuteczną) reklamą. I coraz więcej naprawdę przyzwoitych ludzi gubi się przez to w swoim widzeniu sfery płciowości. Potrzebne jest więc ponowne dostrzeżenie wartości i atrakcyjności czystości oraz jak najszybszy powrót do naturalności i normalności w tej delikatnej dziedzinie.

     Zależy mi również na tym, by ludzie uwierzyli, że ich "niezależne" poglądy są w dużej mierze skażone przez sprytną, bałamutną propagandę "atrakcyjności seksu" wyrwanego z właściwego kontekstu. A tym jedynie sensownym podłożem i tłem jest zawsze trwałe, wierne małżeństwo, akceptacja płodności jako daru wykorzystywanego "roztropnie i wielkodusznie" (Humanae vitae) i zachowywanie Bożych norm wpisanych w naturę człowieczej płciowości. Normy te są jasne i łatwe do odczytania z samej biologii, w którą został przecież wpisany zamysł Stwórcy.

     Biologia człowieka mówi, że jest on - bez najmniejszej wątpliwości - stworzeniem dwupłciowym i że jedynym miejscem przeznaczonym na świadome złożenie nasienia męża są drogi rodne jego żony. Nie mówi biologia człowieka natomiast o sposobie przygotowania się do tego aktu. Zauważmy, że przepiękne nieraz zachowania godowe zwierząt są całkowicie wpisane w ich sferę popędową, przez co każdy gatunek musi robić "to" w ściśle określony sposób. Żadne zwierzę nie ma najmniejszych nawet szans na twórczość w tej dziedzinie, ono po prostu "musi". Tylko człowiek - jako jedyne stworzenie - "nie musi". (Na marginesie dodajmy, że nie ma żadnej jednostki chorobowej powstałej z niedziałania seksualnego człowieka). Można więc z tego wnioskować, że Stwórca pozostawił inwencji małżonków repertuar pieszczot przygotowujących ostateczne zjednoczenie ich narządów rozrodczych. Byleby odbywało się to w miłości, a więc w trosce o dobro współmałżonka. Nie może być zatem nawet mowy o przymuszaniu z jakiegokolwiek powodu męża czy żony do czegoś, co byłoby dla nich nie do przyjęcia. Z reguły to kobiety mają subtelniejsze wyczucie w tym względzie, a mężczyźni chyba łatwiej ulegają pokusie wypróbowania różnych dziwactw proponowanych przez masową kulturę, nadmiernie rozseksualizowaną i z wyraźnymi skłonnościami do wynaturzeń. Nasuwa się tutaj prosty wniosek, że to właśnie kobieta powinna być ostateczną wyrocznią w odniesieniu do tego, co w danym związku jest akceptowalne, a co nie. To kobieta bowiem, będąc obciążona wszystkimi biologicznymi skutkami współżycia (ciąża, poród, karmienie...), ma większe wyczucie norm i normalności w tej dziedzinie. (Oczywiście jedynie kobieta nieskażona fałszywym widzeniem seksualności, tak bardzo rozreklamowanym w dzisiejszym świecie).

     Nie chciałbym jednak, aby powyższe zdania stały się dla żon pretekstem do manipulacji sferą płciowości. Niestety, wielokrotnie spotykałem się z taką nieprawidłowością, że żona dosłownie handlowała współżyciem w celu uzyskania określonych profitów od męża... Dlatego pragnę jeszcze dodać, iż współżycie płciowe jest normalnym sposobem wyrażania miłości małżeńskiej. Żadna ze stron nie powinna go odmawiać bez istotnej przyczyny; niemniej jednak każde ze współmałżonków powinno również (nawet nie do końca rozumiejąc) uszanować rzeczywiście ważne powody czasowej wstrzemięźliwości seksualnej drugiego. Są to bardzo ważne elementy czystości małżeńskiej. I nie jest to też w żadnym wypadku kwestia czyjegoś widzimisię - ani nawet "chcemisię" - ponieważ oboje małżonkowie mają prawo i jednocześnie są zobowiązani zarówno do obdarzania drugiej osoby tym znakiem małżeńskiej miłości, jak i do bycia przez nią obdarowywanym.

Jacek Pulikowski


Publikacja za zgodą redakcji
0x01 graphic

nr 5-2005

0x01 graphic

Miłość przemienia. Przezwyciężanie trudności małżeńskich i rodzinnych

Ks. Marek Dziewiecki

Książka jest zapisem doświadczeń i wniosków, będących rezultatem towarzyszenia dziesiątkom małżeństw i rodzin w ich zmaganiach z dramatycznymi nieraz trudnościami oraz w ich poszukiwaniu dojrzałości i szczęścia. Jej lektura da szansę na to, aby kolejne małżeństwa w swych trudnościach mogły skorzystać z doświadczeń i sukcesów innych ludzi.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Małżeństwo - ŻYCIE SEKSUALNE - Część 2, teologia, antykoncepcja, NPR, prawda o antykoncepcji
Małżeństwo - Co Bóg złączył, teologia, antykoncepcja, RODZINA
Naturalne Planowanie Rodziny (NPR), teologia, antykoncepcja, NPR, prawda o antykoncepcji
NaProTechnology alternatywą dla in vitro, teologia, antykoncepcja, NPR, prawda o antykoncepcji
Zalety NPR, teologia, antykoncepcja, NPR, prawda o antykoncepcji
Dyrektorium Duszpasterstwa Rodzin w służbie małżeństw i rodz, teologia, antykoncepcja, RODZINA
Rachunek sumienia dla narzeczonych + Nasze postanowienia małżeńskie, teologia, antykoncepcja, RODZIN
Antykoncepcyjne kłamstwa(1), Obrona życia, Naturalne Planowanie Rodziny i okolice, NPR, prawda o ant
Seksualność, religia, Teologia
Wychowanie seksualne część 2
zycie seksualne 1, Pedagogika ogólna, Antropologia kulturowa
Cheek Mavis Życie seksualne mojej ciotki
prawdziwe poglądy na reinkarnację, Życie po życiu, Reinkarnacja, inne wymiary, prawda o smierci itp
MAŁŻEŃSTWO W TRADYCJI I NAUCE MAGISTERIUM, Teologia
Cawthorne Nigel Życie seksualne papieży
Negacja życia przez przerywanie ciąży, teologia, antykoncepcja, PRO-LIFE
Cawthorne Nigel Życie seksualne papieży
Czagdud Tulku Rinpocze - Sztuka umierania [fragmenty], Życie po życiu, Reinkarnacja, inne wymiary, p

więcej podobnych podstron