Najprostsze słowa


POPRZEZ ROZWÓJ DO SAMOREALIZACJI.

WSTĘP

Najprostsze słowa, czyste myśli, miłość w sercu - to wszystko, czego potrzebuję do napisania mojej książki.

Cóż mogę planować, kiedy płynie we mnie sama Prawda o mnie?. Moje doświadczenie to materiał nadający treść. Boskie inspiracje nadadzą blasku i piękna moim opisom. Dopiero zaczynam pisać swoją książkę, ale ona już jest. Istnieje od dawna. Tak po prostu jest. Dlatego teraz jest mi łatwo pisać. To się samo dzieje. Ja tylko stukam palcami po klawiaturze. Bo treść jest w mojej duszy, a to znaczy, że Bóg dyktuje mi teraz zawartość zawsze istniejącej Księgi Mądrości. Czasami już z niej korzystałam podczas medytacji lub w świadomym śnieniu, a teraz chcę to zapisać. Może ktoś sobie przypomni, że już to zna. Okaże się, że tylko zapomniał o sobie, swojej wartości i darach, które posiada. Chciałabym również korzystać z poczucia humoru i radości mojego wewnętrznego dziecka, bo pragnę się dobrze bawić podczas pisania. Teraz, wokół gra piękna muzyka i mój cały pokój wydaje się snem z bajki. Moja kochana, wdzięczna jamniczka leży w moim łóżeczku, szczęśliwa, że ma mnie obok. Raj na ziemi. Atmosfera serdeczna, moje wnętrze gotowe do podzielenia się wszystkim, co posiada najlepszego i najcenniejszego. Niezależnie, co dzieje się na zewnątrz, we mnie jest teraz spokój i coraz większe skupienie. Dzisiaj dostrzegłam, jaka jestem samouważna, a niedawno byłam taka chaotyczna, roztargniona i zawsze w pośpiechu. Jest zmiana we mnie i to w krótkim czasie. To dobrze. Już wiem, co to znaczy zmieniać swoje życie na lepsze, cenniejsze i w pełni szczęśliwe. Odkrywam już, o co chodzi. Mam złotą receptę dla siebie. Ale zanim do niej dojdę napiszę trochę o sobie. Bogactwo tej książki polega na tym, że jest oparte na moich własnych doświadczeniach i całej prawdzie o mnie. Teraz zdaję sobie sprawę, jaką miałam tendencję i zachłanność na mnożenie trudnych doświadczeń. Myślę, że książka, którą właśnie rozpoczynam jest bramą do mojego twórczego przejawiania się i odkrywania siebie na nowo. Rozpoczynam nowe życie, ale wciąż w tym samym wcieleniu. Nie musiałam umrzeć, aby teraz się narodzić na nowo. Zmiany, które następują we mnie są teraz moim świadomym wyborem. Jestem otwarta na siebie Prawdziwą. Od 3 lat zajmuję się własnym rozwojem duchowym, poszerzaniem mojej świadomości, docieraniem do swojego pierwotnego piękna, doskonałości i nieograniczonych możliwości. Jak to ładnie brzmi, prawda? Ale jeszcze cudowniej jest tego doświadczać. Nic mi teraz nie może zabrać już tego, co mam w sobie. Dlatego nie waham się czy mam pisać tą książkę, czy nie. Pisanie jest dla mnie tylko zabawą i radością, bo wiem, że potrafię słuchać głosu mojej Intuicji. To ona dyktuje mi tą treść. Od roku piszę wiersze, które bardzo spontanicznie pojawiły się w moim życiu. Uzdrawiają mnie i innych ludzi, z którymi się dzielę. Pisałam je na bazie moich doznań, uczuć w danej chwili. Czasami w tramwaju, albo podczas gotowania obiadu. Pojawiają się nagle, słyszę ich treść w sobie i zapisuję. Tak samo jest teraz, wiem, że mam pisać książkę. Od czego zacznę dzisiaj?

Od krótkiego opisu siebie i mojego życia, abyś drogi czytelniku poczuł, że znamy się dobrze i nie różnimy się niczym od siebie. Może się zaprzyjaźnimy. Może odkryjesz, jaki jesteś cenny i wspaniały. Pozwolisz sobie na pokochanie siebie. Bo tak naprawdę czy mogę kochać kogokolwiek czystą miłością, jeśli nie kocham siebie. Nie jest to egoizm, ale prawda. Wydaje nam się, że kochamy męża, dzieci, rodziców, ale nie kochamy siebie. Nawet nie akceptujemy, bo wydajemy się sobie gorsi od innych, mniej ważni. Mamy dookoła tyle autorytetów mądrzejszych od nas, że nie dajemy sobie najmniejszych szans.

Jeszcze nie tak dawno żyłam życiem mojej rodziny, moich współpracowników, a mnie nie było. Poczułam to pewnego dnia, kiedy zapytałam siebie, jaka ja naprawdę jestem. I wtedy stwierdziłam, że nie znam siebie. Jak to możliwe? Ponad 40 lat życia, a ja nic o sobie nie wiem. Zobaczyłam siebie jako niewolnicę, poddaną innym i służącą im całym swoim życiem. Dostrzegłam jak bardzo zepchnęłam własne potrzeby i pragnienia. Taka wizja mnie, wywołała lawinę emocji związanych ze smutkiem. Ale ile można płakać nad sobą i robić z siebie ofiarę?. Uświadomiłam sobie, że to do niczego nie prowadzi, oprócz tego, że ludzie chętnie korzystają z usług takiej „dobrej” osoby. To ja wybrałam taką rolę dla siebie, bo chciałam się czuć potrzebną, docenianą i oczekiwałam wzajemności. Czasami mogłam długo czekać na rewanż i się rozczarowywałam obwiniając innych za to. Niezłe pomieszanie było we mnie, zanim zaczęłam zdawać sobie sprawę jak to jest naprawdę. Jest to przykład jednej z form mojego dawnego funkcjonowania, które doprowadziło mnie do balastu i ogromnego obciążenia siebie i innych. Zdaję sobie sprawę, że tak funkcjonując przekazywałam to moim dzieciom i innym wokoło. Robiłam to nie zdając sobie sprawy ze skutków własnych wyborów. Gdybym nie zatrzymała się w porę to nie wiem jak do dzisiaj bym wyglądała, o ile wogóle. Autodestrukcja we mnie była silna i mogła zadziałać w każdej chwili. Wiem, że prowadzenie Boga i Istot Wyższych pomogło mi bardzo w moim życiu. Mam pewność, co do jednej rzeczy- nie ma sytuacji bez wyjścia i rzeczy niemożliwych. Wszystko jest możliwe, a więc również wyjście z nerwicy, alkoholizmu, narkotyków, z myśli samobójczych, z zupełnego bankructwa. To są tylko nazwy doświadczeń. Można uwolnić się od wszelkich ograniczeń i być ponadto. Spojrzeć na wszystko zupełnie z innej perspektywy, boskiej świadomości i pozostać w niej. Wtedy dopiero można usiąść i pisać książkę, bez emocji i utożsamiania się z przeszłością i to jest piękne. Mogę patrzeć na moje życie, jak na film, który obrazuje mi, co było moim udziałem do tego pory i dlaczego właśnie tak wybierałam. Teraz mądrość we mnie od razu pokazuje mi wnioski z moich przerobionych lekcji. Jeżeli czytasz wspaniały człowieku dalej tą treść, to pewnie masz coś usłyszeć, co pomoże Tobie w uświadomieniu i uwolnieniu się od kajdan własnego zniewolenia. Nikt nas nie zamknął w „wiezieniu” oprócz nas samych, takich dobrych, wspaniałych i życzliwych. Kiedy uświadamiam sobie intencje, z jakimi oddawałam czasami ostatni kawałek chleba to jest mi wstyd. Przecież za chwilę nie miałam go sama i byłam głodna i czy wtedy z miłością myślałam o osobie, która go wzięła. Byłam zła, że ona się zjawiła i „zabrała” mi ostatni kęs. Oczywiście tylko ja wiedziałam, co tak naprawdę czuję i myślę, bo na zewnątrz mówiłam, co innego. Czułam tylko w środku wstręt do siebie. Bo czy miałam wtedy czyste intencje do siebie i do innych? Ale za każdą cenę byłam gotowa kupić miłość innych, docenianie mnie, dostrzeżenie, chwalenie itd.

Nie wiedząc zupełnie o tym, że sama sobie mogę to wszystko dać!

Sporo lat tak przeżyłam wchodząc innym w......, A ja nie wiedziałam, czemu jest mi tak źle. W takim miejscu nie może być wygodnie i przyjemnie. Ale sama je wybrałam. Nie wiem czy komuś z tym było wygodnie, kiedy musiał mnie tam nosić. Skojarzenie trafne, bo jak inaczej zobrazować takie postępowanie. Nie ma, co ubarwiać, tego, co nie było piękne. Moja determinacja dodaje mi skrzydeł. Dobrze, że chciałam sobie pomóc. Bo tak naprawdę życie jest fajne i żadna ucieczka od niego nic nie załatwi za nas. Odpowiedzialność za siebie jest drogowskazem i tylko w ten sposób możemy zacząć od nowa działać, wychodząc z najgorszych opresji w życiu. Poddając się innym ludziom wyrzekałam się siebie. Niech taki prosty przykład z życia pokaże, że to działa. Zawsze myślałam o moich dzieciach i wszystko kupowałam z myślą o nich, również owoce. Nie jadłam pomarańczy, jabłek myśląc, że dzieci potrzebują bardziej ode mnie. Po jakimś czasie dostałam alergię nie tylko na jabłka, pomarańcze, ale również truskawki, chleb i inne rzeczy. Nie zdawałam sobie sprawy jak działa myśl, kreacja wyobrażeń. Najpiękniejsze jest to, że przebaczyłam sobie całą nieświadomość mojego działania. Przecież nikt nie jest winny za moje decyzje i wybory. Czuję ogromną lekkość, kiedy zwracam wolność sobie i całemu światu. Właśnie tak. Robię to teraz globalnie, bo nie lubię się rozdrabniać, bo i po co? Można ciągnąć w nieskończoność za sobą różne sprawy, analizować, dyskutować. Wiem z doświadczenia, że to nie prowadzi do niczego.

ROZDZIAŁ I

CZY CHCIAŁAM DOROSNĄĆ?

Jako dziecko byłam wesołym promyczkiem i było mnie pełno wszędzie. Miałam mnóstwo pomysłów do zabawy i potrafiłam godzinami spędzać czas ze sobą. Rodzice mówili, że jakby nie było dziecka w domu, taka byłam kochana. A więc uczyłam się, że jak mnie nie słychać, nie widać to rodzice mnie za to kochają. Usuwałam się z drogi, aby po czasie z gromkim śmiechem zawojować cały dom. Wtedy byłam uciszana, bo przeszkadzałam i zakłócałam spokój w domu. Nie wiedziałam, że moje potrzeby dziecka były stłamszone przez mój kamuflaż. Urodziłam się nieprzytomna i spędziłam jakiś czas w inkubatorze, bo miałam wzorce ucieczki i potrzebę chowania się przed światem. Dlatego prowokowałam ludzi, aby mnie odrzucali i nieakceptowali. Przychodząc na ten świat z ogromnym poczuciem winy ściągałam na siebie wszystko, żeby siebie karać za przeszłość poprzednich wcieleń. Teraz rozumiem, dlaczego do dzisiaj miałam zahamowania radości w sobie. Nie pozwalałam sobie na nic, a więc na radość i zabawę również. Jako dorosła osoba, nie rozumiałam, czemu nie mogę się radować w pełni i do końca. Zawsze podczas przejawów radości mój nastrój się psuł i robiłam się zakłopotana. Tak to działa. Wzorce z dzieciństwa są żywe, dopóki ich nie rozpoznamy. Nie wiemy, dlaczego nagle dzieje się w nas coś nieadekwatnego do sytuacji. Warto wrócić pamięcią do przeszłości, aby rozpoznać mechanizmy wmówione nam przez bliskich i dalszych nam ludzi, aby uwolnić się od nich. Teraz czuję się coraz bardziej szczęśliwa, kiedy to robię. Moje wewnętrzne dziecko znowuż rozkwita i wita świat, o którym marzyło. A ja chętnie podejmuję zabawę z nim, bo nie ma znaczenia wiek. Zawsze „wypada” umieć się cieszyć i bawić życiem.

Teraz już wiem, dlaczego tak bardzo nie chciałam dorosnąć. A tak naprawdę, co to znaczy być dorosłą?

No tak, tzn. być odpowiedzialną za swoje życie, wybory i decyzje. Tzn. chcieć ponosić skutki i konsekwencje swoich myśli, uczuć i działań. Ale jeśli kiedyś, bardzo dawno temu, wybory były tragiczne i niewłaściwe, to pozostaje lęk i niechęć do podejmowania kolejnych decyzji. I tak zostało taka „moja” prawda zakorzeniła się we mnie. Była to przecież tylko moja własna kreacja z przeszłości. To znaczy, że moje negatywne myśli, wyobrażenia stawały się żywe. Teraz już wiem, jaką moc mają nieprzemyślane słowa i złorzeczenia.

Dlatego tak bardzo chciałam stać się znowuż tą małą dziewczynką. Takie dziecko nie potrafi być jeszcze odpowiedzialne za siebie i wtedy inni decydują za nie. Było mi z tym wygodnie. Ale cały bagaż odpowiedzialności przerzucałam na innych, a szczególnie na moją mamę. I ona długo traktowała mnie jak dziecko, bo ją prowokowałam do tego. Obwiniałam ją potem za moje nieudane życie i za decydowanie za mnie. Przecież sama się o to prosiłam. To są niektóre z wzorców, które odkryłam w sobie i uwalniam do tej pory. Bo niestety skutki naszych błędnych poczynań ponosimy zawsze sami i do końca. Jednak widzę też pozytywny aspekt mojego powrotu do „małego dziecka”. Byłam wtedy najszczersza i niezakłamana. Teraz zapragnęłam odzyskać tą czystość i niewinność.

Pamiętam jak doskonale potrafiłam się wtedy bawić sama ze sobą. Ale czy naprawdę byłam wówczas sama? NAPEWNO NIE!.

Przecież z „Kimś” bawiłam się w sklep. Dla „Kogoś” malowałam kolorowe obrazki, które były towarem, który sprzedawałam. „Ktoś” mi płacił, a ja wydawałam resztę. Kiedy bawiłam się w DOM z moją lalką i byłam mamą, był również „Tato”, z którym rozmawiałam. Ale ten Prawdziwy, który zawsze mnie chronił, pocieszał i wspierał.

Teraz uświadamiam sobie, że tak naprawdę chciałam poczuć na nowo kontakt

z MOIM PRAWDZIWYM OJCEM / MATKĄ. Przypomniałam sobie, że On czeka cierpliwie na mnie, bo uwielbia zabawę ze mną. Kocha moją spontaniczność i radość. Kocha swoje dziecko tak bardzo, że mało nie rozsadzi mi serduszka od tej WIELKIEJ MIŁOŚCI. Ale już teraz pozwalam, aby moje serce stale rosło wraz ze mną i mieściło coraz więcej tej upragnionej, utęsknionej MIŁOŚCI ŻYCIA.

Dlatego akceptuję i zgadzam się w pełni na to co robię, wybieram. Kiedy czuję, że chcę malować, kupuję farbki i to robię. Kiedy chcę śpiewać, to właśnie śpiewam i jeszcze tańczę, bo to uwielbiam. Nie ma teraz już w moim świecie żadnych nakazów i zakazów. Uwalniam wszystkie ograniczenia i blokady. Walą się mury mojego zamknięcia i smutku i znikają natychmiast w Boskim Oceanie Miłości. On potrafi mi pomóc w uprzątnięciu tego całego bałaganu.

I dziękuję teraz za to z radością w moim sercu, które poczuło dawne, rytmiczne bicie, tak harmonijne i ŻYWE. Moje serduszko odnalazło swoją ukochaną Istotę, którą jestem.

Dlatego uczę się na nowo zabawy, radości, miłości, swobody i spontaniczności. Mam prawo przejawiać się jak ta mała dziewczynka, tak Prawdziwa i Niewinna.

Teraz wiem, że mogę bawić się każdą chwilą mojego życia i nikt mi tego nie broni.

Czyż nie pięknie jest odczuwać zabawę podczas gotowania pysznego obiadu lub kąpieli w wannie? Bawiłam się doskonale malując pokoje moim synom. Bawię się sprzątając w moim domu.

Co z tego, że nie mam już 3 latek, a dużo więcej? To nie ma znaczenia, kiedy zabawa jest znowuż przepyszna. I dziękuję sobie za to.

Dziękuję Cudownej Mądrości, która już teraz stale mnie prowadzi przez życie z łatwością i lekkością.

Dziękuję, że tańczę idąc rano do pracy, a melodia mojej Duszy tworzy piękny podkład muzyczny w moim wnętrzu, już tak WOLNYM I SZCZĘŚLIWYM.

Teraz biorę za ręce również moich kochanych rodziców i brata, którzy ofiarowali mi wszystko co mieli w sobie najlepszego i ich prowadzę. Podaję dłonie moim dzieciom, którym nie potrafiłam dać miłości. Teraz wszyscy razem tańczymy piękny TANIEC WYZWOLENIA. Następuje cudowne uzdrowienie naszego związku. Im wszystkim też należy się ta zabawa UKOCHANEGO DZIECKA BOGA.

I teraz widzę ile Istot dołącza do nas, spragnionych miłości i radości. Tak dawno jej nie zaznali mimo, że zawsze pragnęli. A Ty wspaniały, kochany człowieku znasz te uczucia?

Niech już teraz nieustannie trwa BOSKA ZABAWA i raduje cały świat.

Chciałam w tym miejscu podziękować Cudownej Boskiej Istocie Basieńce Mieloch z Wrocławia oraz ukochanym i wspaniałym” Ani Atras i Leszkowi Żądło z Tolkmicka za inspirujące, rozwijające i przywracające Chęci do życia zajęcia, które wnoszą tyle dobra do mojego Życia.

Dziękuję nieustannie ukochanemu Bogu za Niespodzianki, którymi już teraz obdarza mnie, bo jestem na to otwarta i z radością z tego korzystam.

Od dziecka byłam spontaniczna i szybka. Chciałam wszystko „siama”. Pamiętam jak wiązałam sznurówki po swojemu, ale samodzielnie. Jakoś się to czasami trzymało. Nie chciałam być wyręczana w niczym. Nie chodziłam do przedszkola, bo miałam w domku babunię, którą kochałam całym serduszkiem. Ona też dawała mi miłość. Chodziłyśmy codziennie do kościoła wieczorem, na litanię. Pamiętam światełka i olbrzymi kościół i powtarzające się teksty modlitwy, jak mantra. Byłam w takim cudownym stanie, jak teraz podczas medytacji. To dzięki babci podtrzymywałam długo kontakt z Boską Istotką we mnie. Nie było ważne, czy pada deszcz, czy jest zimno, ja zawsze czekałam, kiedy pójdziemy sobie do kościółka. I dziękuję Bogu za to, że czuwał nade mną od początku, a zwłaszcza wtedy, kiedy jeszcze „małpi” rozum mnie nie zdominował. Mam teraz do czego wracać i czuję to cudowne Światło, które wtedy mnie brało w swoje ramiona i kołysało. Pewnie nie raz zasnęłam w tym kościele, ale w jakiej energii? Wtedy nie rozumiałam słów, które nie zawsze w kościele były korzystne typu „moja wina” i byłam od nich wolna. Dlatego czerpałam tylko boską energię, aby mieć pewnie zapas na dalsze życie.

Podczas rozwoju duchowego uczestniczę pilnie w zajęciach, dzięki którym między innymi uświadomiłam sobie, że własnymi ograniczeniami i przekonaniami przyciągałam sobie różne rzeczy, bo byłam zachłanna na nie. Spotkały mnie jako małą dziewczynkę trudne wydarzenia, które miały wpływ na moje dorosłe życie. Między innymi miałam od dziecka styczność z alkoholem. Moi rodzice byli wspaniali i gościnni. Ale ja mając w sobie wzorce nieprzytomności chłonęłam to jak „gąbka”. Mój starszy o 4 lata brat stronił od tych energii, a ja byłam wciąż w epicentrum. Lubiłam osoby przychodzące i goszczenie się z nimi. Przebywałam wśród nich, kodowałam w sobie zachowania ludzi pijących alkohol, nietrzeźwych. Ale to moja własna nieprzytomność powodowała te zdarzenia.

Dorastałam z przekonaniem, że na tym polega wesołe i „normalne” życie.

A jak można być odpowiedzialnym za cokolwiek, kiedy żyje się w zamroczeniu, iluzjach i złudzeniach?.

Nie rozumiałam dlaczego byłam później taką bardzo narzekającą osobą i niezadowoloną z życia. Czułam się ofiarą pokrzywdzoną przez los. Teraz zupełnie inaczej na to patrzę.

ROZDZIAŁ II

Z UZALEŻNIENIA DO UWOLNIENIA.

Terapie, które przeszłam, jako osoba uzależniona od alkoholu, bo tak później wybrałam, pomogły mi wyciągnąć się z dna, na które spadałam. Pierwszym przełomowym momentem była decyzja, że już dłużej nie chcę robić tego co mnie zabija. Nie wiedziałam zupełnie jak to zmieniać, od czego zacząć, nie sądziłam, że ktoś mi zechce pomóc. Czułam się sama pomimo, że miałam rodzinę. Nastąpiła zupełna izolacja. Kiedy w końcu zdecydowałam się wizytę u psychologa zrobiło mi się troszeczkę lepiej. Mogłam komuś powiedzieć o tym co się ze mną dzieje i byłam wysłuchana, zrozumiana. Po paru spotkaniach okazało się , że wymagam terapii w poradni dla ludzi uzależnionych i wówczas zrobiłam w tył zwrot. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że ja jestem uzależniona i muszę się leczyć.

Nerwicę, którą leczyłam wcześniej /też sama wybrałam takie doświadczenie/ łatwiej mi było zaakceptować i nie wstydziłam się tego, bo uważałam że jest to dość powszechne, ale alkoholizm był dla mnie czymś nie do zniesienia. Czułam się gorsza i wówczas zaczęłam jeszcze z większą siłą wchodzić w to uzależnienie. Teraz wiem, że jest to choroba, z której ciężko się wychodzi. Mnie pomogło w pewnym momencie moje niesamowite zdecydowanie. Kiedy doszłam do jakiegoś punktu kulminacyjnego i zobaczyłam, że już zupełnie nie mam wpływu na to co robię i co się ze mną dzieje nawiązałam mimo wewnętrznych oporów kontakt z terapeutą od uzależnień. Już tak bardzo potrzebowałam pomocy, że ta wizyta była dla mnie zbawienna, poczułam niesamowite wsparcie osoby kompetentnej , a przede wszystkim mogłam rozpocząć pracę związaną z robieniem różnych zadań dotyczących mojego życia i moich zachowań . Docierało do mnie pomału na jakiej zasadzie działa cały ten mechanizm, jak opanowuje człowieka i stajemy się ofiarami niesamowitego żywiołu, który działa wolniej jak ogień czy woda, ale z takim samym skutkiem. Kiedy zmarł mój szwagier w młodym wieku 39 lat, właśnie przez alkoholizm i wycieńczenie organizmu, a który wcześniej był dobrym, wrażliwym człowiekiem mogącym zrobić w życiu dużo dobrego, tym bardziej poczułam potrzebę ratowania siebie. Dokładnie pamiętam myśli, które na początku mnie ściągały z powrotem, ale nigdy nie cofnęłam się. Byłam od tej pory bardzo konsekwentna i dzięki temu proces zdrowienia ruszył naprzód. Chodziłam na terapię , później stopniowo zaczęłam uczestniczyć w różnych sesjach psychoterapeutycznych i treningach typu interpersonalny, asertywny i inne. Trwało to ok. 5 lat. W pewnym momencie poczułam, że pora uniezależnić się również od poradni, bo miałam cały czas tendencje uzależniania się od kolejnych rzeczy, ludzi, sytuacji. Miałam również poczucie przyczepionej etykiety i pomimo nie używania już alkoholu nie czułam się wolna. Nie wiedziałam co to znaczy? Zrozumiałam, że chcę czegoś innego. Chciałam wyzwolenia z zaklętego kręgu. Nie potrafiłam zupełnie przejawiać tego, co pomału dostrzegałam w sobie będąc za jakąś koszmarną zasłoną.

Dopiero rozwój i ścieżka duchowa, którą idę do tej pory pokazują mi Prawdę o mnie i o moim życiu. Może trudno uwierzyć, że pisząc teraz jestem osobą szczęśliwą, wolną i zadowoloną z życia. Dopiero teraz cała moja przeszłość może spokojnie odejść, bo nie ma już wpływu na moje dalsze życie. Teraz wybrałam dobre, szczęśliwe życie i siebie. Odnalazłam siebie jako Boską Istotę i jest mi cudownie. Dopóki tylko wiedziałam, że tak jest, nie czułam tego co teraz. Ale doświadczając życia z Bogiem i czując Jego obecność w moim sercu, duszy chce mi się żyć inaczej, lepiej, z ufnością, że mam wszystko czego potrzebuję właśnie w sobie. Niczego nie szukam na zewnątrz mając Skarbiec w sobie. Teraz „naprawiam” moje dzieciństwo, moje nieudane małżeństwo, lecząc związek z samą sobą. Obdarowuję siebie życzliwością, akceptacją i pełnym zrozumieniem. Jasność mojego umysłu pomaga mi kroczyć w nowym życiu, jakbym była nowonarodzoną osobą. Jest to możliwe, bo ja tak mam. Zgadzam się na prowadzenie przez Boga i Jemu oddaję to życie, dlatego jest tak pięknie.

Nigdy przedtem nie doświadczałam Boga tak jak teraz, właśnie Żywego!.

Po co jakikolwiek symbol ma mi Go zastępować?. Teraz już to mam i doświadczam, dlatego niezależnie co inni jeszcze myślą na ten temat, mają prawo do tego. Każdy ma swoją drogę i jej smak. Ale warto to kosztować, nasycać się i napełniać całe wnętrze swoją boskością, nie słuchając opinii innych. Dla każdego jest dobre coś zupełnie innego. Widzę też, jak długo słuchałam innych i opierałam się na ich prawdzie. Teraz słyszę własną Intuicję, bo otworzyłam się na nią i przyjęłam na nowo do siebie. Cóż mi więcej potrzeba? Naprawdę mam wszystko. Mogę się tylko dzielić nadmiarem, a więc uczciwie i szczerze, a nie tak jak wcześniej. Moja energia stale rośnie, jest coraz bardziej czysta i dobra.

Przyciągam osoby, którym mogę pomóc własnym doświadczeniem w wychodzeniu z nałogów i nerwicy. Nie potrzebuję studiów popartych dyplomem, bo moje życie to najwyższy stopień mądrości jaka jest mi potrzebna. Nic nie umniejszy tego co przeżyłam i czego się uczę.

Bardzo duży wpływ na to co wybrałam w moim życiu była śmierć pierwszego dziecka, po szczepieniu na Heinego - Medinę. Córeczka miała ok. 5 miesięcy. Był to dla mnie szok. Obwiniałam siebie i byłam obwiniana przez rodzinę, bo to ja pojechałam do przychodni. Musiałam to jednak przeżyć. Tak bardzo zepchnęłam żal, bezsilność i smutek, że podczas pogrzebu straciłam głos. Nie pozwalając sobie na okazywanie emocji, zablokowałam gardło. Nie wolno było mi płakać. Dlatego później często płakałam z byle powodu. Wypłakiwałam cały żal ukryty wtedy w środku. Jednak pomogło mi to w oczyszczeniu się i odzyskiwaniu upragnionej od dawna coraz bardziej czystej świadomości i zrozumieniu tej sytuacji. Wiem, że wtedy ja i moje dziecko miałyśmy to przejść, jako swoje własne doświadczenie. Piszę z taką pewnością i spokojem, bo jest dla mnie oczywiste, że nasze życie nie kończy się w momencie śmierci fizycznej. Wiem, że jestem tylko „przejściowo” w tym ciele, które wybrałam. Tak właśnie jest. Dlatego myśląc kiedyś o samobójczej śmierci nic bym nie osiągnęła, tylko powrót do „starego” i wszystko od początku należałoby zacząć. Nie chce mi się już tak kołować. Wystarczy tej wcześniejszej nieświadomości i prób życia „po swojemu”. Jedno jest pewne, że doświadczam tego wszystkiego, aby nie powielać wzorców, przekonań i prawd ogólnie stosowanych. Tylko doświadczenie uczy mnie życia. Ale nie muszę już mnożyć kolejnych trudnych doświadczeń. Dzięki temu, że znalazłam się na warsztatach rozwojowym doprowadzam siebie i moje życie do pierwotnego porządku i ładu. Polega to na tym, że mogę własną pracą nad sobą, docierać do własnego wnętrza i uzdrawiać wszystko to co zakłócało jedność z Bogiem. Ludzie, którzy pomagają mi w dotarciu do samej siebie i odnalezieniu najwyższych boskich wartości, opierają się na własnych doświadczeniach. Nie ma tak skutecznej, drugiej szkoły życia, bo żadne studia nie dają tego, co znajduję tutaj. Jest to jedyna droga, która uczy samodzielności i nie uzależnia od siebie nikogo. Nauczycielami są osoby pełne miłości, ciepła i czystych intencji. Kiedy wiedza jest Mądrością czerpaną ze Źródła w nas, nic jej nie zastąpi.

Ale , aby zacząć samemu pracować nad sobą należy poznać różne techniki, procesy pomagające w tym. Cenię te osoby za ich otwartość i chęć pracy z nami. Poznałam tutaj proste sposoby na polepszenie własnego życia. Teraz już reszta należy do mnie.

ROZDZIAŁ III

MOŻNA SIĘ NARODZIĆ NA NOWO.

Opiszę sytuację, którą przeżyłam wcześniej, uczestnicząc w terapii związanej z UZDRAWIANIEM WEWNĘTRZNEGO DZIECKA podczas uniezależniania się od skutków alkoholu. Nie byłam wtedy świadoma stanów regresywnych i cofania się do okresu prenatalnego i momentu narodzin. Terapeuci prowadzący też nie mieli doświadczenia w regresjach, które są teraz mi znane z zajęć rozwojowych.

Podczas warsztatów w temacie dotyczącym uzdrawiania własnego dzieciństwa doszło do moich „narodzin z inkubatora”.

Zajęcia trwały w odstępach miesięcznych przez okres 1 roku. Przerabialiśmy różne etapy naszego „małego dziecka”. Przypominały się konkretne sytuacje z domu, w relacjach z rodzicami, z rodzeństwem. Były to tak silne przeżycia, że opowiadając o tym czuło się zapach mieszkania, mebli, swojego łóżeczka itp. Zajęcia prowadziła pani psychoterapeutka i pan psycholog.

Moja świadomość wówczas była jeszcze mocno zawężona. Pamiętam jak trudno było mi się odnaleźć, czułam się zagubiona i odizolowana w relacjach z sobą i z innymi ludźmi. Nie zdawałam sobie sprawy, jak ogromna bariera odgradzała mnie od świata.

W ostatnim dniu zajęć rocznej terapii, którą już kończyłam, odbywało się podsumowanie i zostało ok. 1,5 godz. do pożegnalnego obiadu i do wyjazdu.

Od rana czułam się niezbyt dobrze i byłam trochę niezadowolona, że w takim kiepskim nastroju wrócę do domu. Czułam jakiś dziwny lęk, niepokój zupełnie nieadekwatny do sytuacji. Nie bardzo potrafiłam zbliżyć się do ludzi, których przecież b. lubiłam . To „coś” nasilało się we mnie w ciągu całego dnia, aż ujawniło się w tej ostatniej godzinie. Na podsumowaniu zaczęłam mówić o tym, że czuję dziwny lęk (siedziałam w rogu sali na materacu, dosłownie wbita w ścianę).Doszło do tego, że zaczęłam dziwnie słyszeć siebie i innych, tak jakby było echo. Stopniowo zaczęło dziać się coś z moim wzrokiem. Ludzie wokół wydawali mi się bardzo oddaleni. Początkowo nie zwracano uwagi na to co mówię, bo sądzę , że prowadzący zajęcia nie chcieli w to głębiej wchodzić z różnych przyczyn.

Ponieważ stan mój się nasilał, powiedziałam głośno, że potrzebuję pomocy. Wtedy poczułam w sobie duże zdecydowanie i z determinacją chciałam uwolnić się od stanu, w którym tkwiłam coraz bardziej. Poprosiłam jednego z silniejszych kolegów, aby pomógł mi wydostać się zza szyby za którą byłam. Kolega próbował mnie szarpnąć , co wywołało strach i moje wycofanie. Poprosiłam, aby delikatniej pomógł mi wstać. Ponowiliśmy próbę. Starałam odepchnąć się stopami, aby wstać i w tym momencie pamiętam, że poczułam jak moje ramiona się wyciągają, aby zmieścić się w okienko, które czułam, że się znajduje w tej „szklanej klatce”. Tu nastąpiła luka w mojej świadomości. Opowiadano mi, że z ogromną siłą pchnęłam kolegę głową w brzuch, aż się przewrócił.. W tym czasie psychoterapeuta mnie „odebrała” przewracając na materac. Musiałam przez moment nie oddychać, bo pamiętam głos, który wołał mnie po imieniu i pytał czy jestem tutaj. Wtedy z wielkim bólem zaczerpnęłam oddech. Byłam poskręcana, w dziwnej, niewygodnej pozycji. Kiedy usłyszałam, że się właśnie urodziłam, że wszystko jest dobrze, otworzyłam pomału oczy. Otulano mnie w koc. Widziałam przed sobą twarze ludzi, ale dla mnie wówczas były to buzie noworodków.

W tym momencie zadzwonił gong na obiad, a ja czułam rozdwojoną świadomość. Przeważało uczucie, ze jestem małym dzieckiem, które w szybkim czasie musi urosnąć. Jakoś się pozbierałam i zeszliśmy na obiad. Moje ruchy były powolne, obserwowałam wszystko zdziwionym wzrokiem. Na dodatek na obiad były naleśniki polane sokiem, więc przeżyłam kolejne etapy dzieciństwa.

W drodze powrotnej siedziałam z tyłu na siedzeniu w samochodzie, a właściwie w pozycji półleżącej czułam się jak dziecko w wózku. Obserwowałam przez szybę niebo, drzewa jakbym pierwszy raz je widziała.

Nie zapomnę nigdy tych wrażeń, odczuć, które utrzymywały się przez parę godzin. Dobrze, że potrafiłam sobie z tym poradzić i zrozumieć stopniowo całe wydarzenie, bo nie mogłam już liczyć na wsparcie. Zajęcia się przecież skończyły.

Dopiero, kiedy trafiłam w krótkim czasie po tym wydarzeniu na zajęcia rozwoju duchowego zrozumiałam całą tą sytuację. Teraz jestem już po sesjach różnego typu i pomagają one mi stale w odnalezieniu siebie coraz bardziej przytomnej i żywej. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, jak mało czułam będąc mocno znieczuloną. Tak bardzo chciałam zagłuszyć emocje, przeżycia, całą złość, nienawiść do świata, który przecież sama sobie stworzyłam. Gdyby nie możliwość uczestniczenia w zajęciach rozwoju duchowego i moja duża konsekwencja w dążeniu do uzdrowienia siebie, moje wzorce i przeżycia zaprowadziłyby mnie na zamknięte leczenie psychiatryczne. Nie chciałam długo być odpowiedzialna za to co sobie stworzyłam i mogłam się wycofać, poddając się całkowicie „nerwicy”. Nie wiem ile osób przestało brać leki, po zakończeniu terapii, ale naprawdę niewiele. Reszta stwierdziła, że nie da rady. Odpowiedzialność za skutki swoich decyzji, które nie były dobre i trzeźwe, jest niestety bolesna. Pamiętam swoją panikę i lęk, kiedy zaczynało docierać do mnie w czym tkwię i co już straciłam. Teraz to widzę, jak człowiek żyjący na dużych emocjach i w ciągłym roztargnieniu może sobie zrujnować życie.

To ode mnie zależy jaki jest mój nastrój, jaki jest mój kolejny dzień i co sobie przyciągam. Emocje znikają, kiedy rezygnuję z nich i moje życie nabiera innego blasku. Wydaje to się niemożliwe, a jednak tak jest. Mam teraz to co chcę mieć. Robię to świadomie. Czuję się wolnym, szczęśliwym człowiekiem. Niezależnie od tego co na zewnątrz moje wnętrze skacze z radości, kiedy robię to co lubię. Zajmuję się sobą, bawię się świetnie i nic więcej mi do szczęścia nie jest potrzebne. To jest ta recepta na złoty środek. Pozwolić sobie na bycie sobą, Prawdziwą.

Sprawy trudne w moim życiu pomału się rozwiązują w swoim czasie i tak nie mam wpływu na wiele rzeczy, ale napewno mam wpływ na moje samopoczucie i zdrowie. Dlatego dbam o siebie, troszczę się jak potrafię najlepiej. Kiedy ja jestem zadowolona moje otoczenie też to odbiera. Mogę się dzielić moją radością.

Zaufałam sobie i oddałam moje problemy w ręce Istoty o wiele mądrzejszej ode mnie. Kiedy dostrzegam już własną wartość i wiem czego chcę, to otrzymuję właśnie to co najlepsze dla mnie. Mając cel określony jasno kroczę do niego. Teraz traktuję siebie , jakbym dostała nowe życie, bo zaczynam realizować się zupełnie inaczej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie miałam pojęcia, że z taką łatwością i lekkością można iść przez życie, a wystarczy zacząć przejawiać siebie lojalną, życzliwą i uczciwą od tej chwili. Dostaję natychmiast nagrodę i niespodzianki, jedną za drugą. Zarówno materialnie jak i duchowo. Moja otwartość czyni cuda. Dziękuję Bogu za to nieustannie.

JAK ODNALEŹĆ DROGĘ DO SAMEGO SIEBIE I UMIEĆ POWIEDZIEĆ SOBIE „CZEŚĆ WSPANIAŁY CZŁOWIEKU, KOCHAM CIĘ I AKCEPTUJĘ TAKIM JAKIM JESTEŚ”?

Przede wszystkim uświadamiam sobie, że każdy człowiek żyje na tym świecie jako samodzielna i indywidualna istota. Nikt z nas nie jest identyczny jak drugi , pomimo wielu podobieństw. Każdy posiada własne, niepowtarzalne potrzeby, uczucia i pragnienia. Jednak bardzo często dzieje się tak, że rezygnujemy z własnych potrzeb i dostosowujemy się do ogółu, aby np. nie czuć się innym, odrzuconym. I jest to już pierwszy sygnał nie akceptacji siebie. Kiedy zaczynamy robić to czego inni od nas oczekują, zachowujemy się nie w zgodzie z sobą i czujemy jakieś wewnętrzne pomieszanie. Jest to uczucie odzwierciedlające stan kiedy co innego myślimy i czujemy, a zupełnie co innego mówimy i robimy. Ale potrafimy bardzo szybko zatuszować niewygodę i zażenowanie na przykład obśmiewając sytuację lub żartując z czegokolwiek, aby odwrócić uwagę od tego co się z nami dzieje. Przecież tak naprawdę doskonale wiemy, że zrobiliśmy coś co nie jest prawdziwe i czujemy się nie w porządku. Często zaczynamy wówczas krytykować siebie, nie lubić, tracimy zaufanie i szacunek . Nie zdając sobie sprawy ze złych skutków, które zawsze przychodzą do nas i są efektem takiego postępowania, potrafimy tak przeżyć niemal całe życie. Im głębiej zabrniemy w takie zachowania, stajemy się wówczas po prostu marionetkami, którymi inni ludzie pięknie sterują, jak im się tylko rzewnie podoba.

Zdaję sobie już doskonale sprawę z tego ile mojej własnej energii dobrowolnie wkładałam w wymuszanie na sobie czegoś co nie było moje. Robiłam dobrą minę do złej gry nie uświadamiając sobie jak wielką szkodę wyrządzam samej sobie.

Już wiem, że chcę czuć się w porządku i robię wszystko w zgodzie z sobą, z tym co czuję. Kiedyś stawiałam sobie większe wymagania, aniżeli byłam w stanie udźwignąć, bo pewnie myślałam, że w ten sposób odkupię całe poczucie winy, które miałam w sobie. Takim napędzaniem siebie i doprowadzaniem do wielkiego chaosu wewnątrz odsuwałam się sama od siebie coraz dalej, aż do utraty własnej tożsamości.

Kiedy przypominam sobie te stany, bardzo współczuję sobie i innym, którzy jeszcze tak funkcjonują, gdyż wiem z jak potwornym bólem to się wiąże. Nie umiałam dać sobie czasu na odpoczynek, nie wiedziałam co to znaczy relaks i prawo do zadbania o samą siebie.

Kiedyś miałam zadomowionego w sobie cenzora, krytyka, który kontrolował wszystko co robiłam, myślałam. Przebłysk świadomości pewnego dnia uzmysłowił mi słowa moich najbliższych z dzieciństwa oraz nauczycieli ze szkoły. Zobaczyłam, że to nie było moje. Kiedy stanęłam oko w oko z tym olbrzymem /bo moja wyobraźnia była bujna/ mogłam mu tylko podziękować za taką służbę i zwolniłam go z tej funkcji. Nie tak od razu się z nim rozstałam, ale po czasie poczułam, że nie oceniam siebie i nie wymagam rzeczy ponad siły. Zrozumiałam, że poza tym, że siebie krzywdziłam, to korzyści z tego nie miałam żadnych. Chyba, że te urojone, typu: jak się tak poświęcam, to mnie docenią, zauważą, jestem lepsza od innych, bo mogę więcej udźwignąć i tak sobie dźwigałam, aż mnie przygniotło i musiałam coś z tym zrobić. Miałam dwa wyjścia , albo poddać się temu ciężarowi, albo uwolnić od niego. Wybrałam to drugie.

JESTEM ODPOWIEDZIALNA ZA WSZYSTKO, CO MNIE W ŻYCIU SPOTYKA.

Jest to kolejna ważna rzecz po samoakceptacji siebie, aby umieć i chcieć być odpowiedzialnym za to co się wydarza w moim życiu. Kiedy zaczęłam sobie uświadamiać, że to ja wybieram w życiu to wszystko co dostaję i nie mam prawa na nikogo innego zrzucać odpowiedzialności, za to co mi nie wyszło lub było błędną decyzją poczułam silny lęk.

Do tej pory korzystałam z doradców lub wręcz inni ludzie podejmowali decyzje za mnie, a teraz ja jestem odpowiedzialna za to i muszę ponieść konsekwencje?. Wydawało mi się to bardzo niesprawiedliwe i bolesne.

W trakcie pracy nad akceptacją tego wszystkiego, co mam na dzień dzisiejszy zaczęły pojawiać się różne trudności zewnętrzne, głównie ze strony najbliższych mi osób, w tym szczególnie moich dzieci. Mój starszy syn zaczął pokazywać skrywaną do tej pory agresję w stosunku do mnie i rozpoczął obwinianie mnie za wszystko co spotyka z kolei jego osobę. Było mi bardzo trudno, kiedy patrzyłam jak moje dziecko zaczyna „pomagać sobie” różnymi używkami, aby zagłuszyć w sobie uczucia i emocje, którym nie dał wcześniej upustu. Ponieważ ja dokładnie w ten sam sposób sobie radziłam, chciałabym uchronić przed tym moich dwóch synów. Ale wiem, że nie mam na to wpływu co oni wybiorą dla siebie. Odczuwałam poczucie winy za to, że moja rodzina się rozpadła, że podjęłam się sama wychowywania dzieci, gdyż mój były mąż założył nową rodzinę. Miało to duży wpływ na zachowania moich chłopców. Poczuli się odrzuceni, nie potrzebni właśnie w okresie dorastania, kiedy tak ważne są wzorce pozytywne i wsparcie w ich samodzielnej drodze życia, która dla nich się zaczyna w momencie pełnoletności, bo przecież prawnie odpowiadają już za swoje czyny. Jako matka odczuwałam różne uczucia trudne dla mnie, zdając sobie sprawę, że to im w niczym nie pomoże.

Jedyne co mogłam zrobić dla siebie w tej sytuacji, to zacząć przebaczać to wszystko co uczyniłam w przeszłości i przestać raz na zawsze siebie obwiniać. Jest to na pewno proces bardzo długotrwały, ale ważne jest zrozumienie tego i rozpoczęcie chociażby od małych kroczków. Uzdrawianie przeszłości wiąże się z nasileniem skutków, które w tej chwili są dla mnie kolejnym potwierdzeniem, że za wszystko co w życiu czynimy musimy zapłacić właściwą cenę. Pogodzenie się z tymi faktami i uświadomienie sobie tej prawdy daje mi możliwość dokonywania zmian w sobie. Zdaję sobie sprawę, że im cięższe doświadczenia przeżyłam, tym trudniejsze jest poradzenie sobie z konsekwencjami. Analizując sytuację, w której się znajduję stwierdzam z całą pewnością, że jedynie pełna akceptacja i pogodzenie się z już istniejącymi faktami jest wszystkim co mogę uczynić. A ponieważ nie mogę zmienić innych, mogę zrobić to tylko względem siebie. Sam fakt, że w takiej chwili przelewam to na papier daje mi poczucie, że robię coś dla siebie, że uwalniam się w ten sposób od nadmiaru moich wcześniejszych odczuć. Dzięki temu zaczynam widzieć jakie to przyziemne i mało ważne w stosunku do tego co Bóg ma naprawdę dla mnie. Mogę modlić się i prosić Boga o oczyszczanie energii, wszystkich moich nieczystych intencji wobec siebie i innych. Mogę sobie przywoływać stan, który odczuwam podczas wyciszania siebie i medytacji i próbować oderwać się od tego nastroju. Wiem, że nic nie jest tak skuteczne jak słuchanie swojego głosu wewnętrznego i poddawanie się woli Boga.

Uczę się zmieniać działania destrukcyjne na konstruktywne , uwalniać na bieżąco negatywne uczucia i nie identyfikować się z nimi .

Pomimo trudności zewnętrznych ze swoją nową świadomością inaczej reaguję i radzę sobie ze wszystkimi problemami. Dzięki pracy nad sobą odkrywam coraz bardziej w sobie doskonałość i nieograniczone możliwości. Uczę się konfrontacji z sama sobą, samoobserwacji i samouważności. Praktyka duchowa ułatwia mi odnoszenie pierwszych sukcesów w różnych dziedzinach mojego życia.

Myślę, że na tym zakończę tych parę rozdziałów, w których postanowiłam jednak wrócić do moje przeszłości i spotkać się z nią. Stało się to po to, abym mogła teraz powiedzieć sobie, że błogosławię ten czas przeżyty tak jak sobie sama wybrałam. Tym większą odczuwam wdzięczność, że dostałam tak wspaniałą szansę na totalną zmianę samej siebie i mojej przyszłości. Bo owoce tego co robię dla siebie tu i teraz, dojrzewają i pozwolą poznać mi smak, jakiego nie znałam do tej pory. Wiem, że już to się dzieje, bo pojedyncze z nich pojawiły się już dla mnie i mają naprawdę boski smak miłości.

ROZDZIAŁ VI

Moje życie i wiersze.

To są właśnie moje pierwsze owoce - moje wiersze.

Doceniam je, bo są dla mnie niezwykłe. Ich treść zawiera w sobie życie. Dlatego w tym miejscu podzielę się jednym z nich. Jestem tu i teraz i to mi się podoba.

CUD, w którym jestem.

Miłości moja - DARZE ABSOLUTNY,

porywasz mnie, jak piórko,

unosisz do boskości.

Nie potrzeba wiatru,

abym falowała,

mam nieograniczone możliwości,

bym się rozwijała.

Skrzydłami poruszam,

jak wachlarzami mego bezpieczeństwa,

wymalowane mam piękno na nich

wspaniałego wnętrza.

Coraz więcej widzę, pozwalam sobie na to,

jak w śnie boskim do RAJU idę.

Tu przytomność jest mym blaskiem,

świeci pokazując, to co niepojęte,

weszłam w CUD

i już w nim będę.

Teraz właśnie w tym rozdziale połączę prozę z poezją. Mówiąc o sobie potwierdzę to moim wierszem lub wierszodekretem . Widzę różnice w moim pisaniu wierszy. Pierwsze z nich były długie, bo potrzebowałam dużo więcej do mojego uzdrawiania, jak obecnie. Obrazują moją świadomość na ten moment, mój nieustanny rozwój i wszystko to co czuję. Moja księga własnego wnętrza rozpoczęta. Teraz czuję siebie nie z przeszłości, czy z przyszłości, ale autentyczną na ten czas.

Ciekawi mnie samą co będzie dalej. Może to czego nigdy nie wypowiedziałam znajdzie się teraz na papierze i zachęci mnie jeszcze bardziej do różnego rodzaju twórczości. Może to będą np. bajki dla dzieci, połączone z mądrością moich doświadczeń. Może śmieszne opisy pojawią się, bo uwielbiam śmiać się sama z siebie i z tego jak kiedyś myślałam. Jest to czasami śmiech do łez, bo żeby tak sobie komplikować życie trzeba mieć nie lada mistrzowskie zdolności. Ale błogosławię siebie i ten zakończony dla mnie okres. Teraz niech to „mistrzostwo świata” daje pozytywne rezultaty w aktualnym momencie życia, tu i teraz. Z taką samą mocą tworzę pozytywy, jak kiedyś wybrałam negatywy. Odwróciłam kartę życia. Niech teraz się wydarza to co najlepsze i najwyższej jakości zgodnie z boskim planem na moje cudowne już życie. Wystarczy wyrazić na to zgodę i już się to ma. Z wdzięcznością dziękuję Bogu za to. I dla Niego wiersz, /lubię w ten sposób właśnie rozmawiać z Bogiem we mnie/

WDZIĘCZNOŚĆ.

Dziękuję, dziękuję, dziękuję,

teraz już MOC tych słów pojmuję,

wiem już za co jestem wdzięczna,

moja wdzięczność jest czysta i b. potężna.

JESTEM,

dlatego się tak raduję,

mogę przejawiać boskość,

bo już stale w sobie Ją czuję.

Pokora do mnie trafiła

i też się już zadomowiła,

ufność cieszy się swym działaniem

NIECH W BOSKOŚCI JUŻ ZOSTANĘ!.

A więc cel mam określony jasno i do niego nieustannie dążę. Ugruntowuję stale w sobie to co przychodzi do mnie. Jest to fajne uczucie, kiedy jestem nadal tu w swoim ciele, a jednak świadomość daje mi odczuć inny cudowny świat, pełen spokoju, miłości i radości.

Trudno mi było sobie wyobrazić, że to jest możliwe tu i teraz. Stwarzałam sobie mnóstwo barykad, przeszkód, sądząc, że być może... będzie to możliwe... jak wyjdę z długów, znajdę partnera, który mi „pomoże” itp. bzdurki chodziły mi po głowie opóźniając osiąganie szczęścia, tu i teraz.

Cieszę się, że nie uwikłałam się przez te lata, po moim rozwodzie w żaden związek. Znając moje wcześniejsze wzorce nic dobrego by z tego nie wynikło, szczególnie dla mojego dalszego rozwoju. Odnajduję siebie, będąc w nieustannym kontakcie z samą sobą. Nie ma innej możliwości, nikt za mnie tego nie zrobi, nie zmieni mnie i moich ograniczeń. Najlepiej robię to sama. Pamiętam moje tęsknoty do „normalnego” życia, do bycia kochaną itp. Dobrze, że sobie uświadamiam, że tylko ja sama mogę pokochać siebie prawdziwą, czystą miłością. Tylko ja mogę spełniać swoje pragnienia i marzenia, bo znam i czuję je. Skąd inna osoba może wiedzieć, czego tak naprawdę potrzebuję i jakie to ma być?

Bóg podpowiada mi jak to zrobić, obudzić się i oto moje Boże Narodzenie 2003:

„Zejdź na ziemię mój skarbie,

moja najmilsza Istoto

tutaj jest Twoja droga

do Najwyższego Boga

i narodzenia w Świetle.

Bądź uważna i cierpliwa

w każdej chwili Boskość do Ciebie przemawia

i boski strumień wpływa.

Czy potrafisz Go przyjąć, uszanować i docenić?

Teraz właśnie masz okazję

bardzo wiele w sobie zmienić.

To co już bezużyteczne i zawalidrogą

czas usunąć i się rozstać,

a iść czystą, boską drogą.”

Kiedy porządek jest już zrobiony,

ścieżka jak nowa

błyszczy swym blaskiem,

stąpam po niej już bezpiecznie,

a Bóg mnie trzyma mnie

w swoich ramionach.

Teraz Go czuję,

przyciskam mocniej,

a serce bije jednym rytmem

i jest takie radosne.

Nastąpił błysk i całkowite złączenie,

nie ma mnie i Boga,

jest JEDNO WSPÓLNE ISTNIENIE.

Teraz Moc we mnie wzrosła

i Miłość rozpala serce,

a Mądrość się cieszy,

że JA

pojęłam to wszystko nareszcie!

ROZDZIAŁ VII

ZAWSZE MAM TO CZEGO POTRZEBUJĘ.

Teraz wiem i doświadczam tego, że jeżeli czegoś bardzo chcę i jest to zgodne z boskim planem, dostaję to. Wiem, że to Bóg jest moim najlepszym sponsorem. Mieszkam sobie w domku, który jest otwarty dla ludzi rozwijających się duchowo. Odbywają się tutaj spotkania, medytacje i trwa uzdrawianie nie tylko mnie, ale i innych istot, które nieprzypadkowo trafiają do mnie. Pisząc teraz tę książkę mam wrażenie, że ta sytuacja otwiera mi drogę do realizacji i odkrywania siebie jeszcze bardziej. Przecież piszę po to, aby podarować to światu.

Wszystko właściwe przychodzi teraz do mnie. Nigdy do końca nie wiem czym zaskoczy mnie Bóg. Jakie doświadczenie jest mi dane.

I tak właśnie nawiązałam niespodziewanie kontakt z człowiekiem niejedzącym, który odżywia się Światłem, czyli Najwyższą boską energią.

Może nie słyszałeś jeszcze o tym drogi czytelniku, ale jak pisałam wcześnie, w życiu wszystko jest możliwe. A więc już od teraz nie dziw się niczemu co widzisz, słyszysz, tylko spokojnie akceptuj i idź sobie dalej z własnymi, najlepszymi dla Ciebie wyborami. Nie wszystko jest dobre dla wszystkich. Dla każdego coś innego, lub w inny sposób podane. A więc serwuj teraz sobie tylko najsmaczniejsze i najświeższe kąski, abyś sobie zdrowo żył! A może poczujesz, że jedzenie jest tylko jedną z form uzależnienia się od świata zewnętrznego i zaczniesz szukać drogi do uwolnienia.

Opiszę moje doświadczenia dotyczące niejedzenia.

Wiem, że nic nie dzieje się w moim życiu przypadkowo. Wszystko ma swój cel. Nawet, kiedy świadomie nie dążę do czegoś, czasami pojawia się nagle sytuacja, która powoduje moje nowe doświadczenie. To jest właśnie ten nieustanny rozwój w nas.

Tak stało się również i tym razem. Zadzwoniła do mnie pewna osoba i przekazała informację o spotkaniu z ludźmi niejedzącymi, we Wrocławiu. Ja spontanicznie zadzwoniłam do swojej koleżanki, która jest weganką i w zasadzie bardziej z ciekawości i dla niej, poszłam na to spotkanie. Myślałam co prawda od pewnego czasu o tym, aby zacząć zmieniać dietę, oczyszczać się, bo czułam że moja świadomość się zmienia i miałam mniejszą potrzebę spożywania np. mięsa. Pamiętam do dzisiaj jak pozytywnie odebrałam ludzi, którzy dzielili się doświadczeniami swojego niejedzenia. Pokochałam te istoty od razu i poczułam niesamowitą bliskość z nimi. Ich energia dobrze na mnie wpływała. Poczułam jakiś swój świat zapomniany, którego potrzebowałam i tęskniłam za nim. Nawet miałam wizję, że tworzymy jedność. Po tym spotkaniu działy się we mnie różne rzeczy, ale odbierałam je pozytywnie. Zaczęłam stosować lewatywy oczyszczające i spożywać tylko pojedyncze produkty np. samą kaszę. Czułam, że moja energia wzrasta, mam więcej radości w sobie i entuzjazmu. Wyraźnie mnie to wciągnęło. Pojechałam na seminarium do Joachima, aby uzyskać więcej interesujących mnie informacji. Jeszcze wówczas towarzyszył mi np. lęk przed „śmiercią głodową”.

Miałam takie moje wyobrażenia i wzorce, które stopniowo uwalniałam w sobie. Ten etap bardzo pomagał mi w moim rozwoju, bo również cała moja autodestrukcja dała znać o sobie. Uruchomiły się myśli „nie jedz- to szybciej umrzesz” itp., z którymi dzięki temu procesowi „zrobiłam porządek” i rozstałam się.

Po seminarium u Joachima Werdina, który był honorowym uczestnikiem na tym spotkaniu, gdyż nie je od paru lat poczułam, że ja naprawdę nie potrzebuję jedzenia i że ten stan jest mi już znany. Pomyślałam, że potrafię to zrobić natychmiast. Już w międzyczasie odczuwałam zbawienne skutki lekkiej diety i oczyszczania się z toksyn . Tym bardziej spontanicznie podjęłam decyzję, że koniec z jedzeniem. Po prostu przestało chcieć mi się cokolwiek jeść. Jakby nagle cały mój przewód pokarmowy nie istniał. Nie było ssania, ani burczenia w żołądku, a wręcz czułam się wolna i szczęśliwa. Przestałam pewnego dnia jeść zupełnie. Nawet nie miałam pragnienia. Do południa wypijałam 1 szklankę wody, a po południu drugą. Pierwszy dzień był wspaniały, jakbym się odradzała, rosła i czułam pozytywne, radosne uczucia. W nocy spałam spokojniej /kiedyś myślałam, że nie mogę spać z głodu/ i rano wstałam jak „skowronek”. Byłam zaskoczona, że wbrew temu co miałam wpojone , że z głodu boli głowa itp. nic takiego nie miało miejsca. Miałam potrzebę jeszcze większego i szybszego oczyszczania. Tak jakbym chciała natychmiast pozbyć się tego wszystkiego, co w sobie nazbierałam przez całe życie. W pracy zauważono, że nie chodzę na posiłki, ale nie czułam potrzeby ukrywania prawdy i powiedziałam, że nie jem. Ponieważ akceptowałam mój wybór, wszyscy współpracownicy też to uszanowali i miałam spokój. Moja pogoda ducha działała pozytywnie na zewnątrz i czułam to. Moja moc była duża i miałam jasność myślenia, większą niż przedtem. Pamiętam to jako wspaniałe doświadczenie. Dzięki temu, że teraz to piszę nabieram chęci, aby powrócić do kolejnej próby z niejedzeniem. Pozostał mi jeszcze jeden, trzeci dzień, do opisu. Otóż poza lekkim duszeniem i ściskaniem w gardle nadal było wszystko OK. Ale mimowolnie wrzuciłam rano gruszkę do torebki, idąc do pracy. Jak gdybym przeczuwała, że coś się może wydarzyć. Nie chciałam robić niczego na siłę i wbrew sobie, więc słuchałam głosu intuicji .

W pracy wypiłam trochę więcej wody niż wcześniej, bo sądziłam, że to mi pomoże w uwolnieniu zduszenia w gardle, ale niestety. Uświadomiłam sobie lęk i wzorce paniki , które wówczas jeszcze były silne we mnie. Nie zdając sobie sprawy, że minęła, co do minuty 3 doba niejedzenia wyjęłam nagle gruszkę i ugryzłam. Byłam ciekawa reakcji i liczyłam na to, że to tylko potrzeba smakowa. Ale pomyliłam się, bo moje Ego tylko na to czekało. Usłyszałam jakby rozkaz, żeby jeść. Miałam ogromne poczucie winy i czułam smutek, że tak się stało.

Teraz to odczuwam, jakby jakieś rozdzielenie we mnie. Jedna strona chciała tak, a druga inaczej. Nie chciałam walczyć ze sobą i rozsądnie pogodziłam się z tym co przyszło.

Jednak nic z tego, co przeżyłam nie jest zmarnowane. Cały czas odczuwam, jak szybko następują zmiany rozwojowe we mnie. Tak, jakbym przygotowywała się bardziej świadomie na kolejne kroki w tym kierunku. Pisząc to, czuję już po co to robię. Miałam wrócić pamięcią do tamtego okresu, aby przeżyć teraz to wszystko na nowo i dziękuję sobie za to. Ale przede wszystkim dziękuję Istotom, które prowadzą mnie w moim życiu. Za ich mądrość, delikatność i że w taki sposób naprowadzają mnie z powrotem na drogę, która jest dla mnie. Mam pewność, że moje niejedzenie, to tylko powrót do stanu, który już znam z wcześniejszych wcieleń. Trochę się pogubiłam w międzyczasie, ale już teraz wracam pomału na właściwe miejsce swojego Istnienia. Naprawdę warto robić dla siebie to co nam służy, co jest korzystne dla nas.

Dziękuję ludziom, takim jak Basia Mieloch, Ania Atras, Leszek Żądło i Joachim Werdin, za to że dzielą się swoim doświadczeniem , w tak uczciwy i prosty sposób. Ułatwia nam to drogę powrotu do miejsca najlepszego dla nas. Do czystych, wspaniałych energii, które czekają cierpliwie wciąż na naszą decyzję. Życzę powodzenia sobie i wszystkim zdecydowanym na podjęcie najlepszego wyboru dla siebie.

Wyboru, który uzdrowi i odrodzi w nas boskie, wspaniałe Istoty. Jedno jest pewne i dobre: nie trzeba robić nic na siłę i za szybko, lecz zawsze w zgodzie z sobą. Doświadczenie, które dostałam, było właściwe na tamten czas i na moją gotowość i otwartość. Moja podświadomość jest już bardziej przychylna dla mnie. Mogę wykorzystać mądrze jej zaciekawienie zmianami we mnie i wprowadzać tak kolejne zmiany, żeby czuła zabawę w tym. Dlatego ostatnio pojawiła się we mnie ochota na malowanie, wycinanie i robienie różnych kolorowych rzeczy, aby oswoić moją podświadomość i zachęcić do zabawy, bo ona to kocha z mojego dzieciństwa. Wtedy byłam prawdziwa. Później życie zrobiło swoje. Teraz czas na odkręcenie tego wszystkiego. Chcę wrócić do momentu, kiedy biegając cały dzień na dworze rzadko kiedy potrzebowałam jeść. Kiedy robiłam to co lubiłam, moje Ego było całe moje.

Dzielę się tym, bo to prawda o mnie. Tak między innymi przebiega mój rozwój. To co osiągam teraz nie zawsze jest drogą usianą polnymi kwiatkami, ale czasami są to też róże, które trochę kłują kolcami, lecz jednak pięknie pachną. Teraz widzę, że nie są to już kamienie, które były na początku. Wiem, że chętnie się rozstaję z tym co nie jest korzystne dla mnie. Docieram do wykorzeniania z siebie tych chwastów, które wcześniej zasadziłam. Równocześnie zakwitają pierwsze piękne kwiaty, które rozwijają się wraz ze mną. I to wymaga pielęgnacji. Opiekując się sobą, dbam również o nie. Taka wizualizacja mojego nowego ogrodu, daje mi poczucie piękna i bezpieczeństwa. Mam gdzie usiąść w ciszy i zastanowić się nad sobą.

Wiersz, który pojawił się po doświadczeniach z niejedzeniem jest przejawem tego, że uświadomiłam sobie że można naprawdę nie jeść i żyć odżywiając się tylko energetycznie. Zamiast wytracać energię na spalanie pokarmów, mogę się nią odżywiać!

ŚWIATŁA STRUMIEŃ.

Czy jem, czy nie jem - nadal żyję!

Znów już JESTEM Boską Istotą

i cudownie się z tym czuję.

Wybrałam przecież to wcielenie,

by stać się pierwotnym świetlistym strumieniem.

Bóg stale niespodzianki dla mnie nowe szykuje,

coś podpowiada, gdzieś prowadzi,

piękne prezenty mi funduje,

Aniołki stale do mnie zsyła,

a więc zaczyna się dla mnie

zupełnie nowa chwila.

ROZDZIAŁ VIII

DROGA DO SZCZĘŚCIA I OSIĄGANIA SUKCESÓW.

Moje własne szczęście zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Dlaczego miałabym sobie go nie dać?. Skoro już mam pewność, że tak jest wybieram teraz świadomie totalne uszczęśliwianie siebie.

Ważne jest - czy wiem czego potrzebuję dla siebie, aby czuć się spełnioną i zadowoloną. To jest proste, bo wystarczy uważnie słuchać własnego wnętrza i dawać sobie to o co prosi, w każdej chwili. Nie odkładać sprawy na później, kiedy będę się może lepiej czuła, kiedy będę miała więcej pieniędzy, kiedy będę spokojniejsza itd. Zawsze najlepsza pora to tu i teraz. Każda chwila jest tą właściwą, dającą szansę na coś lepszego niż do tej pory. Po co tkwić w starym, kiedy pięknie jest odkrywać i doświadczać wciąż czegoś nowego. Jak milioner, który nagle wygrał fortunę, ale tak naprawdę nie wiedział, że to nastąpi. Tylko, że na ten milion można czekać całe życie i się nie doczekać. A ja mogę mieć to czego żaden milion w gotówce mi nie zastąpi. I może to być bardzo malutkie w swojej postaci, a przynieść ogrom radości. Pieniądze mogą się z czasem wyczerpać, a to co daję sobie sama mam już zawsze i jest tego coraz więcej. Kiedy coś mi się podoba korzystam z tego coraz śmielej i nagle okazuje się, że to „coś” ma nieograniczone źródło, z którego nieustannie płynie.

Warto zacząć od małych kroczków. Ja miałam tendencje, żeby mieć szybko i dużo. I wypatrywałam wciąż czegoś „ogromnego” w efekcie nie widząc nic. Przechodziłam obok cudownych rzeczy nie zauważając ich. Ale kiedyś siedząc na balkonie i rozmyślając, mój wzrok skierowałam na zasadzone niedawno kwiatki. Dopiero wystawały świeże zielone listki i gdybym nie przyjrzała się uważniej, nie dostrzegłabym pierwszego kwiatuszka. Ile szczęścia dał mi ten śliczny, malutki kwiatek. Obudził mnie!. Dostrzegłam w nim siebie, mój rozwój, moje wzrastanie, moją subtelność, niepowtarzalność, czystość, delikatność i obfitość wszystkiego co najpiękniejsze. Przecież ta przemiana trwa nieustannie. Za jakiś czas pojawiły się następne kwiaty. Czy to nie jest cud Stwórcy, który bez naszego udziału czyni, że jest ciągły przypływ czegoś nowego, lot ptaków na niebie, ruch szumiącego morza i szelest wiejącego wiatru. Nie ma identyczności i powtarzalności w Stworzeniu. Dzisiaj doświadczam, że cokolwiek robię mając miłość w sercu przybliża mnie to do stanu coraz większej szczęśliwości. Nie może być to nigdy mało warte, ale zawsze cudowne. Co by to nie było. Świat niesie ze sobą tyle inspiracji, wystarczy się na nie otworzyć i korzystać z nich. Dzisiaj błogosławię wszelkie przejawy szczęścia, które widzę, słyszę, odczuwam. Błogosławię siebie i swoje szczęście. Nie ważne, czy jestem w pięknym miejscu, czy idę do pracy codzienną trasą. Wystarczy zobaczyć pierwszy raz coś, czego nie potrafiło się do tej pory dostrzec. Kiedyś spostrzegłam na trawniku pięknego, białego gołąbka. On również zwrócił na mnie uwagę przyglądając się. Miałam wrażenie, że rozumiemy się bez słów. Posyłałam mu miłość, serdeczność i uśmiech. Poczułam w sobie niepowtarzalną radość tej chwili.

Gratulowałam mu, że ma na sobie taką czystość, gdy wokoło tyle czarnych kruków.

Spojrzał na mnie i jakby na pożegnanie , łebkiem kiwnął parę razy

i odfrunął w stronę słońca, niknąc w jasnych promieniach.

Poszybował jeszcze wyżej, lecz pozostał w moim sercu, jako piękno, biel czystości i jasność, indywidualność, wolność i spontaniczność, a przede wszystkim niezależność moich wyborów i elastyczność.

Teraz wiem, że moje płynięcie z życiem, poddając się jego prądowi bez oporu przynosi bezmiar szczęścia. I to odkrycie jest kolejnym moim sukcesem. Osiągam ich coraz więcej na każdym kroku, w każdym momencie. Sukces jest mi dany. Mam go w sobie. Polega on tylko na przejawianiu najlepszych cech, które powodują moje cudowne samopoczucie, a pochodzą z najwyższych energii. A to się po prostu czuje, czy korzystam z tych właściwych. Jeżeli tak właśnie jest, to ja tym promieniuję i działa to jak tzw. balsam dla duszy. Znika wtedy smutek, cierpienie, niezdecydowanie rozpływa się w tej cudnej, boskiej energii. Wówczas świat zewnętrzny nie ma wpływu na mnie, na moje myśli, uczucia i na to co robię. To moje własne wnętrze podpowiada mi co mam czynić, aby realizować siebie taką jaką jestem, Prawdziwą. Sukces nie jest więc czymś nieosiągalnym, skoro mam go w każdej chwili i już na całe życie, bo odnalazłam siebie.

Dostrzegam swoją wartość i ważność. Tak, jestem ważna, a nawet najważniejsza na całym świecie dla samej siebie. Czy to znaczy, że inni są dla mnie mniej ważni?. Otóż nie, wprost przeciwnie. Tak samo jak ja jestem najważniejsza dla siebie, również inni ludzie są najważniejsi dla siebie i tak siebie traktujmy. Dobrze się z tym czuję i bezpiecznie, gdy daję prawo sobie i innym być zawsze sobą i akceptuję to w pełni. Przecież to jest naturalne. Nie mam teraz potrzeby oceniania siebie, porównywania z innymi, bo zawsze wszystko jest takie jak ma być. Nie może inny człowiek myśleć w taki sposób jak ja, ani czuć tych samych uczuć, doznań w tej chwili co ja i w żadnej innej. Każdy więc z nas ma możliwość odkrywania swojego indywidualnego sukcesu w życiu, kiedy jest już na to gotowy i czuje to. Bo przecież można być multimilionerem i nie czuć się szczęśliwym. Czy bogactwo materialne tak naprawdę musi być sukcesem? A tak do niego dążymy, jakby było i ograniczamy inne możliwości w sobie. Czy potrzebuję kogokolwiek, czy czegokolwiek z zewnątrz, aby osiągać sukces?. Nie. Wystarczy, że mam prawdziwy, czysty i uzdrowiony kontakt z samą sobą. To dopiero otwiera mnie na mnóstwo sukcesów. Moje przejawy spełniania się , samorealizacji i docierania do celu powodują ogromne zadowolenie i radość.

To wszystko.

SPEŁNIENIE.

Jestem Bóstwem i hojnością,

świecę, kiedy ciemność wokół,

jestem darem samych niebios,

energią czystą

od świtu do zmroku.

TAK CHCĘ ŻYĆ,

BOSKI NEKTAR ZAWSZE PIĆ!

Jego błogość mnie wynosi

ponad ograniczenia

do ostatecznego

na ziemi SPEŁNIENIA.

Niech to trwa teraz i zawsze,

mój sukces jest moim DAREM,

bo MIŁOŚĆ jest moim życiem,

A SZCZĘŚCIE i SUKCES - BOSKIM ODKRYCIEM!.

Pisząc to wszystko widzę, jak szybko uczę się doceniać i być wdzięczną za to co osiągam i na co się otwieram. Doświadczam, że jest tego dobra coraz więcej i wciąż w nowej postaci. Nie byłam w stanie w najskrytszych marzeniach wyobrazić sobie czegoś tak cudownego i nieograniczonego. Więc czerpię teraz pełnymi garściami, całym sercem to co mnie zasila, wspiera, odbudowuje we mnie mój jeszcze piękniejszy wewnętrzny dom. Wypełniam go teraz harmonią, dobrobytem, przyjaźnią i miłością. A to znaczy, że błogosławię nieustannie wszelkie dobra , które zostały stworzone przy pomocy pieniędzy w moim życiu i w życiu innych osób. Błogosławię wszystkie pieniądze, które płyną nieustannie do mnie. Cieszę się i szanuję je. Również radują mnie przejawy współczucia, serdeczności i wsparcia oraz współpracy, łączenia się i jedności. Radość jest miłością, więc raduję się decydując się na sukces i pewność, że potrafię już z niego korzystać. Potrafię teraz cieszyć się sukcesem innych ludzi i szczerze im gratulować, bo moje intencje są czyste.

Wraz ze wzrostem mojej wartości jestem gotowa na przyjmowanie nieograniczonych niczym dóbr, które pomagają mi w moim rozwoju i rozwoju innych ludzi, z którymi chętnie, z życzliwością współpracuję. Uzupełniamy się nawzajem mądrością i doskonałymi pomysłami, realizując siebie i dlatego czujemy spełnienie, radość i wdzięczność, że świat ma dla nas tyle niespodzianek.

Doceniam już teraz swoje talenty i nieograniczone możliwości tworzenia wciąż na nowo zarówno siebie samej, prawdziwej, autentycznej pod każdym względem, jak również genialnych rzeczy, które cieszą ludzi spragnionych miłości i szczęścia. Uzdrawia się cały świat, który jest otwarty na przyjmowanie darów prostych i zachwycających ich wnętrza.

Miłość, która jest teraz we mnie daje mi pewność mojej samorealizacji zgodnie z Planem, który czekał na mnie cierpliwie, aż rozwinę skrzydła i pokażę światu mój lot w pełnej krasie, z odwagą i chęcią dzielenia się tym co najpiękniejsze i najcenniejsze we mnie. To nic, że do tej pory umniejszałam i oceniałam porównując się z innymi. Od tej chwili mam czystą świadomość boskiej wartości mojego twórczego działania i doświadczam prowadzenia cudownej energii, która pomaga mi w realizacji moich pragnień i marzeń. Wiem, że zasługuję na to w pełni za swoją szczerość, prostotę i niewinność. Dziękuję Bogu za cuda, które dokonują się nieustannie w moim życiu.

ROZDZIAŁ IX

CZY POTRAFIĘ WIDZIEĆ WŁASNE LUSTRO?

Coraz częściej dostrzegam to co jest we mnie w środku, w sytuacjach i ludziach, z którymi się spotykam na co dzień. Wiem, jak ważne jest uświadamianie sobie dlaczego wydarzają się różne rzeczy lub ktoś przejawia się w taki sposób w stosunku do mnie i ja do niego. Często miałam pretensje dlaczego otrzymuję „to” czy „tamto”, czym sobie zasłużyłam? Niech to będzie w dobrym i złym znaczeniu, bo to przecież bywa różnie. Nie potrafiłam jednak wyłapać przyczyn danej sytuacji. Nieświadomość tego powodowała nieraz mnóstwo emocji i zaskoczenia. Teraz im bardziej jestem w kontakcie z samą sobą i znam siebie, lepiej zaczyna do mnie docierać jasność wszystkiego. Przyciągam sytuacje obrazujące, to co mam w swoim wnętrzu. Im więcej we mnie lęku, niezdecydowania, tym więcej odczuwam zagrożenia i presji z zewnątrz. Kiedy nie potrafię się zdecydować do końca wtedy szukam podpowiedzi, które powodują jeszcze większe pomieszanie w środku. Ile ludzi tyle różnych zdań. I co z tego mam? Dezorientację, męczenie samej siebie, albo uleganie czyimś sugestiom, które nie są wcale dla mnie właściwe. Uczę się, że lepiej dać sobie dużo czasu na podjęcie trudnej decyzji i słuchać do końca siebie, a zawsze przyjdzie najlepsze rozwiązanie.

Bo to ja odpowiadam za własne wybory i ich skutki.

Mam prawo również zmienić zdanie, kiedy stwierdzę, że dana decyzja jednak nie jest dla mnie dobra. Jest to przynajmniej uczciwe wobec siebie i innych. Robienie czegoś na siłę, kiedy wstydzę się przyznać do błędu nie jest potrzebne.

Im bardziej od czegoś uciekam, nie chcę tego, to właśnie sobie przyciągam. Dopóki nie zaakceptuję faktu, że coś ma miejsce i istnieje, czy mi się to podoba czy nie, dopóty będę wzmagała działania takich faktów i spotykała się z nimi na każdym kroku. Dziwiłam się czasami, że ja już tego nie robię, więc dlaczego przychodzą do mnie ludzie, którzy jeszcze marudzą, narzekają i płaczą. Ale czy w pełni zaakceptowałam, że też taka byłam, czy raczej uciekłam od tej prawdy o sobie? Nie zawsze rozstanie z czymś lub kimś oznacza oczyszczony stosunek do danej rzeczy. Kiedy np. wstydzę się czegoś i spycham do środka, udając że mnie to nie dotyczy, natychmiast mam skutki w codziennych sytuacjach. Pokazują mi to „lustra”. które przyciągam. Najlepiej mi jest to teraz zaobserwować we własnym domu. Kiedyś przejawiałam podobne wzorce do osoby, z którą mieszkam. Ja pracuję nad osobą, a osoba nie. Pokazuje mi za to doskonale co mam jeszcze do uzdrowienia i oczyszczenia i jest cudownym lustrem, za które z wdzięcznością dziękuję. Nie odkryłabym jeszcze długo swojego zwątpienia, nieufności, nieprzytomności czy zakłamania. Po to właśnie mam drugiego człowieka, aby ze zrozumieniem i pełną akceptacją przyglądać się działaniom, a szczególnie tym które wywołują lawinę emocji. Nie oburzam się już, lecz wiem z czym pracować sama ze sobą, aby uwolnić to co nie jest korzystne dla mnie.

Im piękniejsze, życzliwsze lusterka / ludzie do nas się zbliżają, tym więcej miłości i dobroci jest w nas. Wydaje się to proste, ale rozróżnianie tego wszystkiego wymaga czasu. Możemy w związku z jedną i tą samą sprawą przerabiać lekcje bardzo długo i za każdym razem co innego odkryjemy.

ROZDZIAŁ X

MOJE DOŚWIADCZENIA ZWIĄZANE Z TVN.

Piszę teraz ten artykuł pod wpływem sytuacji w moim życiu. Otrzymałam telefon od osoby z telewizji z informacją, że jestem zaproszona na pewien program, a dokładnie do udziału jako jeden z honorowych gości. Nie zabiegałam o to w żaden sposób sama. Stało to się spontanicznie poprzez osobę, która podała telefon do mnie. Przeżywałam w pierwszej chwili mnóstwo mieszanych uczuć, ale teraz wiem jak bardzo potrzebowałam się dowartościować i uwierzyć w siebie. Na drugi dzień wybuch emocji jeszcze większy i chęć natychmiastowej rezygnacji z tego. Przyczyną był lęk przed publicznością, przed własnymi reakcjami fizycznymi typu zduszone gardło, pustka w głowie itp. Nasuwało mi się dużo pytań, które siały moje wątpliwości. Zadałam je przy kolejnej rozmowie i pani uspokoiła mnie swoimi odpowiedziami. Umówiła się ze mną nazajutrz na kolejną rozmowę polegającą na pytaniu mnie o różne rzeczy. Stwierdziła, że będzie często dzwonić, aby rozmawiać. Jednak na któryś kolejny dzień nie było telefonu, wtedy kiedy byłam spokojna i opanowana oraz zdecydowana na uczestniczenie. Nie musiało być tego telefonu, ale byłyśmy umówione więc czekałam w domu na niego. Rozmowa zawsze trwała długo, więc potrzebne były odpowiednie warunki. Za dwa dni usłyszałam przeprosiny, że pani nie miała mojego numeru telefonu, tam gdzie przebywała. Oczywiście zrozumiałam to. Sytuacja powtórzyła się i tym razem. Minęły trzy dni od umówionego terminu. Oczywiście we mnie trwał nieustanny proces dotyczący tej sprawy. Poczułam się dziwnie i pomyślałam, że skoro już teraz dzieją się takie rzeczy i czuję się lekceważona /a tzn. jak siebie jeszcze niedoceniam, lekceważę/ to na ile jest wiarygodny cały program. Tym bardziej, że mam mówić o sobie. Chodzi najpierw o to, aby złapać gościa programu, a potem go zwodzić?/i to były moje wyobrażenia/. Przecież gdybym wiedziała, że nie będzie więcej rozmów miałabym spokój. A tak wystąpiło wiele reakcji w związku z tą sytuacją. Wiem, że takie doświadczenia uczą i są lekcją.

Chciałabym zobaczyć co ja przejawiam w związku z zaistniałą sytuacją. Po pierwsze rozważam sprawę odpowiedzialności za własne decyzje. Czułam decydując się, że chcę tam być, że gra jest uczciwa i naprawdę zależy mi na pokazaniu siebie prawdziwej dla doświadczenia siebie samej, ale też z korzyścią dla innych. To były intencje, które motywowały mnie. Teraz zmienia się to we mnie, ponieważ nie wiem na ile to co uzgadniam będzie miało miejsce. Nie oceniam programu, ale znając media zależy im często na sensacjach / opinie innych przyjęłam jako swoje własne/, aby przyciągnąć widzów. Mogę być zaskoczona pytaniem, o którym nie było mowy. Takie i wiele innych zwątpień podsycało moje emocje coraz bardziej. To jest moje „nakręcanie” się, znam to przecież. Przez parę dni przerabiałam inny tytuł, który pomyłkowo przekazała koleżanka, która miała być w programie i zrezygnowała. Pani nie prostowała tego, bo może nie skojarzyła. Jest wiele niejasności i dlatego tak się dzieje ze mną, że mam ochotę zrezygnować. Ale pojawia się teraz pytanie z czego tak naprawdę zrezygnować z programu, czy z siebie? Jest to lekcja dla nas obu, dla mnie i pani z telewizji. Wiarygodność i pełne zaufanie to podstawa w każdym układzie i związku. Współpraca budząca niepewność, niejasność jest powodem do rozstań. Kiedyś pozwalałam na takie podejście i traktowanie, bo myślałam, że jestem mało warta, a teraz jest to dla mnie ważne. Nie czuję się z tym dobrze, kiedy obiecuje się coś, a co innego się robi /uświadamiam sobie, ze również tak działam, że nie zawsze realizuję swoje postanowienia np. dotyczące oczyszczania organizmu/. Nie ważne czy jestem przewrażliwiona, jak to często słyszałam lub przesadzam. Po prostu to czuję i odbieram. Nie była to prosta sprawa dla mnie od początku, ale uczciwe rozdania, nie wywołałyby takiej fali wątpliwości.

Teraz pytanie do mnie: na ile ja już jestem uczciwa w stosunku do siebie i do innych? na ile szanuję siebie i innych? na ile jestem wiarygodna? No właśnie. Mam wiele w tym temacie do przerobienia, ale pierwsze co pojawia się teraz we mnie to pytanie do czego tak naprawdę to wszystko mi potrzebne? Najbardziej do własnego rozwoju, do poznania siebie w takich sytuacjach.

No i tak się stało, że znalazłam się w takim momencie ze swoimi wyobrażeniami, ograniczeniami i przekonaniami wmówionymi sobie w ciągu całego życia. Co dalej w związku z tym? Najbardziej odczuwam jak mało jeszcze ufam sobie i życiu, bojąc się skrzywdzenia samej siebie. Jak jestem teraz ostrożna i wrażliwa na energie, których doświadczam. Rozróżniam je szybko i czuję jako pozytywne lub negatywne.

Obrazuje mi to jakie kawałki mam nie uzdrowione, pospychane i ukryte wewnątrz siebie. Przecież nie będę już płakać nad sobą, lecz wolę teraz inspiracje, które się pojawiają wykorzystać do zmiany na lepsze. Odpuszczam sobie wszystko i akceptuję na tę chwilę. Proces rozwoju trwa nieustannie, czasami prawie go nie odczuwamy, bo płyniemy poddając się nurtowi, ale są sytuacje nowe, obce dla nas wyzwalające lęk i panikę.

Przyszedł dzień mojego wyjazdu. Ale to co wydarzyło się w przeddzień wyzwoliło we mnie b. trudny stan. Otóż w pewnym momencie poczułam potrzebę zrobienia sobie próby, jak to może być w telewizji. Weszłam w stan całkowitego ogłuszenia i utraty pamięci. Doszło do tego, że straciłam tożsamość i nie wiedziałam kim jestem. To się stało tak trudne do opanowania, że nie umiałam rozróżnić jak sobie pomóc. Kompletny upadek, poddanie się. Przyszły na chwilę tak negatywne myśli, że to koniec, zbłaźnię się, nic nie powiem, nic nie wiem, kompletna pustka. Jedyne co mogłam zrobić to wyhamować moje piętrzące się myśli i zrobić relaks. Zaczęłam koncentrować się na poszczególnych partiach ciała, ale nie długo udało mi się w tym być. Wyobrażenia, a jednocześnie pustka dominowały. Lęk i bezsilność miały jeszcze przewagę. Odwołałam się do modlitwy proszącej o pomoc. Stwierdziłam, że nic sama nie wskóram. Nareszcie dobry pomysł!

I tak w medytacji i częściowym uwolnieniu zasnęłam. Prosiłam, aby ta noc pomogła mi zrozumieć co się dzieje. Jednego byłam pewna - obezwładniła mnie silna nieprzytomność i skutki moich używek. Całe zatrucie , wzorce nietrzeźwości otumaniły mnie. Budziłam się w nocy z niezbyt dobrym samopoczuciem. Trzymało mnie. Myślałam, czy uda mi się pozbyć tego stanu do występu? Przecież tyle mam do powiedzenia fajnych rzeczy o rozwoju, o sobie. Kiedy rano wstałam czułam determinację w związku z tym, że to „coś” dalej jest.

Nagle podczas porannej kąpieli w wannie pojawia się pewna wizja. Przypomina mi się sytuacja z dzieciństwa. Byłam z rodzicami nad morzem. Lubiłam pływać na materacu. Więc ułożyłam się wygodnie na brzuchu i poddałam falom. Obserwowałam morze, piękny horyzont, wciągało mnie to. Czułam narastający spokój, beztroskę. Ale nie zdawałam sobie sprawy, że morze autentycznie mnie wciągało i nie widziałam jakim jest żywiołem. Trwało to sporo czasu, bo w pewnej chwili odwróciłam się i stwierdziłam, że jestem na otwartym morzu. Nie wiedziałam gdzie jest mój brzeg. Widoczne były zamazane punkciki, które pewnie były ludźmi. Straciłam orientację, poczułam zduszenie i panikę w sobie. Byłam sparaliżowana nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Siedząc teraz w wannie poczułam, że chcę wrócić pamięcią do odczuć i emocji wówczas, gdyż ten sam stan był we mnie od poprzedniego dnia. Wiedziałam, że bardzo tego potrzebuję.

Wracając do wizji na morzu zobaczyłam w sobie zdecydowanie i swoje myśli, że sobie poradzę. Muszę tylko zawrócić materac. Było to napięcie ponad możliwości, każdy ruch sprawiał ból. Niemniej zachowałam spokój na ile potrafiłam, bo był on bardzo ważny. I udało się ! zawróciłam. Wiedziałam, że jestem bezpieczna. Ruchami rąk pomagałam sobie w powrocie. Poczułam równowagę i radość, że już jest wszystko dobrze. Pragnęłam dopłynąć do brzegu i przytulić się do rodziców. Ta tęsknota dodawała mi skrzydeł. Poddałam się falom, które same mnie niosły. Ulga i zaufanie, że żyję. Mądrość podpowiadała mi, że nie chcę być więcej tak nieodpowiedzialna i bezmyślna, nie przewidując skutków. Kiedy dopłynęłam do brzegu wiele osób to obserwowało z zapartym tchem. Biegłam do rodziców ocalona i przestraszona. Ale oni byli tak zdenerwowani, zostałam skrzyczana i oberwałam. Kolejna dezorientacja. Kolejny ból w sercu. Płakałam z żalu, ze złości i postanowiłam odejść od nich, uciec. Poszłam w las z taką myślą, że nigdy nie wrócę. Tak bardzo siebie odrzucałam. Mama znalazła mnie za jakiś czas w tym lesie i wtedy powiedziałam jej o moich uczuciach. Zrozumiała to, pocieszała mnie. Tato był jednak obrażony i musiałam go długo przepraszać, niemal całe życie. Tak właśnie było. Moje poczucie winy było ogromne. Przyszłam z nim na ten świat. Ta lekcja była jedną z wielu. Powielałam te same wzorce, zachowania bardzo często w swoim życiu. Zrozumiałam teraz, dlaczego tak bardzo bałam się dzisiejszego programu. Również skutków. Dlaczego domagałam się, aby mnie chwalono, doceniono.

Widzę teraz coraz więcej w sobie i wyjaśnia się to co nie było zrozumiałe dla mnie. Odkrywam siebie przytulając ze współczuciem i akceptacją. Teraz korzystam z mądrości, czerpię naukę i wprowadzam w swoje życie. Podsumowując to wszystko stwierdzam, że ta moja wyprawa w morze jest obrazem mojej przeszłości. Dobrze, że byłam zdecydowana i potrafiłam zawrócić. Warto było, bo fale które mi pomagały w powrocie do właściwego i bezpiecznego miejsca były moim sprzymierzeńcem. Teraz już wszystko jest dobrze.

Jeśli chodzi o program, usłyszałam już po emisji, że nie „zmieściłam” się i wycięto ok. 15 minut moich wypowiedzi, a były one na temat mojego samorozwoju i poszerzania świadomości.

Ale jakie to ma znaczenie wobec korzyści, które stale mnie uczą nowego i lepszego życia?.

ROZDZIAŁ XI

Czy warto odbudować zniszczony dom?

Stała sobie samotna chata. Opuszczona już dawno przez ludzi, którzy odeszli. Deszcz i wiatr zrobiły swoje. Dach zaczął przeciekać, a woda zadomowiła się na dobre. Wilgoć powodowała kolejne zniszczenia. Zadomowił się również grzyb. Byli to główni lokatorzy, którzy tak się rozpanoszyli, że wyglądało na to, że to koniec istnienia tego domku. Ale pewnego razu na drodze pojawił się wędrowiec szukający schronienia. Ucieszył się na widok domu. Spostrzegł jednak, że stan domu jest fatalny. Pomyślał pomimo wszystko, że lepszy taki niż żaden i wszedł do środka. Jego pozytywne nastawienie do życia wniosło dobrą energię do zrujnowanego wnętrza. Zastanawiał się przez chwilę, czy warto skorzystać z takiego schronienia. Ale oczami wyobraźni widział już odświeżone ściany i piękne jego wnętrze. Wiedział, że będzie to wymagało dużo pracy. Rozważał, czy chce nadal wędrować po świecie, czy jednak zostać. Poczuł tęsknotę za stabilizacją i spokojem. Zdecydował się na odnowienie zaniedbanej chaty. Ta decyzja dodała mu mocy i zobaczył jak natura pięknie mu sprzyja. Zbliżała się wiosna i słonko zjawiło się jakby na zawołanie. Przez wszystkie okna zaglądało z ciekawością, co za wspaniała istota robi porządki i naprawia uszkodzenia. Człowiek był tak otwarty na przyjęcie tego ciepła, że sam promieniował ogromną radością i miłością. Dom szybko się osuszał. Ściany odzyskiwały swoje pierwotne piękno, aż wydawało się to zupełnie niemożliwe. Słonko odbijając się tworzyło obrazy wywołujące uśmiech na twarzy coraz bardziej szczęśliwego człowieka. Dostrzegł, że to piękne światło jest jego jedynym przyjacielem. Nie czuł się już samotny. Zaczął zabawę z promykami, które na niego spływały. Chował się po różnych zakamarkach, ale słonko przemieszczając się odnajdywało go. Radował się jak dziecko z mądrości promyków, które biegały za nim wszędzie. Z ochotą i konsekwencją naprawiał sprzęty i doczyszczał podłogę. Czuło się zapach świeżości i spontaniczności.

Człowiek ten na początku nie zdawał sobie sprawy, w jakim cudownym miejscu się znalazł. Wiosna ożywiła zieleń wokół domu i pojawiły się piękne, polne kwiatki. W szybkim czasie upadający budynek przemienił się w prawdziwy dom otoczony najpiękniejszymi przejawami natury.

Kiedy w pewnym momencie ów człowiek otworzył zaspane jeszcze oczy, stwierdził że to był tylko sen. Uświadomił sobie, że ten trud i wysiłek, który przed chwilą czuł, był tylko złudzeniem. Jak bardzo się ucieszył z faktu, że tak naprawdę ma swój piękny, nowy dom, w którym mieszka od niedawna. Posiadał też ogród i mnóstwo kwiatów, o które dbał z miłością. Doceniał teraz i czuł wzrastającą wdzięczność za to odkrycie. Wcześniej nie przywiązywał do tego żadnej wagi. Żył sobie, mieszkał jak każdy inny człowiek. Dopiero teraz poczuł ogromną wartość i wielkość tego skarbu. Zapomniał o wszystkich troskach, które wydawały mu się takie prawdziwe. Jego obecna prawda i rzeczywistość stały się najważniejsze. Słonko, które świeciło teraz naprawdę, bo dzień był piękny, rozświetlało całe wnętrze. A przyjaciółmi i współlokatorami od tej chwili dla człowieka stała się radość i miłość. Już nigdy więcej nie czuł się samotny.

SZCZĘŚLIWA RODZINA.

Piękna, duża gęś stała na łące wpatrzona w horyzont. Miała gęste, białe upierzenie i wyglądała bardzo dostojnie Obserwowała zachodzące słońce i myślała o kończącym się dniu, w którym przyszły na świat jej pisklęta.

Dwa stały już na chybotliwych nóżkach i miały żółtawe, miękkie i rzadkie jeszcze piórka. Kolejne pisklę znajdowało się nadal w jaju, w którym słychać było krzątaninę i chrobotanie. Pisklęta bardzo zaciekawione obserwowały drżące jajeczko i usłyszały delikatny stukot. Przeczuwały, że za chwilę wydarzy się coś bardzo ciekawego. Same niedawno się wykluły i wiedziały intuicyjnie, że pojawi się jeszcze jeden członek ich wspaniałej już rodziny. Mogły obserwować teraz z boku narodzenie kolejnego życia. Nie mogły się doczekać i popiskując radośnie spowodowały, że dzielny, mały szkrab w środku dostał takiej werwy do działania, aż jajo potoczyło się i skorupka lekko pękła. Poczuł w środku piękną woń świeżości i czystości. Mądrość w nim podpowiadała, że pora wyjść z ukrycia. Chciał jak najszybciej opuścić skorupkę, która uniemożliwiała mu kontakt z Naturą. Nie martwił się, co będzie dalej, lecz cieszył się tą chwilą, która dawała mu wyzwolenie i samodzielność. Był taki rozkoszny ze swoimi sterczącymi i lekko wilgotnymi pojedynczymi piórkami. Wystawił swój śmieszny mały łepek na zewnątrz, a gęś się zdziwiła, „co też to za stworek?”. Dwa gęsią tka odskoczyły na bok w niepewności, czy to, aby napewno ich braciszek. Maleństwo rozbawione tą konsternacją zaczęło stroić dzióbkiem śmieszne miny i już było jasne, że będzie to zabawny i miły rozrabiaka. Skorupka pękła do końca, gdy postanowił ją w końcu opuścić. Teraz mama - gęś ujrzała swoje kolejne pisklę, takie drobniutkie i delikatne, że natychmiast przygarnęła je pod skrzydełko. Dwa pozostałe gęsiątka przytuliły się również tworząc razem wspaniałą, radosną gromadkę.

Zachód słońca swoimi kolorami oświetlał tą nową rodzinę, która się jednoczyła promieniując Miłością Istnienia.

MOTYL.

Pewnego dnia, mały motyl zaczął wykluwać się z kokonu.

Mężczyzna usiadł i przyglądał się jak motyl przeciska swoje ciało przez ten malutki otwór. I wtedy motyl jakby się zatrzymał. Zaszedł tak daleko jak mógł i dalej już nie miał sił. Odpoczywał. Przecież nikt go nie poganiał, miał dla siebie tyle czasu ile potrzebował.

Mężczyzna postanowił towarzyszyć dalej w tych pięknych narodzinach nowego życia i wiedział, że natura zrobi swoje jak należy. Był w pełni świadomy, że nie musi mu w niczym pomagać. Wyklucie siłami natury jest najcudowniejszą lekcją samodzielności i spontaniczności. Był tylko ciekawy tych malutkich oczek i cudownego delikatnego ciałka. Postanowił być cierpliwy.

W pewnym momencie motylek nagle zdecydowanie wykonując sprytne ruchy wyłonił się z własnego kokonu. Poczuł świeży powiew czystego powietrza. Wiedział, że jest wyzwolony i szczęśliwy. Nie czuł na sobie pancerza, który go ograniczał.

Przyglądał się ze zdziwieniem okrągłej kuli słońca, która świeciła wprost na niego. Myślał sobie: skąd ja to znam, przecież to nowy świat?

Człowiek, który nadal był w pobliżu uśmiechnął się życzliwie na powitanie do tego maleństwa, które już wydawało się takie mądre.

Pogratulował mu samodzielności i życzył dużo szczęścia i pięknych barw skrzydełek, które będą go ozdabiały.

Życzył mu lekkości i łatwości, którą sobie przyniósł w swojej postaci. Przecież motyle to samo piękno i delikatność.

Motylek odczuł tą życzliwość i poczuł głęboką radość, że jest, istnieje. Chciał żyć, fruwać i wąchać kwiatki. To słoneczko, które przypomniało mu o pierwotnym domu, o światełku, które znał pozwoliło mu na poczucie się w pełni bezpiecznym i zdrowym.

Dziękował człowiekowi całym swoim serduszkiem za tak miłe powitanie, dziękował słońcu, że go ogrzewa i ziemi za bezpieczne stanie na własnych nóżkach.

Jednak w głębi duszy najbardziej podziwiał Stwórcę, że jest tak doskonały i daje wszystko co cudowne i właściwe.

ROZDZIAŁ XII

Ten kolejny rozdział otwieram dla moich dekretów, artykułów, doświadczeń i przemyśleń dotyczących ścieżki rozwoju duchowego. Jest to ostatni rozdział mojej książki, ale najdłuższy. Zamieszczam tutaj również moje piosenki oraz wiersze.

JAK BYĆ BOSKIM BĘDĄC NA ZIEMI?.

Docierają do mnie ostatnio takie słowa, jak: zejdź na ziemię, bądź realistką, nie odlatuj.

Zastanawiało mnie przez chwilę, kto i dlaczego tak do mnie mówi.

Jak bardzo „odleciał” człowiek, który nie jest ugruntowany, czyli nie stoi twardo na ziemi?.

Słyszałam to w momencie, kiedy pracowałam nad własnym ugruntowaniem, oprzytomnieniem i świadomym stanem bycia tu i teraz.

Akceptowałam te podpowiedzi, bo wiedziałam, że pochodzą od osób-luster dla mnie.

Procesy we mnie posuwały się nadal i byłam szczęśliwa czując jednoczenie w sobie boskości. Odzyskiwałam siebie coraz bardziej, głębiej ciesząc się świadomością całego procesu. Zdałam sobie sprawę, jak żyłam wcześniej „stojąc twardo na ziemi”, ale z ogromną ciężkością w sobie. A więc fizycznie owszem pewnie byłam, ale bez świadomości kim jestem.

Obecnie moje funkcjonowanie pozwala mi doznawać lekkości, delikatności w sobie, a jednocześnie stoję twardo na ziemi, na własnych nogach. Połączenie z Wyższym Ja i przejawianie tego również fizycznie, daje mi teraz piękne efekty. Chce mi się już tutaj być, żyć, tworzyć i widzę sens w tym wszystkim. Połączenie wszystkich możliwych źródeł w Jedno, pomaga na realizację celów nadrzędnych dla mnie.

Nie mam wątpliwości, że to jest właśnie TO.

Im bardziej widzimy w kimś negatywy, tym dalej jesteśmy od własnej boskości.

Boskość nie posiada nic niedobrego, a więc widzi wszystko piękne i doskonałe.

Cenną rzeczą jest dzielenie się i przejawianie własnej Istoty. Docenianie i kochanie siebie, szanując i akceptując całą ścieżkę rozwoju ze wszystkimi procesami, jest najlepszym uczynkiem dla siebie i dla innych.

JESTEŚ OCEANEM ŻYCIA - JAM JEST.

Lubisz pływać wspaniały człowieku? Na przykład w morzu, w rzeczce lub po prostu kąpać się w wannie? A może nigdy się nie nauczyłeś, bo bałeś się wody z jakiegoś powodu? Czy zauważyłeś w związku z tym, jak trudno płynąć Ci, czyli poddać się życiu i temu co ze sobą niesie?

Nawet, jeśli pływasz doskonale, może byś tak, że stawiasz opór wszystkiemu co napotykasz po drodze i nie wiesz czemu. Może się boisz, tak zwyczajnie i po ludzku nowych, nieznanych sytuacji, poznawanych ludzi, którym z góry nie ufasz? Co jest przyczyną takiego stanu w Tobie? Przypomnij sobie, co takiego niekorzystnego przeżyłeś w dzieciństwie lub w młodości. Zastanów się jaki kiedyś byłeś prawdziwy, a tzn. pełny zaufania, wiary w życie, pełen radości. I co? Tak łatwo dałeś się zepsuć, jak zabawka w rękach brutala, który nie uszanował Twojego piękna, serdeczności i szczerości?

Czy to znaczy, ze przegrałeś z kretesem? A właśnie, ze NIE.

Jeśli tylko pamiętasz cokolwiek z tych cudownych uczuć miłości w sobie, to bierz się szybko do pracy nad sobą. Jesteś teraz najważniejszy dla siebie i możesz mieć z powrotem to wszystko co Twoje i najlepsze dla Ciebie. Nikt nie mógł Ci tego zniszczyć do końca. To tylko Ty zamknąłeś to Piękno i Prawdę o sobie, w jakiejś komnacie i gdzieś zagubiłeś na chwilę klucz. Teraz poszukaj go spokojnie, bo jest on początkiem drogi do własnego Raju w Tobie. Już wiesz, jak smakuje smutek, cierpienie, rozczarowanie i pustka. A to wszystko przydarzyło Ci się , bo wyszedłeś na zewnątrz siebie i się pogubiłeś, pobłądziłeś w labiryncie obcego świata. Uległeś mu i słuchałeś opinii innych. A oni pewnie kierowali Tobą, jak narzędziem potrzebnym do realizacji ich celów. Wykorzystywali co tylko się da w Tobie, aby osiągnąć własne sukcesy. A Ty spójrz teraz, w jakim miejscu jesteś, w jakim stanie i co Ci zostało tak naprawdę Twojego i dla Ciebie?.

No cóż, tylko nie rozczulaj się nad sobą, bo naprawdę szkoda czasu.

Przypomnij sobie, gdzie położyłeś klucz, o złotym kolorze do Twojego Serca. Na pewno błyszczy, a więc szybko trafisz na jego ślad. Chwyć go zdecydowanie w swoje ręce i włóż w zamek pięknych, ozdobnych drzwi. Pora je otworzyć i wpuścić Światło do środka. Wnętrze za tą bramą, którą mam nadzieję już otworzyłeś, spragnione jest ciepła i jasności. Zrób to delikatnie. Tak, aby pierwsze promienie stopniowo zajrzały i torowały drogę do pełnej otwartości. Jesteś już w środku? No widzisz, jakie to proste i wspaniałe. I jak się czujesz? Przypomniałeś sobie, ze to było zawsze Twoje, Prawdziwe, boskie Źródło Miłości? Na pewno tak, bo tego się nie zapomina. Cieszę się teraz Twoją radością, szczęściem i uniesieniem. Raduje mnie Twoja pewność i zaufanie do własnej doskonałości i spełnienia. Czy nadal potrzebujesz czegoś z zewnątrz? Już teraz nie. I właśnie o to chodzi. Jesteś samowystarczalny, wartościowy i kochający ogromną miłością człowiek. A teraz pozwól, aby ocean Ciebie unosił, nawet jeśli nie potrafisz pływać. To nie ma teraz znaczenia, bo Miłość potrafi wszystko. Uniesie Cię, ukoi ból, smutek, a w zamian przyjmuj ciszę, szum wody czystej, jednostajnej. Niech każdy przypływ i odpływ czyni Cię coraz bardziej czystym i bogatym, bo cała Miłość Boga płynie już dla Ciebie i do Ciebie. Napełniaj się po brzegi, ile potrafisz i możesz. A potrafisz naprawdę wiele. Sam wiesz ile mogłeś znieść upokorzenia, niewygody i cierpienia. Teraz to wszystko zamieniło się w jedną, ogromną falę miłości, błogości i unosi Cię z lekkością, łatwością do krainy szczęśliwości, o której zawsze marzyłeś. Koniec tęsknoty i wyczekiwania na cud. On już się stał, a Ty sam wybrałeś tą przygodę teraz, więc jesteś uratowany i szczęśliwy. Gratuluję Ci wspaniałej i mądrej decyzji.

PRZEBACZENIE AKTEM PRZEJŚCIA.

Przebaczyć wszystko i wszystkim, a przede wszystkim sobie. Bez przebaczenia nie ma zmian i jest zastój. Jest ból i cierpienie. Udręka takiego życia nie daje pozytywnych rozwiązań. Rodzą się kłopoty, trud i wysiłek. Męczymy siebie, a najbardziej ranimy nasze serce. Ono płacze ze zduszenia i stłamszenia miłości w środku. To nasze wnętrze wrze, jak kocioł z wrzątkiem. Miłość jest gorąca sama w sobie i kiedy nie ma możliwości na przejawianie się, dzieją się wówczas makabryczne rzeczy. Nie przebaczone żale, złości i pretensje powodują studzenie lawy, która syczy rozpuszczając ten lód. Mamy szansę za każdym razem roztopić go ostatni raz i przetransformować w miłość. To znaczy poddać się spokojnie pozytywnym uczuciom, które zawsze sobie poradzą z przeobrażaniem negatywów. Ale jest to możliwe, kiedy postawimy sobie znak STOP dla wszystkiego, co nieboskie, a więc niekorzystne dla nas. Ale oczywiście nie jest to proste, bez rozpoznania naszych zakodowanych i ugruntowanych mechanizmów. Mogą to być automatycznie pojawiające się myśli, skojarzenia lub działania. To czego wyuczyliśmy się podczas naszego życia, staje się często dla nas zgubne i niepotrzebne. A więc zacząć należy od samouważności i samoobserwacji. Wtedy jest to możliwe, kiedy jesteśmy spokojni i zharmonizowani. Pozwalamy sobie na nie analizowanie i po prostu nie myślenie. Do tego potrzebny jest czas, który poświęcimy tylko sobie, miejsce wygodne i spokojne. W ciszy i głębokim stanie zbliżenia do samego siebie, możemy mieć wgląd dopiero do swojego wnętrza. Ważne jest również całkowite rozluźnienie ciała, gdyż to właśnie ono sygnalizuje nam poprzez ból, ciężkość, gdzie coś zepchnęliśmy i trzymamy się tego kurczowo. Kiedy jesteśmy już gotowi i mamy pułap porozumienia z ciałem, wówczas odbieramy to co nam pokazuje. Możemy zapytać, jakie myśli, emocje, wydarzenia są skumulowane w danym miejscu, obolałym, skurczonym itp. Może być tak, ze nagle odczujemy zaciskające się szczęki lub napięte dłonie i to jest podpowiedź o nagromadzonej złości i agresji. A więc dojdziemy dalej , jak po sznurku co jest przyczyną takich emocji. Otóż bazą wyjściową jest lęk, strach z przed wielu, wielu lat, który z czasem spowodował potrzebę obrony, walki o siebie. Innym przykładem może być smutek, zamknięcie i zobaczymy wówczas, jak mocno zaciskamy oczy, które nas bolą od nadmiaru nagromadzonych łez. Nie pozwalamy sobie okazać słabości, płaczu. Dlaczego? Czy to nie jest ludzkie i zwykłe płakać jak dziecko, kiedy tak bardzo dusi nas w gardle? Wstyd jest niepotrzebnym słowem, któremu nadaliśmy znaczenie mylne. Akurat człowiek, który płacze, lub ma w oczach łzy jest normalnym, zdrowym okazem szczerego i prawdziwego bytu. Kłaniam się z pokorą przed człowiekiem, który sobie pozwala na to, aby czuć i akceptuje własne łzy. One właśnie oczyszczają, uwalniają i uzdrawiają nie przebaczone wcześniej żale. Każdy ma prawo pomagać sobie jak chce i potrafi. Przebaczajmy najpiękniej jak potrafimy. Wyzwalajmy w sobie czyste, dobre uczucie miłości, które rozświetli nasz umysł i całe wnętrze, aby pomóc nam dostrzec osoby, sytuacje, które doprowadziły do nazbierania wszelkich negatywów. To te emocje są blokadą do radości, szczęścia i spokoju. Rozstając się z nimi świadomie, robimy miejsce dla pięknych doznań. Pomału zauważymy, jak się zmieniamy w pogodnych, życzliwych ludzi i jak inni zmieniają się wokół nas i w stosunku do nas. To co dajemy sobie, promieniuje z nas na otoczenie. Jesteśmy lusterkami dla siebie i widzimy w innych siebie, jakby w odbiciu. Teraz, kiedy nastąpiło przebaczenie i odpuszczenie sobie totalnie wszystkiego, jesteśmy wartościowymi przyjaciółmi dla innych, bo przesyłamy im dobre, ciepłe życzenia i projektujemy na nich korzystne i pozytywne myśli.

To nasz wybór zawsze, jacy jesteśmy i jak chcemy żyć, odczuwać, działać. Ale, kiedy raz posmakuje się wolności od negatywów, to gwarantuję, że można się od tego uzależnić. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu i takiego uzależnienia od ciągłego przebaczania i kierowania się już tylko miłością życzę sobie i wszystkim ludziom gotowym i otwartym na to.

ZMARTWYCHWSTANIE, CZYLI ODRODZENIE Z POPIOŁÓW - "FENIX'.

Wybór nowego Życia podczas trwania tego samego Żywota Ziemskiego.

Wiem z własnego doświadczenia, że można się Narodzić na nowo. To, co się dokonało obecnie w moim życiu, jest potwierdzeniem tego faktu. Jak to możliwe, że za życia umarłam i powstałam będąc nadal w tym samym ciele fizycznym?

Jestem świadoma własnej przepracowanej już karmy i wydarzeń, które stanowiły moje życie do tej pory. Widzę z perspektywy niedługiego czasu, koniec życia i "agonię" tuż przed moim ODEJŚCIEM.

Kiedyś słyszałam, że człowiek, który ma umrzeć wie o tym wcześniej. Podświadomie docierają do niego takie informacje i wierzę, że tak jest. Jest on uprzedzany i przygotowuje się do tego. Może nawet nie być do końca świadomy tego procesu, a jednak ciało fizyczne czyni przygotowania do odejścia. W tym momencie mam na myśli np. osobę w podeszłym wieku zbliżającą się do swojej naturalnej śmierci.

Ja natomiast przeszłam ten cykl "na żywo" , nie opuszczając na stałe ciała. Kojarzy mi się to wydarzenie z tzw. śmiercią kliniczną i coś w tym jest. W miejscu i warunkach, w których żyłam zakończyłam swoje działania i rozwój. Stało się tak, że zaczęłam informować domowników/ rodzinę, że niedługo odejdę stąd i być może nikt nie będzie wiedział gdzie jestem. Nie miałam wcale konkretnych celów i wizji, jednak niekorzystna sytuacja, w której tkwiłam spowodowała i wywołała cały ten proces. Przygotowywałam sobie "mowy pogrzebowe", które poprzez kolejne dni przerabiałam z każdym z członków rodziny i nie tylko. Dotyczyło to wszystkich ludzi, z którymi współpracowałam również. Kiedy kolejnego i ostatniego już dnia mojego procesu odchodzenia zegnał mnie mój syn, wówczas najbardziej odczułam rozpacz w sercu. Podczas właśnie tej sesji stało się tak, że zobaczyłam siebie z 'góry". Leżało moje ciało na wersalce na białej poduszeczce, którą sobie przygotowałam i obok paliła się świeca. Zobaczyłam siebie całą w świetle tego płomienia. Twarz miałam wyjątkowo spokojną i piękną. Nie było widać cierpienia i zmęczenia. Poczułam ogromną bliskość i ogrom miłości dla tej leżącej poniżej osoby, którą znałam doskonale. Jednak Istota, którą byłam powyżej była odważna, pewna siebie i radosna. Zastanawiałam się przez moment, o co chodzi?. Czy umieram naprawdę, czy jestem nową osobą, czy tą samą?. Jak mam żyć i czy znam siebie jak dawniej? Zasnęłam w tych rozmyślaniach, będąc w głębokim stanie uniesienia i błogości. Nie martwiłam się już o nic więcej. Było mi dobrze.

Jednak, kiedy obudziłam się rano miałam trudności ze wstaniem z łóżka. Moje fizyczne ciało było ociężałe. Zastanowiło mnie i pytałam samą siebie, czy ja może nadal umieram i ten proces trwa, pomimo, że jestem jeszcze na ziemi. Natychmiast pojawiła się wczorajsza Istota "z góry”i usłyszałam, że Ona jest mną i ja nią i zawsze tak było. Dowiedziałam się intuicyjnie, że cząstka mnie, która odeszła była tylko zbiorem wyobrażeń, ograniczeń i negatywów, które przesłaniały mnie prawdziwą. W tym samym momencie odczułam piękną energię w ciele, jakby jednoczenie Istoty z moją fizycznością. Pojawiły się Chęci do nowego życia, działania i duża aktywność. Zajęłam się sprzątaniem w domu i porządkowaniem, a była to jedna wielka, radosna zabawa. Czułam miłość wszechogarniającą mnie i niezależną, lekkość i spokój, jakiego nie znałam do tej pory. Zdałam sobie sprawę, że zakończył się właśnie jakiś bardzo ważny dla mnie etap przeobrażenia mnie w MOTYLA/ Boską Istotę.

Za parę dni bardzo spontanicznie podjęłam decyzję o wyjeździe do znajomych na biwak. Będąc tam pojawiła się kolejna propozycja wyjazdu dalej do miejsca, w którym obecnie osiadłam. Stało się tak, że nie wróciłam do domu rodzinnego, opuszczając go wcześnie dosłownie "ze szczoteczką do zębów". Zostawiając wszystko, zamykam obecnie coraz szczelniej i z miłością drzwi mojej przeszłości. Ten nowy etap, jakże różny od dotychczas mi znanego powoduje, że uczę się wszystkiego od nowa. Jest tak, jakbym zapełniała na nowo wyczyszczony wcześniej dysk komputerowy. Wiem, że ofiarowaną mam szansę, na którą zdecydowałam się od razu. Dlaczego? Bo głos Intuicji, która mnie prowadzi nieustannie, jakby za rękę, podpowiada i pokazuje z miłością cudowną drogę dla mnie. Moje uczucia szczęścia upewniają mnie, że etap ten jest teraz najwłaściwszą i najlepszą dla mnie i mojego dalszego rozwoju drogą. Spełniam swoje pragnienia i marzenia realizując się twórczo. Przejawiam to, co naprawdę mam i jest moim doświadczeniem. Mam pewność, ze otrzymałam nagrodę od Wszechświata za całe dobro i miłość, którą zawsze kierowałam się w swoim życiu. Warto było być kochającą istotą? Bardzo.

POPRZEZ CIEBIE PRZEJAWIA SIĘ MIŁOŚĆ.

Jaka jest Prawda o nas, o ludziach, którymi jesteśmy tutaj na ziemi?

Kiedyś myślałam, że żyję po to, aby się pomęczyć w tym trudnym życiu i odejść, może do nieba lub do czyśćca. Kiedy tak myślałam? Nie tak dawno, bo parę lat temu. Teraz mogę się z tego pośmiać i współczuć sobie, że tak żyłam. Moje ówczesne przekonania i nabyta wiedza, z różnych zewnętrznych źródeł, otumaniła mnie i dokładnie zakłamała.

Jednak cząstka mnie pozostała prawdziwa i ona właśnie buntowała się w środku mnie, walczyła ze światem na zewnątrz. Nie miała jednak przebicia, bo była za słaba i w końcu pozwoliła się pokonać. Wówczas podupadłam bardzo na duchu i ciele. Włączyła się autodestrukcja i znalazłam się w pułapce. Musiałam nadal funkcjonować w świecie, który pod żadnym względem mi nie odpowiadał i nie był w zgodzie z tym co czułam w środku. Osłabiał mnie kolejny dzień i myśli, które stawały się negatywne i buntownicze. Wzrastał lęk przed dalszym życiem, a w efekcie pojawiła się agresja. Przynajmniej w tym momencie poczułam siłę, aby się bronić. Ale przed czym i w jaki sposób? Musiałabym walczyć ze wszystkim i ze wszystkimi. I tak doszłam do wniosku, że jedynym ratunkiem dla mnie jest bycie sobą i dla siebie. Zaczęłam odnajdywać ponownie siebie i docierać do własnego wnętrza. Usłyszałam wewnątrz siebie okrzyk radości, na skutek dobrej decyzji. No, to już byłam na dobrej drodze do swojego Prawdziwego Domu we mnie. Do Źródła boskości, które jest w każdym z nas. Kiedy czuję, że coś jest dobre i właściwe, realizuję to szybko i skutecznie. Oczyszczając swoją drogę z różnych chwastów i zarośli, szłam szybko naprzód. Odnalazłam po drodze uczucia radości i bawiłam się napotkanym, a zapomnianym pięknem, łagodnością i delikatnością. Usłyszałam fanfary na moją cześć, dla powracającej Istoty. W tym momencie zaświeciły się wszystkie reflektory dla mnie i Światło mnie otulało, kąpało, pieściło w swoich ramionach. Wtedy przypomniałam sobie to najpiękniejsze uczucie zwane MIŁOŚCIĄ. Tak, ta błogość i szczęśliwość uzmysłowiły mi, że JESTEM TĄ MIŁOŚCIĄ i kocham. Nareszcie kocham bardzo mocno siebie, innych, całe Istnienie. Poczułam Jedność ze wszystkim i stwierdziłam, ze jestem JEDNA JEDYNA NIEPOWTARZALNA, tak samo jak wszystko wokół. Byłam z TYM i w TYM.

Cóż więcej mi teraz potrzeba?. Spokój, harmonia i zgoda na wszystko. Cieszenie, ze jestem TU i TERAZ i mam wszystko czego potrzebuję do szczęścia. A jest to moja niezależność, indywidualność i decydowanie samej o sobie oraz pełna odpowiedzialność za siebie i swoje działania. To jest moja Miłość.

TAK WSPANIALE, NIEWINNIE I BOSKO POTRAFISZ KOCHAĆ.

Znasz to uczucie, bo jesteś samą Miłością.

Skorupka, do które wszedłeś jest tylko pomyłką. Człowiek ma prawo być omylny i jest to ludzkie. Ale przecież wiesz, bo jesteś mądry, inteligentny, że zawsze możesz zmienić zdanie, wycofać się, zmienić decyzję jeśli była mylna. Nie ma końca świata, ale zawsze może być prawdziwy początek. Taki, jakiego jeszcze nie zaliczyłeś, nawet nie marząc o takiej możliwości. Wiem, ze wiesz, że tak jest. Masz nawet pewność, że to Prawda Absolutna. Ona jest i zawsze była w Tobie. Ale wahałeś się myśląc, że to niemożliwe. Dlaczego? Czyż to co Cię otacza i w czym żyjesz nie zakrawa na kpinę i ironię? Wmawiasz sobie różne rzeczy i złudne prawdy. One trzymają Cię przy życiu. Ciekawe jak długo tak wytrzymasz? A co będzie jak ta bańka mydlana zrobi „bum”? Pewnie jednak nieunikniony „koniec świata”. Tak mówią ludzie, którzy lawirują na granicy własnego bezpieczeństwa. Woleliby czasami właśnie, aby może coś się stało i raz skończył się ten obłęd. Sami do niego doprowadzili, ale jak się teraz wycofać i przyznać do takiego błędu?. Przecież to niesamowity wstyd. Taka porażka. Co będzie jak zostanę zdemaskowany, że tak głupio żyłem? Nie, nie dopuszczę do tego za nic! Wolę żyć i udawać, ze wszystko jest w najlepszym porządku. Nie łudź się kochany, że dasz radę długo tak pociągnąć. Spójrz już teraz na siebie do lustra. Czy potrafisz jeszcze spojrzeć sobie prosto w oczy? A co one w takim razie pokazują? Ale spójrz tak głęboko, abyś dostrzegł to co jest na dnie. Aha, teraz widzisz morze łez, smutek, przerażenie? No to sobie usiądź, odsapnij. A teraz posłuchaj rytmu własnego serca. Nie słyszysz, coś Ty? Czemu? Tak ogłuchłeś, żeby nie słyszeć tego walenia? Prośby, błagania własnej miłości zniewolonej i zamkniętej w obrośniętym tłuszczem mięśniu. Zabezpieczyłeś się tak, żeby broń Boże nie pozwolić sobie na wzruszenie i chwilę Prawdy o sobie, ale przecież dla siebie. Kto ma Ci to pokazać, powiedzieć? Tylko Ty możesz to zrobić. Chcesz nadal żyć? A może już przyjemniej, milej i z łatwością? Nie wierzysz w cuda? Masz rację. Cudem jest jednak, że jeszcze żyjesz.. Ale czy na pewno? Czujesz cos?, np. własne uczucia, ciało fizyczne, czy tak się znieczuliłeś, że zapomniałeś co to znaczy. Powiem Ci jednak na pocieszenie, że wszystko przed Tobą i dla Ciebie. Kiedy? Tu i teraz. Popłacz, jeśli chcesz, to oczyszcza i uzdrawia. Później spójrz ponownie w swoje lustro. Widzisz, już jest dużo lepiej, inaczej. Zaczynasz cos czuć, przypominać sobie? To dobrze. Jako dziecko byłeś radosny, szczebiotliwy i beztroski. Wróć do tego teraz. Zostaw wszystkie obowiązki, nakazy, zakazy, cały trud, który powalił Cię „jak konia po westernie”. Wstań na swoje własne nogi, otrząśnij się dokładnie,. Zmyj czysta wodą, to co sobie teraz uświadomiłeś, a co wcześniej nazbierałeś, bo to już nie Twoje. Zmień cały ten bagaż na piękną, kwitnącą łąkę, kwitnącą wciąż i pachnącą cudownymi kwiatami i trawami. Jest to o wiele przyjemniejsze i radośniejsze. Pobiegaj po niej stopami swojego małego dziecka. Rozkoszuj się łaskotaniem po stopach, połóż się i odpocznij. Pomyśl teraz, czego tak naprawdę chcesz, co wybierzesz teraz. To samo co było? Nie, bo tego już nie ma. Uwolniło się i odeszło w siną dal. A Ty możesz już swobodnie żyć. Teraz całe bogactwo wszystkiego na świecie istnieje dla Ciebie. Masz to w sobie, nawet nie musisz niczego szukać. Korzystaj z tych darów, ale mądrze i z szacunkiem. Przecież Twoim naturalnym stanem jest miłość, radość, zdrowie, mądrość i wszystko, co dobre i najlepsze zawsze. Czujesz to teraz? Nareszcie, i dziękuj sobie za to, że to widzisz, czujesz i jesteś na to gotowy i otwarty. Opowiedz o tym za jakiś czas, jak Ci jest teraz ze sobą. To będzie ciekawe i piękne. Wiem o tym, bo ja to już mam. Też wybrałam to samo, co Ty, czyli miłość wspaniałą, niewinną i taką boską.

NATCHNIENIE.

Piszę teraz, bo mam natchnienie, a to znaczy dostałam podpowiedź: „siadaj i pisz”. Jeszcze nawet nie wiem o czym będzie mój kolejny tekst. Słucham siebie. Jest cisza i spokój. Przeważnie jest tak, że inspiracje przychodzą do mnie nagle i dotyczą czegoś, co ostatnio przeżyłam, doświadczyłam we własnym rozwoju. Teraz widzę, że im głębiej wchodzę w moją boską istotę, tym szybciej i mocniej uwalniam jeszcze pozostałość moich emocji.

Wiem, dlaczego tak jest. Aby mogło wejść nowe, trzeba oczyścić stare, żeby zrobić miejsce na jeszcze więcej. Jaki ma sens wchodzenie w takie stany, które w efekcie są trudne, bolesne i powodują nawrót cierpienia z dzieciństwa, czy innego okresu?. Myślałam już nieraz o tym, aby nauczyć się uwalniać, ale bez bólu i dysharmonii. Bez „rozwalania” siebie, aby później składać się na nowo i doprowadzać do porządku. Czy jednak bez kontaktu z tym i dotknięciu jeszcze raz trudnych rzeczy z przeszłości jest możliwe całkowicie uwolnienie? Pewnie tak. Jednak nie do końca radziłam sobie w taki właśnie sposób. Przekonałam się nieraz, że kiedy próbowałam „obejść” coś i załatwić na zasadzie uświadomienia sobie tylko danej rzeczy, to wracało do mnie w kółko to samo, aż mnie dopadało fizycznie. Miałam tendencje tarzania się w tym całym bagnie. Czy jednak sama siebie nie krzywdzę w ten sposób, nadając taką moc mojej przeszłości, a zwłaszcza nieprzepracowanym wówczas emocjom. Moja nieświadomość powodowała, że spychałam wszystko w środek, a zwłaszcza te sytuacje, które powodowały ogromny ból, determinację. Ostatnie moje doświadczenia pokazały mi, że nie chcę już się męczyć, katując siebie. Chcę świadomie sobie poradzić, w zdrowy, spokojny sposób, obdarzając siebie miłością , czyli przestać przeżywać tak mocno wszystko, co nie ma już znaczenia, ani wartości dla mnie. Podobały mi się moje ostatnie sesje regresingu, kiedy pomagając sobie głębokim oddechem puszczałam jak parę z czajnika, to co widziałam, czułam. Było to proste i powodowało ulgę, połączoną z radością, że prosty wydech powoduje, że jest już po wszystkim. Dlatego myślę sobie, skąd takie mocne procesy ponownie u mnie dwa dni temu, powodujące, że przez cały dzień mnie skręca i później, kiedy w końcu zaczyna puszczać jestem rozłożona na kawałki i trzeba dużo pracy na poskładanie tych części. To jest końcówka mojego ego, które czując swoją agonię, atakuje z podwojoną siłą, aby utrzymać swoja pozycję. Zdemaskowałam tu i teraz coś, co odpadło jak strupek, a więc rana już zagojona. Pożegnanie z iluzją, wyobrażeniami i przekonaniami, które tak naprawdę nie istnieją i nie są mi już do niczego potrzebne. Ciekawe są te procesy rozwojowe, bo teraz wiem, że im bardziej odnajduję siebie, czyli boska istotę czuję większe ugruntowanie, tutaj na ziemi. Nie odlatuję, nie odcinam się, aby czuć ten dobry kontakt, lecz urealniam w sobie to co ma naprawdę sens bytu. A więc czuję również zjednoczenie, nie różnicując „boskie, a ziemskie”. Czy jeszcze chcę znosić jakiekolwiek bolączki i cierpienie? Na pewno już nie. Uczę się zastępować w miły, delikatny sposób i wymieniać niekorzystne sprawy na te najbardziej dobre, boskie, czyste i pełne miłości. Prostota w dokonywaniu tych zmian transformacyjnych teraz mnie zadziwia i raduje. Ale kiedy doszłam do takiego momentu?, kiedy nieźle poczułam na własnej skórze lanie, które sama sobie sprawiałam. Czy było to potrzebne?. Widocznie dla mnie tak, żebym mogła to zmienić i wybierać już inaczej. Słyszałam tyle razy, aby nie mnożyć już trudnych doświadczeń, lecz uczyć się wszystkiego z przyjemnością, łatwością i lekkością. Wiem już co to znaczy. Nareszcie. Błogosławię siebie, swoje przerobione lekcje i własny, nieustanny, pozytywny rozwój.

CUDA NA CODZIEŃ.


Rozpoczynam piękny, nowy rozdział mojego życia. Rozpoczynam kolejny, ale jakże nowy dzień mojego życia, ponieważ mam jeszcze bardziej poszerzoną świadomość. Tak, można powiedzieć, że dzieje się to z dnia na dzień. W piątek byłam inną osobą niż dzisiaj. Wiem, że zmieniłam się i odczuwam inne uczucia w sobie. W piątek byłam „skurczona”, wystraszona i niepewna, a co się z tym wiąże czułam złość i agresję / w celach obronnych/. Dzisiaj będąc w tym samym miejscu i okolicznościach odczuwam narastające we mnie uczucie radości i totalnego zadowolenia, miłości i szczęścia bezwarunkowego, niezależnego od niczego, nieadekwatnego do zewnętrznych warunków i sytuacji. Mam to w sobie i już.

I zaraz za tym pojawia się ogromna wdzięczność. Tak, dziękuję Bogu, że mnie tak cudownie przemienia, uzdrawia, prowadzi. Ktoś powie cudów nie ma, to niemożliwe!. Albo czekamy na cud „dużego kalibru”. To musi być wstrząs. Wtedy dopiero go widzimy i stwierdzamy jest!. Stało się. Coś co wydawało się niemożliwe doszło do skutku. Prawie nas „powaliło” na łopatki. A te malutkie cuda, które zdarzają nam się tak często w życiu, że przechodzimy obok i nawet przez myśl nam nie przeszło, że go właśnie minęliśmy?.

Kiedy zmieniam moje wnętrze i wszystko co Ono zawiera zaczynają się wydarzać już tylko same cuda. To są właśnie cudowne chwile, zdarzenia, ale najpierw myśli i uczucia pełne miłości i boskości. Tak właśnie widzę u siebie wszystko co się wydarza przez ostatnie parę dni, ale również tygodni i lat. To jest proces, który trwa w czasie. Przez prawie 3 lata, kiedy weszłam na drogę rozwoju duchowego tyle się wydarzyło bardzo różnych rzeczy, ale teraz postrzegam je właśnie jako cuda w moim życiu. Ostatnie tygodnie odczuwałam jako okres wzmożonego i przyśpieszonego rozwoju. A teraz cudowna nagroda i owoce mojej pracy. Jak dojrzałe brzoskwinie, które uwielbiam, spadają dla mnie do koszyczka i są takie soczyste i piękne, że patrzę na nie, próbuję ich boskiego smaku i odczuwam te wszystkie cudowne uczucia, o których piszę na początku. To wszystko dzieje się w moim wnętrzu, w boskim źródle we mnie. Jest to cudowna zabawa, która nigdy się nie skończy. Teraz to wiem, bo kocham się bawić, cieszyć i radować.

A jak to się stało, że tak nagle taki cud? Nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi przełom lub damy ten jeden krok do przodu, który będzie tym właściwy dla nas i „wzrośniemy”. To się może zdarzyć zawsze i wszędzie. Wiem, że są to dary i prezenty za własną pracę i wytrwałość na ścieżce rozwoju. Nie zawsze jest łatwo dokonywać zmian wiążących się czasami z trudnymi decyzjami - tak myślałam kiedyś. Teraz wiem, ze zmiany, które dokonuję w sobie i swoim życiu mogą być właśnie cudowne, łatwe i radosne. Wybieram na dalsze życie „3m” /zainspirował mnie znak firmy, w której pracuję/ a dla mnie jest to miłość, moc, mądrość najwyższej jakości, z najwyższej „półki” i to mi się podoba.

Otwieram się na cuda w moim życiu od samego Boga , bo są radością, zabawą, szczęściem, a energia z którą przychodzą daje wolność i niezależność od wszelkich zewnętrznych wpływów. A teraz sedno sprawy. Czekacie na opis „konkretów”. Ale czy to się da opisać? Po prostu jest to cudowna transformacja miłości we mnie. Ja to czuję, ja teraz już wiem, że mam to w sobie dzisiaj . Nie byłam świadoma tego wcześniej, chociaż od zawsze to miałam. I zdarzył się cud. Nie tylko wiem, ale korzystam już z tego, dotykam tego i doświadczam.

Dlatego mogę mówić głośno i śmiało Prawdę, którą znam jako moje własne doświadczenie Boga: cuda się zdarzają i to często, a nawet bardzo często, a tak naprawdę to ciągle, nieustannie i bez żadnych ograniczeń!”

Jak się spotkałam z własną Intuicją?


Skojarzenia:

Wewnętrzny głos
Dobro
Miłość
Spokój
Spontaniczność
Wyciszenie
Łatwość
Lekkość
Prostota
Przekaz
Odbiór
Pewność
Zgoda
Radość
Nauka
Czerpanie
Lekcja
Zabawa

Siedzę sobie przed komputerem i czytam jakiś komentarz . Nagle słyszę słowa, jest już całe zdanie, więc zaczynam pisać, a to płynie we mnie nadal. Słucham, nie dyskutuję, zapisuję. Wiem co piszę, rozumiem to, czuję w sobie moją prawdę tego co przekazuję dalej. Nic nie zmieniam, nie poprawiam, bo nie mam takiej potrzeby. Wysyłam i jest kolejny komentarz, tym razem mój.

Teraz go spokojnie czytam i potwierdzam własnym wewnętrznym spokojem zgodę na to co napisałam. Doświadczam tego w ciele, umyśle, ale wiem, że nie „wymyśliłam' tego, a to znaczy, że przyszło to do mnie z cudownego źródła, które jest domem dla mojej Intuicji. Teraz wiem, że tak przejawia się moja Intuicja i że tak naprawdę korzystałam z niej od dawna nie wiedząc o tym. Jest to moje cudowne wnętrze, otwarte na boską mądrość, moc i miłość. To proste, wystarczy wyrazić na to zgodę i już się to ma.

Ja wyraziłam już dawno zgodę na to, aby to Bóg przejawiał się poprzez moje ciało, umysł i duszę. Dlatego mam pewność, że to zawsze Jego mądrość mi towarzyszy, a ja nie muszę już nic więcej robić, tylko to zapisywać, przejawiać, mogę się dzielić. To dopiero zabawa. Tym bardziej, że bardzo lubię pisać. Cieszę się, bo robię to co lubię. No to teraz już bez wątpienia bardzo kocham moją Intuicję. Czuję się wolna od „główkowania”, wymyślania, manipulacji, kombinacji, trudu, wysiłku. Teraz wyrażam siebie w sposób prosty, spontaniczny i zrozumiały dzięki mądrości Boga. Wiem, że Bóg wie lepiej ode mnie więc daję mu pierwszeństwo i tylko słucham co znowu wspaniałego mi tym razem podpowie.

Doświadczenia w medytacji


Teraz mam odczucie, że jest to jedno wielkie Doświadczanie. Stan medytacji na co dzień i w każdej chwili. Moje twórcze pisanie powoduje też ten stan.

Teraz rozpływam się po klawiaturze i gram na niej. Jest to stan uniesienia i radości, łatwości i lekkości. Teraz wiem, że niezależnie gdzie jestem (praca, ludzie w pokoju, rozmowy, emocje) ja jestem tu i teraz i jest mi dobrze. Czuję przepływ energii, która stwarza wrażenie mgiełki wokół mnie, jak balon.

Jestem bezpieczna i niewinna, że teraz sobie piszę.
To jest jak gra na pianinie i słyszę melodię mojej duszy dzięki delikatnym odgłosom klawiszy.

Rozpoczynając medytacje na głos, robiłam to najpierw z ludźmi, którzy przychodzili do mnie do domu. Była to forma relaksu. Leżąc na śpiworach wchodziliśmy w relaks, a później wchodziliśmy w głąb siebie i stamtąd przychodziły inspiracje, którymi kolejne osoby dzieliły się.

Ostatnio odczuwam potrzebę i to robię- medytacji w ciszy. Robiłam to ostatnio z dwójką znajomych i była ona tak twórcza, że ja podczas niej stworzyłam 2 wiersze, kolega jeden i koleżanka dekret.
Potem spontanicznie zaczęłam wirować, a kolega zaczął malować.

Podjęliśmy malowanie wszyscy, zwykłymi kredkami bambino, na płótnie lekko zmoczonym. Super jest tak sobie malować.
Dzięki tym doświadczeniom cierpliwie rozwijam wszystko co mam, odkrywam, a już wiem, że niedługo zacznie się wszystko zmieniać na najlepsze dla mnie i mojego szybkiego rozwoju.
Coraz więcej sobie uświadamiam i rozróżniam. Myślę, że podczas medytacji wchodzę w inną, lepszą i cudowną przestrzeń i tam realizuję siebie i odkrywam na nowo moją Boską Istotę, którą jestem.

To nie jest odlot, to jest świadome bycie we właściwym miejscu i Prawda o mnie. To trwa teraz stale i nieustannie. Jestem szczęśliwa, że już tak sobie pięknie żyję.

ŻYĆ INACZEJ, LEPIEJ.

Otworzyłam się na nowe życie i dostałam taką możliwość. Przyjęłam ten dar z wdzięcznością
i uszanowałam go. Płynę teraz z prądem i pozwalam się unosić. Nie wkładam w moje życie żadnego trudu i wysiłku. To jest nowe, inne doświadczanie samorealizacji. Okres transformacji dobiegł końca i teraz już mam wszystko, czego chcę. To ja wybieram każdą chwilę i decyduję, jaka ona jest. Wiem już, że na nikogo nie będę zrzucała winy, za to co mi nie wyjdzie. Nawet nie zakładam, że coś takiego jeszcze zaistnieje. Tak naprawdę nie ma winy i kary za nic. To były tylko moje przekonania i praktyka, którą stosowałam na samej sobie i innych. Są to już obce słowa, bez siły i mocy. Teraz znaczenie ma dla mnie wszystko, co jest piękne i dobre. Moje serce jest wypełnione radością i miłością. Skąd mam pewność, że tak właśnie jest? Czuję to i doświadczam mojego wnętrza, jako coś miłego, wypełnionego błogim spokojem i równowagą. Moje oczy spoglądają na rzeczy, które są kolorowe, radosne i błyszczą blaskiem. Pomimo, że są to te same rzeczy, które postrzegałam zupełnie inaczej, jakiś czas temu. Otaczam się coraz piękniejszymi i pożyteczniejszymi przedmiotami. Ludzie, którzy przychodzą są nastawieni optymistycznie i z pogodą ducha. Właśnie te lustra świadczą o zmianach we mnie. Świat zewnętrzny pełen ciepła i przyjaźni, wypełnia mnie energią i aktywnością. Moja energia stale wzrasta, bo chce mi się pracować, robić to, co lubię. Jeśli nawet nic nie robię, pozwalam sobie na takie rozleniwienie i nie czuję się nie w porządku, tak jak kiedyś.
Nic nie muszę, jeśli nie chcę i wszystko mogę i potrafię, jeśli chcę. Wybieram dla siebie, to co jest najlepsze i najkorzystniejsze. Wolność i niezależność od wielu rzeczy, a może nawet od wszystkiego, jest już dla mnie. Jeśli myślałam o czymś wcześniej, jako o uzależnieniu, teraz tak nie jest. To ja decyduję, czy czegoś chcę nadal i w jakiej formie. Tak właśnie to widzę. Nie ma przywiązań do czegokolwiek, jeżeli sami tak nie myślimy.

Teraz widzę, jakim byłam niewolnikiem słów, którym nadawałam znaczenie. Uwolnienie, to umiejętność nie nadawania mocy słowom i odpowiednie ich rozumienie.
Dlatego moje życie jest nowe i rozpoczynam wszystko inaczej. Moje słowa, myśli i czyny mają inną treść w sobie, bo moją własną. Dlatego nie dotykają mnie słowa innych ludzi, tak jak dawniej. Przyjmuję je ze spokojem i słyszę, co ludzie tak naprawdę mówią do samych siebie, jak traktują i podchodzą do własnej osoby. Przyjmuję świadomie dla siebie sens, tego co wyrażają inni. Są to podpowiedzi dla mnie, z których mogę skorzystać, by ulepszać to co już sama wiem. Wolę słowa oparte na doświadczeniach innych ludzi, bo one są sprawdzone, przepracowane. Natomiast często jest tak, że słowa są puste i powstałe z domysłów, sugestii. Wiem, że kiedy rozmowa z kimś wywołuje we mnie jeszcze emocje, należy rozróżnić, co kryje się pod nimi. Jakie nieczyszczone sytuacje lub krytyka w stosunku do siebie powoduje taki odbiór.
Im bardziej dostrzegam w sobie pozytywy i kieruję się nimi, nie ma dostępu do mnie zwątpienie i ocenianie czegokolwiek. To, co myślę, czuję i robię zadawala mnie i odradza, bo jest w zgodzie ze mną. Mam odwagę przyznać się do pomyłki i demaskować nieczyste sytuacje od razu. Takie uczciwe działania, przywracają mi pamięć o sobie, jako wolnej i kochającej istocie. Proces ten trwa stale i chcę być w nim zawsze, bo daje mi bezmiar spokoju, wyciszenia oraz jeszcze więcej miłości dla samej siebie. Czuję się godna i warta Światła, które zasila mnie nieustannie i całe moje obecne życie.

MATKO ZIEMIO, OJCZE W NIEBIE.

Słowa piosenki piękną inspiracją dla mnie. Mam matkę i ojca, jako Jedność.
Mam ziemie i niebo i JESTEM tym niebem na ziemi. Jestem ukochanym dzieckiem tego Wszechświata. Mam wszystko. Jestem wszystkim. Niebo jest na ziemi, tak już widzę to. Tworzę i upiększam ten Raj, który mam w sobie. To jest moje Źródło, z którego czerpię
i korzystam nieustannie. Wszystko jest kompletne i na miejscu. Nie ma tu i tam. Jest teraz
i wszystko9 naraz, w całości. Czuję tą Pełnie w sobie. Wzrastam tą wielkością nieograniczonego Źródła i obfitości. Ogrom wszystkiego powoduje uczucie zadowolenia
i radości w moim sercu. Miłość daje mi poczucie coraz większego Spełnienia siebie w sobie
i dla siebie. Koniec poszukiwań, wypatrywania czegoś na zewnątrz, bo mój Dom mam na swoim właściwym miejscu. Wędrówka po nim teraz upewnia mnie, że jestem Skarbem samym w sobie. Blask Światła, które zawsze tu świeci jest Najwyższą i Najczystszą Energią, która zasila mnie pod każdym względem. Wypełnia mój umysł zdrowiem, równowagą i błogą ciszą. Ta cisza jest muzyką i ciepłem mojego wnętrza. Daje mi teraz rozkosz na wszystkich wymiarach duchowych i fizycznych. Jestem otwartym kanałem przepływu Boskości. Widzę
i czuję, jak Energia wpływa do mojej Istoty i wypełnia mnie. Blask we mnie oczyszcza
i udrażnia drogę prostą i piękną. Samosiejki boskich plonów ubarwiają moje Życie. Zabawa
w radość, śmiech i szczęście, daje możliwość oddychania zapachem niewinności
i zasługiwania. Tak, zasługuję na to, więc mnożę te dary i powiększam obraz samej siebie, jako Boskiej Istoty. Godność czyni puchowym i miękkim podłoże ziemi, po której stąpam
z pewnością i lekkością. Doskonalenie samej siebie w każdej sekundzie, daje mi jeszcze większą otwartość na przyjmowanie prezentów od Wszechświata. Bawię się nimi, dzieląc się z każdym, kto przyjmuje już inspiracje i korzysta z nich.

Matka/ Ojciec, Ziemia/ Niebo jest Najlepszym miejscem teraz dla mnie do zabawy, radości, miłości i za to z wdzięcznością dziękuję.

Powstał ten tekst w trakcie pracy, przy biurku i grającym radiu. Dla mnie stan medytacji i inspiracji, w który weszłam jest normalnym stanem tu i teraz. Często jestem podczas dnia w głębokim kontakcie z sobą i to sprawia mi radość. To jest chwila, którą przenoszę na papier, jeśli czuję taką potrzebę i dzielę się tym dalej, jeśli tego chcę. To wszystko. Nigdy nie poprawiam pisanych tekstów, nie zmieniam, bo one są ze mnie i nie muszę ich przerabiać, ani udoskonalać. Nie oceniam siebie za to, lecz słucham intuicji, która podpowiada mi. Z pełną akceptacją pozwalam sobie na przejawianie siebie , taką jaką jestem na ten czas, w tym momencie. Przyjmuję i dzielę się z tymi, którzy są na to otwarci, czują moje pisane treści.

ROZPOZNAĆ WŁASNE PROGRAMY W UMYŚLE.


Często jest tak, że wdrażamy nowe programy do własnego umysłu , „przestawiając w sobie coś, żeby wreszcie grało w naszym życiu”. Każdy sposób pomagania sobie i wprowadzania pozytywnych zmian jest korzystny. Każda zmiana w nas, czyli otwartość na aktywność, działanie jest dobre.
Jednak w zależności od tego czy program, który zmieniamy w nas jest dla nas zrozumiały i robimy to świadomie, czy poddajemy się prowadzeniu przez innych i ich doświadczeniom, efektem jest odpowiednia skuteczność.
Słyszałam czasami, że ktoś mówił jak sobie już fajnie radził „po kursie”, ale gdzieś to zaginęło nagle i nie potrafi tego robić nadal.
Myślę, że bezspornym faktem jest, że najlepsze efekty przychodzą do nas dopiero, kiedy pracujemy nad własnym rozwojem, naprawdę sami ze sobą. Bardzo pomocne są zajęcia rozwojowe, wyzwalające procesy poprzez testy skojarzeń, twórcze wizualizacje, sesje oddechowe, muzykoterapię, modlitwy, medytacje i inne procesy otwierające nas.
Generalnie, moim zdaniem wracanie do własnej boskości drogą najprostszą, bo w głębokim kontakcie z sobą, świadomie czując, widząc własne funkcjonowanie, problemy emocjonalne, zdrowotne, finansowe, rodzinne itp. jest najskuteczniejsze.
Mój własny rozwój jest dla mnie doświadczeniem, które nauczyło mnie pokonywać własne słabości, niedoskonałości, oczyszczać i uwalniać negatywy, na własnej skórze. Po drodze zaliczyłam różne techniki wspomagające, jak: regresing, zabiegi Reiki, klawikoterapia, masaż Ma-uri i inne, które bardzo mi pomagały odczuwać, rozróżniać stany ulgi, lekkości, spokoju, poddania. Warto sobie dawać wszystko, co się pojawia i przychodzi do nas i wybierać dla siebie najlepsze. Hojność w tym momencie otwiera nas na uzdrowienie. Jest to świadome inwestowanie w siebie, w swój rozwój. Dopiero gotowość i otwartość na zmiany, daje możliwość wzrostu, zrozumienie i poznanie siebie. Wiem, jak otwierały się we mnie poszczególne „klapki” w umyśle, pokazujące mi jak się zaprogramowałam do tej pory, co doskonale było widoczne w moim życiu. Teraz dopiero mądrze i odpowiedzialnie mogę korzystać z informacji, wiedzy, która jest we mnie i zawsze była. Potrafię wpływać na mój los za pomocą myśli, woli i czynów. Rozwijam swoje zdolności, talenty i korzystam z nich dzieląc się z innymi, tak jak to robię teraz. Stale rozwijam swoją Intuicję i kieruję się nią nieustannie w codziennym życiu. Daje mi to teraz sukcesy w każdej dziedzinie życia, bo mój program wypracowany przeze mnie jest dobry i wznosi moja świadomość wciąż na wyższy poziom.

KOCHAM CIĘ

GDY OTWIERAM SIĘ NA MIŁOŚĆ, WTEDY WSZYSTKO JEST MOŻLIWE, /CADG/
SERCE CIESZY SIĘ RADOŚCIĄ, SPĘDZAM B. MIŁE CHWILE.

REF. JESTEM SOBĄ W KAŻDYM CALU, PIĘKNIE ŻYJE SIĘ POMAŁU, BEZ WYSIŁKU I BEZ PRESJI, BEZ WYMÓWEK I PRETENSJI. /DGDAE/

IDĘ NAPRZÓD WPROST PRZED SIEBIE, JESTEM B. BLISKO CIEBIE, A TY BOŻE MNIE PROWADZISZ, NA KŁOPOTY ME ZARADZISZ

REF. KIEDY JESTEM TAK PRAWDZIWA, ŻADNA KRZYWDA SIĘ NIE IMA, MAM JUŻ PEŁNE ZAUFANIE, JESTEŚ STALE WE MNIE PANIE.

KOCHAM CIĘ MÓJ WSPANIAŁY BOŻE, WIEM ŻE TWA MIŁOŚĆ ZAWSZE MI POMOŻE.
DZIĘKUJĘ


PIĘKNA JEST MOJA MIŁOŚĆ

PIĘKNA JEST, CUDNA JEST CAŁA MOJA BOSKA MIŁOŚĆ, BO BÓG UZDRAWIA SERCE ME,
MAM W NIM RADOŚĆ, CZYSTOŚĆ, WIARĘ, SPONTANICZNOŚĆ I TĘ CHWILE, KIEDY Z BO9GIEM RAZEM ŁĄCZĘ SIĘ.

REF. TA MOJA MIŁOŚĆ TAKA PIĘKNA JEST, TA MOJA MIŁOŚĆ JUŻ ZACZĘŁA SIĘ.

KIEDY KOCHAM, SERCE BŁYSZCZY ZŁOTEM I OTWIERA SIĘ, WTEDY WIEM, ZE BÓG PRZYTULA MNIE, MOGĘ DAWAĆ RADOŚĆ INNYM LUDZIOM, ŻEBY ONI POTEM JUŻ TEZ BARDZO MOCNO KOCHALI SIĘ.

REF. TA MOJA MIŁOŚĆ TAKA PIĘKNA JEST, MOJA MIŁOŚĆ JUŻ ROZWIJA SIĘ.

KIEDY MIŁOŚĆ ZAPANUJE, SZCZĘŚCIE SZYBKO SIĘ ODCZUJE, A WÓWCZAS ZDROWY BĘDZIE ŚWIAT. BĘDZIE JEDNOŚĆ, ZROZUMIENIE, BÓG POCHWALI TO ISTNIENIE I ROZKWITNIE PIĘKNY ZGODY KWIAT.

REF. TA MOJA MIŁOŚĆ TAKA PIĘKNA JEST, MOJA MIŁOŚĆ JUŻ ZAKWITA TEŻ.


NIEBO JEST NA ZIEMI

WYCISZAM JUŻ SWÓJ UMYSŁ, BY DOSTRZEC PIĘKNO ŚWIATA, PONIEWAŻ BÓG JEST WE MNIE, PRZEDE MNĄ SĄ WSPANIAŁE LATA. RUSZAM W DROGĘ, W BOSKA DROGĄ, RUSZAM W NOWY ŚWIAT, A DROGOWSKAZ, MÓJ PRZEWODNIK MÓWI GDZIE I JAK.

REF. NIEBO JEST NA ZIEMI, TAK JUŻ WIDZĘ TO, A GŁOS BOGA W MOIM SERCU JUŻ ROZPALA ŚWIATŁO

NIE OD LUDZI ZALEŻY MÓJ LOS, LECZ OD TEGO CZY KOCHAM SIEBIE, CZY DAJĘ MIŁOŚĆ INNYM LUDZIOM I POMAGAM IM W POTRZEBIE. ŚWIAT JEST PIĘKNY I PRZYJAZNY, BARDZO CENIE TO, MOGĘ CZERPAĆ JUŻ BEZ GRANIC CAŁE JEGO DOBRO.

REF. NIEBO JEST NA ZIEMI, TAK JUŻ WIDZĘ TO, A GŁOS BOGA W MOIM SERCU JUŻ ROZPALA ŚWIATŁO

WSZYSCY LUDZI SĄ WSPANIALI

PANIE BOŻE MÓJ KOCHANY, ZASZŁY WE MNIE DOBRE ZMIANY, BO JUŻ TERAZ WIEM, CZEGO CHCE I BARDZO MOCNO AKCEPTUJĘ SIĘ.

REF. WSZYSCY LUDZIE SĄ WSPANIALI, SZCZERZY, UFNI, DOSKONALI I TAK BARDZO KOCHAJĄ SIĘ, WIĘC JUŻ TERAZ WSZYSCY RAZEM OCZYSZCZAJMY SIĘ I DO BOGA PEŁNYM GAZEM JUŻ ZBLIŻAJMY SIĘ.

GDY WENA TWÓRCZA DO NAS PRZYCHODZI, JESTEŚMY WCIĄŻ BARDZIEJ, CORAZ BARDZIEJ MŁODZI. NASZE DZIAŁANIA I NASZA PRACA, W OBFITOŚCI DO NAS POWRACA.

REF.

WIĘC RUSZMY ZARAZ Z ZAPAŁEM WIELKIM I TWÓRZMY DZIEŁA Z POMYSŁEM WSZELKIM, NASZE WSPANIAŁE AFIRMACJE, DAJĄ NAM BOSKIE INSPIRACJE.

REF.

BÓG SIĘ CIESZY, KIEDY GO SŁUCHAMY, A WTEDY SAMO DOBRO ZALICZAMY. TAŃCZMY Z NASZYM ŻYCIEM, BO JEST ZNAKOMICIE

REF.


NOWY DZIEŃ

CIESZY MNIE KAŻDY NOWY DZIEŃ, WSZYSTKO MOGĘ OD POCZĄTKU ZACZĄĆ, PRZESZŁOŚĆ MINĘŁA, NIE MA JEJ, A JEST MIŁOŚĆ, RADOŚĆ I ŁATWOŚĆ.

REF. JUŻ TERAZ Z WIATREM ŚPIEWAĆ CHCĘ, Z PTAKAMI LECIEĆ HEN DO NIEBA, RADOŚCIĄ ŻYĆ I Z BOGIEM BYĆ I NIC MI WIĘCEJ NIE POTRZEBA.

KIEDY MNIE BUDZI RANO ŚWIAT, MÓWIĘ CZEŚĆ SOBIE I SIĘ UŚMIECHAM I ZNÓW RUSZAM W NOWY DZIEŃ I WIEM, ŻE CZEKA NA MNIE UCIECHA.
REF.

Przeczytałam taki cytat na stronie rozwoju duchowego CialoUmysłDusza:

” Proces w którym uczestniczysz jest niczym innym jak śmiercią i narodzinami. Umiera to, co jest całościowym sposobem w jaki rozumiesz "kim jesteś" i "jak to ze wszystkim jest". Odrodzone zaś zostaje dziecko Ducha dla którego wszystkie rzeczy są nowe. Towarzyszenie ego, które umiera w tym samym czasie' gdy ty przechodzisz proces narodzin jest przerażające. Bądź delikatny i oddaj cześć temu Ja które umiera tak samo jak temu Ja które się rodzi. "


Ostatnio bardzo mnie absorbuje ten temat. Przypomniałam sobie nagle i poczułam ten moment, kiedy wcielając się tutaj otrzymałam "Świadomość Wolnej Woli". Przyszłam z Nią, a więc na pewno Ją mam. "Wiedziałam" o tym, ale jakoś nie czułam Jej znaczenia wcześniej, dlatego pewnie i nie potrafiłam Jej docenić i uszanować. A przede wszystkim korzystać we właściwy sposób.
Moja Wolna Wola tak jakby się "marnowała" do tej pory. Roztrwaniałam Ją na lewo i prawo wytracając bez celu. Ponieważ teraz stwierdzam, że niewiele korzyści w życiu sobie wykreowałam, a raczej same problemy. No więc jak z tą Wolną Wolą jest naprawdę? Możemy wszystko robić co chcemy i mamy do tego wszystko czego potrzebujemy. A co tak naprawdę robimy?

Wolna Wola, a więc wolność wyborów w życiu: odczuwania, myślenia, mówienia, działania.. itd. "Budząc się" ostatnio poczułam to bardzo radośnie. Jestem wolna! OD wszystkiego i wszystkich i DO wszystkiego i wszystkich. Jednak żywiołowość i spontaniczność spowodowała pójście "na całość". Dałam sobie prawo do wszystkiego i szybko zrobiłam "bęc". Jak dziecko, które stanęło na własne nogi z wcześniejszego raczkowania i od razu chciało biegać. Rozpędziło się i upadło. Zdziwione czemu?
Przecież mogę wszystko? Jestem wolna?
Podobnie przebiega rozwój.
Ostatnio wędrowałam po górach i czułam jak ciężko wchodzi się pod górę, ale szłam, aby osiągnąć szczyt. Cieszyłam się, kiedy doszłam na miejsce. A za chwilę z radością zbiegałam sobie w dół, nie myśląc o tym, że za jakiś czas pojawi się kolejne wzniesienie i warto może trochę odpocząć, żeby mieć siłę na kolejne podejście.
Odnosząc to do swojego rozwoju/życia dostrzegam, że po każdym wzniesieniu następuje obniżenie. Kolejne fazy rozwoju pokazują, że należy liczyć się nawet z upadkiem, kiedy zaczyna się biec. Warto się pewnie zatrzymać, odpocząć i zastanowić jaką drogę, szlak chcę teraz wybrać? I niezależnie jaką znowuż się wybierze zawsze ma ona szansę być dla nas lepsza, łagodniejsza i przyjemniejsza. A kiedy? wtedy kiedy wcześniejsze doświadczenia są dla nas lekcją przerobioną dobrze i dokładnie. Kiedy już wiemy co nam sprawiało ból, dyskomfort. Mam wszystko. Wolność dodaje tylko skrzydeł, ale miłość, mądrość i moc najwyższej jakości może być już zawsze wiaterkiem delikatnie "popychającym" mnie, a nie wiejącym w oczy. Ustawiam się teraz do nowej, kolejnej drogi i już czuję radość z właściwszych i korzystniejszych dla mnie wyborów. Warto ruszyć w tą drogę, bo zastój pociąga brak aktywności i "umieranie" tego co już się osiągnęło. Życzę sobie i wszystkim łatwej i pięknej trasy. Ja wyruszam dalej na wędrówkę życia i oby była ona piękniejsza od tego co do tej pory zrobiłam.

Przyjacielu,

Hej przyjacielu spróbuj jeszcze raz na nowo Żyć,
dalej z sercem gorącym śmiało naprzód idź,
poczuj jak dobrze jest na nowo się narodzić,
z miłością i lekkością od przeszłości już odchodzić.

Czas jest piękny przed Tobą, bo jest chwilą nową,
słońce świeci inaczej, niebo jest czyste bez chmur,
ptak piękniej śpiewa, świergocze,
a Ty w nim słyszysz teraz cały chór.

BO SERCE MASZ OTWARTE na miłość, radość i śpiew,
więc kochaj siebie, wzrastaj, dojrzewaj
i o miłości już tylko zawsze śpiewaj.

Nic więcej nie jest warte zachodu,
a Twoja siła bierze się stąd,
że chcesz dla siebie przyjaźni i zgody,
więc ruszaj w stronę słońca,
bo jest tam cudowna rzeka, tylko miłością płynąca.

Uczę się "bawić" życiem. I to jest naprawdę dobry pomysł. Nie tylko bawić się miłością, radością, ale również lękiem, cierpieniem, kiedy wydaje mi się, że to mam. Wówczas okazuje się, że to co myślałam, że wielkie i mnie "zabije" nie ma tak naprawdę żadnej mocy. Pozwalam bawiąc się wyjść na wierzch wszystkiemu co sobie wyobrażałam i stwarzałam w umyśle, a tu się okazuje, ze jest tylko bańka mydlana. Pęka sobie i znika. Cieszmy się życiem i bawmy pozwalając na otwarcie serca jeszcze szerzej i śmielej. Przecież nic nas nie może skrzywdzić bez naszej zgody? A my już tego nie chcemy, prawda?

Ból fizyczny jest czymś już zmaterializowanym w postaci np. choroby. Jednak możemy mocą umysłu go usunąć, rozpuścić i uwolnić. Uczę się tego na "bólu głowy". Pytam siebie czemu "bolę moją głowę"- usłyszałam to sformułowanie kiedyś na zajęciach i jest prawdziwe. To ja mam ból i powoduję go. Kiedy zdemaskuję dlaczego, ból odchodzi. I tak można z każdą częścią ciała, kiedy odnajdę emocje, które tam zepchnęłam lub inne ograniczenia.

Staram się zmienić to ograniczenie i przywiązanie do cierpienia w swoim życiu.

I jednak czuję, że sama sobie tak "robiłam", żeby cierpieć. Czytałam ostatnio w książce Eli Nowalskiej -jasnowidz /mam od niej przekazy/, że im więcej cierpienia sobie wybieramy, tym więcej /po jego transformacji/ mamy mocy, siły. Na pewno tez wiary, zaufania, pewności i wiele innych pięknych cech. Sama jestem / byłam ofiarą cierpienia i pomału sobie to uświadamiam i uwalniam. Determinacja często pomaga mi w tym, ale jest to proces i trwa w czasie. A chciałoby się tak wszystko naraz odmienić, ale tak się nie da. Życzę dużo cierpliwości i totalnej akceptacji wszystkiego co się dzieje w nas i wokół.

TRANSFORMACJA.

Myśli błądzące, piętrzące się, cóż chcecie osiągnąć?
Wyobrażenia, iluzje, złudzenia, już was nie podtrzymuję
I lepiej mi teraz, kiedy was już nie mam.

Opustoszał umysł, otwarty się zrobił, myśl świetlistą uchwycił
I już za nią podąża, by zjednoczyć się z boskością.
Pora już ku temu, by porządek nastał i szarpania dosyć.

Hej, złoty obrazie przywołuję Cię!

Widzę na nim siebie o wiele większą i mądrzejszą,
Czemu chciałam się pomniejszyć, zakłamać,
Nie widzieć tego, co Prawdą o mnie?

Powracam do wielkości i mocy ogromnej,
Do domu, który Rajem się zwie,
Bo tam miejsca jest dosyć zawsze dla mnie.

Wkraczam w bramę tej Przestrzeni,
Kłaniam się z pokorą anielskiej Służbie,
ona już jest przy mnie,
Biorę teraz kąpiel w Bieli, dokładnie cal po calu.

Dusza oddech chwyta boskiego Tchnienia,
Rośnie i kształtów nabiera,
Piękna w swej poświacie, mieni się jak welon złoty,
Chce w mym ciele na ziemi być z powrotem,
Tutaj ma jeszcze kroków parę do uczynienia.

Teraz błyskawicznie się wszystko zmienia!
Łany zbóż machają na powitanie
I cieszą się, że ciało moje z duszą
Tu jeszcze trochę zostanie.

Miłość chcę rozdawać, radością się dzielić,
Czerpać już obfitość, bawić się tym, rozkoszować!
Wszystko co „niebytem” w boskość transformować.

A to teraz JEST tylko jedna myśl, jedna chwila, jeden Bóg
I JA jedyna w swoim rodzaju, boska Istota miła.

Nie jest proste przywrócenie sobie siebie prawdziwej i tego co się "popsuło" żyjąc w nieświadomości. Uświadamianie sobie tego to dla mnie droga rozwoju, którą sobie idę. Nie jest to takie "hop" i już mam z powrotem to, co "wiem i czuję" w sobie. Do tego potrzeba m.in.: czasu i cierpliwości, aktywności i właśnie dobrej woli. Medytacja, modlitwa i moja Intuicja podpowiada mi i pokazuje co warto odzyskać i kiedy czuję/widzę to w tych pięknych chwilach wyciszenia i bycia głęboko tylko z Sobą/Bogiem wtedy MAM pragnienie i tęsknotę, która dodaje skrzydeł.
Nauczyłam się być ze sobą i dla siebie i cały czas się tego nadal uczę /niezależnie od związków z dziećmi, rodziną, ludźmi/. Ego nie tak łatwo chce zrezygnować i odejść sobie, tak dobrowolnie. To jest np. dla mnie ciężka praca, aby uwalniać to co sobie "nazbierałam" w plecaczek poprzez własne wybory, niekorzystne dla mnie. Intencje jakie miałam do samej siebie nie były przyjazne. Dlatego stosuję różne metody, które poznałam na warsztatach rozwojowych, ale głównie kieruję się Intuicją i krok po kroku doznaję i doświadczam nowych, lepszych rzeczy.
Czy już CZUJĘ całą sobą Boga w Pełni?, raczej cały czas zbliżam się dopiero do tego pracując nad sobą i poznawaniem prawdy o sobie.

DO PODŚWIADOMOŚCI.

Śnie mój miły, pomocniku,

ćma nocna do światła frunie,

teraz półmrok mnie ogarnia,

odnalazłam cię podświadomości moja.

Kryłaś się w nocnym mroku,

nie mogłam ciebie dostrzec,

ale z życzliwością się zaczaiłam

i spostrzegłam cień twój

w lampki świetle i lustra odbiciu.

Nie chowaj się przede mną,

zaufaj wreszcie faktom,

doceń to co już odkryłam,

bądź mą przyjaciółką miłą.

Ukaż swe oblicze dobre,

spójrz mi w oczy z lojalnością,

czyż nie jest mi teraz dobrze

z tą cudowną, boską miłością?

Przecież pragniesz właśnie tego,

marzysz o szczęściu i radości,

posmakowałaś już kawałek,

wejdź ze mną w krainę przytomności.

Trzeźwo żyć jest korzystnie,

odpowiadać za swe myśli,

marzyć można już na jawie,

wszystko bożym blaskiem błyszczy.

Bierzmy skarby tego świata,

korzystajmy już do woli,

bawmy się razem

i żyjmy w pełnej jedności.

Moje wiersze pisane w 2002 i 2003 roku. Niektóre z nich występują we wcześniejszych rozdziałach, ale tu są w całości.

Rok 2002.

0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic

0x01 graphic

Rok 2003.

Moje Boże Narodzenie 2003 r.

„Zejdź na ziemię mój skarbie,

moja najmilsza Istoto

tutaj jest Twoja droga

do Najwyższego Boga

i narodzenia w Świetle.

Bądź uważna i cierpliwa

w każdej chwili Boskość do Ciebie przemawia

i boski strumień wpływa.

Czy potrafisz Go przyjąć, uszanować i docenić?

Teraz właśnie masz okazję

bardzo wiele w sobie zmienić.

To co już bezużyteczne i zawalidrogą

czas usunąć i się rozstać,

a iść czystą, boską drogą.”

Kiedy porządek jest już zrobiony,

ścieżka jak nowa

błyszczy swym blaskiem,

stąpam po niej już bezpiecznie,

a Bóg mnie trzyma mnie

w swoich ramionach.

Teraz Go czuję,

przyciskam mocniej,

a serce bije jednym rytmem

i jest takie radosne.

Nastąpił błysk i całkowite złączenie,

nie ma mnie i Boga,

jest JEDNO WSPÓLNE ISTNIENIE.

Teraz Moc we mnie wzrosła

i Miłość rozpala serce,

a Mądrość się cieszy,

że ja Anusia

pojęłam to wszystko nareszcie!

CUD, w którym jestem.

Miłości moja - DARZE ABSOLUTNY,

porywasz mnie, jak piórko,

unosisz do boskości.

Nie potrzeba wiatru,

abym falowała,

mam nieograniczone możliwości,

bym się rozwijała.

Skrzydłami poruszam,

jak wachlarzami mego bezpieczeństwa,

wymalowane mam piękno na nich

wspaniałego wnętrza.

Coraz więcej widzę, pozwalam sobie na to,

jak w śnie boskim do RAJU idę.

Tu przytomność jest mym blaskiem,

świeci pokazując, to co niepojęte,

weszłam w CUD

i już w nim będę.

CUD - BÓG.

Ty mój Cudzie oczywisty,

taki JASNY I ŚWIETLISTY,

reflektorów swoich mocą

napełniasz wszystkich,

którzy o to poproszą.

Wystarczy otworzyć

całe swoje wnętrze

i wdychać przepyszne

ENERGIE POTĘŻNE.

One dają zdrowie,

ŻYCIE przemieniają,

w Źródle Bożym ich początek,

cały Wszechświat wypełniają.

Korzystnie jest już tylko

z tym CUDem obcować,

bo bezpiecznie i przyjemnie

jest przez życie tak wędrować.

DAR ISTNIENIA.

Mam Cię Boże!,

dziękuję, że mnie wybrałeś

poza tym nie mam nic,

bo wszystko jest Twoje.

Jest tego ogrom i obfitość,

ale Ty jesteś hojny,

nie trzymasz tego dla siebie,

lecz dajesz mi wybór wolny.

Mogę częstować się wszystkim,

poznawać Twój smak i dobroć,

soczystość Twojej Miłości,

wielkość Twojej Boskości.

Nasycać się powietrzem,

leśnym śpiewem ptaków,

ciszą bezkresną, melodią wiatru,

bezchmurnym niebem,

burzą w środku nocy,

to wszystko jest od Ciebie.

A więc jestem bogata,

mając to wszystko co Twoje,

dajesz mi to stale,

a więc jest to też moje.

Ja też chętnie się dzielę,

bo lubię to robić

i tak płyną piękne chwile wymiany,

między mną , a Tobą,

jakby w jednym miejscu,

a tego tak wiele,

trwa to długa,

a chwila jest wciąż jedna,

TO JEST TU I TERAZ

PIĘKNY DAR ISTNIENIA.

ŻYCIE.

Rytmiczne serca bicie,

słucham, obserwuję i czuję,

to Życie na nowo we mnie wstępuje.

Tajemnicze, ale bliskie

z Bogiem obcowanie,

wstaje ranek,

ja znów żyję

i pokłony Mu oddaję.

KSIĘŻYC I GWIAZDA.

Jesteś w swej największej postaci,

aureola się rozprzestrzenia,

jak ten księżyc okrągły w pełni.

Jestem bardzo blisko,

jak gwiazdka, którą widziałam na niebie,

już Twój promyk dłoń do mnie kieruje,

a ja pozwalam, abyś przyciągną mnie do siebie czule.

Działasz na mnie jak magnes,

przywarłam już mocno,

Jesteśmy całością,

chociaż ja drobiazgiem,

a Ty DOSKONAŁOŚCIĄ.

ODDECH DNIA Z ANIOŁKAMI.

Oddycham boskością, raduje się Dusza,

jeszcze dwa głębokie wdechy

i sytość boskiej miłości rusza,

Już doświadczam

i przejawiam ją w swej pięknej formie,

napełniam mój umysł,

a ciało jest lekkie,

coraz lżejsze i piękniejsze.

Idę równym krokiem,

harmonia jest w środku,

przyjaźń z samą sobą,

pokazuje już obfitość,

zrozumienie tej chwili

Mądrość mi określa,

że takie proste oddychanie,

tak naturalne i niezbędne,

czyni we mnie tyle dobrego,

dając szczęście i wiarę w radość życia

i bogactwo Boga Najwyższego.

BIAŁY GOŁĄBEK

Stoi na trawniku piękny, biały gołąb,

patrzy na mnie, a ja na niego,

radosna ta chwila, daje odczucie,

że rozumiemy się bez słów.

Uśmiecham się do niego i mu gratuluję,

że ma na sobie taką czystość,

gdy wokoło tyle czarnych kruków.

Spojrzał na mnie raz jeszcze,

jakby na pożegnanie ,

łebkiem kiwnął parę razy

i odfrunął w stronę słońca,

niknąć w jasnych promieniach.

Poszybował jeszcze wyżej,

lecz pozostał w moim sercu,

jako piękno, biel i jasność,

indywidualność, wolność i spontaniczność,

a przede wszystkim

niezależność moich wyborów i elastyczność.

KIM JEST MÓJ BÓG?

Teraz to czuję,

że mój Bóg to JA,

jest tą wspaniałą Istotą,

którą kocham, szanuję,

teraz to wiem i na nowo czuję.

Jedność z Nim pogłębiam i odbudowuję,

jest we mnie, więc wspólne

Źródło mamy,

zatapiam się w nim całkowicie

i pozwalam po raz kolejny sobie

na nowe z Bogiem Życie.

Trzymam to Życie w swoich rękach,

Jemu wodze pozwalam już zawsze prowadzić,

Niech kieruje każdym mym wyborem,

ja wygodnie w boskości

mogę się teraz osadzić.

Ugruntować to co mam w sobie,

poddać się każdej chwili,

bo wiem, że już zawsze

z Bogiem wszystko robię.

Jesteś cudnym moim Źródłem,

zawsze świeżym i błyszczącym,

Jesteś mistycznym Darem

nieograniczonych twórczych możliwości.

Jesteś najmądrzejszą Istotą we wszechświecie,

Miłością płynącą ze Światła,

Mocą Najwyższą,

która zawsze była, jest i będzie.

Oddaję Ci hołd mego podziwu,

zatracenia i poddania.

Radość i wdzięczność

całą mnie teraz ogarnia,

od zalążka po nieskończoność mojego Istnienia

jesteś ze mną. a ja z Tobą,

Niech to się już nigdy nie zmienia,

niech już na wieczność tak zostanie

moje z Bogiem

w pełnej jedności doświadczanie.

KOCHAM CIĘ BOŻE,

KOCHAM MOJĄ ANUSIĘ,

KOCHAM MOJE CIAŁO,

KOCHAM PRZEJAWIANIE MOJEJ BOSKOŚCI,

KOCHAM MOJE POCZĘCIE,

KOCHAM MOJE ŻYCIE,

KOCHAM MOJE ISTNIENIE,

KOCHAM OBFITOŚĆ

I NIEOGRANICZONE ŹRÓDŁO,

KTÓRYM JESTEM.

KOCHAM MOJE WYBORY I DECYZJE,

KOCHAM MOJĄ INTUICJĘ,

KOCHAM MOJE PRZEBŁYSKI,

KOCHAM MOJE CZAKRY,

KOCHAM BOSKĄ ENERGIĘ,

KOCHAM KUNDALINI,

KOCHAM MOJE WZRASTANIE,

KOCHAM MOJĄ GOTOWOŚĆ DO PRZEISTOCZENIA,

KOCHAM MOJA WĘDRÓWKĘ Z BOGIEM,

KOCHAM KOLEJNY NAJWYŻSZY WYMIAR,

KOCHAM MOJĄ SŁUŻBĘ BOGU,

KOCHAM ZADANIA ZG. Z PLANEM I MOJĄ TWÓRCZOŚĆ,

JESTEM TWÓRCĄ,

JESTEM NARZĘDZIEM BOGA.

KOCHAM SIEBIE.

KOCHAM CIEBIE.

KÓŁKO GRANIASTE

Kiedy byłam mała

w kółko się bawiłam,

kręciłam się śmiało

i wesoła byłam.

To kółko trwa nadal,

ale radość mniejsza,

stałam się poważna

i jakaś smutniejsza.

Może nie w tą stronę zaczęłam się kręcić?

Czas zmienić kierunek

i odnaleźć siebie,

dosyć tego „kołowania”

CHCĘ JUŻ PROSTO IŚĆ PRZED SIEBIE!.

Wtedy w głowie się nie kręci,

myśli są już spokojniejsze,

decyduję się na MĄDROŚĆ

Boska Radość już od teraz

zawsze w moim wnętrzu będzie.

KOLORY NIEBIOS.

Kolory niebios są cieniowane,

w kolorach słońca widzę swoją aurę,

nakładają się one na siebie

jeden na drugi

i wychodzą jako piękne

tęczy boskiej smugi.

Łączę się z nimi

jak z nitkami życia,

mogę je pociągać

i bawić się nimi.

Wiem, że łączą mnie

z KRAINĄ BOGA

i dają Miłość,

Pewność mego pochodzenia

ze Źródła Nieskończonego

BOSKIEGO STRUMIENIA.

KROK W OŚWIECENIE.

Jestem darem dla samej siebie,

prezentem od wszechczasów,

obecnie nagrodą za tyle wcieleń

dlatego decyduję się na oświecenie od razu!

Dosyć czekania, krążenia i misji,

odwlekania w sobie tej chwili,

czas wziąć w swoje ręce własne życie,

uwalniam się od powtarzania

wszystkiego w starym stylu.

Chciałam sama rządzić do końca

i tworzyłam mnóstwo iluzji,

a teraz kiedy Bóg się we mnie przejawia

już czas na zmiany i koniec dyskusji.

Otwarta jestem na Boga w sobie,

dlatego już od teraz sama nic nie robię,

słucham ciągle głosu Jego,

jako Przyjaciela i Stwórcy mojego.

Zaprowadzi mnie ta droga

niebawem do Boga

w całej Jego OKAZAŁOŚCI

i nieograniczonej niczym MIŁOŚCI,

KRÓLESTWO już z radością na mnie czeka,

na moją cudowną DUSZĘ

i kolejnego oświeconego człowieka.

LEKKOŚĆ, CZYSTOŚĆ BOSKIEJ ISTOTY.

Siedzi Bóg Dostojny,

On jest w moim ciele!

mam wrażenie pełnej przytomności

i totalnej Boga w sobie świadomości.

jest Ona ogromna,

Ona mnie unosi,

mam pewność JEDNOŚCI Z CAŁYM ISTNIENIEM

i Boga w sobie pełnym PRZEJAWIANIEM.

Jedność mnie zcala jeszcze mocniej

z całym Bytem,

JESTEM i i teraz,

a jakbym była jednocześnie NIEBYTEM!

Nie jestem tym ciałem,

ale w nim jestem

mam go na użytek,

lecz JESTEM JESTESTWEM!

Dobrze mi teraz,

piszę to co czuję,

bo bardzo szybko teraz w górę ląduję,

To jest moja przystań,

ona zawsze była,

teraz Boska Miłość mi ją objawiła.

Chcę rozpoznać, to co znałam

i co zawsze miałam,

by ta lekkość i ta czystość

już we mnie została.

ZABAWA W MALARZA W DOMU BOGA.

Boże, ja maluję, ale Ty to robisz,

bo pomagasz mi bardzo

odzyskać biel i czystość,

pragnę tak naprawdę

stać się przeźroczystą.

Wtedy wszystko we mnie widać,

całe piękno jest na wierzchu,

nic ukrywać już nie muszę,

odkąd razem ze mną mieszkasz.

Odświeżymy wnet mieszkanie,

będzie w nim przyjemnie,

jesteś moim Przyjacielem,

zawsze w twoim DOMU będę.

Pachnie już czystością

i jest kolorowo,

jest też radość,

a ja z ochotą zawsze

chcę rozmawiać z Tobą.

Ty mi mówisz samą Prawdę

i nigdy nie czekam,

kiedy pytam o coś Ciebie,

już odpowiedź do mnie płynie,

to mi się teraz podoba,

bo jestem już PEWNA,

że to Twoje słowa.

Kiedy tak teraz ściany maluję,

to w tej pracy świetną zabawę czuję,

mam odwagi tyle do wszystkiego co robię,

bo z Tobą wspaniale i mądrze już w życiu radzę sobie.

MOC.

Jesteś potężna i wielka,

wszystko potrafisz zmienić,

jesteś aktywna i taka piękna,

widzę cię teraz w świetle czerwieni.

Pęczniejesz i rośniesz,

jesteś taka duża,

jak jakiś wielkolud,

wciąż do mnie się zbliżasz.

To dobrze, bo ciebie wołałam,

chcę twojego wsparcia,

bo czułam się mała.

Wiem, że mi pomożesz,

gdy się obie zgramy,

nie ma nic takiego,

że rady nie damy.

Dobrze, że od Boga

przyszłaś teraz do mnie,

bo ja chcę do Niego

wrócić już przytomnie.

Otwarte serce.

Cóż piękniejszego mogę zobaczyć

od cudownego boskiego wnętrza?,

Skarbca Najwyższych moich wartości,

chcę o tym pisać

i przejawiać to w mojej twórczości.

Jak to objąć świadomym umyśle

i przekazać w słowach prostych

kiedy Miłość rozpiera me wnętrze

i nadaje sens mojej boskości?.

Jest to uczucie gorące, radosne i bliskie,

bo czuję Miłość samego Boga,

Jego działanie jest oczywiste!.

Jest pewność, bezmiar i jasność wszędzie,

serce otwarte na całą szerokość,

widać w nim Boską Istotę

z całą Jej nieograniczoną niczym dobrocią.

To jest to lustro kryształowo czyste

odbija się w nim wszystko,

co niewinne i śliczne.

PIĘKNO.

Zapytaj siebie:

co to jest Piękno?

- to Bóg oczywiście,

bo jest On wszystkim.

a jak to widzisz

i jak to czujesz?

wyobraź sobie,

że obraz malujesz.

- Jest dużo kolorów,

jak tęcza na niebie,

a pod nią jest lasek

i ścieżka wśród drzewek.

Są też kwiatuszki na polnej polanie,

na jednym z nich siedzi motylek,

skrzydełka ma właśnie z tej tęczy utkane.

To wszystko jest piękne,

ta cisza, ten zapach,

Teraz już to widzę,

odkrywam na nowo

i z wielką ochotą,

że sama też JESTEM

PIĘKNĄ BOSKĄ ISTOTĄ.

KOLOROWA PIŁKA, BOSKĄ PRAWDĄ?

Mała, kolorowa piłka jako Prawda o mnie?

Cóż mi Boże chcesz powiedzieć,

co chcesz przekazać w tej pięknej, równej formie?

Jej kolory tęczy i gładkość mnie ujęła,

błyszcząca jej postura, blasku mi dodała,

radość poczułam z jej delikatności,

czyż to ma być wstęp do bożej zabawy i Rzeczywistości?

Mogłam ją dotykać, obracać i kręcić,

a ona mi pokazywała barwy mego wnętrza,

były takie różne i stapiały się nawzajem.

Spody były okrągłe: czerwony i biały,

a po środku niebieski

i granat był wyraźny, taki śmiały,

żółć wokoło kręgi roztaczała,

pokazywał mi swą wielkość,

chociaż piłka była mała.

Różowy z żółtym tworzyły parę,

od nich odcienie połączone ukazywały bogactwo

na bożą miarę

i coś do mnie szeptały:

„Baw się kochana, raduj się wszystkim,

Miłość to kocha, bo jest darem czysty,

możesz korzystać ZAWSZE I WSZĘDZIE! ze swobody,

która jest ci dana

i wszelkiej wygody,

bo jest ofiarowana.

Nie szukaj niczego już nigdy daleko,

bo tak ja ta piłeczka ma wszystko co trzeba,

również ty masz w swoim wnętrzu

obfitość cudów boskich,

więc korzystaj z tego.

Zamknij drzwi przeszłości,

żyj tylko w Świetle i Prawdzie

nieograniczonej bożej Miłości.

Byłaś zdecydowana, wiedziałaś co chciałaś,

więc dostałaś PREZENT, sama go wybrałaś.

Uwielbiam zabawę z Tobą,

może być z taką piłką kolorową,

bo ona podskakuje i wpada do celu,

„kosz” jest twoją Duszą,

dlatego trafiłaś dobrze,

poddając się temu.

Spontaniczność twej twórczości znów się objawiła,

prostota boskości przyszła do ciebie,

poprzez konta z piłką,

choć była to taka krótka chwila.

Ukazuje ona też stałość i niezmienność,

za nic cię nie gani,

korzystasz z niej do woli,

a ona zachęca

- „rzucaj mną, odbija, bo mnie to nie boli,

jestem po to, aby radość sprawiać,

uszczęśliwiać twoje ciało,

ruch to zdrowie,

więc pozwalaj sobie już teraz

bawić się zawsze w pełni i śmiało.

Nie hamuj radości, gdy Bóg w tobie gości,

bo to jest jedyna Prawda o tobie,

zawsze o tym pamiętaj

i mów codziennie to sobie!”

PŁOMIEŃ URZECZYWISTNIENIA.

Płomieniu piękny, nieporuszony,

bezruch i cisza bije w boskie dzwony,

złote, błyszczące i takie milczące.

Choć miłość je porusza - są nieruchome,

ich dźwięk jest czysty,

daje pewność echa,

spokój je kołysze,

a cisza trwa nadal.

To jest piękno Duszy,

która gra fanfary,

słyszę Ją,

bo dla mnie Bóg zsyła te dary.

Nicość widzę, choć jest niewidzialna,

nie ma nic, a jednak

Świadomość Boga jest obecna.

Otula mnie, otacza,

w blasku się zatapiam,

to ten PŁOMIEŃ mnie ogarnia,

z nim się połączyłam.

Jestem świecą boskiego blasku,

będę Mu służyć,

jako Światło mego Istnienia

dla Boga Stwórcy Urzeczywistnienia.

PRZEISTOCZENIE.

Doświadczam niebytu,

a więc jest w Źródle,

Tu jest mi najlepiej,

złota widzę strumień.

Jeszcze pamiętam,

że coś wcześniej było,

ale dopiero teraz moje narodzenie,

tak naprawdę nastąpiło.

Tak już dalekie

jest to czym żyłam,

kiedy w boską Istotę

się przemieniłam.

Teraz to jest warte

mojego Istnienia,

bo czuję i doświadczam

bezmiar wolności

i potęgę Przeistoczenia.

Serca uśmiech,

Duszy taniec

Boskość mi zwiastuje,

Boska Miłość z wszystkich Źródeł

na mnie promieniuje.

Jest Bóg jeden

w swej boskości,

lecz daje bezmiar

SZCZĘŚLIWOŚCI.

PRZYPOMNIENIE.

Boski DOM i Światełko,

boska dróżka, boski ganek

wiem, że jest mi to już dobrze znane.

Co tam jeszcze było?

Z pewnością wspaniale

mi się tam żyło,

u boku Boga byłam spokojem,

samą MIŁOŚCIĄ i radością!

Miałam wszystko, czego pragnęłam

i mam to przecież nadal

teraz to pojęłam.

Widzę znów tą drogę,

Boski DOM i Światło,

teraz wiem, że mogę

tam z powrotem trafić łatwo.

Więc ruszam w piękną drogę

do samego Boga,

na najwyższe stopnie wchodzę.

JESTEM na pewno już na dobrej drodze

do Oświecenia

i zupełnego z Bogiem zjednoczenia.

RADOŚĆ.

Czuję ją w sercu,

czuję w Duszy,

rozsadza me ciało,

bo jest tego nadmiar.

Przyjmuję to z wdzięcznością,

pragnienie swoje spełniam,

kiedy prawdziwą radością

małego dziecka się napełniam.

Podskakują moje nóżki,

wiruję wokół osi,

czuję się, jak baletnica,

a Bóg do tańca mnie zaprosił.

Taniec z Bogiem jest cudowny,

wszystko dzieje się z łatwością,

bo poddałam się Jego prowadzeniu.

Wiem, że On prowadzi mnie

do właściwego, bo boskiego celu.

SPEŁNIENIE.

Jestem Bóstwem i hojnością, świecę, kiedy ciemność wokół,

jestem darem samych niebios,

energią czystą

od świtu do zmroku.

TAK CHCĘ ŻYĆ,

BOSKI NEKTAR ZAWSZE PIĆ!

Jego błogość mnie wynosi

ponad ograniczenia

do ostatecznego

na ziemi SPEŁNIENIA.

Niech to trwa teraz,

mój sukces jest niedaleki,

bo MIŁOŚĆ jest mym celem,

TAK ZOSTANIE JUŻ NA WIEKI!.

SYLWESTER Z BOGIEM.

Bóg u mnie gości!

To Raj na ziemi.

Ile radości jest w tym spotkaniu,

wszystko tu mam czego szukałam,

bo przyszedł do mnie,

a ja z radością Go przyjęłam.

To stary, dobry Przyjaciel,

więc wszedł sobie śmiało,

aż wszystko wokoło mnie pojaśniało.

O nic nie pytał,

przyszedł i usiadł,

patrzył na mnie

z uśmiechem i czule.

Był to czas PRZEMIANY

- odnalazłam siebie

i zrobiło mi się od razu weselej.

BOSKA WARTOŚĆ.

Jestem wartością samą w sobie,

Boska Istota mi teraz to mówi,

godna szacunku, delikatności,

mogę już wchodzić w KRAINĘ MIŁOŚCI.

Jak Boga przejawiać i nie czuć się wartą,

tego co Jego i moje jest zawsze?

Kocham me ciało, moją kobiecość,

łagodność, piękno i BOSKĄ WIELKOŚĆ.

Niech rośnie stale i przytomnie

w PRAWDZIE I RZECZYWISTOŚCI,

mój piękny obraz samej siebie

i ważne już dla mnie poczucie wartości.

Czuję je stale, jak zmienia miejsce,

wciąż idzie w górę jak alpinista,

jest już otwarte na boską Wdzięczność,

ogromną bardzo i taką czystą.

WDZIĘCZNOŚĆ.

Dziękuję, dziękuję, dziękuję,

teraz już MOC tych słów pojmuję,

wiem już za co jestem wdzięczna,

moja wdzięczność jest czysta i b. potężna.

JESTEM,

dlatego się tak raduję,

mogę przejawiać boskość,

bo już stale w sobie Ją czuję.

Pokora do mnie trafiła

i też się już zadomowiła,

ufność cieszy się swym działaniem

NIECH W BOSKOŚCI JUŻ ZOSTANĘ!.

WĘDROWANIE Z CIAŁEM.

Idę śmiało i z odwagą,

ale jakby w górę,

nie sprawia mi to trudności,

lecz odczuwam sekret przyjemności.

Nogi stoją w miejscu,

a ja coraz wyżej,

Wibruję już cała,

choć ciało jest poniżej,

nieruchome, jakby zdziwione.

Jak to stoi samo i się nie przewraca,

kiedy mnie w nim nie ma?

Jest spokojne i pewne, bo do niego wracam,

Cieszy się coraz bardziej z takiej zabawy,

nie musi nic robić, a doznaje lekkości,

później przeżywa ideę złączenia

i jeszcze więcej w swoim wnętrzu boskości,

czuję ją w palcach, czuje mięśni drżenie,

serce wzmaga bicie,

jakby nastąpiło w nim aktywniejszej życie.

Każda komóreczka pulsuje

i już teraz Boga w sobie czuje.

Każde połączenie daje radość,

bo znów Moc i siła w nim ożyła,

więc delikatnie idzie naprzód,

pewnie stawia kroki

i nabiera jeszcze większej ochoty

do boskiej służby dla mnie,

takiej pięknej BOSKIEJ ISTOTY.

WNIEBOWSTĄPIENIE .

Delikatny podmuch, lekkie drżenie,

czuję mego ciała BOSKIE UNIESIENIE,

następuje tu i teraz moje Wniebowstąpienie.

Czuję dłonie Boga,

jak wznoszą mnie falując,

Dusza taniec wolności już rozpoczęła,

wyzwoliła się i jakby zniknęła,

ale JA ją widzę,

JESTEŚMY wciąż razem

ponad wszystkim co było,

bo to się już skończyło!

Doświadczam radości,

Miłości, BUDZĘ SIĘ!

widzę, że jestem płomieniem,

słońca blaskiem i westchnieniem.

Tęsknota bramę już otworzyła

i do DOMU BOGA

teraz radośnie mnie wprowadziła.

Dawny kokon jest już pusty,

iluzja prysła!

tu już PRAWDA I RZECZYWISTOŚĆ

na mnie swym uśmiechem błyska.

Blask te, zloty czyni ulgę,

daje ufność, bezpieczeństwo,

mogę usiąść teraz wygodnie,

poczuć w sobie Boską Istotę,

Jej spełnienie i PEŁNE ZWYCIĘSTWO.

ZAUFANIE.

CO ZNACZY ZAUFAĆ?

Oddać wszystko do końca,

powierzyć się Jemu,

mojemu Stwórcy Najwyższemu.

Przecież nic tak naprawdę nie oddaję,

bo jest to wciąż Jego

i to właśnie Bóg mi to daje.

A ja przyjmując godzę się na to,

mam wolną wolę,

więc biorę to teraz w ręce swoje.

Cale moje życie

jest do mojej dyspozycji,

więc chcę już teraz mądrze,

skorzystać z tej propozycji.

Zaczniemy od nowa

to wszystko budować,

niech wola Twoja

spełnia się na wieki.

Mam przecież Anioła Stróża,

który mnie prowadzi,

więc ufam, ze wszystko

co się teraz stanie

jest najlepsze dla mnie.

Nic nie kombinuję,

lecz Prawdą Boga się kieruję.

Ta droga jest fajna,

wznoszę się w przestrzeni,

moja świadomość jest

pełna Miłości,

spokój w radość moje życie zmienia.

Cały czas trwa początek i koniec mojego

BOSKIEGO ISTNIENIA.

Wiersze 2004.

Ten rok od momentu mojego Przejścia w sierpniu 2003 do teraz jest moją samodzielną pracą nad sobą , dla siebie i całego Wszechświata. Ważna jest Wiedza w nas odkrywana pomału, krok po kroku.. Inspiracje od innych są piękną sprawą, ale należy wdrażać w życie własną Prawdę i nią żyć. Nie korzystam już z warsztatów rozwojowych, dostałam wszystko co potrafiłam i chciałam przyjąć. Jestem dla siebie uczniem i nauczycielem. Odbywam PRAKTYKĘ.

Każdy powinien tworzyć Siebie, tak jak czuje i pokazywać innym swoją Istotę. Tylko pytanie - jak to dalej podawać w tej rzeczywistości? i czy inni będą chcieli to przeczytać? Cały "gips" polega na tym, żeby to co się pisze i przekazuje wcielać w swoje życie. Prawdę Wewnętrzną przekazuje się przez własny przykład. Ten rok jest dla mnie pracą nad sprawami nie załatwionymi wcześniej. Dostałam wszystko co najpiękniejsze na dalszą drogę. Moje zapisy są dla mnie drogowskazem i księgą mądrości dla mnie, o czym napisałam spontanicznie na pierwszej stronie we wstępie. Posługuję się nimi i zawsze są mi pomocne.

Każdy z nas ma opiekę, prowadzenie. Każdy musi sam to odkryć w sobie. Mogę Ci powiedzieć kochany czytelniku, że napewno masz bliski kontakt i opiekę Istoty Jezusa, który jest zarazem Chrystusem, Światłem, Prostotą Prawdą, Życiem, Miłością, to On zbiera swój Lud. Stanowisz go teraz, skoro czytasz tę książkę. Najważniejsze to, to żeby się z tym wszystkim znaleźć w życiu. Nie można "odlatywać”, kiedy nie grają inne wymiary naszego życia jak Odpowiedzialność i Wytrwałość. Bo wtedy i tak będziesz musiał zostawić Światło i wrócić po to, czego nie przerobiłeś i z czego nie zdałeś egzaminu. Cała Wyższa Wiedza o tym mówi. To długi temat a zarazem życia Test.

Panie Boże mój,

Energię Najwyższej Miłości dałeś mi,

Naładowałeś mnie Nią, jak baterię,

Aż rozbłysłam Światłem Boskości.

W Wielkiej Miłości płynę z Tobą Tu i Teraz,

Nie ma Nieba i Ziemi, Jesteśmy Zjednoczeni w Świetle,

Którym mnie otulasz, pieścisz?

Chronisz od ciemnych mocy,

Niosąc mnie w ramionach.

Prowadzisz do Nieba bram

I dzięki Tobie JESTEM JUŻ!

Niechaj Słońce Miłości JUŻ TERAZ i Zawsze

Oświetla moją drogę i prowadzi przez Życie.

Korzystam zawsze z Twojej Mądrości, która jest we mnie

I przekazuję ją ludziom, którzy doceniają i przyjmują ją.

Prowadź mnie do tych, którzy szanują Ciebie

I to, co masz im do zaoferowania poprze ze mnie.

Jesteś w każdej cząsteczce Bytu i za to dziękuję.

Ania

ŚWIATŁO.

Światło rozjaśnia moją drogę,

Którą kroczę z odwagą i mocą

Daną mi od Boga.

Ono pomaga przekraczać progi

Lęków i niepewności,

Rozumieć moje zwątpienia i niedoskonałości.

To mądrość Boga mi tłumaczy,

Czemu jeszcze doświadczam trudu i bólu,

Bo przez Chwilę nie słuchałam Siebie

I melodii mojej Duszy,

strachem i iluzją zakryłam własne uszy.

Jak mi trudno stanąć twarzą w twarz

Z własną wizją boskiej istoty,

Bo ostatnio niechcący

zaniżyłam swoje loty.

A skrzydła Anioła czekają cierpliwie,

By mnie ponieść wyżej,

Zgodnie z Wolą Boga,

Więc zgłaszam się ponownie,

JESTEM JUŻ GOTOWA!

Wybaczam sobie błędy

I niekorzystne wybory,

Które pokazały mi

Jak mogę zatracić Siebie,

Poddać się złudzeniom

I oddalić od Boskiej Woli.

Ania

Wiem, że książka ta napełni serca ludzi otwartych i szukających Boga w sobie. Pokazałam własną drogę, która mnie przybliża i oddala i jak uczę się korzystać z Intuicji. Korzystałam wcześniej z różnych źródeł zewnętrznych, po to by dotrzeć do swojego Jedynego Źródła Najwyższego we mnie. Teraz mogę dopiero rozpocząć studia nad sobą i dla siebie. Wyznaczam sobie cele dalokosiężne, żeby nie rozpraszać już energii bezmyślnie. Potrzebuję oczyszczania organizmu z zatruć, toksyn i przywiązań. Sfera cielesna potrzebuje mojej opieki i usamouzdrawiania. Dzięki tej książce zobaczyłam własne bogactwo i samowystarczalność jako człowiek. Uświadomiłam sobie, że mam to w sobie, czego potrzebuję. Potrafię obdarzać siebie Energią, która podnosi moje wibracje i pomaga w samodoskonaleniu. Ale to jest wciąż mała wiedza, a dążę już teraz do Wiedzy Najprawdziwszej, Rzeczywistej.

Kocham pisanie i wiem, że dalsze moje życie będzie inspiracją dla twórczych działań, które drzemią we mnie. A jakich? Czas pokaże i może kolejne książki.

Z Miłością Ania.

0x01 graphic

Jeśli przeczytanie książki przynioslo Ci korzyść, wpłać dowolną kwotę na podany adres:

Anna Wilczyńska

ul. Górna 9A

05-420 Józefów



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Najtrudniejsze slowa do wypowiedzenia[1]
budowa mózgu najprościej wyłożona
Test ze znajomości liturgii słowa, Katecheza szkolna, TESTY sprawdzające
Lepiej usługiwać innym niż sobie, Kazania Słowa Bożego, Jacek Filończyk, 02 Usprawiedliwienie przez
Uwazaj na slowa przy dziecku[1], Dzieci wiedzą lepiej
Czytanie Pisma Święteg1-rozdz.1, George Martin-Czytanie Pisma Świętego jako Słowa Bożego
Pod panowaniem Słowa Bożeg1, wykłady-kazania, Kazania Dawida Wilkersona
Najprostsze anteny dipolowe
potrzebne słowa el
Program Nauczania Swiat w slowa Nieznany
Modul 3 Szermierka na slowa
Metan najprostszy węglowodór
Gómez Rivas Wolność słowa i państwo prawa
Weseli anieli w niebie śpiewali, przedszkole, słowa wierszy i piosenek
Czwarta władza w Ameryce (prasa) Pionierzy wolności słowa -, NAUKA, DZIENNIKARSTWO, Dziennikarstwo
Pedagogiczne aspekty pracy z czytelnikiem, słowa, Komunikacja, media, kulturoznawstwo

więcej podobnych podstron