![]() | Pobierz cały dokument pozytywizm.opracowania.lektur.filologia.doc Rozmiar 810 KB |
Eliza Orzeszkowa, Nad Niemnem - treść
Tom I, rozdz. 1
Było lato, dzień świąteczny. Nad Niemnem stał duży dwór otoczony szeregiem małych. Od białych dróg odchodziły miedze, wszystko ukwiecone dzikimi roślinami, w dali były uprawy. Weseli ludzie wracali z kościoła - kobiety w chustach, z płaczącymi dziećmi.
Gdy tłum przeszedł, ukazały się dwie kobiety - jedna z dużą chustą, druga z pękiem leśnych roślin. Kobieta z chustą była wysoka i szczupła, pewnie silna, ale już nieco przygarbiona starością, jedynie oczy pozostały w niej interesujące i ogniste. Kobieta z kwiatami wyglądała trochę jak chłopka, trochę jak bogata panna, ubrana była w modną, ale skromną czarną suknię, jej postawa była delikatna i wyniosła, ale ruchy zdradzały wesołe usposobienie. Wyglądała na piękną i silną, ale dumną i chmurną zarazem. Na imię miała Justyna, starszą kobietę nazywała ciocią.
Stara wspomniała o ojcu dziewczyny, który romansował z Francuzicą. Opowiadała jak kiedyś biegła z kościoła, bo Emilka była chora, w zielonej sukni i ze spłaszczonym parasolem, a chłopi w polu wzięli ją za cholerę z łopatą. Nie uwierzyli ekonomowi i Bohatyrowiczom, że to nie cholera, ale Marta Korczyńska, kuzynka Benedykta Korczyńskiego. Ubodło ją to, bo miała tylko 36 lat (teraz ma 48).
Minął je powóz Różyca, w którym siedział drugi pan, żartujący sobie z nich. Jechali na obiad do Korczyna. Marta dziwiła się, że Justyna nie korzysta w łaskawości wujostwa i nie kokietuje mężczyzn, nie przyjmuje od wujków pieniędzy, utrzymuje siebie i ojca z procentów od swego małego majątku. A boso i bez kapelusza chodzi, bo znudziły jej się salony, poza tym nigdy nie będzie mogła do tego życia wrócić. Ciotka jednak myślała, że to przez to, że dostała kosza od rodziny Zygmunta Korczyńskiego.
Minął je wóz drabiniasty szczelnie załadowany gwarzącymi dziewczętami. Powoził na stojąco 30-latek pięknej budowy, ukształtowany tak przez pracę. Był to Jan Bohatyrowicz. Zamienił parę słów z Martą, która znała go, gdy był dzieckiem i spojrzał z błyskiem w oku na Justynę, która rzuciła dziewczynom kwiaty. Kiedyś ojciec Janka, Jerzy, i stryj, Anzelm, bywali we dworze na obiadach. Było wesoło, teraz wieczny smutek. Janek z oddali śpiewał pieśń Ty pójdziesz górą, A ja doliną; Ty zakwitniesz różą, A ja kaliną, którą dawniej nucił z Martą jego stryj. Marta powiedziała Justynie koniec pieśni: A kto tam przyjdzie albo przyjedzie, Przeczyta sobie: Złączona para, złączona para Leży w tym grobie!
rozdz. 2
![]() | Pobierz cały dokument pozytywizm.opracowania.lektur.filologia.doc rozmiar 810 KB |