3743


Annette KastFZahn

Hartmut Morgenroth

Każde dziecko może nauczyć się spać

Jak uniknąć problemów z zasypianiem i przesypianiem nocy u dzieci

Książka o zasypianiu i przesypianiu nocy

Czy spodziewacie się dziecka? A może właśnie się urodziło? Wówczas chcielibyście na pewno, aby od samego początku zasypiało i przesypiało całą noc bez problemów.

W rozdziale 3. Jak z waszego dziecka zrobić dobrego śpiocha dowiecie się, jak od początku przyzwyczaić dziecko do regularnych pór spania i jak je nauczyć zasypiać i przesypiać całą noc.

Czy wasze dziecko w wieku ponad sześciu miesięcy ma trudności z zasypianiem i przesypianiem nocy? Jeśli tak, to chcecie z pewnością znaleźć jakiś sposób, aby dziecku pomóc, a jednocześnie zapewnić całej rodzinie zasłużony spoczynek nocny.

W rozdziale 4. Jak z „nocnych marków" zrobić „dobrych śpiochów" dowiecie się, jak dziecko odzwyczaić stopniowo od niekorzystnych przyzwyczajeń przy zasypianiu i jak je w konsekwentny sposób nauczyć przesypiać spokojnie noc. Postępujcie przy tym zgodnie z planem terapii.

Wskazówki zawarte w rozdziałach 3. i 4. stanowią konkretną, praktyczną i łatwą do zastosowania pomoc, skuteczną już po kilku dniach.

W pozostałych rozdziałach udzielimy wielu rad na temat dziecięcego snu, zaburzeń snu i zachowania się w czasie snu. Znajdziecie tam liczne wskazówki jak postępować przy wystąpieniu szczególnych problemów. Książka o spaniu i przesypianiu nocy jest nie tylko cennym poradnikiem, ale też miłą i pasjonującą lekturą.

Po zapoznaniu się z licznymi poglądowymi przykładami i praktycznymi wskazówkami dojdziecie szybko do przekonania, że każde dziecko może nauczyć się spać.

1. Moje dziecko nie chce spać

W tym rozdziale opowiemy:

• o naszych doświadczeniach uzyskanych w gabinecie pediatrycznym i z własnymi dziećmi, mającymi kłopoty ze spaniem

• o tym, jak często występują problemy z zasypianiem w różnym wieku

Doświadczenia w gabinecie pediatrycznym

Kiedy świeżo upieczeni rodzice po kilku tygodniach czy też miesiącach dumnie pokazują swoje latorośle znajomym i przyjaciołom, na ogół pada wówczas pytanie: „A czy już przesypia noc?" I wszystkie matki i ojcowie doskonale wiedzą w czym rzecz! To bowiem, czy pierwsze miesiące życia waszego dziecka będą stanowiły radosny okres, czy też wypełnione będą codziennym zmaganiem się ze stresem, wyczerpaniem i chronicznym zmęczeniem, wiąże się w dużej mierze z odpowiedzią na to właśnie pytanie.

Także pediatrzy znają ten temat na wylot. W gabinetach pediatrycznych codziennie pojawiają się rodzice opowiadający dumnie i z radością o postępach w rozwoju swego dziecka, aby pod koniec westchnąć: „Ba, gdyby tylko chciało lepiej spać!” albo: „Kiedy wreszcie przestanie wyciągać mnie co noc z łóżka! Ja już nie mogę!”

Dr Morgenroth, współautor tej książki, bardzo nad tym ubolewał, że jako pediatra nie był właściwie w stanie udzielać skutecznych rad.

Szczególnie poruszył go przypadek bliźniaków, Piotra i Anniki. Z braku miejsca rodzina musiała na początku spać w jednym pokoju. Dzieci domagały się co godzinę do dwóch buteleczek, a to oznaczało przygotowywanie każdego wieczoru 17 butelek, w tym jednej stale podgrzanej. Rodzice zmieniali się co prawda podczas karmienia, ale byli coraz bardziej znużeni, jeśli nie wręcz załamani, bezowocnym czekaniem, że wszystko jakoś się unormuje. Bo sytuacja się nie polepszyła nawet wówczas, kiedy pediatra - wbrew swoim przekonaniom - przepisał środki uspokajające. Źle było nawet po przeprowadzce do większego mieszkania, gdzie dzieci mogły spać osobno. W wieku dwóch i pół lat dzieci same korzystały nocą z przygotowanych butelek, a rodzice musieli wstawać tylko trzy do czterech razy. Dopiero w wieku czterech lat, na urlopie, odzwyczajono bliźniaki od butelki i od tego czasu zaczęły przesypiać całe noce.

Wiemy, że można było rodzicom zaoszczędzić tego trudu, stałego braku snu i stresów między partnerami, wynikających ze skrajnego poświęcania się. Albowiem niemowlęta i małe dzieci, które wieczorami nie chcą zasypiać bądź też budzą się nocami po kilka razy, nie są prawie nigdy „dziećmi z problemami”, u których coś nie jest w porządku. Wręcz przeciwnie - są małymi, pojętnymi osobami. Reagują zupełnie normalnie i konsekwentnie. Również rodzice nie muszą się obawiać, że są winni zaistniałej sytuacji. Udzielając porad, poznaliśmy wielu szczególnie miłych i zaangażowanych rodziców gotowych zrobić wszystko dla swojego dziecka. Sumując ich doświadczenia wiemy obecnie, że wszystkie zdrowe niemowlęta w wieku co najmniej sześciu miesięcy są w stanie przesypiać całą noc. Jeśli tak nie jest, mogą się tego nauczyć. I to szybko.

Doświadczenia z własnymi dziećmi

Także i ja byłam przekonana o tym, że jestem kochającą i zaangażowaną matką. Moja pierwsza dwójka dzieci była kłopotliwa. Zmuszała mnie do kilkakrotnego wstawania prawie każdej nocy w ciągu pięciu lat.

Kiedy miałam to wreszcie za sobą, urodziło się trzecie dziecko. Pomyślałam sobie, że u tak doświadczonej matki jak ja przykrych niespodzianek nie będzie. I rzeczywiście - pierwsze tygodnie minęły dość harmonijnie. Lecz im Andrea stawała się starsza, tym częściej domagała się nocą piersi. No i tak się złożyło, że przestała sypiać w swoim łóżeczku, a - dla wygody - zaczęła spać w łóżku rodzicielskim. Sfrustrowany małżonek przeniósł się do pokoju na poddaszu, aby móc się jako tako wyspać.

W wieku siedmiu miesięcy karmiłam Andreę nocą około siedmiu razy, od czwartej rano już nie spała prawidłowo, zrywała się co 15-30 minut i domagała się ssania piersi. Także w ciągu dnia nie było mowy o spaniu w łóżeczku. Tylko jadąc w aucie albo w swoim wózeczku, decydowała się od czasu do czasu na półgodzinną drzemkę o najrozmaitszych porach. W sumie przesypiała najwyżej dziewięć godzin.

Dla mnie oczywiście pozostawało o wiele mniej snu - i to rozłożonego na okresy po 30 minut, do najwyżej dwóch godzin. Na nic się zdały własne doświadczenia matki i psychologa. A liczne poradniki dla rodziców? Nic z tego. Można się było z nich najwyżej dowiedzieć, że rodzice powinni się zmieniać podczas nocnego dyżurowania. Albo też, że większość trzymiesięcznych dzieci przesypia całą noc. A jeśli tak nie jest, to dlaczego? I co robić? Ani słowa na ten temat, żadnej rady. Nie pozostawało mi więc nic innego, jak przebrnąć jakoś przez ten trudny czas, będąc na skraju wyczerpania. Dwoje starszych dzieci - sześcioletni syn Christoph i czteroletnia córka Katharina wymagało w tym właśnie okresie szczególnej troski. Christoph zaczął chodzić do szkoły, a Katharina poszła do przedszkola. Dla obojga brakowało mi czasu. Nasze życie małżeńskie także ucierpiało. Był to dla nas wszystkich trudny okres. Los zdawał się być szczególnie niesprawiedliwy, karząc matkę jeszcze jednym maleństwem mającym prawdopodobnie trudności z spaniem.

Podczas profilaktycznej kontroli dziecka w wieku siedmiu miesięcy napomknęłam, raczej mimochodem, doktorowi Morgenroth, pediatrze i współautorowi tej książki, o moich kłopotach - bez specjalnej nadziei na uzyskanie jakiejś pomoc-nej rady, gdyż w wypadku moich starszych dzieci nie miał mi wiele do zaoferowania, poza wyrażeniem bezradnego współ-czucia. Ale tym razem spotkałam się z zaskakującym pytaniem: „Chciałaby pani to zmienić?” W dłuższej rozmowie opowiedział mi o swojej podróży po Stanach Zjednoczonych w celach szkoleniowych, w tym także o wizycie w renomowa-nej klinice pediatrycznej w Bostonie, gdzie poznał profesora Richarda Ferbera, szefa Centrum Badań Snu Dziecka. Opracował on już przed paroma laty metodę, pozwalającą rodzicom w krótkim czasie nauczyć niemowlęta i małe dzieci zarówno zasypiać, jak i przesypiać noc. Książkę na ten temat (p. bibliografia) wraz z kilkoma innymi publikacjami w jęz. angielskim doktor Morgenroth przywiózł ze sobą, a teraz prezentował to wszystko wyczerpanej acz zaskoczonej matce.

Poczułam się, jakby mi spadły łuski z oczu. Pojęłam w lot, dlaczego moje dzieci tak źle spały i jak będę mogła temu zaradzić w przyszłości. Wszystko zdawało się być tak jasne i przekonujące, że pozostawało tylko jeszcze jedno pytanie: „Dlaczego sama dawno na to nie wpadłaś?” (Jeśli jesteście sami ciekawi, zajrzyjcie do rozdziałów 3. i 4., w których tę metodę dokładnie opisujemy).

Od tego czasu zaczęła się dla nas obojga, przyszłych autorów tej książki bardzo owocna współpraca. Andrea, moja własna córka, stała się pierwszą pacjentką. W przeciągu dwóch tygodni nauczyła się spać podczas dnia o stałych porach, dwa razy po półtorej godziny, a noc przesypiać bez przerwy od 2000 do 700. A więc łącznie co najmniej trzy godziny snu więcej niż poprzednio! Cała rodzina odetchnęła. Matka odczuła tę zmianę jako raptowne polepszenie się warunków życia. Tak mało zachodu, a tak pozytywna zmiana! Wniosek z tego jeden: tę metodę wraz z konieczną wiedzą o śnie dziecka należy rozpowszechnić wśród wszystkich matek i ojców.

O kłopotach ze snem dzieci pediatrzy słyszą niemal codziennie. W ostatnich czterech latach przeprowadziliśmy więc kilkaset rozmów z zainteresowanymi matkami i ojcami.

Efekt był imponujący. Prawie wszystkie problemy związane ze spaniem można było rozwiązać po jednej rozmowie w gabinecie lekarskim. Także podczas naszych licznych wykładów na ten temat zainteresowanie było bardzo duże. Nie ma więc wątpliwości co do tego, że dla wielu młodych rodziców jest to palący problem.

Sen dziecka a stres rodziców. Na czym polega ta zależność?

Jeśli mówimy o „nieprawidłowym śnie u dziecka”, wówczas najczęściej rozumie się przez to trudności z zasypianiem lub kilkakrotne budzenie się w ciągu nocy, albo też jedno i drugie. Nie znaczy to, że dziecko cierpi na jakieś zaburzenia, najwyżej grymasi. Na zaburzenia skarżą się natomiast budzeni rodzice. Często nie mogą ani ponownie zasnąć, ani straconego snu nadrobić.

0x08 graphic
Chcieliśmy wiedzieć dokładniej, ile badanych dzieci, w różnych grupach wiekowych, przesypia noc, i do jakiego stopnia wyczerpane czują się matki. Badając dzieci w wieku od 6-8 tygodni do 4 lat, spytaliśmy około 500 matek o to, jak dzieci śpią. Wyniku nie można z pewnością odnieść do wszystkich naszych małych pacjentów. Widoczne są jednak tendencje, potwierdzone również innymi badaniami.

Z diagramu 1 wynika, że mniej niż połowa dzieci przesypiała noc bez zakłóceń. Odnosi się to szczególnie często do jednolatków (52%), natomiast bardzo rzadko do niemowląt poniżej 6 tygodni (6%).

Większość rodziców godzi się z faktem jednorazowego budzenia w ciągu nocy. Kiedy dzieci budzą swoich rodziców wielokrotnie, zaczynają się poważne problemy.

Diagram 1: Ile dzieci przesypia noc?

0x08 graphic
Z diagramu 2 wynika, że wśród niemowląt sześciotygodniowych prawie połowa budziła się kilkakrotnie. Wśród dzieci czteromiesięcznych czyniła to jedna trzecia, a wśród dwulatków nadal prawie jedna czwarta. Dopiero w wieku czterech lat zdarzało się znacznie rzadziej (poniżej 10%), aby dzieci kilkakrotnie budziły rodziców w czasie nocy.

Z naszych rozmów w poradni wynikało, że problemy ze spaniem rzadko rozwiązują się same. Jeśli półroczne dziecko nie przesypia jeszcze nocy, wówczas prawdopodobnie i w rok później rodzice będą musieli z tego powodu nie dosypiać.

Diagram 2: Ile dzieci budzi się nocą dwa razy lub częściej?

Jeszcze jedna rzecz zdarza się nader często. Dzieci, które już od tygodni albo miesięcy świetnie spały, zmieniają nagle swoje przyzwyczajenia, np. po chorobie bądź po urlopie, i tak kończy się niezakłócona cisza nocna.

Jest zrozumiałe, że nieprzespana noc wywołuje u rodziców stres. Szczególnie matki, zmuszone do kilkakrotnego wstawania, odczuwają znaczne, a nawet skrajne wyczerpanie. Tylko nieliczne matki „nocnych Marków” uważały, że są spokojne i zrównoważone. I odwrotnie - tylko niektóre matki „dobrych śpiochów” były zdania, że mimo to są niespokojne i wyczerpane.

Wydaje się, że najspokojniejszym okresem dla matek jest wiek dziecka około czterech miesięcy: wówczas to odnotowuje się niższe „poziomy stresowe” niż we wszystkich pozostałych grupach wiekowych.

Cóż może być piękniejszego niż maluch, który już w pełni nawiązał kontakt ze swym otoczeniem, który się uśmiecha, a nawet śmieje, przysłuchuje się rozmaitym dźwiękom, chwyta różne przedmioty - i wszystko to czyni w odprężonej pozycji na wznak! Minął okres „kolek”. Dziecko już mniej płacze. Jeszcze nie potrafi „poraczkować w dal”, czyniąc spustoszenia. Ponadto śpi przeciętnie 15 godzin dziennie. Nawet jeśli ze spaniem nie jest tak idealnie - większość rodziców wszystko jeszcze tym rozkosznym stworzeniom wybacza.

Oddanie się, a nawet całkowite poświęcenie się własnemu dziecku jest czymś pięknym i uszczęśliwiającym. Z naszych doświadczeń wynika, że większość matek i ojców jest gotowych dać z siebie wszystko. Ale przecież z czasem i własne życie zaczyna się domagać swoich praw, co wychodzi na dobre nie tylko samej matce, ale i pozostałym członkom rodziny.

Rozdział 1: To co najważniejsze

2. Co wiemy o śnie dziecka

W tym rozdziale powiemy wam:

• jak długo dzieci przeciętnie śpią

• jaki jest dokładnie przebieg snu

• dlaczego wiele dzieci budzi się w nocy i płacze

Jak długo dzieci śpią i jak przebiega sen

Któż nie zna pełnych dumy opowieści niektórych matek o ich bezproblemowym dziecięciu, które od chwili urodzenia trzeba było do posiłków budzić i które w wieku zaledwie kilku tygodni przesypiało noc? Takie dzieci, „dobre śpiochy” z natury, istnieją rzeczywiście. Nic nie może wytrącić ich z równowagi. Można je w nosidełku wszędzie ze sobą zabrać. Ich potrzeby snu zdają się nie zakłócać ani obce otoczenie, ani hałas, ani cokolwiek innego.

0x08 graphic
Rodzice wiecznie czujnych i nader żywych wiercipięt nie są w stanie uwierzyć w takie historie. Ich dziecko już w szpitalu tuż po urodzeniu myliło noc z dniem, było stale w ruchu, reagowało na każdy szmer, na każdą zmianę otoczenia i na każde podniecające odwiedziny. Po prostu nie chciało spać, jakby bało się cokolwiek przegapić.

Również i takie pociechy istnieją. Nie ma to jednak wiele wspólnego z wychowaniem, a raczej z odziedziczonymi skłonnościami. Często jedno z obojga rodziców rozpoznaje siebie samego, obserwując styl spania swojego dziecka. No cóż - podczas gdy rodzicom owych urodzonych susłów wiedzie się lepiej, ci pozostali, mniej rozpieszczam przez los, nie muszą popadać w rozpacz. Również ich dziecko może się nauczyć zasypiać wieczorem o przyzwoitej porze i spać spokojnie aż do następnego ranka. Dziecko potrafi sobie z tym poradzić, nie zakłócając nocnego spokoju rodziców.

Większość dzieci śpiących niezwykle krótko - np. półroczne dziecko śpiące łącznie dziewięć godzin - można też przyuczyć do dłuższego snu. Tylko bardzo, bardzo rzadko występuje jakaś wrodzona wada powodująca zakłócenia snu i prowadząca do tego, że dziecko leży nocą godzinami rozbudzone. Takim dzieciom nawet terapia niewiele pomoże.

Najprawdopodobniej jednak wasze dziecko nie ma żadnej wrodzonej wady neurologicznej, jest zdrowe i potrafi nauczyć się prawidłowo spać.

Diagram 3. przedstawia przeciętny czas snu - od noworodka aż do dziecka w wieku dziesięciu lat.

Diagram 3: Przeciętny czas snu dzieci w różnym wieku (wg Ferbera)

Ustalenia czasowe przejęliśmy od Ferbera, lecz pokrywają się one z naszymi doświadczeniami. Widać tu też podział snu na porę dzienną i nocną. U noworodków tych 16,5 przespanych godzin rozdziela się mniej więcej równomiernie na porę dzienną i nocną. Różnicę między dniem a nocą niemowlęta poznają dopiero stopniowo. Sen nocny wydłuża się, natomiast ilość i czas trwania drzemek dziennych ulega skróceniu.

Najpóźniej po sześciu miesiącach następuje stabilizacja: około 11-godzinny spoczynek nocny (bez posiłków!), do tego jedna drzemka przedpołudniowa i jedna popołudniowa są w tym wieku czymś normalnym, a także czymś, czego się można nauczyć. Z tych 11 godzin snu nocnego wasze dziecko powinno korzystać mniej więcej przez pięć lat. Ewentualne braki uzupełni sobie w czasie dnia. Począwszy od drugiego roku życia większość dzieci śpi za dnia tylko raz, w południe, ale między drugim a czwartym rokiem odzwyczaja się także od tego. Od piątego roku sen staje się coraz krótszy - mniej więcej co rok o kwadrans.

Przy porównywaniu czasów z tabeli z czasami snu waszego dziecka należy zdawać sobie sprawę z tego, że odchylenie o godzinę w górę lub w dół od średniej jest rzeczą całkowicie normalną. Jeśli jednak dziecko śpi o kilka godzin mniej od czasu podanego w tabeli, wówczas z jego rytmem spania prawdopodobnie coś nie jest w porządku - po zmianie tej nieprawidłowości mogłoby ono spać znacznie dłużej.

U niektórych dzieci zmęczenie daje się łatwo zauważyć. Trą oczy, grymaszą i nie chcą się niczym zająć. Inne znowu wydają się być w ciągu dnia całkiem spokojne, mają dobry humor i same się sobą zajmują. Dopiero po terapii matki zauważają, że i ich dziecko jest bardziej zrównoważone i pogodniejsze, gdy śpi kilka godzin dłużej.

Może też się zdarzyć, że wasze dziecko śpi o wiele dłużej, niż podano w tabeli. W zasadzie nie ma tu powodu do niepokoju - prawdopodobnie jest śpiochem.

Istnieje jednak poważne schorzenie charakteryzujące się między innymi wzmożonym zapotrzebowaniem na sen. Choroba ta nazywa się narkolepsją. Pojawia się jednak najwcześniej w wieku szkolnym i występuje tak niezwykle rzadko, że nie będziemy się nią tu bliżej zajmowali. Jeśli mielibyście wrażenie, że czas spania waszego dziecka jest nazbyt wydłużony, zwróćcie się z tą sprawą do pediatry.

Porównanie z tabelą może być interesujące wówczas, gdy stwierdzicie, że dziecko śpi co prawda wystarczająco długo, a nawet dłużej niż przeciętnie, ale wieczorem nie chce iść do łóżeczka albo też budzi się nagle w nocy i chce się bawić.

Takim przykładem była 12-miesięczna Mira. Co drugą noc budziła się około 100 i przez następną godzinę do dwóch, była zupełnie rozbudzona. Ani jej było w głowie ponownie zasnąć - żądała rozrywek. Matka z kolei o pierwszej w nocy nie miała specjalnej ochoty na budowanie z córką domków z klocków. Próbowała zastosować środek zaradczy w postaci buteleczki, brała Mirę do siebie do łóżka - wszystko na nic. Zupełnie skołowacona kładła małą ponownie do łóżeczka. Mira krzyczała jeszcze ponad godzinę, aż wreszcie w tym płaczu zasypiała. Powtarzało się to co drugą noc.

Z naszej rozmowy wynikło, że sednem sprawy był jej czas spania: w ciągu „dobrych” dni spała od 1900 do 700, do tego dochodziły trzy godziny snu w południe, co dawało w sumie 15 godzin. Za dużo! Właśnie dlatego Mira była w nocy rozbudzona - z braku zmęczenia. „Terapia” była bardzo prosta: Mirę trzeba było po półtoragodzinnej drzemce południowej budzić, dzięki czemu po drugiej nocy spała normalnie. Matka była zupełnie zaskoczona - po prostu przeceniła zapotrzebowanie dziewczynki na sen.

Zdarza się to nie tak rzadko. Pobożne życzenie rodziców, żeby dziecko było uprzejme spać od 1800 wieczór do 900 rano, pozostanie więc tylko pobożnym życzeniem, które z rzeczywistością nie ma nic wspólnego.

Wciąż spotykamy się z tym, że rodzeństwo - mimo różnicy wieku kilku lat - kładzie się do łóżka jednocześnie.

Póki wszyscy są z tego zadowoleni, nie ma przeciwwskazań - zwłaszcza że u dzieci poniżej pięciu lat różnice w zapotrzebowaniu na sen wyrównują się przez spanie w południe.

Zalecamy jednak, aby z dziećmi powyżej pięciu lat postępować inaczej. Dlaczego starsze nie ma sobie jeszcze pół godzinki dłużej poczytać czy też posłuchać kaset w swoim pokoju (albo w sypialni rodziców, gdy pokój dziecięcy jest wspólny), niż jego o trzy lata młodszy braciszek albo siostrzyczka? Młodsze dziecko z pewnością nie będzie miało z tego powodu pretensji.

Z historii 10-letniego Udo wynika, że problemy związane ze zbyt wczesnym chodzeniem spać mogą powstać także u starszych dzieci. Matka kładła go codziennie między 1900 a 1930 i gasiła światło. Jednak z wymarzonego spokojnego wieczoru dla samotnych i pracujących matek nic nie wychodziło. Od niepamiętnych czasów Udo wstawał i przychodził do salonu - chciało mu się pić, chciało mu się jeść albo też chciał podyskutować. Tak więc zasypiał dopiero między 2130 a 2200. W soboty i tak wolno mu było dłużej posiedzieć. Potem szedł do łóżka bez żadnych komedii. W soboty i niedziele wstawał o 700 - podobnie jak w dni powszednie, kiedy szedł do szkoły. Sprawa była więc jasna: Udo miał dość snu, gdyż w przeciwnym razie nadrabiałby to sobie w czasie weekendu. 9,5 godzin odpowiada mniej więcej średniej dla jego wieku. Mimo tego trudno było wymagać od matki, aby prawie do 2200 dzieliła salon ze swoim synem.

Znaleźliśmy następujące wyjście: do 19.00 Udo musiał się przygotować do nocnego odpoczynku. Jeśli potem jeszcze nie spał, matka wstępowała do jego pokoju na pogawędkę albo na ulubioną zabawę, co jednak musiało się skończyć o godz. 2000. Następnie opuszczała pokój, podczas gdy chłopiec mógł się jeszcze do 2115 zajmować sam sobą - pod warunkiem jednak, że w tym czasie da matce spokój. Udo zgodził się natychmiast na ten plan. I dla niego było to korzystne wyjście.

Co się właściwie dzieje w czasie snu?

Głęboki sen a płytki sen urojeniowy

Przed około 40 laty odkryto (Aserynsky & Kleitman w Chicago), że sen nie jest równomiernym stanem zamroczenia. W każdym ośrodku badania snu można obecnie dokładnie określić przy pomocy EEG (elektroencefalograf, przyrząd do rejestracji bodźców elektrycznych w mózgu), jak w ciągu nocy zmienia się aktywność mózgu. Można wyraźnie rozróżnić między dwoma różnymi rodzajami snu. W języku fachowym nazywają się one „snem bez REM” i „snem z REM” (REM: rapid eye movements = szybkie ruchy oczyma). W języku potocznym mówimy o śnie głębokim i płytkim.

W chwili zasypiania zapadamy najpierw w spokojny głęboki sen. Przemierzamy po kolei wszystkie jego cztery fazy tak, jak gdybyśmy schodzili powoli ze schodów, popadając na każdym stopniu w jeszcze głębszy sen. W fazach 3. i 4. oddech staje się bardzo spokojny, serce bije równomiernie, mózg „odpoczywa". W EEG widać to w postaci dużych powolnych fal, „fal delta”. Ponieważ mózg przesyła do mięśni tylko niewiele impulsów, nie poruszamy się zbytnio. Może się jednak zdarzyć, że zaczniemy chrapać - akurat podczas tego spokojnego, głębokiego snu!

Podczas faz 3. i 4. trudno nam się zbudzić, np. na odgłos telefonu. W pierwszym momencie jesteśmy całkiem zdezorientowani i trudno nam przyjść do siebie. To zjawisko ma coś wspólnego z zakłóceniem snu w wieku dziecięcym (strach nocny i lunatyzm), czym zajmiemy się jeszcze dokładniej w dalszej części książki.

Dwie do trzech godzin później następuje przechodzenie ze snu głębokiego w płytki sen urojeniowy. Owo fachowe wyrażenie REM (rapid eye movements = szybkie ruchy oczyma) wyjaśnia, o co chodzi. Podczas tej fazy snu oczy poruszają się pod powiekami dość szybko. Jednocześnie bicie serca i oddech stają się gwałtowniejsze i nierównomierne. Ciało zużywa więcej tlenu. Mózg staje się raptownie bardziej aktywny. Śnimy! Gdyby nas w tej fazie zbudzić, moglibyśmy prawdopodobnie opowiedzieć nasz ostatni sen.

Do dziś nie wiadomo dokładnie, dlaczego właściwie śnimy. Jedno jest jednak pewne: gdy śnimy, nie możemy chodzić ani wykonywać gwałtownych ruchów. Prawie wszystkie mięśnie w czasie płytkiego snu urojeniowego znajdują się w stanie spoczynku. Mózg wysyła wprawdzie liczne impulsy do mięśni, one tam jednak nie docierają, lecz zatrzymują się w rdzeniu kręgowym.

I tak jest dobrze, bo tylko dzięki temu przeżywamy tyle rzeczy we śnie urojeniowym, leżąc pomimo tego prawie nieruchomo w łóżku. Jedynie ręce i twarz mogą nieznacznie drgać, co pozostaje w jakimś związku z naszymi snami.

Od dziecka w łonie matki aż do wieku dorosłego: Jak zmienia się sen

Fazy płytkiego snu urojeniowego i snu głębokiego zmieniają się w ciągu nocy parokrotnie. Tak jest u niemowląt, tak jest i u dorosłych, aczkolwiek z pewnymi różnicami. U wcześniaków sen urojeniowy z REM stanowi jeszcze 80 procent czasu spania, zaś u dziecka donoszonego już tylko 50 procent, u dziecka trzyletniego - jedną trzecią, a u dorosłego jedynie jedną czwartą.

Specjaliści badający sen zastanawiali się nad tym, dlaczego u dziecka jeszcze nie narodzonego i u nowonarodzonego sen z REM odgrywa taką dominującą rolę. Niektórzy z nich - najpierw dr Roffwarg ze swoimi kolegami - doszli do wniosku, że w ten sposób dzieci czynią w pewnym sensie coś korzystnego dla rozwoju swego mózgu. Impulsy przebiegają tymi samymi drogami (tzn. tymi samymi szlakami nerwowymi) co w późniejszym okresie podczas słyszenia czy też patrzenia. Może korzyść z tych wielu godzin, jakie dziecko spędza w łonie matki, a następnie podczas pierwszych tygodni życia w aktywnym śnie z REM, polega na tym, że w czasie snu mózg zostaje przygotowywany do doznań. Dziecko „uczy się” podczas snu.

Czy sen z REM noworodka przypomina sny, jakie mają dorośli? Trudno to udowodnić, aczkolwiek już dwulatki opowiadały o swoich snach, gdy się je budziło ze snu z REM.

Jest jeszcze coś, co odróżnia noworodka od starszego dziecka i od dorosłego. Noworodek zapada po zaśnięciu najpierw w sen z REM. Od trzeciego miesiąca życia pojawia się jednak zawsze najpierw sen głęboki. Poza tym w pierwszych tygodniach sen nie jest jeszcze całkowicie ustabilizowany. Dopiero w wieku sześciu miesięcy można wyraźnie rozróżnić owe fazy snu głębokiego. Sen malucha bardzo już wtedy przypomina sen dorosłego z tym, że płytki sen urojeniowy i sen głęboki zmieniają się u niemowlęcia i u małego dziecka szybciej niż u dorosłego. Mózg 6-miesięcznego niemowlęcia jest już na tyle rozwinięty, a schemat spania na tyle ustabilizowany, iż wreszcie nadszedł ów moment, że niemowlę może spać 11 do 12 godzin, i to bez przerwy! Dlaczego się to jednak nie zawsze udaje, dowiecie się na następnych stronach.

Wzorzec snu: Zasypianie, budzenie się i dalszy sen

Naszym zdaniem związek między przebiegiem snu a rozpowszechnionymi zakłóceniami snu dziecka przedstawił najbardziej poglądowo prof. Ferber. Diagram 4. opracowano zgodnie z jego rozważaniami naukowymi.

Przedstawia on przybliżony przebieg snu u dziecka co najmniej sześciomiesięcznego o ukształtowanym już schemacie snu.

Na przedstawionym przykładzie noc trwa od godz. 2000 do około 700, przy czym czas zasypiania nie odgrywa tu żadnej roli. Jeśli wasze dziecko idzie spać wcześniej czy też później, wówczas ten schemat przesunie się do przodu lub do tyłu, ale się nie zmieni. Można tu też rozróżnić między omówionymi już rodzajami snu z REM (płytki sen urojeniowy) i bez REM (sen głęboki). Sen głęboki nieco uprościliśmy, nie przedstawiając go w czterech, a jedynie w dwóch fazach: lekka i głęboka forma tego snu.

0x08 graphic
Sen głęboki następuje w ciągu jednej do trzech godzin po zaśnięciu i jeszcze raz krótkotrwale we wczesnych godzinach porannych. W pozostałej części nocy sen głęboki (z REM) i lekki sen głęboki (bez REM) następują po sobie kilkakrotnie. Między nimi widzicie zawsze strzałki. Oznaczają one krótkotrwałe budzenie się. Pierwsze dwie strzałki o 2130 i o 2230 oznaczają niepełne budzenie się ze snu głębokiego. Za pomocą tego diagramu przedstawimy wyczerpująco przebieg nocy. Może się on wam przydać w trakcie dalszej lektury.

W naszym przykładzie kładziecie więc dziecko około 2000 i stwierdzacie, że po kilku minutach głęboko śpi. W tej fazie snu głębokiego małe dzieci trudno jest obudzić. Rodzice mogą włączyć odkurzacz, zapalić światło, przenieść małe z samochodu do łóżeczka, a nawet przewinąć - będzie dalej spokojnie spało.

W tym miejscu z reguły rozbrzmiewa protest rodziców: „Ale nasze dziecko nie zasypia szybko! Potrafi marudzić ponad godzinę, tak jakby się broniło przed zaśnięciem.”

Możemy sobie mniej więcej wyobrazić, jak wygląda takie kładzenie spać. Rodzice ci przyzwyczaili się pomagać swoim dzieciom w zasypianiu przez stosowanie mniej lub bardziej kłopotliwych metod.

Kładzenie do łóżka może wyglądać podobnie, jak u jednorocznego Kiliana, którego przed spaniem noszono na rękach. Budził się zawsze w momencie, kiedy mama chciała go włożyć do łóżeczka

Albo też przykład 9-miesięcznej Mariki. Matka pozostawała z nią w pokoju dwie do trzech (!) godzin, zawsze w polu widzenia, trzymając ją za rączkę lub nosząc od czasu do czasu.

Jest też wielu rodziców, którzy „muszą” się położyć razem z dzieckiem do łóżka, aż ono twardo zaśnie. Biada, gdy odważą się wymknąć cichaczem zbyt wcześnie! Wówczas córeczka albo syn są w pełni rozbudzeni i usypianie zaczyna się od nowa.

Wszystkie te przykłady - w trzecim rozdziale będzie ich więcej - mają ze sobą coś wspólnego: niemowlęta i małe dzieci, broniące się przed zaśnięciem, nie są w stanie wtulić się w łóżeczko rozprężone i gotowe do snu. Mają się cały czas na baczności, gdyż w chwili zasypiania coś może się wydarzyć. Odczuwają wówczas w jakiś sposób brak zainteresowania ich osobą.

Podobnie poczulibyście się i wy, rodzice, gdybyście się kładli do łóżka, oczekując, że w chwili, gdy zaczniecie zasypiać, ktoś z was ściągnie kołdrę! Prawdopodobnie czuwalibyście długo, aby temu zapobiec. W podobny sposób „myśli” niemowlę: „Jeśli zasnę, zostanę pozostawione samo sobie albo mnie gdzieś przeniosą. A więc nie wolno mi zasnąć!” Naszym zdaniem - to mądre dziecko.

Na szczęście nie wszystkie tak reagują. U wielu dzieci potrzeba snu jest silniejsza niż czujność i przejście w głęboki sen następuje dość szybko. W trzecim rozdziale dowiecie się, jak możecie w tym rzeczywiście pomóc.

Powróćmy do naszego diagramu 4. A więc w pewnym momencie każde dziecko zasypia, zapadając w najbardziej intensywny sen głęboki. Dla większości rodziców oznacza to około trzech godzin spokoju. Owe liczne strzałki, oznaczające każdorazowe „krótkie budzenie się”, pojawiają się dopiero po 2300, a mianowicie wówczas, gdy wyczerpani rodzice sami zapadli w najtwardszy sen.

Niektóre dzieci jednak zapłaczą po raz pierwszy krótko po zaśnięciu. Może to oznaczać, że tak naprawdę jeszcze nie zasnęły, a jest tak na pewno, gdy dają o sobie znać po upływie zaledwie 20 czy 30 minut.

Po upływie jednej do półtorej godziny częściowe budzenie się z głębokiego snu jest jednak całkiem normalne. Rodzice zwykle tego w ogóle nie zauważają. Dziecko odwróci się może na drugą stronę, poruszy buzią, mlaśnie raz i drugi, przetrze sobie oczy albo też mruknie coś niezrozumiałego. Może nawet na chwilkę siądzie, rozglądając się szklistym wzrokiem, po czym natychmiast znowu zaśnie. To „połowiczne” budzenie się jest wywoływane zmianą fal elektrycznych w mózgu. Na EEG widać, że nagle mieszają się ze sobą wszystkie wzorce spania. Stan ten pokazują wyraźnie dwie pierwsze strzałki na diagramie 4. (2130 i 2230). Dziecko zdaje się jednocześnie spać i czuwać.

Niektóre dzieci nie reagują na to tak normalnie, jak wyżej opisano, lecz raczej w sposób dość niezwykły: wstają i wędrują po pokoju albo po mieszkaniu. Wędrują w czasie snu. Inne z kolei zaczynają histerycznie krzyczeć i rzucać się, co może trwać do 20 minut. Do niepełnego przebudzenia się może dojść po raz drugi - w naszym przykładzie o 2230. Także i tu będzie ono miało u większości dzieci przebieg niezauważalny. Jednak u niektórych (poniżej 10%) może znowu dojść do opisanych wyżej nietypowych reakcji. Więcej na ten temat dowiecie się z rozdziału 5.

O wiele częściej jednak (w ponad 90%) zakłócenia snu wiążą się z przyzwyczajeniami związanymi ze spaniem. Decydujące jest przy tym pytanie: Co się dzieje po 2300, albo gdy dzieci spały już trzy godziny? W naszym przykładzie pierwsza faza z REM (płytki sen urojeniowy) występuje około 2300, po czym następuje sześć kolejnych. Wczesnym rankiem okresy urojeń sennych stają się szczególnie długie i częste. Po każdym czarnym słupku, czyli po każdym śnie z REM, pojawia się strzałka, co oznacza, że każde dziecko budzi się krótkotrwale, zanim powtórnie zapadnie w sen głęboki, jednak już nie aż tak twardy. To budzenie się z drzemki i ze snu urojeniowego zdarza się więc około siedmiu razy w czasie nocy, a szczególnie często począwszy od 300 rano.

Wielu rodziców stwierdzi, że fazy powyżej opisane odpowiadają rytmowi regularnego meldowania się ich dziecka. Żadne dziecko nie przesypia w rzeczywistości całej nocy! Wszystkie dzieci - podobnie zresztą jak i dorośli - budzą się nocą kilkakrotnie. Różnica polega tylko na tym, że niektóre z nich ponownie szybko zasypiają, czego ich rodzice w ogóle nie zauważają, zaś wiele innych nie zasypia tak szybko, rozbudzają się i wybuchają płaczem.

Mama albo tato zrywają się z łóżka, aby swego malucha znowu uśpić. Jeśli mają szczęście, dziecko zapłacze tylko raz lub dwa w ciągu nocy. Może się jednak zdarzyć, iż melduje się po każdym okresie marzeń sennych, a więc łącznie siedem razy lub nawet częściej i nie ma to nic wspólnego z jakimiś złymi snami.

Budzenie się i płakanie - dlaczego właśnie moje dziecko?

Może zadajecie sobie pytanie, jaki właściwie sens ma budzenie się po każdej fazie z REM i dlaczego tak wiele dzieci ponownie zasypia, podczas gdy nasze zaczyna za każdym razem krzyczeć?

Co do pierwszego pytania:

Łatwo sobie wyobrazić, że w zamierzchłych czasach ludzie nie byli tak chronieni jak dziś. Nie spali w solidnych budynkach, lecz na wolnym powietrzu - otoczeni wrogami. Spędzenie całej nocy w głębokim śnie byłoby zbyt niebezpieczne. Z płytkiego snu natomiast mogli się łatwo obudzić, reagując błyskawicznie na każdy podejrzany odgłos. Tak więc model snu z „systemem ostrzegania przed niebezpieczeństwem” był biologicznie sensowny i ważny dla przeżycia.

Także i my możemy się nocą natychmiast zbudzić z płytkiego snu urojeniowego, słysząc jakieś podejrzane odgłosy albo czując swąd. Po każdym takim obudzeniu się sprawdzamy, czy wszystko jest w porządku. I dokładnie to samo robią niemowlęta i małe dzieci.

Tym samym mamy odpowiedź na drugie pytanie. Po nocnym zbudzeniu się dzieci sprawdzają, czy prawidłowo leżą, czy mają dość powietrza, czy jest może za gorąco albo za zimno, a może je coś boli. W ten więc sposób kontrolują funkcje własnego ciała, co jest bardzo ważną rzeczą. Upewniają się poza tym, czy wszystko jest tak, jak było przed zaśnięciem, czy wszystko jest „jak należy”.

Wyobraźcie sobie niemowlę, np. 6-miesięczną Vanessę, którą wieczorem kładzie się do łóżeczka. Jeszcze nie śpi. Mama daje jej na dobranoc buzi i wychodzi z pokoju. Vanessa przybiera wygodną pozycję do spania, w rączce trzyma ukochaną szmatkę, w którą się wtula, może jeszcze włoży kciuk do buzi i zasypia, prawdopodobnie dość szybko. Po trzech godzinach budzi się po raz pierwszy. Sprawdza, czy wszystko jest tak jak należy: otoczenie, ulubiona szmatka, kciuk. Wszystko zdaje się zgadzać. „Systemu ostrzegawczego” nie trzeba aktywować. Dziewczynka śpi dalej, nie zbudziwszy się tak naprawdę. Potrafi sama zasnąć - i to nie tylko w południe i wieczorem, ale i nocą.

A teraz wyobraźcie sobie inne niemowlę, może Tima - także w wieku 6 miesięcy. Jest on, podobnie jak Vanessa, karmiony wyłącznie piersią. Podczas gdy Vanessę od trzeciego miesiąca kładziono do łóżeczka jeszcze przed zaśnięciem, Tim od urodzenia zasypiał zawsze przy piersi - w ciągu dnia i wieczorem. Mama siedziała przy tym zwykle na fotelu na biegunach, kołysząc małego do snu. Tim grzecznie zasypiał i po 10-15 minutach można go było ostrożnie położyć do łóżeczka.

Podobnie jak Vanessa budził się po raz pierwszy po trzech godzinach. Fizycznie czuł się dobrze, ale mimo to coś było nie tak. Gdzie się podziało matczyne ciepło jej zapach? Co z kołysaniem? A przede wszystkim - gdzie jest pierś? Przecież dopiero co tak przyjemnie ją się ssało! Tim sprawdza, podobnie jak Vanessa, czy wszystko jest w porządku. Ale w jego systemie ostrzegawczym dzwonią już wszystkie dzwonki alarmowe. Nic nie jest w porządku! Znajduje się w otoczeniu całkiem innym niż w chwili zasypiania. Tim natychmiast całkowicie się budzi i zaczyna krzyczeć z całych sił. Po krótkim czasie mama wyjmuje go z łóżeczka, siada z nim na fotelu na biegunach i przystawia do piersi. No tak, myśli sobie Tim, tak powinno być przy zasypianiu. Teraz wszystko jest w porządku. Łagodnie ukołysany, zapada w trakcie ssania w przyjemny sen, choć nie ssie z głodu. Przedstawienie to powtarza się o 100 w nocy, o 230, 330, 430, 500 i o 530.

Tim jest zdrowym, rozgarniętym, miłym niemowlęciem. Rodzice są dumni i szczęśliwi, gdyż jak na swój wiek niebywale dużo rzeczy już się nauczył. Jedyne czego jeszcze nie umie, to zasypiać samemu. Zapamiętał sobie natomiast, że gdy zbudzi się nocą, to wszystko jest inaczej niż w trakcie zasypiania: „Najpierw muszę się rozkrzyczeć, aby przyszła mama i zrobiła wszystko tak, jak być powinno. Jeśli nie zjawi się natychmiast, muszę nieraz pokrzyczeć dłużej i głośniej. Ale wówczas zostaną spełnione wszystkie te warunki, do jakich jestem przyzwyczajony. A przecież dobre może być tylko to, co znam. To przecież jasne”. Tak sobie myśli Tim. Istotnie - jak na swój wiek nauczył się wiele.

A więc mama pomaga mu zasnąć każdej nocy kilkakrotnie. W karmieniu piersią nikt jej nie zastąpi. Zatem obowiązek ciąży wyłącznie na niej. Całe jej oddanie, prowadzące często na skraj wyczerpania, nie łagodzi sytuacji, a wręcz przeciwnie - uniemożliwia zmianę na lepsze. Tim nie ma więc szansy, aby zrozumieć, że można zasnąć i bez pomocy. Gdyby się tego nauczył, mógłby i on przesypiać całą noc.

Jest wiele dzieci, które podobnie jak Tim są uzależnione od pomocy rodziców podczas wieczornego i nocnego zasypiania. Dopiero w wieku około czterech lat są one w stanie zadbać o wszystko, czego im brakuje. Dlatego też zakłócenia snu u dzieci powyżej czterech lat występują znacznie rzadziej, natomiast u maluchów do dwóch lat - szczególnie często. Większość z nich zasypia w warunkach, których nie potrafią sobie stworzyć nocą samodzielnie.

Robert (6 miesięcy) pozostawał co prawda sam w swoim łóżeczku, ale potrzebował do zaśnięcia smoczka. Matka musiała do dziesięciu razy w nocy wstawać, aby mu go włożyć do buzi. Sam nie mógł go znaleźć.

Również Till (10 miesięcy) spał w łóżku sam, ale z buteleczką. Z tej jednej butelki zrobiło się z czasem dziewięć.

U Giny (15 miesięcy) proces zasypiania z butelką rozrósł się do regularnego nocnego pochłaniania całego litra (!) papki.

Kiliana (12 miesięcy) trzeba było przed zaśnięciem nosić co noc do 20 minut na rękach.

Lena (11 miesięcy) jeszcze nigdy w życiu nie zasnęła sama: zawsze przy piersi w matczynym łóżku, noc w noc do sześciu razy.

Florian (12 miesięcy) musiał się zawsze dodatkowo bawić włosami mamy.

Dla osób postronnych takie przykłady wydają się prawie komiczne. Jednak dają one obraz fantazji zrozpaczonych rodziców, którzy próbują wszystkiego, aby tylko doprowadzić do zaśnięcia swych pociech.

Matka Stefanii wciskała się na przykład regularnie do łóżeczka swej córeczki.

Niektórzy rodzice kładą się obok łóżeczka w charakterze „dywanika”, inni podejmują nocne wyprawy samochodowe albo pchają wózeczek po mieszkaniu. Inni włączają odkurzacz, telewizor, a nawet program wirowania pralki, kładąc na nią niemowlę, by zasnęło!

Wszystkie te „środki zaradcze” dają efekt przeciwny od zamierzonego. Uniemożliwiają one nauczenia dziecka, jak przespać całą noc. Skutek jest zawsze krótkotrwały. A przecież zasypianie należy z natury rzeczy do zupełnie normalnych, przyrodzonych cech, które każde niemowlę opanuje, jeśli mu się to umożliwi.

Mała Vanessa z naszego przykładu radzi sobie nocą sama. Sama znajduje swoją szmatkę i kciuk. Ponieważ już od pierwszych tygodni po urodzeniu kładziono ją do łóżeczka jeszcze rozbudzoną, uważa, że wszystko jest w porządku i czuje się dobrze.

Jakaś szmatka albo miś - to zawsze dobra pomoc przy zasypianiu i da się łatwo znaleźć nawet nocą. Jeśli brakuje smoczka dziecko prawdopodobnie odkryje własny kciuk. Niezależnie od różnych negatywnych opinii na temat ssania kciuka trzeba powiedzieć, że takie dzieci mają rzadko problemy z zasypianiem.

Szczególnym przypadkiem jest Anna-Lena. Ma roczek. Co prawda od urodzenia zasypia pokazowo sama i szybko, ale przyzwyczaiła się do wypijania każdej nocy dużej buteleczki herbaty i mleka. Jest to dziewczynka szczególnie mądra w chwili obudzenia się wymaga stanu identycznego ze stanem z poprzedniej nocy, ale nie z poprzedniego wieczora. Nauczyła się rozróżniać: wieczorem może zasypiać sama, ale w nocy jest to możliwe tylko z butelką.

Dla dzieci podobnych do Anny-Leny przestawienie się będzie szczególnie łatwe. To, czego inne muszą się uczyć od początku, dzieci takie jak Anna-Lena mają już opanowane, czyli samodzielnie zasypiają.

W rozdziale 4 opowiemy wam wyczerpująco, jak zmienić nawyki zasypiania waszego dziecka.

Na zakończenie tego rozdziału chciałabym jeszcze przytoczyć historyjkę, którą opowiedziała mi ostatnio jedna z matek:

Laura była właściwie zawsze spokojnym i nieskomplikowanym dzieckiem. Od urodzenia aż do czwartego roku życia spała w łóżku rodziców. Ponieważ spała bardzo spokojnie, rodzicom taki stan rzeczy nie przeszkadzał i niczego w tej mierze nie zmieniali. W wieku czterech lat Laura oświadczyła pewnego dnia z poważną miną: „Już jestem duża. Chciałabym teraz spać sama we własnym łóżeczku”. I tak się też stało - ku wielkiemu niezadowoleniu ojca. Miała ona zwyczaj przytulania się do ojcowskich pleców. Do uczucia bliskości dziecka ojciec przyzwyczaił się do tego stopnia, że po swoich fazach budzenia się nie mógł już ponownie zasnąć. Jego system ostrzegawczy sygnalizował „coś nie w porządku”. I cóż zrobił? Ponownie wziął córkę do siebie. Dopiero gdy po kilku próbach córka nadal gwałtownie protestowała, że jest już przecież duża, dał spokój i - chcąc nie chcąc - musiał się znowu nauczyć spać bez dziecka przy plecach.

Rozdział 2: To co najważniejsze

3. Jak zrobić z waszego dziecka dobrego śpiocha

W tym rozdziale dowiecie się:

Pierwszych sześć miesięcy

Może wasze maleństwo jest jeszcze bardzo małe, a może nie przyszło jeszcze na świat. Wówczas możecie w porę podjąć środki zapobiegawcze i wprowadzić od początku korzystne przyzwyczajenia przy zasypianiu.

Jeśli niemowlę jest już nieco starsze, możecie je przyzwyczaić do innych warunków. Prawdopodobnie nie obędzie się na początku bez protestów.

O tym, jak przeforsować możliwie korzystne warunki, uwzględniając jednocześnie potrzeby dziecka, dowiecie się w rozdziale 4.

Teraz zajmiemy się tym, gdzie, jak i kiedy wasze dziecko najlepiej śpi. Zawsze obowiązuje zasada: lepiej zapobiegać niż leczyć.

Gdzie dziecko ma spać?

Pierwszych kilka tygodni życia stanowi podniecający okres szczególnie wówczas, gdy jest to pierwsze dziecko. Wielu rodziców jest pod wielkim wrażeniem tego, co całkowicie zmieniło ich życie. Najchętniej zachwycaliby się dzieckiem bez przerwy, przebywając przy nim dzień i noc. Zarazem liczni młodzi rodzice czują się jednak wyczerpani, a nawet od czasu do czasu bezradni - szczególnie wówczas, gdy ich pociecha dużo płacze. W pierwszych tygodniach trudno byłoby wskazywać ogólne reguły, gdzie najkorzystniej byłoby układać dziecko do snu.

Pory spania i przyzwyczajenia przy zasypianiu

Wiecie już, że noworodek jeszcze nie odróżnia dnia od nocy. Budzi się kiedy jest głodny, a zasypia kiedy jest syty. Głód odczuwa jeszcze dość często, czasami co dwie godziny. Trzeba czterech do pięciu miesięcy, by ukształtował się jego „wewnętrzny zegar”. Ten zaś powoduje obniżenie się wewnętrznej temperatury ciała, a wówczas cały organizm przestawia się na „sen”. Ten wbudowany zegar biologiczny nie odpowiada jednak dokładnie rytmowi dobowemu. Bez czynników zewnętrznych - takich jak regularne posiłki, czasy wstawania i zasypiania - nasz wewnętrzny zegar zasygnalizowałby następny dzień dopiero po około 25 godzinach. Mamy więc w pewnym sensie zawsze jedną godzinę „w zapasie”.

Na urlopie chyba każdy zauważył, że co wieczór chodzi się później spać, i że nawet małe dzieci pod koniec wakacji rano niezwykle długo śpią. Ważniejszy jest jednak inny wniosek. Dzieciom, nawet niemowlętom, potrzebna jest pewna regularność, aby wewnętrzny zegar mógł się przestawić na normalny przebieg dnia. Już w pierwszych tygodniach życia możecie noworodkowi pomóc w odróżnianiu dnia od nocy.

Joanne Cuthbertson i Susie Schevill polecają w swym poradniku dla rodziców (dotychczas niestety wydanym jedynie w języku angielskim) metodę, która pomogła już wielu dzieciom w przesypianiu całej nocy od najwcześniejszej młodości. Możecie ją wypraktykować, począwszy od trzeciego dnia życia, ale naturalnie i później, w wieku kilku tygodni.

Taki regularny posiłek pomoże mu w przestawieniu wewnętrznego zegara na rytm „dzień-noc”. Po kilku dniach przyzwyczai się do tego, aby o ustalonej porze być głodnym i mieć pragnienie. Wiele niemowląt śpi po tych późnych kolacjach stopniowo coraz dłużej, aż budzi się z głodu. Jeśli w wypadku waszego dziecka tak nie jest, możecie mu w tym pomóc. Powinno ono mieć 5-7 tygodni i ważyć co najmniej 5 kg. Wówczas możecie podjąć następujące kroki:

U niemowląt poniżej 6 miesięcy biologiczne dojrzewanie i rozwój nie są ustabilizowane. Dlatego niektórym z nich nie można narzucić stałego schematu czasowego.

Jakkolwiek było, z powyższych wskazówek możecie śmiało skorzystać. Ponadto powinniście stopniowo przyzwyczaić niemowlę od 3-4 miesięcy do regularnych posiłków, a wieczorem kłaść je zawsze o jednakowej porze do łóżeczka.

W niektórych poradnikach dla rodziców można przeczytać, że jeśli będziecie dziecko karmić zawsze w zależności od jego potrzeb i gdy pozwolicie mu decydować, kiedy zechce spać, to wówczas wszystko ułoży się samo. Niewątpliwie, niejednokrotnie tak się właśnie dzieje. Jeśli macie akurat bezproblemowe, nieskomplikowane niemowlę, to może w ogóle nie musicie interweniować. Ale nie zawsze sprawa jest tak prosta, czego uczy nas historia małego Fabiana.

Fabian miał dopiero dziesięć tygodni, a jego rodzice byli już na skraju wyczerpania. Chłopczyk nocą nie spał prawie wcale. Gdy nie płakał, matka siedziała z nim w łóżku, kołysząc go na rękach. Jeśli płakał, nosiła go po mieszkaniu. Zasypiał wówczas od czasu do czasu na krótko. Między 400 a 600.noc się kończyła. Chłopczyk dostawał butelkę, był przewijany, a na koniec kąpany. Kąpielą był zachwycony. Po tym wszystkim przesypiał często 5 godzin - od 800 do 1300 „Jednym ciągiem”! Po południu miał jeszcze jedną trzygodzinną fazę snu. Ale noce były wciąż katastrofą. Trzeba było coś przedsięwziąć mimo młodego wieku Fabiana.

Najpierw rodzice przynieśli z piwnicy łóżeczko dziecięce, aby dziecko nie spało już więcej u mamy na kanapie, a w swoim własnym łóżeczku.

Ponieważ Fabian po kąpieli czuł się odprężony, a potem spał jak suseł, przesunięto codzienną kąpiel z przedpołudnia na wieczór.

Poza tym matka musiała uczynić coś, na co się dotychczas nigdy nie odważyła: budzić niemowlę i nie dać mu zasnąć, przyzwyczajając je w ten sposób do normalnego rytmu „dzień-noc”. Tak więc za dnia trzeba było chłopca budzić regularnie po dwóch godzinach snu. Przed swoim ostatnim posiłkiem - przewidzianym na 2200 - Fabian miał w miarę możności nie spać trzy godziny.

Zaskoczeniem był fakt, że Fabian już pierwszą noc przespał od 2200 do 600. Dostał buteleczkę i spał dalej do 800. Rytm ustabilizował się w przeciągu kilku dni. Choć Fabian w ciągu dnia wciąż jeszcze bardzo często płakał, rodzina odetchnęła z ulgą.

Nie wszystkie dzieci czują się znużone po kąpieli i pluskaniu. Niektóre są wówczas szczególnie aktywne i żądne czynów. Jeśli jednak uważacie, że i wasz maluch po kąpieli dobrze śpi, to niech ta kąpiel wieczorna pozostanie codziennym rytuałem zasypiania.

Pomocą dla wszystkich niemowląt jest stały i nie zmieniający się przebieg ostatniej godziny przed pójściem spać. Zadbajcie w szczególności o to, aby ostatnie minuty przed położeniem dziecka do łóżka były dla niego prawdziwym odprężeniem. Kąpiel kąpielą, ale rytuał zasypiania nie wyklucza wzajemnych pieszczot, śpiewania albo kołysania na fotelu na biegunach - ale wszystko po kolei.

Mniej korzystne jest ssanie matczynej piersi albo butelki. To powinno się zakończyć co najmniej pół godziny przed położeniem spać. Wiemy już bowiem, dlaczego nasze dziecko w miarę możności ma zasypiać samo w swoim łóżeczku.

„Trzymiesięczne kolki”

Czy wiecie, że niektóre niemowlęta w wieku do trzech miesięcy płaczą w ciągu dnia poniżej jednej godziny, podczas gdy inne powyżej czterech godzin?

Krzyk jest dla każdego niemowlęcia czymś normalnym, o tym wiedzą wszyscy rodzice. Jednak krzyk wywołuje też u wszystkich rodziców jednakowy odruch, a mianowicie silną chęć położenia mu kresu. Rodzicom dzieci „łatwych w obsłudze” udaje się to dość szybko. Karmienie i trochę noszenia na rękach wystarczy, aby zaspokoić potrzeby takich małych krzykaczy. Są wówczas zadowolone i przestają krzyczeć. Rodzice mają świadomość, że są „dobrymi rodzicami” - i słusznie! Deprymującą jest natomiast świadomość niemożności uspokojenia płaczącego dziecka - ani karmieniem, przewijaniem, noszeniem na rękach, a nawet wożeniem w wózeczku po mieszkaniu! Jak zachować obraz szczęśliwej młodej matki, jeśli w wózku tylko rzadko można podziwiać spokojnie śpiące niemowlę, a prawie zawsze rozkrzyczane małe stworzenie; a w dodatku jest się konfrontowanym z życzliwymi pytaniami w rodzaju: „Co mu jest?” i z radami: „Niech mu pani nie da tak krzyczeć!”

W domu sprawa nie wygląda lepiej. Nawet poirytowany tato albo babcia nie szczędzą wyrzutów pod adresem karmiącej matki: Co ty znowu zjadłaś, że dziecko ma takie wzdęcia?” Rodzi się zwątpienie. Gdy dziecko krzyczy, mamie ściska się serce. Boi się, że nie uda jej się maleństwa uspokoić. Próby uspokajania stają się coraz gwałtowniejsze i rozpoczynają się coraz wcześniej. W końcu trudno sobie wyobrazić, aby niemowlę mogło się w ogóle samo uspokoić.

Wiemy, o czym mówimy. Obydwoje uciekaliśmy się do dość niezwykłych metod uspokajania swych krzyczących dzieci. I tak dr Morgenroth nosił swego synka Claasa na rękach - ale zawsze krokiem przyspieszonym! Ja sama wędrowałam po domu z córeczką Kathariną przy piersi (!), aż mi prawie krzyż pękał. Dzisiaj wiemy, że byliśmy dobrymi rodzicami, mimo że nasze dzieci tyle krzyczały. Ale prawdopodobnie dawaliśmy z siebie za dużo.

Zróżnicowane czasy płaczu u noworodków wynikają z predyspozycji, aczkolwiek w pierwszych miesiącach trudno jest powiedzieć, jak dziecko będzie reagowało później. Krzykacz może się niedługo okazać miłym, roześmianym promyczkiem, natomiast zadowolone niemowlę może mieć w okresie wczesnego dzieciństwa dość trudne fazy rozwoju. Oto kilka informacji, jak się śmielej obchodzić z płaczącym maluchem.

U dzieci z „trzymiesięcznymi kolkami” bardzo często występują zaburzenia w spaniu. Rodzice uśpili je kołysaniem, noszeniem na rękach, karmieniem itd. Ale łatwo przy tym przeoczyć moment, w którym niemowlęciu do szczęścia już nic nie brakuje. Taka chwila nadchodzi w wieku trzech, a najpóźniej czterech miesięcy. Odtąd dzieci o wiele łatwiej uspokoić. Pomimo tego domagają się nadal „specjalnego traktowania”, nie chcą zrezygnować z tak miłych przyzwyczajeń. Także i one mogą się nauczyć zasypiać same i obywać się nocą wiele godzin bez posiłku.

Od szóstego miesiąca do wieku szkolnego - pora na stałe pory!

Jeśli wasze dziecko nie przyzwyczaiło się jeszcze do regularnych okresów spania i czuwania, to wcale nie musicie czekać, aż to nastąpi. Możecie być pewni, że biologiczne dojrzewanie także u niego jest tak zaawansowane, że nocą nie musi już pić i może przesypiać bez przerwy 11 godzin. Ewentualne braki snu uzupełni sobie regularnymi drzemkami w czasie dnia.

Stałe pory są najlepszą pomocą przy zasypianiu. Dziecko, które za dnia i wieczorami stale chodzi spać o jednakowej porze, będzie po kilku tygodniach o tej właśnie porze senne. Jego wewnętrzny zegar przystosuje się do tego.

Posiłki podawane o regularnych porach są również ważne. Wewnętrzny zegar nie może się tak łatwo przestawić na „ciszę nocną", gdy jest ona kilkakrotnie przerywana posiłkami. Temperatura ciała, poziom hormonów, fizyczna aktywność - te regularne zmiany różnych funkcji ciała mają wpływ na nasz wewnętrzny zegar. Przebieg dnia musi być do niego dostosowany, gdyż inaczej zegar się rozreguluje. Robotnicy zmianowi znają ten problem. Nie odczuwają oni ani zmęczenia, ani głodu w porach, w których mogliby spać i jeść. Dlatego wielu z nich ma problemy zdrowotne.

U niemowląt i małych dzieci dochodzi nieraz do zaburzeń podczas spania, gdy rodzice nie narzucą im określonego rytmu. Zamiast tego pozwalają dziecku samemu decydować, kiedy chce pić i spać.

Oczywiście są dzieci, u których wszystko układa się bezproblemowo. Jednak może się zdarzyć i tak, jak to miało miejsce u sześciomiesięcznego Jana:

Jan byt karmiony od początku w zależności od potrzeby. W wieku sześciu miesięcy dostawał 6 do 9 razy pierś, z czego 3 do 5 razy nocą. Wieczorem szedł do łóżeczka między 1800 a 2400. Rano, między 630 a 1000, był wyspany. Za dnia pozwalał sobie od jednej do trzech drzemek, trwających łącznie od jednej do sześciu (!) godzin.

Nocą, w trakcie karmienia, często nie mógł szybko ponownie zasnąć. Nic dziwnego. Skąd bowiem miał o 200 w nocy wiedzieć, że jest noc, a nie że na przykład akurat zakończył trzygodzinne spanie w południe?

Matka zdała sobie z tego chaosu dopiero wówczas sprawę, gdy wszystkie czasy spania, karmienia i płakania odnotowała w 10-dniowym protokole dobowym. (Diagram 5).

Nawet jeśli u waszego dziecka rytm dobowy nie jest jeszcze regularny, powinniście przez kilka dni nanosić czasy do protokołu snu aby docelowo uzyskać regularny wzór.

Jan miał jednocześnie kilka problemów. Zasypiał przy piersi i dostawał nocą kilka posiłków. To należało zmienić (patrz rozdział 4). Przede wszystkim jednak pilnie potrzebował regularnego rytmu.

W wieku od 6 do 12 miesięcy drzemki dzienne są dla prawie wszystkich niemowląt rzeczą sensowną. Zdaniem matki Jana najlepiej było kłaść go wieczorem około 2000. Tolerancja nie miała przy tym przekraczać 30 minut, przynajmniej podczas pierwszych tygodni. Z tego wynikły następujące pory spania:

Jako rodzice możecie sami określić, jaka pora zasypiania najlepiej odpowiada całej waszej rodzinie. Jeśli dziecko ma iść spać już o 1900, wówczas wszystkie terminy przesuwają się o godzinę do przodu. Jeżeli chcecie je położyć dopiero o 2100, to i drzemki dzienne przesuną się o godzinę do przodu. Potrwa to kilka dni, zanim dziecko zaakceptuje stałe terminy. Możecie mu przy tym pomóc, przestrzegając poniższych wskazówek:

Diagram 5: Protokół snu Jana

Niektóre matki czują się ograniczone tak ustalonymi ramami czasowymi. Często pada pytanie: „A jeśli będę musiała iść z moim dzieckiem po zakupy albo na spacer? Przecież po drodze mi zaśnie i wówczas cały rytm bierze w łeb.”

W rzeczy samej - przez co najmniej kilka tygodni należy się dostosować do rytmu dziecka. Spacery, zakupy i inne czynności powinno się planować na porę, kiedy jest ono akurat wyspane.

Z pewnością możliwości jakichś spontanicznych działań są tak długo ograniczone, jak długo musicie uwzględniać dwie pory spania dziecka. Z drugiej jednak strony możecie już po kilku dniach być pewni, że będzie ono w swoim łóżeczku rzeczywiście spało spokojnie godzinę do dwóch. Ten czas możecie wykorzystać dla siebie. Matki, przyzwyczajone od miesięcy do dziecka śpiącego jedynie 20 minut i to wyłącznie w samochodzie albo wózeczku” i nie mające dotychczas czasu na chwilę oddechu, odczują ten na nowo odzyskany czas jako cenny podarunek. Właśnie dzięki tym regularnym dziennym drzemkom większość niemowląt, mających dotychczas zbyt mało snu, nadrabia zaległości. Niektóre śpią dwie do trzech godzin dłużej niż dotychczas.

Jeśli „wyskoczy” wam jakiś ważny powód, możecie naturalnie ów ustalony rytm raz przerwać. Jeśli wszystko toczyć się będzie już utartym torem - a więc po dwóch lub trzech tygodniach - możecie bez obaw od czasu do czasu zrobić wyjątek. Także wypady weekendowe czy też krótki urlop nie będą stanowić już problemu. W przeciągu paru dni dziecko ponownie przyzwyczai się do swych „starych czasów”.

Szczególnie matki z drugim, starszym dzieckiem, śpiącym tylko raz w południe, uskarżają się jednak, że czy to przed południem, czy w południe, czy też po południu - zawsze jedno z nich śpi, a ona sama do niczego nie może się zabrać. Zrozumiała rzecz - marzą one o jak najszybszym wspólnym śnie południowym obojga dzieci. W takim wypadku można spróbować kłaść je spać tylko raz za dnia.

Zwykle maluchy między 10 a 18 miesiącem życia przestawiają się z dwóch drzemek dziennych na jedną w południe. O ustalonej porze przed południem nie są już tak naprawdę zmęczone. Nie zasypiają równie szybko jak dotychczas, a raczej bawią się i gaworzą w łóżeczku. Niektóre protestują i nie chcą w ogóle spać.

Wówczas nadszedł czas na przestawienie systemu na jedną tylko drzemkę południową.

Zaburzenia rytmu snu

Z naszej praktyki wiemy, jak często dość niezwykłe pory spania stają się przyzwyczajeniem i jak uciążliwe staje się to dla rodziców.

Oto przykład 17-miesięcznej Blanki. Sypiała ona w swoim wózeczku codziennie godzinę do dwóch o różnych porach. Wieczorem rodzice czekali, aż Bianka wykaże oznaki zmęczenia. Między 2200 a 2300 zasypiała przy piersi

Również nocą trzeba było ją do pięciu razy karmić. Rano o 730 noc się kończyła. W sumie dawało to tylko 11 godzin snu.

10 dni po rozmowie z nami dziewczynka spała już przeciętnie 13 godzin. Tak jak ustaliliśmy, rodzice kładli ją do łóżeczka rozbudzoną - w południe zawsze o jednakowej porze, zaś wieczorem codziennie o około 10 minut wcześniej, aż do osiągnięcia mniej więcej godziny 2030. Bianka zaakceptowała to prawie bez protestu. Spała po prostu dłużej.

Po upływie roku dowiedzieliśmy się, że Bianka śpi pokazowa od 2000 do 800 rano. Rodzice napisali nam: „Sukcesem Waszej terapii jest to, że mamy już drugą córeczkę.”

Także sześciomiesięczna Barbara zasypiała zawsze dopiero między 2200 a 2400. Matka karmiła ją regularnie, pozwalając jednak dziewczynce decydować samej o porach snu. No i dziewczynka zdecydowała, że nocą będzie trzy godziny czuwała, a za dnia trzy razy drzemała, z czego raz po 1800, a wieczorem najchętniej w ogóle nie pójdzie spać. Ponadto przed zaśnięciem chciała być noszona.

Po konsultacji matka wprowadziła określone pory spania. Basia szła rozbudzona spać o następujących porach: od 2200 do 800, od 1100 do 1300 i od 1600 do 1700. Codziennie skracano wszystkie terminy o 10 minut aż do osiągnięcia godziny 2100, co matce odpowiadało. Począwszy od drugiej nocy dziewczynka przesypiała ją bez przerwy.

Zbyt późna drzemka dzienna prowadzi, podobnie jak u Basi, prawie zawsze do problemów przy wieczornym zasypianiu i przesypianiu nocy.

Szczególnie ciekawym przypadkiem była dla nas 2,5-letnia Nadine. W wieku 3-6 miesięcy przesypiała całą noc, ale potem pojawiło się u niej zaburzenie doprowadzające jej rodziców do rozpaczy. Konsultowali się z kilkoma pediatrami. Także lekarstwa nie dały pożądanego efektu. Oto na czym polegał kłopot. Nadine dawała się bez problemu położyć około 2000. Szybko zasypiała, ale budziła się o 2100 i chciała już wstawać. I rzeczywiście wstawała, gdy zawodziły wszystkie próby rodziców skłonienia jej do ponownego zaśnięcia.

Tak więc Nadine przychodziła do pokoju, aby się pobawić czy też zjeść kilka orzeszków. Zajmowała się sobą zwykle spokojnie, podczas gdy ojciec lub matka, oboje zmordowani, czuwali nad nią, na zmianę oglądając telewizję. Nadine bowiem była bardzo wytrzymała. Wreszcie koło 030 zasypiała na tapczanie. Potem można ją było przenieść do jej łóżka, w którym spała bez przerwy do 800 - 900. Od czasu do czasu pozwalała sobie jeszcze na jednogodzinne spanie około 1200 w południe.

W przypadku Nadine istotne było postawienie prawidłowej diagnozy. Prawdopodobnie celebrowała od 2000 do 2100 swoją „drzemkę południową". Naturalnie nie mogła potem natychmiast zasnąć. Jej wewnętrzny zegar zaprogramowany był na następne 3,5 godziny „czuwania". Jasna sprawa - po prostu przyzwyczaiła się do tego rytmu. Podjadanie orzeszków czy chipsów przyczyniało się dodatkowo do ożywienia jej systemu krążenia.

Terapia polegała więc na tym, żeby ten „sen południowy" rzeczywiście potraktować jako taki, przesuwając go jednocześnie stopniowo wraz z czasem zasypiania. Dodatkowo budzono Nadine o 800.

Już po czterech dniach rodzice przesunęli czas jej zasypiania na 2130. Ową „drzemkę południową” przełożyli z własnej inicjatywy bezpośrednio na porę południową. Nie było protestu. Dziewczynka spała bez przerwy z tym, że godzinę do dwóch dłużej niż poprzednio. Po siedmiu miesiącach podczas dodatkowego badania okazało się, że Nadine śpi już od 1830 wieczorem do 730 rano - a więc jeszcze o godzinę dłużej.

Dla rozwiązania tego problemu rodzice zastosowali tylko dwa proste środki: przesunięcie czasów spania i budzenie. Budzenie prowadzi do sukcesu zawsze wówczas, gdy dziecko w południe albo rano regularnie „odsypia” nocne pory czuwania.

Tak było u prawie dwuletniej Jenny. Przyszła ona na świat trzy miesiące za wcześnie i na początku cierpiała z powodu „trzymiesięcznych kolek”. Nocą długo nie mogła zasnąć.

Co prawda od 2000 do 900 leżała w łóżeczku, jednak prawie każdej nocy budziła się na kilka godzin. Najpierw przez godzinę bawiła się i gaworzyła sobie spokojnie, po czym zaczynała krzyczeć, dostawała herbaty i była przez chwilę brana na ręce. Następnie wszystko zaczynało się od początku, czyli dwie do trzy godzin bez spania. Natomiast w południe spała zwykle trzy godziny bez problemów.

Jenny miała wystarczającą ilość snu, ale jego podział stanowił dla rodziców znaczne obciążenie. Była na to tylko jedna rada: budzić córkę. A więc rano najpierw o 800, następnie każdego dnia nieco wcześniej, wreszcie o 700. Małą budzono dodatkowo po dwóch godzinach snu południowego.

Po paru dniach Jenny przesypiała całą noc. Ponieważ braku snu nie mogła już nadrobić ani rano, ani w południe, szybko pojęła, że to właśnie noc służy do spania!

Wielu rodzicom nie jest łatwo zrywać rano ze snu dziecko, które tak słodko śpi i które w nocy niewiele spało. Dochodzi do tego własne znużenie i jakże zrozumiała chęć wyspania się wreszcie, zwłaszcza w weekend. Jeśli jednak rytm spania jest rozregulowany, tak jak u Jenny, wówczas nie ma lepszego środka jak budzenie. Po kilku tygodniach nowy rytm się ustabilizował, dalsze budzenie nie było potrzebne.

Innym bardzo powszechnym problemem jest przedwczesne budzenie się niemowląt i małych dzieci. Podobnie jak dorośli, także niektóre małe dzieci wykazują tendencję do wczesnego budzenia się albo do zasypiania dopiero późną nocą. Jeśli młoda latorośl chce regularnie wstawać o 500 rano, to nie znaczy to, byśmy się z tym musieli pogodzić.

A o to właśnie chodziło 10-miesięcznemu Sebastianowi. Budził się żwawy o 500, najpóźniej zaś o 530. Między 800 a 900 ponownie zasypiał i spał do około 1000. O 1200 ucinał sobie drzemkę południową. Wieczorem szedł do łóżka około 1900. Dla Sebastiana znamienne było to, że jego pierwsza drzemka odbywała się bardzo wcześnie, a krótko po niej następowało spanie południowe. Sebastian budził się tak wcześnie, jakby oczekując na dłuższe spanie przed południem.

Ponieważ matce bardzo zależało na tym, aby Sebastian wraz ze starszym bratem nadal spał o 1200, nie pozostało jej nic innego, jak pozwolić mu spać dopiero w południe.

W pierwszych dniach Sebastian był bardzo rozkapryszony i przemęczony. Po dwóch tygodniach zaczął jednak rano regularnie dłużej spać.

Wczesne budzenie się jest u wielu dzieci szczególnie uporczywe. Rodzice potrzebują co najmniej dwóch tygodni cierpliwości. Dopiero wówczas mogą ocenić, czy ich wysiłki nie poszły na marne.

I jeszcze kilka wskazówek dla rodziców „rannych ptaszków”:

Wieczorne rytuały

Któregoś dnia zgłosiła się do nas matka z następującą uwagą: „Ja rozumiem, że moje dziecko nie powinno zasypiać przy piersi albo z buteleczką, także nie na ręku i w miarę możności nie ze mną w łóżku. Ale czy to nie oznacza, że mu to zasypianie obrzydzam?”

Oczywiście nie. Wręcz przeciwnie. U starszego niemowlęcia i u małego dziecka jest szczególnie ważne, aby ostatnie minuty przed zaśnięciem były spokojne i przyjemne. Ustalony rytuał pomoże wam i dziecku przewidzieć z góry przebieg każdego wieczora.

Jeśli wasze dziecko jest już starsze, może sobie samo wybrać jakąś książkę albo nawet samo zdecydować, co by najchętniej chciało robić wspólnie z mamą i tatą. Ważne jest tylko to, abyście to wy ustalali ramy tych zajęć, a nie wasza pociecha.

Dziecko wyczuje natychmiast waszą niepewność. Zacznie zaraz walczyć o drugie i trzecie opowiadanie, aby wieczorny rytuał przedłużyć. Do dyskusji i walki o władzę w ogóle nie dojdzie, jeśli przebieg tego rytuału będzie zawsze taki sam. Wówczas dzieciom jest najłatwiej zaakceptować ramy czasowe bądź ograniczenie typu „zawsze tylko jedno opowiadanie”.

Intensywnie spędzony z wami czas ułatwia mu wykonanie ostatniego kroku, czyli zasypianie, samemu i bez waszej pomocy. Ta bliskość w ciągu tych ostatnich minut przed pójściem spać wzmacnia u dziecka poczucie bezpieczeństwa, pewności i miłości. To uczucie jest ważnym warunkiem budowania własnej osobowości w połączeniu z zaufaniem do własnych możliwości.

„Moi rodzice mnie kochają i są zawsze do mojej dyspozycji” - z takim wewnętrznym nastawieniem jest dziecku łatwiej ułożyć się spokojnie w łóżeczku. Nie potrzebuje ono waszej stałej bezpośredniej bliskości, aby mogło być pewne waszego uczucia. Aby się czuć pewnie i bezpiecznie, potrzebuje jednak owego zrozumienia, że - nawet podczas wieczornych rytuałów - to właśnie wy ustalacie określone granice, nie dając się wodzić za nos.

Najpierw wspólna zabawa, potem osobne spanie - nie ma z tym naturalnie wówczas kłopotów, gdy dziecko jest do tego przyzwyczajone od początku. Jeżeli dotychczas potrzebowało do zaśnięcia waszej obecności albo butelki, a wy chcecie zmienić te przyzwyczajenia, to coś mu zabieracie. Nie spodoba mu się to, ale dzięki pomocy harmonijnego rytuału wieczornego możecie mu - jak i sobie - tę zmianę ułatwić.

Ważne jest, abyście tę wspólną ceremonię wieczorną kończyli bez dodatkowych targów. Możecie na przykład po przeczytaniu opowiadania demonstracyjnie zamknąć książkę, zanieść dziecko do łóżka, przykryć je, zgasić światło i po całusach na dobranoc natychmiast wyjść z pokoju. Dziecko będzie wówczas dokładnie wiedziało, że taktyką przeciągania niczego nie wskóra. Jeśli natomiast matka stanie niezdecydowana w pokoju, pytając jeszcze na dodatek „Czy teraz mogę już iść?” wówczas maluch w mig wyczuje jej wahanie, a swoją przewagę. Wie bowiem, że to on ustala reguły i że wystarczy tylko zapłakać, a mama zrobi wszystko, czego zażąda.

Czasem zaczyna się to całkiem niewinnie. Marek, 15 miesięcy, do zasypiania potrzebował obecności matki lub ojca w swoim pokoju. Mieli po prostu być i stać obok łóżeczka. Rodzice się na to zgadzali, bo chłopczyk zasypiał w ciągu kilku minut. Jednak odkąd skończył roczek, zasypianie przeciągało się coraz bardziej. W ostatnich tygodniach tato czy też mama spędzali każdego wieczora co najmniej godzinę przy łóżku małego. Ten zaś miał się na baczności: „Nie wolno mi zasnąć, bo zaraz się wymkną!”

Dla rodziców taki wieczorny program stał się zmorą. Codzienne czuwanie przy dziecku nie sprawiało im już żadnej przyjemności, budziło raczej uczucie irytacji. W takich chwilach nie mogło być też mowy o jakimś intensywnym pozytywnym kontakcie z Markiem. Rodzice marzyli z utęsknieniem o chwili, kiedy będą mogli wyjść z pokoju. Marek z pewnością wyczuwał to negatywne nastawienie. Miał dodatkowy powód, aby walczyć o zwrócenie na siebie uwagi rodziców, a więc tym bardziej nie zasnąć.

Po konsultacji wieczorny rytuał zmieniono. Ojciec albo matka brali Marka na kolana, oglądali z nim jakąś książeczkę albo bawili się - nie dłużej niż 10 minut. Następnie kładli go do łóżeczka i wychodzili z pokoju. O ile cenniejsze były dla Marka te wspólnie spędzone minuty niż uprzednie godzinne potyczki!

Trwało pięć dni, nim nauczył się bez kłopotów samemu zasypiać. Cena owej odzyskanej harmonii rodzinnej - Marek przepłakał łącznie 15 minut.

Marek nie jest odosobnionym przypadkiem. U dziewięciomiesięcznej Mony mijały nawet regularnie 2,5 godziny, zanim zasnęła. Matka była z nią cały czas w pokoju, ciągle w polu widzenia. W tym czasie trzymała rączkę córeczki, nosiła ją, kładła ponownie do łóżeczka. Proceder ten powtarzał się kilkakrotnie. Za dnia mama Mony pracowała, więc te 2,5 godziny były dla niej prawdziwą przyjemnością, a moment rozstania się z córką wieczorem nie był łatwy. Babcia, która za dnia opiekowała się Moną, była tą osobą, która „zaciągnęła” córkę na konsultację.

Po tej rozmowie matka niemal wbrew swojej woli zdecydowała się opuszczać pokój Mony po „buzi na dobranoc”. Stawała przy drzwiach, przez szparę obserwując córkę aż do chwili zaśnięcia. Ku jej zdumieniu nie rozbrzmiewał oczekiwany krzyk protestu. Najpierw trwało prawie godzinę, aż mała zasnęła, po pięciu dniach natomiast - już tylko kilka minut. Wyglądało, jakby tak naprawdę czekała na to, aby ją wreszcie zostawić w spokoju.

Nie wszystkie dzieci akceptują tak po prostu zmianę programu wieczornego. Z następnego rozdziału dowiecie się, co czynić, gdy wasza pociecha gwałtownie protestuje.

Spanie w łóżku rodziców?

Znajoma wychowawczyni spytała ostatnio w przedszkolu dzieci w wieku od trzech do sześciu lat, które z nich śpi już samo we własnym łóżeczku. Z 25 dzieci zgłosiło się tylko jedno. Tak więc wszystkie pozostałe spędzały przynajmniej część nocy w łóżku rodzicielskim.

Jeśli nawet ta relacja nie jest całkiem typowa, to do sześciu lat spanie z rodzicami jest bardzo rozpowszechnione. Zgodnie z pewną szwedzką analizą razem z rodzicami śpi nocą ponad 50 procent trzylatków, i - w rezultacie - prawie jedna trzecia dziewięciolatków. Można by sądzić, że jeśli coś jest tak rozpowszechnione, to nie może być złe. Co jednak ciekawe - dzieci w łóżku rodziców nie śpią lepiej niż te, które spędzają noc we własnym. Jest wręcz przeciwnie.

Dzieci śpią w łóżku rodziców często niespokojnie i częściej się budzą. Dotyczy to jednak tylko naszego kręgu kulturowego. W innych kulturach bowiem „łoże rodzinne” jest rzeczą samo przez się zrozumiałą. Rzadko słyszy się tam o zaburzeniach snu u takich dzieci.

Spanie w łóżku rodzicielskim - czy to dobrze czy źle? Na to pytanie nie ma łatwej odpowiedzi. Oczywiście, rodzice mają uzasadnione powody, aby dziecko wziąć od czasu do czasu do siebie. Oto kilka przykładów:

Jasna sprawa, ciężko chore dziecko potrzebuje bliskości rodziców. Najprostszym i sensownym rozwiązaniem jest wzięcie go do siebie do łóżka.

To samo dotyczy dziecka, które nocą boi się panicznie i płacze ze strachu. Może mu się przyśniło coś złego albo trudno mu poradzić sobie z problemami minionego dnia. Fizyczna bliskość rodziców może mu być pomocna. Jeżeli jednak zdarza się to często, należy koniecznie za dnia poszukać przyczyn i odpowiednio zareagować (bliżej na ten temat w rozdziale 5).

Dla wielu dzieci spanie w łóżku rodziców nie jest jednak wyjątkiem lecz regułą. Czy to jest z korzyścią dla dzieci, rodziców i ich wzajemnych stosunków?

Poniższe pytania mogą wam pomóc spojrzeć na to zagadnienie nieco dokładniej.

Czy odpowiedzieliście na wszystkie pytania negatywnie? W takim razie prawdopodobnie nie ma problemu. Zdecydowaliście się świadomie wziąć dziecko do wspólnego łóżka i uważacie to za słuszne. Nie byłoby rzeczą rozsądną zmieniać cokolwiek wbrew waszemu przekonaniu.

Czy odpowiedzieliście na jedno bądź na kilka pytań pozytywnie? Wówczas sprawa wygląda inaczej. Wielu rodziców dzieli łóżko wbrew własnemu przekonaniu z jednym, a nawet z kilkoma dziećmi. Nie podjęli tej decyzji świadomie, a raczej dlatego, bo „tak się to jakoś złożyło”. Być może dziecko po przebytej chorobie nie chciało wrócić do własnego łóżeczka i wyjątek ten stał się przyzwyczajeniem i regułą. W niektórych rodzinach następuje z tego powodu regularna „przeplatanka”: dziecko przychodzi wieczorem do rodzicielskiego łóżka. Robi się zbyt ciasno. Ojciec się wyprowadza do pokoju dziecka, zaś matka leży na brzegu łóżka. Pociecha natomiast spoczywa w poprzek, zajmując prawie całą szerokość łoża. Obrazek ten charakteryzuje bardzo dobrze zaistniałą sytuację. Małe dziecko zepchnęło dorosłych rodziców na sam skraj ich łóżka, demonstrując w ten sposób, kto w rodzinie gra pierwsze skrzypce.

Opisana powyżej sytuacja jest również dla dziecka dużym stresem. Czuje ono, że posiada władzę, kiedy nocą kładzie się między rodzicami i w ten sposób ich rozdziela. Ale możliwe są negatywne konsekwencje tego stanu rzeczy: w wypadku sprzeczki albo rozstania się rodziców dziecko może dopatrzyć się związku z własnym postępowaniem, wytwarzając w sobie silne poczucia winy.

Czasami matki albo ojcowie biorą dziecko do małżeńskiego łóżka, gdyż odpowiada to ich potrzebom. Niejedna żona (i niejeden mąż) są może radzi, gdy obecność dziecka zapobiega regularnym kontaktom seksualnym. Nieraz dorosły - czy to wychowujący dziecko samotnie, czy też z powodu częstych nieobecności partnera - nie chce spać sam i dlatego bierze dziecko do siebie jako namiastkę partnera.

Rozdział 3: To co najważniejsze

U niemowląt do sześciu miesięcy pamiętajmy:

Reguły od szóstego miesiąca:

Reguły obowiązujące w każdym wieku:

4. Jak zrobić z „nocnego marka” dobrego śpiocha

W tym rozdziale dowiecie się:

Niekorzystne przyzwyczajenia przy zasypianiu

Wiecie już, jak przebiega sen dziecka. Jedno jest pewne: wasze dziecko powinno w miarę możliwości zasypiać w łóżeczku samo i o regularnych porach - wówczas i w nocy będzie potrafiło samo zasnąć. Ta zależność jest jasna.

Jeśli dziecko ma ponad sześć miesięcy i gdy istnieją jakieś nieprawidłowości w spaniu, wówczas może wam się wydawać, że coś robicie nie tak jak trzeba. Zadajecie sobie pytanie, jak można by to jeszcze zmienić. Czy dziecko położyć rozbudzone i zostawić samo w łóżeczku? Nie czekać aż się znuży, lecz ustalić we własnym zakresie czasy spania? Ale przecież ono się z tym nie pogodzi! Co począć, gdy zacznie krzyczeć?

Nasza rada: Zaniechajcie popularnej zasady „pokrzyczy i przestanie”. Nie czekajcie, aż problem rozwiąże się sam, gdyż może to potrwać długo. Wymagana jest raczej wasza aktywność i postanowienie uczynienia czegoś, co dziecku niezbyt się spodoba. Inaczej mówiąc, przestańcie robić tylko to, czego chce dziecko. Dla niektórych maluchów - a także dla ich rodziców! - może się to okazać całkiem nowym przeżyciem.

Na początku prawie wszystkie dzieci zaprotestują, aczkolwiek prawie wszystkie są w stanie zmienić swoje przyzwyczajenia w przeciągu od dwóch dni do dwóch tygodni, a więc przesypiać noc, o ile rodzice je w tym systematycznie i konsekwentnie wesprą.

W rozdziale 2 powiedzieliśmy, że jeżeli dzieciom podczas zasypiania pomagają rodzice, mogą się wyłonić dwa problemy.

Albo dziecko będzie się miało na baczności i zasypianie się przeciągnie, albo też będzie się budziło nocą z uczuciem, że czegoś mu brak, nie mogąc ponownie zasnąć. Będzie przy tym płakało tak długo, aż rodzice powrócą do dotychczasowych sposobów usypiania. Może się to powtarzać kilkakrotnie; dziecko nigdy albo tylko rzadko prześpi spokojnie całą noc.

Te problemy nie są jednak regułą. Jeżeli dziecko zasypia wieczorem wprawdzie tylko przy waszej pomocy, jednak daje się bez oporów ułożyć w łóżeczku i śpi spokojnie do następnego rana, wówczas naturalnie nie ma powodu, aby cokolwiek zmieniać. Jeśli jednak nocą kilkakrotnie się budzi i zasypia wyłącznie przy waszej pomocy, to wtedy należy wyjść z założenia, że ta wieczorna „pomoc” powoduje w rzeczywistości zaburzenia snu.

Ze smoczkiem

Kiedy odwiedziła nas matka Roberta, była prawie zrozpaczona. W naszym „kwestionariuszu o stresie” zakreśliła maksymalną liczbę punktów: „zupełnie wyczerpana, nerwowo rozkojarzona, wykończona”.

Robert miał wówczas sześć miesięcy i za dnia byt chłopakiem na pokaz. Spał łącznie 15 godzin, a więc dłużej niż przeciętnie. Zasypiał nawet sam w swoim łóżeczku. Pomimo tego nie był to sen spokojny. Aby zasnąć, potrzebował smoczka. Wieczorem nie stanowiło to dla matki problemu, ale nocą Robert budził się od sześciu do dziesięciu razy i płakał, począwszy od godziny 030. Matka musiała za każdym razem wstawać, iść do jego pokoju ze smoczkiem, po czym chłopiec ponownie szybko zasypiał. Jego mama natomiast długo jeszcze leżała rozbudzona. To oczekiwanie „Jeszcze chwila, a zacznie krzyczeć” wywoływało u niej stres nie pozwalający zasnąć.

R. Ferber, Solve your childs sleep problems. New York 1985, Simon & Schuster.

A. Kast-Zahn und H. Morgenroth, Erfahrungen und praktische Hinweise für den Umgang mit Schlafproblemen im Säuglings- und Kindesalter. „der kinderarzt” 26, 1995, nr l, s. 46 - 52 i nr 2, s. 204 - 212.

D. Wolke i in., Häufigkeit und Persistenz von Ein- und Durchschlafproblemen im Vorschulalter: Ergebnisse einer prospektiven Untersuchung an einer repräsentativen Stichprobe in Bayern „Prax. Kinderpsychol. Kinderpsychiat”, 1994, 43, 339 - 344.

E. Aserinsky & N. Kleitman, Regularly occuringperiods of eye motility and concomitant phenomena during sleep, „Science” 1953, 118, s. 273 - 274.

H.P. Roffwarg i in., Ontogenetic development of the human sleep-dream cycle., „Science”, 1966, 152, s. 273 - 274.

A. Kast-Zahn, Wie wird mein Baby ein guter Schläfer? „Hipp-Penaten, Baby-Club, Club- Magazin” 1995, l, s. 18 - 19.

J. Cuthbertson & S. Schevill, Helping your child sleep through the night. New York, 1986, Doubleday.

D. Wolke, Die Entwicklung und Behandlung von Schlafproblemen und exzessivem Schreien im Vorschulalter, [w:] Petersmann (wydawca): Verhaltenstherapie mit Kindern, München 1994, Gerhard-Röttger-Verlag l54 - 208.

A. Kast-Zahn, Wenn Ihr Kind die Nacht zum Tage macht. „Hipp-Penaten, Baby-Club, Club-Magazin”, 1995, 3.

S. Friedrich & V. Friebel, Einschlafen, Durchschlafen, Ausschlafen. Hamburg 1993, rororo.

G. Klackenberg, Incidence of parasomnias in children in a general population, [w:] Ch. Guilleminault, (wydawca), Sleep and its disorders in children. New York 1987, Raven Press. s. 99-113

B. Lozoff i in., Cosleeping in urban families with young children in the United States. „Pediatrics”, 1984, 74, s. 171-182.

1

20



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
3743
200408 3743
3743
3743
3743
3743
3743 fungicide performance for penthiopyrad
NC 3743
3743

więcej podobnych podstron